Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2020, 02:22   #20
Witch Slap
 
Witch Slap's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=k2XG4-1x5jQ[/MEDIA]
Południe; Miami; Hotel 2018


Załatwienie formalności z wynajęciem pokoju i przeniesieniem gratów nie zabrało dużo czasu. Drobne pestki do glocka potoczyły się po ladzie w jedną stroną. W drugą powędrował klucz i na jedną dobę Lane zyskała spokojne lokum, gdzie dało się odpocząć w chłodzie bez konieczności wąchania nagromadzenia potu sześciu osób w niewielkiej puszce Jeepa. Dało się odetchnąć, chociaż wnętrze wynajętego lokum pozostawiało wiele do życzenia, było czyste i jak na jedną osobę całkiem wygodne. Jeśli ktoś przywykł do ascezy i życia pustelnika-eremity. Nie padało na głowę, sam budynek sprawiał solidne wrażenie, a gospodarz nie wchodził potencjalnym petentom w dupę, co już kupiło mu szacunek Federatki, która po prostu miała alergię na natrętną sprzedaż i uprzejmość niektórych sprzedawców. Teraz jednak nie aparycja Josha wzbudziła żywe zainteresowanie na trupiej twarzy Melody, a hałasy zza okna. Zamknęła pokój, kierując się po schodach na dół. Gdzieś w połowie drogi natknęła się na dwójkę Teksańczyków, również schodzących na parter.
- Też idziecie popatrzeć na to widowisko… - Lane skrzywiła się, szukając odpowiedniego słowa, lecz go nie znalazła. Westchnęła cicho, stawiając na prostotę - Machania kończynami w rytm bębnów?

- Chodzi ci o ten przedziwny taniec wyglądający trochę jak walka? - Tamiel popatrzyła z wesołą uwagą na szlachciankę, uśmiechając się do niej sympatycznie. Co prawda zanim podeszła, blondynka w najlepsze rozprawiała o czymś z idącym obok Grimem, ale żadne nie wydawało się w żaden sposób niechętne rozmowie.
- Jeśli się nie mylę, ta sztuka walki nazywa się capoeira… niesamowite połączenie tańca, muzyki, rytmu, sztuki walki, samoobrony, gimnastyki i akrobatyki. - przyznała, przenosząc uwagę na Rangera - Wyglądało naprawdę obłędnie.

- Sztuka walki? - czarna brew Lane uniosła się pytająco do góry - Wygląda na taniec, u nas czegoś podobnego nie ma. My walczymy na poważnie. A co z tobą? - łypnęła na kowboja, zachowując profesjonalną minę żywego trupa - W tym waszym Teksasie uczą czegoś podobnego, czy skupiacie uwagę na bydle, prerii, koniach i wieszaniu koniokradów? - zadała pytanie, co gorsza wydawała się śmiertelnie poważna i równie poważnej odpowiedzi oczekiwała.

Wyglądało na to, że obie strony wracają ze swoich nowo wynajętych pokojów. Te wyglądały dość przyzwoicie. Całkiem możliwe, że kiedyś tu też był hotel czy coś podobnego. W każdym razie drzwi nie wyglądały jakby miały wylecieć z futryny za chwilę albo nawet mogły wytrzymać parę kopniaków. Chociaż wnętrze było dość skromne. Dwa łóżka, kącik sanitarny z miską i dzbankiem, jakiś służbowy ręcznik, coś do siedzenie, coś do wieszania ubrań. Dość skromnie i pustawo. Bezosobowo. Ale chyba ktoś odmalował to miejsce, jak nie w tym sezonie to poprzednim. Było całkiem schludnie.

- Niee… No co ty. My to ćwiczymy tylko rodeo i łapanie na lasso. - Grim tak naturalnie się skrzywił i niedbale machnął ręką, że trochę nie było wiadomo czy na serio potraktował pytanie Melody czy na żarty. I czy odpowiedział na serio czy na żarty. - To chcecie iść tam na dół? Na tą ulicę? - zapytał wskazując w stronę schodów prowadzących na parter i dalej przed wejście.

Lane przyjęła odpowiedź ze spokojem wody gnijącej w bajorze pełnym rzęsy. Kiwnęła głową z równie grobowo-poważną miną jak przed chwilą.
- Dziękuję Grim, rozwiałeś pewna wątpliwość którą miałam od momentu gdy się dołączyliście. Lasso i rodeo, tak. To naprawdę jest w stanie wszystko wytłumaczyć - popatrzyła na blondynkę i znów na kowboja - Zastanawiającym było jakim cudem udało ci się złapać… - urwała wymownie, równie wymownie wskazując spojrzeniem blondynkę - Bez lassa zapewne zadanie okazałoby się cięższe. - kąciki ust jej drgnęły ku górze - Chyba że rodeo również wychodzi wam satysfakcjonujące.

- A znasz się na tym? Bo nie wiem którą wersję gadać. - kowboj nieco uniósł brwi, nachylił się trochę ku Melody i ściszył głos jakby mieli coś po cichaczu załatwić. Chociaż szli i rozmawiali we trójkę. Ranger jak na prawdziwego południowca wypadało przepuścił dziewczyny przodem bo na schodach swobodnie mogły iść dwie osoby obok siebie.

- No a z tym łapaniem to całkiem prosta sprawa, same nudy, no wiesz, tak całkiem przypadkiem spadłem z konia czy coś no i mnie zawieźli do doktora ale go nie było i taka jedna tam zamiast niego była no i tak potem jak kazała przyjść na kontrolę no to co zrobić jak doktor każe nie? No to potem już jak stary doc szukał kogoś kto ją odstawi tutaj no to jakoś tak to poszło. - tłumaczył trochę przesadnie redneckowym tonem gdy tak sobie schodzili po schodach na parter. Gdy już zeszli na dół i znów na korytarzu mogli iść we trójkę obok siebie ponownie nachylił się ku Melody jakby jakimś cudem idąca obok blondyna mogła ich nie słyszeć.

- A wiesz ile się musiałem nakombinować jak tu jęczeć i zrzędzić by mnie wysłała na kolejną wizytę? Mówię co! To dopiero było rodeo i łapanie na lasso! - mówił jakby to dopiero był nie lada wyczyn godny legend i opowieści. A w międzyczasie zdążyli wyjść na ten główny korytarz przed głównym wejście. Więc przez chwilę mignęła im recepcja nieco z profilu. I rzeczywiście było widać te dwa ogary co miały szczęki jakby mogły przegryzać ośki ciężarówek. Josh mówił, że je puszcza na noc luzem więc lepiej się tu nie kręcić po północy.

- Danny! - Quirke jęknęła skonfundowana, robiąc się czerwona jak burak. Spiorunowała rangera spojrzeniem, zaciskając dłonie w pięści. A potem trzepnęła go jedną w ramię - N… nie łapałam cię za lasso a-ani ty mnie… na żadne przeklęte lasso - zamrugała, sapiąc głośno i miała ochotę zapaść sie pod ziemię - Nie musiałeś symulować, chętnie i tak… poszłabym z tobą na kolację, albo piwo czy… - podrapała się nerwowym ruchem po szyi - Wystarczyło poprosić, nie trzeba było kombinować, przecież i tak… bardzo - zacięła się, uciekając wzrokiem w bok - Schlebia mi pan, panie Toth i cieszę sie, że… wtedy pan przyjechał. Wiedziałam że to nic groźnego - sapnęła po raz drugi, biorąc się w garść i nawet przywołała na usta lżejszy uśmiech - Niemniej jeśli pacjent jest kontuzjowany musi swoje odczekać na wspomniane rodeo. Chociaż technicznie… Jezu - jęknęła, chowając twarz w dłoniach.

- Rozumiem - idąca obok Federatka skomentowała krótko, powstrzymując chęć aby parsknąć śmiechem. Nie wypadało - Skoro w takim razie nie było etapu rodeo, a jedynie sama czysta, lekarska pomoc… - udała że się nad czymś istotnym zastanawia i wreszcie wzruszyła ramionami - W takim razie nie będzie żadnego problemu jeśli po pokazie sprawdzimy tamtą dwójkę - ruchem brody wskazała walczącą parę w środku kręgu gapiów - Mogli sobie coś naciągnąć, a czy przypadkiem lekarze nie powinni dbać o zdrowie społeczeństwa? - zamrugała krótko - Wyglądają na sprawnych, gibkich - zamyśliła się - Ciekawe które z tych pozycji są w stanie powtórzyć poziomo. W łóżku… jak sądzisz, Grim?

- Oni? - Grim spojrzał spod kapelusza jakby chciał się upewnić, że chodzi o tych dwóch kogucików w centrum uwagi. Jakby mogło chodzić o kogoś innego. - Oj tam… Zobacz jak fikają, przecież widać, że nic im nie jest… Po co im lekarz? Nie ma chyba potrzeby… - Danny mówił trochę niepewnie jakby chciał przekonać swoje towarzyszki do swoich racji. A im byli bliżej klaszczącego i tańczącego tą nietypową sztukę walki kręgu tym jakoś bardziej słowa mu się rwały.

A w międzyczasie przeszli przez pustą oświetloną południowym żarem ulicę i doszli do tej grupki. Nie zostali niezauważeni. Zwłaszcza przez innych obserwatorów i klaszczących. Prawie wszyscy mieli białe spodnie z tymi specyficznymi sznureczkami w pasie, zwisającymi z jednego biodra. Prawie sami młodzi mężczyźni, z całej palety rasowej. Od białych, przez kolorowych aż do czarnych. Niektórzy to wręcz młodzieńcy u progu dorosłości. Kobiet i dziewczyn było tylko kilka. Większość spojrzała z zaciekawieniem na trójkę nowych ale jakoś chyba nie mieli nic przeciwko ich obecności bo nikt nie wykonał przeciwko nim żadnego wrogiego gestu. Muzyka i atmosfera też wydawały się luźne i wesołe. A ci dwaj w centrum skakali wokół siebie akrobacje co czasem wyglądało jak jakieś popisy walki, czasem jak jakieś cyrkowe sztuczki a czasem jak jakiś taniec.

Lane czuła się jak na targu niewolników, albo wystawie żywych eksponatów. Bez skrępowania przyglądała się każdemu mężczyźnie po kolei, a na jej twarzy pojawił się grymas zadowolenia. Ponurego, ale zawsze.
- Fascynujące - pozwoliła sobie na komentarz, zakładając ramiona na piersi i dumnie wyprostowana podeszła bliżej kręgu gapiów, skupiając uwagę na tych pośrodku. Młode, sprawnie i półnagie ciała przykuwały uwagę, a od patrzenia jeszcze nikt się nie zgorszył. Podobno.

- Jak oni mogą tak skakać w tym upale? - Tamiel za to została na miejscu, łapiąc za rękę rangera aby nigdzie daleko nie odszedł. Ściskała mocno, skacząc oczami po tłumie i w pewnej chwili westchnęła.
- Dobrze że nie jesteśmy w domu - mruknęła rozczulona, obserwując wielobarwne kółko bawiące się wspólnie bez durnych podziałów - Segregacja rasowa to bzdura, wszyscy jesteśmy ludźmi i… - zacięła się, kaszląc w zwiniętą pięść.
- Maja sytuację pod kontrolą, nie potrzeba doraźnej pomocy medycznej - Wzięła głęboki wdech i nagle, bez ostrzeżenia, wspięła się na palce. Zarzuciła ramiona Grimowi za karkiem, całując go czule i wcale nie, by zademonstrować jakiekolwiek roszczenia.

Chyba para Teksańczyków wyszła sobie z tymi manewrami naprzeciw bo Danny jakoś bez oporów przyjął i oddał ten pocałunek blondyny. A także objął ją gdy już znów wrócili do roli widzów więc już w ogóle wyglądali jak para. A Melody nie. Chadzała sobie samopas aż nadto rzucając się w oczy z tą swoją trupio bladą cerą na tle tych różnej maści opalonych karnacji. I coraz bardziej oddalała się od tej dwójki z jaką przyszła wzbudzając zaciekawione spojrzenia widzów. Któryś coś do niej powiedział. Chociaż w tym południowym slangu jaki niewiele miał wspólnego z angielskim z północy kontynentu.
- Chcesz? Spróbować? - zapytał chwilę potem jakiś jego kolega idąc mu w sukurs i wskazując na tych dwóch w centrum.

Kątem oka Federatka dostrzegła że dwa teksańskie gołąbki po krótkiej szeptanej rozmowie zaczęły się oddalać ku przeciwnej stronie ulicy, zostawiając ją samą. W duchu bladolica się uśmiechnęła szeroko. Miała wolne pole manewru i nie wyglądała już na uboższą krewną blondyny z buźką anioła.
- To wasza wersja Areny? - spytała tego co mówił zrozumiale, przekrzywiła przy tym szyję żeby złapać lepszą perspektywę. Podeszła też do obcego, stając tuż przed nim i prawie wchodząc butami na buty - U nas walczymy inaczej.

- Tak? Też tak umiesz? - ten co się odezwał bardziej po angielsku mówił trochę z dziwnym akcentem. Wskazał pytająco na dwóch zawodników w centrum. Ale on i jego koledzy obok chyba byli trochę zaskoczeni takim zachowaniem ciemnowłosej bladolicej. Chyba nie mając jeszcze o niej wyrobionej opinii i nie wiedząc czego się można po niej spodziewać.

- Tam skąd pochodzę jeśli stajemy naprzeciwko siebie z podniesionymi pięściami albo obnażoną bronią to tylko po to, żeby zabić. Taki mamy kodeks i zwyczaje - Lane zmrużyła oczy, mówiąc cichym i opanowanym głosem. Patrzyła mężczyźnie śmiało w oczy, unosząc to opuszczając jedną brew. Sztywny kij federacyjny nie pozwalał zgiąć pleców, lecz po krótkiej mentalnej gimnastyce pozwoli je pochylić odrobinę.
- Appalachy są jednak daleko, a znajoma powiedziała że wasza walka ma sporo wspólnego z tańcem. Nikt nie broni mi tańczyć - powiedziała z cieniem uśmiechu na twarzy, spojrzenie straciło na ciężkości. Zyskało za to błysk zainteresowania - Na czym wasz taniec polega, jakie są reguły?

- To ty nie stąd? No tak, nie stąd. - mężczyzna spojrzał na niższą od niego obcą kobietę po chwili zastanowienia. Jakby próbował sobie poukładać to co mówiła. Kolega coś go zapytał a on odpowiedział krótko. Ale w końcu chyba się na coś zdecydował.

- Taniec, si, si, taniec, taniec dobry, piękny. Chodź, pokażę ci. - powiedział uśmiechając się promiennie co ładnie wyglądało na jego opalonej twarzy i zaskakująco jasnych włosach. Wyszedł nieco ponad linię widzów i gestem zachęcił czarnowłosą aby podeszła do niego.

- Jestem Will. A ty? - zapytał klepiąc się w odsłoniętą pierś chcąc się przedstawić nieznajomej zanim zaczną te pierwsze kroki.

- Munnin… ale wystarczy Melody - bladolica ruszyła za celem, obserwując go spod byka uważnie. Z nieba lał się piekielny żar, słońce wypalało jej duszę, ale szła przy okazji pokazując na swoją pierś bliźniaczym gestem. Zanim jednak podeszła sięgnęła do pasa, odpinając od niego pochwę z długim, zakrzywionym mieczem którego tsuke oplatała czerwona, jedwabna materia i barwiona na czarno skóra. Uklękła na ziemi, kładąc na ziemi zdjętą z szyi czarną chustę. Dopiero na niej z pietyzmem odłożyła broń.
- Skąd jesteś? - zadała własne pytanie, wstając płynnie i obracając twarzą do blondyna - Pokaż co dla mnie masz - ściszyła głos, mimo nieśmiertelnej powagi jakoś tak zjechała wzrokiem na biodra rozmówcy przy ostatniej kwestii i wróciła nim do oczu.

- Ja stąd. Ale dziadek Anglik. Wielka Brytania. Cytryniarz. Po nim imię. - William znów się uśmiechnął i brzmiało trochę jak jakiś jego stały tekst przy przedstawianiu się. Wcześniej widok odpinanego miecza nieco go chyba zmroził. Zresztą przez widzów też przebiegł szmer nerwowego zamieszania. Ale widocznie wszystkim ulżyło jak miecz wylądował na ulicy a ta nowa przygotowywała się widocznie do nauki tańca.

- Najpierw rozgrzewka. - powiedział jej improwizowany nauczyciel i zaczął robić jakieś proste skoki. Jak skakanie na planie trójkąta. Właściwie było to proste. Ale jak się to robiło w lekkim półprzysiadzie, specyficznie wyrzucało ramiona na bok to razem wyglądało to bardzo efektownie i tajemniczo. Jak jakaś sztuka tajemna i magia. Przynajmniej jak Will to już robił w swoim rytmie. Ale najpierw rozłożył ten ruch na czynniki pierwsze no a na koniec zerkał w bok jak idzie nowej uczennicy.

Lane przygląda mu się, uważnie śledząc ruchy. Nie przypominało zwyczajowej nauki którą pamiętała, ale przykuwało uwagę. Po paru powtórzeniach zaczęła naśladować ruchy blondyna, najpierw powoli, a gdy załapała schemat, przyspieszyła chcąc mu dorównać tempem, chociaż w jej ćwiczeniach brakowało ekspresji - każde poruszenie mięśni było ściśle wymierzone, przemyślane i oszczędne, jakby Federatka oszczędzała siły żeby przedwcześnie się nie zmęczyć i być gotową gdy przyjdzie czas właściwego starcia. Jednakże twarz jej się rozpogodziła, spojrzenie z nieukrywanym zainteresowaniem śledziło oponenta, oceniając go niekoniecznie pod kątem ćwiczeń.

- A ty… Tobie nie gorąco? W tym, tym? - zapytał wskazując na kompletnie czarny ubiór kruczycy. Faktycznie jak się tak stało na świeżym powietrzu to było po prostu ciepło. Znacznie przyjemniej niż w nagrzanej słonecznym żarem puszcze samochodu jaki przez kilka godzin zmienił się w rozgrzany piekarnik. To na zewnątrz było przyjemniej. Zwłaszcza z tą chłodzącą skórę bryzą. Ale już wystarczyła ta mała rozgrzewka by się zrobiło cieplej. Znacznie cieplej. No a po tej rozgrzewce jakoś samo poszło.
William pokazywał jej różne ruchy i triki. Nie wiadomo kiedy demonstrował to na jakimś koledze, zwłaszcza jak trzeba było pokazać na pełnej prędkości. I właściwie… Właściwie to nawet jak Melody tak tylko patrzyła albo próbowała powtarzać te ruchy i ćwiczenia to nadal sprawa była dyskusyjna czy to jest bardziej taniec czy walka.

Za tańcem przemawiała ta radosna muzyka, klaskanie, śmiechy, przyjacielska atmosfera i taneczne ruchy. Trochę jak popisy cyrkowców i akrobatów. Ale jednak symulujące i nawiązujące walkę. A za walką przemawiały niektóre ruchy. Te wszystkie podskoki, obroty, kopnięcia z obrotu… Nie trzeba było wiele fantazji by sobie wyobrazić jak musi boleć oberwać takim kopniakiem, zwłaszcza, że wiele z nich było na tyle wysokich, że musiałyby trafić przeciwnika w głowę. To mogło zaboleć, może nawet zamroczyć.

Zadziwiająca była też płynność i zgranie przeciwników. Czy może raczej partnerów. Albo ich refleks. Bo praktycznie się nie trafiali. Celowo? Przypadkiem? Nie była pewna czy celem jest by trafić czy nie trafić. Jeśli trafić to musieli być tu same patałachy. Odkąd tu przyszła chyba nikt nie trafił nikogo. Z drugiej strony gdyby celem było uniknąć ciosu no to miała do czynienia z samymi mistrzami. A z jeszcze trzeciej jak to była jakiś układ, jakaś choreografia to mieli ją perfekcyjnie opanowaną. Bo te pokazowe ciosy mijały głowy i twarze prawie w ostatniej chwili. Gdy już się wydawało, że pędzący goleń czy stopa trzaśnie kogoś w głowę to ten był w trakcie fikołka czy czegoś innego a do tego zwykle sam jeszcze w tym pełnym ruchu zadawał cios jaki unikał jego partner czy przeciwnik. No magia. Ani boks, ani karate, ani nic co Melody widziała do tej pory a miało walkę w nazwie nie działało w tak nietypowy sposób.

- Masz. Napij się. Musisz pić. Gorąco. Trzeba pić. - William podał jej jakąś nakrętkę od termosu. Też był już nieźle zziajany i zdyszany. Jak i zresztą reszta jego kolegów i koleżanek. W których jakoś naturalnie Melody wsiąkła przez ten kwadrans czy dwa. Uśmiechali się do niej, coś do niej mówili i nawet jak nie rozumiała co to brzmiało po przyjacielsku. Albo klaskali czy unosili kciuki do góry jakby chcieli dodać jej otuchy albo wyrazić swoje poparcie. No ale ten popis czy koncert chyba się właśnie kończył. Ludzie zaczynali brać swoje ubrania, rzeczy, torby, popijali coś z manierek i termosów i świergotali do siebie. Ale dało się wyczuć, że się zbierają już do odejścia.

Lane bardzo chętnie przyjęła poczęstunek, wypijając do z prawdziwą ulgą. Smakowało owocowo i słodko, jak kompot z owoców których nie umiała nazwać, ale był dobry. Dodatkowo bezalkoholowy. Płyn był zbawieniem, podziękowała za niego skinieniem głowy, chociaż pytania o ubranie zignorowała. Oczywiście, że było piekielnie gorąco. Dyscyplina niestety nie pozwalała na poluzowanie choćby kołnierzyka.
- Spójrz co zrobiłeś - powiedziała cicho, oddając kubeczek właścicielowi. Głos i minę miała poważne, tylko po oczach dało się rozpoznać rozbawienie kiedy nachyliła się do przodu, ściszając jeszcze bardziej udający pretensję głos - Przez ciebie jestem cała mokra. Należy mi się rekompensata za ten dyskomfort nie sądzisz?

