Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2020, 21:17   #12
Umai
 
Umai's Avatar
 
Reputacja: 1 Umai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputację
Parę chwil i sytuacja się odwróciła. Teraz to Quirke najbardziej się zasłaniała, owinięta burym kocem. Straciła werwę przy komplemencie w swoją stronę, ponownie uśmiechając się nerwowo.
- Nie żartuj - burknęła zabierając ręce do siebie. Memłała krawędź koca, wciąż oglądając Totha na łóżku i Jasmin obok.
- Świetnie ci idzie, filetuj dalej - dodała do dziewczyny sztucznie pogodnym głosem i westchnęła. Miało być po równo, sprawiedliwie.
- A do diabła z tym - rzuciła szeptem do siebie, rozchylając koc. Ten spadł na materac za jej plecami i częściowo zleciał na podłogę, zostawiając lekarkę w negliżu. Miała jasną skórę praktycznie na całym ciele, tak samo jak włosy. Ze zdenerwowania przedramiona pokrywała jej gęsia skórka, a rumieniec z twarzy spływał aż do środka mostka. W pierwszej chwili nie rzucało się w oczy nic niestandardowego, ale później wzrok schodził w dół i napotykał pierwsze skazy takie jak choćby okrągłe, ciemne blizny na żebrach. Dużo, porozrzucanych chaotycznie i bez przemyślanego wzoru. Powtarzały się również na skórze ponad kośćmi biodrowymi. Ciemnoczerwone dołki po gaszonych na żywym ciele papierosach. Obok nich od żeber w kierunku kręgosłupa ciągnęły się białe, wąskie linie blizn. Podobne, choć szersze, szpeciły prawie całe plecy blondynki która wzruszyła ramionami i znieruchomiała.

Znów udało jej się niechcący zastopować towarzystwo. I Thot i Jasmin już zdradzali objawy zdrowego podniecenia i śmiało sobie poczynali. Zachęcona słowem i gestem blondynki jej partnerka pokiwała radośnie głową i zaczęła zsuwać męską bieliznę z męskich bioder. A i męskie biodra uniosły się nieco do góry aby ułatwić jej tą robotę. I jeszcze trochę gmerania przy męskich nogach sprytnymi, latynoskimi rączkami i już chwilę potem Danny był w kompletnym stroju adamowym, ale gdzieś w tym momencie pani doktor zsunęła z siebie koc ukazując swoje jasne, zgrabne ciało. Zeszpecone starymi bliznami. Oboje w pierwszej chwili byli tym zaskoczeni i chyba szybko próbowali jakoś to zamaskować. Danny coś próbował powiedzieć ale chyba nie bardzo wiedział co. Jas się pierwsza ogarnęła.

- Widzisz? Jesteś jeszcze śliczniejsza w dzień na trzeźwo niż w nocy po pijaku! - zawołała radośnie śmiejąc się beztrosko. - Myślałam, że polecę na tego przystojniaka, ale teraz mam poważny dylemat bo nie wiem od kogo z was powinnam zacząć - kelnerce udało się całkiem zgrabnie wrócić na luźny, nieco błazeński ton. Ale zdawała się mówić szczerze nawet jakby Tamiel się jej bardziej teraz podobała od Danny’ego.

-Tak. Dokładnie. - jej słowa nieco pobudziły rangera i ten trochę niezgrabnie ale jakoś też próbował pójść w sukurs słowom wesołej i miłej kelnerki by zatrzeć ten moment zaskoczenia jaki mógł być przykry dla blondynki. Ta zaś podniosła się z kolan i usiadła obok lekarki obejmując ją opiekuńczo swoim ramieniem.

Quirke przełknęła gorzką pigułkę, wyplątując się wpierw spod ramienia, a potem z łóżkowej konstelacji.
- Kiepsko kłamiecie, ale dziękuję. To było… miłe - podziękowała sztywno, zgarniając z podłogi wczorajszą sukienkę. Już jej nie przeszkadzało że śmierdzi alkoholem i jest cała pozalewana. Chciała wyjść jak najszybciej, uciec od głupiego pomysłu i jego konsekwencji.
Na co liczyła? Czego się spodziewała?
- Nie nadaje się. N-nie przeszkadzajcie sobie - nie patrząc na pozostałą dwójkę. - Nic tu po mnie.

