21-09-2020, 02:17 | #211 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 91 - 2037.V.13; śr; wieczór Czas: 2037.V.13; śr; zmierzch; g. 21:30 Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho - Ale jak to “teraz”? - Moritz nie wyglądał na zbyt zadowolonego ze sprawy z jaką do niego przyszedł Law. Znaczy o ten przydział wojaków na akcję przeciwko Czerwonym Dłoniom. Tak nagła prośba zaskoczyła starego żołnierza co walczyl jeszcze podczas Inwazji. Teraz raczej koordynował działania chociaż w tak małym zespole to zdarzało się, że też jeździł na akcję, zwłaszcza, że był jedynym zawodowym kierowcą w ich zespole. - No jak pewnie wiesz Law, ostatnio moi ludzie pilnują na zmianę tych chemików. Teraz tam są Strauss i Faust. O 20 była zmiana więc Junior i Dunkierka dopiero co zeszli ze swojej zmiany. - wyglądało na to, że wieczór był dla zbrojnych ni w 5 ni w 9. Jeden duet właśnie zakończył swoją zmianę u Baileya a drugi dopiero co zaczął. Więc by mieć komplet trzeba by znaleźć zastępstwo kogoś do chemików albo zostawić ich bez zbrojnej opieki. No i Junior z Dunkierką jak tam czuwali od 8 rano to nie byli pod wieczór zbyt świeży i wypoczęci. No ale kawa, może jakieś stymulanty z biolabu i powinni być zdatni do akcji. Jeszcze by zależało gdzie i kiedy by miała być ta akcja. - Chyba, że Yuan. Jest w rezerwie jakbyśmy go nagle potrzebowali. No to może być i teraz. Tylko wiesz, on jest dość staromodny. Może być kłopot namówić go do zabijania ludzi których miał chronić. - Moritz jakby w ostatniej chwili przypomniał sobie o sierżancie z dni Inwazji wpasowanym w ciało kompozytowego MEC-a. Chociaż MEC dysponował największą siłą ognia i odporności niż każdy pojedynczy żołnierz X-COM no to jednak mocno rzucał się w oczy niczym żywa skamielina z dawnego świata. Dlatego nie wszędzie można było go użyć, zwłaszcza jak xcomowcom zależało na dyskrecji. Trudno bowiem było przegapić 2,5-metrowego goliata albo zapomnieć, że się go widziało. No ale była jeszcze “staromodna” moralność chińskiego sierżanta. Ta dla jakiej zaciągnął się do tych mechanicznych jednostek specjalnych aby bronić tej planety i jej mieszkańców przed inwazją kosmitów a nie zabijać tych mieszkańców. Czas: 2037.V.13; śr; popołudnie; g. 21:30 Miejsce: pd od St.Louis, poza miastem; Imperial; wschodnie rejony miasta Warunki: bezludna okolica, cisza, ziąb, zmierzch, mżawka - To chyba tutaj. Widzę ich samochody. - furgonetka pokrążyła trochę przez południowe krańce St.Louis, pojeździła trochę po autostradzie by zyskać margines czasu i przestrzenim nim w końcu zawróciła na południe i znów nie skierowała się na dawny zjazd na Imperial. Tam przejechali przez domy i ulice które wyglądały z poziomu gruntu na równie opuszczone jak widok z google map. Może nawet bardziej bo te rudery, graty i śmiecie były jeszcze bardziej widoczne niż z orbity. Przejeżdżali przez kolejne opuszczone przecznice a na holo pasażerki powoli zbliżali się do migającej kropki jaka powinna oznaczać pozycję Grety. - Zatrzymaj tu. Ciemno się robi mogą zobaczyć światła albo usłyszeć silnik. - W końcu Nancy która miała większe wywiadowcze doświadczenie kazała Rubenowi zatrzymać kilka ulic przed tą kropką i dalej poszli na piechotę. Okolica rzeczywiście wydawała się bezludna to każdy przejazd samochodu rzeczywiście mógł się rzucać w oczy i uszy. A jeszcze nie wiedzieli czego się spodziewać. W końcu za którymś narożnikiem w zapadających ciemnościach dostrzegli nieco większy budynek. Chociaż podobnie ponury i opuszczony jak inne dookoła. Pozornie niczym specjalnym się nie wyróżniał. A lokalizacja kropki nie była tak dokładna co do metra no ale wyglądało, że pluskwa powinna być gdzieś w tym budynku. - Zobaczmy z drugiej strony. - zaproponowała agentka X-COM no i przeszli się jeszcze trochę. Ogrodzenie dawnej szkoły i boiska nie było zbyt szczelne. Wystarczyło przejść wzdłuż niego do jakiejś dziury, bramy czy furtki a jak komuś się spieszyło to nawet przejść przez siatkę. Właśnie tam, dostrzegli jakieś samochody. Czy to te jakie należały do Czerwonych Dłoni to nie wiedzieli. Ale wyglądało na to, że ktoś celowo je zaparkował od strony boiska by nie były widoczne od ulicy. Z powietrza też nie bo stały zaparkowane wewnątrz sali gimnastycznej. Właściwie tylko dlatego, że duże, podwójne drzwi i jakaś wyrwa w murze były rozwalone to dało je się dostrzec. Jeszcze wymowniejszym dowodem, że ktoś tam urzęduje były światła. Widocznie w jakichś klasach czy co od strony boiska. Dlatego, nie było ich widać od ulicy. A w dzień może w ogóle. No ale zmierzchało już na zewnątrz więc w budynku musiało być jeszcze bardziej jasno bez światła. - Właściwie to nie wiadomo na 100%, że to oni. - stwierdziła po chwili obserwacji i zastanawiania się co robić dalej. Najprawdopodobniej to była kryjówka Czerwonych Dłoni. Pikaczu na holo Nancy to sugerował. Pikał gdzieś z tego budynku lub bezpośredniej okolicy. Ale przez opuszczone żaluzje nie było wiadomo co się dzieje wewnątrz. Kto tam jest. W półmroku nie bardzo widać było te zaparkowane samochody w sali gimnastycznej a i tak odjechali z kręgielni wcześniej niż reszta gangu to nie wiedzieli jakich używają samochodu. - No można by spróbować podejść bliżej. Ale mogą nas zauważyć. - Ruben miał dokładnie takie same pole widzenia. Na razie mogli się czuć względnie bezpiecznie. Oddzielało ich całe boisko i jakieś korty i chyba plac zabaw. W zapadającym zmroku nie był pewny. Ale chociaż nie widzieli zbyt wiele co się dzieje w budynku czy sali gimnasytcznej no to i tamci chyba nie powinni ich dostrzec. A nawet jakby ktoś nagle wyjrzał przez okno i spojrzał dokładnie w ich stronę no to zobaczyłby pewnie dwie przypadkowe sylwetki. Chyba, żeby mieli lornetki. I rozpoznaliby ich ubrania z kręgielni. W końcu oboje uznali, że trzeba czekać na decyzję z centrali więc wkrótce Yoshiaki jaka operowała za klawiaturą HQ w bazie odebrała ich zapytanie o dalsze wytyczne. A jak na razie to Nancy zaciągnęła kaptur bo z nieba zaczęła cicho ale monotonnie padać mżawka. W ogóle zrobiło się jakoś ponuro i nieprzyjemnie, przynajmniej wiatr osłabł. Czas: 2037.V.13; śr; zmierzch; g. 21:30 Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho - Ta Maria Hondo to jakaś lipa. Znaczy sami posłuchajcie. Zarejestrowana jako bezrobotna ale nie odebrała żadnego zasiłku. Podany adres kontaktowy to jakaś kamienica na północy miasta. Nie znam adresu ale z satelity wygląda jak jakaś rudera. Jak ktoś tam mieszka to chyba po ciemku. Myślę, że ta Greta podała fałszywe dane gdy go kupowała. Jak mają jakiegoś hakera to nawet on mógł umieścić te dane w systemie. - Chinka mówiła szybko wpatrzona w ekran. Wiedziała, że reszta zespołu i tak ją słyszy jak nie dzięki holo trzymanemu w ręku Rubena to komunikatorom jakie mieli w bazie. Wyglądało na to, że ktoś z tych Dłoni jednak postarał się aby nie dać tak łatwo się namierzyć. - Ten numer Marii ma dużo połączeń z sieci przy autostradzie w pobliżu zjazdu do Imperial. Z satelity nie widzę tam nic ciekawego. Może na jakiejś lampie albo słupie jest przekaźnik? Pewnie się jakoś podpięli by nie łączyć się bezpośrednio z domu. Da się namierzyć ten nadajnik ale nie telefony. Trzeba by go usunąć albo się jakoś samemu podpiąć. Ale tego stąd nie zrobię. I nie wiem czy mamy na to czas. - BlackR4in pozwoliła sobie na spekulacje skoro nie miała twardych dowodów na potwierdzenie swoich przypuszczeń. Ale brzmiało sensownie w uszach innych skanerów. Taki numer o jakim mówiła był dość prosty do zrobienia z technicznego punktu widzenia. Każdy z zespołu Lawa mógłby to zrobić gdyby miał odpowiedni sprzęt. A jak się nie wiedziało gdzie dokładnie szukać delikwentów od takiego psikusa to się miało najwyżej przybliżoną lokalizację jak ten zjazd do Imperial o jakim mówiła ich koleżanka. Najbliżej tego adresu była Nancy i Ruben. Mogli tam podjechać i Ruben pewnie od ręki mógłby coś tam pomajstrować. Najprościej byłoby usunąć ten transmiter jaki pewnie tam zamontowały Dłonie. Wówczas holo Grety połączyłby się z najbliższym przekaźnikiem sieci w okolicy ale jej holo powinno jej wysłać o tym automatyczny komunikat. Podobnie inni jeśli mieli swoje numery ale tych już xcomowcy nie znali. Można też by się podpiąć pod ten transmiter dłoni i monitorować aktywność. No ale takich zabawek już nie zabrali ze sobą więc trzeba by je przywieźć z bazy. No i na jakieś efekty trzeba by poczekać jak z każdym podsłuchiwaniem czy monitoringiem. Jak akcja się szykowała w najbliższych godzinach nie było pewne czy doczekaliby się jakichś wymiernych efektów takiego manewru.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
27-09-2020, 13:08 | #212 |
Reputacja: 1 | Biuro Wywiadu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
27-09-2020, 17:51 | #213 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 92 - 2037.V.14; cz; noc Czas: 2037.V.14; cz; noc; g. 01:45 Miejsce: pd od St.Louis, poza miastem; Imperial; wschodnie rejony miasta Warunki: bezludna okolica, cisza, ziąb, noc, deszcz Okazało się, że bandyci nie są żadnym, poważnym wyzwaniem dla wyszkolonych operatorów działu zbrojnego X-COM. Zwłaszcza jak ci drudzy mieli za sobą efekt zaskoczenia. Ale i sami zostali zaskoczeni niespodziewanymi wypadkami. Koniec końców to jednak xcomowcy byli górą chociaż nie wszystko poszło zgodnie z planem i nie obeszło się bez strat. - Hej siostro, wyliższesz się z tego. - Ruben próbował pocieszyś Dunkierkę i dodać jej otuchy. Siedział na ławeczce furgonetki jaką przyjechali tu z Nancy. Agentka wywiadu po zdjęciu pancerza ze strzelca wyborowego właśnie starała sie zdezynfekować jej rany i wstrzyknąć lecznicze stymulanty łagodzące ból i przyspieszające gojenie się ran. - Zawieziemy cię do bazy. Tam cię obejrzy Lena i reszta. Ja cię tylko tak spróbuję zaklajstrować. - Nancy uwijała się jak mogła korzystając z tego, że Ruben oświetlał jej pole manewru latarką. Oboje dość szybko uwinęli się z tym przekaźnikiem, ledwo przyjechł drugi wóz i Yoshiaki przekazała Rubenowi potrzebny do majstrowania zestaw. Nie było to dziwne bo Moritz chciał się rozejrzeć po miejscu akcji to chociaż przyjechali z godzinę przed północą to dość długo czekali aż zbrojni się poszarogęszą po swojemu. Koniec końców szef zbrojnych uznał, że najlepiej zrobić akcję w środku nocy jak tamci się pośpią. Czekali więc w mżawce a potem w deszczu aż światła w szkole stopniowo pogasną. A potem jeszcze trochę. Wtedy Mortiz sarkał, że to duży budynek i teren jak na ich team. Ale miał nadzieję, że jak tamci się pośpią to będą w jednym miejscu. Mogło się wtedy udać wybrać ich jak ryby z saka. Wolałby pewnie mieć więcej czasu na przygotowania i rozpoznanie no ale sytuacja i zobowiązania na innym polu zmuszały ich do przeprowadzenia akcji jak najszybciej. Wdle tego planu dwie grupy miały wejść z dwóch stron. Najpierw na ile się da to Faust i Strauss mieli skrócić dystans po cichutku wchodząc od frontu budynku a potem wewnątrz przejść na tyły co by mogło dać atak z jednej strony. Zaś Moritz i Junior mieli wejść od strony boiska, też od tyłu. Dunkierka rozlokowała się na piętrze jednego z sąsiednich budynków mając na oku i pod lufą całe boisko i te okna co po północy stopniowo gasły. No i w rezerwie był Yuan. Ponieważ MEC za cholerę nie mógł być dyskretny no to miał wkroczyć do akcji jak pierwsza dwa duety zajmą swoją pozycję albo zostaną wykryci. Mimo wszystko chińskiemu sierżantowi nie uśmiechało się strzelać do ludzi. Nawet jak wysłuchał w samochodzie Lawa o co tu chodzi. - To sprawa policji. My jesteśmy by walczyć z kosmitami. - mruknął wtedy wcale nie ukrywając swojego zadowolenia. No ale obiecał, że nie będzie się biernie przyglądał jakby doszło do walki. Niemniej miał chyba nadzieję, że do walki nie dojdzie. Więc gdy już z godzina minęła odkąd w budynku zgasły ostatnie światła a drobna mżawka przeszła w pełnoprawny deszcz Moritz dał sygnał do rozpoczęcia akcji. Dwa duty zbrojnych ruszyły z wycelowaną bronią ku swoim celom. Dron kierowany przez Yoshiaki pokazywał w noktowizyjnej kamerze obraz z góry. Jak dwie pary sylwetek sprawnie jak na jakichś manewrach zbliżają się do budynku w którym były uśpione cele. Napięcie rosło. O ile Faust i Strauss znikli dość prędko z widoku reszty gdy weszli do budynku to Moritz i Junior mieli do przebycia większość boiska. Potencjalnie to była najbardziej niebezpieczna część operacji. Jeśli tamci by mieli jakiś ckm czy nawet broń ręczną no to mogło być ciężko. Dlatego właśnie na wsparcie mieli strzelca wyborowego. Ale okazało się, że Czerwone Dłonie też miały swoje sztuczki. Zanim jeszcze duet niebieskich dotarł do drzwi od boiska w trzewiach budynku doszło do eksplozji i krzyków. W eterze zrobiło się zamieszanie gdy w pierwszych paru chwilach nie było wiadomo co się stało a słychać było krzyk boleści i przekleństwa Fausta i Straussa. - Miny! - krzyknął Faust nieco rozjaśniając obraz sytuacji. - Nic mi nie jest! Ruszamy dalej! - Dave ogarnął się po tym zaskoczeniu i chociarz mina wybuchła mu prosto w pierś to pancerz znacznie złągodził jej działanie. Była zamontowana w przejściu jako pułapka. Ale niezbyt mocna więc teraz gdy zaskoczenie minęło to dał znać by ruszać dalej. Z zawziętym wyrazem twarzy chwycił mocniej swój ciężki młot i parł dalej wraz z towarzyszem. - Yuan naprzód! - Moritz widząc, że z cichej akcji już nici improwizował. Liczyli się co prawda, że mogą zostać wykryci ale o minach jakoś nikt nie pomyślał. Tego po zwykłych bandytach chyba nikt nie oczekiwał. Yuan potwierdził rozkaz i ruszył swoim stalowym cielskiem rozchlapując błoto i kałuże ruszył za róg a potem jak dwunożna miniaturka jakiegoś mecha nadciągał jako nieuchronna zagłada. Ale eksplozji nie dało się przespać więc i zaalarmowała gangerów. Pobudzili się i na szybko starali się ogarnąć sytuację. Gdy przez okno dojrzeli w ciemnościach nocy kroczącą, potężną sylwetkę chyba spanikowali. - Advent! Spieprzamy! - Faust i Strauss co byli najbliżej nich nawet słyszeli ich przestraszone głosy. Nie było się co dziwić, że zostali wzięci za pacyfikatrów Adventu. Kto inny miałby takie potężne mechy? Właśnie duet “czerwonych” jako pierwszy nawiązał walkę z rabusiami. Gdy tamci nie mieli zamiaru walczyć z Adventem tylko prysnąć jak najszybciej i jak najdalej. Więc rzucili się do ucieczki dopinajac ubrania i kierując się jak najdalej od boiska. I część prawie wpadła na dwóch xcomowców. Wywiązała się krótka chaotyczna szarpanina i strzelanina reszta skorzystała z okazji i uciekła w przeciwną. Część próbowała dostać się do samochodów i zwiać ale tam już była dwójka “niebieskich”. Moritz i Junior odgonili ich ogniem swojej broni a tamci nie bardzo stawiali opór wybierając taktyczny odwrót. Koniec końców większość bandy Czerwonych zwiała. Część pewnie była ranna bo zostawiali krwawe ślady ale nie dało się po nich poznać jak bardzo ranna. Dron Yoshiaki pokazywał jak ich jasnozielone sylwetki pojedynczo i parami wybiegają z budynku szkoły i znikają w pobliskich budynkach. Część kulała albo trzymała się za obolałe miejsca. Tak jak mówił przed akcją Moritz, xcomowcy mieli za mało ludzi by chociaż dozorować ta duży teren więc nie mieli jak ścigać zbiegów zwłaszcza jak to nie było ich głównym celem. “Dłonie” zostawili zdobywcom swoją kryjówkę razem z dwoma ciałami zabitych i ciężko rannych kolegów. Główny cel zadania - odbicie chemikaliów Bailey’a został osiągnięci. Xcomowcy wyszli z tego prawie bez szwanku. Faus był tylko lekko ranny od tego pierwszego IED jaki zainicjował całą akcję. Wtedy Moritz zarządził koniec akcji i Dunkierka dołączyła do reszty. Znaczy miała. Ale gdy schodziła z tego piętra gdzie przez całą akcję miała swój posterunek to stare schody zawaliły się pod nią grzebiąc ją po sobą. Do tego te ostre kawałki drewna i metalu wbiły się i przygwoździły operatorkę broni wyborowej do ziemi. Potrzebna była pomoc Yuana aby ją wyciągnąć z tego gruzowiska. No i najbliżej byli Ruben i Nancy więc sierżant z czasów Inwazji przyniósł ją do ich furgonetki. Tam właśnie para zwiadowców mogła zdjąć z niej pancerz i spróbować opatrzyć gdy główna część grupy wciąż była w budynku szkoły. Koniec końców Dunkierka okazała się najpoważniej ranna w tej nocnej operacji. Ale Czerwone Dłonie zwiały zostawiając swoją kryjówkę, towar i samochody. Wśród zabitych nie było ani “Hooka” ani wytatuowanej Norweżki. Nomen omen za to znaleźli spodnie Grety. Razem z pluskwą i telefonem. Więc plany śledzenia jej spaliły na panewce. - To co z tym teraz zrobimy? Sporo tego. - Moritz zapytał Lawa gdy już razem oglądali te zdobycze. Tych było całkiem sporo. Chociaż ich wartość była trudna do oszacowania. Widocznie banda użytkowała tą kryjówkę dłuższy czas bo walało się tu sporo śladów dłuższej obecności. Od resztek jedzenia, pustych butelek, niezliczonych kiepów przez ubrania, holo, broń i prochy. No a w jednej ze starych klas znaleźli jakieś pudła pełne jakichś proszków i pojemników. To mogły być te prochy jakie zrabowali chemikom Bailey’a. Chociaż pewności nikt z xcomowców nie miał. Ale faktycznie mogło to zająć sporą część ładowni furgonetki. Niemniej w sali gimnastycznej stało kilka różnych samochodów pozostawionych przez dłonie od osobówek, przez motocykle aż po pickupy i furgonetki więc pod tym względem nie trzeba było się martwić na brak środków transportu. - Wzięli nas za Advent? Nie no co oni ślepi są? - Junior zaś nie mógł uwierzyć w opowieść Straussa i chyba nawet się “poczuł”, że ktoś mógł pomylić X-COM z ADVENT-em. Chociaż nie na darmo przysłowie mówiło, że w nocy wszystkie koty są szare a w świecie gdzie X-COM była już echem przeszłości skojarzenia z siłami rządowymi ludzi i kosmitów interwenujących w takiej sytuacji właściwie były dość naturalne. --- Mecha 92 trasa browar - Imperial, wóz 1: Kostnica 1 > poszło gładko - jest trochę szybciej ok 30% i jeszcze jakiś bonus, skrytka, znajomy, przedmiot trasa browar - Imperial, wóz 2: Kostnica 5 > standard - udało się przejechać bez sensacji Stan Zdrowia po walce: Moritz Kostnica 2 > 10/10 > 10/10 s.zdrowy Faust Kostnica 8 > 12/12 > 9/12 s.ranny Dunkierka Kostnica 10 > 10/10 > 3/10 s.ciężki Junior Kostnica 4 > 10/10 > 10/10 s.zdrowy Strauss Kostnica 3 > 10/10 > 10/10 s.zdrowy Yuan Kostnica 7,3 > 3 20/20 > 20/20 s.zdrowy
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-10-2020, 20:43 | #214 |
Reputacja: 1 | Kryjówka Czerwonych Dłoni
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
