Wędrowali jedną z ciasnych uliczek gdy Mechadendryt zaalarmował o ogonie. W sumie było to trzech ludzi. Jeden ten sam co poprzedniego dnia. Dwaj nowi. Magnus szturchnął Jadena, a potem Venrisa. Okazja nie była zła. Wystarczyło, żeby na moment Vir zapodział się w tłumie. Wystarczyło podprowadzić ogon odpowiednio blisko. Wiedział, że zdejmie jednego z nich zanim się zorientują. Być może dwóch. Wtedy reszta drużyny mogłaby wziąć trzeciego na spytki. Lepszej okazji mogło nie być. Strzelba z nową amunicją czekała.
Pokazał trzy palce przy klatce. Mechadendryt odwrócił się do okolicznego gzymsu. Tam mógł zająć pozycję do strzału. Reszta miała być przynętą.
Vir złożył dwa palce z trzech i przejechał dłonią po szyi. Dwóch z trzech mogli zabić. Trzeci musiał zostać pojmany żywcem. Pytaniem pozostawało, czy towarzysze akceptowali ten plan.