| + Kerm, dziękuję za dialog :) Wieczór upłynął jej na rozmowie przy ognisku z Traivyrem. Osłonięci nieco jedną z naturalnych ścian jaskini, mogli mieć nieco prywatności, choć ich rozmowa i tak pewnie docierała do uszu pozostałych. Ogień płonął wesoło, stwarzając całkiem udaną iluzję bezpieczeństwa i spokoju.
Można było usiąść i odpocząć, nie bojąc się, że w okolicy czają się ciekawskie uszy lub zza krzaków wyskoczy ktoś, kto zechce ci wbić nóż w plecy. Lub tylko wyciągnąć sakiewkę. - Prawie jak w domu, prawda? - Traivyr uśmiechnął się do siedzącej obok niego dziewczyny. - Prawie robi tu różnicę - odpowiedziała z uśmiechem. - Ale nie narzekam. Póki jesteś blisko, możemy siedzieć nawet w jakichś zapomnianych katakumbach pod ziemią. - Zapewniła.
Uśmiechnął się do niej, równocześnie kładąc dłoń na jej dłoni. - Ja z tobą również - zapewnił. - Ale następną wycieczkę zrobimy na jakąś cieplutką plażę - zaproponował. - Jeśli to wszystko się skończy i uda nam się wszystko załatwić tak, jak powinno, z chęcią się z tobą wybiorę w jakieś cieplejsze miejsce - odpowiedziała. - Jak się czujesz? Czy po wchłonięciu mocy Illariona poczułeś jakąś różnicę? Bo ja nie.
- Prawdę mówiąc ja też nie - przyznał. - Czuję się dokładnie tak samo, jak wcześniej. Mam tylko nadzieję, że faktycznie zdołamy ominąć te glify i osłony, o których wspomniał Czarny Jeździec. Ale szkoda trochę, że nie dostaliśmy też takich czarnych rumaków... - dodał z lekkim uśmiechem. - Pewnie jakby nie musiał rozdzielać swojej mocy na nasza czwórkę, tylko na przykład przekazał ją tobie, to byś mógł dosiadać takiego rumaka. - Zaśmiała się. - Może nawet miałbyś podobną zbroję i straszyłbyś wszystkich wokół.
- O tak, tak... O tym właśnie marzę całymi dniami i nocami - uśmiechnął się zaklinacz. - Mam wrażenie, że ty prędzej byś się dogadała z takim konikiem. Ale, prawdę mówiąc, jakiś środek transportu by się nam przydał. Może po tamtej stronie portalu znajdziemy coś, co nas poniesie na swoich grzbietach. W końcu jesteśmy bogaci i możemy się tarzać w złocie - zażartował. - Ja myślę, że ten czarny koń był tak samo prawdziwy, jak zbroja Illariona. - Puściła mu oczko, uśmiechając się lekko. - Co do środka transportu, to zgadzam się - jeśli mamy znaleźć tę Bladą Wieżę a potem Chatę i Babę Jagę, to dobrze byłoby nie drałować wszędzie pieszo. Na pewno coś sobie zorganizujemy, na pieniądze narzekać nie możemy.
- Skoro Illarion na nim jechał, to jakoś to funkcjonowało... Może i my byśmy mogli. Może się nauczę wyczarowywać takiego... - powiedział z zadumą w głosie. - Jak się czujesz jako posiadaczka worka złota? - spytał z lekkim uśmiechem. - Czuję się… normalnie - odparła z uśmiechem. - Wiesz, że mi nigdy złoto nie imponowało, ani nie miałam planów zostać najbogatszą druidką w Taldorze. Pieniądze nam się przydadzą przy tej niebezpiecznej podróży. Jeśli nie na rzeczy potrzebne do przeżycia, to na pewno będą mogły rozwiązać parę języków, jeśli byśmy tego potrzebowali.
- Złoto pomaga otworzyć niektóre drzwi. - Skinął głową. - Trafimy do obcego świata, gdzie przyda się każda pomoc, a za wiedzę lepiej płacić złotem... No i nie trzeba będzie spać pod gołym niebem... w zasypanym śniegiem namiocie - dodał żartobliwym tonem. - Może się nauczymy budować takie domki ze śniegu? - Spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale i rozbawieniem. - Taaak, to by było całkiem ciekawe… - odpowiedziała mu z uśmiechem na ustach. - Miejmy nadzieję, że jednak nie będziemy musieli. Tam też mają miasta i wioski, więc myślę, że i tak trochę czasu spędzimy w ciepłych łóżkach. Oby.
- Ciepłe, a może i jeszcze wygodne łóżko? No, no... - Pokręcił głową z udawanym zaskoczeniem. - Ale wymagania... A co, jeśli tam sypiają na gołych deskach? - zażartował.
- Nie dość, że kraj wiecznej zimy, to jeszcze sypianie na gołych deskach? Nie sądzę, żeby aż tak bardzo chcieli sobie utrudniać życie. I sen - odparła wesoło. - Przekonamy się niebawem. Ogólnie i się trochę niepokoję a z drugiej strony cieszę na tę wyprawę, bo to zawsze coś nowego, ale i niebezpiecznego. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego spotka mnie w życiu. Myślałam, że będę prowadziła nudne życie wioskowej druidki przeplatane z rolą matki dla gromadki dzieciaków. - Uśmiechnęła się. - Całej gromadki? - zainteresował się. - To brzmi całkiem ciekawe... - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. - Chciałabym mieć dużą rodzinę, ale to na razie melodia przyszłości - odparła z uśmiechem. - No i oczywiście dobrze by było, gdyby mój mężczyzna również angażował się w wychowanie swoich osesków, nie zostawiając wszystkiego na moich barkach. - Mrugnęła do niego i położyła dłoń na jego dłoni.
Odpowiedział uśmiechem. - Ciekawe wymagania - powiedział z udawaną powagą. - Podział obowiązków... Słyszałem kiedyś o czymś takim... Plotki jakoweś... - zażartował. - To ile ma być tych dzieci? - Uśmiechnął się do niej. - Cały czas chciałabym się też udzielać w społeczności, a nie tylko siedzieć w garach - odpowiedziała. - Cieszę się, że mnie rozumiesz. - Wyszczerzyła się. - Co do ilości, to jeszcze nie wiem, może trójka… ale to będzie zależeć.
- Trzy to bardzo ładna liczba... Na przykład dwie dziewczynki... - stwierdził z zadumą. - Jeśli odziedziczą twoje włosy... będą piękne jak ich mama.
Astrid poczuła, że się rumieni. Nigdy nie potrafiła przyjmować komplementów i panować nad związanymi z tym emocjami. - Dziękuję, to bardzo miłe, co mówisz. Ale ja bym to odwróciła: dwóch chłopców i dziewczynka. Żeby bracia mogli bronić siostrę przed niebezpieczeństwami. - Uśmiechnęła się do niego. - A poza tym, myślałam, że zapytasz mnie, od czego będzie zależeć, ile będzie… będę miała dzieci. - Poprawiła się szybko, odgarniając kosmyk srebrnych włosów za ucho. Pewnie Traivyr i tak złapał, co chciała powiedzieć, ale cóż, mleko się wylało. - Mam nadzieję, że masz na myśli to samo, co ja... - Traivyr uścisnął lekko jej dłoń. - A co do dziewczynek... Jeśli będą takie, jak ty, to dadzą sobie radę w życiu. Nawet z natrętnymi... jak to nazwać... adoratorami.
- Pierwszą nauką, jaką ode mnie dostaną, jak już podrosną, będzie informacja, jak zasadzić soczysty kopniak między nogi natrętnym adoratorom. - Zaśmiała się i przytuliła do niego, kładąc głowę na jego piersi. Pomimo tego, że byli w drodze od dłuższego czasu, wciąż ładnie pachniał. - Nachodzą mnie ciekawe myśli - szepnął jej do ucha, równocześnie ją przytulając. Nie zważając na to, że mogą ich obserwować ciekawskie oczy towarzyszy wędrówki.
Astrid uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. - Zostaw je na lepsze czasy. - Poklepała go delikatnie dłonią w mostek. - Jak już będziemy mieć chwilę dla siebie.
- Nie będziemy narażać zdrowia i spokoju naszych towarzyszy - powiedział cicho. - Czytasz mi w myślach, kochany. - Przytuliła się do niego bardziej. - Jesteś taki mięciutki. Jak poduszka. Poleżę tak sobie trochę, dobrze? - Zamknęła oczy, wciąż go obejmując. - Tak, skarbie. - Pogłaskał ją po głowie i przytulił. - Cieszę się, że jesteśmy tu razem - powiedziała, nie otwierając oczu. - Dzięki tobie czuję się bezpieczniej.
Pocałował ją w czubek głowy - jedyne dostępne w tym momencie miejsce.
Noc upłynęła spokojnie i Astrid nawet nieźle się wyspała. Po śniadaniu zebrała wszystkie swoje rzeczy, zabezpieczyła dokładniej sanie, na których znajdował się ich ekwipunek razem z częścią znalezionego skarbu i gdy była przygotowana do wyjścia na zewnątrz, Śnieżka do nich wróciła. Przyniosła ze sobą nowiny z Heldren i po przeczytaniu listu nastrój druidki wskoczył poziom wyżej. Miło było dostać tak fajną wiadomość przed wyruszeniem w niewiadomą. Wiedzieć, że cała wioska życzy im powodzenia i będzie trzymać za nich kciuki. Astrid schowała list do wewnętrznej kieszeni płaszcza i podniesiona na duchu ruszyła z pozostałymi do portalu.
Pamiętała tylko moment wejścia w niego i wyjścia, nic poza tym, jakby na moment przestała istnieć. Znaleźli się w jakimś lesie, a wokół było jeszcze zimniej, niż tam, skąd przyszli. Astrid okutała się mocniej płaszczem i naciągnęła mocniej kaptur na głowę. Po dotarciu na wzgórze wypatrzyli w oddali jakieś światła, więc musiała to być jakaś osada. Trzeba było tam szybko dotrzeć, gdyż to, co Astrid zobaczyła na niebie nie zwiastowało niczego dobrego.
- Zbliża się potężna śnieżyca, musimy się pospieszyć - powiedziała do towarzyszy z wyraźnym zmartwieniem w głosie. Nie wierzyła zbytnio, że uda im się dotrzeć do miejsca, gdzie widzieli światła, ale może gdzieś po drodze znajdą jakieś schronienie.
Całkiem szybko znaleźli się na dole, a gdy wyszli zza drzew ujrzeli toczącą się walkę. Kilka osób walczyło z przerośniętą modliszką. Moment. Modliszką? Tutaj? Musiała też przejść przez portal i właśnie trzymała w przeżuwaczkach jednego z rannych mężczyzn.
- Zgadzam się, pomóżmy im! - Wykrzyknęła za Akialem i również ruszyła w stronę przerośniętego insekta.
Jej ręka odruchowo powędrowała w miejsce, gdzie powinna znajdować się włócznia, ale wtem przypomniało jej się, że przecież straciła ją w walce z Tebem. Skrzywiła się tylko i chwyciła za sejmitar. Stal pewnie nawet lepiej sprawi się przy takim przeciwniku. Dopadła do insekta na prawo od Akiala, gotowa ciąć ją w odwłok bądź tylne odnóża. |