Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2020, 05:48   #217
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 94 - 2037.V.17; nd; południe

Czas: 2037.V.17; nd; południe; g. 10:20
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Path; lab Baileya
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cicho


- No to co Law? Jedziesz z nami? - tak zapytał Frank gdy trochę po śniadaniu zbierali się do laba Bailey’a aby wzmocnić Straussa i Juniora co od rana pełnili dyżur w labie. Bo chociaż straty w starciu z Czerwonymi Dłońmi niby nie były wielkie to jednak wyłączyły z akcji prawie połowę składu zbrojnych. Co prawda na parę dni i taki Faust jak nie dziś to pewnie jutro znów mógł zgłosić się do służby no ale właśnie do patrolowania laba chemików ze zbrojnych została tylko dwójka, Strauss i Junior. Więc druga para zmieniała się rotacyjnie z innych działów, zwykle byli to ludzie Franka.

Na szczęście życie codzienne i w okolicy wróciło do normy. Jakoś nikt nie niepokoił ani xcomowców ani chemików będących pod ich opieką. Czasem ktoś przyszedł zapytać się czy prochy już są ale raczej pojedynczo lub w parach. Ponieważ było przed obiecanym niedzielnym terminem to zwykle sam widok pracujących chemików czy twarz Bayley’a i gdzieś tam uzbrojony xcomowiec na widoku wystarczały by spławić klienta. Możliwe, że przychodzili po to by przekonać się, że lab wciąż istnieje i chemicy nie zwinęli manatków. No ale w końcu dotrwali do tej obiecanej niedzieli. Wczoraj wieczorem, późnym wieczorem Bayley dał znać, że chyba się wyrobią. Byli bardzo pracowici pracowali po kilkanaście godzin na dobę by nadrobić stracony czas. Ale niektóre rzeczy po prostu musiały “dojrzeć” i tych procesów nie dało się przyspieszyć. Dlatego chemicy mieli swoje do roboty. Ale wyglądało na to, że do dziś rana się wyrobili. Chociaż każdy jeden miał zaczerwienione i podkrążone oczy świadczące o nieprzespanych dniach i nocach.

W końcu więc od rana zaczęli się schodzić i zjeżdżać tubylcy. Na wszelki wypadek Junior i Strauss co pełnili dyżur od rana poprosili o wsparcie. Bo gdyby się zrobiło nerwowo to było ich tam tylko dwóch. A tłum zaczynał gęstnieć prawie z kwadransa na kwadrans. Ale szybko się rozładowywał gdy nieufni z początku tubylcy ku swojemu zdziwieniu otrzymywali zamówione wcześniej prochy. Więc odchodzili uradowani i zdziwieni przy okazji rozsiewając plotę i ściągając kolejnych znajomych.

Właśnie w taki moment przyjechali Frank i Law jako część wzmocnienia eskorty laboratorium. Mijali zarówno ludzi schodzących z góry jak i tych którzy dopiero wchodzili i podjeżdżali pod kamienicę. I tubylcy reagowali na ich widok dość pozytywnie. Ktoś im powiedział “cześć” albo pomachał zakupionym właśnie towarem uśmiechając się przyjaźnie. No i w dłoniach tym razem nie widać było młotów, maczet i noży. A wyglądało na to, że lwia część tubylców dopiero przyjdzie. Na górze Junior otworzył im już naprawione drzwi i wpuścił ich do środka zamykając je zaraz potem.

- Dobrze, że jesteście. Bo jak Strauss siedzi na dachu a ja tutaj to reszta nie jest pilnowana. Aha, Law, Bailey coś ma do ciebie to idź z nim może pogadaj. - brodaty zwiadowca w paru słowach streścił im sytuację. Ale wydawał się być spokojny. Zresztą na pierwszy rzut oka dało się wyczuć różnicę między obecną atmosferą przy drzwiach a tym szturmem na te drzwi sprzed paru dni.

Bailey zaś wyglądał na przepracowanego i zmęczonego tak samo jak jego ludzie. Ale przywitał się z Japończykiem całkiem przyjaźnie. Zaprosił do kanciapy szumnie nazywanej gabinetem. Chyba jedynym jaki tu był to patrząc na to z tej strony to faktycznie był gabinet godny szefa.