- Hej, hej, zaczekaj, gdzie idziesz?
- zapytał zdziwiony Danny. Wstał z łóżka widząc, że ona też z niego zeskoczyła i zebrała swoją kieckę jakby chciała się w nią ubrać. Delikatnie złapał ją za nadgarstek aby ją przed tym powstrzymać. Jasmin została na łóżku zadzierając głowę do góry trochę chyba nie wiedząc co się dzieje.

- Zostań. - poprosił Toth patrząc gdzieś w głębi oczu jasnoskórej blondynki. Gdzieś z boku dało się słyszeć ciche westchnienie rozebranej Latynoski.

- Oj, chyba macie sobie coś do powiedzenia na osobności. - powiedziała z łagodnym uśmiechem i pokiwała głową. Po czym wstała, na moment przeszła obok nich i sięgnęła po swoje rzeczy leżące na sąsiednim łóżku i zaczęła się w nie ubierać.

- Nic mi nie jest, bez przesady - Lekarka odpowiedziała swoje ze sztucznym uśmiechem, a oczy jej uciekł w dół, na biodra rangera - Widzę że ci się podoba, ty jej też. Jaki problem? Zobaczymy się przy śniadaniu - uniosła jedną brew - Przecież nie zwieję, ogarnę się u Melody albo Rity. Żaden problem.

- Nie no Tam, nie gadaj głupot.
- mężczyzna cicho westchnął kręcąc głową i kompletnie nie zgadzając się z pomysłami blondynki. Tymczasem kelnerka już znów nasunęła na siebie swoje czarne mini i zapinała właśnie biały biustonosz.

- Oj tak. Zdecydowanie macie się ku sobie. I macie co obgadać. - powiedziała tonem pogodnego ale doświadczonego w takich sprawach obserwatora. Skończyła zapinać stanik i narzuciła na siebie koszulę jeszcze jej nie zapinając. Rozejrzała się po podłodze i schyliła się zbierając swoje buty z podłogi zakładając je z cichym sapnięciem.

- Miami już niedaleko - lekarka powiedziała po chwili ciszy. Grim miał ją tam odstawić i tyle. Podróż, szczególnie w jego towarzystwie, była naprawdę miła, ale kończyła się. On wróci do siebie, ona zostanie. Nie zapłacili mu za to, aby jeszcze na miejscu ją niańczył. Trzeźwy osąd skacowanego człowieka, podejście na zimno. Lubiła czorta, uwielbiała go nawet, tylko co to zmieniało?
- Poradzicie sobie beze mnie. Wystarczająco zepsułam nastrój, ale jeszcze da się go naprawić. - zerknęła na uwięziony w uścisku nadgarstek i dodała łagodnie - Jest w porządku, przepraszam. Nie chcę tego poranka psuć jeszcze mocniej.

- To proponuję wam dokończcie coś co zaczęliście. To będę miała spokojne sumienie, że na coś się przydałam
. - powiedziała Jasmin zapinając koszulę i powoli podchodząc do nich na trzeciego. Była już właściwie z powrotem ubrana. Akurat na takie ciepłe dni to wiele nie trzeba było mieć na sobie. Nadal się do nich pogodnie uśmiechała i wydawała się przyjacielska.

- Jakbyście kiedyś mieli ochotę na zabawę we trójkę to zapraszam serdecznie i polecam się na przyszłość. - powiedziała obejmując jednym ramieniem każde z pozostałej dwójki. - A teraz czas na mnie. Naprawdę miło was było poznać. Uwielbiam ludzi którzy umieją tańczyć i się bawić w tak naturalny sposób jak wy. Naprawdę nie co dzień i nie każdemu daję się zaprosić na noc do pokoju. No chyba, że takim sympatycznym ludziom jak wy. - powiedziała zerkając na przemian na nią i na niego by dać znać, że mówi do nich obojga. Na koniec jeszcze cmoknęła po przyjacielsku w zarośnięty policzek rangera i gładki policzek blondynki żegnając się z nimi przed wyjściem.

- Jak będziesz… potrzebowała pomocy, albo czegokolwiek - Tamiel chrząknęła, mówiąc zduszonym głosem. - Albo przypadkiem wpadniesz do Miami, odwiedź obóz Aniołów Miłosierdzia. Bardzo… chciałabym jeszcze kiedyś cię zobaczyć i wyjść. - uśmiechnęła się bardziej naturalnie - Na drinka albo potańczyć. To zawsze lepsze niż kogoś składać, ale jakby było trzeba, po prostu mnie tam znajdziesz, ok? Dziękuję Jasmin, za wszystko. - pożegnali się i kelnerka wyszła, a dwójka Teksańczyków została sama. Zapanowała cisza, lekarka nerwowym gestem wyłamała palce.
- To co… udajemy, że nic… nie ma o czym gadać. Poza tym, że naprawdę mi przykro. Dlatego nie piję, potem zawsze robię coś głupiego i bez sensu. Chociaż, jeśli mogę jedno muszę przyznać - zerknęła na bruneta szybko - Naprawdę… świetnie ci bez niczego. W ubraniu też… wyglądasz bardzo interesująco… i chyba się zamknę już - przetarła twarz wierzchem dłoni.

- Za dużo myślisz i za dużo mówisz. - powiedział łagodnie gdy już latynoska kelnerka pożegnała się z nimi i delikatnie zamknęła za sobą drzwi zostawiając ich samych. Chwilę tak stał trzymając ją za rękę po czym pociągnął ją z powrotem na krawędź łóżka z jakiego dopiero co wstali. Sięgnął bez przekonania po wczorajszy, tęczowy drink który dzisiaj był już dość nijakiego koloru i zajrzał do środka. Powąchał. Po czym upił łyk i gestem zaproponował partnerce.

Dziewczyna pokręciła głową, dziękując za kolejne promile we krwi. Żołądek i tak siedział jej w gardle, nie potrzebowała zwrócić jego zawartości na łóżko, dodatkowo się błaźniąc.
- Chciałam wyjść - przypomniała, wbijając wzrok w podłogę - Co pozostaje? Jak przestanę mówić to pewnie zacznę ryczeć, a wtedy wyjdzie jeszcze bardziej żałośnie, a i bez tego zaryłam o dno i właśnie przekopuję muł - prychnęła ironicznie - Cogito ergo sum szwankuje pod wpływem.

- I co by dało jakbyś wyszła? Co by to zmieniło?
- pokręcił głową bawiąc się prawie pustą szklanką. Międlił ją chwilę w dłoniach ale ani nie dopijał resztki ani jej nie odstawiał jakby pomagała mu skupić wzrok i myśli.

- Masz rację. Podobała mi się. Chciałem się zabawić z wami obiema. Ona chyba też. No ale wolę ciebie. Szkoda, że poszła. Ale wolę ciebie. Zawsze wolałem. - powiedział wpatrzony gdzieś w dół, w szklankę albo dywan gdy z trudem ale brnął dalej w tych wyznaniach. Milczał jakby zastanawiał się czy coś jeszcze powiedzieć. W końcu chyba nic mu nie przyszło do głowy bo odwrócił głowę w bok by spojrzeć na nią i w końcu niemo uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem.

Ona też na niego spojrzała, wstrzymując oddech, bo chyba się przesłyszała. Zamrugała, gdyż coś jej wpadło do oka, pewnie jeden z wszechobecnych moskitów. Albo meszka.
- Wcześniej nie wiedziałeś - zaczęła i zacięła się, więc spróbowała jeszcze raz- Wcześniej nie widziałeś… - powiedziała i po raz drugi urwała. Teraz wiedział i widział, a mimo to nie wystawił za próg, ani nie posłał w cholerę. Sama nie wiedziała kiedy zaczęła się przechylać w jego stronę, aż w końcu objęła ramieniem, mocno się przytulając.
- To nic nie zmienia?

- Nie wiedziałem, że to masz.
- wskazał wzrokiem na stare blizny jakie zobaczył i widocznie dowiedział się dopiero tego ranka. - Przykro mi. To musiało być straszne. - dodał trochę jakby tym skromnym słowem chciał ją pocieszyć za dawne męki. Chociaż tak symbolicznie. - Ale dla mnie to nic nie zmienia. - dodał znów wzruszając ramionami. Chwilę wodził jeszcze wzrokiem po dywanie między jej nogami. Ale ostatecznie chyba pomysły na rozmowę mu się skończyły bo znów wzruszył ramionami i spoczął wzrokiem na skotłowanym łóżku na przeciwko na jakim spędził ostatnią noc.

- Nie było się czym chwalić - odpowiedziała zrezygnowana, chociaż nie odsunęła się. Oboje w wbijali oczy w zakurzoną podłogę, aż niezręczną ciszę przerwała Quirke. - Może gdyby wyglądały jak te twoje, wtedy bym je częściej pokazywała - podniosła głowę, policzek opierając mu o bark. Uśmiechnęła się też mniej wymuszenie, przymykając jedno oko - O tak, gdyby wyglądały jak te twoje prawdopodobnie chodziłabym bez koszulki zawsze kiedy to tylko możliwe… szczególnie gdybyś był tam gdzieś w okolicy. - położyła rękę na jego piersi - Wolałabym abyś nie musiał ich mieć, patrząc na niektóre cieszę się że wciąż tu jesteś. Bardzo się cieszę - podniosła głowę jeszcze trochę, cmokając zarośnięty czubek brody. Znowu poczerwieniała na policzkach, spojrzenie z oczu rangera uciekło do jego ust.
- Cieszę się że tu jesteś - szepnęła, prostując plecy i pocałowała go ponownie: krótki, niepewny kontakt warg z wargami.

Wydawało się, że Grim do zbyt elokwentnych nie należy. Nie tryskał erudycją ani bogatym słownictwem. Raczej sprawiał wrażenie takiego zwykłego chłopaka z Teksasu. Solidnego ale niezbyt wygadanego. Teraz też jak tak siedzieli nadzy obok siebie na krawędzi łóżka zdawał się mieć problem z ubraniem swoich myśli w słowa czytelne dla drugiej strony. Jak siedzącą obok blondynka mówiła mu coś o tych swoich albo jego bliznach to tak trochę poruszył głową,pokiwał, rozłożył same dłonie na znak, że jak już się stało to się za wiele z tym nie poradzi. Ale jakoś w słowa nie potrafił tego ubrać.
I chyba wydawał się trochę zaskoczony gdy siedząca obok blondynka sięgnęła w wzrokiem a potem ustami do jego ust. Z początku prawie nie reagował dając jej działać jakby bał się, że każdy ruch może ją spłoszyć jak barwnego ale delikatnego motyla. Ale w końcu widząc i czując, że to nie ułuda też zaczął współpracować. Odwrócił się bardziej frontem do niej by im było swobodniej działać. Jego wargi też zaczęły całować te delikatniejsze wargi. Dłoń dotknęła do policzka kobiety i zanurzyła się w jej blond włosy dla lepszej stabilizacji.

- Podoba mi się takie badanie pani doktor. - zaśmiał się cicho gdy wspólnymi manewrami zaczynało im się udawać zepchnąć te zakłopotanie i zażenowanie gdzieś dalej. A teraz znów zaczynało się robić raźno, wesoło i przyjemnie.

Zrobiło się jak na starych filmach które oglądała wieczorami w szpitalu u doktora Sandersa. Tych “babskich”, gdzie wszystko kończyło się dobrze. Zawsze. Brakowało muzyki gdzieś w tle, Quirke uśmiechnęła się do tej myśli i przede wszystkim do Totha. Myśli zaczynały się plątać, oprócz tej przewodniej: w końcu pocałowała faceta. Z własnej woli. I to jakiego!
- Jeżeli… - zawahała się, patrząc na sufit, ścianę i na końcu rangerowi w oczy - Nie bierz do siebie jak nagle się odsunę, albo skulę w kącie. Nie twoja wina… tak mam. Fizyczność zaliczam do… kłopotliwych tematów i dopiero... - wzruszyła ramionami ruchem - Uczę się jak powinna wyglądać. W normalnych warunkach - dokończyła i dla zabicia nieprzyjemnego wrażenia znowu go pocałowała. Tym razem dłużej, przyłożyła też dłoń do zarośniętego policzka.

- No tak… rozumiem… - pokiwał głową po chwili. Chociaż miał minę jakby wolał aby nie przerabiali takich numerów. - Możemy poćwiczyć. - powiedział głaszcząc ją delikatnie po policzku i włosach. Oglądając z bliska jej twarz jakby pierwszy raz ją widział. Albo chciał ją lepiej zapamiętać. Sam zaś nie przeszkadzał się dotykać. Więc czuła jego szczecinę na policzku. Przez co wydawała się dość szorstka i zarośnięta właśnie. Całkiem inna niż jej jasna i gładka skóra.

- A czujesz się na siłach przejąć rolę nauczyciela? - Quirke spróbowała zażartować - Aula jest, stanowisko pracy też… o ile chcesz. - dodała szybko.

- Nauczyciela? - brwi rangera nieco uniosły się do góry a usta wykrzywił delikatny uśmieszek jakby propozycja w jakiś sposób go rozbawiła. Ale zaraz wyjaśnił dlaczego. - Zdarzało mi się wprowadzać nowych do służby. I szkolić milicje. I uczyć jazdy konnej. Raz nawet jazdy samochodem. Albo rozbierać i czyścić broń. No ale czegoś takiego to chyba jeszcze nie uczyłem. - powiedział co go tak rozbawiło. Wydawało się, że to jakoś rozluźniło atmosferę.
- A panienka to co właściwie chciałaby się nauczyć? - zapytał jakby znów byli w Teksasie i on był jakimś zwykłym kowbojem co przyszedł do pracy na farmę rodziców tej blondynki z jaką akurat rozmawiał.

Tym razem to blondynka się zaśmiała, spora ilość napięcia opadła i potoczyła się po podłodze.
- Jest pan zbyt skromny, panie Toth - odpowiedziała, udając powagę, ale twarz ją paliła od rumieńców. Zerknęła szybko w dół, po widocznej sylwetce i chrząknęła aby oczyścić gardło - Zdecydowanie zbyt skromny. Zacznijmy może od czegoś innego, niż wieczór kawalerski z kumplami. Czegoś… standardowego. Oswojenie z narzędziami i obowiązkami. Nie da się nauczyć jeździć konno, jeśli cierpisz na ekuiofobię. - mruknęła i po chwili wyjaśniła - Lęk przed końmi. Ale… kucyki są w porządku. Nie piję do gramatury, albo… o Boże - zakryła twarz dłonią - Zabrzmiało źle, nie chodziło… znaczy chodziło mi. Łagodna wersja, niegroźna… nie żeby wyglądał pan na wymoczka, jedynie… zachowanie… tutaj! Podczas ćwiczeń, a nie że na co dzień…

- Kucyki to nie konie. Tylko… kucyki.
- mimo sytuacji Teksańczyk nie mógł się powstrzymać by nie oznajmić swoich teksańskich poglądów na tak bardzo teksańskie tematy jak konie. Widocznie nie uznawał kucyków za prawdziwe konie. Ale przynajmniej nie zwracał uwagi na ten słowotok dziwnych wyrażeń jakim obdarzyła go rozmówczyni.

- To może od czegoś prostego. - zaproponował chyba nie do końca pewny co mu właściwie odpowiedziała wykształcona pani doktor na te zwykłe pytanie jakie jej zadał. Złapał krawędź jej brody i zbliżał do niej swoją twarz. Aż znów się zetknęli ustami. Z początku powoli i samymi ustami. Ale stopniowo jego ruchy robiły się śmielsze i głębsze gdy wyczuwał, że zabawa zaczyna się udzielać partnerce.

Miał miękkie wargi, oddech przesycony drinkiem którego pił przed chwilą i był ciepły. Wielki i ciepły, górował sylwetką nad drobniejszą dziewczyną. Nawet łapy miał wielkie, połowę większe niż te Tamiel. Testowali się przez długą minutę, albo i dwie, wymieniając oddechy ciągnęli ćwiczenie aż do momentu, kiedy ręce lekarki przestały się zaciskać kurczowo na prześcieradle. Jedna z nich wróciła na kłujący policzek. Druga po wyraźnym zawahaniu spoczęła na jego piersi. Robiło się gorąco, duszno, a piekarnik na dworze tylko to wrażenie potęgował.
- Myłeś zęby - stwierdziła, ciesząc się w duchu, że jednak korzysta z jej zapasów higienicznych. To jednak przypomniało dziewczynie o czymś ważnym i do tej pory zapomnianym.
- Danny… masz prezerwatywy? - spytała wracając z zamroczonej, bajkowej krainy do rzeczywistości.

- A ty nie masz? - zapytał widocznie nieco wyrwany z kontekstu i zaskoczony takim pytaniem. Sądząc po tym jak zadał to pytanie nie zapowiadało się by miał ten produkt pierwszej potrzeby jakie najnowsze miały jakieś trzy dekady na karku.

- Po co mi? - dziewczyna odpowiedziała i zmarszczyła brwi jakby to pomagało się skupić, ale głos wciąż miała rozkojarzony. Tak samo jak oczy - Nie potrzebowałam, tak… nie wydawały się - zamrugała - Może Rita ma?

- Rita? To mam do niej iść? Teraz?
- ranger skrzywił się jakby ktoś mu odbierał właśnie tak ładnie sprezentowany przed nos deser. I to taki co już zdążył posmakować i wydał się pyszny. - A ty nie masz? W jakiejś apteczce czy co? Przecież jesteś lekarzem. - zapytał jakby miał straceńczą nadzieję, że jakoś obędą się bez przerywania zabawy na szukanie po motelu tych cholernych gumek. Było już rano i pewnie wiele czasu im nie zostało na jakieś zabawy nim trzeba będzie wyjść i wrócić do reszty na śniadanie albo ktoś z tej reszty się do nich pofatyguje.

Quirke skrzywiła się, przełykając głośno ślinę i popatrzyła na rzucone pod ścianę bagaże.
- Nie jestem pewna - przyznała zakłopotana, dostrzegając nowy problem. Zarówno przeszukanie toreb, jak i wycieczki do pokoju szwendaczki zmuszały do przerwania kontaktu, a ręce lekarki skoro już znalazły się na obcej tkance, przykleiły się do niej i ich oderwanie byłby fizycznym wyzwaniem. Poza tym miała nieodparte wrażenie, że później wycieczka zaowocowałaby albo plotkami, albo znaczącymi spojrzeniami.
- Ale masz rację, jestem lekarzem - przyznała, biorąc porządny wdech. Uśmiechnęła się nagle bardzo ciepło, głaszcząc rangera po policzku i piersi - A lekarz przede wszystkim powinien umieć pracować pod presją i znać sztukę improwizacji… - przełknęła ślinę, dysząc przez nos gdy poprosiła - Połóż się. Na plecach. Chyba że chcesz siedzieć i patrzeć.

Grymas zmartwienia jaki zawitał na twarzy mężczyzny gdy już groziło im, że będą musieli przerwać tą zabawę po raz kolejny. I to tym razem tak, że już marne były szanse na jej wznowienie przed wyjazdem. No to nagle brwi mu skoczyły do góry na tą nową propozycję blondynki. Chwilę się zastanawiał. Ale tylko chwilę. Po czym znów się położył w poprzek łóżka oddając się do dyspozycji pani doktor.

Dziewczyna podążyła za nim, kładąc się tuż obok na boku.
- Obiecaj że… nic mi nie zrobisz. Żadnej krzywdy - poprosiła ze smutkiem i rezygnacją w oczach, oraz napięciem ścinającym mięśnie nie tylko twarzy - Daj mi słowo honoru.

- Pewnie. Nic ci nie zrobię. Słowo honoru.
- powiedział kiwając do tego głową którą przekrzywił aby móc spojrzeć na leżącą obok kobietę. Patrzył na nią łagodnym, pogodnym spojrzeniem i mówił z przekonaniem.

To musiało wystarczyć, poza tym nie wyglądało aby kłamał, a Quirke przypatrywała mu się bardzo, ale to bardzo uważnie gdy mówił i na koniec odwzajemniła uśmiech.
- Dobrze panie Toth, wierzę że jest pan człowiekiem dla którego dane słowo ma moc sprawczą. Biorę je ze sobą - wychyliła się, całując go najpierw w czoło, potem krótko w usta i w nie tchnęła - A pan niech się odpręży. Cały ranek zachowuje pan rozwagę i spokój gentlemana, ale w końcu czego innego się powinnam spodziewać po Południowcu z krwi i kości? - to mówiąc przeturlała się na większe ciało i po nim, na materac po drugiej stronie łóżka. Następnie zeszła z niego na podłogę.
- Pomyśl o czymś miłym - zakrywając zakłopotanie klęknęła przed nogami kowboja, wymownym ruchem łapiąc go za kolana i rozsuwając na boki. Tak było lepiej, oswajanie małymi krokami bez zbędnego dotyku.

Chyba znów nie bardzo wiedział co powiedzieć. Więc nie mówił. Leżał i oddał jej inicjatywę. Wydawał się być zaciekawiony tym co się teraz stanie. A ona sama zyskała okazję by niejako przy okazji znów obejrzeć sobie jego ciało. Bez ubrania. Takie żywe, ciepłe i prawdziwe. Wsłuchać się w jego lekko przyspieszony oddech i złapać spojrzenie gdy co jakiś czas unosił głowę ciekaw co ona porabia. Ale zazwyczaj leżała ona na pościeli, a oczy błądziły mu gdzieś po suficie. Zamknęły się, kiedy lekarka przystąpiła do pracy, z medyczną uwagą poświęcając się zadaniu całym sercem. Wsłuchiwała się w reakcje mężczyzny, dostosowując tempo pieszczot do tempa jego oddechu, aż cały stężał, zaciskając dłonie na prześcieradle. Na szczęście nie na jasnych włosach.
Wszystko co dobre, miało swój koniec. Ruchy głowy ustały, kilka ruchów grdyki pozwoliło oczyścić usta, a lekarka starała się nie krzywić przy przełykaniu. Stabilizując oddech wyprostowała plecy, klęcząc ze spuszczoną głową i słuchała, nie wiedząc co dalej. Gdzieś podświadomie szykowała się na cios w twarz, albo szarpnięcie za kłaki. Rzucenie w kąt, gdzie psi łańcuch i wrzynająca się w skórę obręcz na kostkę… ale nie śmierdziało piwnicą, nikt też nie krzyczał. Było cicho, spokojnie i przede wszystkim ciepło.
- Chyba… - zaczęła, a słowa uwięzły jej w gardle, odchrząknęła, opierając zaciśnięte pięści o kolana. Nie wiedziała co dalej, oprócz tego, że zaraz powinni wyjść na śniadanie i jechać dalej.

- Wiesz… to były bardzo ciekawe zajęcia. - zaśmiał się cicho i lekko chociaż oddech też miał dość zasapany. Ale zdradzał wszelkie oznaki zadowolenia. Wyciągnął rękę by ją przyzwać do siebie i pociągnął do siebie tak, że wylądowała obok niego. Ale chyba znów nie bardzo miał pomysł co powiedzieć. A i wydawał się być w jakimś błogim rozleniwieniu co nie sprzyjało werbalnym precyzowaniu myśli. Więc po prostu ją objął i tak sobie leżeli próbując uspokoić oddechy i dojść do siebie. Dopiero hałas głosów za uchylonym oknem ich obudził, bo nie wiadomo kiedy oboje przysnęli. W pośpiechu więc spakowali bagaże i szybko ruszyli do baru. Przed drogą należało zjeść śniadanie, a także udawać, że absolutnie nic niezwykłego nie miało od wczoraj miejsca.

Czas: 2051.03.02; czw; poranek
Miejsce: motel “Tom & Jerry”; bar

Jednym z mniej inteligentnych pomysłów było ruszanie w drogę na pusty żołądek, nawet jeśli organ ten po zeszłej nocy buntował się na sam zapach jedzenia. Do stołu ekipa z Wranglera dotarła o różnej porze i w różnym stanie. Niektórzy wyglądali jakby sen i odpoczynek w pełni ich zregenerowały, inna zaś sprawiali wrażenie bardziej styranych życiem niż po zakończeniu podróży poprzedniego popołudnia. Tamiel Quirke zaliczała się do tej drugiej grupy: była blado-zielona i apatycznie grzebała w jajecznicy, skubiąc ją raczej symbolicznie, niż z realnego poczucia głodu. Piła za to mnóstwo wody i kawy, starając trzymać na twarzy pogodny uśmiech.
- Nie przypuszczałam, że umiesz tak wywijać - zagadała w pewnym momencie do Westa, siedzącego krzesło obok.

- Chodzi o wczoraj? E tam. Jak się człowiek rozluźni, to i wszystko lepiej wychodzi - West uśmiechnął się i puścił do Tamiel oczko. Z zadowoleniem objął dłońmi swój kubek kawy i wpierw wziął parę wdechów, rozkoszując się zapachem parzonej kawy

- Gorzej jeśli rozluźni się zbyt mocno. Wtedy następnego ranka jest się w stanie uśmiechnąć dopiero po trzech paracetamolach i garści witamin - lekarka zaśmiała się cicho, odkładając widelec obok talerza. Przypatrywała się kierowcy z ciekawością - W razie czego, jeżeli potrzebujesz, mam jeszcze parę cukierków. Tylko najpierw coś lepiej zjedz… i musimy kiedyś zatańczyć. Następnym razem, teraz śniadanie - ruchem brody wskazała talerze - Słuchaj James, nie chcę wyjść na czepliwą marudę, ale silnik zaczyna już nieprzyjemnie rzęzić. Kiedy dojedziemy do Miami pozwól go przeczyścić… i załatać chłodnicę trochę porządniej niż prowizorycznie, dobrze?

- Pasuje. Mam to gdzieś od Atlanty, ale ciężko na tym zadupiu o dobre części. Naprawdę ciężko.
- ostrzegł James biorąc łyk kawy - chyba, że masz w torbie jakieś lekarskie cuda, co łatają chłodnice - uśmiechnął się.

- Niee… ale jeśli potrzeba mam całkiem niezły zestaw kluczy nasadowych i bańkę samogonu - blondynka odparowała wesoło, siorbiąc z własnego kubka - Myślę jednak, że na mieście uda się nam coś zorganizować. Żyją tu ludzie, w tym okropnie parnym klimacie i mają swoje maszyny. Nauczyli się o nie dbać, robią części wytrzymalsze… teoretycznie. Znajdziemy co potrzeba i jeżeli będzie odpowiadać jakimkolwiek znośnym standardom, załadujemy do twojej fury. Tylko wiesz - jej uśmiech stał się odrobinę zażenowany - Części do aut są ciężkie, nieporęczne. Będę potrzebowała twojej pomocy przy operacji, a znasz się - grymas znów stał się pogodny - Widziałam po drodze co potrafisz, damy radę i… chcę podziękować - odstawiła kubek na stół - Że nas zabrałeś. Trochę nasza symbioza przypomina w tym momencie pasożytnictwo, dlatego na odchodne chciałabym chociaż tak symbolicznie się odwdzięczyć.

Brew uśmiechniętego lekko Jamesa uniosła się w wyrazie lekkiej konsternacji.
- Właściwie gamble dzielimy po tankowaniu bryczki, więc tylko moje kierowanie macie w gratisie… a właściwie ciężko mówić o gratisie. W grupie raźniej. Bezpieczniej - James upił łyk kawy i popatrzył dokoła, rozkoszując się jeszcze tą chwilą siedzenia na twardym krześle, wśród zapachów jedzenia i kawy.
- Szczególnie, gdy zawijasz ze sobą kogoś, kto nie nosi broni. Wtedy zaprawdę poziom bezpieczeństwa szybuje pod niebiosa - lekarka ściągnęła usta w rozbawionym uśmiechu korkującym głośniejszy śmiech. - Nie musisz być taki skromny, James. Moja rola do tej pory ograniczała się do jedzenia, spania i zatruwania powietrza czczą gadaniną. Ewentualnie naklejałam plasterki - parsknęła - Czyli pasożyt. Postawiłabym ci drinka, gdyby nie fakt, że przed podróżą samochodem lepiej zachować trzeźwość… to co, chcesz drugą kawę? - skończyła pogodnym pytaniem i takąż miną.

James przytaknął głową i pogrążył się w zamyśleniu. Być może coś było na rzeczy w tym, co mówiła Tamiel, a być może nie i po prostu sama siebie dołowała. James nie przywykł do osądzania ludzi po kilku lub kilkunastu dniach znajomości, szczególnie, że ciężko było się do kogoś porządnie przekonać w tych parszywych czasach.Stare porzekadło mówiło jednak “Czas pokaże”, i James postanowił dać sobie, i jej ten czas.
 

Ostatnio edytowane przez Umai : 17-10-2020 o 00:44.
Umai jest offline