Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2020, 21:03   #116
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rozważenie kwestii drapieżnych ptaków trwało w umyśle kaprala Evansona około 2 sekundy. Tyle bowiem zajęło mu przypomnienie sobie jednej z misji na Daraji gdzie rzeczywiście mieli nielada utrapienie z włóknodziobami i trzeba było zużyć masę amunicji nim lokalny planetolog pokazał im jak sobie radzić z agresywną fauną. Daraji było jednak zupełnie inne niż Summit. Nie był to lesisty świat o umiarkowanym klimacie, przyjemnych warunkach pogodowych i grawitacji nieco poniżej ziemskiej. Nie. Daraji było bagnistą planetą gdzie temperatury tylko w nocy bywały znośne, wilgotność powietrza oscylowała wokół 100 %, a grawitacja ciążyła ziemskim 1,15. Daraji było chujowym zadupiem świata. Tutaj więc na tym dachu, za tym elektrycznym płotem były wczasy. Toteż kapral Evanson upewniwszy się, że widoczność jest dobra, a elektryczny płot brzęczy jak należy, rozłożył się na przyniesionym tu przez kolonistów foteliku z wygodnym oparciem i z błogim uśmiechem rozluźnił się.
- Jesteś marudny jak baba Kovalski - odparł Evanson ustawiając sobie obrotowy fotelik w kierunku kolonii i wykonując kontrolny obrót - Jak cię tak swędzi to w porządku. Mam dach na oku. Tylko Tracker zostaw.
- Taaa jasne, i do niej podlezę i "hej mała cho na bzykanko" i ona poleci nie? - Zarechotał Kovalski i spojrzał na zegarek - Zostało 25 minut do transportu… wątpię bym ją zbajerował w 5…
Kapral Evanson zastanawiał się przez chwilę, czy podobnie nie wyglądają rozmowy ojca z synem.
- A ty chcesz ją puknąć, czy się oświadczyć? Pani doktor nie wygląda jakby miała spłonić jagody. Wręcz przeciwnie. Na oko w tym granacie tkwiło już wieeleee zawleczek. Najwyżej cię zjebie chłopie. Nie ona pierwsza. Mam ci ja pójść i zapytać?
- Ta, jasne i… - Zaczął Kovalski, gdy nagle MT ożył głośnym "piiing". Obaj Marines sprężyli się momentalnie, po czym skończyło się obijanie. Za broń, do osłony, a lufy w kierunku drzew.
- Jeden sygnał, średni. Ledwie na skraju zasięgu, 60m. Godzina pierwsza - Meldował John, wysilając wzrok, by coś ujrzeć głęboko między drzewami. Cokolwiek to było, było przynajmniej z 10 metrów w lesie…
- Jest w ruchu? - zapytał Evanson przyglądając się linii drzew z pomocą prostego układu celowniczego smartguna, który był wyczulony na ruch.
- Stoi. Normalnie kurwa się zatrzymał - Syknął kumpel Arca.
- Panie poruczniku… Mamy kontakt. Godzina pierwsza. 10 metrów w głębi lasu. Pojedynczy sygnał. Zatrzymał się. - Evanson zakomunikował przez interkom - To może być zwierzę… Mamy sprawdzić?
- Jaja sobie robisz? Siedzieć na tyłku, broń w pogotowiu i monitorować sytuację. Jeśli to zwierzę to sobie pójdzie… jeśli alien, to cóż… pewnie nie jest sam. I zaraz możemy mieć tu na głowie całą hordę. Przygotować się do odparcia ataku i zachować czujność.- odpowiedział stanowczo Hawkes.
- Może to faktycznie jakiś cholerny zwierzak? - Powiedział Kovalski, obserwując nadal uważnie las.
Kapral Evanson westchnął wysłuchawszy dowódcy. Za stary się chyba robił na Korpus i nowych pistoletów.
-' Może. Chuj wie co się tu po lasach kręci. Ale mamy tych cywilów utrzymać przy życiu przez kilka pieprzonych kwadransów i wolałbym tego nie zjebać.
Po czym znów przeszedł na ogólny kanał.
- To pewnie zwierzę. Ale to może być też android panie poruczniku. Taki jak w reaktorze. Mógłby ostrzelać Cheyenna i narazić ewakuację… Proszę o pozwolenie na sprawdzenie.
- I co pan niby planuje? Wyjść i go poszukać? Może od razu namaluje pan sobie tarczę na plecach? Jeśli to android uzbrojony w broń palną, to tym bardziej nie ma sensu pchać mu się na celownik.- odpowiedź porucznika była chłodna i ironiczna. - Przyczaić się i obserwować sygnał. Jeśli się przybliży i wejdzie wam pod celownik… ostrzelać. Ale jeśli nie… to zostawić w spokoju. Nie przybyliśmy tu na polowanie.
- Słyszałeś Arc? Masz się przyczajać i obserwować - Beknął Kovalski.
- Taaa jest, panie poruczniku - odparł Evanson i wyłączywszy radio mruknął pod nosem do Kovalskiego - Słyszałem John… harcerzyk kurwa jeden…
Przez chwilę mierzył jeszcze do linii drzew gdzie był ostatni odczyt ruchu wyraźnie się nad czymś zastanawiając. To cholera prawie napewno był zwierzak. I Evanson gotów był w to uwierzyć. Ale fakt, że ci ludzie przeżyli tutaj sami 7 dni, a mogli zginąć w przeciągu kolejnych 30 minut przez głupie niedopatrzenie zwyczajnie nie dawał mu spokoju. Cóż. Jebać karierę.
- Osłaniaj mnie i melduj o ruchach sygnału - powiedział do Kovalskiego.
- Ocipiałeś? Chyba nie…
- Porucznik kazał się przyczaić i obserwować. Ty obserwuj. Ja idę się przyczaić. Na tym dachu nie ma za czym się przyczaić.

Kovalski wcale nie musiał być długoletnim kumplem Evansona by wiedzieć, że ten zamierza podejść do ogrodzenia. A jeśli to nic nie da to zapewne i za płot.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline