Dom pielgrzyma, noc 1 lipca 2595
- Rozumiem Furorze, odwołam swoich ludzi. - gładko zgodził się najemnik. Po pierwsze nikt z jego ludzi już nie gonił intruza jaki naruszył spokój ambasadora, po drugie chciał obserwować reakcję Bastardo. Czy jego ludzie rzeczywiście będą pomagać, czy też torpedować śledztwo w sprawie zielonookiego?
Helweta uznawał, że szpieg mógł być na usługach Lucio, lub kogoś z Lucatore, ale mógł być też jakąś trzecią siłą w wydarzeniach związanych z zabójstwem Altaira. Kogo mógł reprezntować, tego nie wiedział. To co widział przez okno nasuwało kogoś obeznanego z technologią, a taką dysponowali jego pobratymcy z alpejskich twierdz (ale tę opcję odrzucał jako niepoważną) i Kronikarze. Czego jednak mogli chcieć tu tajemniczy druciarze? Tego nie wiedział.
Wiedział jednak, że Furor nie przestąpi kwater ambasadora, a przynajmniej nie bez wyraźnego zaproszenia dziedzica. Nie chciał też spowodować aby delegacja wyszła na kogoś wrogiego czy nieprzychylnego anabatystom, dlatego wpuścił Bastardo do środka, ale jedynie do hallu:
- Wejdźcie i spocznijcie furorze. - wskazał ręką na krzesło: - Poślę po ambasadora.
Po czym stanął w drzwiach do komnat, dając do zrozumienia, że nikt, niezależnie od rangi i godności dalej do strzeżonego przez niego domostwa nie wejdzie. Barthez fuknął gniewnie na jednego ze stojących obok Sangów:
- A lećże czym prędzej do jaśnie pana rzec, że mości Furor stoi i na rozmówienie czeka na dole! |