[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3EP-atF2tRs&ab_channel=ClaphamJunction[/MEDIA]
Qwerty zastygł w bezruchu, kiedy przecięło go światło latarki. Spiął się. Miał nadzieję, że jeśli uda, że nie istnieje, to oszuka tym wszystkich wokoło. Rzeczywiście, tak też się stało. Blask przeszedł dalej i Uiop wiedział, że musi kontynuować. Czuł strach, ale trzeba było działać. Czy wszyscy Kainici w tych czasach musieli mierzyć się z podobnymi przeciwnikami? Jeśli tak, to bardzo im współczuł. W tym momencie również samemu sobie. Doszedł do wniosku, że to kolejny powód, dlaczego musieli wskrzesić Mitrę. Śmiertelnicy niezwykle rozwinęli się przez te dekady, które Uiop spędził w torporze. Już wcześniej potrafili być groźni i stąd wynikła konieczność ustanowienia Maskarady. Jednak teraz znaleźli się na zupełnie innym, niespotykanym dotąd poziomie. Oczywiście, wciąż byli miękcy i cieplutcy, ale teraz opinały ich twarde pancerze, dużo lżejsze od metalowych. Oślepiające lampy, przerażające karabiny, snajperzy... Nic dziwnego, że Shirazi, Wheeler i da Silva korzystali z pomocy własnej małej armii śmiertelników. To był jak najbardziej logiczny ruch, szczególnie konieczny w tych przerażających czasach.
Uiop tak zamyślił się, że aż wpadł na Whiliama. Bał się, że Brujah instynktownie odpowie atakiem, ale to się na szczęście nie wydarzyło.
- Widziałem, jak umierasz - szepnął do niego. - Ale na zewnątrz, nie tutaj. Nie próbuj wspomagać Wheelera i da Silvę. Ich instynkt przetrwania zawiódł tej nocy. Oby twój był lepszy.
Następnie Qwerty rozproszył się, kiedy potrącił go Tony. Rozległo się chrupnięcie, a Uiop przestraszył się o stan kielicha. To był mimo wszystko dość kruchy, wiekowy artefakt. Obowiązkiem Malkaviana było zatroszczenie się o to, aby wynieść go stąd w jednym kawałku. Zaczął martwić się, czy już aby nie zawiódł na tym właśnie polu. Miał ochotę otworzyć torbę i to sprawdzić...
...ale wtedy Tony zaczął skakać po skrzynkach. I błyskawicznie rzucił się na jednego z przeciwników. Uiop nie mógł liczyć na cokolwiek bardziej odwracającego uwagę. Zapomniał o Spoonie, poprawił torbę na ramieniu i rzucił się prosto w stronę drzwi. Tych dużych, otwartych. To było to okienko czasowe, kiedy mógł poruszyć się bez obaw o atak snajpera. Wystawił głowę przez szparę w bramie i zerknął w prawo. Tam miała miejsce rzeź z wcześniejszej wizji Uiopa.
Poczuł wyrzuty sumienia, że nie udało mu się uratować da Silvy i Wheelera. Przynajmniej Whiliama nie było w ich towarzystwie. Może to i tak był najlepszy rozwój zdarzeń, bo mimo wszystko cudownie kupowali im czas. Byli groźni i kompetentni, podobnie jak ich ludzka armia. Malkavian jednak wiedział, że to kwestia czasu, aż polegną. Widział to przecież w wizji. Nie mógł im pomóc. Pozostało więc podjąć trudną decyzję.
Zaczął zamykać bramę. Była ciężka, ale standardowa, nie sterowana elektronicznie. Tym samym odcinał Spokrewnionym potencjalną drogę ucieczki do wnętrza budynku. Z drugiej strony kupował Kainitom w magazynie dużo więcej czasu. Trudne czasy wymagały trudnych decyzji i Qwerty podjął tę w oka mgnieniu. Aż go to przestraszyło. Przecież odcinał siły na zewnątrz, skazywał ich tym samym na śmierć. A jednak... nie wahał się ani chwili, nie marnował ani sekundy. Przesuwał ciężkie, metalowe drzwi zastanawiając się, czy w swoim nieżyciu podejmował wiele podobnych decyzji. Kim dokładnie był, zanim utracił pamięć? Do czego był w stanie się posunąć, aby tylko osiągnąć cel? Być może utrata wspomnień stanowiła błogosławieństwo, nie utrudnienie. Być może celowo zgodził się na rytuał i wymazanie pamięci, gdyż bycie Qwertym Uiopem okazało się nie do wytrzymania.
Teraz jednak musiał znów nim się stać.