- Słucham pani doktor - powiedziała Veronica gdy już zachowujący się jak rozkapryszone dziecko kapral Sing opuścił obie kobiety… Chezas z kolei odczekała aż wszyscy Marines się oddalą, po czym spojrzała wymownie na Denise.
- Może zaprowadzisz ją do pozostałych w piwnicy? Jak tam kogoś zna, to będzie jej raźniej? - Powiedziała do Agnes, a androidka oczywiście najpierw spojrzała na Veronicę.
Veronica lekkim ruchem głowy wyraziła aprobatę dla tego pomysłu.
Gdy były już zaś w końcu naprawdę same, Erica pokazała Veronice ekran swojego osobistego mini-komputera.
- Siedząc tu tydzień czasu, pogrzebałam nieco w kolonijnym systemie… nie zawsze postępując legalnie… - Chezas zrobiła minę niewiniątka -...odkryłam zaś coś bardzo niepokojącego. Na dwa dni, nim się wszystko zaczęło, nim pojawili się pierwsi koloniści z Facehuggerami na twarzy… wydano nowe polecenie, kopania nowego tunelu w kopalni. Z samej góry - Wytatuowana kobieta wbiła wzrok w twarz da Silvy.
- Kto wydał? - Zapytała spokojnie pani dyrektor.
- Pani mąż - Erica nie odrywała spojrzenia od rozmówczyni.
- W którym miejscu pojawili się pierwsi zainfekowani koloniści? - Veronica miała nadzieję, że może w końcu czegoś się dowie.
- Z tego co wyczytałam, w kopalni. Najpierw trzech… potem kolejnych trzech… próbowano ich ratować, a robiło się coraz gorzej - Odpowiedziała Erica.
- Z tego powodu łączy pani obie sprawy, czy tak?- Ciekawym było, że tego akurat Veronica wyczytać nie mogła z dokumentów dostępnych zarządowi.
- Na to wszystko wskazuje. Cały ten cyrk zaczął się w kopalni - Bioinżynier wzruszyła ramionami.
- Górnicy dokopali się do jaj? Czy może szyb miał być wrota do kolonii przez, które nieznane siły podrzuciły tu te jaja? - Widać przebywanie z marines, którzy niczym małe dzieci mają wybujala wyobraźnię i co chwila stwarzają sobie teorię spiskowe nie służyło pani dyrektor, bo i ona zaczęła takie bzdury wymyślać.
Na teorie dyrektor, Erica uniosła jedną brew, po czym przez jej usta przeleciał cień uśmiechu.
- Raczej obstawiam, że dokopano się gdzieś, gdzie nie powinno… ale jak już wspomniałam, na przypadek to nie wygląda - Kobieta szybko spoważniała.
- Na co zatem można było natrafić, co spowodowało pojawienie się ksenomorfów? -Pani da Silva zaczęła głośno zastanawiać się.
- Nie mam pojęcia, nie jestem znawcą Xeno, a i w raportach też nic nie ma, co dokładnie tam znaleziono… poza wzmianką o jajach. Szukałam porządnie - Chezas zaczęła się za czymś rozglądać.
- Szukano minerałów, a znaleziono jaja. Kiepsko dla nas. Korpus na tym zarobi - powiedziała Veronica.
W międzyczasie, wytatuowana naukowiec znalazła flaszkę wody, po której osuszeniu do połowy, odetchnęła z ulgą. Spojrzała ponownie na da Silvę.
- Raczej "zarobicie", z mężem co? - Spytała z przekąsem.
- Pan da Silva na niczym już nie zarobi, ponieważ jeden z ksenomorfów urządził sobie z niego inkubator - odparła beznamiętnie pani dyrektor.
- Och… moje kondolencje - Chezas wzniosła toast butelką wody - To jaki jest teraz plan, pani dyrektor?
- Dopilnować, że Korpus nie zrobił większych szkód niż ksenomorfy. Bo zamiast zajmować się oczyszczaniem kolonii kręcą się po niej bez celu, dewastując przy tym i włamując gdzie tylko się da.
- Ja się na to nie piszę. Chcę jak najszybciej opuścić Summit, siedzę w tym gównie od tygodnia, i to chyba cud, że jeszcze żyjemy - Chezas zatoczyła ręką łuk.
- Proszę sobie policzyć ile czasu minęło odkąd Agnes nawiązała z wami kontakt. Tyle to nawet na piechotę się tu nie idzie - da Silva kiwnęła znacząco głową. - Przykro mi ale tylko nieliczni z tych tutaj satu by ratować ludzi. Reszta czegoś szuka wykorzystując naszą trudną sytuację.
- Używki mi się kończą, a wtedy będę nieznośna - Chezas zrobiła na chwilę zasępioną minę, zakładając rękę na rękę - Niech pani opieprzy kogo trzeba, i mają od ręki ewakuować cywili? Przylecieliście statkiem, który pewnie czeka na orbicie… więc Marines tam jakoś do niego mogą dotrzeć? Z głównego kompleksu już kogoś uratowano?
- Jak już mówiłam doktor Chezas, Korpus przysłał nam co miał najlepszego - powiedziała da Silva z wyraźnym przekąsem.
- Porucznik Hawkes, ile czasu potrzebuje pan na ewakuowanie laboratorium? A pan poruczniku Welliver na przygotowanie transportu kolonistów na orbitę?
Da Silva rozmawiała chwilę z oficerami przez komunikator… Erica słuchając jednym uchem, szukała więc w tym czasie swoich butów, i znalazła póki co jeden.
- Tym lepiej będzie Pani mogła okazać wdzięczność porucznikowi Welliverowi za jego zaangażowanie w ratowanie ocalałych.
- Ja nikomu za nic "dźwięczna" nie mam być zamiaru - Chezas uśmiechnęła się krzywo do da Silvy -|Co zaś do samej ewakuacji… my stąd wszyscy wiejemy, a pani z Agnes zostaje, by nadal patrzeć Marines na łapy? - Dodała.
- Tak pani doktor. Żeby czasem nie odkryli jakimi nielegalnymi eksperymentami zajmujemy się tutaj. Bo jeżeli to wyjdzie na jaw, to najpierw Marines zlinczują głównego doktora, a później dyrekcję - powiedziała całkiem poważnie pani dyrektor. - A teraz proszę zaprowadzić mnie do ludzi. Ewakuacja ma przebiegać sprawnie. Nie mamy co liczyć na pomoc żołnierzy, a wszelkie niedociągnięcia zostaną nam szybko wypomniane.
- Niemal wszyscy są w piwnicy… trudno tam nie trafić. Mam coś zabierać, czy zostawiamy wszystko na pastwę losu i Marines? - Odparła Erica.
Veronica popatrzyła wymownie na wytatuowaną kobietę.
- Co pani może ustrzec przed tą ban… przesz nimi, to proszę zabrać - odparła pani dyrektor kierując swoje kroki do piwnicy. Trzeba było na własne oczy przekonać się w jakim stanie są ocalali koloniści.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |