Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2007, 01:05   #337
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
*Light Side* Kayla Knylenn

Podeszłą kilka kroków i delikatnie dotknęła dłoni Jawy, od po to by sprawdzić czy jest ciepła, czy tkanka jest sprężysta. Cichy syk z jakim skóra rozpadła się jej pod palcami pozbawił ją jakichkolwiek złudzeń. Westchnęła kręcąc głową.

- A miałam nadzieje, że chociaż ty się nie dałeś. Może wielkiego pożytku z ciebie nie było ale jakbyś mnie znowu wnerwił może jakoś bym się obudziła z tego otępienia. – szepnęła popadając w coraz większą rezygnację. – Zaraz przyniosę ci kolegę, razem będzie wam raźniej.

Opuściła pokój nie pozwalając sobie by dotarło do niej jak bezsensowne jest mówienie do zmumifikowanych zwłok. Wróciła do kokpitu, Lili już nie było, wzięła się pewnie do roboty i Kayla z całego serca życzyła jej powodzenia. Spojrzała na pozostałości pilota. Jeśli miała tu urzędować nie mogła chodzić po ludzkich zwłokach. Dalila uprzednio zakryła szczątki kurtką, cóż mogło się nadać jak wszystko inne. Ostrożnie rozłożyła materiał na podłodze po czym tak delikatnie jak tylko była w stanie i z odpowiednią czcią należną szczątkom istoty rozumnej przenosiła na niego kolejne kości pilota. Zmumifikowane zwłoki były niezwykle kruche mimo to przy odpowiedniej koncentracji i poprzez zamiecenie pomniejszych resztek na kurtkę, jakoś się jej udało uprzątnąć ciało. Wciąż ostrożnie i z czcią przeniosła szczątki doczesne Jakoba McClusky do kajuty Jawy. Gdzieś trzeba było urządzić trupiarnię, a to miejsce było dobre jak każde inne. Ukorzyła zawiniątko na ziemi po czym nakryła je kapeluszem.

Jeszcze raz spojrzała na obie pary zwłok po czym zamknęła oczy i zaczęła cicho odmawiać modlitwę. Jeśli uda się wylądować pochowają obu jak należy, teraz jednak tylko tyle mogła zrobić. Wychowano ją w szacunku dla wszelkiego życia a teraz czuła dławiącą potrzebę by ten szacunek okazać. Smutkiem napełniało ją to jak niewiele zrobić mogła. A tego właśnie najbardziej nienawidziła, nie móc nic zrobić.

Jakob McClusky, pilot który dał się poznać z dość irytującej strony, mimo to nie jawił się jej jako zła istota. Niewiele wiedziała o tym kim był, jakie okoliczności uczyniły z niego takiego a nie innego człowieka. Być może miał w sobie wiele do odkrycia jako osoba. Cóż teraz na pewno się tego nie dowie. Z pewnością zasługiwał na lepszy los. Amman, wciąż jeszcze słyszała jego "Widzę że podróż będzie bardzo interesującym doświadczeniem " Cóż, chętnie by to pewnie odwołał. Swoimi czynami i słowami wzbudzał jej irytację i zagubienie, tak jak wielu mistrzów których poznała. Jednocześnie przez chwile przypomniał jej czym jest spokój, coś co od dawna dla niej nie istniało. Zachowywał się jak Mistrz Jedi jednocześnie twierdząc, że nim nie jest. Ale tego też miała się już nigdy nie dowiedzieć. Życie i śmierć zawsze łączyły się ze sobą w nierozerwalnym cyklu. Wiedziała o tym aż za dobrze, tak uczono ją od dzieciństwa, nie po raz pierwszy modliła się nad zwłokami towarzyszy. Im młodszy zmarły, im bliższy sercu i im bardziej tragiczna śmierć tym trudniej było się z nią pogodzić. Smutek, to jedno uczucie opanowało ją bez reszty gdy kończyła modlitwę. Kilka słów, trochę myśli, parę łez spływających po policzkach, nic więcej nie mogła dać martwym. Otarła oczy wierzchem dłoni.

- Nie ma śmierci, jest Moc. – szepnęła jeszcze nim zamknęła drzwiczki kajuty. Potem przypomniała sobie o Ganku. Stworzenie też najpewniej nie żyło, jemu też winna była modlitwę. Idąc do maszynowni zabrała prześcieradło ze swojej kajuty, już zataskanie pilota było wyczynem, Ganek był po części metalowy więc mógł stanowić większe wyzwanie. Jeśli nie będzie przeszkadzał Lili po prostu przykryje się go prześcieradłem. Gdy stanęła w drzwiach maszynowni dopadła ją natrętna myśl. Czy po tym jak zginą tutaj za cztery godziny ktoś pomodli się nad tym co z nich zostało?
 
Lirymoor jest offline