Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2020, 19:03   #8
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację


Drzwi dyliżansu, trzasnęły z wielkim hukiem. Chudy woźnica wdrapał się na kozła i chwycił lejce prawą dłonią. Konie zarżały, jakby na powitanie swego pana. William Shatner kątem oka dostrzegł, że kościsty jegomość ma wciśnięte za pazuchę dwie butelczyny, najtańszej whiskey.
- I co się gapisz? - mruknął woźnica przeszywając go przy tym groźnym spojrzeniem.
Jego oczy zionęły chłodem i niezgłębionym mrokiem. Na ich dnie czaiło się coś bardzo, ale to bardzo niedobrego.

Wewnątrz powozu pasażerowie siedzieli blisko siebie. O ile James Hardin, Katrine Haynes i Thomas Hartman cieszyli się względną swobodą, to doktor Stella Hartson i John Laredo zostali niemal wciśnięci w ściany powozu. Siedzący na środku grubas zajmował co najmniej dwa miejsca, jeśli nie więcej. Na domiar złego w ogóle nie przejmował się komfortem swych współtowarzyszy podróży.
Jego szerokie cielsko rozlało się niczym napuchnięta, gigantyczna ropucha. Opasły, łysy mężczyzna na kolanach trzymał dużą, skórzaną torbę, jaką zazwyczaj posiadali wszelkiej maści lekarze, felczerzy i inni znachorzy. Tulił ją do piersi, jakby to było jego ukochane i długo wyczekiwane dziecię.
Uwagę wszystkich zwrócił geometryczny symbol, jaki został wypalony na froncie torby.



***
Bicz przeszył powietrze, niczym błyskawica. Pół tuzina karych ogierów zarżało, a chudy woźnica gwizdnął przeciągle.
Konie ruszyły z kopyta, a koła powozu wzbiły w górę tuman kurzu, który przesłonił Serenity Creek.
Pęd z jakim dyliżans kompanii “Eternal Ride” ruszył w drogę jednych wbił w skórzaną kanapę, a drugich zmusił do zaparcia się nogami, aby nie polecieć do tyłu.

Chudy woźnica poderwał się na równe nogi i raz po raz strzelając z bata wrzeszczał na ciągnące dyliżans konie.
- Hajda! Hajda! Dalejżę!
Siedzący na koźle William Shatner musiał mocno złapać się uchwytu po swojej prawej stronie, żeby już na początku podróży nie spaść na ziemię. Chudzielec poganiał konie, jakby goniła ich co najmniej setka rozwścieczone Apaczy.
Księżyc nadal rozświetlał drogę, ale w żaden sposób nie usprawiedliwiało to tak brawurowej jazdy.

Konie gnały przed siebie, a ich długie, czarne grzywy falowały na wietrze. Woźnica przysiadł, ale nadal co kilka chwil poganiał zaprze, jakby nadal nie był zadowolony z prędkości jaką uzyskuje.
Koła turkotały, jak szalone, a cały dyliżans co i rusz podskakiwał na nierównościach terenu, czy przydrożnym kamieniu.
Wszyscy siedzący w środku pasażerowie patrzyli po sobie zdziwieni. Jedynie Łysy grubas wydawał się być ukontentowany, takim sposobem jazdy. Jego wysunięte łokcie boleśnie wbijały się w siedzących obok niego doktor Stellę Hartson i Johna Laredo.

Cały powóz, aż trzeszczał w szwach, jakby zaraz miał się rozlecieć. Chudy woźnica nie zwalniał jednak ani odrobinę. Zamiast tego po prerii, niósł się jego zachrypnięty głos.
- Hajda! Hajda! Dalejżę!
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline