Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2020, 13:11   #117
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daveth skłonił się królowej, zastanawiając się, skąd padnie grom.
I... walnęło. Parę gromów w jednym.

Nie było źle.
Było BARDZO ŹLE!!!
O czymś takim mogliby pisać bardowie... w kiepskiej opowieści.
Daveth nie wierzył swoim oczom, ale imię nie pozostawiało nawet cienia wątpliwości. Podobnie jak zachowanie Laury. I księżniczki.
Wątpliwości natomiast istniały tylko co do tego, czy królowa wie, jak spędziła ostatni wieczór jej córeczka.
I czy pewien druid opuści to miejsce cało i zdrowo. Co prawda nie rozdziewiczył Kory, ale to raczej nie zmniejszało rozmiarów zbrodni przeciw majestatowi.
On sam na miejscu królowej kazałby się pozbyć kochanka córki... Być może użyźniłby któryś z królewskich ogrodów... jak, być może, paru jego poprzedników. I nie chodziłoby o brak liberalizmu, ale o zwykłe zapewnienie dyskrecji.

Skłonił się Korze. Księżniczce Korze.
- Miło mi poznać waszą książęcą mość - powiedział, mając nadzieję, że głos ma normalny. - Daveth - przedstawił się.

- Widzę, że córka Waszej Wysokości lubi zwierzęta - powiedział, zwracając się do królowej. - Ale faktycznie, nie o wadach czy zaletach mojej tygrysicy chciałem mówić.
Rozejrzał się dokoła, spoglądając na strażników.
- Podczas ostatniego spotkania nie towarzyszyła nam taka - podkreślił to słowo - eskorta. Czy wasza królewska mość może mi powiedzieć, dlaczego wczoraj zamiast takich strażników towarzyszyły nam - ściszył nieco głos - jakieś niewidzialne osoby? To trochę denerwujące, bo nigdy nie wiadomo, czy to nie ktoś nieproszony.
- To również była straż… w końcu tak wypada...
- Odpowiedziała pani "Smocza Zguba" - Nie o tym jednak chcesz chyba rozmawiać?
- Wolę jednak widzialnych
- przyznał Daveth. - Jestem wtedy pewien, z kim mam do czynienia. Ale wasza królewska mość ma rację... Co takiego, i kiedy, uczynił jakiś Amatan? - spytał, nie bawiąc się dyplomację czy owijanie czegokolwiek w bawełnę.
- Nie bardzo rozumiem? - Zdziwiła się królowa.
- Odniosłem wrażenie, iż nazwisko to jest waszej królewskiej mości znane. I nie kojarzy się zbyt dobrze... Ale widocznie się pomyliłem. - Daveth okrasił wypowiedź przepraszającym uśmiechem.

Władczyni pokręciła głową, po czym minimalnie się uśmiechnęła.
- Drobne zainteresowanie twoją osobą Davethcie wynika jedynie z fachu, jakim się trudnisz… Lauro? - Władczyni spojrzała na tygrysicę, a ta strzygnęła uszami -Łapa? - Dodała pani "Dragonbane" a zwierzę Druida ją usłuchało(!), po czym podało królowej łapę, niby w przywitaniu, co wywołało z kolei nieco radości na twarzy Kory, a nerwowe drgnięcie strażników.
- Teraz rozumiesz? - Królowa spojrzała na Davetha.
Ten skinął głową.
- Kamień spadł mi z serca - przyznał. - Czy córka waszej królewskiej mości również przejawia zdolności w tym kierunku?[/] - spytał. - Wygląda na to, że przypadły sobie z Laurą do gustu - dodał.
- Z jednej strony, niech sama zdecyduje o wyborze drogi życiowej, z drugiej, księżniczce nie wypada - Odparła królowa, a Kora na drobny momencik się skrzywiła w kierunku swojej matki.
- Zaproponowałabym, żebyś sobie usiadł, ale nie bardzo jest gdzie... - Władczyni zatoczyła łuk dłonią -...no chyba, że to już wszystko?
- Wszystko, wasza wysokość, chyba że któraś z pań ma jakieś życzenie co do nas, mnie lub Laury - odparł druid. - Wtedy, oczywiście, jesteśmy do dyspozycji - dodał, skłoniwszy się równocześnie.
- Zatem miłego dnia… - Powiedziała Królowa.
- Miłego dnia - Powtórzyła za nią księżniczka, i mrugnęła do Davetha, tak by jej matka tego nie widziała.
- Wasza królewska mość, wasza książęca wysokość...
- Druid skłonił się najpierw królowej, potem jej córce. - Lauro, musimy iść... - dodał, skinąwszy na tygrysicę.

* * *

Strój, w którym Daveth stanął przed obliczem królowej, nadawał się również - zdaniem druida - na spotkanie w "Ubitym Wole". Z drugiej strony słowo "tawerna" sugerowało, że może być zbyt elegancki. Ale na ewentualne przebieranie się Daveth nie chciał tracić czasu.

- Dzielnica uciech? - Zagadnięty przechodzień zlustrował druida bacznym spojrzenie, - Tam. - Wskazał kierunek.
Daveth podziękował, zastanawiając się równocześnie, co napadło Galai, że na miejsce spotkania wyznaczyła takie ciekawe miejsce.
Podrapał Laurę za uchem, a potem ruszył we wskazanym kierunku.

"Ubity Wół", zdaniem Davetha, śmiało można było umieścić na dole długiej listy gospód, karcz, tawern i innych przybytków tego typu, jakimi mogło się pochwalić Heliogabalus. Jeśli w ogóle można było tu użyć słowa "chwalić się".
Co prawda nie należało nikogo (ani niczego) po pozorach, ale pierwsze wrażenie najlepsze nie było. Nawet Laura z pewnym powątpiewaniem spojrzała na swego przyjaciela, który dzielnie przekroczył próg tawerny. Ale ruszyła za nim.

W środku przybytku wyglądało równie kiepsko, co z zewnątrz. Capiło na alkohol i brudną podłogę, panował półmrok, a z klienteli przebywały jedynie dwie osoby: śpiący przy jednym ze stołów pod ścianą pijaczek, i (chyba) dosyć brzydka kobieta zajmująca się najstarszym zawodem świata, jedząca przy barze jajecznicę.
- Normalnie bym ci powiedział, żebyś wypierdalał, ale skoro taka pora, i mało klienteli, to… siadaj przybyszu, chcesz piwa? - Odezwał się do Druida jednooki karczmarz


- Normalnie bym tu nie wszedł - odparł Daveth, podchodząc do kontuaru i kładąc na ladzie sztukę srebra - ale piwo z chęcią wypiję.
Zaczynał żałować, że nie spędził przedpołudnia w towarzystwie królowej.
- Więc co tu robisz? - Spytał karczmarz, zgarniając monetę, a po chwili stawiając przed Druidem drewniany kufel piwa.
- Pewna półelfka zaprosiła mnie na spotkanie. - Druid upił łyk piwa. W gruncie rzeczy nie było gorsze od wielu innych, próbowanych w wielu karczmach na wielu traktach. - Tu właśnie. Pewnie to rewanż za to, że Laura zżarła jej buciki - zawyrokował.
- No i…? - Karczmarz najwyraźniej nie rozumiał oczywistych spraw.
- I pewnie wystawiła mnie do wiatru - odparł Daveth. - Oczywiście może się spóźnić, jak to kobiety miewają w zwyczaju - dodał, co Laura skwitowała pełnym protestu warknięciem. Najwyraźniej miała o kobietach lepsze zdanie.
- To może ja ci dotrzymam towarzystwa? - Wtrąciła się ulicznica, uśmiechając do Davetha gębą pełną jajecznicy.
Jedno piwo to było zdecydowanie zbyt mało, by Daveth miał choćby zacząć rozważać tę ofertę.
- Może następnym razem - odparł druid, mający w pamięci nie tylko Galai, ale (przede wszystkim) Korę - ale będę pamiętać o tej propozycji - zapewnił, po czym zamówił kolejne piwo, dla odmiany dla chcącej mu dotrzymać towarzystwa panienki.
- Ooooch! Dziękuję dobry panie! - Ucieszyła się kobieta, po czym… przesunęła bliżej Davetha -Twoje zdrowie! - Powiedziała, po czym napiła się.
Daveth skinął głową i upił nieco piwa, za to towarzysząca mu Laura warknęła cicho, całkiem jakby z obecności panienki była niezbyt zadowolona.
- To… jak dama nie przyjdzie, to co? - Ulicznica najwyraźniej nie miała zamiaru siedzieć cicho.
- Tu raczej "damy" nie przychodzą… - Wtrącił się bezczelnie karczmarz, podsłuchując parę kroków dalej, niby przecierając szmatką kontuar.
- Wtedy będę musiał wysłuchać życzeń tej panienki - pogłaskał Laurę - która ma swoje plany. - Laura mruknęła potakująco i spojrzała w stronę drzwi sugerując, że wolałaby zmienić lokal.
- To… może ja bym jakoś pomogła? - Uśmiechnęła się niby słodziutko ulicznica - Za srebrnika poprawię ci humor panie?
- Nie, dziękuję. - Druid pokręcił głową. - Chodź, Lauro. - Odsunął od siebie kufel. - Zorganizujemy dla ciebie jakiś obiad.
Tygrysica nadstawiła uszu i podniosła się, a potem szeroko się uśmiechnęła, pokazując baaardzo duże kły.

* * *

- Chodź, mała - powiedział Daveth. - Poszukamy jakiejś jadłodajni dla tygrysów, zgoda?
Laura uniosła łeb, jakby usiłując wywęszyć najbliższy kram z mięsem.
Wyglądało jednak na to, że w dzielnicy uciech trudno znaleźć coś, co przypadłoby do gustu Laurze.
- Gdzie tu jest jakiś rzeźnik? - spytał pierwszego z brzegu przechodnia. Ten jednak, skupiwszy wzrok na Laurze, zrobił w tył zwrot, znikając za najbliższym rogiem.
Kolejny 'rozmówca' był na tyle pijany, że nie zwrócił uwagi na tygrysicę i w odpowiedzi na pytanie machnął ręką, obejmując gestem kawałek miasta, ale mniej więcej wskazując kierunek, w którym para Daveth-Laura ruszyła bez zwłoki.

Tania jatka nie ogłaszała się żadnym szyldem, ale zapach prowadził Laurę jak po sznurku.
Jej właściciel, dryblas w zakrwawionym fartuchu, spojrzał na Davetha ze średnim zainteresowaniem.
- Czego? - spytał.
- Jakąś przekąskę dla mojej towarzyszki - odparł druid. Na te słowa zza jego pleców wyłoniła się Laura. I rozdziawiła paszczę w szerokim uśmiechu.
Rzeźnik przeniósł wzrok z druida na tygrysicę. Potarł brodę.
- Coś by się znalazło... - powiedział. - Wołowina, wieprzowina? Kawał cielaka?
- To ostanie
- odparł Daveth. - Ile? - spytał, gdy przed Laurą pojawił się pokaźnych rozmiarów kawał mięsa, z którego wystawała końcówka solidnego gnata.
- Dwa srebrniki - odparł rzeźnik. - Prawie jak prezent - zapewnił.
Druid nie zamierzał dyskutować na temat ceny, ani tym bardziej pozbawiać Laury posiłku. Położył na zabrudzonej ladzie dwie sztuki srebra.
- Zapakować? - pytanie było nasycone ironią.
- Dziękuję, zjemy na miejscu. - Daveth uśmiechnął się lekko.
- To może na zewnątrz...? - Uśmiech rzeźnika nieco przybladł.
Laura chwyciła kawał mięsa w zęby i wymaszerowała ze sklepiku. Daveth skinął rzeźnikowi głową i ruszył za tygrysicą, która skręciła w najbliższy zaułek i zabrała się za jedzenie.

Parę chwil później ze sporych rozmiarów kawałka mięsa pozostała jedynie obgryzione kość.
- Żarłok - mruknął Daveth. - Zostaw tę resztki i idziemy.
Laura niezbyt chętnie rozstała się że swoją zdobyczą ale posłuchała.
"Czerwona dzielnica" najwyraźniej ożywała dopiero wieczorem i przechodniów na ulicach było niewielu. Otwartych przybytków płatnej rozkoszy czy półnagich panienek zachęcających do wspólnego spędzenia czasu również. Z drugiej strony... Te ostatnie, po wieczorze spędzonym z Korą, niezbyt interesowały Davetha, który nie sądził również, by w tych pierwszych serwowano obiady.

Po paru minutach wędrówki wzrok Davetha padł na szyld przedstawiający, jak sugerował napis, hipogryfa. Rozbieżności pewne między oryginałem a wizją artysty istniały, ale druid nie zamierzał nikomu na nic zwracać uwagi, a jedynie sprawdzić jakość serwowanych tu potraw. Nie był taki głodny, by jeść byle co...
Wystrój wnętrza zdecydowanie odbiegał od tego, co prezentował sobą "Ubity Wół", zachowanie stojącego za ladą człowieka również było bardziej sympatyczne, chociaż wkroczenie Laury nie wzbudziły u niego zbytniego entuzjazmu.
- Zaraz ktoś podejdzie - powiedział, gdy Daveth zajął miejsce przy jednym ze stolików.
I faktycznie - po paru chwilach do druida podeszła kelnereczka.


Obdarzyła go na wpół służbowym uśmiechem i niezbyt pewnie spojrzała na leżącą na podłodze Laurę.
- Czym mogę służyć? - spytała.
- A co pani poleca? - pytaniem na pytanie odpowiedział Daveth.

I już po chwili przed Davethem stało nie tylko piwo, ale i taca pełna smakołyków.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-10-2020 o 20:46.
Kerm jest offline