03-10-2020, 20:29 | #215 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 93 - 2037.V.14; cz; przedpołudnie Czas: 2037.V.14; cz; przedpołudnie; g. 10:20 Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho - No to chyba z bani. - Ruben rzucił dość lapidarne określenie ale wydawało się w sam raz na podsumowanie akcji. Bo chyba rzeczywiście można było uznać za jej koniec. Udało im się namierzyć i zinfiltrować Czerwone Dłonie a potem ich namierzyć i odbić zrabowany przez nich towar. Sama banda poszła w rozsypkę. Xcomowcy wyszli z tej konfrontacji obronną ręką. Co prawda Faust nadział się na IED ale dość niegroźny. A to jak już po akcji schody się zarwały pod Dunkierką można było uznać za wypadek przy pracy i zwykły pech a nie obrażenia czysto bojowe. No ale na razie ta dwójka została wyłączona z wszelkiej aktywności. Podobnie jak Ivan który został poparzony parą w kanałach pod zakładami Boeinga. Niemniej wydawało się, że w ciągu tygodnia no góra dwóch cała trójka powinna wrócić do pełni zdrowia. Udało się natomiast odzyskać skradzione Bailey’owi prochy i półprodukty na nie. Chociaż ani śladu po dwóch jego ludziach jacy znikli razem ze skradzioną przez Hooka furgonetką. I nawet nie bardzo było wiadomo jak by dalej ich szukać. Zasoby Dłoni wzbogaciły też arsenał xcomowców o kilka luf i jedną osobówkę. Więc koniec końców wyszli z tej akcji obronną ręką. Jednak mimo iż opanowali bazę Czerwonych to jeszcze nie był koniec kłopotów. W końcu trzeba było przewieźć całą furgonetkę nielegalnych prochów do laboratorium Baileya. Jakby samo mienie spluw czy prehistoryczny MEC na pokładzie były za mało nielegalne. Praktycznie nie dało się nijak wykpić nawet najlepszą legendą nawet gdyby zatrzymał ich zwykły policyjny patrol albo zeskanował jakiś rządowy dron czy bramka kontrolna. A niewiele brakowało by to się właśnie przydarzyło powracającemu Moritzowi. Nie jechali razem by w razie wpadki zminimalizować straty. Więc wóz z Lawem już dojeżdżał do niby zwykłego, bezimiennego browaru nad brzegiem rzeki gdy Moritz dopiero wjeżdżał do miasta. I ten pełen broni, zbrojnych i prochów wóz dostał wezwanie do zatrzymania się. Moritz po chwili wahania zwolnił zerkając na kufer i siedzących tam pasażerów. Zaczął zjeżdżać na pas pobocza na sygnał lecącego nad autostradą policyjnego drona. A gdy już zdążył zwolnić do spacerowego tempa dron śmignął obok nich i wezwał do zatrzymania wóz który był trochę przed nimi. - W końcu zejdę na zawał przy tej robocie. - mruknął cicho Moritz ocierając rękawem pot z czoła. Mogli sobie co prawda poradzić z jakimś zwykłym dronem. No ale tak otwarte starcie i to już nie tak daleko Dutchtown i Mariny gdzie mieli swoją główną bazę w tym mieście zapowiadało tylko początek obławy i to prawie we własnych opłotkach. Więc mimo wszystko staremu wiarusowi ulżyło, że na strachu się skończyło. Grzeczenie ruszył do przodu i minął wóz zatrzymany przez policyjny dron. W końcu z kwadrans lub dwa później wjeżdżali przez przerdzewiałe i porzucone bramy dawnego browaru. Pozostałe obsady też wróciły do domu w komplecie. Jeszcze trochę wysiłku i mogli pojechać do Bailey’a aby mu przekazać półprodukty. Ale się ucieszył! Jak na zawodowca przystało z miejsca rozpoznał co jest co w przywiezionych torbach, pudłach i kartonach. Sprawdzał, obliczał, szacował ale wydawał się być dobrej myśli. Do niedzieli wciąż mieli szansę upichcić to i tamto by przygotować chociaż pierwszą partię obiecanych tubylcom produktów. Chyba tylko Nancy okazywała pewnien żal, że sytuacja sprzyjała rozwiązaniom bezpośrednim preferowanym przez zbrojnych a nie przeprowadzeniu gry wywiadowczej jakie preferował zespół Cartera. --- Mecha 93 trasa Imperial - browar, wóz 1: Kostnica 5 > standard - udało się przejechać bez sensacji trasa Imperial - browar, wóz 2: Kostnica 9 > było blisko - opóźnienie, kontrola ale nic nie wykazała, chodziło o kogoś innego trasa Imperial - browar, wóz 3: Kostnica 5 > standard - udało się przejechać bez sensacji
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
08-10-2020, 18:45 | #216 |
Reputacja: 1 | Kwatera Kierownika Skanu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
09-10-2020, 05:48 | #217 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 94 - 2037.V.17; nd; południe Czas: 2037.V.17; nd; południe; g. 10:20 Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Path; lab Baileya Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cicho - No to co Law? Jedziesz z nami? - tak zapytał Frank gdy trochę po śniadaniu zbierali się do laba Bailey’a aby wzmocnić Straussa i Juniora co od rana pełnili dyżur w labie. Bo chociaż straty w starciu z Czerwonymi Dłońmi niby nie były wielkie to jednak wyłączyły z akcji prawie połowę składu zbrojnych. Co prawda na parę dni i taki Faust jak nie dziś to pewnie jutro znów mógł zgłosić się do służby no ale właśnie do patrolowania laba chemików ze zbrojnych została tylko dwójka, Strauss i Junior. Więc druga para zmieniała się rotacyjnie z innych działów, zwykle byli to ludzie Franka. Na szczęście życie codzienne i w okolicy wróciło do normy. Jakoś nikt nie niepokoił ani xcomowców ani chemików będących pod ich opieką. Czasem ktoś przyszedł zapytać się czy prochy już są ale raczej pojedynczo lub w parach. Ponieważ było przed obiecanym niedzielnym terminem to zwykle sam widok pracujących chemików czy twarz Bayley’a i gdzieś tam uzbrojony xcomowiec na widoku wystarczały by spławić klienta. Możliwe, że przychodzili po to by przekonać się, że lab wciąż istnieje i chemicy nie zwinęli manatków. No ale w końcu dotrwali do tej obiecanej niedzieli. Wczoraj wieczorem, późnym wieczorem Bayley dał znać, że chyba się wyrobią. Byli bardzo pracowici pracowali po kilkanaście godzin na dobę by nadrobić stracony czas. Ale niektóre rzeczy po prostu musiały “dojrzeć” i tych procesów nie dało się przyspieszyć. Dlatego chemicy mieli swoje do roboty. Ale wyglądało na to, że do dziś rana się wyrobili. Chociaż każdy jeden miał zaczerwienione i podkrążone oczy świadczące o nieprzespanych dniach i nocach. W końcu więc od rana zaczęli się schodzić i zjeżdżać tubylcy. Na wszelki wypadek Junior i Strauss co pełnili dyżur od rana poprosili o wsparcie. Bo gdyby się zrobiło nerwowo to było ich tam tylko dwóch. A tłum zaczynał gęstnieć prawie z kwadransa na kwadrans. Ale szybko się rozładowywał gdy nieufni z początku tubylcy ku swojemu zdziwieniu otrzymywali zamówione wcześniej prochy. Więc odchodzili uradowani i zdziwieni przy okazji rozsiewając plotę i ściągając kolejnych znajomych. Właśnie w taki moment przyjechali Frank i Law jako część wzmocnienia eskorty laboratorium. Mijali zarówno ludzi schodzących z góry jak i tych którzy dopiero wchodzili i podjeżdżali pod kamienicę. I tubylcy reagowali na ich widok dość pozytywnie. Ktoś im powiedział “cześć” albo pomachał zakupionym właśnie towarem uśmiechając się przyjaźnie. No i w dłoniach tym razem nie widać było młotów, maczet i noży. A wyglądało na to, że lwia część tubylców dopiero przyjdzie. Na górze Junior otworzył im już naprawione drzwi i wpuścił ich do środka zamykając je zaraz potem. - Dobrze, że jesteście. Bo jak Strauss siedzi na dachu a ja tutaj to reszta nie jest pilnowana. Aha, Law, Bailey coś ma do ciebie to idź z nim może pogadaj. - brodaty zwiadowca w paru słowach streścił im sytuację. Ale wydawał się być spokojny. Zresztą na pierwszy rzut oka dało się wyczuć różnicę między obecną atmosferą przy drzwiach a tym szturmem na te drzwi sprzed paru dni. Bailey zaś wyglądał na przepracowanego i zmęczonego tak samo jak jego ludzie. Ale przywitał się z Japończykiem całkiem przyjaźnie. Zaprosił do kanciapy szumnie nazywanej gabinetem. Chyba jedynym jaki tu był to patrząc na to z tej strony to faktycznie był gabinet godny szefa. - Słuchaj Law, taka sprawa jest. Przemyślałem to wszystko i myślę, że fart nam sprzyjał. Ale to za wielka afera wyszła. Alvarez w końcu się o nas dowie i albo przyjdzie po swoją dolę albo jeszcze gorzej. Dlatego za parę dni zwijamy interes jak się sytuacja uspokoi. - wydawało się, że mimo wszystko szef chemików czuje oddech ojca chrzestnego na karku i wolał nie forsować dłużej swojego szczęścia. Rzeczywiście to nie było głupie przypuszczenie. Nawet trochę dziwne było, że jeszcze Alvarez nie przysłał swoich ludzi. Ale to wydawało się kwestią czasu aż ktoś mu doniesie co się dzieje na jego podwórku. W parę wtajemniczonych osób może dałoby się to skitrać no ale jak w sprawę było zamieszane z pół dzielnicy to sprawa musiała się w końcu sypnąć. I widocznie Bailey wolał być w tym momencie gdzie indziej. Usłyszeli pukanie do drzwi i ukazał się jeden z laborantów. - Przyszedł ten Harvey. Ten co wtedy się tak awanturował. - rzucił z drzwi nie wchodząc do gabinetu. Szef podziękował i wyszedł zza biednie wyglądającego, obdrapanego biurka co pewnie tu stało od dni Inwazji by pójść do wyjścia. Gestem zapytał czy Law chce do niego dołączyć. Dla samego Lawa i reszty skanerów akcja w starej szkole miała swój epilog w bazie. Gdy już Faus i Dunkierka wylądowali w biolabie który póki co imitował ambulatorium a reszta wróciła do swoich działań to i skanerzy mogli wrócić do swoich kabin, łóżek i odpocząć. Ale następnego dnia wzięli na tapety zdobyte na Dłoniach holo i komputery. Dla skanerów był to podobny łup jak broń czy pojazdy dla innych działów. Sprawdzali zawartość, dane, połączenia, kontakty odtwarzając strukturę rozbitego gangu i ich powiązań ze światem zewnętrznym. A do samej weryfikacji danych przydawali się też ludzie Cartera a nawet Matyldy czyli ci co mieli najwięcej kontaktów ze światem zewnętrznym. Wyglądało na to, że banda Hooka liczyła około tuzina członków. Do tego kilka osób co się przewijało sporadycznie. Trudno było oszacować czy to jacyś luźniejsi członkowie bandy czy też tylko tacy co z nimi współpracują. Większość takich osób odtworzono jako kontakty w holo albo facjaty w zachowanych zdjęciach i filmikach. Dzięki czemu większość bandy udało się przypisać jak nie ksywę to facjatę no albo właśnie chociaż numer. Ale nie wszystkich bo regularnej administracji banda nie prowadziła a między sobą pewnie wiedzieli kto jest kto. Na mapę miasta xcomowcy mogli nanieść parę nowych adresów. A to jakiś klub, pub, warsztat samochodowy czy odbiorcy towaru podobni do laboratorium Bailey’a. Wyglądało na to, że Dłonie dostarczały półprodukty chemiczne do wyrobów prochów. Ale też chyba także samochody, części do samochodów, komputerów, broń jednym słowem po trochu wszystkiego co dało się opchnąć. Nawet mieli kontakt do sklepu Chena w Chinatown co się okazało jednym z niewielu adresów już znanym xcomowcom. Ale było też jedno ciekawe nagranie. Wydawało się, że jeden z gangerów nagrywał jakiś zgryw jaki trzech kolegów robiło czwartemu nawalonego. Takie, żarciki raczej niskich lotów. No ale jak już miał holo w łapie to niejako przy okazji nagrał rozmowę Hooka i Grety co pełnili rolę widzów i kibiców ale raczej przykuło ich uwagę ale było tylko przerywnikiem w toczonej dyskusji. - Znowu ci Zamaskowani. Coś trzeba z nimi zrobić. - warknęła wytatuowana porucznik. Była już poza kadrem więc słychać było tylko jej zirytowany głos. Ten żarcik z nawalonego kolegi chyba tylko chwilowo ją rozbawił. - Nie wiem jak oni to robią. Jak oni mogą być aż tak tani? Straciliśmy już Bailey’a a inni mogą pójść w jego ślady. A przecież nie możemy bardziej obniżyć cen. To jak oni do kurwy nędzy mogą sprzedawać towar prawie za darmo! Może jest trefny? Musi być w tym jakiś trik. - Hook kręcił głową i trzymał się pod boki. Chodził rozzłoszczony nie mogąc pojąć motywów konkurencji. - Nie sądzę. Bailey się zna na prochach. Nawet jakby próbka była ok a główna partia trefna to przecież by się poznał. - Greta splunęła i pojawiła się w kadrze jako kawałek wytatuowanej ręki. Widocznie zaplała szluga. Hook spojrzał w jej kierunku i pokiwał głową na znak zgody. Dalej miał zafrapowany wyraz. Już ledwo zerkał jak trzech kolegów robi żarcik temu nawalonemu. - Muszą mieć plecy. Ktoś musi za nimi stać. Tam skąd biorą swoje prochy. - powiedział w końcu herszt Czerwonych Dłoni po dłuższej chwili zastanowienia. Sięgnął do wytatuowanej dłoni po podarowanego szluga a jego porucznik znów zniknęła z kadru całkowicie gdy zniknęła jej dłoń. - Dlaczego tak uważasz? - Greta też wydawała się bardziej koncentrować na rozmowie niż na żarcikach kolegów. - No pomyśl. Ile byśmy wytrzymali gdybyśmy sprzedawali towar aż tak tanio? Ze trzy dostaw, może cztery. Zrobiłoby się krucho. Potem jeszcze na bezdechu jeszcze może drugie tyle. I finito. A Bailey mi powiedział, że na razie nie dali mu żadnych terminów na tą cholerną promocję. To jest kurwa pojebane. Po co handlować jak nie dla zysku? Muszą mieć tego w opór. Albo nie wiem co. - Hook wydawał się mieć problemy z ogarnięciem jak można sprzedawać półprodukty po takiej cenie jaką oferowali Zamaskowani. Nie było powiedziane po ile ale z kontekstu wynikało, że różnica między ceną towaru jednej i drugiej bandy musiała być spora. Greta też zamilkła na dłuższą chwilę więc obraz z kamery skoncentrował się na sponiewieranym przez kac i kolegów gangerze. - Oni mają taką jedną laskę. Ta z tymi kolorowymi włosami. Trochę z nią gadałam. Myślę, że mogłabym ją zbajerować. Cari. Może coś z niej wyciągnę. - mruknęła w zamyśleniu Greta gdy też widocznie główkowała jak ugryźć ten problem. Hook spojrzał na nią w zamyśleniu. Wydmuchał dym ze szluga i splunął. - Próbuj. Coś tu mi mocno nie gra z tymi gogusiami w maskach. Wyskakują jak chuj z gaci i psują rynek. Na razie jednak… - Hook dał Norweżce zielone światło na działanie ale przerwała mu seria szybkich strzałów. Ekran zmigotał gdy pewnie kamerzysta rzucił się na ziemię jak i reszta a gdzieś tam dały się słyszeć przestraszone krzyki. - Kurwa! Zabierzcie mu kopyto debile! - darł się herszt bandy gdy widocznie to chyba ten nawalony w akcie desperacji sięgnął po spluwę by wywalczyć sobie trochę świętego spokoju co w nieplanowany sposób przerwało wszelkie zabawy i rozmowy. Filmik zresztą też się zaraz skończył. - Szkoda, że już po nich. Może powiedzieliby coś ciekawego o tych Zamaskowanych. Ciekawe czy ta Greta zdążyła się czegoś dowiedzieć od tej Cari. - Carter pozwolił sobie na zadumany komentarz gdy obejrzał ten filmik. Tego już się nie mogli dowiedzieć. Filmik pochodził gdzieś sprzed trzech tygodni jak chyba było jeszcze przed porwaniem furgonetki Bailey’a. To niby Greta miała trochę czasu na działanie. Ale czy coś zdążyła podziałać i czy coś z tego wyszło to tego w materiałach już nie było. A na razie sam Bailey czekał by pójść z Lawem do wyjścia no i utrzeć nosa tym wszystkim niedowiarkom co nie wierzyli, że obie strony dotrzymają słowa danego parę dni temu. A tu proszę! Udało się! Mieli co święcić i triumfować!
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
15-10-2020, 17:45 | #218 |
Reputacja: 1 | Stara kamienica
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
17-10-2020, 16:06 | #219 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 95 - 2037.V.18; pn; ranek Czas: 2037.V.18; pn; poranek; g. 08:10 Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho - Nie, nie, ten jest do kitu, weźmy ten. - w pracowni skanerów było gwarno i tłoczno jak na jarmarku. Aż rzadko kiedy tak tu było. No ale nic dziwnego. Jak w zeszłym tygodniu padł pomysł zrobienia własnych odznak, jak wczoraj na zebraniu HQ przyklepała ten projekt no to pojawił to można było przystąpić do jego realizacji. A zacząć go wypadało od projektu. On stanowił główną trudność bo automaty do obrabiania metalu i innych materiałów jakie mieli u siebie i lekcy i ciężcy mogły nadać mu dowolny kształt zgodnie z zaprogramowanym prokejtem. No a zaprojektowanie tej nowej odznaki spadło na speców od programowania czyli ludzi Lawa. A skanerzy zabrali się z werwą do pracy i pierwsze projekty pojawiły się już wczoraj wieczorem. No ale to dzisiaj trwała burza mózgów bo chyba każdy skaner miał swojego ulubieńca i chciał by właśnie ten model odznaki był tym którym będą legitymować się władze. Wyglądało na to, że mają za dużo projektów jak na ilość głosujących, nawet jak zaprzęgnięto Cole jako bezstronnego świadka i głosującego. Ale nawet wówczas wybór nie był prosty. Debiut X-COM “na dzielni” nie wyszedł chyba tak źle. Xcomowocy pokazali się na początku tygodnia w zdesperowanym tłumie, załagodzili nerwową sytuację obiecując dostawę w niedzielę. I w niedziele faktycznie tubylcy jak przyszli po swój towar to był i towar i xcomowcy. To chyba zaskoczyło wszystkich bo często wczoraj Law wiedział niedowierzanie i zaskoczenie na twarzach ludzi odbierających paczuszki i fiolki z medykamentami. Gdy już wracali od punktu wymiany szef chemików klepnął go w ramię. - A co ty jesteś taki na nie z tą naszą produkcją? My możemy robić także paracetamol, aspirynę, morfinę i inne takie. Kwestia produktów i receptury. Po prostu prawa rynku i prochy najlepiej schodzą. - wzruszył ramionami na znak, że mają taki a nie inny profil produkcji bo dają ludziom właśnie to czego ci potrzebują. Koniec końców wczoraj z Bailey’em rozstali się raczej w przyjaznej komitywie. Każdy z xcomowców dostał po paczce “dropsów”. Bo nawet jakby sam nie korzystał to na ulicy czy w “The Hood” mogły znaleźć chętnych nabywców. Bailey też był przy nadziei, że jak się wyjaśniła sprawa z tubylcami i nikt nie zamierzał już chyba szturmować ich drzwi z łomami i maczetami to było powinno być znów w porządku. Chociaż chyba sądząc po spojrzeniach chemików to pewnie trochę mniej się czuli gdy uzbrojeni jak żołnierze regularnej armii zbrojni X-COM odchodzili z ich laboratorium. No ale xcomowcy skończyli swoją służbę i musieli zająć się innymi zadaniami. - Ale ten też jest fajny. Zorro a tobie który się podoba? - Cole też nie bardzo mogła się zdecydować. A raczej jej głos niespecjalnie mógł przebić pulę na rzecz konkretnego projektu. Jak już go wybiorą to tłocznie w produkcyjnym będą mogły robić to prawie maszynowo. W godzinę pewnie by zrobiły cały ich kosz. No tylko właśnie pytanie “Które?”. I może dlatego Cole dla żartu zapytała swojego mechanicznego kota o zdanie. Zorro podniósł swój mechaniczny łeb na swoją panią a gdy ta wskazała mu ekran z modelami odznak przesunął spojrzenie jakby naprawdę oglądał te odznaki i zastanawiał się nad wyborem. Wtedy zadzwonił holo Lawa. Alvarez. - Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie dzwonię zbyt wcześnie. - jak na ojca chrzestnego podziemia w tym mieście zaczął rozmowę zaskakująco kurtuazyjnie. - Jadłeś już śniadanie? Zapraszam. Mam tutaj ustronne miejsce na zapleczu klubu. Będziemy mogli zjeść na spokojnie gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Powiedzmy o 9-ej? - przedstawił swoją propozycję spotkania za niecałą godzinę w “The Hood”.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-10-2020, 19:38 | #220 |
Reputacja: 1 | Biuro Wywiadu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |