- I to nas różni panie Trudeau. mogę się założyć, że w podobnych okolicznościach nie zapakowałby pan swojego żadnego dupska do pierwszego, lepszego statku, przerywając tym samym urlop i nie przyleciałby pan na zainfekowaną ksenomorfami kolonię by samu dopilnować ewakuacji personelu. A teraz proszę zamknąć jadaczkę i pomóc żonie w dostawie się do transportowca. No chyba, że ważniejsze od jej zdrowia i życia jest bezsensowne mielenie ozorem? - Odezwała się dyrektor da Silva. Po czym ruszała dalej by sprawdzić jak się mają inni.
- Agnes, znajdź doktor Chezas.
Młody magazynier stał, gdzie stał, wpatrując się w plecy da Silvy, która kompletnie go zignorowała… i nie bardzo wiedział chyba, co powiedzieć lub zrobić. Za to Trudeau bynajmniej nie "zatkało".
- Jakoś żołnierze nic nie mówią już natychmiast o ewakuacji? Nie padło ani słowo, o tym by powstać i opuścić budynek? Więc jeśli ktoś tu mieli bez sensu ozorem, to raczej nie ja… - Powiedział Architekt, a Salas pod ścianą uśmiechnął się pod nosem.
W tym czasie Agnes skorzystała z intercomu na ścianie i wywołała Chezas. Po chwili okazało się, że ta jest w swojej kwaterze mieszkalnej, i pytała oczywiście, o co chodzi.
- Godzina panie Trudeau. To miała przekazać wam doktor Chazes. Widzę, że nie zrobiłam tego. Ale teraz już pan wie. - powiedziała Veronica zatrzymując się na chwilę i spoglądając na czarnoskórego mężczyznę po czym przeniósła wzrok na młodego mężczyznę.
- dopóki pobożne życzenia pańskiego kolegi nie spełnią się, to tak.
Veronica raz jeszcze omiotła spojrzeniem ludzi, którzy byli w piwnicy.
- Godzina proszę państwa. Nie więcej. Proszę zabrać najpotrzebniejsze rzeczy - da Silva kiwnęła głową na Agnes żeby ta poszła za nią do biura Erici… gdzie obie nikogo nie zastały. Agnes spojrzała na Veronicę.
- Po co tu przyszłyśmy? - Spytała androidka.
- Ponieważ to spokojne miejsce i można sprawdzić kilka rzeczy - powiedziała Veronica rozsiadając się przed komputerem.
- Dobrze. Będę pilnować - Jak Agnes powiedziała, tak zrobiła, zastygając bez ruchu o dwa kroki od Veronici. A sama da Silva rozpoczęła sprawdzanie paru rzeczy… i po chwili okazało się, iż faktycznie, Chezas mówiła prawdę. W jednym z folderów wyjściowych, wciąż znajdowało się owe feralne polecenie, rozpoczęcia kopania nowego tunelu. Co jednak dziwne, jako odbiorca był zaznaczony jedynie kierownik kopalni. Reszty zarządu o tej decyzji nie poinformowano…
Idąc dalej tym tropem Veronica sprawdziła pocztę pod kątem wiadomości dotyczących rozwoju sytuacji w kolonii. Kto i kiedy poinformował Korpus o problemie. Po chwili okazało się, iż sygnał pomocy wysłano z… Centrum Dowodzenia kolonii. Mógł go więc nadać każdy. A miało to miejsce 7 dni temu, a więc (jeśli owe dni się zgadzały), w ostatni, nim w "Azura Station" zapanował horror.
Pani dyrektor sprawdziła również pocztę Chezas. Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza. Niestety te próby spełzły na niczym. Po całym zamieszaniu zleci się taką kontrolę.
- Idziemy do mieszkania pani doktor - zarządziła Veronica.
W pewnym momencie, na pierwszym piętrze, doszło do nieco dziwnego spotkania w holu. Z biur wyszła da Silva wraz z androidką, po schodach wszedł właśnie z parteru JJ, a jedną ze stref mieszkalnych opuścił Sing z "Płonącą" Sanders.
Wszyscy spojrzeli jakoś tak po sobie…
Billy spojrzał na JJ.
- Sprawdzisz tamtą strefę? - spytał, wskazując głową drzwi. - My sprawdzimy ostatnią - dodał.
Veronica zignorowała żołnierzy. Zdążyła już się przyzwyczaić do ich bezcelowego kręcenia się po różnych obiektach i ignorowania przez nich rzeczy ważnych.
JJ spojrzał na snajpera jakoś tak dziwnie. Fajnie, że Marines sprawdzali czy było bezpiecznie, bo ludzie da Silvy niejednokrotnie pokazali, że raczej z dobrą organizacją wiele wspólnego nie mieli. Dzieci z miotaczami ognia i takie tam pierdeloty. Jacob z przyjemnością ruszył w kierunku jednej ze stref mieszkalnych jednak bardziej aby pogadać z kolejnym z tubylców niż “sprawdzić sektor”. W labach nie było obcych, a zatem na szczęście organizacja przybytku Chezas nie została zweryfikowana. Jones miał do napisania ważny raport dlatego ruszył w swoją stronę po krótkim kiwnięciu dwójce żołnierzy głową. Przy okazji mógł zerknąć to tu to tam, ale Xeno nijak było tam szukać.
- Zajrzyj w każdy kąt - rzucił za nim Billy. - Tego nam brakuje, by kolejna małolata zabawiła się w chowanego i tu została, gdy wszyscy odlecą.
A po chwili w komunikatorach rozbrzmiał głos Evansona, siedzącego na dachu. Meldował jakiś kontakt między drzewami porucznikowi!
I otrzymał odpowiedź… wyraźną dla wszystkich. Siedzieć na miejscu i przygotować się na ewentualny atak.
- Stąd raczej nie zobaczymy ewentualnych napastników - powiedział Billy, ruszając w stronę schodów. - Nicky, tam się bardziej przydasz, niż tu.
- Tam, czyli gdzie? Mam iść z JJ?
- Na dachu bardziej się przydasz - doprecyzował Billy.
JJ zakasał swój chirurgiczny rękaw, w którym spokojnie spoczywała jego pięknie powykręcana niby rączka. Mężczyzna postanowił sprawdzić przydzielony mu sektor z ciekawości. Był ciekaw czy kogoś ciekawego uda mu się spotkać. Kontakt na zewnątrz to pewnie nie były Xeno. Kreatury raczej nie zbliżały się ze względu na świństwo w leśnej glebie. No chyba, że gnidy znalazły sposób na obejście bariery… To byłby pech. Akurat kiedy żołnierze mieli chwilę spokoju…
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Ostatnio edytowane przez Efcia : 12-10-2020 o 21:23.
|