AKT III
PRZYCZAJONY TWI'LEK, UKRYTY MANDO!
Tylna rampa Stelli zamknęła się, a para z silników wydała gromki gwizd zamiatając na chwilę włosy Kelsana. Jego ruda fryzura nieco podrosła, ale w czasie krótkiej toalety i po włożeniu swoich najbardziej stylowych ubrań, czuł się dobrze i atrakcyjnie. Oreik nie zabrał z sobą hełmu uznając go za zbędny. Włożył czarny, wełniany kaptur od poncho i uważnie przyjrzał się hangarowi, w którym wylądował z swoimi nowymi braćmi broni. Wnętrze wyglądało jak nora rancora, rymując bardziej poetycko. Brudny, zabrudzony dekadami olejem beton posadzki, migające jak przy padaczce halogeny i zwyczajna pleśń obrastająca każdy wolny zakątek, odrapanych jak naturalistyczny wiekowy obraz ścian.
Po chwili z stróżówki wyszedł, na przednich kończynach staro wyglądający Dug. Miał ciemno-czerwoną skórę diabła i świecące, chciwe żółte oczy czujnie obserwujące przybyłych, jego sumie wąsy na chwilę drgnęły i spod poplamionej kamizelki korzystając z sprytu każdej nogi tudzież ręki wyjął cygaro i rozpalił je zapalniczką jonową.
-Tak o Was chodziło. Dranie, mandalorianie, kutwa.
-Jak chcesz jeszcze pożyć to bacz na język, kutafonie.- parsknął Thur i podszedł bliżej właściciela hangaru, jednak wyższy Draug chwycił go za ramię wiedząc, że z tą rasą trzeba działać iście biznesowo i zdecydowanie. Przemoc nie zdałaby się na nic i zwróciliby na siebie uwagę.
-Dobra bratki na ile chcecie trzymać tu tą seksowną fregatkę, ehh?- powiedział czerwono-skóry Dug i splunął fioletową śliną.- Biorę 250 kredytów za tydzień. Z Wami Mando się nie handluje, rzecz jasna. Jestem człowiekiem o nieskazitelnym honorze... Aleee trzy stówy i milczę jak złoto. Umowa stoi? Dodatkowe 25 kredek i mogę udzielić Wam interesujących informacji, jeśli Wam na nich zależy . Nie pytam po co tu jesteście, ale widzę, oj widzę, że czegoś szukacie i przed czymś uciekacie. Ale tss… dogadamy się?- powiedział właściciel i korzystając z jednej kończyn przytrzymał wiekowy kark i strzelił giętkimi stawami szyi.