Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2020, 23:43   #16
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Zespołu Pałacowo - Hotelowy Jedlinka był na prawdę wspaniałym miejscem do odpoczynku. Basen, spacery po parku, doskonała restauracja i piękny apartament poprawiły Agnieszce nastrój. Na następny dzień rano, zaraz po śniadaniu, umówiła się w hotelowym spa na masaż, który powinien ostatecznie postawić ją na nogi.

Niestety, nie zdążyła spotkać się z Jean-Luciem. Wiedziała jednak, że był w tym miejscu, świadomość podążania jego śladami wydawała się jej równie ekscytującą, jak samo (potencjalne) z nim spotkanie. Czuła się jak detektyw odkrywający kolejne puzzelki, składające się na całość obrazu. Na razie było ich niewiele, ale miała nadzieję, że kamieniołomy przyniosą więcej odpowiedzi. Wybierała się tam następnego dnia.

Dwie rzeczy wytracały ją nieco z równowagi: spotkanie z inwalida na wózku, Herr Flikiem, jak nazywała go jego opiekunka, wyglądająca bardziej na strażniczkę. Postanowiła, ze spróbuje porozmawiać z mężczyzną na osobności, jak tylko nadarzy się okazja.

Druga rzecz, to wieczorny telefon od Kostrzewskiego. Nalegał na spotkanie. Czuła złośliwa satysfakcję, kiedy odmawiała: - Niestety to niemożliwe. Skorzystałam z Pana życzliwej rady i opuściłam miasto.
Podkomisarz nie wydawał się rozczarowany (czemu sądziła, ze będzie?)
- To bardzo dobrze. – odpowiedział - Gdzie pani jest? Podjadę jak najszybciej i będziemy mogli porozmawiać.
Oczywiście, nie podała swojej lokalizacji.
Kostrzewski rzuci tylko: - Rozumiem. Niech pani na siebie uważa.
I rozłączył się. Była zadowolona, ze go spławiła, ale delikatny niepokój pozostał. Czego mógł chcieć?

Noc upłynęła spokojnie, znów gadały z Baśką, tym razem o bardziej ludzkiej godzinie, umawiając się na wspólny pobyt w Jedlince.

Rano wstała bardzo wcześnie, chciała pobiegać i chwilę posiedzieć w saunie przed śniadaniem. Pałacowe alejki były wręcz stworzone do niespiesznego , relaksującego joggingu. Nie chciała się forsować, ale powinna zacząć dbać o formę, żeby jak najszybciej dojść do siebie po tych wydarzeniach z zamku.
Kiedy wracała do swojego pokoju w pałacu dopisało jej szczęście. Inwalida siedział sam w Sali kominkowej, jego strażniczki nie było nigdzie widać.

Sala kominkowa w pałacu Tannhausen prezentowała się iście filmowo. Misterna sztukateria alabastrowej barwy, mocno kontrastowała ze szmaragdowymi ścianami. Precyzyjnie wykonane stiuki o barokowych formach przywodziły na myśl kostiumowe filmy z epoki lub historyczne powieści. Delikatne światło z elektrycznych kandelabrów nadawało sali kojący i emanujący spokojem klimat. Gruba, wzorzyste zasłony sprawiały, że człowiek czuł się, jakby otulił go ciepły pled. Sala nie należała do największych, ale to tylko dodatkowo podkreślało jej kameralność i konfidencjonalny charakter. Liczne ornamenty, ozdoby i historyczne pamiątki sprawiały, że czas i wydarzenia za oknem zwalniały i przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Głębokie fotele z kwiecistą tapicerką zachęcały do zanurzenia się w ich objęciach i pogrążeniu się w zapomnieniu i błogości. Agnieszka czuła się tu nieco niekomfortowo w swoim sportowym stroju i adidasach, ale ni chciała czekać. Mogła nie dostać drugiej szansy.
“Herr Flick”, jak ironicznie i kpiąco opiekunka nazywała staruszka na wózku, siedział na przeciwko bogato zdobionego kominka nad którym zawieszono portret ostatniego właściciela. Gdy Szacka weszła do sali kominkowej, popijał on właśnie ziołowy napar z glinianego kubka, którego aromat unosił się w całym wnętrzu.
- Dzień dobry - Agnieszka pojawiła się w drzwiach sali. Delikatne zamknęła je za sobą. - Agnieszka Szacka, poznaliśmy się nad stawem, pamięta mnie Pan?
Mężczyzna obrócił głowę i spojrzał na Agnieszkę lustrując ją od stóp do głów.
- Tak… - odpowiedział po chwili namysłu - Freya pani nie lubi.
Kobieta przysiadła na fotelu, obok którego zaparkowany był wózek inwalidzki staruszka.
- To dziwne - powiedziała, uśmiechając się. - Ludzie zwykle mnie lubią…
- Ma pani ładną twarz
- rzucił koślawy komplement. Skinęła głową w podziękowaniu. - To pewnie dlatego. Freya nikogo nie lubi, niech się pani nie martwi.
- Nie traćmy więc czasu na rozmowę o niej. Powiedział Pan, że znał kogoś podobnego do mnie?
- Tak..
- ton jego głosu nie do końca sugerował, czy jest to potwierdzenie, czy jednak powątpiewanie - Znałem dużo ludzi. Trochę już żyję na tym świecie. Może faktycznie jest pani podobna do kogoś, kogo znałem. Zwłaszcza pani oczy.
Mężczyzna miał głos pewny, z lekką chrypką właściwą osobom w podeszłym wieku i choć wedle słów Freji z pochodzenia był Niemcem, to bardzo płynnie posługiwał się językiem polskim.
- To ciekawe - zachęciła mężczyznę Agnieszka. - Może znał Pan mojego ojca, prokuratura Szackiego? [/i]
Znów się uśmiechnęła.
- Herr Flick (z Gestapo – chciała dodać, ale się powstrzymała) to nie jest pana prawdziwe nazwisko, prawda?

Staruszek milczał przez długie chwile. Cały czas wpatrywał się w taniec płomieni w kominku. W końcu odwrócił się w stronę Szackiej.
- Nazywam się Herman Schtetke, ale to bez znaczenia. Powiedz mi, czy to ty?
Rozłożyła ręce w przepraszającym geście i lekko potrząsnęła głową.
- Nie rozumiem. O co Pan pyta?
- Franz
- rzekł z wyraźnym cierpieniem w głosie - Mój umysł jest w rozsypce. Franz, powiedz mi, czy to ty, czy to mój chory mózg?

Pochyliła się w stronę staruszka o dotknęła jego dłoni w pocieszającym geście.
- Mam na imię Agnieszka - powiedziała.
- Bardzo mi miło. Herman Schtetke - odpowiedział staruszek, a jego głos na powrót był spokojny i łagodny. Także wyraz jego twarzy zmienił się, a z oczu zniknął wewnętrzny blask, który je rozpalał.
Westchnęła.
- Dziękuję za rozmowę, będę już szła. Miłego dnia - podniosła się, a potem zatrzymała w pół kroku.
- Jest tu pan dłużej? Może spotkał pan mojego przyjaciele, Jean - Luca? Szczupły, ciemniejsza skóra, dłuższe włosy, kręcone?

Herman obrócił się w stronę Szackiej. Spojrzał na nią marszcząc przy tym groźnie brwi.
- Ja… ja.. nie rozumie. Franz nie baw się ze mną. Wiesz, że musiałem tak zrobić. Ja… ja.. nie wiedziałem, ja myślałem, że to wszystko jakieś bajki, ale potem ten żyd. On za nim zdechł, on mi wszystko powiedział. Franz przepraszam.
Po tych słowach starzec zaczął się cały trząść. Jego broda latała, jakby dostał ataku padaczki, a z oczu popłynęła rzek łez.
- Franz, błagam wybacz mi - zaczął krzyczeć i zanosić się od płaczu.
Agnieszka przykucnęła, oparła dłonie na bezwładnych kolanach mężczyzny.
- Herman - powiedziała ciepło i miękko. - Herman, spójrz na mnie. - starała się złapać spojrzenie rozbieganych oczu mężczyzny - Wybaczam ci, Wybaczam. - powtórzyła.

Jeżeli celem ty słów było uspokojenie mężczyzny, to plan Szackiej nie wypalił kompletni. Herman rozpłakał się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Zarzucił swoje wychudzone ręce jej na szyję i przytulił się mocno. Jak na staruszka był niezwykle silny, a może to emocje dodawały mu energii.
- Franz, zabierz mnie stąd, proszę - wyszeptał przez szczękające zęby.
Agnieszka zesztywniała, a potem zaczęła się podnosić. Ona też była silna, niemożliwe, żeby starzec dał radę ją zatrzymać.
- Już dobrze - powiedziała. - Spokojnie. Chodźmy.

Pchnęła wózek , żeby wyprowadzić go na korytarz. Nie chciała zostawiać staruszka samego. Nie zdążyła nawet poprosić nikogo o zawołanie pielęgniarki, kiedy ta zjawiła się sama, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Co Franz ma ci wybaczyć? – zdążyła jeszcze zapytać, zanim Freya dosunęła do ich lokalizacji. .
- Zdradziłem cię... wybacz mi – wydukał staruszek przez łzy.
- Co pani wyprawia?! – warknęła pielęgniarka. – Nie wolno go denerwować. Co pani mu zrobiła?
- Rozmawialiśmy..
– próbowała tłumaczyć się Agnieszka, ale kobieta nie chciała jej słuchać.
Pokrzykiwała tylko, narzekała i wyklinała .Co zadziwiające – wydawała się być bardziej skoncentrowana na obsobaczaniu Agnieszki niż na swoim pacjencie.

Szacka nie czekała dłużej, przeprosiła i odeszła. Sauna, szybkie śniadanie w pokoju (nie chciała iść do jadalni i ryzykować spotkania z Freyą), rozmowa z matką „Wszystko ok, czekam na wyniki, dam znać… profesor wydaje się sensowny), potem jeszcze masaż na pożegnanie i wczesny lunch… zeszło jej dłużej , niż planowała.

Do Rogoźnicy dotarła dopiero koło 14. Zdecydowanie nie planowała zwiedzać Muzeum Gross-Rosen, takie miejsca ją przerażały. Nie rozumiała, czemu są udostępniane, znaczy – udostępniane jako atrakcje turystyczne. Mogą interesować historyków, ale przecież nie zwykłych ludzi! Trudno jej było znaleźć powód, dla którego Jean-Luca miałby odwiedzać miejsce kaźni.
Zdjęcia jednak mówiły same za siebie… postanowiła obejść z zdjęciem narzeczonego kasy, biura, pobliskie restauracje i popytać .
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline