Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2020, 12:34   #111
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Billy wyszedł na korytarz i parę razy głęboko odetchnął, by pozbyć się negatywnych emocji. A potem ruszył na poszukiwanie piwnicy-schronu, o której wspomniała Chezas.
Nie było to miejsce ukryte i okryte mgłą tajemnicy - wystarczyło zrobić kilka kroków, a potem zejść na dół.

W piwnicach przebywał z tuzin ludzi, w tym i kobiet i dzieci, głównie w tej chwili zajadając się racjami z MRE. Panował również spory zaduch… chyba nie wychodzono stąd zbyt często na górę, w obawie przed Xeno, a tyle ludzi w jednym miejscu, po pewnym czasie doprowadza do specyficznego zapaszku…
Nicky właśnie pokazywała kilku kolonistom, jak podgrzać główne dania z paczki, a lekarz z Alpha oglądał nogę jakiegoś brodacza, i kręcił niezadowolony głową.

- Dzień dobry - rzucił na powitanie Billy, udając że nie zauważa zaduchu. - Jak to wygląda? - spytał, podchodząc do medyka.
- Kiepsko… nawet bardzo kiepsko... - Mruknął lekarz.
- Też tak przypuszczałem. Czyli co, kiedyś sztuczny kulas? Heh - Odparł spokojnie ranny mężczyzna, a medyk przytaknął głową.
- Lepiej nogę stracić, niż głowę - stwierdził Billy. - Biegać nigdzie i tak nie musisz, a w wykonywaniu zawodu to raczej nie przeszkodzi. - Spojrzał na medyka.
- Z reguły tak piloci kończą… ale mało jacy, cywilni - Powiedział lekarz.
- Pieprzone Xeno - Stwierdził ranny.

- Przepraszam! Kiedy nas ewakuujecie? Mamy tu rannych, nawet moją żonę, no i dzieci... - Zagadnął nagle Singa jakiś czarnoskóry jegomość, wskazując dłonią na jasnowłosą kobietę z jakimś kołnierzem na szyi.
- Zapewne jutro - odparł Billy. - Z głównego budynku wysłaliśmy na orbitę wszystkich odnalezionych cywilów, więc wasza kolej powinna nastąpić jutro. Z pewnością pani dyrektor też o to zadba - dodał.
- To są chyba jakieś durne żarty?! Na co my tu mamy czekać do jutra?? - Fuknął rozmówca, a prawie wszyscy spojrzeli na rozgrywającą się scenkę.
- Na transport - odparł Billy. - Na razie cieszcie się, że jesteście tu, a nie w głównych zabudowaniach. Mam nadzieję, że odpowiednio gorąco podziękowaliście panu Alfordowi... Skąd w kolonii pojawiły się Xeno? Wiecie może, w jakim miejscu wylazły czy przebiły się przez ścianę? - Diametralnie zmienił temat.
- Ta!! Podziękować za kraksę i niemal zabicie mojej rodziny!! - Krzyknął czarnoskóry, a gdzieś w kącie… zapłakało niemowlę. Młoda Azjatka próbowała z kolei uspokoić swoje dziecko. W tym czasie, w piwnicy zjawiła się Agnes z Denise, a “pyskacz” na widok androidki się przymknął, po czym poszedł sobie w cholerę.
- Panie Alford... - Billy spojrzał na pilota. - Cokolwiek ktokolwiek powie, to i tak oni wszyscy zawdzięczają ci życie. Denise, zostajesz tutaj, czy masz zamiar wybrać się na jakiś spacer? - Przeniósł wzrok na małolatę.... która go kompletnie zignorowała.
- Denise! - Zawołała Azjatka.
- Sakika! - Nastolatka popędziła do młodej matki z niemowlakiem…
Billy odetchnął z ulgą, bowiem Denise była, można by rzec, nieprzewidywalna i mogła nabroić.
- To jak było z tymi Xeno? - zwrócił się do pilota. - Kto podniósł alarm i jakim cudem dotarliście do wahadłowca? - spytał.
- Jakby to był wahadłowiec, to by nas już na Summit nie było… - Powiedział pilot, a lekarz skończył, po czym oddalił się, by obejrzeć uszkodzoną szyję jasnowłosej, która chyba była żoną "krzykacza"?
- Wiem tyle co wszyscy, głównie zasłyszane… - Mówił dalej ranny - Było kilka przypadków w kopalni, z tymi "pająkami" na twarzach. Ludzi zabrano do szpitala, a w kopalni przerwano prace. Te pająki im zdechły, i niby nic, ale potem umierali rozrywani od środka przez inne, małe potworki...które gdzieś się rozbiegły po kolonii. Szukano ich parę dni, ale okazało się, że coraz więcej osób "znikało" w całej placówce… no a potem zapanował chaos. Wielkie potwory zabijały wszystkich lub porywały, i było ich coraz więcej i więcej… tyle wiem. Tyle wiemy mniej więcej wszyscy, którzy nie mają dostępu do szczegółowych danych. Chezas o nic nie pytaliście? To raczej ona, a nie ja, tu wszystkich przy życiu utrzymuje…
- Chezas powiedziała, że nic nie wie
- odparł Billy. - Wygląda więc na to, że wiesz dużo więcej, niż ona. - Uśmiechnął się lekko. - No to chociaż wiemy, że zaczęło się od kopalni... Zjesz coś?
- Chwilowo tylko wody bym się napił. Najpierw niech dzieci i kobiety zjedzą, ostatnie dwa dni jedliśmy praktycznie resztki, mesa tu mała, zapasy się szybko skończyły.
- Przywieźliśmy tyle, że starczy dla wszystkich. A ranni mają takie same prawa, jak kobiety
- zapewnił go Billy. Sięgnął do plecaka i wyciągnął żywnościową rację. - Danie z pięciogwiazdkowej restauracji to nie jest, ale da się przełknąć - zapewnił.
- Zjem później, serio teraz nie mam ochoty… - Odparł ranny, wzruszając ramionami.
Billy nie miał zamiaru go przekonywać, że jeść trzeba bez względu na okoliczności.
- Zostawię na wypadek gdybyś zgłodniał - stwierdził Billy. - W razie czego wołaj. Ktoś z nas powinien być w okolicy - dodał. Skinął głową na pożegnanie i podszedł do Nicky.
- Nicky? Zajęłaś się już wszystkimi? Jeśli tak, to rozejrzymy się po okolicy. - Była to na pół propozycja, na pół polecenie.
- Nie powinien przy nich ktoś być, oprócz lekarza? - Spytała bardzo cicho Nicky. W tym czasie zaś, Agnes opuściła piwnicę, wracając pewnie do da Silvy… a za to zjawił się Salas.
- Huehue, to gdzie te kolonistki do ratowania? - Powiedział Marine, schodząc po schodach, z tym swoim jak zawsze pieprzonym uśmieszkiem na gębie.
- Właśnie je widzisz... - odparł Billy. - A skoro jest tu Salas - zwrócił się do Nicky - to możemy iść sprawdzić, czy wszędzie wszystko jest w porządku.
- No... ok. Na chwilę - Zgodziła się Nicky, po czym spojrzała na Salasa - Idziemy na mały obchód, zaraz wracamy.
- Ta jes!
- Odpowiedział Robert, przysiadając się do Azjatki i Denise - Wujek Salas ma dla was prezenty, dla małego też się coś znajdzie… - Powiedział wyciągając MRE dla obu dziewczyn.

* * *


- Jak się czujesz? - spytał, ledwo znaleźli się poza zasięgiem wzroku i słuchu osób przebywających w piwnicy.
- No… normalnie. Prochy działają to nie narzekam - Zaśmiała się "Płonąca" Sanders - A co? - Spojrzała na niego mrużąc oczka.
- Bo mam w stosunku do ciebie niecne plany.
Dotarli właśnie na parter, gdzie Billy zatrzymał się przy schemacie pokazującym pomieszczenia parteru.
- Co powiesz na to, by sprawdzić, czy mają tu ciepłą wodę? - spytał.
- I co dalej?
- A potem cię pocałuję... tu i ówdzie - odparł, po czym przytulił ją i zrealizował pierwszą część zapowiedzi, na co Nicky nie protestowała… a wręcz przeciwnie.
- To prowadź - Powiedziała w końcu, gdy ich usta się rozłączyły.
- Co powiesz na fitness? - spytał, kierując się w stronę, gdzie - według planu - miały się znaleźć pomieszczenia służące tej dziedzinie gimnastyki rekreacyjnej.
- Naaah… - Kiwnęła przecząco głową Nicky - To "publiczne" i ktoś nam wlezie…
- Zamkniemy drzwi na klucz...
- odparł Billy. - Prysznice z pewnością mają taką możliwość. To nie wojsko. Ale jeśli masz lepszą propozycję, to prowadź. - Uśmiechnął się do niej.
- Na górze są kwatery mieszkalne? - Wskazała palcem na sufit parteru, gdzie przebywali.
- Chcesz odwiedzić czyjeś mieszkanie? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- A czemu nie? Patrolujemy… - Parsknęła.
- Panie przodem... - Uprzejmym gestem wskazał (zgoła niepotrzebnie) kierunek.

Po kilku chwilach oboje stanęli przed drzwiami czyjeś kwatery mieszkalnej… a Nicky po prostu nacisnęła przycisk otwierania i owe drzwi się otwarły!
- Ha! Tak jak przypuszczałam! W takich sytuacjach nikt nie myśli o ryglowaniu swych prywatnych czterech ścian… - Powiedziała dziewczyna, i ostrożnie weszła do środka, rozglądając się dookoła z miotaczem ognia w gotowości. Nikogo, ani niczego podejrzanego jednak wewnątrz nie było. A samo miejsce… no cóż, pozostawiało wiele do życzenia.


Billy wciągnął powietrze i powoli je wypuścił.
- Wygląda na to, że ktoś się spieszył - powiedział. - Chcesz przeszukać dokładniej to miejsce? - spytał.
- W jakim celu? - Zdziwiła się lekko Nicky, powoli przemierzając pomieszczenie.
- Żeby znaleźć prysznic? - wyraził przypuszczenie Billy, a dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, po czym spojrzała na niego, i parsknęła.
- Bo ci trzasnę… "przeszukać pomieszczenie"? To brzmi jakby prysznic mógł się schować pod łóżkiem? A tamte drzwi - Kiwnęła głową - To nie prowadzą do łazienki, tylko innego wymiaru?
- W tej kolonii różne dziwne rzeczy się dzieją, a pod łóżkiem... - Schylił się demonstracyjnie. - Musiałby być bardzo, bardzo mały... - stwierdził z poważną na pozór miną.
- Chodź, sprawdzimy, czy masz rację - zaproponował, ruszając w stronę wskazanych przez dziewczynę drzwi.
Nacisnął przycisk, a drzwi posłusznie przesunęły się i schowały w ścianie. A w środku, faktycznie, łazienka… i jak to łazienka, nic szczególnego w niej nie było. Dało się za to zauważyć dwie szczoteczki do zębów, jak i kilka ręczników. Ale nie to przykuło w sumie uwagę dwójki Marines. W łazience był duży, całkiem nieźle się prezentujący prysznic…


- Idealnie trafiłaś... - Billy z uznaniem pokiwał głową. - Skorzystamy?
- Najpierw zamkniesz jedne drzwi, a potem tu te, za nami, jak już wrócisz...
- Nicky do niego mrugnęła, po czym wyłączyła płomyk kontrolny miotacza ognia, i odłożyła go na pobliską szafkę, a następnie ściągnęła swój hełm, i zaczęła zabierać się za dalsze pozbywanie całego osprzętu…
Billy stracił małą chwilkę obserwując ten proces, a potem szybko podszedł do drzwi wejściowych, zamknął je i zablokował. A potem jeszcze szybciej wrócił do Nicky, która miała na sobie już tylko kombinację skarpetki-spodnie-podkoszulka.
- No to działamy? - Uśmiechnęła się - Tylko serio najpierw trzeba się umyć… od ostatniego prysznica minęły dwadzieścia cztery godziny? - Roześmiała się.
- Pewnie więcej - odpowiedział uśmiechem, zamykając drzwi od łazienki. - Pomóc ci z tą resztką odzienia? - spytał, odkładając karabin i pozbywając się części sprzętu.
- Sam się rozbieraj! - Zawołała wesoło Nicky, po czym szybkim tempem rozbierała się z tego, co jeszcze miała.
W tym wyścigu Billy nie miał już żadnych szans, ale starał się jak mógł, by pozbyć się jak najszybciej jak największej ilości garderoby... w której to czynności zdecydowanie przeszkadzało mu to, że dość dużo uwagi poświęcał coraz bardziej rozebranej Nicky… która w końcu kompletnie golutka zachichotała, po czym wskoczyła do kabiny, załączając wodę. Sing z kolei, poza podziwianiem jej nagiego ciałka, mógł zauważyć wielki, kolorowy siniak na jej barku, oraz coś na biodrze, co chyba było jakimś dziwacznym połączeniem opatrunku i… medycznych ściągaczy?
- Ooooch jak fajnieee - Powiedziała Nicky, stojąc już pod wodą.

Billy pospiesznie zrzucił z siebie resztę odzienia i, najszybciej jak się dało, dołączył do dziewczyny.
- Cudowna... - powiedział, gdy znalazł się pod strumieniem wody. - To o tobie... - Przyciągnął Nicky do siebie.
- Umyjesz mi plecki? - Spytała, po czym pocałowała Billy'ego, podając mu i mydło.
- Właśnie miałem zamiar to zaproponować - odparł. Oddał pocałunek, zabrał mydło i zabrał się do namydlania pleców dziewczyny, a ona nawet się pięknie wypięła. Więc nie tylko plecki?
Granica między pleckami a tym, co poniżej, zdecydowanie była umowna, a Billy nie miał nic przeciwko jej przekroczeniu. Rozprowadził mydło po plecach, a potem z zapałem namydlił wypiętą pupę dziewczyny.


Po chwili, gdy wspomniane wypukłości się skończyły, przytulił się do dziewczyny, dłońmi sięgając innych, jeszcze bardziej kształtnych krągłości.
- Heeej… z przodu ja się sama umyję… - Powiedziała wesołym tonem Nicky, po czym dała lekkiego szturchańca własnym tyłkiem w tył, trafiając nim w strategicznie ważne miejsca mężczyzny, i się roześmiała. W końcu jednak się odwróciła, będąc i pokrytą pianą z przodu. Najwyraźniej nie traciła czasu…
- To co ja mam tobie umyć? - Spojrzała prosto w oczy Billego, namydlając porządnie swoje dłonie.
- Co chcesz... - odpowiedział, przyciągając ją do siebie i całując. Trudno byłoby nie zauważyć, że ma ochotę nie tylko na namydlanie… i na samym namydlaniu się nie skończyło. Najpierw tors, potem brzuch, aż w końcu dłoń Nicky zeszła niżej, pobudzając mężczyznę na całego. Do tego dochodziły również gorące pocałunki, i bardzo szybko zrobiło się w kabinie bardzo miło…
 
Kerm jest offline