Administrator | Dzień 10; wieczór; “Aurora”; mesa - Dla mnie szarlotka i kawa - zwrócił się do syntka informatyk. Po dłuższym pobycie na Archimedesie czuł potrzebę uzupełnienia kalorii. - Agnes, kiedy będziesz mieć wyniki badań tego… gluta? I pyłu…
- Zostawiłam fiolki w laboratorium dla Seth. Trzeba je przeanalizować dokładniej. Ja skanowałam kapsułę ratunkową no i w sumie niczego ciekawego tam nie było. Żadnych widocznych sygnałów. Żadnych podejrzanych okoliczności. Nadal chciałabym iść do centrum, niepotrzebnie to odwlekamy. - Nawigatorka przerwała rozglądanie się za czymś, na co miałaby smak, aby wygłosić swoją opinię.
Vicente przeniósł spojrzenie na Seth. Jednocześnie skomentował.
- Coś ich zaskoczyło. Mimo wszystko.
- Znalazłeś coś ciekawego w tych skrzynkach? - rzuciła Agnes, sięgając ostatecznie po jedną z najzwyczajniejszych kanapek.
- Po kolei - powiedział Tony, na moment przerywając jedzenie. - Vicente, trzeba się przeryć przez wszystkie informacje z czarnej skrzynki. Gdzieś musi paść nazwa Antaresa. Musimy się dowiedzieć, czy ta ewakuacja miała miejsce tutaj, czy też na Antaresa przysłano wyludnioną stację, której awaria nastapiła daleko stąd.
- Te je! - Sanchez przyłożył rękę do czoła w parodii salutu.
- Agnes, najpierw kapsuła - mówił dalej. - Zbadamy ją w czwórkę, ty, Alice, Ryan i ja. No i Chris w obwodzie. Potem ruszymy do centrum, chyba że Seth znajdą w tych próbkach jakieś niebezpieczne różności.
- Zeeva... - Tony przeniósł wzrok na kolejną członkinię załogi - czy jesteś w stanie stwierdzić, czy zniszczenia, jakich doznał Archimedes, są dziełem załogi, która wolała zniszczyć stację wraz z tym czymś, co ich zaatakowało? Jeśli to był atak, a nie jakaś dziwna awaria...
Alice – w przykrótkiej koszulce i szortach, za to w butach prawie do kolan- pochłaniała właśnie druga porcję szarlotki. Na słowa kapitana pokiwała głową, a potem dodała:
- Rekomenduję, żebyś nie szedł na pierwszy ogień.. To wbrew regulaminowi.
- Postaram się trzymać w drugiej linii - odparł Tony, nie mówiąc o tym, co sądzi o regulaminie, który nie przewidywał takich sytuacji.
- Hmmm… - skomentował Sanchez lecz ciężko było wyczytać czy to była aprobata, czy wręcz przeciwnie. Zaraz też wstał, nie doczekawszy się ani reakcji Seth, które siedzieli zamyśleni, ani szarlotki i kawy od Chris, która stanęła w pół drogi do ekspresu jak by się jej program decyzyjny zwiesił.
- Wszystko gra? - szepnął jej w ucho.
- Tak, myślałam, że ktoś jeszcze może coś będzie chciał. - blondynka pokiwała głową tłumacząc swoje zachowanie jako efekt wpływu czynnika ludzkiego. Po czym zrezygnowała widocznie z czekania na dalsze zamówienia bo podążyła za informatykiem do kuchni. Tam zaczęła szykować tą dolewkę kawy o jakiej wcześniej mówiła i resztę przekąsek na deser tej kończącej się kolacji. I wróciła do mesy z tacą pełną smakołyków parę chwil potem.
Dragos nie wcześniej włączył się do rozmowy, aż pieczołowicie wyczyścił talerz i opróżnił kubek, kryjąc za jego rantem skrzywienie na smak tego, co właśnie przełknął. Czy to była kwestia parszywego przebiegu dehibernacji, czy rzeczywiście w tym czasie i miejscu wszystko smakowało jak karton, nie chciał dociekać. W końcu jednak odsunął od siebie naczynia i osunąwszy się nieco na krześle, założył palce na brzuchu.
- To by było na tyle opierdalania - mruknął, spod oka zerkając na dłonie trzymające przekąski. - Mam dość bycia bezużytecznym. Tony - zwrócił się do kapitana. - Jeśli nie masz dla mnie innych zadań, mógłbym spróbować ogarnąć ten śmietnik przy co bardziej rozpieprzonych sekcjach Archimedesa. Oczyszczenie nam wejścia przez dziesiątkę skróciłoby czas dotarcia do innych części stacji i umożliwiło wejście z większą ilością sprzętu na raz.
- Masz rację co do dziesiątki - odparł Tony. - Sam o tym myślałem, ale... Stale się zastanawiam, czy nie uderzyć od razu na centrum.
- Nie widzę potrzeby rezygnować z którejkolwiek opcji. Wedle mojej najlepszej wiedzy, nieprędko się stąd wydostaniemy - uniesiona starą blizną brew Negru wbrew jego woli nadawała słowom ironiczny wydźwięk. - Mogę robić swoje nocą, kiedy nie będziecie potrzebowali Chris ani dropshipa. Jeśli na stacji jest coś, co zabija, dobrze mieć jak najwięcej dróg, którymi można spierdalać.
Kącik ust magazyniera drgnął w niezrealizowanej zapowiedzi uśmiechu. Mężczyzna wstał, skrzętnie ukrywając niejaką sztywność ruchów.
- Tak czy owak, jestem do dyspozycji. Tymczasem, jeśli nikt nic do mnie nie ma, skoczę ogarnąć maszyny.
- Obawiam się, że samotne wycieczki są sprzeczne z procedurami bezpieczeństwa. - Chris upiła grzecznościowy łyk ze swojego kubka i pozwoliła sobie na komentarz do pomysłu magazyniera. Przepisy rzeczywiście zalecały wszelkie prace, zwłaszcza poza pokładem własnej jednostki lub w obcym, niepewnym środowisku przynajmniej w duetach a najlepiej trójkach lub czwórkach.
- Mogę iść z nim. Przyda się ktoś kto obsługuje sondy. Pójdzie prędzej. - Jericho, zamyślony, pochylony nad stertą papierzysk, najpewniej danych załadunkowych i wyciągów z manifestu pokładowego mruknął w stronę Chris.
Alice uniesionym kciukiem wyraziła poparcie do słów Chris.
- Jasne. - Dragos wbił pięści w kieszenie bojówek i pojednawczo wzruszył ramionami. Te kilka lat pracy w przyzwoitych warunkach nie potrafiło do cna wyplenić z niego starych nawyków; zarówno w kopalniach na Anthos, jak i potem, gdzieś w świecie, BHP oznaczało raczej “Brud, Harówę i Przepicie”, niż jakikolwiek zbiór przepisów. Póki co, gestem wskazał jeszcze iż w razie potrzeby jest na nasłuchu komunikatora i opuścił mesę, kierując się ku magazynom.
Vicente odchylił się w krześle. Znad parującego kubką z kawą, który trzymał zamknięty w dłoniach obserwował odchodzącego Negru. Coś się zmieniło w układzie sił. Przesunął się akcent. Może spowodował to stary operator, który w końcu doszedł do siebie po latach hibernacji w żelu kriogenicznym? Siorbnął głośno. Kawa miała cierpki smak.
- Jest nas tylu - stwierdził Tony - że ze spokojem możemy stworzyć dwie, niezależnie od siebie działające grupy i zostawić kogoś na straży, na Aurorze.
- Na “Black Hawk” moglibyśmy się zmieścić wszyscy. Ale im więcej z nas poleci tym mniej sprzętu będziemy mogli zabrać. - Chris skinęła blond głową nie bardzo wiedząc o jakiej dużej liczbie pasażerów jest mowa na kolejną wycieczkę na stację. I na jak długo. A na razie dropship i pilota mieli tylko jeden zestaw.
Głowa Zeevy bezwiednie opadła na blat, uderzając w blaszany kubek z resztkami kawy. Kobieta obudziła się.
- Eee… - Zeeva starała się wychwycić ostatnie skierowane do niej pytanie Toniego.
- Nie kiedy ja jestem “tu” a zniszczenia“tam” - powiedziała kobieta wstając i ruszając w stronę dzbanka czarnego płynu, gdy takowy dopadła, napełniła kubek, wypiła duszkiem, po czym nalała sobie spokojniej kolejny. Wyciągnęła papierosa, odpaliła, zaciągnęła się i ziewnęła.
- Zobaczę to ci powiem.
Alice trąchnęła Zeevę w ramię.
- Nie śpij, bo cię ukradną – poradziła jej przyjacielsko. Potem wyjęła z jej palców papierosa i zaciągnęła się.
- Hmm. Tego potrzebowałam, dzięki.
Nachyliła się do kobiety i zapytała przyciszonym głosem: - Myślałam o tym, żeby wyhodować trochę zioła. Wchodzisz w to?
Zeeva była jedną z tych, którzy (gdy tylko przytomni) nigdy nie pozwalali zgasnąć “olimpijskiemu płomieniowi” toteż odpaliła kolejneg peta kiedy tylko jeden opuścił jej protetyczną dłoń.
- Nie hoduj “trochę”... - zauważyła zagorzała palaczka, poniekąd ukrywając twarz swoją jak i rozmówczyni za smolistą, nikotynową “mgłą wojny”.
- No właśnie – Alice wyraźne się ucieszyła i usiadła okrakiem na ławce, żeby lepiej widzieć Zeewę. – Wiedziałam, że do ciebie mogę uderzyć z tą sprawą… Mam kilka nasion – dosłownie kilka – wydaje się, że przetrwały hibernację w całkiem niezłym stanie. Ale nie mam dużego doświadczenia w hodowli. Nie chciałabym tego spieprzyć.
Zeeva uśmiechnęła się tak dziko, że aż zabłyszczał jeden z implantów gdzieś dalej na jej szczęce.
- To więcej niż ja, mój żywioł to ogień a nie ziemia, więc zdecydowanie lepiej idzie mi palenie niż sadzenie… - kobieta zogniskowała sylikonowe oczy na czającej się gdzieś jak predator syntce - poproś Chris, pewnie popuści płyn litowo jonowy ze szczęścia, że może ci w czymś pomóc a jak jej jeszcze opowiesz co ci się będzie śnić po przypaleniu to chyba jej się updejt przesunie…
- A śniło wam się coś? - blondynka popatrzyła z zaciekawieniem na obie koleżanki jakby temat automatycznie przykuł jej uwagę. Patrzyła na nie obie z życzliwym uśmiechem zerkając to na jedną to na drugą.
- Ciągle śnią mi się różne rzeczy – zapewniła Chris Alice. - Seks, z tobą, oczywiście, z Seth… ale też inne rzeczy . latanie np., bez statku i niczego. Był kiedyś taki facet, Zygmuś się nazywał, twierdził, że sny to projekcje naszej podświadomości. Boimy się coś nazwać wprost, więc o tym śnimy. Ale to głupie, nie? – mrugnęła do Chris. – Bo skoro tak by było, to bym nie śniła o tobie… No ale wiesz, Zygmuś był kompletnie zakręcony, wszystko mu się kojarzyło z seksem. - zaciągnęła się. – Taki papieros, na przykład. Palę, bo wg niego mam niezaspokojoną potrzebę oralną. Jeśli rozumiesz, co mówię . – znów mrugnęła do Chris. – Albo pręty uranowe… mają specyficzny kształt. Zresztą podobny do papierosa… Kiedy je ładujesz do środka czegoś to obrazuje to penetrację. Latanie to zresztą według niego też seks.
Znów się zaciągnęła.
- Ale, właśnie, Chris… - mam pomysł na … no projekt przyrodniczy. Zasadzimy moje ziarna, potem zbierzemy liście i zapalimy. Sny po nich będą takie, ze hej! Opowiem ci. Pomożesz mi z plantacją?
- Oczywiście. Z przyjemnością. - Chris wydawała się zafascynowana tym co i jak mówiła Alice. Słuchała tego jak jakaś mała dziewczynka morskich opowieści czy lotów międzygwiezdnych. Kiwała swoją blond główką i wydawało się, że inżynier pokładowa całkowicie kupiła jej uwagę tymi opowieściami o seksie i snach i to jeszcze z udziałem cichej blondynki.
- To musiałyby być sny erotyczne. I to ze mną? Ojej. - westchnęła z uznaniem gdy widocznie przeanalizowała sobie jakie to by były te sny o jakich wspomniała Alice. Zabrzmiało jakby ta kategoria snów była najrzadsza albo najcenniejsza przynajmniej w jej prywatnej punktacji.
Jericho omal nie zakrztusił się kawą, słysząc porównanie Alice o prętach reaktora i penetracji.
"Ciekawe jak nazwałaby wzrost mocy w reaktorze" pomyślał Jericho i jakoś tak mimowolnie zaczerwienił się.
- Chris, masz może jakieś oprogramowanie psychoanalityczne? Akurat sny to ostatnio mam słabe. Potrzebowałbym albo porządnej dawki leków, albo po prostu…pogadać na kozetce, czy co tam się robi? - zaproponował.
- Dzięki, kochana - Alice walnęła Chris w ramię. - Jutro to obgadamy.
Odwróciła się do Jericho : - Tantos - stwierdziła. - Popęd śmierci. Zygmuś sporo o tym pisze, lubię go sobie poczytać przed snem, to relaksujące.
Skrzywiła się.
- Ostatnio mniej.. Mam tak samo, od kiedy nas wpierdzieliło w to nie wiadomo gdzie. Tantos. Dlatego potrzebuje czegoś naturalnego na relaksację. Farmakologia to śmierć, zatruwa organizm. Co innego ekstrakty z ziół i roślin - zamachała papierosem.
- Obawiam się, że nie posiadam odpowiedniego przeszkolenia w zakresie psychoanalizy. Tylko jako pilot dropshipa i operator hibernatorów. - blondynka popatrzyła przepraszająco na Jericho by zaznaczyć gdzie kończy się jej specostwo. Widocznie z psychoanalizą nie miała wiele wspólnego.
- To mam jutro przyjść do ciebie? Bo chyba po śniadaniu to chyba będziemy znów lecieć na “Archimedesa” jak rozumiem. - pilot wydawała się ochotna spotkać się z Alice i dogadać szczegóły ale jednak zdawała sobie sprawę z planów jakie pojawiły się w ramach jutrzejszego grafiku. A ona jako pilot dropshipa była integralną częścią wszelkich planów odnośnie przelotów z jednej kosmicznej jednostki na drugą. Dlatego gdyby mieli tam lecieć to już Chris nie byłaby zbyt dyspozycyjna.
- Jutro wieczorkiem cię wyhaczę - zapewniła ją Alice - Bo na dziś mam już plany.
Jericho dopił kawę i skrzywił się, słysząc tłumaczenia kobiet. Właściwie jednej kobiety i jednego androida, więc teoretycznie chyba nie były to najlepsze rady jakie mógł dziś usłyszeć.
- Czytanie Freuda do poduchy? Chyba sobie daruję. Ekstrakty z ziół? Znaczy trawka? Daj znać jak będzie zioło. Z chęcią wymienię za jakieś ekstra porcje żywnościowe--mrugnął do Alice.
- Tymczasem chyba pójdę w staromodną terapię przez pracę i pomogę z sondami - wzruszył ramionami.
- Jestem tolerancyjny - powiedział Tony - ale jeżeli ktoś przyjdzie na służbę na haju, to przez tydzień będzie szorować pokłady. Bez pomocy automatów - dodał.
- To też dobra robota. Daje odpowiednią perspektywę. Czasem warto się wysilić - Jericho spokojnie popatrzył na Tony'ego i odstawił kubek.
- Jakby co, będziemy w magazynie - rzucił cicho wychodząc za Negru
Alice tylko przewróciła oczami a potem zaczęła szukać informacji na temat uprawy marihuany.
Wyszukanie informacji o hodowli krzaków specyficznej używki nie było takie trudne. W systemie było mnóstwo zdawałoby się całkowicie zbędnej wiedzy. Jak się wczytała w warunki hodowli to wyglądało na to, że chyba nie powinno to być niemożliwe. I najbardziej nadawałby się do tego ogród. Chociaż zapewne nie w tej chwili bo obecnie po spryskaniu pestycydami lepiej tam było nie wchodzić bez stroju ochronnego a wszelkie rośliny miały tam przekichane. Niemniej w dłużej perspektywie nie wydawało się to niemożliwe.
Zeeva w międzyczasie “doczęstowała się” kawą i usiadła z powrotem na miejscu. Picie i palenie wydawało się kobiecie w tej sytuacji jak najbardziej sensownym sposobem na spędzanie czasu… |