Początkowa euforia pasażerów związana z przyjadem dyliżansu powoli ustępowała z każdym kolejnym trzaskiem bicza dochodzącym z zewnątrz. Wydawało się, że woźnica próbuje udowodnić pasażerom, a nawet koniom, że da sie jechać jeszcze szybciej. Pastor zaczynał żałować wybranego miejsca. Ciasno i duszno, a podróż się dopiero zaczynała.
- Przepraszam pana... - odezwała się kobieta, przy której chciał wcześniej usiąść. John dobrze wiedział, co znaczy przelotne spojrzenie damulki. W pierwszej chwili nie chciał w żaden sposób interweniować, bo przedświadczenie podopowiadało mu, żeby się nie wychylać. Pastor chciał przede wszystkim dojechać do celu. Podróż jednak miała trwać jeszcze sporo, dlatego postanowił jakoś nawiązać dialog z grubym mężczyzną, obierając bardziej dyplomatyczną strategię niż zrobiła to kobieta. - Nie widziałem, żeby pan wsiadał na naszym postoju - John zagaił - Długo już w podróży? |