Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2020, 22:18   #15
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

Dzień zapowiadał się dobrze. Wstała skoro świt, jeszcze przed budzikiem. Ewidentny znak, że ciało i umysł odpoczęły należycie. Czy to za sprawą wygadania się serdecznej przyjaciółce, czy może dlatego że miała w głowie dobrze ułożony plan? A może po prostu dlatego, że na horyzoncie, na bardzo bliskim horyzoncie pojawił On. Jej jedyny. Spełnienie marzeń, pragnień i żądz.
Jean-Luc nie tylko przebywał w Polsce, ale był gdzieś w jej okolicach. Czuła jego obecność. To przecież nie mógł być przypadek. Takie przynajmniej miała wrażenie.

Kolejny raz w swoim życiu podążała za swoją obsesją. Pragnieniem, którego nie potrafiła i nie chciała ugasić. Chciała znowu to poczuć. Skosztować na nowo życia, rozsmakować się w nim i karmić wszystkie zmysły.
Wiedziała, że podąża za mirażem. Za obrazem, ulotnym, jak poranna mgła. Wszak Jean-Luc mógł już dawno wyjechać. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Jej ciało domagało się jego obecności, choćby miało się to ograniczyć tylko do oddychania tym samym powietrzem, co on. Do przebywania w tych samych miejscach, co on. Do kontaktu z ludźmi, którzy go spotkali. Żar, który ciągle ją trawił domagał się wciąż nowych podniet. Nie mogła odpuścić, choć gdzieś na dnie duszy instynktownie czuła, że przekracza kolejną niewidzialną granicę.

- Tu wasza ulubiona regionalna rozgłośnia. 94.8 fm, radio Waldenburg, za sterami ja, Piotr Czaja. Przed nami co najmniej dwie godziny porządnej rockowej i heavy metalowej muzyki, a do tego jak zwykle, to co lubicie najbardziej. Moje refleksje na temat, życia, śmierci, świata i czego tam jeszcze chcecie.
A propos śmierci. Zapewne większość z was już słyszała o kolejnej brutalnej zbrodni, jakiej w ostatnich dniach dokonano w naszym mieście. Policja nabrała wody w usta, ale coraz głośniej mówi się o tym, że w naszych okolicach grasuje jakiś psychopata. To miasto od zawsze naznaczone było zbrodnią i okrucieństwem. Kto zna historię, ten wie o czym mówię.
Nie chce jednak skupiać się na dramatycznych szczegółach, plotkach i domysłach. Dzisiaj mimo wczesnej pory nachodzą mnie myśli bardziej filozoficznej natury. Czy to możliwe, że przestrzeń w której żyjemy nasiąka czynami i myślami, które wybrzmiewały tutaj w przeszłości? Czy to możliwe, że dawne zbrodnie i grzechy nadal wybrzmiewają echem i rezonują w naszych duszach? Czy taka fala może wzbudzić nas całkowicie obce nam pragnienia? Nakłonić do czynów sprzecznych naszej naturze? Ponura i dołująca to myśl, nieprawdaż? Mój naczelny macha mi z reżyserki, żeby przestał snuć te moje grobowe wywody i puścił wam muzykę. Może i racja. Dzień się dopiero zaczął, nie ma się więc co dołować. Jesień sama w sobie jest dość przygnębiającą porą roku. Zatem pamiętajcie, że w nadchodzące długie, deszczowe wieczory, dobrze mieć obok siebie kogoś kto zapewni wam nie tylko bezpieczeństwo i spokój, ale także takie emocje, jak zespół Judas Priest i ich hit z roku 1986 - Turbo Lover

Agnieszka jechał na południowy-wschód w kierunku gór Sowich, zasłuchana w hipnotyzujący głos spikera. Nie było żadnych wątpliwości, że to jeden z tych mężczyzn, którzy potrafili samymi słowami zwrócić na siebie uwagę innych. Charyzmatyczny, magnetyczny i zniewalający - takie właśnie przymiotniki do niego pasowały. Gość mógł gadać o największych głupotach, a i tak słuchałoby się go z przyjemnością i zadowoleniem..

Styl jego audycji także przykuwał uwagę i zachęcał do dalszego słuchania. Niezobowiązujące, luźne refleksje płynące prosto z serca, brzmiały autentycznie i sprawiały, że czuło się, jakby przemawiał najbliższy przyjaciel. Ktoś taki w żadnym RMFie, czy inne zetce, na pewno nie znalazłby miejsca.

Granatowy SUV sunął miękko na lekko wyboistej drodze. Właśnie wybrzmiewały ostatnie słowa piosenki, gdy Szacka zauważyła drogowskaz prowadzący do pałacu Jedlinka. Zwolniła i skręciła w prawo, wjeżdżając w wąską ulicę wysadzaną po obu stronach wysokimi klonami.
Już sam ten widok budził iście filmowe skojarzenia. Piękne jesienne słońce, przebijało się przez wielobarwne liście, tworząc na szybie piękne odblaski.

Tuż przed samym pałacem kończył się asfalt i zaczynała się kostka brukowa, która pewnie mogła mieć kilka wieków. Zaparkowała na żwirowym parkingu i zabrawszy niewielką torbę podróżną, ruszyła w kierunku wejścia do pałacu.

W skład posiadłości Jedlinka wchodził okazały, barokowy pałac, folwark, przypałacowy browar i ekskluzywne SPA. Za odpowiednią cenę można było wynająć jeden z historycznych apartamentów. Fakt - salonik i sypialnia Gustava Adolfa Boehma, kosztowały majątek, ale czy nie należała się jej odrobina luksusu. Poza tym, jeżeli Jean-Luc tutaj nocował, to na pewno wybrał właśnie ten apartament.
Pragnęła chłonąć powietrze, którym i on oddychał. Wdychać ostatnie molekuły jego zapachu, aby choć w ten sposób był przy niej i w niej.


Na lunch było jeszcze za wcześnie, więc gdy tylko rozpakowała na prędce torbę, ruszyła na mały spacer po pałacowym parku.
Pogoda nastrajała optymistycznie i Agnieszka musiała sama przed sobą przyznać, że po ostatnich ponurych dniach, poczuła w końcu ulgę. Małą i ulotną, ale zawsze.
Spacerując wśród rozłożystych drzew i wciąż zielonych krzewów cieszyła się panującym wokół spokojem i ciszą.

Zauważyła go już z daleka. Trudno bowiem nie zauważyć starca owiniętego w gruby pled i siedzącego na rachitycznym wózku, tuż przy rozległym oczku wodnym. Zamierzała skręcić w lewo, by ominąć staruszka, ale niestety on też ją zauważył. Uniesioną w górę dłonią zaczął machać w jej kierunku.
Niezbyt chętnie ruszyła w jego kierunku.

- Pani nie jest Freya? - ni to zapytał, ni to stwierdził staruszek.
Przygarbiony mężczyzna z resztką siwych włosów, wpatrywał się w Agnieszkę, jakby próbował sobie przypomnieć kim ona jest i dlaczego stoi obok niego. Poznaczona licznymi zmarszczkami i plamami twarz nabrała surowego i dość posępnego wyrazu. Głębokie bruzdy na czole wskazywały na głębokie zamyślenie i próbę sięgnięcia w odmęty własnej pamięci.
- Kim pani jest? - zapytał w końcu starzec. Mimo podeszłego wieku głos miał twardy i surowy, a wyraźny niemiecki akcent tylko dodawał mu siły i ostrości.
- Agnieszka Szacka - przedstawiła się - Jestem… turystką - skłamała.
- Szacka, Szacka - powtórzył, jak automat inwalida - Ja cię znam…
Szorstkie słowa i pewność z jaką zostały wypowiedziane, zmroziła krew w żyłach byłej modelki.
Czyjaś ciężka dłoń wylądowała na jej ramieniu. Obróciła się i stanęła twarzą w twarz z postawną, przysadzistą kobietą o nalanej twarzy.



- Proszę się nie przejmować tym, co on gada. - mruknęła kobieta - On ma demencje Nic nie pamięta i wszystko mu się myli. Zaczepia ludzi i opowiada im głupoty. Takie jego hobby.
Gruba opiekunka poklepałąc Agnieszkę po plecach i ruszyła w stronę wózka.
- No co Herr Flick - rzuciła z wyraźnym rozbawieniem w stronę staruszka - Wracamy do pokoju.
Obróciła wózek i zaczęła go wolno pchać w kierunku drogi prowadzącej do pałacu. Mijając Agnieszkę półgłosem dodała:
- To ponoć jakiś nazistowski emeryt. Mówią, że samego Hitlera znał. Mnie to gówno obchodzi, bo dobrze płacą za to że mu pieluchy zmieniam. Gdyby nie miał tej cholernej demencji, to można byłoby się dowiedzieć od niego ciekawych rzeczy. A tak… gówno.
W tym momencie mężczyzna uniósł się gwałtownie na rękach i patrząc w stronę Agnieszki, zaczął krzyczeć:
- Znam cię, znam! To ty! Byłaś tam! On cię wybrał.
Gruba pielęgniarka pchnęła wózek do przodu, zmuszając tym samym staruszka do tego, żeby opadł na fotel.
- Nie podniecaj się Herr Flick, bo mi zawału dostaniesz - skarciła podopiecznego, a po chwili odwróciła się w stronę Agnieszki i dodała - A ty złotko, nie bierz tego tak do siebie, bo zbladłaś, jakbyś zaraz miała kopytkami strzelić. Nie przejmuj się dziadek już tak ma. Trzymaj się i jakbyś nadal była słabowita, to wpadnij do mnie to dam ci coś na wzmocnienie nerwów - zaśmiała się na koniec niemal demonicznie.


Siedząc w pałacowej restauracji, Agnieszka powzięła żelazne postanowienie. Nie podda się makabrycznej atmosferze, jakie wywołało przypadkowe spotkanie ze staruszkiem na wózku.
Skupi się na rzeczach przyjemnych, odpocznie i zacznie szukać informacji o Jean-Lucu, tak jak sobie zaplanowała.

Poszukiwania nie należały do nazbyt męczących, czy kłopotliwych. Wystarczył zalotny uśmiech plus kilka banknotów wciśniętych do kieszeni przystojnego kelnera i już wiedziała na czym stoi.
Znany, francuski fotograf mody, faktycznie odwiedził pałac Tannhausen i wyjechał wraz z kilkoma przyjaciółmi przedwczoraj rano. Wedle relacji chłopaka grupa miała w planach udać się do Rogoźnicy i zrobić tam jakąś sesję.
Od razu słysząc te słowa w umyśle Agnieszki zrodziło pytanie. Czy podążać za mglistym cieniem swego kochana i próbować go w końcu złapać? Od lat nie była tak blisko Jean-Luca, jak w tej chwili. Czuła jego obecność i wiedziała, że jest gdzieś w pobliżu.

Rzeczywistość upominała się jednak o nią. Ciągle napływały sms-y od matki. A to, że u ojca wszystko w porządku i że lekarze są pełni optymizmu, a to że tęskni za córeczką i ma nadzieję, że wszystko w porządku, a to znowu że się martwi i że boli ją głowa i ma złe przeczucia.

Leżąc na łożu z jedwabnym baldachimem, Agnieszka rozmyślała nad swoim kolejnym dniem, kolejnym krokiem, jaki powinna podjąć. Miał rozdartą duszę i wiedziała, że czegokolwiek nie postanowi, to rozdarcie się nie zmniejszy. Wręcz przeciwnie z każdą chwilą będzie rosnąć i rosnąć.


Kilka długości basenu i prawie godzina w bąbelkowej kąpieli, rozluźniła jej ciało. Duch jednak ciągle był spięty i niepewny. Otulona w mięciutki szlafrok mogła zdawać się ostoją spokoju i odprężenia.
Pieprzone pozory.
Iluzja zmysłów i cielesności.
Kłamstwo w czystej postaci.

W głębi, na samym dnie, wciąż czuła pęczniejący wrzód niepewności i pragnień. Drżała i dygotała w strachu zarówno przed spełnieniem, jak i przed rozczarowaniem. Stała na rozdrożu życiowych dróg i nikt i nic nie mogło jej w tym momencie pomóc.

Rzeczywistość, ta wredna suka, wiedziała kiedy i jak uderzyć.

Gdy tylko weszła do pokoju, odezwał się jej komórka, która zostawia na nocnym stoliku łudząc się, że tego wieczoru już po nią nie sięgnie. Zerknęła na ekran i ku swemu zdziwieniu ujrzała pulsujący napis “Komisarz Kostrzewski”
Przesunęła palcem i odebrała połączenie.
- Dobry wieczór, pani Agnieszko - zaczął komisarz - przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale obawiam się że musimy porozmawiać.
- O co chodzi? - spytała siłą woli tłumiąc drżenie głosu - Coś się stało?
- To nie jest rozmowa na telefon - odpowiedział chłodno, wręcz bez emocji - Możemy się spotkać za pół godziny tam, gdzie ostatnio?

Zegar na kominku wybił dwudziesta drugą Pragnęła tylko szczęścia, a świat upominał się o nią i wyciągał ku niej swym macki, a ona czuła się taka samotna i tak bezradna.



 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 30-09-2020 o 22:49.
Pinhead jest offline