- Tak? - chyba udało mu się wywołać jego konsternację. Bo zapytał po chwili jakby mrużył oczy, trochę przekrzywiał głowę i chyba starał się zrozumieć co do niego mówi. Spojrzał trochę na kolegów i koleżanki jakby liczył, że coś mu podpowiedzą ale jakoś nikt się nie wtrącał. No więc zapytał. Może licząc, że jakoś to rozwinie coś co chyba nie bardzo wiedział o co jej chodzi.

- Nie, nie. To capoeira. Capoeira jest za darmo. Ty mi nic i ja ci nic. - powiedział w końcu ostrożnie pokazując na siebie i na swoją rozmówczynię.

Tym razem to on wywołał falę konsternacji, lecz Lane szybko się opanowała. Postąpiła krok do przodu, stawiając na najprostszy możliwy przekaz, zrozumiały przy ograniczonej znajomości języka.
- Capoeira była ok, dziękuję… a teraz - podniosła rękę, ujmując blondyna za brodę i zmusiła do spojrzenia w dół na jej bladą twarz z uniesioną pytająco lewą brwią - Ty, ja, wanna. - kiwnęła karkiem w stronę hotelu - Teraz. Gorąco mi. Przez ciebie.

- A! Tak, wanna. A może plaża? Chcesz? Moja wanna mała. A plaża duża. Pójdziemy… - twarz blondyna rozbłysła i wydawało się, że załapał o co chodzi Melody. I nawet się ucieszył. Chyba był za. Gdyby tylko dysponował wanną na dwoje. No ale na szczęście znał alternatywę. Tylko trochę brakowało mu słów by wyjaśnić jak się idzie na tą plażę to próbował ręcznie wskazać ten kierunek.

Lane go nie męczyła. Szybko zgarnęła miecz i chustę, nie spuszczając wzroku z Williama. Wyglądał naprawdę nieźle, a jej przyda się ktoś kto umyje spocone plecy.
- Jutro plaża - powiedziała, łapiąc go za wyciągniętą rękę i pociągnęła w stronę hotelu - Teraz wanna, tutaj. Razem. W hotelu. Chodź Will.

- Aaa! Jesteś z hotelu! No tak ty spoza miasta. Samochód który jeździ. Widziałem. - twarz znów mu się rozpromieniła jakby znów wszystko stało się jasne i zgodne. A nawet pasowała mu taka opcja. Dał się poprowadzić pierwsze kilka kroków ale, że był wyższy i miał dłuższe nogi to szybko się zrównali i szli obok siebie. Tak przeszli przez główne wejście hotelu gdzie Josh podniósł głowę i chyba to bardziej on niż ona przykuł jego uwagę. Posłał mu krzywe czy ostrzegawcze spojrzenie. Ale ostatecznie nic nie powiedział. Więc dwójka gości wylądowała w końcu w tej jednej ze wspólnych łazienek na parterze. Wyglądało jak łazienka. Kafelki na ścianach, podłodze, wanna, miednice, dzbanki no i nawet jakieś kosmetyki. Prawie jak dawniej. Tylko zamontowana w ścianie pompa świadczyła, że czasy się jednak zmieniły.

- Ty i Josh się znacie? Nie lubicie? - dopiero kiedy zamknęli za sobą drzwi Federatka się odezwała, stając pod ścianą ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Przyglądała się blondynowi uważnie - Dziwnie na ciebie patrzył.

- O tak. On nie jest miły. Nie lubi gangów. Ale dla niego wszyscy młodzi to gangi. My też. Ale ja pracowałem dla niego. Remont. Malowanie. Dużo pracy. Pomagałem. No to trochę mnie zna. Innych mógłby nie wpuścić. Psy. Ma straszne psy. - pokiwał głową i trochę się aż zmęczył gdy próbował wyszukać odpowiednie słowa w obcym dla siebie języku. Dlatego skończył te tłumaczenia z wyraźną ulgą.

Federadka nie mogła się nie zgodzić. Dwa brytany sprawiały morderczo nieprzyjemne wrażenie. Lepiej było nie zapoznawać się bliżej z ich kłami, ani jakąkolwiek częścią fizjonomii.
- Will - wskazała go palcem, a następnie pokazała pompę i balię. Wzięła oddech, dodając - Tu jest bezpiecznie, psy zamknięte. Nalej wody - w międzyczasie sięgnęła do guzików wysokiego kołnierza, rozpoczynając żmudne rozpinanie czarnego kompletu. Kaftan, kamizelka, koszula, gorset, odpinane rękawy, karwasze, rękawice bez palców, pół eleryna z kapturem, ciężki pas z mieczem, szelki i bandoliery na noże - każdy element kładła na szafce złożony w perfekcyjną kostkę - Znasz angielski… masz kogoś kto zna go lepiej?

- Tak. Senor Josh. I inni. Ale nie wszyscy. Tutaj najbardziej to hiszpański. Jak umiesz hiszpański to wszędzie się dogadasz. - powiedział odwracając się do pompy i uruchamiając trochę zgrzytliwy ale sprawny mechanizm. Woda po kilku ruchach poleciała i potem kolejnymi pulsami zaczęła chlustać na dół stopniowo napełniając wannę. A blondyn co wydawał się kontrastować z bladą brunetką jak dzień i noc odwracał się co jakiś czas w jej stronę obserwując jej postępy w rozbieraniu i składaniu ubrań.

- Ale ty jesteś blanca. Znaczy… biała… - powiedział zafascynowany bladą karnacją rozbierającej kobiety. Przy niej chociaż on raczej też był biały to ogorzała skóra wydawała się bardziej jak u Latynosa.

- Biała? Przez wasze słońce ostatnio się opaliłam - Melody popatrzyła na niego ironicznie, nie przerywając rozpakowywania, więc zaraz do zestawu czarnych ubrań dołączyły buty i dziewczyna w paru ruchach ściągnęła spodnie. Ułożyła je na blacie, na nich wylądowała podkoszulka i wreszcie komplet bielizny. Wszystko w jedynym słusznym kolorze.
- U nas dużo chmur, mało słońca. Nie lubię słońca, wolę księżyc. Czarną noc - wyjaśniła, pomijając bardziej skomplikowane tłumaczenia, rozplątując warkocze i trzepnęła głową, a czarna falowana tafla spłynęła jej aż za pośladki. Wtedy też powolnym krokiem ruszyła w kierunku blondyna, patrząc na niego jak polujący kot na mysz - Może jestem duchem? Musisz sprawdzić.

- Si… sprawdzić… si… - William skinął głowa w końcu darując sobie tą pompę. Ale jakoś tak raźno mu szła ta robota, że w wannie było już całkiem sporo wody. Patrzył zafascynowany na zbliżającą się kobietę. Gdy właściwie spotkali się przy tej wannie przyglądał się nadal. Ale sięgnął dłonią w jej kierunku dotykając jej włosów jakby naprawdę chciał się przekonać, że oboje są z tego samego świata.

O dziwo palce nie przeniknęły przez widmo, tylko ugieły kruczoczarne fale, a Federatka przekrzywiła szyję aby potrzeć skronią o wnętrze męskiej dłoni.
- Jak byłam dzieckiem, zmory, strzygi i upiory żyły pospołu z nami na tym świecie i nikomu to dziwne nie było. - zanuciła robiąc krok do przodu, a jej własne dłonie wylądowały na troczkach od spodni blondyna, bo więcej na sobie nie miał. Patrząc mu w oczy zbliżyła twarz do jego twarzy, ale zabrakło paru centymetrów żeby dokończyć manewr. Dała radę go pocałować dopiero stając na czubkach palców niczym baletnica.

No i wyglądało na to, że czas na te kalekie dyskusje się skończył. Gdy usta zetknęły się z ustami a dłoń z ciałem to i przemówiły ciała i hormony. A ten język wydawał się o wiele bardziej uniwersalny niż ten za pomocą słów. William całkiem sprawnie wysupłał samego siebie z własnych spodni i bielizny po czym za pomocą ust i dłoni zaczął poznawać się z nową znajomą.

- Chodź. - pociągnął ją w którymś momencie do środka wanny. Gdzie usiedli w dość chłodnej wodzie. Albo dla nagrzanych ciał wydawała się taka chłodna. Zresztą poza pierwszym wrażeniem które rozdzieliło ich tylko na chwilę zaraz znów miał ochotę na więcej.

Lane za to wyglądała na bardzo zadowoloną z kąpieli i jej temperatury, chociaż dla niej mogłaby być jeszcze chłodniejsza, a nawet lodowata. W domu uwielbiała dosypywać do balii wiadro albo dwa kruszonego lodu. Tutaj o podobnych fanaberiach mogła jedynie pomarzyć, ale za to towarzystwo trafiło się zacne. Przyjemnie było obserwować blondyna naprzeciwko. Jeszcze milszym okazał się dotyk. Federatka wyciągnęła się w wannie, opierając plecy o jej krawędź, z premedytacją eksponując nagie, białe piersi praktycznie na wyciągnięcie ręki.
- Umyj mnie - wydała rozkaz, podnosząc nogę aż stopą nie oparła się o opalony tors. Prawie się przy tym uśmiechała pełnoprawnie, bo uśmieszek zadowolenia wciąż błąkał się jak złodziej na jej wargach.

- Okey. - to krótkie słowo udało się wypowiedzieć tubylcowi całkiem po angielsku. Sam zresztą też zdradzał wszelkie oznaki podniecenia jak i zainteresowania partnerką. Chociaż może nieco dziwiło go je zachowanie gdy tak się rozsiadła jakby była sama i jeszcze wydawała mu polecenia. Przez chwilę jakby się wahał albo zastanawiał. Ale w końcu właśnie zgodził się dodając do tego ten swój pogodny, opalony uśmiech. Złapał za butelkę z kosmetykiem w płynie i nabrał go na swoją dłoń. A potem złapał za podaną mu bladą nogę i zaczął wcierać ten płyn w bladą stopę. Płyn szybko zaczął się pienić a tam, od swojego dołu, do Melody dochodziły bodźce tego szorowania. Gdy skończył z jedną nogą odłożył ją do wanny a sam wyjął z wody kolejną i zaczął manewr od początku.

Miał dobry widok na twarz Federatki i wyraźną aprobatę, gdy patrzyła na niego w przerwach między przymykaniem z przyjemności oczu, odchylaniem karku do tyłu, albo cichym mruczeniu. Przypominała niezwykle zadowoloną, mokrą wronę, którą jeszcze ktoś czochra po grzbiecie. Oczywiście zgodnie z kierunkiem układania się piór, a nie pod prąd.
- Dobry chłopiec… taki dobry chłopiec - westchnęła, przygryzając wargę, a trupioblade policzki pokrył cień rumieńców. Dłonie kontrastowały ciepłem do chłodu wody, były też zręczne i delikatne. Dodatkowo ich właściciel umiał słuchać rozkazów oraz je wykonywać.
Decyzję Lane podjęła gdy doszedł gdzieś do kolana. Wtedy bez ostrzeżenia pchnęła go mocno w klatkę piersiową, przygważdżając stopą do przeciwległego krańca wanny.
- Taki grzeczny - mruczała zadowolona, przesuwając stopę do góry, aż do jego twarzy - Taki sprytny… - chwyciła czubek lekko zarośniętej brody między paluch a sąsiadujący palec, ruchem kostki okręcając całą głowę w lewo i prawo, aby dało się obejrzeć dokładnie twarz.
- Taki śliczny - blada twarz drgnęła, wreszcie pojawił się na niej uśmiech. Delikatny, zadziorny. Pasował do płonących pożądaniem czarnych oczu powyżej.
Nie ostrzegła, nie dała znaku że sytuacja się zmieni. W jednej chwili leżała maltretując towarzystwo stopą, w następnej zabrała ją, odbijając ramionami od rantu wanny i skoczyła mu na kolana, a wokoło rozbryzgła się zimna woda.
- Taki mój - szepnęła z wargami tuż przy jego wargach. Pocałowała go zachłannie, trzymając za głowę dłońmi aby nie mógł uciec.

Chyba znów go ta jej nagła zmiana zachowania i gorący temperament skryty pod bladą, chłodną powłoką zaskoczyły go. Nawet skrzywił się z niechęci i zacisnął szczęki z irytacji czy złości jak go tak potraktowała stopą. Potem zaś chyba trochę się może nie tylko zaskoczył od tego nagłego skoku co wyglądał jak jakiś atak. Ale gdy po tym wszystkim doszło do całowania to widocznie znów odnalazł na chwilę utracony wątek. Umiał się całować. Tak jak językiem angielskim operował ledwo - ledwo to własnym już znacznie lepiej. Na pewno nie była jego pierwszą kobietą z jaką się całował. I z resztą takich manewrów też raczej nie.

Zaskoczenie trwało tylko w pierwszej chwili. Zaraz potem gdy widocznie ochłonął oddał jej pocałunki. Całował mocno, zachłannie i zdecydowanie. Tak samo ją złapał i gdy się nasycił ustami odepchnął nieco by móc spojrzeć i sięgnąć po jej piersi. Na chwilę zaśmiał się cicho i krótko jak chłopiec co dostał swoje ulubione zabawki. Ale na chwilę. Zaraz też zajął się jej bladymi piersiami na pełen etat.

Przy jego karnacji wyglądał, jakby obrabiał trupa z kostnicy. Albo topielicę, biorąc pod uwagę chłodną wodę wokół ich ciał. Lane podobało się to skojarzenie, o wiele bardziej jednak podobał się jej dotyk i pocałunki. Ciepłe muśnięcia wargi i palców czuła jak porażenie prądem. Kołysała się w przód i do tyłu, przyciskając do piersi jasnowłosą głową, przeczesywała mokre włosy tak różne od czarnych pasm oblepiających ich oboje jakby było nićmi pajęczyny. Każdy pocałunek i dotyk topiły lodową maskę Federatki, aż wreszcie westchnęła po ludzku, łapiąc kochanka za gardło i zmusiła by podniósł głowę aby mogła go ukąsić w te miękkie, ciepłe usta. Trochę się to potem wszystko rozmazało i rozchlapało i pomieszało. Najpierw ona go dosiadła w wannie potem on ją, potem jeszcze chyba coś było poza wanną a gdy się zmęczyli no i mimo wszystko zimna woda zaczynała zdobywać przewagę nad żywymi, gorącymi ciałami to trzeba było się rozgrzać. Ręcznikami i do sucha.


Nie do końca wiadome było jak w końcu wylądowali na pięterku w pokoju Lane. Z dwoma łóżkami, ale skorzystali z jednego. Tym razem w cieple pogodnego popołudnia i suchego materaca, tak dla odmiany. No i koniec końców zmęczeni tym przyjemnym rodzajem zmęczenia zasnęli. A przynajmniej tak się pozornie mogło wydawać obserwując dwa znieruchomiałe pod kocem nagie ciała. Rzeczywistość była niestety mniej kolorowa.
- William - Melody przerwała ciszę, mówiąc praktycznie szeptem. Leżała na plecach, z męską głową spoczywającą na piersi i ze splątanymi kończynami. Przyjemne zmęczenie rozleniwiało do tego stopnia, że oczy trzymała zamknięte balansując na granicy snu oraz jawy.

William zamruczał coś sennie jakby się o coś dopytywał i jego dłoń machinalnie pogłaskała głowę z czarnymi włosami.

- Widziałeś inną białą kobietę? - spytała wciąż nie otwierając oczu - Białą jak duch, podobną do mnie. Czarne włosy, czarne oczy, podobne ubrania. Niedawno tu dotarła, ale nie wiem gdzie.

- Si, si. - blondyn trochę sennie ale pokiwał twierdząco głową nadal machinalnie głaszcząc czarną głowę. - Si, widziałem inne białe kobiety. - dodał zadowolonym z siebie głosem.

Lane przekręciła się, wyplątując z kończyn i męskich ramion.
- William - powtórzyła poważnym głosem, przekręcając blondyna na plecy i siadając okrakiem na jego brzuchu.
- Potrzebuję cię - dodała, pochylając się tak, że rozpuszczone czarne włosy spłynęły po bokach jej głowy, odcinając twarze kochanków kruczą zasłoną z dwóch stron - Szukam kogoś.

- Tak? - trochę stęknął gdy na nim siadła. Ale pomogło na tyle, że podniósł swoją blond głowę by spojrzeć na nią. Wziął głębszy wdech, prawie machinalnie sięgnął do jej białych piersi i znów opuścił głowę i przymknął oczy. Ale dłoń jakoś dalej bawiła się tymi półkulami.

- A kogo? - zapytał bez otwierania oczu.

- Spójrz na mnie - pochyliła się jeszcze odrobinę, ściskając uda wokół brzucha blondyna - To moja siostra, wygląda podobnie. Biała i czarna. Przypatrz się - powtórzyła.

Znów się trochę skrzywił. Ale otworzył oczy i spojrzał na nią jeszcze raz. - Siostra? - zapytał jakby chciał sprawdzić czy dobrze usłyszał albo zrozumiał. Wziął głębszy wdech i wolniejszy wydech jakby to mogło by mu pomóc rozjaśnić myśli. - Nie, nie widziałem. - pokręcił głową i kręcił nią chwilę dłużej niż to się zazwyczaj robiło. - Ale słyszałem o jakiejś dziwnej obcej. Białej. Z czarnymi włosami. Ale co chwila coś ktoś widzi dziwnego to nie zwracałem uwagi. - przyznał po chwili jakby gdzieś pod blond kopułą majaczyła mu jakaś na wpół zapomniana myśl albo wspomnienie.

- Co słyszałeś? - Federatka wciągnęła powietrze aż zasyczało. Złapała mężczyznę za ramiona i podniosła do siadu. Tym razem delikatnie i objęła ramionami szyję.
- Powiedz wszystko co wiesz… to ona - wyszeptała mu prosto w usta, a torsem naprała na jego tors - Ona tu jest, to moja siostra. Muszę ją znaleźć. Pomóż mi Will, a będę bardzo miła. Odwdzięczę się.

- Ehh… - jęknął jakby zdecydowanie bardziej wolał iść spać niz gadać w tym trudnym dla siebie języku. Ale chyba nie miał serca spławić tak usilnej, kobiecej prośby. Więc w końcu znów otwarł oczy, popatrzył z bliska na bladą twarz i odgarnął czarne pasemka jakby chciał się jej lepiej przyjrzeć.

- Tyle co mówię. Nie widziałem. Słyszałem. Ktoś mi mówił. Że widział. Nawet ty. Znaczy teraz. Nie pamiętałem póki nie zapytałaś. Nie widziałem tamtej. Nie wiem czy to prawda. Może żart? - przyznał trochę mniej sennym głosem jakby mimo wszystko chciał pomóc no ale za słabo wcześniej przywiązywał wagę do czegoś co uznał za błahą, przelotną plotkę jaką się zapomina pół dnia później. I teraz niewiele z tego pamiętał.

- Pamiętasz kto ci o niej mówił, zaprowadzisz mnie do niego? - zadała nowe pytanie, teraz na odwrót pchając go w pierś żeby się położył wygodnie. Pochylała się nad nim, patrząc z uwagą w oczy - To nie żart. Ona tu jest. Tu jechała… - westchnęła i na moment przez bladą twarz przemknął grymas smutku. Drgnęła od razu i wróciła do uważnej obserwacji - Muszę ją znaleźć, jak najszybciej. Ty jesteś stąd… znasz ludzi i plotki - mówiąc wsunęła dłoń między ich ciała, przygotowując kochanka do dogrywki i zmuszając do rozbudzenia.

- Oh… Poczekaj… - położył się z ulgą ale złapał za jej nadgarstek aby ją powstrzymać przed tym pobudzaniem. Drugą ręką położył sobie na twarzy i przetarł powieki. - To było… Z tydzień temu. Na plaży. Kolega mówił. Jose. Mówił bo widział dziwną postać. Biała jak mąka. Czarne włosy. Szła jak duch przez ulicę. No to nie podchodził. Nie widział jej z bliska. Przestraszył się. Potem na plaży nam to opowiadał. Takie żarty. Zawsze opowiadamy wieczorem na plaży różne rzeczy. Historie. Wszyscy tak robią. - jakoś w końcu chyba poskładał w swojej głowie co i jak to było wtedy z tą zasłyszaną plotką.

Nastąpiła cisza, a potem nagle Lane odchyliła głowę do góry i zaśmiała się chrypiąco. Brzmiało jak krakanie, albo jakby dziewczyna dawno tego nie robiła. Śmiała się tak przez minutę, może dwie, aż opuściła głowę na poprzednią pozycję. Brzmiało jak jej siostra i wyglądało jak jej siostra.
- Mnie też byś się przestraszył, gdybyś zobaczył w nocy. Duch - wyszeptała, przymrużając oczy - Jesteśmy duchami, ona i ja. Zaprowadzisz mnie do Jose? Popytasz znajomych? Może ktoś ją jeszcze widział. Znajdź tamtego ducha, a ten - położyła jego dłoń z powrotem na piersi - Będzie twój.

- Si, si, zaprowadzę, popytam… Ale potem. Nie teraz. Dobra? - blondyn pokiwał głową na znak zgody i popatrzył na nią takim wzrokiem że jasne było, że nie ma ochoty zrywać się w tej chwili z tego wygodnego łóżka. Za to chętnie przyjął pod opiekę nadstawione tak ładnie piersi.

- Si - bladolica wrona wyglądała na zadowoloną. Pocałowała go krótko na zgodę, a potem wróciła do pozycji leżącej, podkładając ramię pod głowę. Drugim przygarnęła Williama, aby znów mógł korzystać z naturalnych poduszek.
- Też nie chce mi się stąd ruszać teraz - przyznała, patrząc w sufit. Należało odpocząć, potem coś zjeść, ale to potem. Parę godzin już nie robiło różnicy, skoro miała trop. Zwietrzały… wciąż bardziej świeży niż ten, którym podążała do tej pory. Dlatego zamknęła czarne oczy i szepnęła jedno słowo:
- Zostajemy.
 
__________________
'- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.'

Ostatnio edytowane przez Witch Slap : 22-10-2020 o 03:05.
Witch Slap jest offline