7 (?) marca 2050, stara stacja benzynowa
Stara stacja benzynowa znajdowała się praktycznie na obrzeżach miasteczka, toteż Hector skarcił samego siebie w myślach za wcześniejsze obawy przed zajrzeniem w to miejsce.
Tyler i Miller wprost dawali mu do zrozumienia, że na stacji nie znajdzie żadnych użytecznych części i że powinien udać się raczej na strzeżone przez złowieszczego Boba złomowisko, ale Garcia był dość zdesperowany, aby nie rezygnować z żadnej - choćby i nikłej - szansy na naprawę wozu.
Widok motocykla w pierwszej chwili go zaniepokoił, potem jednak niepokój ów przeszedł w uczucie zaintrygowania. Żaden z mieszkańców Caligine dotąd nawet się słowem nie zająknął o tym, że jeden z nich posiada własny środek transportu, w dodatku ewidentnie zadbany i sprawny. Przez głowę montera przemknęła myśl, że być może był to jakiś przejezdny jak on sam, zabłąkany we mgle i szukający śladu rozumnego życia, ale opcja ta wydawała się mało prawdopodobna, bo w ciągu ostatnich godzin Nowojorczyk nie słyszał żadnego dźwięku pracującego silnika - chyba, że gęsta mleczna mgła tłumiła hałasy jeszcze skuteczniej niż Latynos sądził.
Garcia złapał palcami za pasek Springfielda, przeciągnął broń z pleców na ramię w taki sposób, aby ją mieć pod pachą z lufą wymierzoną pod neutralnym kątem w żwir zniszczonej drogi. Szczerze wątpił w to, aby w tak bezpośredniej bliskości od osady groziło mu za dnia realne niebezpieczeństwo, ale z doświadczenia wiedział, że Matka Boska chętniej wspomagała tych, którzy troszczyli się sami o siebie.
- Dzień dobry! - rzucił podniesionym tonem zbliżając się jednocześnie powolnymi krokami do stacji - Jest tam ktoś?