Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2020, 14:19   #21
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Tamiel Quirke była niewątpliwie gwiazdą przedpołudnia. Gdyby za bajerowanie dawali medale, dziewczyna byłaby już obwieszona po kolana miedzią. Tak przynajmniej uważał James, na którym wyczyn ten wywarł pewne wrażenie. Tymczasem mógł spokojnie skupić się na prowadzeniu a koszty spotkania nie były wielkie, ba, były wręcz minimalne.
Można było nawet przyzwyczaić się do lekkiego tłoku w pojeździe.

Miami. Wysokie, oblepione przez roślinność wieżowce były pierwszym punktem orientacyjnym, jaki pojawił się na horyzoncie. Zardzewiałe tablice oznaczające numer drogi, kierunki i nazwy mijanych miejscowości były w większości albo nieobecne, albo postrzelane lub mocno zarośnięte roślinnością. James postanowił więc trzymać się międzystanowej dziewięćdziesiątki piątki aż do starego Pompano Beach, gdzie kolejne zawalisko zmusiło go do zmiany drogi na obecnie prawie szutrową, błotnistą koleinę której tabliczkę z nazwą drogi przywiązano do jakiejś palmy. Czterysta czterdziestka jedynka jednak wskazywała wyraźną, kreśloną olejną farbą kierunek “North Miami Beach”. Jeep kuriera, skrzypiąc z pod kół drobnymi kamieniami i rozchlapując stojące gdzieniegdzie kałuże ruszył naprzód. James wiedział, że zostało już niewiele mil do przejechania, ale te ostatnie mile zaczęły się bardzo mocno dłużyć. Droga nie była wcale łaskawa, i niemal co kilka, kilkanaście metrów trzeba było pracować kierownicą, omijając wertepy, mniejsze zawaliska lub konary drzew. Jeep był zdolny pokonać o wiele większe nierówności drogi, ale wszystko wiązało się z kosztami. Kilka godzin takiej offroadowej zabawy męczyło ogumienie i zawieszenie pojazdu. Rozsądek nakazywał więc oszczędzać Jeepa, kosztem niestety czasu jazdy i wygody pasażerów. Czas płynął, a komfort jazdy spadał coraz bardziej.
Po kilku godzinach jazdy słońce prażyło już całkiem mocno, na tyle mocno, by temperatura w Jeepie przekroczyła magiczne trzydzieści celcjuszy. Przynajmniej tyle, aby mózg zaczął pocić się na równi z rękami. Towarzystwo w aucie, przydatne w czasie zasadzki lub ataku w tej chwili zaczęło ciążyć dodatkowymi oddechami, wydzielanym ciepłem i intensywnym zapachem pocącego się w samochodzie ciała. Kiedy dojechali do celu, nie było chyba osoby która nie wyskoczyła z Jeepa z ulgą.
Pozostawało znaleźć jakieś lokum, choć godzina była bardzo młoda, i James najchętniej pomęczyłby się jeszcze kawałek, aby znaleźć cel ich głównego zlecenia.
Pan Cantano, kimkolwiek był, nie powinien czekać zbyt długo na swoją paczuchę.
James nie bardzo mógł zrozumieć, dlaczego podjechali akurat pod hotel “2018”. Polecony przez bandytkę, która jeszcze kilka godzin temu trzymała ich pod lufami swoich zbirów, chciała wysadzić lub obrabować. Fakt, iż wyłgali się tanim kosztem nie czynił z tej miejscówki idealnego miejsca do odpoczynku. James myślał wręcz dokładnie co innego, jednak Tamiel i “Czarna” już wyskoczyli z samochodu z walizami, najwyraźniej zamierzając się zameldować. James zagryzł złość, zapalił jednego z ostatnich fajek i spokojnie poczekał, aż ekipa zechce się wypakować.

Hotel nie zachwycał. Po prawdzie, to nie podobał się Jamesowi żaden hotel, w którym się zatrzymywali. Kurier przywykł do bycia w drodze tak bardzo, że mógł doskonale obejść się bez tych wszystkich łóżek, pryszniców czy dachu nad głową. Kanapa w Jeepie była wygodna, dach póki co nie przeciekał, i choć prysznic od czasu do czasu był całkiem w porządku, to James kąpał się już wczoraj i jak na jego nos i gust, nie zdołał jeszcze porządnie się spocić, choć upał jak najbardziej doskwierał.
Cena pokoju być może nie była aż tak wygórowana, ale jeśli nie ma się wolnych gambli, to równie dobrze ceną za pokój mogło być na przykład sto gambli. przy perspektywie zapłaty za nocleg paliwem, nabojami do strzelby lub samochodem, James zdecydował, że znów prześpi się w Jeepie, lub poszuka okazji do zarobku na mieście. Najważniejszą też według niego rzeczą, było znalezienie adresu Cantano, jakiegoś handlarza z paliwem i częściami do auta, potem jakiejś intratnej roboty.
- Cantano. Znasz człowieka? - zapytał właściciela hotelu, który z facjaty w ogóle nie podobał się Jamesowi. Jak cały ten hotel, niby wyglądający na bezpieczny, ale rzadko kiedy rzeczy okazywały się być tym, na co wyglądały.

Właściciel hotelu obrzucił kierowcę ponurym i nieprzychylnym spojrzeniem jakby odwzajemnił mu jego uczucia względem siebie. - Bierzesz pokój? - pytaniem również się odwzajemnił.

- Może. Zależy, czy wiesz gdzie znaleźć Cantano - odpowiedział James.

- Może wiem gdzie znaleźć Cantano. Dla kogoś kto wynajmie tutaj pokój. - hotelarz odparł równie krótkim i prawie bliźniaczym tonem jak jego klient.

James nie zamierzał jednak wdawać się w słowne gierki nieprzyjemnie wyglądającego, podejrzanego typa i wyszedł przed hotel, kierując spojrzenie na knajpę naprzeciwko. Spokojnym krokiem przeszedł przez ulicę i skierował się do stojącego za barem człowieka.
Po pierwsze, chciało mu się pić, i gamble wydane na drinka były znacznie lepsze, niż na podejrzany hotel. Zamówił więc coś, co wyglądało na jakąś whisky i zagadnął barmana
- Słuchaj, potrzebuję znaleźć takiego jednego. Wołają go Cantano. Słyszałeś może o nim?

- Cantano? Señor Cantano? - barman zrobił minę jakby nie do końca był pewny czy rozmawiają o tej samej osobie. Odwrócił się do regału za swoimi plecami i zdjął pękatą butelkę pełną płynu herbacianej barwy. - To jak szukasz tego señor Cantano co myślę to pewnie, że o nim słyszałem. Trudno by tu znaleźć kogoś kto o nim nie słyszał. - odparł barman stawiając pełną butelkę i pustą szklaneczkę po swojej stronie baru. Ale na razie nie nalewał czekając zapewne na coś na wymianę.

James westchnął i sięgnął do kieszeni kurtki wyciągając drobne części elektroniczne do radia. Samochodowego, ale sprytny elektryk mógłby wsadzić je gdziekolwiek.

Barman sięgnął po ten drobny, elektroniczny detal, obejrzał go pobieżnie po czym wrzucił gdzieś pod ladę. Odkręcił butelkę, nalał płynu do szklaneczki po czym przesunął ją na stronę klienta.

- A Cantano? Gdzie go znajdę? - zapytał James i upił łyk ze szklanki - niezłe - mruknął czekając na odpowiedź barmana.

Barman nie odpowiedział w pierwszej chwili. Obrzucił widoczną sylwetkę gościa uważnym spojrzeniem jakby chciał mu się przyjrzeć. Zastanawiał się chwilę po czym odwrócił się by odstawić butelkę z powrotem na regał. - Pewnie w swoim wieżowcu. - odparł krótko znów wracając spojrzeniem do rozmówcy zza lady.

- To gdzieś w centrum? - dopytał jeszcze James - Jakoś szczególnie wygląda ten wieżowiec?

- W Downtown. Jak tam dotrzesz to już się dopytasz na miejscu. Każdy wie który to wieżowiec senior Cantano. - odparł spokojnie barman i pokiwał do tego swoją głową.

- Dzięki - James powoli dopił drinka i wyszedł przed knajpę, kierując się z powrotem do Jeepa. Widział, jak Rita szuka czegoś dokoła budynku, więc ruszył w jej kierunku.

Miała ten sam problem co James, a mianowicie chroniczny brak luźnych gambli. Kurier nie wiedział, co potrafiła Rita, ale jednak złapanie jej na próbie sforsowania zamka przy drzwiach hotelu dawało pewne pojęcie o jej zdolnościach. Plan wyglądał na sensowny, więc zjechali razem dzielnicę dalej, gdzie kilka okazji do jej fachu dawało nadzieję chociażby na gambel wystarczający na posiłek w lokalnej knajpie.
Z Jamesa złodziej i doliniarz był żaden. Właściwie to niespecjalnie nadawał się też do zagadywania. Nie lubił mówić za dużo. Wcześniej od takich spraw miał menadżera. Kurierka była specyficzną robotą, gdzie gadać można było co najwyżej do CB radio, o ile ktoś je miał, i był na tyle szalony by przez nie rozmawiać, albo gadał do radioodtwarzacza. O ile się go miało sprawnego, bo to w Jeepie dawno powiedziało Jamesowi “Pierdolę, nie robię” i czekało cierpliwie na nowe części. Perspektywa jednak była perspektywą, a okazja okazją. Należało ją chwytać, nawet, jak brakowało przysłowiowego “skila”.

Lokalsi nie dość dobrze znieśli wysiłki Jamesa, aby odwrócić uwagę od złodziejki. Kurier, niezbyt ciepło przyjęty po tym, jak przesadził z udawaniem odnalezienia dawnej sympatii mógł mówić o szczęściu, że nie dostał porządnego łomotu. I choć cała sytuacja pewnie jakoś rozejdzie się z czasem po kościach, to cała ich eskapada musiała się niestety nieco przedwcześnie zakończyć.
Powrót pod hotel nie nastręczył Jamesowi trudności. Drogi były niemal puste, jeśli nie liczyć pieszych przechodniów i prymitywnych zaprzęgów, ciągnących jakieś towary.
Kurier, po upewnieniu się, że ekipa jest już w komplecie a paczka jest bezpieczna, uporządkował nieco Jeepa, zamierzając zaparkować go gdzieś w okolicy hotelu, najlepiej blisko knajpy, w której zamawiał wcześniej drinka. Tymczasem jednak dosyć dobrze wytarł siedzenia, sprzątnął nieco bagażnik i wymościł sobie barłóg. Nie, aby musiał teraz kłaść się spać. Słaby łup na targu oznaczał, że Rita musiała zadowolić się samochodem Jamesa, więc kurier dobrowolnie oddał tylną kanapę. Bagażnik miał plusy, miał i minusy. Był większy, co było plusem dla Jamesa, który mógł rozprostować w nim nogi. Był też twardy i zimny i za każdym razem, kiedy przyszło mu w nim nocować, głowę musiał oprzeć o jedno nadkole. Nad ranem zaś miało się wrażenie, jakby głowa miał odpaść, lub nie zginała się w którąś stronę, z powodu napiętych i obolałych mięśni. Póki co jednak, aby uniknąć bolącego karku wolał zrobić to już teraz, mając wrażenie, że skradziony gambel wystarczy jeśli nie na porządną kolację, to chociaż na kilka lokalnych “znieczulaczy”.

Postanowił też wypytać barmana, czy nie potrzebuje "złotej rączki". Knajpy, jak to knajpy, mogło się tu zepsuć wszystko, począwszy od prądnicy, dającej światło, po podrzewacze wody lub nawet piec. Z takim właśnie nastawieniem, James ponownie przekroczył próg knajpy, zbrojny w kilka zabranych z samochodu, drobnych narzędzi, potrzebnych każdemu majsterkowiczowi.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline