Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2020, 19:33   #220
Brilchan
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Home sweet home - Patricia

Dziewczyna patrzyła przez chwilę na migające na ekranie obrazy. Przynajmniej miała pewność, że to wszystko nie okazało się tylko powalonym snem. Rana na nodze była na to najlepszym dowodem, a jednak…

Wszystko znowu obróciło się o 180 stopni. Świat kręcił się niczym w karuzeli. Ale ona miała przynajmniej plan w jaki sposób może to wszystko zatrzymać.
- Mam trochę mętlik w głowie - powiedziała nieodrywając wzroku od ekranu. - Mamo zrobiła byś pancaki na śniadanie? Umieram z głodu. Potem muszę z wami o czymś porozmawiać.
Kobieta spojrzała na męża ale odpowiedziała z uśmiechem.
- Oczywiście Skarbie.

Kiedy Brigitte krzątała się po kuchni, nucąc pod nosem, Patricia chłonęła obrazy z telewizora. Widok przejeżdżających czołgów, żołnierze i blokady na ulicach. To wszystko wyglądało tak… naturalnie, że aż dziwnie. Ojciec przyglądał się jej od czasu do czasu ale nie odzywał się. Zawsze miał bardziej stoicką naturę od swojej żony.
Siadając do stołu w jadalni dziewczyna czuła jak senność całkowicie się ulotniła. Zapach syropu klonowego pobudził delikatne kubeczki smakowe, które odpowiedziały przeciągłym mrukiem żolądka domagającego się jedzenia. Po zaspokojeniu pierwszego głodu spojrzała w stronę rodziców. Nie dawali tego po sobie poznać, ale czekali aż się odezwie. Tak jak wtedy gdy wymknęła się na domówkę Dominika w liceum, o czym doskonale wiedzieli.
- Chcę z wami porozmawiać - zaczęła dziewczyna, nie przedłużając ich męk. - ale nie chce żebyście mnie uznali za wariatkę, zwłaszcza przy tym wszystkim co się teraz dzieje.
Richard mruknął coś niezrozumiale pod nosem, popijając kęs mlekiem. Brigette odlożyła starannie sztućce na stół.
- Od wydarzeń na Placu Zwycięstwa dzieje się coś dziwnego. Nie mówię o tym wszystkim - machnęła ręką w kierunku, wyciszonego teraz, telewizora. - Mówię o sobie. Nie chcę żebyście się martwili, nic mi nie jest, ale muszę to sobie wszystko powoli ułożyć w głowie.
Patricia westchnęła wiedząc, że pomimo starań to wszystko brzmi co najmniej podejrzanie.
- Co się ze mną działo odkąd pojechaliśmy do tego polowego szpitala? Ile spałam?

Rodzice nie wyglądali na uspokojonych. Wręcz przeciwnie. Spojrzeli po sobie krótko.
- Trzy dni. Nie mogliśmy cię dobudzić. Chcieliśmy dzwonić po pomoc, ale… - nie dokończył wskazując na obrazy przedstawiane na ekranie telewizora.

Zlapała kubek z mlekiem w obie ręce. Nie patrzyła na rodziców. Najgorsze było dopiero przed nią.
- Spałam więc trzy dni… a jak trafiłam do mieszkania? - zapytała ni to rodziców ni to siebie. - Pamiętam jak zawieźliście mnie do tego punktu medycznego w dawnej fabryce. Nie zdziwilo was, że jestem z powrotem w domu?

- Liczyliśmy na to, że ty nam powiesz co się stało, gdy się obudzisz. Dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich dni. Od wydarzenia na Placu Zwycięstwa zmieniło się wszystko - powiedział machinalnie obracając łyżeczkę do herbaty.

- Wiem, że nie lubicie teorii spiskowych - wciągnęła powietrze niczym nurek przed zanurzeniem. Spodziewała się jakichś reakcji ale żadne z rodziców nie przerywało swoich czynności. - Ale bardziej nie lubicie politycznych gierek. To co zrobił ten profesor to nie jest jakaś sztuczka. To się dzieje naprawdę. A zamieszani są w to też ludzie ze znacznie wyższych sfer. Z punktu medycznego chciano nas przewieźć w niewiadomo jakie miejsce. Mnie i kilku podobnych mi ludzi. Doszło do szarpaniny, a koniec końców i do strzałów. Ludzie przebrani za policjantów, uzbrojeni w nieregulaminową broń z tłumikami. Co najmniej jedna osoba zmarła na miejscu. Ale o tym pewnie w wiadomościach pewnie nie mówili?

