Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2020, 20:39   #24
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NPg_jbGYzgA[/MEDIA]

Czas: 2051.03.02; cz; zmierzch
Miejsce: Miami; Liberty City, kawiarnia Diego
Warunki: półmrok świeczek, gwar lokalu, ciepło na zewnątrz zachód słońca, zachmurzenie, nieprzyjemnie, umi.wiatr



Koniec końców wydawało się, że wszystkie drogi prowadzą do kawiarni Diego. Przy jednym ze stołów tej kawiarni położonej naprzeciwko Hotelu 2018 prędzej czy później dotarła w końcu cała obsada zabłoconego Wranglera. Sam Wrangler też zresztą stał przed oknami lokali. Nie wyglądał zbyt pięknie. W tym całym błocie, trawie, liściach jakie go oblepiały wyglądał jakby przejechał przez kawał dżungli. Ale i tak zwracał zaciekawione spojrzenia a tutejsze bose dzieciaki bez skrępowania oglądały go z bliska zaglądając przez okna aby zobaczyć co ma w środku.

Sam lokal okazał się całkiem kolorowy i przyjemny. Wydawało się, że Josh z recepcji nie mylił się kierując swoich gości właśnie do tego lokalu naprzeciwko swojego hotelu. Pierwsi do tego lokalu przybyli James z Ritą. James zatrzymał swoją terenówkę przed lokalem i na razie mu to wystarczyło. Maszynę widać było przez frontowe okna. Chociaż z konsternacją zorientował się, że gdyby chodziło nocleg to na razie zostaje mu otwarta ulica. Miejsca było pełno. Ale miało urok bezpańskiego Pustkowia. Czyli nikt i nic nie chroniłoby zaparkowanej maszyny przed jakąkolwiek szkodą. Przynajmniej w tej okolicy gdzie się zatrzymali nie dostrzegł nic takiego. Nie było mowy o takim bezpieczeństwie noclegu jak choćby ostatniej nocy w “Tom & Jerry”. Tam też niby James spał wewnątrz terenówki a terenówka stała pod chmurką. Ale stała na odgrodzonym terenie motelu gdzie goście i obsługa mieli niejaką wspólnotę interesu w razie obrony przed czymkolwiek. A tutaj na otwartej ulicy to tak samo jakby nocować na Pustkowiu. Niby nie pierwszyzna dla James’a i jego Wranglera no ale to nie to samo co nocowanie na strzeżonym parkingu.

Wewnątrz lokalu szczęście się do niego nieco uśmiechnęło. Ten barman, Diego wysłuchał jego propozycji naprawy czegoś w zamian za szamę. Zastanowił się chwilę nad tą ofertą ale w końcu zapytał czy James zna się na generatorach. Kierowca dał znać, że się zna. Więc starszy o połowę Latynos wezwał jakiegoś bosonogiego chłopaka by zaprowadził gościa do piwnicy. Tam pod przewodem tego małego umorusańca i przyświecając sobie świeczkami mógł obejrzeć sobie ten generator zostawiając pilnowanie terenówki oczom złodziejki.

Generator okazał się dość wiekowy. Pomijając, że te najnowszej generacji miały minimum 3 dekady. I przy świeczkach i ciekawskich oczkach tego małego smyka trochę mu zeszło. Ale koniec końców dał radę. Coś tam w trzewiach generatora uwiło sobie gniazdo przy okazji przegryzając kable. No i jak wywalił to gniazdo i z pomocą swoich narzędzi dosztukował to połączenie to generator znów zaczął pracować. A ten gówniarz co mu towarzyszył śmiał się z radochy co najmniej jakby sam to wszystko naprawił.

No a gdy obaj wrócili na górę Diego okazał się na tyle słowny, że rzeczywiście James nie musiał się martwić co zjeść na kolację. Dostał nawet szklankę jakiegoś piwa do tej kolacji. Nie było zimne ale któż w tych czasach mógł sobie pozwolić na luksus zużywania energii na takie fanaberie jak lodówka czy chłodziarka? Ale było całkiem niezłe. Jak wrócił na górę z piwnicy okazało się, że jest ostatni do kompletu i w międzyczasie do Rity dosiadła się cała reszta pasażerów Wranglera.

Rita zaś po tym jak James zostawił samą idąc do tej piwnicy by zarobić na swoją kolację siedziała przez chwilę sama ciesząc się świętym spokojem. Od jednego ze stołów podszedł jakiś mężczyzna w kolorowej koszuli w jakich widocznie lubowali się tubylcy. Podszedł wprost do jej stolika i zatrzymał się przy niej.

- Hola ojos azules - Nachylił się i z przyjemnym uśmiechem powiedział coś do niej chyba po latynosku. Nie zrozumiała co mówił ale brzmiało też całkiem przyjemnie i z szacunkiem. Natomiast ten kolorowy kwiat jaki trzymał w ręku i jej wręczał zrozumiała bez problemu.


Pozostałych też zagnały do Diego puste żołądki. W końcu Josh na dzień dobry dał znać, że jego lokal nie serwuje posiłków. Więc na raty dotarli gnani głodem dotrzymując towarzystwa Ricie. Dwighta ominęły wszelkie rozterki i wycieczki po mieście to wreszcie mógł się przejść, rozruszać kości no i zjeść coś. Melody razem z Williamem też stwierdziła, że właściwie to jest głodna. No a para Teksańczyków co wróciła z pieszej wycieczki po okolicy z oskubanym i wypatroszonym kurczakiem i słoikiem jajek po tej herbacie u gościnnych staruszków też mieli niewiele czasu. Ledwo się ogarnęli w swoim pokoju no i wyszło im, że trzeba by coś zjeść. W końcu przyjechali mniej więcej w obiadową porę a nic nie jedli. A tu już dochodziła pora kolacji. Więc gdy się dosiedli do wspólnego stołu i jeszcze na koniec wrócił do nich James to właściwie znów byli w komplecie.

Wieczór się zbliżał pełnymi krokami. Niebo, chociaż pochmurne, zapłonęło czerwienią zachodzącego dnia. Chociaż na zewnątrz po tym ciepłym dniu zrobiło się dość nieprzyjemnie jakby siedzieć tylko na krótki rękaw. Pewnie dlatego większość stolików na zewnątrz opustoszała i większość gości siedziała wewnątrz. Pewnie z powodu oszczędności tego leciwego generatora oświetlenie było standardowe dla większości lokali. Czyli świece i lampy. Ale dzięki temu wewnątrz wraz z zapadającym zmrokiem robiło się kameralnie gdy kwadrans po kwadransie blask świec powoli zdobywał przewagę nad słabnącym światłem dnia.

I wyglądało na to, że nie tylko dla nich zaczynała się wieczorowa pora. O tej porze większość ludzi pracy kończyła swój roboczy dzień wraz z nadciągającym zmrokiem. Więc miała wolne. To i w takich lokalach jak u Diego raczej gości zaczynało przybywać niż ubywać. Lokal stopniowo zagęszczał się od kolorowych i kolorowo ubranych ludzi.

Nawet przy sąsiednim stoliku rozsiadło się kolorowe, roześmiane towarzystwo. Widać było, że się znają i czują się swobodnie tak ze sobą nawzajem jak i w tym miejscu. Coś sobie opowiadali z werwą na przemian ale niewiele z tego było po angielsku. Wyglądali na roześmiane, barwne towarzystwo obu płci. I nowi przy sąsiednim stoliku chyba ich ciekawi bo co jakiś czas ktoś od nich zerkał ciekawie w ich stronę. W końcu jeden z nich odwrócił się ku nim i próbował się coś dogadać.

- English? - zapytał na początek. Pewnie raczej nie spodziewając się po nich tubylców. - Ty. Duży jesteś. Mój przyjaciel też duży. - zagaił do Dwighta pomagając sobie uniwersalnym migowym. Pokazał na tego co faktycznie wśród tym barwnym towarzystwie wydawał się największy.

Tamten zresztą pokiwał głową jakby niemo potwierdzał słowa kolegi.
- Chcesz… Ręka. Ręka - ręka. Z kolegą. Chcesz? - zapytał szukając gorączkowo angielskich słów i pokazał gestem na siłowanie się na rękę. A potem na tego swojego dużego kolegę. Potem odwrócił się do niego i coś mu szybko powiedział po swojemu. Ten spojrzał na niego, na Dwighta i pokiwał głową twierdząco.

- Si, si! Carnaval! Fiesta! - zawołała któraś z dziewczyn klaszcząc w dłonie co jakby wywołało reakcję u jej koleżanek. Zaczęły klaskać, śmiać się, poruszać ramionami przygotowując się do tańca i zabawy na jaką widocznie miały ochotę. Gladiator z Wranglera właściwie nie zdążył odpowiedzieć gdy w tą rozmowę integracyjną wdarł się nowy odgłos. Niby całkiem znajomy. Ale jednak dość rzadko słyszany odkąd tu dzisiaj przyjechali. Dźwięk pracującego silnika samochodu. Jakaś średnia fura na ucho Jamesa. Zresztą zaraz wszyscy mogli zobaczyć jak ulicą śmiga jakiś pickup. Śmignął całkiem raźno. Więc zniknął z pola widzenia. Ale kawałek dalej dał się słyszeć odgłos hamulców. I dźwięk wstecznego. Chwilę potem zdezelowany pickup znów pojawił się przed lokalem Diego.


Ale tym razem zatrzymał się a z szoferki i paki zeskoczyło trzech chłopaków. Bez wahania podeszli do zabłoconego Jeepa oglądając go z żywym zainteresowaniem który był jedynym pojazdem zaparkowanym na tej ulicy. Coś do siebie szwargotali zawzięcie w końcu pokazując sobie na wnętrze lokalu. Wreszcie we trzech weszli do środka rozglądając się po lokalu. I widocznie im też załoga Wranglera wyglądała na jedynych obcych w lokalu.

- To wasz gruchot? - zapytał jakiś nieźle opalony białas wskazując kciukiem na scenę przed frontem budynku i po trochu na szybko taksując spojrzeniem każdego z ich stolika. Dwaj jego koledzy też wydawali się być ucieszeni z całej sytuacji.

Cała trójka tryskała beztroskim entuzjazmem jaki dawała krążąca w żyłach adrenalina.
- Jeździ? Chcecie się ścigać? - ni to zapytał ni to zaproponował ten co był kierowcą.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline