William Shatner nie miał nawet świadomości wydarzeń rozgrywających się wewnątrz dyliżansu. Z resztą był by i tak zbyt zajęty próbując objąć rozumem to co widział, a nie było to łatwe nawet dla kowboja, który na żywo doświadczył i przeżył atak Indian, łącznie z oglądaniem na skalpowania na żywo.
To co zaś widział tu i teraz przechodziło wszelkie granice zrozumienia. Nawet nie starał się zrozumieć co widzi, skąd to się wzięło i gdzie właściwie są zaklął szpetnie dla dodania sobie animuszu. Nie wiedział czy to dobry pomysł, ale tak daleko jak sięgał pamięcią nie było takich silnych co by się długo opierali unikalnemu lekarstwu jakim były ołowiane kule.
Nie zastanawiając się dłużej szybkim i płynnym ruchem wyjął oba rewolwery i zaczął strzelać w nadlatujące stwory, a każdy jego strzał trafiał. Z oby luf plunęło ogniem. Wystrzeliwszy oba magazynki do zera szybko przeładował i szukał następnych celów.