Podniosła głowę spoglądając na rodziców. Nie oczekiwała odpowiedzi, po prostu musiała zwilżyć gardło.
- Potem zaczyna się robić dziwnie bo sen miesza się z jawą. Uciekłam razem z trójką innych pacjentów ale nie czuliśmy się nigdzie bezpieczni. Rozdzieliliśmy się. Ja trafiłam tutaj. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam i wtedy mnie to złapało. Eksperyment profesora spowodował, że osoby na placu zyskały moce. Jedna z takich osób potrafiła sprowadzać śniących do swojego snu i tam kontrolować rzeczywistość. Dla mnie minęło tam kilka godzin, tutaj spałam trzy dni. Spotkałam tam też innych z placu. Wspólnie… - zawahała się na moment. Nie wiedziała bowiem co tak naprawde się stało, ale miała podejrzenia, że nic dobrego. - wspólnie wyrwaliśmy się z tej pułapki i wtedy się obudziłam. To co działo się we śnie wpływało też na mnie w rzeczywistości, stąd ta rana. Wiem, że to brzmi wariacko, ale musicie mi uwierzyć, że nie zwariowałam.

- Wierzymy!
- Przynajmniej częściowo - dodał ojciec uzupełniając wypowiedź żony, która to spiorunowała go wzrokiem.
- Trudno nie wierzyć, gdy po mieście biegają terroryści, którzy mogą cię zabić spojrzeniem. Jak najbardziej wierzę, że ludzie zyskali jakieś moce. Powinni wyłapywać wszystkich i prewencyjnie aplikować im przynajmniej znieczulenie ogólne monitorowane i podtrzymywane do momentu, w którym zostaną wyleczeni. To musiało zrobić im coś z mózgami, bo nie wierzę, że oni wszyscy byli przed tym wszystkim złymi ludźmi. Każdy, kto ma moc prędzej czy później stanie się zbrodniarzem. Na szczęście ta choroba nie zaatakowała wszystkich - uśmiechnął się do Patricii.
- Dobrze, że zrobiliście z tym porządek. I dobrze, że wróciliście.

Dziewczyna spuściła wzrok na słowa ojca. Właściwie to chciała im powiedzieć że sama zdobyła “możliwości” ale teraz nie wiedziała jak by na to zareagowali. A to nie była największa bomba jaką mogła im sprzedać.
- Tato, przeszlibyśmy jeszcze raz przez procedury związane z bronią. Chce być gotowa na najgorszę.
Jej ojciec wiedział, że Patricia byłaby w stanie wyrecytować je obudzona w środku nocy, rozkładając pistolet na części. Od dawna to był ich sygnał. Kiedy dziewczyna chciała porozmawiać z ojcem w cztery oczy. Matka brzydziła się broni, ale wiedziała po co trzymają ją w domu. Dawno temu pogodziła się z tym, że córka odziedziczyła więcej po mieczu niż po kądzieli. Westchnęła tylko i zebrała naczynia do zmywarki.
Patricia podziękowała za śniadanie. Kiedy byli już na górze ojciec starannie zamknął drzwi i poważnym wzrokiem zlustrował dziewczynę.
- Co się stało? - zapytał.
- Nie mogłam powiedzieć przy mamie wszystkiego - powiedziała cicho Patry, łapiąc się za ramię, jak zawsze kiedy coś przeskrobała. - Kiedy uciekliśmy z tego szpitala… odszukał nas Sprzęgło. Mówił że pracuje dla kogoś i poluje na… tych z umiejętnościami. Na moich oczach zabił jednego chłopaka, który mu się nie podporządkował. Reszcie dał wybór. Albo pomożemy mu znaleźć innych albo nas zabije, a tych z mocami porwie. Poza tym… chyba wiem gdzie znajduje się profesor Zagórski…
 
Brilchan jest offline