Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2020, 08:17   #248
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Śnieżka odleciała z listem w kierunku Heldren, a wy skupiliście się na odpoczynku i regeneracji sił. Każde z was wiedziało, że miejsce, do którego wybierzecie się następnego dnia będzie niosło ze sobą jeszcze gorsze niebezpieczeństwa niż te, z którymi spotkaliście się do tej pory w lesie. Musieliście być przygotowani i w pełni sił. Rozdzieliliście pomiędzy siebie zdobyte skarby, a część z nich umieściliście na saniach, które dodatkowo zabezpieczyliście znalezioną między skrzynkami liną. W międzyczasie Draugdin pozbył się z jaskini trucheł goblinów, wyrzucając je w śnieg zaraz przy wejściu.

Wieczór nadszedł całkiem szybko, więc wyznaczyliście warty i udaliście się na spoczynek. Przez całą noc nic się nie działo, a jedynymi słyszalnymi odgłosami było wycie wiatru. Nowy dzień powitaliście całkiem nieźle wyspani i gotowi do dalszej drogi. Zjedliście solidne śniadanie i gdy zbieraliście się do dalszej drogi, w jaskini pojawiła się Śnieżka! Przy nodze zawieszony miała złożony na cztery kawałek kartki, zatem to musiała być wiadomość od wioskowych. I istotnie nią była. Matka Teodora, Torvald, Ionnia i inni podpisani na końcu listu życzyli wam powodzenia i szybkiego powrotu do Heldren. Mieliście na siebie uważać podczas tej niebezpiecznej misji, a cała wioska będzie się modlić za powodzenie zadania i wasze zdrowie.

Pokrzepieni tą wiadomością ruszyliście do otoczonego koroną sopli portalu. Pogoda wciąż była paskudna, ale nie spodziewaliście się niczego innego. Zimny, północny wiatr próbował wedrzeć się pod wasze płaszcze, a wirujący śnieg ciął niemiłosiernie odsłonięte kawałki skóry. Stojąc przed emanującym błękitną energią wirem spojrzeliście raz jeszcze po sobie, po czym weszliście w niego w tym samym momencie.

I wszystko się rozmyło...




Gdy opuściliście portal, okazało się, że zewsząd otacza was zaśnieżony las. Było zimno, chyba nawet bardziej, niż w Lesie Granicznym, a wokół panowała zupełna cisza, którą przerywało jedynie chrupanie śniegu pod waszymi rakietami, gdy zdecydowaliście się ruszyć przed siebie. Nie wiedzieliście, gdzie jesteście i w którą stronę musicie podążać, ale nie mogliście po prostu zostać w miejscu. Temperatura była zabójcza, dłuższe ociąganie się mogło skutkować poważnymi konsekwencjami dla zdrowia.

Los chciał, że po kwadransie przedzierania się przez śnieg dotarliście na zalesione wzgórze wychodzące na rozległy, otwarty teren poprzetykany jedynie niewielkimi zagajnikami. Tam również, w oddali ujrzeliście słabe, odległe światła i kontury zabudowań. To musiała być jakaś wioska. Znajdowała się jednak wiele mil od was, nie można było nawet sprecyzować ile dokładnie, gdyż sypiący śnieg utrudniał widoczność. Na domiar złego, patrząc na ciężkie, pękate chmury w oddali, Astrid uświadomiła sobie i wam wszystkim, że zbliża się potężna śnieżyca, być może nawet gorsza, niż ta, którą mieliście okazję przeżyć przy portalu, mierząc się z Tebem. Wyglądało na to, że dotarcie do leżącej w oddali wioski mogło być sprawą życia i śmierci.

Akial z Mihaelem dość szybko poradzili sobie ze zlokalizowaniem ścieżki prowadzącej w dół zbocza. Przedarliście się przez skupiska zaśnieżonych sosen i po kolejnym kwadransie powolnego schodzenia znaleźliście się na dole. Minęliście jeden z zagajników i ledwo wyszliście na otwarty teren, a wasze oczy przykuła osobliwa sytuacja. Jakieś pięćdziesiąt stóp przed wami, na prawo od zagajnika, który minęliście, toczyło się starcie. Karawana złożona z pięciu zaprzęgów, z których każdy ciągnięty był przez cztery psy, została zaatakowana przez ogromną modliszkę.


Jednak to nie zwierzęta i ciężki ładunek, jaki przewoziły na saniach był jej celem, a piątka podróżnych - czterech mężczyzn i rudowłosa kobieta. Zielony insekt górował nad nieznajomymi, chwytając jednego z mężczyzn w swoje przednie odnóża i zaciskając na jego boku zębiska. Po okolicy przebiegł przerażający krzyk bólu. Jego kamraci atakowali mieczami i toporkami, próbując sprawić, by stwór wypuścił ich towarzysza, jednak na razie ich działania nie przynosiły efektów. Od razu zdaliście sobie sprawę, że insekt nie pochodzi z tego regionu, zatem najpewniej również przedarł się przez zimowy portal, tak jak wy. Psy w zaprzęgu musiały zostać dobrze wyszkolone, gdyż nie rozpierzchły się po polanie, a w szyku przyglądały się toczonej walce, przebierając jedynie ogonami i łapami w miejscu.

 
Ayoze jest offline