Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2020, 07:43   #250
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
+ Kerm, dziękuję za dialog :)

Wieczór upłynął jej na rozmowie przy ognisku z Traivyrem. Osłonięci nieco jedną z naturalnych ścian jaskini, mogli mieć nieco prywatności, choć ich rozmowa i tak pewnie docierała do uszu pozostałych. Ogień płonął wesoło, stwarzając całkiem udaną iluzję bezpieczeństwa i spokoju.

Można było usiąść i odpocząć, nie bojąc się, że w okolicy czają się ciekawskie uszy lub zza krzaków wyskoczy ktoś, kto zechce ci wbić nóż w plecy. Lub tylko wyciągnąć sakiewkę.
- Prawie jak w domu, prawda? - Traivyr uśmiechnął się do siedzącej obok niego dziewczyny.
- Prawie robi tu różnicę - odpowiedziała z uśmiechem. - Ale nie narzekam. Póki jesteś blisko, możemy siedzieć nawet w jakichś zapomnianych katakumbach pod ziemią. - Zapewniła.
Uśmiechnął się do niej, równocześnie kładąc dłoń na jej dłoni.
- Ja z tobą również - zapewnił. - Ale następną wycieczkę zrobimy na jakąś cieplutką plażę - zaproponował.
- Jeśli to wszystko się skończy i uda nam się wszystko załatwić tak, jak powinno, z chęcią się z tobą wybiorę w jakieś cieplejsze miejsce - odpowiedziała. - Jak się czujesz? Czy po wchłonięciu mocy Illariona poczułeś jakąś różnicę? Bo ja nie.
- Prawdę mówiąc ja też nie
- przyznał. - Czuję się dokładnie tak samo, jak wcześniej. Mam tylko nadzieję, że faktycznie zdołamy ominąć te glify i osłony, o których wspomniał Czarny Jeździec. Ale szkoda trochę, że nie dostaliśmy też takich czarnych rumaków... - dodał z lekkim uśmiechem.
- Pewnie jakby nie musiał rozdzielać swojej mocy na nasza czwórkę, tylko na przykład przekazał ją tobie, to byś mógł dosiadać takiego rumaka. - Zaśmiała się. - Może nawet miałbyś podobną zbroję i straszyłbyś wszystkich wokół.
- O tak, tak... O tym właśnie marzę całymi dniami i nocami
- uśmiechnął się zaklinacz. - Mam wrażenie, że ty prędzej byś się dogadała z takim konikiem. Ale, prawdę mówiąc, jakiś środek transportu by się nam przydał. Może po tamtej stronie portalu znajdziemy coś, co nas poniesie na swoich grzbietach. W końcu jesteśmy bogaci i możemy się tarzać w złocie - zażartował.
- Ja myślę, że ten czarny koń był tak samo prawdziwy, jak zbroja Illariona. - Puściła mu oczko, uśmiechając się lekko. - Co do środka transportu, to zgadzam się - jeśli mamy znaleźć tę Bladą Wieżę a potem Chatę i Babę Jagę, to dobrze byłoby nie drałować wszędzie pieszo. Na pewno coś sobie zorganizujemy, na pieniądze narzekać nie możemy.
- Skoro Illarion na nim jechał, to jakoś to funkcjonowało... Może i my byśmy mogli. Może się nauczę wyczarowywać takiego...
- powiedział z zadumą w głosie. - Jak się czujesz jako posiadaczka worka złota? - spytał z lekkim uśmiechem.
- Czuję się… normalnie - odparła z uśmiechem. - Wiesz, że mi nigdy złoto nie imponowało, ani nie miałam planów zostać najbogatszą druidką w Taldorze. Pieniądze nam się przydadzą przy tej niebezpiecznej podróży. Jeśli nie na rzeczy potrzebne do przeżycia, to na pewno będą mogły rozwiązać parę języków, jeśli byśmy tego potrzebowali.
- Złoto pomaga otworzyć niektóre drzwi.
- Skinął głową. - Trafimy do obcego świata, gdzie przyda się każda pomoc, a za wiedzę lepiej płacić złotem... No i nie trzeba będzie spać pod gołym niebem... w zasypanym śniegiem namiocie - dodał żartobliwym tonem. - Może się nauczymy budować takie domki ze śniegu? - Spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale i rozbawieniem.
- Taaak, to by było całkiem ciekawe… - odpowiedziała mu z uśmiechem na ustach. - Miejmy nadzieję, że jednak nie będziemy musieli. Tam też mają miasta i wioski, więc myślę, że i tak trochę czasu spędzimy w ciepłych łóżkach. Oby.
- Ciepłe, a może i jeszcze wygodne łóżko? No, no...
- Pokręcił głową z udawanym zaskoczeniem. - Ale wymagania... A co, jeśli tam sypiają na gołych deskach? - zażartował.
- Nie dość, że kraj wiecznej zimy, to jeszcze sypianie na gołych deskach? Nie sądzę, żeby aż tak bardzo chcieli sobie utrudniać życie. I sen - odparła wesoło. - Przekonamy się niebawem. Ogólnie i się trochę niepokoję a z drugiej strony cieszę na tę wyprawę, bo to zawsze coś nowego, ale i niebezpiecznego. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego spotka mnie w życiu. Myślałam, że będę prowadziła nudne życie wioskowej druidki przeplatane z rolą matki dla gromadki dzieciaków. - Uśmiechnęła się.
- Całej gromadki? - zainteresował się. - To brzmi całkiem ciekawe... - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
- Chciałabym mieć dużą rodzinę, ale to na razie melodia przyszłości - odparła z uśmiechem. - No i oczywiście dobrze by było, gdyby mój mężczyzna również angażował się w wychowanie swoich osesków, nie zostawiając wszystkiego na moich barkach. - Mrugnęła do niego i położyła dłoń na jego dłoni.

Odpowiedział uśmiechem.
- Ciekawe wymagania - powiedział z udawaną powagą. - Podział obowiązków... Słyszałem kiedyś o czymś takim... Plotki jakoweś... - zażartował. - To ile ma być tych dzieci? - Uśmiechnął się do niej.
- Cały czas chciałabym się też udzielać w społeczności, a nie tylko siedzieć w garach - odpowiedziała. - Cieszę się, że mnie rozumiesz. - Wyszczerzyła się. - Co do ilości, to jeszcze nie wiem, może trójka… ale to będzie zależeć.
- Trzy to bardzo ładna liczba... Na przykład dwie dziewczynki...
- stwierdził z zadumą. - Jeśli odziedziczą twoje włosy... będą piękne jak ich mama.

Astrid poczuła, że się rumieni. Nigdy nie potrafiła przyjmować komplementów i panować nad związanymi z tym emocjami.
- Dziękuję, to bardzo miłe, co mówisz. Ale ja bym to odwróciła: dwóch chłopców i dziewczynka. Żeby bracia mogli bronić siostrę przed niebezpieczeństwami. - Uśmiechnęła się do niego. - A poza tym, myślałam, że zapytasz mnie, od czego będzie zależeć, ile będzie… będę miała dzieci. - Poprawiła się szybko, odgarniając kosmyk srebrnych włosów za ucho. Pewnie Traivyr i tak złapał, co chciała powiedzieć, ale cóż, mleko się wylało.
- Mam nadzieję, że masz na myśli to samo, co ja... - Traivyr uścisnął lekko jej dłoń. - A co do dziewczynek... Jeśli będą takie, jak ty, to dadzą sobie radę w życiu. Nawet z natrętnymi... jak to nazwać... adoratorami.
- Pierwszą nauką, jaką ode mnie dostaną, jak już podrosną, będzie informacja, jak zasadzić soczysty kopniak między nogi natrętnym adoratorom.
- Zaśmiała się i przytuliła do niego, kładąc głowę na jego piersi. Pomimo tego, że byli w drodze od dłuższego czasu, wciąż ładnie pachniał.
- Nachodzą mnie ciekawe myśli - szepnął jej do ucha, równocześnie ją przytulając. Nie zważając na to, że mogą ich obserwować ciekawskie oczy towarzyszy wędrówki.
Astrid uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Zostaw je na lepsze czasy. - Poklepała go delikatnie dłonią w mostek. - Jak już będziemy mieć chwilę dla siebie.
- Nie będziemy narażać zdrowia i spokoju naszych towarzyszy
- powiedział cicho.
- Czytasz mi w myślach, kochany. - Przytuliła się do niego bardziej. - Jesteś taki mięciutki. Jak poduszka. Poleżę tak sobie trochę, dobrze? - Zamknęła oczy, wciąż go obejmując.
- Tak, skarbie. - Pogłaskał ją po głowie i przytulił.
- Cieszę się, że jesteśmy tu razem - powiedziała, nie otwierając oczu. - Dzięki tobie czuję się bezpieczniej.
Pocałował ją w czubek głowy - jedyne dostępne w tym momencie miejsce.

Noc upłynęła spokojnie i Astrid nawet nieźle się wyspała. Po śniadaniu zebrała wszystkie swoje rzeczy, zabezpieczyła dokładniej sanie, na których znajdował się ich ekwipunek razem z częścią znalezionego skarbu i gdy była przygotowana do wyjścia na zewnątrz, Śnieżka do nich wróciła. Przyniosła ze sobą nowiny z Heldren i po przeczytaniu listu nastrój druidki wskoczył poziom wyżej. Miło było dostać tak fajną wiadomość przed wyruszeniem w niewiadomą. Wiedzieć, że cała wioska życzy im powodzenia i będzie trzymać za nich kciuki. Astrid schowała list do wewnętrznej kieszeni płaszcza i podniesiona na duchu ruszyła z pozostałymi do portalu.

Pamiętała tylko moment wejścia w niego i wyjścia, nic poza tym, jakby na moment przestała istnieć. Znaleźli się w jakimś lesie, a wokół było jeszcze zimniej, niż tam, skąd przyszli. Astrid okutała się mocniej płaszczem i naciągnęła mocniej kaptur na głowę. Po dotarciu na wzgórze wypatrzyli w oddali jakieś światła, więc musiała to być jakaś osada. Trzeba było tam szybko dotrzeć, gdyż to, co Astrid zobaczyła na niebie nie zwiastowało niczego dobrego.
- Zbliża się potężna śnieżyca, musimy się pospieszyć - powiedziała do towarzyszy z wyraźnym zmartwieniem w głosie. Nie wierzyła zbytnio, że uda im się dotrzeć do miejsca, gdzie widzieli światła, ale może gdzieś po drodze znajdą jakieś schronienie.

Całkiem szybko znaleźli się na dole, a gdy wyszli zza drzew ujrzeli toczącą się walkę. Kilka osób walczyło z przerośniętą modliszką. Moment. Modliszką? Tutaj? Musiała też przejść przez portal i właśnie trzymała w przeżuwaczkach jednego z rannych mężczyzn.
- Zgadzam się, pomóżmy im! - Wykrzyknęła za Akialem i również ruszyła w stronę przerośniętego insekta.
Jej ręka odruchowo powędrowała w miejsce, gdzie powinna znajdować się włócznia, ale wtem przypomniało jej się, że przecież straciła ją w walce z Tebem. Skrzywiła się tylko i chwyciła za sejmitar. Stal pewnie nawet lepiej sprawi się przy takim przeciwniku. Dopadła do insekta na prawo od Akiala, gotowa ciąć ją w odwłok bądź tylne odnóża.
 
Umbree jest offline