- Słuchaj Law, taka sprawa jest. Przemyślałem to wszystko i myślę, że fart nam sprzyjał. Ale to za wielka afera wyszła. Alvarez w końcu się o nas dowie i albo przyjdzie po swoją dolę albo jeszcze gorzej. Dlatego za parę dni zwijamy interes jak się sytuacja uspokoi. - wydawało się, że mimo wszystko szef chemików czuje oddech ojca chrzestnego na karku i wolał nie forsować dłużej swojego szczęścia. Rzeczywiście to nie było głupie przypuszczenie. Nawet trochę dziwne było, że jeszcze Alvarez nie przysłał swoich ludzi. Ale to wydawało się kwestią czasu aż ktoś mu doniesie co się dzieje na jego podwórku. W parę wtajemniczonych osób może dałoby się to skitrać no ale jak w sprawę było zamieszane z pół dzielnicy to sprawa musiała się w końcu sypnąć. I widocznie Bailey wolał być w tym momencie gdzie indziej. Usłyszeli pukanie do drzwi i ukazał się jeden z laborantów.

- Przyszedł ten Harvey. Ten co wtedy się tak awanturował. - rzucił z drzwi nie wchodząc do gabinetu. Szef podziękował i wyszedł zza biednie wyglądającego, obdrapanego biurka co pewnie tu stało od dni Inwazji by pójść do wyjścia. Gestem zapytał czy Law chce do niego dołączyć.

Dla samego Lawa i reszty skanerów akcja w starej szkole miała swój epilog w bazie. Gdy już Faus i Dunkierka wylądowali w biolabie który póki co imitował ambulatorium a reszta wróciła do swoich działań to i skanerzy mogli wrócić do swoich kabin, łóżek i odpocząć. Ale następnego dnia wzięli na tapety zdobyte na Dłoniach holo i komputery. Dla skanerów był to podobny łup jak broń czy pojazdy dla innych działów. Sprawdzali zawartość, dane, połączenia, kontakty odtwarzając strukturę rozbitego gangu i ich powiązań ze światem zewnętrznym. A do samej weryfikacji danych przydawali się też ludzie Cartera a nawet Matyldy czyli ci co mieli najwięcej kontaktów ze światem zewnętrznym.

Wyglądało na to, że banda Hooka liczyła około tuzina członków. Do tego kilka osób co się przewijało sporadycznie. Trudno było oszacować czy to jacyś luźniejsi członkowie bandy czy też tylko tacy co z nimi współpracują. Większość takich osób odtworzono jako kontakty w holo albo facjaty w zachowanych zdjęciach i filmikach. Dzięki czemu większość bandy udało się przypisać jak nie ksywę to facjatę no albo właśnie chociaż numer. Ale nie wszystkich bo regularnej administracji banda nie prowadziła a między sobą pewnie wiedzieli kto jest kto.

Na mapę miasta xcomowcy mogli nanieść parę nowych adresów. A to jakiś klub, pub, warsztat samochodowy czy odbiorcy towaru podobni do laboratorium Bailey’a. Wyglądało na to, że Dłonie dostarczały półprodukty chemiczne do wyrobów prochów. Ale też chyba także samochody, części do samochodów, komputerów, broń jednym słowem po trochu wszystkiego co dało się opchnąć. Nawet mieli kontakt do sklepu Chena w Chinatown co się okazało jednym z niewielu adresów już znanym xcomowcom.

Ale było też jedno ciekawe nagranie. Wydawało się, że jeden z gangerów nagrywał jakiś zgryw jaki trzech kolegów robiło czwartemu nawalonego. Takie, żarciki raczej niskich lotów. No ale jak już miał holo w łapie to niejako przy okazji nagrał rozmowę Hooka i Grety co pełnili rolę widzów i kibiców ale raczej przykuło ich uwagę ale było tylko przerywnikiem w toczonej dyskusji.

- Znowu ci Zamaskowani. Coś trzeba z nimi zrobić. - warknęła wytatuowana porucznik. Była już poza kadrem więc słychać było tylko jej zirytowany głos. Ten żarcik z nawalonego kolegi chyba tylko chwilowo ją rozbawił.

- Nie wiem jak oni to robią. Jak oni mogą być aż tak tani? Straciliśmy już Bailey’a a inni mogą pójść w jego ślady. A przecież nie możemy bardziej obniżyć cen. To jak oni do kurwy nędzy mogą sprzedawać towar prawie za darmo! Może jest trefny? Musi być w tym jakiś trik. - Hook kręcił głową i trzymał się pod boki. Chodził rozzłoszczony nie mogąc pojąć motywów konkurencji.

- Nie sądzę. Bailey się zna na prochach. Nawet jakby próbka była ok a główna partia trefna to przecież by się poznał. - Greta splunęła i pojawiła się w kadrze jako kawałek wytatuowanej ręki. Widocznie zaplała szluga. Hook spojrzał w jej kierunku i pokiwał głową na znak zgody. Dalej miał zafrapowany wyraz. Już ledwo zerkał jak trzech kolegów robi żarcik temu nawalonemu.

- Muszą mieć plecy. Ktoś musi za nimi stać. Tam skąd biorą swoje prochy. - powiedział w końcu herszt Czerwonych Dłoni po dłuższej chwili zastanowienia. Sięgnął do wytatuowanej dłoni po podarowanego szluga a jego porucznik znów zniknęła z kadru całkowicie gdy zniknęła jej dłoń.

- Dlaczego tak uważasz? - Greta też wydawała się bardziej koncentrować na rozmowie niż na żarcikach kolegów.

- No pomyśl. Ile byśmy wytrzymali gdybyśmy sprzedawali towar aż tak tanio? Ze trzy dostaw, może cztery. Zrobiłoby się krucho. Potem jeszcze na bezdechu jeszcze może drugie tyle. I finito. A Bailey mi powiedział, że na razie nie dali mu żadnych terminów na tą cholerną promocję. To jest kurwa pojebane. Po co handlować jak nie dla zysku? Muszą mieć tego w opór. Albo nie wiem co. - Hook wydawał się mieć problemy z ogarnięciem jak można sprzedawać półprodukty po takiej cenie jaką oferowali Zamaskowani. Nie było powiedziane po ile ale z kontekstu wynikało, że różnica między ceną towaru jednej i drugiej bandy musiała być spora. Greta też zamilkła na dłuższą chwilę więc obraz z kamery skoncentrował się na sponiewieranym przez kac i kolegów gangerze.

- Oni mają taką jedną laskę. Ta z tymi kolorowymi włosami. Trochę z nią gadałam. Myślę, że mogłabym ją zbajerować. Cari. Może coś z niej wyciągnę. - mruknęła w zamyśleniu Greta gdy też widocznie główkowała jak ugryźć ten problem. Hook spojrzał na nią w zamyśleniu. Wydmuchał dym ze szluga i splunął.

- Próbuj. Coś tu mi mocno nie gra z tymi gogusiami w maskach. Wyskakują jak chuj z gaci i psują rynek. Na razie jednak… - Hook dał Norweżce zielone światło na działanie ale przerwała mu seria szybkich strzałów. Ekran zmigotał gdy pewnie kamerzysta rzucił się na ziemię jak i reszta a gdzieś tam dały się słyszeć przestraszone krzyki.

- Kurwa! Zabierzcie mu kopyto debile! - darł się herszt bandy gdy widocznie to chyba ten nawalony w akcie desperacji sięgnął po spluwę by wywalczyć sobie trochę świętego spokoju co w nieplanowany sposób przerwało wszelkie zabawy i rozmowy. Filmik zresztą też się zaraz skończył.

- Szkoda, że już po nich. Może powiedzieliby coś ciekawego o tych Zamaskowanych. Ciekawe czy ta Greta zdążyła się czegoś dowiedzieć od tej Cari. - Carter pozwolił sobie na zadumany komentarz gdy obejrzał ten filmik. Tego już się nie mogli dowiedzieć. Filmik pochodził gdzieś sprzed trzech tygodni jak chyba było jeszcze przed porwaniem furgonetki Bailey’a. To niby Greta miała trochę czasu na działanie. Ale czy coś zdążyła podziałać i czy coś z tego wyszło to tego w materiałach już nie było. A na razie sam Bailey czekał by pójść z Lawem do wyjścia no i utrzeć nosa tym wszystkim niedowiarkom co nie wierzyli, że obie strony dotrzymają słowa danego parę dni temu. A tu proszę! Udało się! Mieli co święcić i triumfować!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline