Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2020, 08:56   #69
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzień 10; wieczór; “Aurora”; mesa

- Dla mnie szarlotka i kawa - zwrócił się do syntka informatyk. Po dłuższym pobycie na Archimedesie czuł potrzebę uzupełnienia kalorii. - Agnes, kiedy będziesz mieć wyniki badań tego… gluta? I pyłu…

- Zostawiłam fiolki w laboratorium dla Seth. Trzeba je przeanalizować dokładniej. Ja skanowałam kapsułę ratunkową no i w sumie niczego ciekawego tam nie było. Żadnych widocznych sygnałów. Żadnych podejrzanych okoliczności. Nadal chciałabym iść do centrum, niepotrzebnie to odwlekamy. - Nawigatorka przerwała rozglądanie się za czymś, na co miałaby smak, aby wygłosić swoją opinię.

Vicente przeniósł spojrzenie na Seth. Jednocześnie skomentował.

- Coś ich zaskoczyło. Mimo wszystko.

- Znalazłeś coś ciekawego w tych skrzynkach? - rzuciła Agnes, sięgając ostatecznie po jedną z najzwyczajniejszych kanapek.

- Po kolei - powiedział Tony, na moment przerywając jedzenie. - Vicente, trzeba się przeryć przez wszystkie informacje z czarnej skrzynki. Gdzieś musi paść nazwa Antaresa. Musimy się dowiedzieć, czy ta ewakuacja miała miejsce tutaj, czy też na Antaresa przysłano wyludnioną stację, której awaria nastapiła daleko stąd.

- Te je! - Sanchez przyłożył rękę do czoła w parodii salutu.

- Agnes, najpierw kapsuła - mówił dalej. - Zbadamy ją w czwórkę, ty, Alice, Ryan i ja. No i Chris w obwodzie. Potem ruszymy do centrum, chyba że Seth znajdą w tych próbkach jakieś niebezpieczne różności.
- Zeeva... - Tony przeniósł wzrok na kolejną członkinię załogi - czy jesteś w stanie stwierdzić, czy zniszczenia, jakich doznał Archimedes, są dziełem załogi, która wolała zniszczyć stację wraz z tym czymś, co ich zaatakowało? Jeśli to był atak, a nie jakaś dziwna awaria...
Alice – w przykrótkiej koszulce i szortach, za to w butach prawie do kolan- pochłaniała właśnie druga porcję szarlotki. Na słowa kapitana pokiwała głową, a potem dodała:
- Rekomenduję, żebyś nie szedł na pierwszy ogień.. To wbrew regulaminowi.
- Postaram się trzymać w drugiej linii - odparł Tony, nie mówiąc o tym, co sądzi o regulaminie, który nie przewidywał takich sytuacji.
- Hmmm… - skomentował Sanchez lecz ciężko było wyczytać czy to była aprobata, czy wręcz przeciwnie. Zaraz też wstał, nie doczekawszy się ani reakcji Seth, które siedzieli zamyśleni, ani szarlotki i kawy od Chris, która stanęła w pół drogi do ekspresu jak by się jej program decyzyjny zwiesił.
- Wszystko gra? - szepnął jej w ucho.
- Tak, myślałam, że ktoś jeszcze może coś będzie chciał. - blondynka pokiwała głową tłumacząc swoje zachowanie jako efekt wpływu czynnika ludzkiego. Po czym zrezygnowała widocznie z czekania na dalsze zamówienia bo podążyła za informatykiem do kuchni. Tam zaczęła szykować tą dolewkę kawy o jakiej wcześniej mówiła i resztę przekąsek na deser tej kończącej się kolacji. I wróciła do mesy z tacą pełną smakołyków parę chwil potem.
Dragos nie wcześniej włączył się do rozmowy, aż pieczołowicie wyczyścił talerz i opróżnił kubek, kryjąc za jego rantem skrzywienie na smak tego, co właśnie przełknął. Czy to była kwestia parszywego przebiegu dehibernacji, czy rzeczywiście w tym czasie i miejscu wszystko smakowało jak karton, nie chciał dociekać. W końcu jednak odsunął od siebie naczynia i osunąwszy się nieco na krześle, założył palce na brzuchu.
- To by było na tyle opierdalania - mruknął, spod oka zerkając na dłonie trzymające przekąski. - Mam dość bycia bezużytecznym. Tony - zwrócił się do kapitana. - Jeśli nie masz dla mnie innych zadań, mógłbym spróbować ogarnąć ten śmietnik przy co bardziej rozpieprzonych sekcjach Archimedesa. Oczyszczenie nam wejścia przez dziesiątkę skróciłoby czas dotarcia do innych części stacji i umożliwiło wejście z większą ilością sprzętu na raz.
- Masz rację co do dziesiątki - odparł Tony. - Sam o tym myślałem, ale... Stale się zastanawiam, czy nie uderzyć od razu na centrum.
- Nie widzę potrzeby rezygnować z którejkolwiek opcji. Wedle mojej najlepszej wiedzy, nieprędko się stąd wydostaniemy - uniesiona starą blizną brew Negru wbrew jego woli nadawała słowom ironiczny wydźwięk. - Mogę robić swoje nocą, kiedy nie będziecie potrzebowali Chris ani dropshipa. Jeśli na stacji jest coś, co zabija, dobrze mieć jak najwięcej dróg, którymi można spierdalać.
Kącik ust magazyniera drgnął w niezrealizowanej zapowiedzi uśmiechu. Mężczyzna wstał, skrzętnie ukrywając niejaką sztywność ruchów.
- Tak czy owak, jestem do dyspozycji. Tymczasem, jeśli nikt nic do mnie nie ma, skoczę ogarnąć maszyny.

- Obawiam się, że samotne wycieczki są sprzeczne z procedurami bezpieczeństwa. - Chris upiła grzecznościowy łyk ze swojego kubka i pozwoliła sobie na komentarz do pomysłu magazyniera. Przepisy rzeczywiście zalecały wszelkie prace, zwłaszcza poza pokładem własnej jednostki lub w obcym, niepewnym środowisku przynajmniej w duetach a najlepiej trójkach lub czwórkach.
- Mogę iść z nim. Przyda się ktoś kto obsługuje sondy. Pójdzie prędzej. - Jericho, zamyślony, pochylony nad stertą papierzysk, najpewniej danych załadunkowych i wyciągów z manifestu pokładowego mruknął w stronę Chris.
Alice uniesionym kciukiem wyraziła poparcie do słów Chris.

- Jasne. - Dragos wbił pięści w kieszenie bojówek i pojednawczo wzruszył ramionami. Te kilka lat pracy w przyzwoitych warunkach nie potrafiło do cna wyplenić z niego starych nawyków; zarówno w kopalniach na Anthos, jak i potem, gdzieś w świecie, BHP oznaczało raczej “Brud, Harówę i Przepicie”, niż jakikolwiek zbiór przepisów. Póki co, gestem wskazał jeszcze iż w razie potrzeby jest na nasłuchu komunikatora i opuścił mesę, kierując się ku magazynom.

Vicente odchylił się w krześle. Znad parującego kubką z kawą, który trzymał zamknięty w dłoniach obserwował odchodzącego Negru. Coś się zmieniło w układzie sił. Przesunął się akcent. Może spowodował to stary operator, który w końcu doszedł do siebie po latach hibernacji w żelu kriogenicznym? Siorbnął głośno. Kawa miała cierpki smak.

- Jest nas tylu - stwierdził Tony - że ze spokojem możemy stworzyć dwie, niezależnie od siebie działające grupy i zostawić kogoś na straży, na Aurorze.

- Na “Black Hawk” moglibyśmy się zmieścić wszyscy. Ale im więcej z nas poleci tym mniej sprzętu będziemy mogli zabrać. - Chris skinęła blond głową nie bardzo wiedząc o jakiej dużej liczbie pasażerów jest mowa na kolejną wycieczkę na stację. I na jak długo. A na razie dropship i pilota mieli tylko jeden zestaw.

Głowa Zeevy bezwiednie opadła na blat, uderzając w blaszany kubek z resztkami kawy. Kobieta obudziła się.
- Eee… - Zeeva starała się wychwycić ostatnie skierowane do niej pytanie Toniego.
- Nie kiedy ja jestem “tu” a zniszczenia“tam” - powiedziała kobieta wstając i ruszając w stronę dzbanka czarnego płynu, gdy takowy dopadła, napełniła kubek, wypiła duszkiem, po czym nalała sobie spokojniej kolejny. Wyciągnęła papierosa, odpaliła, zaciągnęła się i ziewnęła.
- Zobaczę to ci powiem.
Alice trąchnęła Zeevę w ramię.
- Nie śpij, bo cię ukradną – poradziła jej przyjacielsko. Potem wyjęła z jej palców papierosa i zaciągnęła się.
- Hmm. Tego potrzebowałam, dzięki.
Nachyliła się do kobiety i zapytała przyciszonym głosem: - Myślałam o tym, żeby wyhodować trochę zioła. Wchodzisz w to?
Zeeva była jedną z tych, którzy (gdy tylko przytomni) nigdy nie pozwalali zgasnąć “olimpijskiemu płomieniowi” toteż odpaliła kolejneg peta kiedy tylko jeden opuścił jej protetyczną dłoń.
- Nie hoduj “trochę”... - zauważyła zagorzała palaczka, poniekąd ukrywając twarz swoją jak i rozmówczyni za smolistą, nikotynową “mgłą wojny”.
- No właśnie – Alice wyraźne się ucieszyła i usiadła okrakiem na ławce, żeby lepiej widzieć Zeewę. – Wiedziałam, że do ciebie mogę uderzyć z tą sprawą… Mam kilka nasion – dosłownie kilka – wydaje się, że przetrwały hibernację w całkiem niezłym stanie. Ale nie mam dużego doświadczenia w hodowli. Nie chciałabym tego spieprzyć.
Zeeva uśmiechnęła się tak dziko, że aż zabłyszczał jeden z implantów gdzieś dalej na jej szczęce.
- To więcej niż ja, mój żywioł to ogień a nie ziemia, więc zdecydowanie lepiej idzie mi palenie niż sadzenie… - kobieta zogniskowała sylikonowe oczy na czającej się gdzieś jak predator syntce - poproś Chris, pewnie popuści płyn litowo jonowy ze szczęścia, że może ci w czymś pomóc a jak jej jeszcze opowiesz co ci się będzie śnić po przypaleniu to chyba jej się updejt przesunie…
- A śniło wam się coś? - blondynka popatrzyła z zaciekawieniem na obie koleżanki jakby temat automatycznie przykuł jej uwagę. Patrzyła na nie obie z życzliwym uśmiechem zerkając to na jedną to na drugą.
- Ciągle śnią mi się różne rzeczy – zapewniła Chris Alice. - Seks, z tobą, oczywiście, z Seth… ale też inne rzeczy . latanie np., bez statku i niczego. Był kiedyś taki facet, Zygmuś się nazywał, twierdził, że sny to projekcje naszej podświadomości. Boimy się coś nazwać wprost, więc o tym śnimy. Ale to głupie, nie? – mrugnęła do Chris. – Bo skoro tak by było, to bym nie śniła o tobie… No ale wiesz, Zygmuś był kompletnie zakręcony, wszystko mu się kojarzyło z seksem. - zaciągnęła się. – Taki papieros, na przykład. Palę, bo wg niego mam niezaspokojoną potrzebę oralną. Jeśli rozumiesz, co mówię . – znów mrugnęła do Chris. – Albo pręty uranowe… mają specyficzny kształt. Zresztą podobny do papierosa… Kiedy je ładujesz do środka czegoś to obrazuje to penetrację. Latanie to zresztą według niego też seks.
Znów się zaciągnęła.
- Ale, właśnie, Chris… - mam pomysł na … no projekt przyrodniczy. Zasadzimy moje ziarna, potem zbierzemy liście i zapalimy. Sny po nich będą takie, ze hej! Opowiem ci. Pomożesz mi z plantacją?

- Oczywiście. Z przyjemnością. - Chris wydawała się zafascynowana tym co i jak mówiła Alice. Słuchała tego jak jakaś mała dziewczynka morskich opowieści czy lotów międzygwiezdnych. Kiwała swoją blond główką i wydawało się, że inżynier pokładowa całkowicie kupiła jej uwagę tymi opowieściami o seksie i snach i to jeszcze z udziałem cichej blondynki.

- To musiałyby być sny erotyczne. I to ze mną? Ojej. - westchnęła z uznaniem gdy widocznie przeanalizowała sobie jakie to by były te sny o jakich wspomniała Alice. Zabrzmiało jakby ta kategoria snów była najrzadsza albo najcenniejsza przynajmniej w jej prywatnej punktacji.
Jericho omal nie zakrztusił się kawą, słysząc porównanie Alice o prętach reaktora i penetracji.
"Ciekawe jak nazwałaby wzrost mocy w reaktorze" pomyślał Jericho i jakoś tak mimowolnie zaczerwienił się.
- Chris, masz może jakieś oprogramowanie psychoanalityczne? Akurat sny to ostatnio mam słabe. Potrzebowałbym albo porządnej dawki leków, albo po prostu…pogadać na kozetce, czy co tam się robi? - zaproponował.
- Dzięki, kochana - Alice walnęła Chris w ramię. - Jutro to obgadamy.
Odwróciła się do Jericho : - Tantos - stwierdziła. - Popęd śmierci. Zygmuś sporo o tym pisze, lubię go sobie poczytać przed snem, to relaksujące.
Skrzywiła się.
- Ostatnio mniej.. Mam tak samo, od kiedy nas wpierdzieliło w to nie wiadomo gdzie. Tantos. Dlatego potrzebuje czegoś naturalnego na relaksację. Farmakologia to śmierć, zatruwa organizm. Co innego ekstrakty z ziół i roślin - zamachała papierosem.

- Obawiam się, że nie posiadam odpowiedniego przeszkolenia w zakresie psychoanalizy. Tylko jako pilot dropshipa i operator hibernatorów. - blondynka popatrzyła przepraszająco na Jericho by zaznaczyć gdzie kończy się jej specostwo. Widocznie z psychoanalizą nie miała wiele wspólnego.

- To mam jutro przyjść do ciebie? Bo chyba po śniadaniu to chyba będziemy znów lecieć na “Archimedesa” jak rozumiem. - pilot wydawała się ochotna spotkać się z Alice i dogadać szczegóły ale jednak zdawała sobie sprawę z planów jakie pojawiły się w ramach jutrzejszego grafiku. A ona jako pilot dropshipa była integralną częścią wszelkich planów odnośnie przelotów z jednej kosmicznej jednostki na drugą. Dlatego gdyby mieli tam lecieć to już Chris nie byłaby zbyt dyspozycyjna.
- Jutro wieczorkiem cię wyhaczę - zapewniła ją Alice - Bo na dziś mam już plany.
Jericho dopił kawę i skrzywił się, słysząc tłumaczenia kobiet. Właściwie jednej kobiety i jednego androida, więc teoretycznie chyba nie były to najlepsze rady jakie mógł dziś usłyszeć.
- Czytanie Freuda do poduchy? Chyba sobie daruję. Ekstrakty z ziół? Znaczy trawka? Daj znać jak będzie zioło. Z chęcią wymienię za jakieś ekstra porcje żywnościowe--mrugnął do Alice.
- Tymczasem chyba pójdę w staromodną terapię przez pracę i pomogę z sondami - wzruszył ramionami.
- Jestem tolerancyjny - powiedział Tony - ale jeżeli ktoś przyjdzie na służbę na haju, to przez tydzień będzie szorować pokłady. Bez pomocy automatów - dodał.

- To też dobra robota. Daje odpowiednią perspektywę. Czasem warto się wysilić - Jericho spokojnie popatrzył na Tony'ego i odstawił kubek.
- Jakby co, będziemy w magazynie - rzucił cicho wychodząc za Negru

Alice tylko przewróciła oczami a potem zaczęła szukać informacji na temat uprawy marihuany.

Wyszukanie informacji o hodowli krzaków specyficznej używki nie było takie trudne. W systemie było mnóstwo zdawałoby się całkowicie zbędnej wiedzy. Jak się wczytała w warunki hodowli to wyglądało na to, że chyba nie powinno to być niemożliwe. I najbardziej nadawałby się do tego ogród. Chociaż zapewne nie w tej chwili bo obecnie po spryskaniu pestycydami lepiej tam było nie wchodzić bez stroju ochronnego a wszelkie rośliny miały tam przekichane. Niemniej w dłużej perspektywie nie wydawało się to niemożliwe.

Zeeva w międzyczasie “doczęstowała się” kawą i usiadła z powrotem na miejscu. Picie i palenie wydawało się kobiecie w tej sytuacji jak najbardziej sensownym sposobem na spędzanie czasu…
 
Kerm jest offline