Wypad nad zwiad w wykonaniu Navaho niemal momentalnie przyniósł efekty. Z miejsca zauważył dwa snopy światła na poziomie niżej, prawdopodobnie od nieprzyjaciół. Zatrzymał wszystkich gestem dłoni. Przyłożył wskazujący palec do ust, nakazując ciszę. Następnie to samą dłonią pokazał dwa palce, oznaczające "ilość", przystawił je do swoich oczu, a potem skierował je w kierunku zauważonych świateł. Rozpoczynała się gra w kotka i myszkę.
Utamukeeus żałował, że oprócz pieniędzy i telefonu, Wheeler nie sprezentował im żadnej broni. Każdy mężczyzna w plemieniu był wojownikiem, a każdy wojownik posiadał broń, z którą się nie rozstawał. Nóż, tomahawk, łuk, później strzelba... I wcale nie chodziło o niczym nieuzasadnioną chęć mordu na bliźnim. Po prostu w na stepach, w pełnej dziczy, brak broni oznaczał wyrok śmierci. Londyn może i był miastem, ośrodkiem cywilizacji, ale jak na razie w niczym nie ustępował dzikim ostępom amerykańskiej ziemi.
Na razie pozostawało im jedynie przechytrzyć napastników i im umknąć. Navaho wiedział, że nie ma szans w walce na pięści przeciwko broni palnej, nawet jako wampir.