Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2020, 19:55   #14
Witch Slap
 
Witch Slap's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputację
Ekipa z wesołego jeepa - cz. 1

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Mbwk228vtkg[/MEDIA]
Późny ranek; Pustkowia; most

- Kurwa…- Mruknął James lekko wciskając pedał hamulca. Przez chwilę samochód jeszcze toczył się do przodu, aby w końcu się zatrzymać.
- Pomysły? - odwrócił się na moment do reszty.

Siedząca na tylnej kanapie Melody zrobiła zniesmaczoną minę, jakby jej ktoś podstawił pod nos coś bardzo cuchnącego.
- Zawsze to samo - Pozwoliła emocjom zatryumfować na kilkanaście sekund, zanim nie powróciła do kamiennej mimiki alabastrowej rzeźby. Wychyliła się do przodu, dłoń opierając o ramię kierowcy i zacisnęła na nim uspokajająco palce.
- Bez względu gdzie się zalęgnie, plebs zawsze pozostanie plebsem - mówiła patrząc na kobietę z shotgunem na ramieniu. Patrzyła uważnie, kojarząc twarz. Najpierw nie wiedziała skąd, aż nie przypomniała sobie świstka papieru.
- Miejscowy karaluch i jej banda karaluchów. - spokojnym głosem wyjaśniła. Poprzedniej nocy Rita szybko się zawinęła, Dwight siedział z nią przy stoliku, reszta dobrze się bawiła na parkiecie i przy barze, a Federatka już z nawyku obserwowała okolicę. List gończy nie rzucał się w oczy, ona jednak nie piła za wiele - W knajpie wisiał list gończy. Czerwona Bridget, poszukiwana za podpalenia i zabawy z granatami. Jest nagroda za jej łeb. I za łby reszty karakanów - zrobiła przerwę i parsknęła krótko zanim podjęła - Dla mnie to oczywiste James. - popatrzyła w końcu na Westa swoją grobowo-poważną gębą - To ich kupka gnoju, szkoda się w niej taplać. Nie wypada - wzruszyła ramionami - Paczka fajek od głowy, albo parę ammo. Przejeżdżamy skruszeni - lewy kącik ust drgnął dziewczynie ku górze - Zostawią ślady, znajdziemy ich. Odbierzemy co nasze i urżniemy głowy. Każdemu po kolei. Na naszych warunkach.

— Też myśl, Melody
— skinęła Rita — W każdym razie wypadałoby ich załatwić, bo to konkretny hajs. Tym bardziej, że ja ze swoimi fantami nie chcę się rozstawać — stwierdziła pod nosem, rozglądając się wokoło. Wypatrywała napastników, których nie było jeszcze widać. A z pewnością mogli kryć się gdzieś w okolicznych, gęstych zaroślach.
Na pewno nie możemy po prostu ruszyć — dodała zaraz — O ile nie blefuje, to babsko trzyma dłoń na detonatorze. Nie wyrobimy się. Jeśli chcemy załatwić to tu i teraz, to musimy albo ściągnąć ich tutaj, albo sami jakoś dostać się do nich. W pierwszym wypadku nie zaryzykują detonacji ładunków, w drugim będziemy po prostu poza ich niszczycielskim zasięgiem. Kwestia tylko w tym, jak to zrobić. Jakieś pomysły?

W międzyczasie tej nerwowej sytuacji próbowali lepiej się zorientować w sytuacji. Przed nimi herszt o bursztynowych włosach wciąż stała w nonszalanckiej pozie z shotgunem leniwie opartym o swój bark i detonatorem w drugiej ręce. Widocznie na razie jeszcze nie straciła cierpliwości i zaskoczeni goście jak na razie wpisywali się w standard zachowania podczas napadu. W krzakach i za jakimś wrakiem był jeszcze ktoś z bronią długą. Pewnie jej wspólnik i ten niespecjalnie się nawet krył. Ale mógł liczyć na osłonę z wraków za jakimi stał i filował na ubłoconą maskę i boczny profil Wranglera od strony pasażera. Za nimi od strony mostu jaką przejechali bez pośpiechu nadchodziło dwóch innych. Te wszystkie wraki i zielsko jakie wyrosło na moście sprawiały, że tylko momentami byli widocznie i pewnie też szli tak by samemu widzieć zastopowaną furę. Ale jak na warunki strzelania się klamkami to byli jeszcze dość daleko.

James i Dwight widzieli jakieś poruszenie w zaroślach na poboczu przed nimi. Ale za cholerę nie byli pewni czy to ktoś się tam kitra czy to znów jakieś ptaki albo małpy. Obie wersje wydawały się równie prawdopodobne. Tamiel i Melody przez moment dostrzegły coś jakby głowę wychylającą się zza jakiegoś drzewa. Ale potem już nie. Więc nie były pewne czy to ktoś tam jest za tym drzewem czy tylko wyjrzał, schował się i ruszył gdzieś dalej. Za to Rita dostrzegła jeszcze dwóch albo trzech. Jeden w oknie na piętrze pobliskiej rudery. Jeśli miał jakiś karabin to musiał mieć cały wylot mostu jak na widelcu. Drugi był skitrany po przeciwnej stronie Czerwonej. Za jakimś przewalonym pniem. Ten miał pod lufą cały profil Jeepa od strony kierowcy. I jeszcze coś podejrzanego było na wprost, przy drodze zza jednym z wraków. Chociaż jeszcze nie była pewna czy do nerwy nie płatają jej figla.

- Dajcie spokój kochani - Tamiel poprosiła cicho, sięgając po torbę medyczną. Uśmiechała się ludzi we wranglerze, próbując chociaż miną poprawić im humor - Jesteśmy już prawie na miejscu, szkoda nerwów i zdrowia. Zaczniemy walkę, a nie mamy pewności że ją wygramy. Albo kogo ranią. Mamy zadanie, prawda? Dostarczyć paczkę. W porównaniu do nagrody to same drobniaki.

- Mam pomysł
- James popatrzył na torbę medyczną Tamiel. - Ładny gambelek. Nada się. Ale jak chcesz go zobaczyć i nagrodę za nią to musisz się postarać - James uśmiechnął się do blondynki - Wystawię toto przez okno, a ty krzykniesz jej, że podjedziemy. Albo niech ona podejdzie a ja delikatnie podjadę, bez pośpiechu. Łatwy deal, torba za ten detonator. - Detroitczyk mówiąc to, sprawdził swojego mossberga, odbezpieczył, i położył na kolanach, aby móc szybko wystawić broń za okno.
- Podjadę lub ona podejdzie, to wtedy..ja z nią chwilę pogadam, a potem, Dwight...zaprosisz tą ładną panią do szoferki. To też ładny gambelek.

— Tak jak mówiłam, jeśli nie zamierzamy dojechać ich później, to obecnie mamy tylko dwie możliwości o różnym sposobie realizacji
— odniosła się Rita — Jeśli to wypali West, to okej. Ale najlepiej jakbyśmy dostali rudą, a nie byle śmiecia. Bo może sama się nie odważyć ruszyć dupska. A myślę, że tylko jej życia z pewnością nie zaryzykują. Mamy szefową i koło 6-7 pachołków, za każdego pewnie trochę gabli od łebka. Prawdopodobnie całkiem niezła pula. Z pewnością warta grzechu, i wcale nie dużo gorsza niż za dostawę Cantano. Musimy tylko dobrze to rozegrać. Na pewno miejcie gnaty w gotowości — to mówiąc przygotowała swojego H&K USP45 Compact .

- Po kolei. Sama babka, może więcej, się zobaczy, ale teraz… cichutko. Oddychaj - James zerknął przez lusterko do siedzącej na tylnej kanapie Rity i puścił oczko - Pełen spokój.

Dziewczyna tylko przewróciła oczami. Nie brakowało jej spokoju. Miała też doświadczenie w takich sytuacjach. Kilkakrotnie była w nich po obu stronach barykady.

- Co? - Quirke drgnęła, przestając grzebać w torbie i popatrzyła skonfundowana na kierowcę - Nie, nie zamierzam jej oddawać całej torby, tylko to - wyjęła parę strzykawek pełnych mętnej, mlecznej cieczy i pokręciła głową - Jezu Chryste, jeżeli macie ochotę ją zaprosić do środka nie macajcie tak bezczelnie spluw. Przecież przed przednią szybę wszystko widać.

- Jeśli nie jest skończoną idiotką, to nie podejdzie. Karaluchy nie są odważne, mają instynkt przetrwania. Nie zaryzykują życia dla niej, prędzej nas wysadzą i wybiorą nowego nadkaralucha
- Melody mruknęła cicho, siadając z ramionami skrzyżowanymi na piersi - Odejdźmy kawałek i wróćmy. Lepiej walczyć na własnych warunkach. - powtórzyła to, co poprzednio.

— Raczej dam radę ich wytropić i trafić do ich nory — stwierdziła Rita — Ale też nie wiemy, czy nie blefują. I może działają jak karaluchy, ale takie ładunki są pewnie warte sporo gambli. Więc raczej woleliby je oszczędzić. Szkoda, że nie wiemy nic więcej o tej suce.

- Jak się wycofam, naciśnie detonator. Jak wyrwę szybko do przodu, naciśnie detonator. Bo dlaczego nie? Jeśli chcemy przejechać i jednocześnie ją spróbować złapać, trzeba sposobu. Tamiel, po prostu jej przekaż nasz deal i zobaczymy co wyjdzie, dobra? Bądź bardzo przekonująca, tak z jajem, no sama wiesz
- James zauważył, że znów zaczynają zbyt mocno dyskutować nad tym co będzie, lub czego nie będzie. Tymczasem bez reakcji grasantki nie dało się powiedzieć nic. - Wpierw szefowa, Dwight pomoże jej wsiąść i jak się da złapać, to podjedziemy do krzaka, znikamy z pola ostrzału obu strzelców, i Rita i Melody wyjdą załatwić temat po cichu, by gość w budynku nie ogarnął. Potem wszyscy załatwiamy gościa w budynku, ja zawracam Jeepa, a na końcu załatwiamy tych na piechotę za nami. Danny i Tamiel czekają z szefową pod muszką w samochodzie. Jeśli w którymś momencie coś nam nie wyjdzie, lub stwierdzimy, że nie ma sensu, dajemy po garach w stronę Miami. I tyle - James podsumował opracowany plan.

- No i jak?! Ogarnęliście już sytuację?! - rudowłosa przywódczyni napastników dała załodze zabłoconego Wranglera przysłowiową minutę czy dwie na przemyślenie swojej sytuacji, może nawet na rozejrzenie się dookoła. Widocznie musiała czuć się pewnie i być pewna swojej przewagi skoro pozwalała sobie na taką nonszalancję.

- Nie róbmy sobie nawzajem przykrości i trudności! Potraktujcie to jak opłatę za przejazd! Płacicie i możecie jechać dalej! Próbujecie zrobić coś innego wylatujecie w powietrze! - przez te kilka długości osobówki jakie ich rozdzielały sprawiały, że trzeba było do siebie krzyczeć by być usłyszanym. Coś w stylu zwykłej rozmowy ze sobą jednej strony nie powinno chyba być słyszane przez drugą stronę. Chociaż napastnicy zapewne jak mieli okazję wybrać miejsce na zasadzkę to mieli łazika jak na widelcu. A z wnętrza łazika to nawet trudno było strzelać przez szybę i maskę wozu. Przeszkadzaliby sobie nawzajem. Zapewne byłoby do walki strzeleckiej wysiąść z samochodu no ale nie było szans by zrobić to dyskretnie pod okiem, lufami i detonatorem napastników.
 
__________________
'- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.'
Witch Slap jest offline