Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2020, 15:27   #23
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
z Asmodian


Południe, Hotel „2018”

Rangerka na razie nie zamierzała zadomawiać się w Hotelu 2018. Prawda była taka, że nie posiadała żadnych wolnych gambli, którymi mogłaby opłacić pokój. Trochę zainwestowała biorąc zlecenie od Cantano, a jeszcze nic jej się z tego tytułu nie zwróciło, więc poniekąd była spłukana. Poniekąd, bo oczywiście miała nieco sprzętu, ale nie zamierzała się rozstawać z dość trudno dostępnymi nabojami do hecklera & kocha, zaś resztę jej wyposażenia stanowił zgrabny zestaw do survivalu na każdą okazję. Oddanie którejkolwiek z tych rzeczy mogłoby się wkrótce srogo zemścić na kobiecie. Dlatego też widząc sylwetkę ghulowatego właściciela Rita po prostu obróciła się na pięcie i wyszła na zewnątrz.

Ostatnim razem udało jej się podkraść parę drobiazgów, by opłacić należności, więc i tym razem złodziejka artefaktów postanowiła, że oskubie paru frajerów, by załatwić sobie sensowny nocleg oraz coś do wypicia i oszamania. Sytuacja na zewnątrz była dokładnie taka sama jak gdy podjeżdżali Jeepem, w końcu nie upłynęło od tego momentu wiele czasu. Jednak teraz brunetka mogła lepiej zwrócić uwagę na szczegóły, które wcześniej nie były dla niej istotne. A mianowicie na wizualny poziom majętności wszystkich okolicznych ludzi, a także jakość zamawianych posiłków przez klientów pobliskiej jadłodajni. Ważnymi informacjami było też na ile potencjalne ofiary były skupione na tym, co działo się wokoło. Najłatwiej było okradać ludzi zajętych innymi czynnościami. Gdy nie było takiego luksusu, sprytni kieszonkowcy stosowali taktykę zagadywania ofiary podczas dokonywania kradzieży. A w tym w sumie zaradna dziewczyna dobra. Zwłaszcza gdy dotyczyło to mężczyzn, którzy prawie nigdy nie potrafili oprzeć się jej osobistemu urokowi. Gdyby jednak nie udało się jej złowić nikogo wartego uwagi, Rita postanowiła rozejrzeć się po tyłach okolicznych budynków, oraz sprawdzić bagażniki i wnętrza samochodów w hotelowym garażu.


Niedługo jak obserwowała sytuację przed hotelem, dostrzegła trójkę znajomych z Jeepa. Melody i teksańska para wyszli przez hotel zwabieni widocznie przez tę grupkę tańczących i klaszczących młodzieńców. Ale wkrótce Teksańczycy poszli w swoją stronę. Sami tancerze wyglądali dość biednie jak na ofiary do oskubania. Większość była w samych spodniach i w świecie bez portfeli i pieniędzy było wątpliwie by coś tak małego, by zniknąć w kieszeni na płask było warte coś sensownego. Były jeszcze jakieś ciuchy i torby w ich pobliżu niepilnowane przez chyba nikogo. Ale na otwartej przestrzeni. Bardzo możliwe, że samo pojawienie się kogoś obcego w ich pobliżu mogło zaalarmować kogoś z widzów. Wystarczyło mu czy jej odwrócić głowę a część z nich mogła widzieć te ubrania nawet kątem oka. Więc może któryś i miał złoty łańcuszek w kieszeni czy przy sobie, ale dobranie się do tego przy tylu świadkach wydawało się skrajnie trudne.

Trochę podobnie była sprawa z pobliską kafejką. Owszem siedzieli tam różni ludzie. Siedzieli przy swoich stolikach po dwie, trzy osoby. I byli zajęci swoją rozmową albo podziwianiem widoków na ulicy. Dwóch jej rówieśników to chyba nawet gadało o niej, bo zerkali z zaciekawieniem często w jej stronę. Tak jak się spodziewała, jej niebanalna uroda zwracała uwagę zwłaszcza mężczyzn. No ale gdy planowało się pozbawienia kogoś jego własności, to nie zawsze był atut. Poza tym tutaj też jakoś przy tych stolikach nie było widać, by ktoś kapał złotem i diamentami. Raczej podobni jak ci na ulicy co tańczyli czy walczyli ze sobą. Chociaż dostrzegła blask złota. On i ona. Niczym jakiś bogaty, starszy biznesmen i jego młodsza i zgrabniejsza o pokolenie kochanka, sekretarka czy inna faworyta. Siedzieli jednak przy oddzielonym barierką od reszty stoliku, a przed wejściem ich spokoju pilnował ochroniarz.

Sam hotel tego ghula też niestety wyglądał całkiem solidnie. Mocne kraty w oknach, a jednocześnie zbyt wysoka różnica, by wspiąć się po nich na wyższe piętro. Zresztą większość okien była zamknięta. A jak przeszła kawałek, to znalazła ten garaż. Wjazd do garażu. Podziemnego. Tak głosił jeszcze przedwojenny napis nad wjazdem. Ale właśnie wjazd był zamknięty solidną bramą bez kłódki ani żadnego zamknięcia. Widocznie ten ghul otwierał to od środka. Jakby się bydlak obawiał, że ktoś by mógł mu się próbować włamać do środka… Od tyłu też wszystkie okna, jakie znalazła były albo zakratowane, albo zamurowane. Te zapasowe wejścia wyglądały równie solidnie jak te główne. Mocne, solidne zamki w mocnych solidnych drzwiach zdolnych oprzeć się regularnemu szturmowi. Chociaż zamki. No to jakby działały, to niby można, by się włamać. O ile od wewnątrz nie ma jakichś sztab czy podobnych zabezpieczeń, jakich nie było widać od zewnątrz. Wtedy otwarcie zamków na coś takiego nie musiało oznaczać otwarcia drzwi. Generalnie pod względem obronnym ten hotel był pomyślany całkiem nieźle.


Rita postanowiła spróbować sforsować zamek. Takie ryzyko nic ją nie kosztowało, a otwarcie drzwi nie powinno sprawić jej problemu. Już zaczęła grzebać w dziurce od klucza napinaczem i wytrychem, gdy dostrzegła czyjąś sylwetkę. Co sprawiło, że niemal podskoczyła z wrażenia, chwilę później jednak wypuściła z ulgą powietrze. Okazało się, że był to kierowca ekipy, James West.
— Cholera, prawie bym dostała zawału — zaklęła — Co Ty tutaj robisz? Bo co ja robię, to powinieneś się już domyślić.
Zapewne nie tylko James mógł się domyślić, co robi. W końcu co można by pomyśleć, widząc kucającą przy zamkniętych drzwiach dziewczynę, która od paru chwil majstruje coś przy zamku? Ktokolwiek by przechodził ulicą, musiał zauważyć tę scenę, jaka działa się w środku dnia. Na szczęście dla dwójki włamywaczy nikt przez te krytyczne parę minut nie przechodził i się nie miał czego przyczepiać czy robić larum. Rita mogła się przekonać, że zamki były całkiem niczego sobie. Pasowały do solidnych drzwi. I otwarcie górnego zamka zajęło jej właśnie parę długich minut ze świadomością, że w każdej chwili ktoś może właśnie gapić się w jej kark. I nic nie mogła na to poradzić. Ale pierwszy zamek szczęknął właściwym, metalicznym zgrzytem oznajmiając otwarcie. Z drugim było gorzej. Może dlatego, że nagłe pojawienie się Jamesa tak ją zdekoncentrowało. W każdym razie musiała zrobić sobie przerwę i spróbować po chwili drugi raz. Pomogło. Za drugim razem gdy uklękła przed klamką i wsadziła w zamek swoje magiczne druciki, poszło podobnie gładko jak z górnym zamkiem. Ale gdy wstała i nacisnęła klamkę drzwi, te okazały się dalej być zamknięte. Widocznie wewnątrz musiały być jakieś zasuwy, sztaby czy inne blokady, które nijak nie zdradzały swojej obecności z zewnątrz.
Patrzę, jak prawie wychodzi ci włam. Może poszukamy jakiegoś rynku albo czegoś podobnego? — zaproponował James, rozglądając się po tej części hotelowego podwórka. Jednocześnie jednak stanął tak, aby przysłonić dziewczynę i jej wysiłki plecami przed postronnym wzrokiem przechodniów z ulicy.
Drzwi otwarte — jęknęła specjalistka od zabezpieczeń — Ale od wewnątrz musi być jakaś zasuwa. Cały wysiłek jak psu w dupę. Chronią się, jakby tu trzymali co najmniej górę złota... Jak chcesz, to możemy skoczyć na ten rynek. Może tam uda mi się złapać trochę luźnych gambli. Bo, prawdę mówiąc, jestem spłukana.
Ja podobnie. Parę gambli bym jeszcze znalazł, ale nie podoba mi się ten hotel. Właściciel też — James prowadził w stronę Jeepa, stojącego przed budynkiem — Nie wiem, czy powinniśmy tu być — pokręcił głową i wsiadł za kierownicę, odpalając silnik.
Myślę, że dam radę coś na to poradzić — powiedziała Rita — Znam się na doliniarstwie, może da radę też coś uszczknąć z wystawianych towarów. Na pewno przydasz mi się, jako wsparcie. Będziesz odwracać uwagę.



Po południu, miejski targ

Poruszanie się po obcym, wielki mieście wcale nie było takie proste. Właściwie jazda sama w sobie za bardzo się nie różniła poza tym, że coraz bardziej osuszała bak Wranglera, stawiając kierowcę przed perspektywą zatankowania go. Na co za cholerę w tej chwili nie miał nic rozsądnego na wymianę. Ale na razie to była niezbyt przyjemna, ale perspektywa przyszłości. Chociaż niezbyt odległej. Ale Wrangler, chociaż skrzypiał i rzęził na każdej hopsie i zakręcie to raźno pokonywał kałuże, błoto i trawę, jaka zarastała asfalt. Czasem zielsko rosło tak nisko, że o szyby rozpaćkiwały się pęknięte liany czy inne zielsko zostawiając na niej lepki sok i kawałki liści pospołu z błotem, jakie tryskało spod kół. Sam wóz właściwie był bezkonkurencyjny. Innych mechanicznych użytkowników drogi praktycznie nie było. Wozy zaprzężone w czworonogi, jeźdźcy, rowerzyści no i piesi. Nawet na trafili na pędzone stado kóz czy czegoś takiego, biegających w poprzek drogi kur i małp było pełno. Ale główny problem był gdzie jechać. Nie znali tego miasta, byli tu pierwszy raz, a nie mieli pojęcia, gdzie co jest. Pytanie o drogę tubylców wychodziło tak samo gładko jak poprzednio pytanie o hotel Josha. Czyli nie bardzo. Albo tubylcy nie rozumieli po angielsku, albo udawali, że nie rozumieją, albo nie bardzo chcieli gadać z obcymi. Niemniej ktoś tam w końcu pokierował ich kawałek, raz, ktoś inny kolejny i jakoś w końcu zajechali na skraj niewielkiego placyku gdzie stały budy z-czego-tylko-się-da a na nim rozstawili się różni handlarze.


Oczywiście nowoprzybyli wywołali chwilową sensację. Wiele głów poświęciło, chociaż parę chwil, by przyjrzeć się zabłoconemu Wranglerowi i dwójce pasażerów. Co nie bardzo sprzyjało dyskretnym operacjom, jakie planowała dwójka z tego Wranglera. Ale była nadzieja, że wkrótce wszyscy wrócą do swoich zajęć i dwójkę obcych będą traktować, jak kolejnych klientów co przyjechali na targ. Gdy po jakimś kwadransie łażenia pomiędzy straganami i kolorowo ubranymi ludźmi w lekkie, letnie ubrania oswoili się z otoczeniem, Rita dostrzegła parę okazji, które wydawały się odpowiednie do spróbowania jej możliwości.
Dobra, to ja pytam niby o drogę, albo, że szukam swojego kumpla, a ty kroisz? — zaproponował James. Skoro miał zagadywać, wolał gadać o czymś, o czym nie musiałby ściemniać, bo to mogło mu wyjść co najmniej średnio. Niespecjalnie znał się na złodziejskiej robocie, ale skłonny był podjąć ryzyko, aby zarobić nieco gambli.
Okej, tylko dobrze zagadaj. Najważniejsze byś skupił na sobie uwagę. Cel ma patrzeć na ciebie, ale też nie przyciągaj wzroku osób postronnych. Możesz do tego nawiązać jakiś kontakt fizyczny, by zmylić jego zmysł dotyku. Resztę już zostaw mi — wytłumaczyła Rita. Zdążyła już znaleźć 3 potencjalne ofiary, po chwili decydując, że na ten moment zajmie się ostatnią z nich. Był to starszawy facet z całkiem niezłym, choć małym, zegarkiem przeglądający naczynia wykonane ze złomu, rozłożone na straganie osłonionym podartym brezentem. Sprzedawca akurat odszedł na bok, więc mężczyzna był jak wystawiony na tacy. Jedynie ściągnięcie przedmiotu z ręki mogło okazać się kłopotliwe, lecz z sensownym wsparciem Jamesa, to zadanie wydawało się dla żeńskiego kieszonkowca proste.

Jeremy? Kurde! To ty? Nie widziałem Cię od tej draki w Reno! — zawołał głośno James, wpadając na starszawego faceta wybranego przez Ritę — Te, a co u Mike`a? Dawno go nie widziałem... Kurczę, kopę lat…! — James spróbował nawet przygarnąć gościa w przyjacielskim „miśku”.
To chyba pomyłka… — zaczepiony „Jeremy” odwrócił głowę w stronę zaczepiającego, ale niewiele więcej. Albo James nie miał talentów aktorskich, albo trafił mu się jakiś niedowiarek. Bo tamten od razu zasłonił się rękami, aby nie dać się objąć obcemu a na jego twarzy wykwitła podejrzliwość z domieszką niepewności. Rita zorientowała się, że nie do końca to zagadnie idzie tak jakby sobie życzyła no ale jednak chociaż na moment facet skierował swoją uwagę na James’a. Ona sama zdołała „wpaść” na niego i zaczepić o jego ramię z zegarkiem. Też nie poszło jej tak płynnie, jakby sobie życzyła.
Hej, uważaj! — burknął na nią zaczepiony gdy wyczuł jak na niego wpadła zaraz po tym jak zaczepił go ten obcy mu facet. Rita potrzebowała tylko chwili, aby jej palce mogły zdjąć bransoletę przez dłoń tego faceta i musiała coś chrząknąć i mruknąć, by kupić te bezcenne sekundy. Jeszcze trochę i mógł się zorientować, że coś dziwnie nie chce się odkleić, ale wtedy to poczuła. Jak niewielki przedmiot ląduje w jej dłoni i mogła ruszyć dalej. Jak najdalej. Nie było pewne kiedy się zorientuje, że brakuje mu zegarka. Może dopiero w domu. A może za parę sekund.

Pomyłka? To ty nie jesteś Jeremy? Cholera, przepraszam stary — James wysunął obie ręce przed siebie otwierając dłonie w pokojowym geście — Mam coraz gorszy wzrok — przysłonił na moment oczy, niby od upału, a potem spokojnie odszedł w bok, aby po kilku chwilach zniknąć z oczu, gdzieś w tłumie innych handlarzy i kupujących. Po chwili krążenia po tłumie dołączył do Rity, którą wypatrzył, kiedy stała i najpewniej pilnowała kolejnej okazji.
Jak poszło? Jakieś wskazówki przy następnym numerze? — zapytał James, przeczesując czuprynę i poprawiając stetsona.
Ech, nie obraź się, ale dość kiepsko ci poszło — powiedziała szczerze Rita — Jednak zadanie wykonane. Za ten zegarek na pewno starczy nam na jedzenie. Ale pozostaje jeszcze kwestia pokoju...
Hah, jestem kurierem, nie doliniarzem — żachnął się, ale nadstawił ucha na kolejny plan.
A ja łowczynią przedwojennych skarbów — odparła brunetka — Ale żeby przetrwać trzeba umieć robić też inne rzeczy. Nie zawsze miłe i przyjemne.
Dziewczyna rozejrzała się za kolejnym celem z wcześniej upatrzonych. Teraz trafiło na stojącą nieco na uboczu metyskę z całkiem fajną bransoletką.
Widzisz tę panienkę? Może z płcią przeciwną pójdzie ci lepiej. W każdym razie typiarka jest zbyt czujna, musisz teraz naprawdę nią zakręcić, by ułatwić mi robotę. Jak nie wpadniemy, to powinniśmy mieć już dość gambli by się opłacić.
James podumał przez chwilę, po czym rzucił do Rity.
Bądź czujna, bo to będzie szybkie — kurier podszedł pewnym krokiem do metyski nieco od boku.
Jennifer? — krzyknął, aby mogła odwrócić się do niego w ostatniej chwili, po czym chwycił dziewczynę w pasie jedną ręką, drugą złapał za całkiem przyjemny w dotyku policzek, przyciągnął do siebie i pocałował. Dotyk policzka był rzeczywiście przyjemny. Usta jeszcze przyjemniejsze. Właściwie to cała ta kolorowa dziewczyna wyglądała niczego sobie i wydawała się warta uwagi. No ale widocznie nie przepadała, jak obcy faceci ją nagle obłapiają i całują bez ostrzeżenia. James posmakował jej ust i ciała tylko w pierwszej chwili gdy działało zaskoczeni. W kolejnej gdy dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, odepchnęła go bez skrupułów, krzycząc coś po latynosku zdenerwowanym tonem. Najbliższy sprzedawca co miał rozłożone świeże ryby na straganie, złapał za tasak, jakim obcinał łby i pogroził nim napastnikowi, też pewnie krzycząc coś, by się wynosił i zostawił dziewczynę w spokoju. W ogóle dało się wyczuć aurę wrogości i nieprzychylności dla obcego gringo co tak bezczelnie, w biały dzień napastuje tutejsze dziewczyny.


Rita mogła jęknąć w duchu. Kompletna klapa! James co prawda zrobił widowisko, ale z siebie a wkurzona dziewczyna rozglądała się czujnie, pewnie sprawdzając, czy za nią idzie, czy się odczepił. A fala wzburzenia za taką napaść rozlała się po całym targu i James wydawał się tu być spalony, teraz wszyscy pewnie będą mieć go na uwadze przynajmniej. James na targu był spalony, co oznaczało, że niezbyt udany duet mógł zakończyć swoje łowy. Zwłaszcza że nie pozostało już nic, co by się realnie kalkulowało zwinąć w takiej sytuacji. Rita zaczęła żałować, że zabrała się z kierowcą. Po pierwsze dlatego, że nie wykazał się zbytnio pomocny, po drugie, bo była zbyt w porządku, by nie podzielić się z nim skromnym łupem. Kiedy para zabrała się z targowiska, szafirowooka rzuciła do mężczyzny:
Wiele tego nie będzie, ale powinno spokojnie starczyć na wyżywienie i zaspokojenia pragnienia przynajmniej do jutrzejszego południa. Ty z kolei mógłbyś zaproponować mi miejsce do kimnięcia w swoim wozie, pasuje ci taki układ?
James przytaknął, rozczarowany postawą lokalsów. Być może zbyt spontanicznie próbował tego odwrócenia uwagi, ale nie spodziewał się po roztańczonych i wyluzowanych mieszkańcach Florydy reakcji bardziej charakterystycznej dla Saint Louis i jakichś ortodoksyjnych zacofańców. Z drugiej strony wliczył w koszt tego odwrócenia uwagi jakiegoś sińca pod okiem lub chociażby siarczystego liścia od jak słyszał temperamentnych dziewczyn południa. Jak zwykle okazywało się, że pogłoski niespecjalnie pokrywały się z rzeczywistością.
Sztywni, jakby im kto sztachety w dupy powkładał — skomentował James, ale niepowodzenie było niepowodzeniem, i trzeba było przełknąć tę gorzką pigułkę i otwarcie przyznać, że doliniarz z niego żaden.
Cóż, złodziej ze mnie marny, ale jeśli starczy na jakieś żarcie, to kanapa Jeepa jest dziś twoja. Zajmę bagażnik — mężczyzna przystał na propozycję Rity.
Tia — przytaknęła na oba złodziejka artefaktów — Wiele tego nie będzie, ale spokojnie starczy na żarełko. Znam się na błyskotkach. Teraz jednak spadajmy, wbijemy do tej knajpy przy „2018”, gdzie zatrzymała się reszta.
Hmm... fajnie, że chociaż cokolwiek się udało. Szkoda, że nie starczy na paliwo i części, ale lepsze to niż nic — przytaknął ładując się do samochodu — Popytajmy właściciela. Może ma jakąś szybką robotę dla mechanika? Prowadzi knajpę, więc pewnie coś tam się mu psuje. Póki nie przehandlowałem śrubokręta i obcęgów, może zechce się wymienić.
Spoko — zgodziła się brunetka — Można zapytać. A teraz jedźmy.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:00.
Alex Tyler jest offline