Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-09-2020, 00:27   #51
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


Ponownie odłączając się od grupy, Rita wkroczyła samotnie przez ciężką gródź wejściową do wnętrza Azylu 47, opuszczając z pewnym poczuciem goryczy nominalny przedsionek obiektu habitacyjnego. Krocząc przez zagracony hol, żyleta minęła położoną równolegle do niego salę odpraw. Krótkie spojrzenie przez delikatnie zaparowaną szybkę maski przeciwgazowej ukazało jej pozostawione w nieładzie pomieszczenie, nieodstające wyglądem i zapachem od reszty wejściowej części budowli. Zatem nie dostrzegłszy tam nic ciekawego, kobieta ruszyła dalej, dochodząc szybko do włazów wewnętrznych prowadzących w głąb bunkra. W miarę posuwania się do przodu ślady bytności gryzoni stawały się coraz bardziej zauważalne. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niektóre wyglądały na całkiem świeże i dość spore, jak na pozostawione przez zwierzęta tego rodzaju...


Światło latarki okazało się nieocenione w pokonywaniu mrocznej plątaniny klaustrofobicznych, zaśmieconych i cuchnących korytarzy podziemnego kompleksu. W dodatku znając dobrze standardowy plan architektoniczny tego typu obiektów, poszukiwaczce skarbów nie zajęło dużo czasu dotarcie do wind łączących wszystkie poziomy budowli w kształcie silosu. Zgodnie z jej przewidywaniami wszystkie okazały się uziemione. Ich ruszenie nie było jednak jej zadaniem, więc bardziej skupiła się na tym jak zejść niżej. Teoretycznie mogła skorzystać z któregoś szybu windy, była na tyle zręczna, że dałaby radę. Jednak skoro miała wybór, to zdecydowała się po prostu użyć klatki schodowej. Szczególnie że dzięki temu mogła przepatrzeć drogę dla tych, którzy ruszyliby po jej śladach.

Cytat:
Ginące w mroku żelazne schody prowadziły na niższe kondygnacje. Brunetka znajdowała się w połowie drogi między pierwszym a drugim piętrem, gdy usłyszała mlaskanie. Kiedy skierowała snop światła latarki trzy stopnie niżej, zobaczyła łyse, poskręcane, guzowate ciałko pochylone nad truchłem identycznej, martwej istoty. Pozbawiony sierści stwór wyglądał niemal jak ludzki płód. Niemal ludzkie łapki zakończone były ostrymi, żółtymi pazurzyskami. Szczur zauważył żyletę, wyszczerzył w jej stronę zakrwawiony pyszczek, z którego wystawały dwa ostre długie zęby.



Na ten widok jej źrenice rozszerzyły się jednocześnie ze strachu i zaskoczenia. Szczęściem równocześnie głos uwiązł jej w gardle, inaczej mogłaby nieopatrznie krzyknąć i tym samym zaalarmować inne istoty, potencjalnie czające się gdzieś w gęstym mroku. Nie wspominając o realnej możliwości sprowokowania nagłego ataku ze strony wpatrzonego w nią mutanta-kanibala. Dopóki jeszcze obserwował ją wnikliwie i badawczo, poruszając energicznie swymi czuciowymi wąsami, dziewczyna niezwykle delikatnie i ostrożnie przykucnęła. Zrobiła to, by położyć swą latarkę na jednym ze schodków w taki sposób, aby rzucała ona światło wprost na wielkiego szczura. W międzyczasie drugą ręką wyciągnęła ze swego sajdaka łuk. Potem z kolei zwolnioną pierwszą ręką sięgnęła po strzałę. Perliste krople potu zebrały się na czole Caroline gdy powoli i kamuflująco zabierała się do strzału z zaskoczenia. Nie znała w pełni możliwości przeciwnika, więc wolała załatwić sprawę gładko, szybko oraz efektywnie, póki badał on sytuację. W zwierzęciu musiała kipieć jednak jakaś niezwykła inteligencja, bądź zwykła dzika agresja, bowiem z nieznanego powodu odebrało jej zachowanie jako potencjalnie wrogie. A wtedy to z zaskakującą dla stalkerki prędkością ruszyło w jej stronę, ukazując swe okazałe, okrwawione i pożółkłe siekacze. Dziewczyna akurat w tym samym momencie zdążyła wypuścić strzałę, która na tak krótkim dystansie nie zdążyła nabrać odpowiedniej prędkości, by grot wbił się porządnie w twarde cielsko mutanta i sięgnął jego witalnych organów. A to sprawiło, że mimo dotkliwej rany, potworne stworzenie nie zwolniło swojego morderczego pochodu i po błyskawicznym pokonaniu dzielącego ich dystansu jednym zwinnym susem rzuciło się jej do gardła. Ofiara zdążyła jedynie instynktownym odruchem zakryć wrażliwą część ciała ręką. Pokaźnych rozmiarów zęby gryzonia bez problemu spenetrowały jej brunatny, skórzany rękaw i miękkie ciało pod nim. Pokryte jadowitą śliną, pełną przeróżnych szczepów bakterii zębiska sprawiły, że rana paliła ugryzioną żywym ogniem. Rozjuszona tym atakiem kobieta syknęła z bólu, po czym wykonała energiczne kopnięcie podeszwą buta w podbrzusze napastnika wczepionego w jej przedramię, odpychając go tym samym kawałek do tyłu. Następnie szybko cofnęła się kilka kroków, jednocześnie nerwowymi ruchami naciągając nową strzałę na cięciwę. Zaraz strzeliła ponownie, tym razem, zanim okazały szczur zdążył ponowić szarżę. Drugi pocisk okazał się dla niego fatalnym i ponure świadectwo twórczej mocy promieniowania wyprężyło się gwałtownie w agonalnym skurczu, kończąc na miejscu swój plugawy żywot. Caroline momentalnie odetchnęła z ulgą i upewniwszy się, że nie ściągnęła uwagi innych mutantów, wyciągnęła strzały ze ścierwa jej nieludzkiego oponenta.


Niespodziewane starcie pozostawiło żylecie bolesną, jątrzącą ranę, która to skłoniła ją, by jednak załatwiła swoje sprawy dyskretniej. Govin nie wątpiła, że zmutowanych szczurów jest o wiele więcej. Prawdopodobnie całe mrowia. I nie zamierzała ścierać się z taką liczbą istot, o ile to nie byłoby to absolutnie koniecznie. Była w końcu łowczynią skarbów, nie mutantów. Zarazem nie miała też ochoty zawracać. Dlatego po prostu zmieniła nieco taktykę. Zwłaszcza że odbyta walka uświadomiła jej nader dobitnie fakt, który do tej pory w pewien sposób zbagatelizowała, a mianowicie to jak niskie było tu wysycenie powietrza tlenem. Kobieta w danej chwili ciężko dyszała, a każdy oddech sprawiał jej raczej ból i powodował frustrację swą małą sytością, aniżeli przynosił ulgę. Dlatego w określonej sytuacji najpierw postanowiła udać się do skrzydła medycznego, żeby znaleźć chociaż jakiś mały medyczny zbiornik z tlenem. Od tego momentu kobieta naprawdę przyłożyła się do swego zadania i nabrała większej ostrożności. Po schowaniu broni, zgasiła latarkę i wyciągnęła noktowizyjną lornetkę. Stanowiła ona równie dobre źródło wizji, a nie przyciągała zbędnej uwagi. Szmaragdowooka natarła też swoją odzież cielskiem pokonanego, by zabić własny zapach. Potem, ważąc kroki, bezszelestnie ruszyła na poszukiwania źródła tlenu.


Pokonanie niezbędnej drogi przez zaszczurzony Azyl stanowiło dla Rity niemałe wyzwanie. Po drodze minęła przynajmniej kilka różnej wielkości zgrupowań tych istot, zrobiła to jednak bez bezpośredniego zwracania na siebie ich uwagi, niekiedy sprytnie wywodząc je w pole. W trakcie wędrówki znalazła też więcej ich trucheł, oraz odchodów. Co nie wróżyło dobrze tym, którzy chcieliby zapuścić się głębiej w bunkier. Odgłosy strzałów słabo niosły się przez ściany solidnej konstrukcji, więc nie wiedziała ona, jak radzą sobie pozostali. Żyleta zaś musiała nieco nadłożyć drogi z powodu jednego zatarasowanego korytarza. Jednak znajomość terenu, doświadczenie i nabyte umiejętności z zakresu dyskretnych operacji pomogły jej w końcu dotrzeć aż do samego skrzydła medycznego bez szwanku. Tam rozpoczęła swe poszukiwania.

Wkrótce trafiła ona na mały oddział pulmonologii, a tam do składziku z medycznym sprzętem. Szybko jej łupem padła wyciągnięta spośród gratów, względnie nienaruszona maska do tlenoterapii z przewodem oraz w zasadzie pełny medyczny pojemnik z tlenem typu B. Kobieta szybko wymieniła swą maskę przeciwgazową na zasobnik z tlenem. Sam pojemnik przy odrobinie wysiłku wcisnął się do jej torby, przez co nie musiała go targać w ręku.


Odetchnąwszy skondensowanym tlenem, Caroline od razu poczuła ulgę i przypływ rześkości. Jej morale znacznie się poprawiło i chociaż nadal doskwierała jej bolesna rana na przedramieniu, to nie uważała jej za przesadnie palący problem. Nie uniemożliwiała jej przecież dalszej eksploracji. Jednak korzystając z okazji, postanowiła poszukać w okolicy jakichś doraźnych środków leczniczych, a także drogocennych i poręcznych skarbów na handel.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 24-10-2020 o 17:11.
Alex Tyler jest offline  
Stary 11-09-2020, 09:06   #52
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Kiedy flara rozbłysła ognistym szkarłatem szczury zatrzymały się a niektóre cofały popiskując jakby ostre światło sprawiało im ból. Bogumiła i Boguchwał zyskali cennych kilka sekund, sekund, które mogły zdecydować o ich życiu. Ślizgając się na krwi i wnętrznościach, przeskakując nad ciałami ludzi pożeranymi przez wygłodniałe mutanty ruszyli za mieszkańcami Nowej Nadziei. Żylecie udało się zdzielić kolbą kilka małych bestii, które doskakiwały do jej nóg, szczury z piskiem lądowały na ścianie zostawiając po sobie mokre plamy czarnej, skażonej krwi. Drzwi do komory bezpieczeństwa znajdowały się już blisko, ale zarazem ciągle tak daleko…
Jedno flara nie zatrzymała hordy na długo. Rodzeństwo zobaczyło rozpędzone kłębowisko różowych zdeformowanych ciał, setki czerwonych złych oczek skoncentrowało się na nich. Szczury były szybkie, za szybkie. I kiedy fala potworów już miała dorwać kolejne dwie ofiary, u boku Miłej i doktorka pojawili się Truposz i Dar. Dysza miotacza wystrzeliła długim piekielnym płomieniem a szczurze piski zamieniły się w skowyt. Pojedyncze potwory, którym udało się minąć ogień padały pod ostrzałem najszybszego rewolwerowca Amerykańskich Rubieży.
Teraz w czwórkę wycofywali się w stronę kapsuły, osłaniani przez diabelską broń Caleba. Próg drzwi przekroczyli w chwili gdy z dyszy leciał już tylko niknący niebieski płomyk niewiele większy niż ogień z zapalniczki. Ktoś zamknął za nimi wrota i przekręcił żelazny kołowrót. Sekundę później szczury dopadły do żelaznych drzwi. Skakały zajadle, gryzły, drapały, lecz lity metal stanowił barierę nie do przejścia. Ludzie płakali, zamykali uszy, gdyż jazgot był przerażający i tylko człowiek pozbawiony układu nerwowego mógł wytrzymać ten koszmar. Po chwili jednak wszystko się uspokoiło, gryzonie chyba zrozumiały, że tym razem muszą obejść się smakiem. Co działo się za wrotami, w korytarzu nie wiadomo, wewnętrzne systemy były wyłączone, kamery nie działały.
Obraz po bitwie wyglądał koszmarnie. Większość osadników została pokąsana, jednemu brakowało małżowiny usznej, ktoś inny trzymał się za krwawiący kikut palca.
Bogumiła nie zdążyła jeszcze ochłonąć kiedy podszedł do niej Vanhoose. W ręku trzymał płaczące niemowlę. Wcisnął je prosto w ręce żylety. Nie miał już w ustach knebla więc powiedział beznamiętnie.
- Chyba złamałem mu rękę.
Ross Damon stał na ugiętych nogach, siwa broda upstrzona była czerwonymi plamami krwi, rozcięty płat skóry na policzku zwisał mu paskudnie, wyglądał jak kawałek słoniny. Jeśli godzinę temu wyglądał staro, teraz przypominał stuletnie zwłoki. Nie odzywając się staruszek zaczął liczyć ludzi.
- Brakuje siedmiu…plus John Ridd z AdA i Rita. – wyszeptał sam do siebie. Patrząc na niemowlę płaczące w rękach Bogumiły schował twarz w dłoniach. Okazało się, że to Karl zamknął drzwi za Coltami i Truposzem. Dzięki temu, że wysłano go na zesłanie nie był świadkiem rzezi swoich przyjaciół, nie musiał walczyć teraz z całych sił by zachować zdrowe zmysły i otrząsać się z szoku. Rozejrzał się po ocalałych i znów za to odezwały się w nim stare demony. Najwyraźniej zapomniał o pokrzepiającej rozmowie z Bożydarem. Podszedł do Vanhoose’a i złapał go za fraki. Kanibal się nie bronił, i co dziwne nie wyszczerzył swych zębów w szyderczym uśmiechu, jak miał to w zwyczaju kiedy prowokował ludzi. Horror, którego doświadczył w korytarzu musiał nim wstrząsnąć nawet jeśli starał się tego nie pokazywać. Jego kostki i kolana pełne były śladów po malutkich ostrych zębach, do podeszwy za to kleiła się czarna lepka krew i kawałki różowej skóry mutantów. Najwyraźniej nie tylko Coltom i Truposzowi udało się wysłać parę małych parszywców do szczurzego piekła.
- Dlaczego kurwa oni a nie ty!? To jakiś chory żart! – wrzasnął Karl potrząsając kanibalem.
- Karl, proszę… - burmistrz nie miał nawet siły podnieść głosu, szeptał jakby samo mówienie było dla niego nadludzkich wysiłkiem.
- Gdyby nie przyjechał do Nowej Nadziei, nic by się nie stało, nie musielibyśmy schodzić do krypty! Słyszysz gnido!? Masz na rękach krew tych ludzi. Straciliśmy przyjaciół, straciliśmy nasze domy! Sami tu zaraz zdechniemy! Jak nie zjedzą nasz szczury podusimy się w tej norze! To wszystko przez ciebie ty pierdolony…
Vanhoose nie pozwolił mu dokończyć. Wytrącony z równowagi, być może po raz pierwszy od momentu gdy go spotkali, uderzył Karla z główki. Siwowłosy padł na ziemię zalewając się krwią, złapał się zszokowany za swój zmiażdżony nos.
- Wykonywałem tylko rozkazy błaźnie! - wysyczał w nerwach Vanhoose - Jeśli nie odzyskam tego pierdolonego robota, oni… - przywódca Syndykatu od razu ugryzł się w język. Uciekł gdzieś wzrokiem w bok. Nie czekając, aż ktoś go powali na ziemię, sam klęknął pozwalając się obezwładnić i związać.
- Karl! – tym razem Ross wysilił się bardziej by podnieść głos – To nie jest czas i miejsce. Uspokój się! Nikt się nie udusi, naprawimy systemy i nadamy sygnał SOS do DiscCity.
- Jak? Przecież ten technik jest tutaj! – Luis Villanova wskazał na Boguchwała a potem na drzwi – A szczury tam!
- Jeśli Ricie udało się…
Burmistrz nagle rozkaszlał się i nie był w stanie dokończyć zdania. Z trudem łapał oddech. Luis podbiegł, złapał go pod ramię i pomógł usiąść na pryczy. Staruszek opadł bezwładnie na materac, w płucach mu świszczało i tylko Medex wciąż płynący w krwiobiegu utrzymywał go przy życiu.

Rita poruszając się w ciemnościach bunkra słyszała jak coś przemieszcza się przez szyb wentylacyjny. Słyszała też stłumione krzyki dochodzące z wyższej kondygnacji, rozległy się strzały. Chwilę wcześniej, przez radio, odebrała od żylety z AdA sygnał SOS i wiedziała, że tam na górze sytuacja nie jest za wesoła. Ręka w miejscu gdzie ukąsał ją szczur pulsowała tępym bólem, jedyną pociechą był chyba fakt, że maska tlenowa działała tak jak powinna. Wciąż znajdowała się na jednym ze szpitalnych oddziałów, który szumnie nazwała pulmonologią. W metalowych szufladkach znalazła pożółkłe opakowanie bandaży, pięć sztuk strzykawek, igły i szpatułki. Większość cennych rzeczy wyniesiono stąd wiele lat temu, szafka z lekami została doszczętnie wyczyszczona. Rzeczą, na którą z pewnością znalazłaby by kupca był aparat rentgenowski a przynajmniej niektóre z jego części, bo całej maszyny wielkości małego łóżka nie dałaby rady wynieść. Jeśli coś cennego znajdowało się w Azylu musiała szukać tego w innych miejscach. Oddział szpitalny wydawał się na razie bezpieczną kryjówką, co znajdowało się dalej, w korytarzach jeden Bóg raczy wiedzieć.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 16-09-2020, 17:45   #53
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Miotacz ognia zdawał się bronią skrojoną na miarę dla ciężkiej do opanowania hordy zmutowanych szczurów. Powykręcane gryzonie padały tuzinami nie mając szans przetrwać piekącego żaru broni spoczywającej w rękach Truposza. Wizerunek upiornego strzykawy nie przywodził na myśl spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Bardziej do niego pasowało szaleństwo i to jak czasem się wypowiadał jedynie przyklepywało łatkę kogoś nie do końca normalnego. W trakcie ich potyczki z filigranowymi kanibalami Dar nie żałował, że znalazł się w pobliżu Samediego. Nożownik wyposażony w piekielnie ostrą bojową brzytwę i połyskujący z lekka kastet dobijał to co miało czelność nawiać przed wypełnionym oczyszczającymi płomieniami losem. Bogumiła i Boguchwał minęli walczącą z falą pokurczy dwójkę w ostatniej chwili. Rodzeństwo Colt walczyło dzielnie, ale los Johna Ridda wyraźnie pokazywał, że pancerz wspomagany nie czynił jego mieszkańca nieśmiertelnym. Ridd poświęcił się dla innych i – mimo iż był raczej mało wygadanym towarzyszem – zapadnie rewolwerowcowi w pamięci na resztę życia.

Wycofywanie się w kierunku komory było szybkie i sprawne. Kiedy grube, pancerne wrota zostały zamknięte przez kilka chwil do uszu zamkniętych w niej ludzi dochodziła istna kanonada szponów, zębów i gołych, lepkich cielsk osuwających się po stalowej powierzchni wrót. Zawodzenie i inne objawy załamania nerwowego większości azylantów nie spowodowały u Dara jakiejkolwiek reakcji. Mężczyzna starał się ich pocieszyć swoją opanowaną, pełną odwagi postawą. Colt szczerze wątpił aby poklepywanie po plecach coś dało w sytuacji kiedy część z ludzi była poraniona przez członków nieprzebranej fali mutantów.


Bogumiła mało nie pogubiła rąk taszcząc ze sobą kilka sztuk broni umazanej we krwi mutantów, wygiętego maga, maskę, czołówkę i płaczącego niemowlaka, który pojawił się nagle jakby znikąd.

- Chyba złamałem mu rękę. - oznajmił kanibal. Było to prawdopodobne, ale jak składa się miniaturowe wersje ludzi wojskowa sanitariuszka nie miała zielonego pojęcia. Odstawiła broń i rytmicznie zaczęła kołysać maleństwo na swoim przedramieniu żeby chociaż ukoić jego strach, skoro nie umiała mu pomóc pozbyć się bólu. Rozejrzała się po komorze, wysłuchała wyliczeń burmistrza Rossa i przekazała braciom przykrą wiadomość o heroicznej śmierci Johna.

- Czy mi się, kurwa, wydaje czy William Vanhoose właśnie uratował dziecko? - zapytał Bożydar z niedowierzaniem. Rewolwerowiec nie miał wiele czasu na ustalenie przebiegu misji ratunkowej, bo Karl i wspomniany bandyta rzucili się sobie do gardeł. Kto jak nie ochroniarz Alternatywy musiał związać ręce i nogi Williama. Dar nie był przy tym delikatny, ale też nie sprawiał mordercy więcej bólu niż to było konieczne. Być może dlatego, że mężczyzna sam uklęknął albo nożownik był pod wrażeniem ratowania niewinnej pociechy...

- Burmistrz ma rację, Karl. - odezwał się zwykle milczący przy wszelkich ustaleniach wojownik. - Jeżeli Rita dotrze do głównego panelu sterowania to może nas wyciągnąć z tej beznadziejnej sytuacji. To możliwe brachu? - zapytał nożownik z nadzieją spoglądając na Chwała.

Korzystając z chwili Boguchwał ruszył w stronę Truposza i powiedział cicho na granicy szeptu do niego by nikt ich nie usłyszał.
- Masz lepsze gadanie niż ja, Truposzu i już z nim więź nawiązałeś… wybadasz Vanhoosa? Wszystko się liczy i wszyscy możemy zyskać… nawet on.

Po tych słowach jak nigdy nic ruszył szukać terminala awaryjnego do komunikacji z głównym. Pora była pogrzebać w kabelkach… i nie tylko..

Wojskowa zdjęła maskę skafandra wspomaganego i usiadła na pryczy obok Rossa. Powietrze zdawało się ciężkie, nieprzyjemne, duszące. Jej organizm próbował wyregulować oddech biorąc głębsze niż zazwyczaj wdechy. Maska przeciwgazowa przekazana jej przez Boguchwała jeszcze w przedsionku bunkra zaczęła ciążyć w torbie. Jedną ręką bardzo niewygodnie się operowało, ale mimo to wyszarpnęła z czeluści przytroczonego do uda i pasa wora skarb na wagę złota i położyła go na kolanach Damona. Od początku był przeznaczony dla niego, więc niech i tak zostanie. Potrzebowali go, tak jak ten niemowlak potrzebował matki, którą Miła bezpardonowo dobiła. Nie było rozkazu strzelać, była tylko jej decyzja. Zmęczona buzującą chwilę temu w jej organizmie adrenaliną przetarła dłonią twarz i zwróciła swój wzrok na Truposza. Wskazując na miejsce przy swoich nogach skinęła blond głową by podszedł do niej.

Bożydar wzruszył ramionami nie doczekując się odpowiedzi brata. Po chwili podszedł do jednej ze ścian, ściągnął plecak i rozejrzał się wokół jakby czegoś szukając. Przy jednym z sienników znalazł szmatkę, która idealnie nadawała się do czyszczenia umazanych ciemną posoką szczurów butów. Znaczek Nike nie przywodził na myśl nic taktycznego, raczej boisko do kosza. Płaska podeszwa, z mało agresywnym bieżnikiem i stabilizujące nogę na wysokości kostki zapięcie. Kiedy buty były we względnie dobrej kondycji rewolwerowiec zabrał się za pielęgnację noża i kastetu. Kiedy wyciągnął ten ostatni jego uwadze nie umknął wzrok dawnego posiadacza tej ulicznej broni. Vanhoose musiał swoimi czasy naprawdę narozrabiać przy użyciu tych kilku stalowych kolców osadzonych na solidnej konstrukcji. Dobrze, że Dar nie miał w zwyczaju nic innego jak szerzyć dobro i sprawiedliwość…
 
Lechu jest offline  
Stary 16-09-2020, 19:57   #54
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Kanibal, też był człowiekiem, choć nie wartym nawet splunięcia to jednak w potencjalnie ostatniej chwili swojego życia spróbował znaleźć nowe miejsce w grupie społecznej, do której przywiązała go Bogumiła. Walczył, uciekał, ratował życie innych. Niespotykana cecha jak na kogoś, komu jakiekolwiek prawo do poczucia godności odebrało pożeranie swojego gatunku aż do kości.


Truposz miał o tym pojęcie takie samo jak o wszystkim, a może była to tylko jego wizja świata, którą próbował rozpropagować na całe społeczeństwo.

Wciąż powraca do tamtych chwil. Ratując je chciałby uratować własne – zawyrokował, zbliżając się do Miły i burmistrza. Ściągnął maskę tlenową i ostrożnie zamocował ją do twarzy Damona. Skontrolował ustawienia zaworu butli regulując ciśnienie. Zbyt wiele dla staruszka, a i tak długo wytrzymał.

- Bliskość Czerni. Czyta duszę jak książkę. Przywraca najboleśniejsze
wspomnienia, sięga po te, których byliśmy przyczyną. Wzmacnia je, koncentruje i wbija raz za razem. Karmi się cierpieniem.


Przeniósł uwagę na kobietę, starając się dostrzec, czy nie potrzebuje pomocy medycznej. Nie chciał bezpardonowo pchać rąk, żeby sam jedną nie dostać.

- Nie wiadomo co dzieje się potem. Krążą teorie, że istoty zwane Pustymi, przemierzające Zaświaty wśród nieustannych jęków i zawodzeń, to ci którzy zostali niegdyś przez nią złapani i przeżarci. Vanhoose przyzywa ją jak latarnia ćmę. Tutaj tylko echo, po drugiej stronie uderzy z pełną mocą.

Żyleta przechyliła, jak królik, głowę w prawo słuchając wywodu przebierańca. Dziecko na jej ręku ciągle płakało, ale zamiast troskliwego wbitego w nie wzroku osoby, która oddałby za nie życie, mogło liczyć jedynie na przymusową niańkę i jej skierowaną do Truposza minę mówiącą ewidentnie:

“Co też Pan tak tam tak pierdolisz?!”


Nie spotykając specjalnej reakcji na swój grymas Bogumiła wzruszyła brwiami i machnęła dłonią przed swoją twarzą, wskazując następnie na swoje gardło i kreśląc przed nim gest zaprzeczenia. Chociaż tyle Truposz pewnie zdążył się już domyślić sam. Następnie wyciągnęła do niego rękę w geście powitania i podziękowania.

Cudak widać zrozumiał, że czekała go ciężka rozmowa. W jego ocenie kobiety same w sobie były trudne do zrozumienia, a Ta dla wzmocnienia efektu nie używała słów. Minę przyswoił, choć z opóźnieniem, w czasie którego popłynął ciąg kolejnych znaków.

Gdy przyszedł na to czas, uścisnął wyciągniętą w swoją stronę dłoń i spróbował wyjaśnić, czego dziewczyna nie rozumiała:

- Nooo… zdradzam tajemnice wszechświata – szepnął przekornie. – Ej, nie znam się na dzieciach, jeszcze źle złapie i niechcący coś zepsuje. Może ktoś przejąć młodego?

Rzucił pytaniem w tłum.

- Chciałbym sprawdzić, czy ostatnia tarcza ludzkości nie została zbyt porysowana. – dobrze mu było posługiwać się pretekstem w słusznym celu.

Wojskowa z ostentacyjną miną lekko prześmiewczego uznania skinęła
dwukrotnie głową Truposzowi, nie co dzień widać tyle rewelacji serwowano jej na raz. Gdy zaproponował badanie lekarskie wykrzywiła w zdziwieniu usta i obejrzała go dokładnie od stóp do głów - nie wyglądał jak hiszpański amant, ale... “Kto wybrzydza, ten nie rucha.” Pewnie zgodziłaby się na zabawę w doktora, gdyby nie tłum ludzi wokół i płaczący berbeć na przedramieniu, którego nie było nawet gdzie odłożyć. Sytuacja była zgoła, niezbyt komfortowa, więc z uśmiechem klepnęła się w klatkę piersiową i pokazała ok wolną dłonią. Zajętą zaś wyciągnęła do Strzykawy, podsuwając mu pod nos niemowlaka. Jak nie on, to już chyba nikt nie będzie w stanie poradzić nic na stan dziecka. Gdy pochylił się niepewnie nad nim, delikatnie klepnęła go w ramię i zamkniętą pięścią narysowała znak okręgu na swoim torsie i nie była to zgoda na zaszycie dzieciaka wewnątrz jej brzucha.

- Niech będzie, uwierzę na słowo – Willburn minę miał jednak sceptyczną. – Z syfu, który dziadostwo przenosi na zębach z trzy pandemie można by wywołać. – bardziej miał na myśli szczury niż wyciągnięty przed niego płaczący pakunek. Okrąg nakreślony pięścią, nic mu on nie powiedział, ale skoro newralgiczni dla przetrwania uczestnicy wyprawy czuli się dobrze, można było rzucić okiem na stan tych dużo mniej.

- Żeby nie było, że cudem przeżyjemy, spojrzysz kiedyś na krzywo zrośniętą rękę i będziesz zastanawiał się kto ci to tak spierdolił. Pamiętaj, słów „Truposz” i „spierdolił” nie używa się w jednym zdaniu, nigdy. Pokaż się… – z wyczuciem sprawdzał stan kośćca, obawiając się, że gdy doda za dużo siły, to małe coś zaraz się rozsypie.

Dziewczyna na hasło “Truposz spierdolił” przespacerowała się ludzikiem złożonym z wolnej dłoni po swoim przedramieniu. Potem asystowała przy badaniu dziecka przytrzymując małe rączki i nóżki żeby Caleb mógł je spokojnie zbadać. Tworzyli całkiem zgrany trauma team.

O dziwo dziecko widząc wymalowaną w niepokojące wzory twarz Caleba na chwilę się uspokoiło, by za chwilę znów wybuchnąć głośnym płaczem. Żadna z rączek wbrew temu co powiedział Vanhoose nie była na szczęście złamana więc obejdzie się bez nastawiania kości. Jedna z ocalałych kobiet w końcu podeszła i przejęła rozkrzyczane niemowlę. Burmistrz oddychał w masce spokojnie i powoli po czym zasnął twardym snem.

Żyleta uwolniona od ciężaru, z którym o dziwo trudno się jej było podświadomie rozstać wstała z pryczy. Zdjęła z kolan śpiącego starca maskę p. gaz i podała ją Truposzowi. Górowała nad nim wzrostem i to niemało. Uśmiechała się lekko zadziornie unosząc kąciki ciemnych, pełnych ust, figlarnie kontrastujących z jej wystającymi kośćmi policzkowymi i ostrymi rysami szczęki charakterystycznymi dla Coltów. Spróbowała być pomocna również w drugą stronę. Wskazała palcem na dziwaka i rozłożyła dłonie w niemym pytaniu.

- Nie nie, wszystko gra. Żaden się nie zbliżył. Jeszcze jedna butla i granat odłamkowy, gdy już zaczniecie planować strategię – przejął maskę, nasunął na palce wskazujące i próbnie naciągnął gumę – Nie komponuje się z kapeluszem, ale cóż poradzić, nowe czasy wymagają nowych trendów – najwyraźniej próbował pocieszyć sam siebie.

Chwilami nawet bawił ją jego dziwny humor i wszystkowiedząca postawa do świat.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 16-09-2020 o 20:00.
rudaad jest offline  
Stary 16-09-2020, 21:51   #55
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Samedi dusił emocje, zakopywał je głęboko, pozwalając rozsądkowi odzyskać kontrolę. No to trafili do konserwy, do której szczury nie posiadały otwieracza. Tłoczyli się jak sardynki i wypływały z nich płyny w ilościach mogących rozpocząć proces marynowania. Boguchwał miał racje w słowach przekazanych konspiracyjnym szeptem. Okoliczności sprzyjały wydobyciu. Nie z byle kogo, bo większość azylantów nie posiadała ani cennej wiedzy, ani ochoty na rozmowę, dochodząc do siebie po wydarzeniach sprzed paru chwil. William Vanhoose, którego ostatnie zachowanie zdradzało swoisty dualizm, mógł za to bardzo dobrze dojrzeć do odkrywki.

Rozmowa z bojowym robotem mocno przypominała kalambury, ale okazała się nawet przyjemną rozgrzewką przed tym co miało go dopiero czekać. Pierwszy raz kiedy wdał się w dłuższą wymianę myśli z Bogumiłą. Stwierdził, że może w przyszłości spróbuje nawet podłapać ten ich język gestów. Pod grubą warstwą pancerza znalazł osobę całkiem pozytywną.

Położył na posadzce futerał i zaczął otwierać szereg klamr. Duży skórzany, najprawdopodobniej od czegoś co kiedyś nazywano kontrabasem. Uchylił wieko, odsłaniając liczne kieszenie, schowki i pasy mocujące. W jednej z przegród umieszczone były dwie butle z ostrzegawczymi symbolami płomienia, od których odchodziły grube węże. Baron przyjrzał się smutnemu położeniu wskazówki manometru, pozakręcał koliste zawory i zajął się przepinaniem zasobnika.
Cóż Van, żadne plotki nie wyszły na zewnątrz, że zmieniła się u was hierarchia. Taka kolej rzeczy. Zawsze przyjdzie młodszy, silniejszy, na dłuższą metę utrzymanie pozycji jest niemożliwe – Truposz jak to miał w zwyczaju, do zautomatyzowanych czynności dodawał paplaninę.
Ale jeśli byś nie posłuchał rozkazu to „co”? Zaciekawiłeś mnie, przecież kogo jak kogo, ale ciebie nie da się kurwa szantażować. Nie samego Williama przeklętego Vanhoosa. Patrz.

Caleb wyciągnął z pojemnika brezent. Rzucił na podłogę i butem zaczął rozwijać, ukazując schowane pod nim części robota.
Przez ten złom, zamiast siedzieć właśnie w DiscCity. Popijać przedwojenne whiskey, zaciągając się dymem z dobrego cygara i słuchać bluesowej kapeli, siedzę w dziurze pełnej szczurów, a ty razem ze mną – spoglądał badawczo na kanibala, zastanawiając się czy podejmie dialog. Jeśli chciałby coś z siebie wyrzucić to miał właśnie okazję.

Żyleta spokojna o stan zdrowia najważniejszych osób w grupie, wyjęła z torby bukłak z wodą i przysiadła się do Vanhoose, tak żeby dobrze widzieć Bożydara i Boguchwała. Gdy gladiator na nią spojrzał zamigała mu parę słów, nie siląc się nawet na zrozumiały dla innych język.

Cytat:
Po tym jak Caleb zademonstrował części robota, kanibal poruszył się nerwowo jakby więzy go uwierały. Próbował wysilić się na uśmiech cechujący człowieka nieznającego strachu.
Moja propozycja jest taka przebierańcu. Oddasz mi ten złom, a jak załatwimy sprawę szczurów, wypuścicie mnie i pozwolicie wrócić do swoich. Ta laleczka – wskazał skinieniem na Bogumiłę – dwa razy uratowała mi dupsko, dlatego odwdzięczę się tym samym. Przekażę komu trzeba, że Truposz i Rita gryzą glebę, słowem nie wspomnę o bliźniakach z Alternatywy, nikt nigdy nie dowie się o waszym udziale w sprawie. Bystry z ciebie gość komediancie, masz łeb na karku inaczej nie przetrwałbyś tak długo na Rubieżach. Co ci podpowiada twój instynkt? Zwodzę was czy mówię prawdę?
Bogumiła na słowa Vanhosee o niej samej uniosła bukłak w stronę kanibala jak do toastu. Ciekawił ją rozwój rozmowy tak samo jak wynik działań technika. Miała chwilę na odpoczynek, więc regenerowała siły kolejno pozostając w bezruchu i skrzętnie wykorzystując to co ofiarował im los.

Instynkt mówi mi, że mają na ciebie hak i to naprawdę mocny – Truposz uśmiechnął się i rozsiadł wygodniej na swoim futerale. Posiadali czas na swobodną dyskusję, naprawdę jego nadmiar. – Sposób, który przedstawiłeś byłby i dla ciebie wygodny. Nie dostałbyś polecenia powrotu na pustynie i usuwania nadmiaru świadków. Zakładam, że Śliski Johny już gryzie glebę, od niego masz moje dane? – bardziej niż pewnik, a nawet gdyby nie, paser zasługiwał, by po niego wrócili.

Samedi przeciągnął się i oparł o ścianę, odchylając do tyłu głowę aż trafił potylicą na tynk.. Niespiesznie zabrał się za udzielanie odpowiedzi.
Więęc tak... w obecnych okolicznościach myślę, że mówisz prawdę. Co nie powstrzyma cię przed zwiedzeniem nas, gdyby pojawiły się jakieś nowe. Teraz moja kolej. Zaangażowanie z jakim wykonujesz zadanie, sugerowałoby, że grożą twoim bliskim. Posiadanie takich tłumaczyłoby również sposób w jaki strącili cię z piedestału. Ponadto stary Vanhoose wykorzystałby robota dla własnych korzyści, a nie biegł, by oddać go w zębach. Trafiłem, czy pudło? – zagadki były całkiem przyjemną formą rozrywki.

Krótkofalówka, dla której Willburn znalazł miejsce przy pasie futerału, tak żeby mając go na plecach, znajdowała się na wysokości ust, zaskrzeczała i wypluła z siebie klika przerywanych słów.
Halo, jest tam ktoś? Słyszałam odgłosy walki, a wentylacja nadal nie działa. Podajcie swój status. Zgłoście się. Odbiór.

Cytat:
Przydałbyś się w Syndykacie dziwaku – to była jedyna odpowiedź na jaką mógł liczyć Samedi, ale miał wrażenie, że w tym zdaniu prócz niechętnego uznania mogło kryć się potwierdzenie jego przypuszczeń. Vanhoose spojrzał na niedobitków Nowej Nadziei, zatrzymując wzrok na Karlu, który próbował tamować krwawienie z nosa.
Żeby była jasność. Nie zabiłem waszego kumpla bo mi się nie spodobała jego pedalska fryzurka. Odkąd mam coś do powiedzenia w Syndykacie, nie zostawiamy za sobą stosu trupów. Harcerzyki z Alternatywy widzieli pewnie raporty. Odwiedzamy osady, zabieramy co nam się należy a jeśli ktoś próbuje się stawiać dopiero wtedy płacimy mu ołowiem. Trzy razy zapytałem o Ritę i Truposza. Trzy razy. Rozumieliście konsekwencje. To nie była sprawa osobista, lecz wyższa konieczność.
Karl wybełkotał w kierunku kanibala jakieś niezrozumiałe przekleństwo.
Truposz ujął w dłoń nadajnik. Na jego egzemplarz nie został rzucony czar poprawionej transmisji, którym Boguchwał podregulował swoją. Nie przyjrzał się zanadto magicznej sztuczce, żeby spróbować powtórzyć zabieg. Mimo trzasków i zakłóceń wysłał w eter.
Trzymamy się dziewczyno. Technik zapomniał wspomnieć o Skórzaku w zbroi, ale nic dziwnego, gość lubił wtapiać się w tło. Poza tym mamy czas do namysłu na ile systemy podtrzymywania życia pozwolą. Nie spiesz się, działaj rozważnie.

Więc nie zaspokoisz mojej ciekawości, co? – Baron wrócił zmysłami do Vanhoosa, bawiąc się anteną radia. – Pewnie boisz się, że uruchomią kary umowne. Nic nie szkodzi. Jest tu człowiek, który potrafi wróżyć z mechanicznych wnętrzności. Zobaczymy czy przepowie czym dokładnie jest robot. Hmm… ty wiesz, czy też zabronili ci się interesować? – wiercił spojrzeniem kanibala. – Okazałbyś trochę dobrej woli i oszczędził nam wysiłku. Przeanalizowanie go to kwestia czasu.

Cytat:
Vanhoose wytrzymał spojrzenie, teraz to on wbił wzrok w mroczne oblicze barona.
Zrób to a wszyscy ludzie w tym pomieszczeniu niedługo będą martwi.
Nie nudzi mu się takie ciągłe grożenie wszystkim, za wszystko i zawsze śmiercią? – na pierwszy rzut okaz zapytała znudzona wojskowa Bożydara.

Jest w nim ukryty ładunek? – Baron drążył. – Zawsze możemy pogrzebać w mniej licznym gronie, sami ochotnicy świadomi ryzyka – mężczyzna wcale się nie przejął. Pochylił się do przodu.

A gdybym przekornie je zniszczył, żeby chuj który tak bardzo ich pragnie popłakał się jak dziecko? Szkoda, że nie mógłbym zobaczyć widoku. Vaan… – kontynuował – Twoja propozycja jest kusząca, ale nie jesteś moim jeńcem, nie ja decyduję. Więc radzę rozważyć opcje, które ci zostały. Jeśli grożą ci zabiciem, strzelam, jakiś ludzi. Jedna frakcja, która obecnie może ci pomóc, to oni – Skinął głową na bandę z Alternatywy. – W czwórkę rozjebali cały twój oddział, czujesz potencjał. Ceny pewnie się domyślasz. Druga to oczywiście umrzeć. Bardzo dobre alibi. Ci których tam potencjalnie więżą stracą na wartości i może ich wypuszczą. Dla ciebie game over, ale czuję, że opcja bardzo ci odpowiada. To co, idziesz ze mną na przegląd robota?

Truposz nie miał pomysłu jak jeszcze mógłby podejść Vanhoosa, przynajmniej przy obecnie posiadanej wiedzy. Rozwinął do końca nogą brezent i przyglądając się z zaciekawieniem częściom, trącał je czubkiem buta z całkowitym brakiem należnego szacunku. Dla niego równie dobrze mogły robić za piłkę.

Cytat:
Kiedy Truposz wskazał Coltów jako jego przyszłych wybawicieli, kanibal ryknął śmiechem tak głośnym, jakby Samedi właśnie opowiedział jakiś świński dowcip, z zaskakującą puentą. Skulił się w sobie chichocząc jak idiota, rechot prawie zamienił się w czkawkę, oczy mu się zaszkliły. Postronny obserwator mógłby uznać, że facet właśnie oszalał albo jest totalnym przygłupem, ktoś uważniejszy dostrzegłby, że to śmiech przez łzy. To co powiedział Samedi rozbawiło Williama, ale jednocześnie doprowadzało do rozpaczy. W końcu uspokoił się choć na jego twarzy pozostał litościwy uśmieszek.
Gdy byłem małym chłopcem dziwolągu wydawało mi się, że jestem wyjątkowy i niepowtarzalny. Że tylko ja tak głęboko przeżywam, czuję ten świat. Że wszystko wkoło jest scenografią a ludzie to tylko statyści grający w moim przedstawieniu. Wyrosłem jednak z tego, ale kurwa, widzę, że ty dalej naiwnie tkwisz w przekonaniu, że możesz wykuwać swój los . Że życie w pewnym momencie nie złapie i nie ściśnie cię za jajca. Dałem ci na tacy jedyne słuszne rozwiązanie. Przekonaj swoich kumpli, żeby mnie wypuścili, oddaj złom a ja spróbuję posprzątać ten bałagan. W innym wypadku, już niedługo przekonasz się boleśnie na własnej skórze, że nie jesteś bohaterem swojej opowieści, dojrzysz sznureczki na których jesteś prowadzony, ale wtedy będzie już za późno.
Truposz przyglądał się Vanhoosowi, nieco zbity z tropu reakcją. Żałował, że nie może zrobić kanibalowi trepanacji i sięgnąć bezpośrednio tego co znajduje się w jego głowie. Gość naprawdę był przytłoczony potęgą swojego nemezis. Jak mucha w pajęczej sieci, czekająca na pożarcie. Święcie przekonany, że choćby nie ważne jak mocno się szarpał, nie jest w stanie zmienić swojego losu.

Ja dla odmiany, będąc małym chłopcem uważałem, że jestem gównem – kapelusznik zaśmiał się chrapliwie – Gównem, które robiło wszystko, żeby utrzymać się na powierzchni i nie pójść w kanał. Nawet nie wiesz jak dobry stałem się w pływaniu w szambie. Hahaha. – zazgrzytał gardłowo.

Ja tam byłam królewną. Pojebani nie? – Miła zamigała do brata. – Kończymy tą ich przepychaninę, która do niczego nie prowadzi? – zapytała Bożydara.

Mi to nawet się ten dialog podoba. – odpowiedział w migowym młodszy z braci Colt. – Idzie się czegoś dowiedzieć o Truposzu i Williamie. Może ich znajomość ewoluuje w coś głębszego? – zapytał Dar zaciekawiony.

Truposz siedział chwilę lekko się kiwając, biegając gałkami ocznymi to w prawo to w lewo. Składał porozrzucane części układanki. Rozmowa nie była bezcelowa, wyłuskał z niej kilka istotnych szczegółów. Po pierwsze żaden kat Alternatywy nie wzbudzi w Vanhoosie takiego lęku, jakim darzył on obecnych mocodawców, więc strachem na niego nie wpłyną. Po drugie, perswazja również nie zadziała. Nic co mogliby mu sprzedać. Kanibal uważał, że jedyną drogą jest uległość i podporządkowanie, o czym pewnie sam boleśnie się przekonał, próbując wcześniej stawiać opór. Wciąż się w nim tlił, rozpaczliwy, mocno stłumiony i przekonany o własnej niemocy. Czyniło go to bezwartościowym jeńcem ze związanym językiem. Rodziło się zatem pytanie, „kto”? Kto jest w stanie w niedługim czasie podporządkować sobie ukształtowanego człowieka o silnym charakterze, na modłę niewolnika poddanego wieloletniej tresurze. Chociaż tego mógł się spróbować jeszcze dowiedzieć. Pociągnął myśl Williama.

Dobrze, ostatnia rzecz. Pomóż mi przekonać resztę, bo sam nie dam rady, a chciałbym sobie jeszcze na powierzchni popływać. Nazwij grozę, która bez wysiłku może nas poskładać jak domek z kart. Jak inaczej to sobie wyobrażasz? Co mam im niby powiedzieć? Puśćcie Vanhoosa z robotem bo apokalipsa. To prości żołnierze, muszą ocenić swoje szanse. Ale głupi też nie są, nie będą pchać się do przodu ze świadomością pewnej przegranej i śmierci – wyciągnął rękę w geście, że to w chuj oczywiste.

Cytat:
Vanhoose spojrzał najpierw na braci Colt a potem zatrzymał wzrok na ich siostrze.
Zapytaj ich najpierw dlaczego znaleźli się w Nowej Nadziei. Zapytaj jakie rozkazy otrzymali w DiscCIty. Bo wydaje mi się komediancie, że nie tylko ja tu jestem więźniem.
Rzut z jeszcze jednej perspektywy. Caleb podążył wzrokiem za Vanhoosem, wpatrując się jednak intensywniej w braci Colt. Niemowa w końcu nie odpowie. Zmarszczył brwi, przeglądając listę grzechów, które ostatnio popełnił względem mieszkańców DiscCity. Nie znalazł nic poważnego. Stare długi spłacił. Coś pominął? Fakt faktem, zakopano u nich kreta, skoro William znał nawet treść rozkazów.
Mieliście mnie pojmać? A cóż takiego stary Truposz wam uczynił? Za dobrze straszył w Halloween i dla smarka wodza AdA nie zostały żadne cukierki? – szydził.

Nie doczekał się odpowiedzi. Technik udawał, że jest bardzo zajęty terminalem, a największy z Coltów jakby z jeszcze większym zaangażowaniem doglądał swojego sprzętu.


 
Cai jest offline  
Stary 16-09-2020, 22:37   #56
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Vanhoose... dobra, był skurwielem, ale zdecydowanie historia którą o nim znali nie była pełna. Coś jeszcze działo się w jego życiu i otoczeniu, ale co? Wtedy go olśniło. Legendy miały to do siebie że były przesadzone i często tendencyjne, by zbudować markę osoby... co jeśli...? Mniejsza, miał Schron Azylu do odpalenia bo inaczej tutaj zdechną, a trzeba było przyznać, że potrzebował go w pełni sprawnego i zrobić diagnostykę wszelkich możliwych łącz do tego! Tak, miał plan, zawsze miał. Inaczej nie byłby Doktorem! Choć prawdę mówiąc wolałby by akcją dowodził wyższj rangi wojskowy, ale nie można mieć wszystkiego.

Korzystając z chwili zamieszania Boguchwał ruszył w stronę Truposza i powiedział cicho na granicy szeptu do niego by nikt ich nie usłyszał. Czy mówił szczerze? Cholera to wie.

- Masz lepsze gadanie niż ja, Truposzu i już z nim więź nawiązałeś… wybadasz Vanhoosa? Wszystko się liczy i wszyscy możemy zyskać… nawet on.

Po tych słowach jak nigdy nic ruszył szukać terminala awaryjnego do komunikacji z głównym. Pora była pogrzebać w kabelkach… i nie tylko.. Prawda była taka, że nie miał czasu wdawać się w pogawędkę, a trupia czacha miała parcie na gadane. Tak, pieprzył i jęczał od rzeczy jak potłuczona, poobijana nastka, ale może coś z tego wyjdzie. No i przy okazji może dowie się czegoś ciekawego o jednym i drugim...

Technik skryty w nieopodal i klęczący przed Terminalem Azylowym niemal jak wierny przed ołtarzem Boga mamrotał cicho pod nosem. Ten sprzęt go irytował, ale na szczęście najbardziej niespodziewana osoba przyszła mu w sukurs... szczęście, ich jedyna nadzieja na wyjście stąd żyła. Może musiała się skryć, czy coś, ale dobrze, że nawiązała łączność. Sam się z tym pohamował. Nie wiedział jak wygląda u niej sytuacja, ale teraz widać było czysto.

- Halo, jest tam ktoś? Słyszałam odgłosy walki, a wentylacja nadal nie działa. Podajcie swój status. Zgłoście się. Odbiór.

Słysząc trzaski Rity na słabym sygnale Technik zaprzestał na chwilę dłubania przy konsoli i zaczął majstrować z krótkofalówką. Chwilę później łącze było wyraźne. Ot, mała kalibracja i inne pieszczoty które rozumieli tylko technicy. Sprzęt działał i to było najważniejsze.

- Rita, tu Boguchwał. - jego głos był nadzwyczaj spokojny - Żyjemy, ale są straty w cywilach. Zamknięci w bunkrze. Jesteś odcięta od nas grubo z ponad tysięczną sforą wygłodniałych zmutowanych szczurów. Musisz dostać się do głównego terminala i uruchomić systemy. Poprowadzę Ciebie jak za rękę na każdym etapie, a szczególnie gdy się do niego dorwiesz, ale musimy współpracować jeśli mamy z tego wyjść żywo i cało. Stoi? Odbiór.

Czekając na odpowiedź wrócił do pracy nad uruchomieniem wewnętrznego niezależnego systemu komory ratunkowej, a krótkofalówkę uwięził między policzkiem a barkiem. Tak oto rozpoczęła się rozmowa która prowadzić miała do ich jedynej nadziei na ocalenie, a wszystko na barkach skrzywdzonej przez życie aspołecznej poszukiwaczki, oraz głosu niewidzialnego przewodnika po świecie terminali którego delikatnie mówiąc najpewniej uważała za irytującą istotę gatunku ponoć ludzkiego. Szczerze? Z krewską wzajemnością.

Rozmowa się skończyła, ale czuł, że dziewczynie nie uśmiecha się umierać. Plan był prosty. Miała chwilę czasu by dać se radę i przy odrobinie szczęścia i sprytu wszyscy przeżyją. Na co miał nadzieję, bo życie jego rodziny, oraz projekt odbudowy rodzaju ludzkiego którego się podjął nie mogły przepaść!

Dyskusja z boku nabierała na sile i prawdę mówiąc Doktor zaczynał się powoli wkurwiać, a ten sprzęt z którym pracował nie polepszał sprawy ani trochę. Ani trochę! Słowa herszta bandziorów natomiast przywróciły go do pełnej świadomości umysłu.

Boguchwał oderwał wzrok od plątaniny kabli wystających z panelu terminala, samego terminala schronu i naręcznego by posłać rozbawiony uśmiech Vanhoosowi.
- Nie kuś, bo jeszcze pierdolnie z siłą i radością... - powiedział śmiejąc się - ...a pancerz twardy, cholernie ciężki. Jeszcze “Coś” Ci złamie i chujnia będzie!.

Nie było mowy by Technik zdradził kanali uczucia jakie go łączyły z rodzeństwem. Tego chciał, wiedzieć w co uderzyć i jak ich wykorzystać na swoją korzyść. Szczególnie, jeśli jego ludzie by go odbili. Doktor za dużo widział by się na to wziąć. Widząc spojrzenie i słysząć słowa Truposza? Technik posła mu znudzone spojrzenie które mówiło jedno z pogranicza "Naprawdę?" i "Co znowu kurwa?"

Z tą myślą wrócił do swojej roboty. Wiedział, że jak nie uruchomi tego cholerstwa to jeszcze się uduszą. Kurwa, co do jasnej pierdolonej rzyci tak oporne to były za systemy?! Jeden z pierwszych prototypowych Azylów czy co do chuja?! Nie było sensu wdawać się w dyskusję. Nie teraz i nie długo. Jeśli podpalacz chciał łyknąć słowa Vanhoosa...? Cóż, widać nie będzie takim wprawnym mówcą, pierdolony, nawiedzony dramaturg. Może i był, ale nie. Zbyt wiele ich dzieliło i szczerze, zaczynał chyba żywić sympatię do Vanhoosa... Tak, Boguchwał cienił sobie wielce logikę i zimną stal rozumu Boga Maszyny. Kanibal jednak jak był tak będzie zdobyczą wojenną i nic tego nie zmieni!
 
Dhratlach jest offline  
Stary 17-09-2020, 01:00   #57
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po przeszukaniu wszelkich półek, gdzie mogłaby znaleźć medykamenty, Caroline zaklęła siarczyście pod nosem.
Cholera! Nie ma nawet morfiny.
Znalazła jednak czyste bandaże, mimo że ich opakowania nie wyglądały zachęcająco. Wzięła jeden z nich, a potem dość niechętnie podwinęła rękaw skórzanej kurtki. Dwie brzydkie, półksiężycowate rany po siekaczach mutanta zdobiły jej lewe przedramię. Dziewczyna nie miała jak oczyścić ani zdezynfekować ugryzień, a piekły ją jak diabli. Owinęła je więc tylko szczelnie bandażem i nakryła ponownie rękawem.

Dalsze oględziny miejsca okazały się równie mało owocne. Nie znalazła żadnych skarbów poza masywnym aparatem rentgenowskim. Trzy minuty zajęło jej dobranie się do jego bebechów. Zdobyła jednak nieco części. Starała się brać jedynie te poręczniejsze, lub cenniejsze. Nie wzięła prostych cewek i dławików, ale za to wymontowała termokatodę, kolimatory, aluminiowy filtr, rezystor nastawny, szkiełko fluoroberylanowe i wolframową płytkę. Poza tym garść miedzianych elementów i kabli. Napełniwszy nimi nieco torbę, włączyła krótkofalówkę. Wcześniej wyłączyła ją, by nie zaalarmować przypadkiem tutejszych rezydentów podczas przekradania się korytarzami bunkra. Na ustalonej częstotliwości panowały szumy i trzaski. Wzbudziło to w niej pewne podejrzenia. Żyleta nadstawiła uszu i na moment odstawiła maskę tlenową od twarzy. System wentylacji nadal nie działał. Wcześniej za to zdawało jej się, że słyszała jakieś odgłosy walki i ruch w kanałach powietrznych. Teraz te informacje zdawały się na siebie nakładać. A ona była dość bystra, by dodać dwa do dwóch. Włączyła nadawanie i odezwała się do głośnika.
Halo, jest tam ktoś? Słyszałam odgłosy walki, a wentylacja nadal nie działa. Podajcie swój status. Zgłoście się. Odbiór.


Słysząc trzaski Rity na słabym sygnale, Technik zaprzestał na chwilę dłubania przy konsoli i zaczął majstrować z krótkofalówką. Chwilę później łącze było wyraźne.
Rita, tu Boguchwał — jego głos był nadzwyczaj spokojny — Żyjemy, ale są straty w cywilach. Zamknięci w bunkrze. Jesteś odcięta od nas grubo z ponad tysięczną sforą wygłodniałych zmutowanych szczurów. Musisz dostać się do głównego terminala i uruchomić systemy. Poprowadzę cię jak za rękę gdy się do niego dorwiesz, ale musimy współpracować jeśli mamy z tego wyjść żywo i cało. Stoi?

Pracował nad uruchomieniem terminala komory na dwa sposoby. Manualny, obchodząc zabezpieczenia elektroniką, oraz przy pomocy swego naręcznego terminala. Przy odrobinie szczęścia powinno mu się udać wykorzystać zalegającą energię w systemie na ułatwienie Ricie dotarcie do miejsca, oraz wspomóc w uruchomieniu głównej duszy SI. Przede wszystkim jednak zabezpieczać jej pochód i spowolnić postępy sfory. Tak, jeśli choć uda się wstępnie dostarczyć stabilne zasilanie do tego terminala, może nawet poprzez łącza uda mu się przejąć kontrolę, ale to trudne było i, prawdę mówiąc, Rita miała większe szanse… z jego przewodnictwem. Mimo wszystko musiał być i na to gotowy.

Spoko, szefuniu — potwierdziła łowczyni skarbów — Wiem, gdzie to jest. Odezwę się na miejscu. Trzymajcie się tam z tymi wrednymi gryzoniami. Bez odbioru.
Wyłączyła radiotelefon i już miała go odłożyć, ale zawahała się na moment. Przyszło jej coś do głowy. A nie miała dość wiedzy na temat funkcjonowania Azylu, by sama sobie odpowiedzieć na wątpliwości.
Hej, jajogłowy? Wentylacja ma obieg zamknięty i regulowany? Dałoby odciąć pewne pomieszczenia? Bo mam pewien pomysł… I przydałby się nam może do tego strzykawa.

Cóż, jest taka możliwość, ale nie znamy skali uszkodzeń jeśli są. Zgaduje, że chcesz wytruć szkodniki, lub pozbawić je tlenu by się podusiły, a wszyscy przeczekamy w schronach, aż będzie bezpiecznie? Inteligencja zarządzająca Azylem nam wszystko naszkicuje po krótkiej diagnostyce, ale plan mi się podoba — odpowiedział z uśmiechem Technik — Nie zwlekaj złośliwa obrażalsko, wyjdźmy z tego w jednym kawałku. Bez odbioru.

“No dobra koleś, ale jak mam wpuścić toksyny do wentylacji, skoro nie dopuściłeś Truposza do odbiornika? Mam sama sobie wykombinować składniki i je uwarzyć?” pomyślała Rita, odkładając radio. Jak zwykle skuteczność ADA powalała na kolana, ale przynajmniej udało jej się coś ustalić z tym nadętym “Bo-goo-cz-wow’em”. Swoją drogą dziewczyna zastanowiła się przez moment, kto im wszystkim nadał takie idiotyczne imiona? Tego nie dało się nawet normalnie wymówić.

Poszukiwaczka skarbów nie potrzebowała czasu, by się zebrać do dalszej drogi. Od razu ruszyła w głąb kompleksu, próbując przekraść się pod nosem zmutowanych szczurzych rezydentów na najniższą kondygnację Azylu 47. Przechadzka tymi ciemnymi, zagraconymi tunelami nie należała do najbezpieczniejszych i komfortowych, ale teraz stalkera miała przynajmniej zapas świeżego tlenu na długi czas. Nie musiała się więc dusić odorem rozkładu i przesyconych hormonami szczurzych wydalin. Doskonale wiedziała, że teraz tylko ona mogła dostać się do stanowiska operacyjnego Opiekuna w sterowni obiektu. Liczyli na nią ludzie, nie zamierzała więc zawieść. W drodze zastanawiała się także czy wynikiem wadliwego działania systemów było ich odcięcie od superkomputera SI, czy zostawienie w kiepskiej konfiguracji na ręcznym sterowaniu.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 24-10-2020 o 17:12.
Alex Tyler jest offline  
Stary 18-09-2020, 23:02   #58
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację

Gruby kineskopowy ekran mikro-terminalu zarządzającego komorą ratunkową rozbłysnął zielonym światłem, na monitorze wyświetlił się ciąg malutkich cyfr. Cyferki niczym pracowity rój mrówek zaczęły szybko układać się w coś co przypominało rokpikselowaną twarz. Z głośników popłynął delikatny, ale mechaniczny głos kobiety.

URUCHOMIONO SYSTEM OPERACYJNY KOMORY RATUNKOWEJ AZYLU 47. PODAJ SWOJE HASŁO.

Boguchwał nie miał żadnych problemów, żeby obejść zabezpieczenia. Dyletant mógłby uruchomić pułapki, które w przeciągu kilkunastu sekund zabiłyby wszystkich intruzów znajdujących się w pomieszczeniu. W opuszczonych Azylach pełno było takich trupów, niewydarzonych poszukiwaczy skarbów i hien cmentarnych, poległych w starciu z potęgą ludzkiej i pozaziemskiej technologii. Doktor znał się jednak na rzeczy i nie było mowy o pomyłce. Teraz stanął oko w oko ze sztuczną inteligencją o twarzy kobiety zbudowanej z zielonych rzędów cyfer.

WITAJ OPIEKUNIE. POZIOM TLENU W KOMORZE WYNOSI DWANAŚCIE KOMA SZEŚĆ PROCENT. WYKRYTO W POWIETRZU ZWIĄZKI CYJANOWODORU, POLONU I RADU. ZALECAM W PIERWSZEJ KOLENOŚCI URUCHOMIENIE SYSTEMÓW PODTRZYMYWANIA ŻYCIA. WYKONAĆ?

Enter.
Po chwili przez kratki wentylacyjne w pomieszczeniu popłynęło ożywcze, oczyszczone, filtrowane powietrze. Ludzie wciąż pokasływali, wciąż byli mocno osłabieni, lecz od razu poczuli różnicę. Luis Villanova w geście spontaniczności uściskał łebskiego doktora, cmoknął go w czoło. Na kopcu usypanym z rozpaczy i żałoby zakwitł wątły kwiat nadziei.

ZALECAM OPUSZCZENIE KOMORY RATUNKOWEJ W PRZECIĄGU NAJBLIŻSZYCH DWUNANASTU GODZIN. CZEKAM NA KOLEJNE WYTYCZNE, W CZYM MOGĘ JESZCZE POMÓC OPIEKUNIE?

***


Rita musiała mieć świadomość, że najmniejszy hałas, jeden fałszywy ruch, mały głupi błąd może pogrzebać jej wysiłki. Wiele w swoim życiu przeszła, nauczyła walczyć o przetrwanie, lecz teraz stała się odpowiedzialna nie tylko za siebie. W jej rękach spoczywało życie Truposza, rodzeństwa Colt, osadników z Nowej Nadziei a nawet Vanhoose’a. Gdzieś tam horda wypaczonych przez popromienną chorobę szczurów polowała na ludzi i jeśli tylko potwory wyczują, że na niższych kondygnacjach znajduje się żywy homo sapiens, korytarz w ciągu paru chwil wypełni się setkami wygłodniałych stworzeń. Tak się nie stało. Żyleta sprawnie i po cichu pokonywała kolejne zakręty skąpanych w świetle awaryjnych lamp tuneli. Maska tlenowa ograniczała widoczność a jej ciężki oddech, charakterystyczny dla osoby oddychającej w takim ustrojstwie był właściwie jedynym dźwiękiem jaki słyszała. Po drodze nie zauważyła żadnych szczurów, czasem gdzieś tylko mignął jakiś złowrogi cień. Spokojnie zeszła po schodach na najniższe piętro Azylu. Znała na pamięć rozkład pomieszczeń, właściwie z zamkniętymi oczami mogłaby trafić do sterowni, wszystkie bunkry przeciwatomowe Protect America budowało na tą samą modłę, od wzorca, jak butelki coca coli. Minęła kilka opuszczonych kwater aż w końcu dotarła tam, gdzie znajdowało się serce monumentalnej podziemnej budowli. Automatyczne drzwi były rozsunięte a w środku panował półmrok, parę świateł awaryjnych rzucało czerwoną poświatę na komputery wypełniające pomieszczenie. Na ścianach wisiały siermiężne monitory kineskopowe, jednak najwięcej miejsca zajmowała konsoleta pełna przycisków, pokręteł, kolorowych światełek. Kogoś kto nigdy nie miał styczności z terminalami taki widok mógł przyprawić o potężny ból głowy. W pewnym momencie żyleta zdała sobie sprawę, że ktoś jej się przygląda. Ukryte w cieniu postacie stały nieruchomo. Gdy znalazły się w świetle jej latarki, Rita od razu je rozpoznała. Błyszczące i chromowane niegdyś pancerze pokryte były teraz kurzem, śniedzią i rdzą. Jeden automat wielozadaniowy, dwa militarne automaty wielozadaniowe naszpikowane ukrytą w kończynach i korpusie bronią. Łowczyni skarbów wiedziała, że teraz nie są groźne. Dopóki nie steruje nimi sztuczna inteligencja nie różniły się niczym od koszy na śmieci albo skrzynki z gwoździami. Kiedy jednak system Azylu uzna, że uruchomiła go osoba niepowołana, staną się śmiertelnymi przeciwnikami. A jeśli nie wykończą jej roboty, zrobi to wtłoczony wentylacją cyklon b lub inny diabelski wynalazek minionych czasów. Architekci z Protect America wciąż trzymali wiele asów w rękawie. Azyle chroniły ludzkie życie, ale z równą łatwością mogły je też odebrać.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 28-09-2020, 18:10   #59
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

Bogumiła wbiła wzrok prosto w oczy Vanhoos’a, nie było w nich widać złości tylko upór. Nie zaciskała warg, nie unosiła brwi, nawet rzęsami nie zamiatała. Na złość całemu światu miała zamiar udowodnić mu, że nie wie wszystkiego. Gdy Truposz zwrócił się do jej braci żyleta posłała samymi wargami całusa kanibalowi i odwróciła od niego wzrok, by móc zobaczyć minę Strzykawy.

Vanhoose uśmiechnął się do Żylety, wystawił język, ordynarnie oblizując nim swoje woskowe wargi.
Może jednak powiem więcej jak siostrzyczka posiedzi mi na kolanach – powiedział skupiając się teraz na Bogumile. W jego oczach trudno było dostrzec blask, jaki czasem towarzyszy drabom, gdy znajdą się w towarzystwie żylety. One naprawdę przypominały ślepia rekina. – Wujek Billy potrzebuje się rozerwać. Nie jesteś za piękna, ale przynajmniej nie będziesz kłapać jadaczką.

Kanibal zarechotał obserwując reakcję żylety i jej braci.

Napięcie w pomieszczeniu rosło. Każdy znajdował się w ognisku lupy pozostałych. Jakby zasiadali do pokerowego stołu i okazana w najbliższych sekundach reakcja miała zdradzić rękę, którą gracze rzucą w nadchodzącym rozdaniu.

Bożydar dokładnie oczyścił swój sprzęt słuchając wymiany zdań między znajdującymi się w komorze ludźmi. Najbardziej interesowała go dyskusja Williama oraz Truposza, którzy tworzyli całkiem kolorowy duet. Ewidentnie Vanhoose odrobił lekcję z podjudzania mając też chrapkę na tajne informacje Alternatywy.
Naprawdę uważasz, że gdybyś zabrał słodycze sprzed nosa pociechy szefa to nadal byś żył? – zapytał z uśmiechem Bożydar spoglądając na pomalowanego posiadacza miotacza ognia. – Mógłbyś bezkarnie zabić jednego czy kilku z nas, ale słodycze… – westchnął rewolwerowiec. – … Szef traktuje je kurewsko poważnie i wysłałby za tobą ludzi przy których ja wyglądam jak upośledzony berbeć. – zaśmiał się wojownik. – Już na poważnie to przy Wesołym Williamku i całej tej ferajnie nie podam ci wytycznych “góry”, które tobie czy Caroline zdradzić mógłbym. Polubiłem was na tyle, że jestem skory do pewnych wyjaśnień, a wiedz, rodzeństwo świadkami, że nie zawsze tak bywa. – Starszy Kapral Alternatywy spojrzał na Williama. – Dobry strzał Vanhoose. Niestety nie jestem tak głupi jak możnaby się spodziewać.

Technik ślęczał nad terminalem który się ożywił i miał zacząć wprowadzać komendy gdy jego brat zdecydował się zabłysnąć, a co niektórzy zaczęli okazywać… khem… emocje.. Zaśmiał się bez radości po czym spojrzał za siebie na zgromadzonych.
– Misja? Jaka kurwa misja? Przepadła, ale mogę mieć ofertę dla naszych towarzyszy jeśli się stąd wykaraskamy. Truposz się sprawdził miotaczem, teraz pora na Ritę. Tyle w temacie, a teraz dajcie mi pracować.
Po tych słowach wziął się za terminal. Potrzebował odpalić każdą możliwą diagnostykę nie tylko komory, ale i tego poza nią ile zasięgu i możliwości starczy. Oby małe skurwiele nie dorwały się do kabli…

Samedi ziewnął pozostałościami radu i polonu. Zamięlił parę razy zębami lekko niezadowolony.
W takim razie pas. Niczego więcej się teraz nie dowiem, a żelastwo swoje waży – kapelusznik zaczął mało delikatnie pakować na powrót części do sarkofagu. – A jak w niedługim czasie się nie dowiem, to może skontaktuje się z mistrzem areny. Niech zrobi nagrodę w walkach gladiatorów. Zarobię na zakładach patrząc jak takie Vanhoosy się o nie zabijają. Przyjemne z pożytecznym, co myślisz Bill? Tobie raczej nie pozwolą wziąć udziału, a szkoda. Choć może ozdobisz igrzyska w nieco inny sposób. Rozerwanie też wchodzi w grę – sarknął złośliwie, zmęczony rolą dobrego wujka.

Bogumiła przytaknęłą Truposzowi. Nie zrobił na niej wielkiego wrażenia wybieg Vanhoose, choć na tekst Boguchwała uśmiechnęła się drapieżnie w kierunku kanibala. Jeszcze mógł się doprosić o swoje, jeśli tak bardzo, bardzo będzie chciał.

Wentylacja buczała, technik stukał w klawisze, oddechy ludzi przebijały się na pierwszy plan i brakowało tylko brzęczącej muchy. Truposz obserwował unoszącą się i opadającą klatkę piersiową burmistrza. Niech jeszcze trochę pooddycha w masce tlenowej, później trzeba będzie mu ją zabrać, jeszcze może się przydać, odnotował. Argumenty zostały wyczerpane, ale czasu wciąż pozostawało sporo i trzeba było go z pożytkiem zagospodarować. Kanibal lubił manipulować, choć sam również wydawał się podatny. Caleb postanowił sprawdzić. Pęknie, wybuchnie, zdradzi coś więcej… wszystko było dobre dla potrzeb badania pacjenta.
Byłbyś bardziej wiarygodny w szczerzeniu, gdybym nie wiedział jak bardzo płaszczysz się przed swoim panem – Samedi kpiąco uderzał w emocje i ego Vanhoosa, licząc, że coś w nim obudzi. Może bunt, może dumę, coś co leżało na dnie jego jaźni. – Rozejrzyj się – rozłożył ramiona. – Apokalipsa już się stała, nic gorszego nie przyjdzie. Wszystko wokół to walka o ochłapy. O rzeczy, za które nie warto oddawać godności. Chyba, że mówimy o Lanie i Lucasie, dla nich warto popełzać – potrząsał ogniwami kajdan, grając taneczną melodię z przekonaniem i werwą. Choć był to tylko blef schowany za pokerową twarzą. Mocno prawdopodobny. Imiona zbyt płytko zakopane w podświadomości, jak na trupy z dalekiej przeszłości. W jego śnie wyciągnęły ręce przebijając cienką warstwę ziemi. Z resztą, w legendzie z tego co pamiętał, występowały zupełnie inne aliasy. „Obecna” rodzina mogła być całkiem żywa. Chciał zobaczyć jakie kroki wykona kanibal. – Widzisz Van, ja nigdy nie potrafiłem się mocno przywiązać, cholernie zazdroszczę, tak bardzo, że prędzej zjem je i popije octem niż ci je oddam.

Masz jednak przebierańcu łeb na karku – odparł Vanhoose wyraźnie zadowolony, kiedy Truposz z powrotem schował części robota – Choć od twojego biadolenia rozbolała mnie głowa. Nie próbuj być sprytniejszy niż jesteś, nie próbuj mnie rozgryzać. Jeszcze raz spróbujesz wymienić te imiona i przestaniemy się lubić. Zamiast więc bawić się w mentalistę, przekonaj rodzeństwo, żeby dla dobra wszystkich, pozwolili mi naprawić to co ty i Rita spierdoliliście.

Prędzej padnę trupem niż pozwolę ci stąd wyjść skurwysynu! – syknął Karl, któremu pod fioletowym nosem zrobił się paskudny zakrzep. – Innych możesz wodzić za nos, ale ja wiem kim jesteś. Powiesz wszystko, byle ratować dupsko tchórzu.

Kanibal wyszczerzył spiłowane zęby, teraz swoje oczy drapieżnika wbił w Azylanta.
Karl. Wciąż to do ciebie nie dociera, prawda? Nie masz nic do powiedzenia. Wasi wybawcy chcieli cię wyrzucić stąd na pożarcie kojotom, a twoi właśni ludzie próbowali zamknąć w celi. Ty też jesteś więźniem, ale różnica polega na tym, że ja jestem wart dziesięć tysięcy amo a ty jesteś pierdolonym śmieciem.

Dłonie Karla złożyły się w pięści, na skroniach pojawiły fioletowe żyły.

Vanhoose widząc jaki efekt wywołał kontynuował z pasją sadysty i mąciciela.
Twoje życie jest bezwartościowe, dla doktorka i niemowy jesteś wart tyle co padlina, którą żrą na tych pustkowiach mutki. Rozwaliłem kastetem pysk twojemu kumplowi, kazałem rozstrzelać twoich przyjaciół a to ciebie chcieli skazać na śmierć. Jakim trzeba być kurwa frajerem, żeby tak skończyć, co Karl?

– Ja przynajmniej nie zabiłem żony i dziecka! – odgryzł się coraz bardziej zdenerwowany osadnik. – Wolę być pierdolonym śmieciem niż potworem, który wyrwał płód z brzucha swojej kobiety! Jak oni mieli na imię Truposzu!? Lena i Lucas? Mają chociaż jakiś grób czy ich też pożarłeś?

[MEDIA]https://img2.grunge.com/img/gallery/things-supernatural-gets-wrong-about-mythical-beings/vampires-down-for-the-count-1567699945.jpg[/MEDIA]

Nagle uśmiech Vanhoose zniknął a oczy zgasły. Widzieli jak więzy napinają się pod naporem mięśni. Kanibal wystrzelił szczupakiem, rycząc otworzył szczękę najeżoną zębami, którymi za chwilę rozpruje tętnicę na szyi białowłosego.


 
Cai jest offline  
Stary 29-09-2020, 10:41   #60
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację




Caroline przeszła przez sterownię i dokładnie obejrzała konsolę superkomputera Opiekuna. Sprzęt ewidentnie był odcięty od zasilania, nie paliła się żadna lampka, a z ekranu wyzierała czarna otchłań. Zanim jednak stalkerka postanowiła wziąć się za doprowadzenie do niego energii i uruchomienie systemów Azylu 47, obróciła się ostrożnie na pięcie i skierowała w stronę maszyn ochrony. Dla pewności postanowiła je unieszkodliwić, na wypadek jakby wybudzenie SI nie przebiegło zgodnie z planem. Pierwsze dwie maszyny udało jej się sprawnie rozłączyć po jakimś kwadransie, grzebiąc nieco przy ich tylnych panelach. Trzeci robot jednak sprawił jej nieco problemów, a w dodatku podczas całej operacji zaklinowała jej się w środku ręka. Po jej wyzwoleniu dziewczyna zaklęła, kopnęła z frustracją złośliwą kupę złomu i podeszła z powrotem do komputera.


Zapewnienie mu dopływu zasilania nie było taką prostą sprawą, jakby się mogło wydawać. Plątanina kabli i gniazdek mogła przyprawić laika o zawrót głowy, aczkolwiek niewiele lepiej poczuła się obyta z terminalami Rita. Mimo wszystko postanowiła jednak podłączyć urządzenie samodzielnie. Niestety po kilku minutach grzebania w kablach i jednym, bolesnym kopnięciu prądem zdała sobie sprawę, że będzie musiała zasięgnąć porady technika ADA. W jakiś niepojęty sposób urządzenie nie chciało się odpalić, a ona nie miała głowy, by zastanawiać się, co poszło nie po jej myśli przy całej procedurze. Włączyła więc radiotelefon, co natychmiast wywołało kakofonię cichych trzasków ze strony głośnika urządzenia. Następnie nacisnęła guzik nadawania i odezwała się, odchylając maskę z dolnej części twarzy.
Bołguuczłał, jesteś tam? Potrzebuje drobnej pomocy przy podłączeniu tego złomu. Odbiór.


Łącze się otworzyło i pierwsze co usłyszała to śmiech przebijający wraz z pierwszym impulsem elektrycznym, a po nim, po chwili, przyjemne dla ucha pytanie.
- Ritka? Dla Ciebie zawsze. Znalazłaś już dla nas przytulny kącik do... porozmawiania... Kiteczko? Odbiór?
Ech, nie chrzań, tylko mi powiedz jak mam podłączyć ten cholerny komputer Opiekuna — wyrwało się emocjonalne zdanie przez głośnik radiotelefonu technika ADA — Jest tu tyle kabelków i gniazd, że w połowie podłączania straciłam rozeznanie. Odbiór.
Usłyszała zadowolony pomruk Boguchwała.
- Mój ulubiony kącik i do tego z ulubioną wredotą.... - żal wkradł się w głos - Co skrzywdziła moje serduszko, myląc Alternatywę z Konfederacją… ach… moje biedne serduszko!
Chwila ciszy, a potem rzeczowe.
- Dobra, opisz, co masz, a poprowadzę jak za rączkę… Odbiór.
Rozumiem, że rodzice skrzywdzili cię przy urodzeniu imieniem, ale nie... — dziewczyna ugryzła się w język w połowie zdania, musiała powstrzymać osobisty uraz. Chodziło teraz o coś ważniejszego, niż prywatne animozje. Aby móc doprowadzić Azyl 47 do używalności, musiała pójść na kompromis i dogadać się z technikiem ADA.
... Nieważne, po prostu będę dopytywać, a ty pomagaj. To, co tu widzę, wygląda gorzej niż bebechy skrzynki rozdzielczej. Wręcz jak okablowanie serwerowni... Odbiór.
Dzięki radom Boguchwała i znacznej determinacji udało się dziewczynie podłączyć komputer do zasilania i odpalić system. Zajęło jej to jednak trochę czasu, ponieważ operacja nie była łatwa, a i współpraca między dwójką nie przebiegała idealnie. W końcu jednak dopięli swego.
Dzięki, w sumie, zanim siądziemy do rozruszania tej kobyły i obudzenia SI, chciałabym jeszcze upewnić się, że żaden robocik mnie zahaczy podczas procedury przejściowej — powiedziała, cofając się do stanowisk ładujących maszyn obronnych Azylu — Dwa bojowe tostery zamieniłam w kubły na śmieci, ale został jeszcze jeden, którego nie umiem rozłączyć. Pomożesz mi go wprowadzić w stan autystyczny? Albo przynajmniej wyłączyć? Odbiór.
- Mógłbym. - usłyszała uśmiechnięty głos Technika
Dzięki — rzuciła krótko łowczyni skarbów. Potem zaczęła grzebać we wnętrzu ostatniego, najbardziej upartego z robotów. Znowu by wszystko spartoliła, ale dzięki radom Boguchwała udało się jej sięgnąć do istotnego podzespołu, którego naruszenie powinno unieszkodliwić robota. Pozostało im tylko odpalenie SI.
Okej — westchnęła po skończonej robocie — Została nam już tylko reanimacja SI i postawienie tego cholernego Azylu na nogi.
Dziewczyna podeszła do konsoli ozdobionej rzędem przycisków i migających lampek. Przyłożyła dłonie do mocno wytartej klawiatury i zerknęła na ekran.
Cóż, chyba dam radę to uruchomić. Ale żeby nie kusić losu, będę konsultować wszystko z tobą, pasuje?
- Opowiadasz mi wszystko, dosłownie i może przeżyjemy. Naprawdę chcesz się wykazać, co nie? Chyba nie chcesz mi zaimponować tak przypadkiem? - wrednie uśmiechnięty głos Boguchwała odezwał się przez fale.
Ugh. Mam nadzieję, że na pierwszej randce zapodajesz lepsze teksty. Inaczej raczej wróżę ci długą samotność.
- Jesteśmy na randce…? Randka na odległość… nie wiedziałem, że to możliwe! - zaśmiał się Technik.
Słychać było, że miał dobry humor…
- Dobra odpalamy to. Pogadamy, jak przeżyjemy, bo szczury i tałatajstwo, a nie chciałbym byś na naszej „randce” zmarła ze zwlekania...
Jedyna możliwa między nami… Zresztą, chodziło mi o to, że masz drętwe i głupkowate teksty... — dziewczyna sarknęła i wzięła głębszy oddech — Ech… nieważne! Po prostu postawmy to na nogi!
Po tych słowach rozpoczęła klawiaturową uwerturę, odpalając na dobre rozruch jednostki. W następnej kolejności zgrabnie obeszła kolejne prośby o uwierzytelnienie i hasła, przywróciła do używalności przyrdzewiały i zabugowany kod podstawowego software’u, by na samym końcu przełączyć Azyl z ręcznego sterowania na autonomiczny tryb kontroli przez SI z możliwością wydawania komend głosowych. Choć to wszystko, co uczyniła, było w zasięgu jej możliwości, nie było to rzeczą prostą, a dzięki wsparciu technika ADA poszło jej o wiele szybciej. Bądź co bądź SI Azylu ożyło i można było przejść do wydawania poleceń.
Śmiga jak marzenie szefuniu — rzuciła nawet entuzjastycznie przez radiotelefon — To, o co teraz poprosimy „wielkiego brata”?
- Pięknie! - oznajmił Boguchwał - No, może nawet byłby z Ciebie dobry Technik, wiesz? Dobra, najpierw diagnostyka drugiego poziomu, potem najłatwiej będzie przedstawić problem SI i podać lokalizację Azylantów, jesteśmy w Kapsule B201, zapytać o proponowane rozwiązanie problemu, oraz zabezpieczenie sterowni. Niestety nie mamy czasu na pełną diagnostykę i nie wiemy jakie systemy obronne są w tym Azylu, ale dobrze to wiesz przecież. Nie mniej, dzięki, że pytasz. **
Oj, chyba nie, znam się tylko na komputerach. Ledwie odróżniam klucz ampulowy od nasadowego — zażartowała kwaśno Govin — W każdym razie masz rację. Nie wiemy, w jakim stanie jest sprzęt. Może też nie starczyć pamięci operacyjnej na pełną diagnostykę i wykonanie wymienionych funkcji. Na pewno nie w rozsądnym wymiarze czasowym.
Po tych słowach skierowała głos do mikrofonu superkomputera.
Przyznaj mi wszelkie możliwe uprawnienia, ranga Opiekun. Następnie wykonaj kolejno:
[1]Zalicz wszelkie sygnatury życiowe z wnętrza kapsuły B201 jako pełnoprawnych członków Azylu.
[2]Zabezpiecz sterownię.
[3]Podaj stan systemów obronnych obiektu.
[4]Wykonaj diagnostykę systemów podtrzymywania życia drugiego poziomu.
[5]Dokonaj oceny zagrożeń i stanu intruzów na terenie obiektu.
[6]Zaproponuj optymalny sposób eradykacji intruzów.

Po wydaniu poleceń nie pozostało dziewczynie nic innego, niż czekać na odpowiedź SI...
Stało się jednak coś zgoła innego. Nagle coś trzasnęło we wnętrzu komputera, a potem nastąpiło potężne zwarcie. Rita poczuła silny swąd spalenizny, a zaraz potem dostrzegła strużkę drażniącego dymu. Niewątpliwie coś musiało się przepalić, w każdym razie komputer Opiekuna padł na amen…
Nie minęła dłuższa chwila, gdy odezwał się głos Boguchwała.
- Rita… - był ostrożny i nadzwyczaj, wręcz za aż bardzo neutralny - ...czy ja widzę dym?
Coś, czego zapewne dziewczyna nie wiedziała, to to, że od pewnego momentu obserwował jej poczynania z poziomu kamer ochrony. Niestety, nie od początku.
Co? Jaki... — dziewczyna potrzebowała dłuższej chwili, by wypatrzeć kamery i domyślić się reszty, przecież facet nie mógł stać jej za plecami — Tia, coś się zesrało i w sumie nie wiem co. Najlepiej jakbyś sam to obejrzał. Tylko nie mam pojęcia jak wyciągnąć cię teraz z tamtej dziury. Skoro jesteś taki łebski, to może sam coś wykminisz.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 29-09-2020 o 18:12.
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172