Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2020, 18:10   #59
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Bogumiła wbiła wzrok prosto w oczy Vanhoos’a, nie było w nich widać złości tylko upór. Nie zaciskała warg, nie unosiła brwi, nawet rzęsami nie zamiatała. Na złość całemu światu miała zamiar udowodnić mu, że nie wie wszystkiego. Gdy Truposz zwrócił się do jej braci żyleta posłała samymi wargami całusa kanibalowi i odwróciła od niego wzrok, by móc zobaczyć minę Strzykawy.

Vanhoose uśmiechnął się do Żylety, wystawił język, ordynarnie oblizując nim swoje woskowe wargi.
Może jednak powiem więcej jak siostrzyczka posiedzi mi na kolanach – powiedział skupiając się teraz na Bogumile. W jego oczach trudno było dostrzec blask, jaki czasem towarzyszy drabom, gdy znajdą się w towarzystwie żylety. One naprawdę przypominały ślepia rekina. – Wujek Billy potrzebuje się rozerwać. Nie jesteś za piękna, ale przynajmniej nie będziesz kłapać jadaczką.

Kanibal zarechotał obserwując reakcję żylety i jej braci.

Napięcie w pomieszczeniu rosło. Każdy znajdował się w ognisku lupy pozostałych. Jakby zasiadali do pokerowego stołu i okazana w najbliższych sekundach reakcja miała zdradzić rękę, którą gracze rzucą w nadchodzącym rozdaniu.

Bożydar dokładnie oczyścił swój sprzęt słuchając wymiany zdań między znajdującymi się w komorze ludźmi. Najbardziej interesowała go dyskusja Williama oraz Truposza, którzy tworzyli całkiem kolorowy duet. Ewidentnie Vanhoose odrobił lekcję z podjudzania mając też chrapkę na tajne informacje Alternatywy.
Naprawdę uważasz, że gdybyś zabrał słodycze sprzed nosa pociechy szefa to nadal byś żył? – zapytał z uśmiechem Bożydar spoglądając na pomalowanego posiadacza miotacza ognia. – Mógłbyś bezkarnie zabić jednego czy kilku z nas, ale słodycze… – westchnął rewolwerowiec. – … Szef traktuje je kurewsko poważnie i wysłałby za tobą ludzi przy których ja wyglądam jak upośledzony berbeć. – zaśmiał się wojownik. – Już na poważnie to przy Wesołym Williamku i całej tej ferajnie nie podam ci wytycznych “góry”, które tobie czy Caroline zdradzić mógłbym. Polubiłem was na tyle, że jestem skory do pewnych wyjaśnień, a wiedz, rodzeństwo świadkami, że nie zawsze tak bywa. – Starszy Kapral Alternatywy spojrzał na Williama. – Dobry strzał Vanhoose. Niestety nie jestem tak głupi jak możnaby się spodziewać.

Technik ślęczał nad terminalem który się ożywił i miał zacząć wprowadzać komendy gdy jego brat zdecydował się zabłysnąć, a co niektórzy zaczęli okazywać… khem… emocje.. Zaśmiał się bez radości po czym spojrzał za siebie na zgromadzonych.
– Misja? Jaka kurwa misja? Przepadła, ale mogę mieć ofertę dla naszych towarzyszy jeśli się stąd wykaraskamy. Truposz się sprawdził miotaczem, teraz pora na Ritę. Tyle w temacie, a teraz dajcie mi pracować.
Po tych słowach wziął się za terminal. Potrzebował odpalić każdą możliwą diagnostykę nie tylko komory, ale i tego poza nią ile zasięgu i możliwości starczy. Oby małe skurwiele nie dorwały się do kabli…

Samedi ziewnął pozostałościami radu i polonu. Zamięlił parę razy zębami lekko niezadowolony.
W takim razie pas. Niczego więcej się teraz nie dowiem, a żelastwo swoje waży – kapelusznik zaczął mało delikatnie pakować na powrót części do sarkofagu. – A jak w niedługim czasie się nie dowiem, to może skontaktuje się z mistrzem areny. Niech zrobi nagrodę w walkach gladiatorów. Zarobię na zakładach patrząc jak takie Vanhoosy się o nie zabijają. Przyjemne z pożytecznym, co myślisz Bill? Tobie raczej nie pozwolą wziąć udziału, a szkoda. Choć może ozdobisz igrzyska w nieco inny sposób. Rozerwanie też wchodzi w grę – sarknął złośliwie, zmęczony rolą dobrego wujka.

Bogumiła przytaknęłą Truposzowi. Nie zrobił na niej wielkiego wrażenia wybieg Vanhoose, choć na tekst Boguchwała uśmiechnęła się drapieżnie w kierunku kanibala. Jeszcze mógł się doprosić o swoje, jeśli tak bardzo, bardzo będzie chciał.

Wentylacja buczała, technik stukał w klawisze, oddechy ludzi przebijały się na pierwszy plan i brakowało tylko brzęczącej muchy. Truposz obserwował unoszącą się i opadającą klatkę piersiową burmistrza. Niech jeszcze trochę pooddycha w masce tlenowej, później trzeba będzie mu ją zabrać, jeszcze może się przydać, odnotował. Argumenty zostały wyczerpane, ale czasu wciąż pozostawało sporo i trzeba było go z pożytkiem zagospodarować. Kanibal lubił manipulować, choć sam również wydawał się podatny. Caleb postanowił sprawdzić. Pęknie, wybuchnie, zdradzi coś więcej… wszystko było dobre dla potrzeb badania pacjenta.
Byłbyś bardziej wiarygodny w szczerzeniu, gdybym nie wiedział jak bardzo płaszczysz się przed swoim panem – Samedi kpiąco uderzał w emocje i ego Vanhoosa, licząc, że coś w nim obudzi. Może bunt, może dumę, coś co leżało na dnie jego jaźni. – Rozejrzyj się – rozłożył ramiona. – Apokalipsa już się stała, nic gorszego nie przyjdzie. Wszystko wokół to walka o ochłapy. O rzeczy, za które nie warto oddawać godności. Chyba, że mówimy o Lanie i Lucasie, dla nich warto popełzać – potrząsał ogniwami kajdan, grając taneczną melodię z przekonaniem i werwą. Choć był to tylko blef schowany za pokerową twarzą. Mocno prawdopodobny. Imiona zbyt płytko zakopane w podświadomości, jak na trupy z dalekiej przeszłości. W jego śnie wyciągnęły ręce przebijając cienką warstwę ziemi. Z resztą, w legendzie z tego co pamiętał, występowały zupełnie inne aliasy. „Obecna” rodzina mogła być całkiem żywa. Chciał zobaczyć jakie kroki wykona kanibal. – Widzisz Van, ja nigdy nie potrafiłem się mocno przywiązać, cholernie zazdroszczę, tak bardzo, że prędzej zjem je i popije octem niż ci je oddam.

Masz jednak przebierańcu łeb na karku – odparł Vanhoose wyraźnie zadowolony, kiedy Truposz z powrotem schował części robota – Choć od twojego biadolenia rozbolała mnie głowa. Nie próbuj być sprytniejszy niż jesteś, nie próbuj mnie rozgryzać. Jeszcze raz spróbujesz wymienić te imiona i przestaniemy się lubić. Zamiast więc bawić się w mentalistę, przekonaj rodzeństwo, żeby dla dobra wszystkich, pozwolili mi naprawić to co ty i Rita spierdoliliście.

Prędzej padnę trupem niż pozwolę ci stąd wyjść skurwysynu! – syknął Karl, któremu pod fioletowym nosem zrobił się paskudny zakrzep. – Innych możesz wodzić za nos, ale ja wiem kim jesteś. Powiesz wszystko, byle ratować dupsko tchórzu.

Kanibal wyszczerzył spiłowane zęby, teraz swoje oczy drapieżnika wbił w Azylanta.
Karl. Wciąż to do ciebie nie dociera, prawda? Nie masz nic do powiedzenia. Wasi wybawcy chcieli cię wyrzucić stąd na pożarcie kojotom, a twoi właśni ludzie próbowali zamknąć w celi. Ty też jesteś więźniem, ale różnica polega na tym, że ja jestem wart dziesięć tysięcy amo a ty jesteś pierdolonym śmieciem.

Dłonie Karla złożyły się w pięści, na skroniach pojawiły fioletowe żyły.

Vanhoose widząc jaki efekt wywołał kontynuował z pasją sadysty i mąciciela.
Twoje życie jest bezwartościowe, dla doktorka i niemowy jesteś wart tyle co padlina, którą żrą na tych pustkowiach mutki. Rozwaliłem kastetem pysk twojemu kumplowi, kazałem rozstrzelać twoich przyjaciół a to ciebie chcieli skazać na śmierć. Jakim trzeba być kurwa frajerem, żeby tak skończyć, co Karl?

– Ja przynajmniej nie zabiłem żony i dziecka! – odgryzł się coraz bardziej zdenerwowany osadnik. – Wolę być pierdolonym śmieciem niż potworem, który wyrwał płód z brzucha swojej kobiety! Jak oni mieli na imię Truposzu!? Lena i Lucas? Mają chociaż jakiś grób czy ich też pożarłeś?

[MEDIA]https://img2.grunge.com/img/gallery/things-supernatural-gets-wrong-about-mythical-beings/vampires-down-for-the-count-1567699945.jpg[/MEDIA]

Nagle uśmiech Vanhoose zniknął a oczy zgasły. Widzieli jak więzy napinają się pod naporem mięśni. Kanibal wystrzelił szczupakiem, rycząc otworzył szczękę najeżoną zębami, którymi za chwilę rozpruje tętnicę na szyi białowłosego.


 
Cai jest offline