Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2020, 21:15   #117
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- I to nas różni panie Trudeau. mogę się założyć, że w podobnych okolicznościach nie zapakowałby pan swojego żadnego dupska do pierwszego, lepszego statku, przerywając tym samym urlop i nie przyleciałby pan na zainfekowaną ksenomorfami kolonię by samu dopilnować ewakuacji personelu. A teraz proszę zamknąć jadaczkę i pomóc żonie w dostawie się do transportowca. No chyba, że ważniejsze od jej zdrowia i życia jest bezsensowne mielenie ozorem? - Odezwała się dyrektor da Silva. Po czym ruszała dalej by sprawdzić jak się mają inni.
- Agnes, znajdź doktor Chezas.

Młody magazynier stał, gdzie stał, wpatrując się w plecy da Silvy, która kompletnie go zignorowała… i nie bardzo wiedział chyba, co powiedzieć lub zrobić. Za to Trudeau bynajmniej nie "zatkało".
- Jakoś żołnierze nic nie mówią już natychmiast o ewakuacji? Nie padło ani słowo, o tym by powstać i opuścić budynek? Więc jeśli ktoś tu mieli bez sensu ozorem, to raczej nie ja… - Powiedział Architekt, a Salas pod ścianą uśmiechnął się pod nosem.

W tym czasie Agnes skorzystała z intercomu na ścianie i wywołała Chezas. Po chwili okazało się, że ta jest w swojej kwaterze mieszkalnej, i pytała oczywiście, o co chodzi.
- Godzina panie Trudeau. To miała przekazać wam doktor Chazes. Widzę, że nie zrobiłam tego. Ale teraz już pan wie. - powiedziała Veronica zatrzymując się na chwilę i spoglądając na czarnoskórego mężczyznę po czym przeniósła wzrok na młodego mężczyznę.
- dopóki pobożne życzenia pańskiego kolegi nie spełnią się, to tak.
Veronica raz jeszcze omiotła spojrzeniem ludzi, którzy byli w piwnicy.
- Godzina proszę państwa. Nie więcej. Proszę zabrać najpotrzebniejsze rzeczy - da Silva kiwnęła głową na Agnes żeby ta poszła za nią do biura Erici… gdzie obie nikogo nie zastały. Agnes spojrzała na Veronicę.
- Po co tu przyszłyśmy? - Spytała androidka.
- Ponieważ to spokojne miejsce i można sprawdzić kilka rzeczy - powiedziała Veronica rozsiadając się przed komputerem.
- Dobrze. Będę pilnować - Jak Agnes powiedziała, tak zrobiła, zastygając bez ruchu o dwa kroki od Veronici. A sama da Silva rozpoczęła sprawdzanie paru rzeczy… i po chwili okazało się, iż faktycznie, Chezas mówiła prawdę. W jednym z folderów wyjściowych, wciąż znajdowało się owe feralne polecenie, rozpoczęcia kopania nowego tunelu. Co jednak dziwne, jako odbiorca był zaznaczony jedynie kierownik kopalni. Reszty zarządu o tej decyzji nie poinformowano…
Idąc dalej tym tropem Veronica sprawdziła pocztę pod kątem wiadomości dotyczących rozwoju sytuacji w kolonii. Kto i kiedy poinformował Korpus o problemie. Po chwili okazało się, iż sygnał pomocy wysłano z… Centrum Dowodzenia kolonii. Mógł go więc nadać każdy. A miało to miejsce 7 dni temu, a więc (jeśli owe dni się zgadzały), w ostatni, nim w "Azura Station" zapanował horror.
Pani dyrektor sprawdziła również pocztę Chezas. Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza. Niestety te próby spełzły na niczym. Po całym zamieszaniu zleci się taką kontrolę.
- Idziemy do mieszkania pani doktor - zarządziła Veronica.

W pewnym momencie, na pierwszym piętrze, doszło do nieco dziwnego spotkania w holu. Z biur wyszła da Silva wraz z androidką, po schodach wszedł właśnie z parteru JJ, a jedną ze stref mieszkalnych opuścił Sing z "Płonącą" Sanders.

Wszyscy spojrzeli jakoś tak po sobie…

Billy spojrzał na JJ.
- Sprawdzisz tamtą strefę? - spytał, wskazując głową drzwi. - My sprawdzimy ostatnią - dodał.

Veronica zignorowała żołnierzy. Zdążyła już się przyzwyczaić do ich bezcelowego kręcenia się po różnych obiektach i ignorowania przez nich rzeczy ważnych.
JJ spojrzał na snajpera jakoś tak dziwnie. Fajnie, że Marines sprawdzali czy było bezpiecznie, bo ludzie da Silvy niejednokrotnie pokazali, że raczej z dobrą organizacją wiele wspólnego nie mieli. Dzieci z miotaczami ognia i takie tam pierdeloty. Jacob z przyjemnością ruszył w kierunku jednej ze stref mieszkalnych jednak bardziej aby pogadać z kolejnym z tubylców niż “sprawdzić sektor”. W labach nie było obcych, a zatem na szczęście organizacja przybytku Chezas nie została zweryfikowana. Jones miał do napisania ważny raport dlatego ruszył w swoją stronę po krótkim kiwnięciu dwójce żołnierzy głową. Przy okazji mógł zerknąć to tu to tam, ale Xeno nijak było tam szukać.

- Zajrzyj w każdy kąt - rzucił za nim Billy. - Tego nam brakuje, by kolejna małolata zabawiła się w chowanego i tu została, gdy wszyscy odlecą.

A po chwili w komunikatorach rozbrzmiał głos Evansona, siedzącego na dachu. Meldował jakiś kontakt między drzewami porucznikowi!
I otrzymał odpowiedź… wyraźną dla wszystkich. Siedzieć na miejscu i przygotować się na ewentualny atak.
- Stąd raczej nie zobaczymy ewentualnych napastników - powiedział Billy, ruszając w stronę schodów. - Nicky, tam się bardziej przydasz, niż tu.
- Tam, czyli gdzie? Mam iść z JJ?
- Na dachu bardziej się przydasz
- doprecyzował Billy.

JJ zakasał swój chirurgiczny rękaw, w którym spokojnie spoczywała jego pięknie powykręcana niby rączka. Mężczyzna postanowił sprawdzić przydzielony mu sektor z ciekawości. Był ciekaw czy kogoś ciekawego uda mu się spotkać. Kontakt na zewnątrz to pewnie nie były Xeno. Kreatury raczej nie zbliżały się ze względu na świństwo w leśnej glebie. No chyba, że gnidy znalazły sposób na obejście bariery… To byłby pech. Akurat kiedy żołnierze mieli chwilę spokoju…
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 12-10-2020 o 21:23.
Efcia jest offline