7 (?) marca 2050, tymczasowa kryjówka Hectora
Pogrzebany w miasteczku motocyklista musiał być faktycznie przypadkowym wędrowcem, nic w zachowaniu miejscowych nie zdradzało bowiem, aby go znali, a próbowali to z jakiegoś powodu ukrywać. Generalnie było to Hectorowi na rękę, bo tym samym monter uwolnił się od roszczeń krewniaków i znajomych zmarłego do jego majątku.
Pora robiła się późna, a wraz z popołudniem nadeszły też pierwsze oznaki znużenia. Wsadziwszy niezrozumiały list z powrotem do koperty Nowojorczyk rozsiadł się wygodnie na uprzątniętym wcześniej dachu, rozłożył rzed sobą kilka wyniesionych z domu kartonów i zabrał się za skrupulatne czyszczenie swojego arsenału. Przeczucie podpowiadało mu, że tej nocy niezrozumiały fenomen miał się powtórzyć, a i lokalsi chyba zaczynali wyczuwać wiszące w powietrzu zagrożenie.
W przeciwieństwie do poprzedniej nocy Garcia zamierzał czuwać do skutku, aby nie dać się zaskoczyć, a obrane za kryjówkę domostwo mocno mu sprzyjało w planach obrony. Unieruchomiony wskutek braku świec motocykl stał teraz w korytarzu na parterze, dodatkowo tarasując drogę na schody. W połączeniu z wciąganą na dach drabiną dawało to Latynosowi ogromną przewagę nad potencjalnymi napastnikami – nawet jeśli w jakimś czarnym scenariuszu miało utrudnić mu ucieczkę. Zaopatrzony w spory zapas amunicji, pomimo rosnącego zdenerwowania zachowywał względny optymizm, pozwalając sobie w międzyczasie na układanie dalszych planów względem swojej osoby.
Przelewając z baku Silverado dość paliwa, by napełnić do końca bak motocykla, zyskiwał pojazd przystosowany do podróży na skróty do Apollo i dalej do Avonmore. Oczywiście serce nadal mu pękało na samą myśl o porzuceniu uszkodzonego samochodu w Caligine, ale musiał w końcu podjąć decyzję na temat wyjazdu z miasteczka. Ludzie Tylera sprawiali wrażenie przyjaznych i względnie zdrowych na rozumie, więc Hector założył, że mógłby z nimi dobić targu w sprawie przechowania Silverado w osadzie. Jak długo istniała szansa, że w Avonmore dostanie albo znajdzie zapasowe części do zawieszenia wozu, tak długo zamierzał z niej skorzystać.
Lecz wpierw musiał przetrwać nadchodzącą noc. I utrwalić się w pewnych podejrzeniach, które zalęgły się w jego umyśle.
Wzrok czyszczącego rewolwer montera pobiegł na chwilę ku ustawionej na wyciągnięcie ręki puszki z rybną pastą, nietkniętej i hermetycznie zamkniętej, czekającej w towarzystwie wbitej w papę finki na odpowiedni moment do konsumpcji.