Potężna bestia jakiej czarnowłosy nigdy wcześniej nie widział przerastała swych bardziej pospolitych kuzynów z Gór Mglistych. Rozsmakowana w chłeptanej w bezgwiezdne noce krwi, sprawiała upiorne wrażenie w sercu Dunlendinga, który wiedział przecież, że musi poznać każde oblicze swych wrogów, jeśli ma wrócić do domu. To oblicze tchnęło zimną złośliwością i bestialstwem. Rzuciwszy toporem wrknął gniewnie by dodać sobie odwagi i postawił na zaszczucie przeciwnika. Troll był co prawda u siebie. Ale nie często stawał na przeciw tylu ludzi gotowych z nim walczyć. I Rogacz chciał rozdmuchać tę iskrę niepewności jaka z pewnością musiała tlić się bestii. Niczym harcownik więc doskakiwał i pozorował uderzenia. Prowokował i odwracał uwagę od jadowitych ukąszeń jakie zadawała trollowi broń sojuszników. Śmigały strzały, uderzały włócznie, a wściekłość broczącej krwią bestii ukierunkowna była na niego. Niego, który wbrew temu co troll mógł przypuszczać, też miał w sercu gniew. Też umiał nienawidzić tak nieprzeracie i bezwarunkowo jak potrafią ci co zapomnieli o sumieniu. I sięgając do tej nienawiści wiedział gdzie uderzy troll. I w porę unikał jego ciosów. Dopiero wstrząsający ścianami jaru ryk jaki wydała z siebie bestia, sprawił, że Cadoc zastanowił się raz jeszcze nad swoim położeniem i tym, czy zdaje sobie sprawę jak blisko o śmierć się ociera. Nie wpuścił lęku do serca. Lęk sam znalazł do niego drogę. A troll wykorzystawszy to złapał mężczyznę w potężne łapska. Błysnęła włócznia Rohirrimska. W słabiźnie pod ramieniem bestii głęboko utkwiła strzała o obco wyglądającej lotce. Tym razem ryk był pełen bólu i Dunlandczyk wyrwał się ze stalowych kleszczy. Na wpół ślepo, uderzył toporem czując jak broń dosięga celu. Ludzie krzyczeli, bestia ryczała.
Aż w końcu jęknęła głupawo wpatrzona w swoje wylewające się z rozwartego włócznią brzuszyska, miękkie wątpia. Huk z jakim padła na ziemię zadrżał ścianami jaru po raz ostatni.
Ludzie podchodzili do niej powoli i bez radosnych okrzyków. Jakby w niedowierzaniu i niepewności co do zwycięstwa. Albo żalu po straconym towarzyszu.
Rogacz stanął obok Eiliandis równie co reszta zaklęty martwym już złem, które takie żniwo zebrało w górach.
- Najchętniej pogrzebałbym truchło w grocie - powiedział do niej i Imhara, który pogratulowawszy Rhunemu też do nich podszedł - Ale nie wiem, czy zdołamy zawalić wejście. Inaczej trzeba by je spalić.