Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2020, 17:02   #81
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Cała ta “rozmowa” z drużyną uświadomiła wojowniczce spore różnice między nią a resztą załogi. Na razie więc udała się na targ nie obciążona towarami. Których zresztą i tak było za wiele na jej niewieści grzbiet. Bądź co bądź nie zaszkodzi rozpoznać terenu przed samymi targami.
Plac targowy był umieszczony na dużym i kwadratowym rynku, który Imrze kojarzył się z ...placem do musztry. I pewnie tym tak naprawdę był, bowiem nie można było tu znaleźć żadnego stałego przybytku. Tylko namioty. Pośród tych namiotów kręcili się różnego rodzaju najemnicy. Każdy w pancerzu (często lichym), każdy z bronią. Wiele reas, w tym tak egzotyczne jak maugi które Tanegris zwolniła ze służby.
Największy namiot stał pośrodku placu i zajmował go czerwonoskóry gigant o głowie ozdobionej różkami.

Którego ciało gdzieniegdzie spowijały płomienie. Usługiwała mu piękna niewolnica przykuta do jego palca za pomocą łańcucha który kończył się obrożą na jej szyi. Karmiła go soczystymi owocami ze srebrnej tacy, którą trzymała. Jego bezpieczeństwa zaś pilnował ognisty gigant w płytowej (zapewne magicznej zbroi). Jego wielki miecz z pewnością zdołałby rozciąć Imrę na pół… pod warunkiem, że by jej dosięgnął. Obecnie rogaty olbrzym rozłożył się wygodnie na poduszkach rozmawiając z istotą, którą Imra rozpoznać potrafiła. Czarnoskrzydła erynia w skąpej zbroi wykutej z czarnego metalu . Ta akurat nie była Imrze znana, ale ten rodzaj diabłów potrafiła akurat rozpoznać. Oprócz tej egzotycznej grupki, były kolczaste typy które już widziała. Hobgobliny po stronie kupujących i szaroskóre krasnoludy po stronie sprzedających. Paru ciemnoskórych gigantów przysiadło się z boku przy kilku klatkach wypełnionych zalęknionymi humanoidami obu płci. Handlarze niewolników… tych łatwo było rozpoznać. Zarówno sprzedawali jak i kupowali, bowiem hobgobliny przyciągnęły paru mężczyzn do nich… zapewne byli to jeńcy zdobyci w jakiejś bitwie.
- Rozglądasz się pani? Niepotrzebnie. Ze stroju jak i respektu jaki cię otacza wnioskuję żeś nie jest byle awanturniczką. Tyyy… szukasz czegoś wyjątkowego i ja… - bełkotliwy głos przyciągnął jej uwagę do masywnej acz niegroźnej sylwetki opasłego humanoida o niebieskiej skórze. -... ja… być może mam to czego szukasz.
Przesunął łakomym spojrzeniem po zbroi i orężu Imry. - Zapraszam do mego skromnego namiotu.
Półelfka spojrzała na dziwną istotę z pewną dozą niechęci. Od razu przypisała jej charakter szarlatana i była gotowa przywalić za oderwanie od oceny niewolników jacy byli na sprzedaż. Powstrzymała się jednak. Odrobina szacunku od kogokolwiek wydawała się wystarczająco po tym jak jej splunięto pod nogi.
- Zobaczny w takim razie czy masz mnie czym zainteresować i czy słusznie sądzisz. Prowadźcie - powiedziała podążając za niebieską istotą. - A i powiedzcie, czym też jesteście? Bo nie przypominam sobie, abym kiedyś kogoś z waszego rodzaju spotkała.
- Albo nie wiedziałaś, że spotkałaś jednego z nas. Na planach materialnych wolimy okrywać się płaszczem dyskrecji.- humanoid ruszył przodem do jednego z namiotów. - A twoja rasa nazywa nas merkantami.
Odchylił połę namiotu odsłaniając całkiem spore wnętrze znajdujące się w środku. Znacznie większe niżby sugerowała wielkość namiotu. W środku był stolik, na nim świecznik, butelka wina i dwa kielichy. Wszystko to otaczały dziesiątki poduszek, wygodnych i miękkich. A potem krąg kufrów, a pod ścianami… dwaj [url=https://i.pinimg.com/originals/60/a9/26/60a9267c48d0829a09e9294e8b4f7217.png] nieruchomi mechaniczni strażnicy z halabardami. Merkant podszedł do jednego z kufrów i wyjął z niego duży miecz o ostrzu otoczonym czarnymi płomieniami negatywnej energii. Po czym podszedł do stolika i położył broń na nim. Nalał wina do kielichów i usiadł na poduszkach dodając.
- Obejrzyj go proszę. Z pewnością przekona ciebie iż nie jest byle handlarzem magicznego złomu.
Uśmiechnął się przy tym przyglądając Imrze.
Imra uniosła białą brew do góry. Zaiste ten cały merkant musiał mieć bardzo dobre przeczucia, bo półelfce aż błysnęło w oku kiedy spoglądała na ostrze. Bardzo ostrożnie przesunęła dłonią ponad ostrzem czując jak jej palce mrowią. Zatrzymała się dopiero przy rękojeści. Zawahała się przenosząc spojrzenie na kupca. O ile w ogóle nim był.
- Ty z tych co za dotykanie każą płacić? - zapytała przezornie nim mogłaby dać się wykorzystać.
- Nie… dotykanie akurat jest darmowe. Obejrzenie też . Ten miecz jest przykładem tego co mnie interesuje. Przedmioty wyjątkowe, a nie masowo produkowany magiczny złom.- odparł z uśmiechem merkant zerkając na wojowniczkę. - I przypuszczam, że mam do czynienia z wyjątkową osobą. A nie jednym z tych awanturników co to liznęli nieco wojaczki na rodzimym planie i przybyli do Rigus wierząc, że kilka ubitych bandytów czyni ich bohaterami.
- Śmiem uważać, że w istocie tak nie jest - Imra mruknęła pochłonięta oglądaniem ostrza. Podniosła je i oddalając się o dwa kroki sprawdziła jak leży w ręku i jak się nim wymachuje. Spojrzała na upiornie wyglądające oko przyglądając się mu przez chwilę, szukając w nim czegokolwiek co mogłoby przykuć jej uwagę. Z ostrożnością odłożyła ostrze z powrotem na blat.
- Aczkolwiek w tym momencie wątpię abym posiadała odpowiednie fundusze w złocie. Czy handel wymienny by cię zainteresował?
- Naturalnie. Szczególnie handel wymienny. - odparł z uśmiechem merkant. - Wspomniałaś że czegoś szukasz… wśród niewolników może? Patrzyłaś w tamtym kierunku.
- Nie wspo… - Imra zmrużyła tylko oczy i westchnęła - Dobrzy niewolnicy zawsze są w cenie. Szczególnie jak ich odpowiednio ukształtować i poprowadzić.
- Jestem kupcem… wyłapywanie szczegółów to część mojej pracy.- zaśmiał się merkant i sięgnął po kielich z winem.- Dao… z pewnością odpowiednio ich ułożą do górniczej roboty.
- Ach górniczej. Póki co tacy mi nie są potrzebni. Zainteresować się na pewno zainteresuje w odpowiednim czasie. Powiedz mi jednak ile u ciebie kosztuje zindentyfikowanie magicznego przedmiotu? Bo od tego bym zaczęła - mimo słów spojrzenie Imry zjechało ciekawie ponownie na zionący mroczną mocą miecz. Musiała odrzucić na moment tę pokusę, nawet jakby sprzedała i przygarnęłą sobie wszystkie łupy jakie zdobyli pewnie wciąż by było poza jej zasięgiem.
- Cóż… - zamyślił się merkant.- … jeśli ów przedmiot okaże się być niczym niezwykłym to sto sztuk złota warta by była moja inspekcja. Ale jeśli dysponujesz czymś intrygującym, to kto wie? Wtedy moja ekspertyza będzie za darmo.
Po czym dodał z uśmiechem. - A co niewolników, to cóż… Dao potrzebują darmowej siły roboczej, więc … nieważne czy przedtem byli oni artystami, wojownikami czy rzemieślnikami. Teraz będą kopać. Do tego trzeba silnego grzbietu i wytrzymałości… nie talentu.
- Kto wie, może nie będą chcieli za dużo za tych mniej dostosowanych do roboty… - Imra mruknęła na głos po czym wyrwała się z chwilowego zamyślenia.
- No to mam takie dwa przedmioty. - Mówiąc to sięgnęła do magicznej torby i tylko na moment się zawahała. Wyciągnęła zarówno maskę jak i zniszczoną księgę kładąc je na blacie. Bardzo uważnie obserwowała reakcję merkanta.
Ten się przyjrzał im obu, zamyślił, wykonał kilka gestów ręką. Szepnął pod nosem i zawyrokował.
- Pewnie już to słyszałaś, co? Te przedmioty nie są magiczne.
- A jednak jeden z nich zesłał mi sen… a przynajmniej zakładam, że to była jego sprawka - kobieta wskazała na maskę - a inna osoba twierdziła, że do niej szeptał. Czy też raczej poprzez niego ktoś szeptał.
Imra westchnęła.
- Przetłumacz mi chociaż to co na stronicach jest zapisane.
- Niech będzie… - stwierdził merkant przyglądając się tekstowi.-... a więc…
Zaczął czytać coś co było znajome Imrze. Bądź co bądź kierowała się wskazówkami zawartymi w tej księdze, bo tych wskazówek Therion się trzymał i tę filozofię jej przekazał. Tłumaczenie merkanta nie różniło się niczym od tego, czego by Imra o księdze nie wiedziała. Therion co prawda twierdził, że pomiędzy wierszami jest coś więcej ukryte, ale jej tłumacz nie potrafił tego znaleźć… no i.. księga była niekompletna.
Kobieta mruknęła coś pod nosem w niezadowoleniu. Sięgnęła po raz kolejny do torby i wyciągnęła znaleziony pośród trupów topór
- Zainteresowałby cię?
- Intrygujący… to drugi egzemplarz jaki miałem okazję zobaczyć z tym motywem.- zaintrygował się merkant przesuwając palcami po ostrzu i rękojeści.- Co prawda ten nie wydaje się wyjątkowy pod względem mocy, ale… kultura która go stworzyła jest już wyjątkowa.
Imra zamilkła na moment a w jej umyśle zaczęły pracować zębatki.
- Widziałeś już mówisz? A można wiedzieć kiedy i gdzie?
- W rękach piratów githyanki. Udało im się znaleźć świat który nazwali pobojowiskiem bogów i tytanów… choć miejscowi pewnie nazywają go inaczej. Wpadli tam astralną karaką by zdobyć łupy i niewolników. Zdobyli i jedno i drugie… zapłacili połową załogi. Starli się z krasnoludami którzy posługiwali się mroczną sztuką nekromancji. Coś rzadko spotykane u tej rasy. - wyjaśnił merkant. Następnie zamyślił się. - Arazeg… tak miał na imię kapitan tej karaki. Nie dogadaliśmy się w sprawie sprzedaży broni i prawie mnie usiekł.
- Uff. Szkoda, ten znale...azłam pośród trupów jakie były na statku, którym przyleciałam. Już myślałam, że może widziałeś kogoś kto mógłby mieć podobny. Byłbyś nim zainteresowany?
- Kto był w posiadaniu tego topora? Githyanki może? Nie zmartwiłbym się, gdyby Arazegowi ktoś uciął głowę.- mruknął merkant i spojrzał na topór.- Nie wymienię nic za niego… ale mogę kupić.
- Jak najbardziej. Ile za niego weźmiesz?
- Hmmm… broń jest ciekawa… ale bardziej jako ozdoba. Nie każdy może jej używać.- zaczął marudzić merkant, zapewne po to by “zmiękczyć” ją i uczynić bardziej podatną na jego propozycję. - Tak… z cztery i pół tysiąca złotych monet?
Imra mlasnęła z niezadowoleniem.
- No nie wiem, nie wiem. Brzmi to trochę jakbyś mnie chciał oskubać. Nie każdy może jej używać, ale też nie każdy może używać tego miecza, który mi pokazałeś, co nie? A ty z tak dobrym okiem do klientów bez problemu przecież znajdziesz kupca. Tak z dziewięć tysięcy za sam fakt, że jest magiczny.
- Tak się akurat składa, że każdy może używać owego miecza. Tyle że jest on nieszkodliwy względem nieumarłych. Nic w tym zresztą dziwnego, władał nim osobisty ochroniarz pewno lisza. - wyjaśnił merkant i zamyślił się przyglądając toporowi. - Hmm… pięć i pół może? To dobra cena za taki topór.
- No niby, racja, ale wciąż myślę, że siedem tysięcy pięćset jest bardziej wiarygodne. Wciąż te umagicznienia można przenieść na inną broń więc bez problemu możesz znaleźć kupca choćby na takie zastosowanie - Imra przypomniała sobie co robił Therion ten jeden raz kiedy pozwoli jej się przyglądać swojej pracy.
- Niemniej… wtedy to ma wartość ozdoby nad kominek.- mruknął merkant drapiąc się po obwisłym lekko podbródku.- Eeeech.. niech będzie… pięć?
- Uuu przed chwilą było pięć i pół… - Imra nie dała się zmylić… tym razem. - Siedem tysięcy.
-Nieeech będzie sześć? - zaproponował w końcu merkant uśmiechając się i dodał.- Możliwość o której wspomniałaś wcale nie czyni topora bardziej wartościowym.
Imra się wyprostowała.
- No nie wiem. Zaczynam myśleć, że nie opłaca mi się jednak go tu sprzedawać. Może poszukam innego kupca? Jakiegoś, który nie będzie tak kręcił nosem. Bo jestem pewna, że się tutaj znajdzie jakiś chętny. To w końcu, nawet jak egzotyczna, to wciąż dobrej roboty broń.
- Sześć ...sześćset… moja ostatnia oferta. - odparł po krótkim namyśle merkant.
Imra zaczęła się poważnie zastanawiać czy chce jej się targać za sobą tę broń aż znajdzie kogoś lepszego do kupna tej broni, czy może woli się już jej pozbyć za możliwie bardzo nieatrakcyjną cenę.
- To może tak, albo siedem tysięcy, albo sześć tysięcy sześćset i może jakąś drobnostkę byś dorzucił?
- Hmm… jakiego rodzaju drobnostkę? Zwój ? Eliksir? - zadumał się merkant.
- Eliksir.
- Sześć czterysta i eliksir… może być? - zaproponował merkant.
- Sześć, sześćset i eliksir. Pytanie tylko jaki?
- To zależy co cenisz… użyteczność, wzmocnienie potencjału bojowego, czy leczenie?- zapytał kupiec.
- Niech będzie wzmocnienie potencjału bojowego.
- Eliksir powiększenia osoby mogę więc dorzucić. - odparł merkant po namyśle.
Imra znów namyśliła się chwilę. Żałowałą, że nie ma przy sobie kogoś lepiej znającego się na targowaniu.
- Sześć tysięcy sześćset i ta mikstura za topór. Dobijamy targu.
- Zgoda…- uśmiechnął się merkant i podszedł do jednego z kufrów. Wyjął stamtąd fiolkę z miksturą. Postawił na stoliku. Następnie podszedł do innego i zaczął wyjmować nieduże złote sztabki. Zebrawszy odpowiednią ilość, zaczął układać je na stole… wszystkie sześćdziesiąt sześć. Nie dziwiło to Imry… przy dużych transakcjach przeliczanie monet byłoby męczące. Kupieckie sztabki, choć różniły się one wyglądem, były standardem w wielu miejscach. Każda z nich była warta sto monet.
W podobnym geście Imra położyła topór przed kupcem podsuwając go w jego stronę i zaczęła zbierać do sakiewki sztabki próbując sobie ich ciężar w ręku. Jak już skończyła wyciągnęła rękę do kupca.
Ten uścisnął ją dodając.
- Jeślibyś jakimś cudem szukała roboty, to dobry ochroniarz mi się przyda. Choć… wątpię by cię to interesowało. Nie wyglądasz na kogoś takiego. Przypuszczam, że w Rigus czeka cię kariera wojskowa.
- Cóż jestem w zapotrzebowaniu dużo większej gotówki i raczej tej nie zdobędę siedząc w miejscu. Także Rigus pewnie też sobie odpuszczę… ale Sigil brzmi jak ciekawe miejsce dla kogoś takiego jak ja.
- Z pewnością jest ciekawym miejscem. - przyznał merkant i podrapał się po głowie. - Ale jeśli chcesz dużo zarobić, to są miejsca lepsze od Sigil w tej kwestii. Najważniejsze to podczepić się pod hojnego i możnego pracodawcę. Pałace dżinów bywają pod tym względem idealne.
Imra zaczęła chować maskę i kartki z księgi.
- Hm, dziękuję, może skorzystam. Do zobaczenia, być może.
Kobieta pożegnała się i wybyła z namiotu merkanta. Całe te targowanie ją zmęczyło.
Rozejrzawszy się po placu targowym zauważyła niewiele zmian. Ot zrobiło się tłoczniej, a erynia rozmawiająca z czerwonym gigantem już gdzieś zniknęła.
Imra przechodząc od targowiska do targowiska szybko pożegnała się z nadzieją zamiany diademu… Nikt nie był w stanie zaoferować jej skarbów nawet zbliżonych wartością do tego co nosiła, nie wspominając o duplikacie. Szansy na to nie było. Może u ifiryta Safid Usrhamona, bo tym był rogaty olbrzym pośrodku. Kupcem z rasy Ifrirytów handlującym bronią, niewolnikami i przede wszystkim… przyprawami i narkotykami. Oraz magią w ograniczonym stopniu. Bardzo bogaty i bardzo potężny (jak to ifiryt).
Tymczasem rozmyślania Imry przerwał odgłos bójki…
Jeden z niewolników wyrwał się nadzorcom i kilkoma ciosami znokautował dwóch z nich.

Patrząc spode łba obserwował pozostałą dwójkę nadzorców celujących w jego tors włóczniami w nadziei zapędzenia go w kozi róg. Ludzkich nadzorców. Dao górujący nad nimi przyglądali się temu z rozbawionymi minami, pewni że zdołają okiełznać “dzikiego” gdy najdzie ich taka ochota. Na razie dawali się wykazać dwójce zdenerwowanych nadzorców… przerażonych bardziej tym, że zawiodą swoich panów, niż wojownikiem który im się wyrwał spod kontroli.
Półelfkę zaintrygowała scena. Gołymi pięściami zdolny powalić uzbrojonych? Zdecydowanie. Uśmiechnęła się do siebie, to była świetna okazja.
- Hej Dao! Narowisty wam się trafił! Jestem pewna, że mogę zmusić go do klęknięcia bez dotykania go i przed waszymi strażnikami. Ale wtedy jest mój!
- I bez użycia magii… - odparł jeden z nich, a drugi dodał.- … a co, jeśli ci się nie uda kobieto?
- To go po prostu wam złapię.
- Nie… to wtedy do niego dołączysz. Sami możemy go złapać w każdej chwili.- rzekł jeden z Dao.
- Zgoda - na twarzy Imry pojawił się bardziej bezlitosny uśmiech. Ruszyła w stronę walczących, a kiedy szła na jej skórze pojawiły się wyładowania, a z jej gardła wyrwał się warkot. Kiedy była bliżej walczących wyrwałą ze swych płuc ryk nie licząc się ze strażnikami.
- KLĘKNIJ!
Krzyk rozniósł się po placu wprawiając w panikę strażników i niewolnika. Ci pierwsi klękli… niewolnik jednak cofnął się do tyłu przerażony i zakłopotany mamrocząc coś głośno w języku którego Imra nie znała. I to wywołało szyderczy chichot obu Dao.
A więc nie rozumiał. No to można było jakoś obejść. Kobieta podeszła bliżej, ale nie na tyle by przez przypadek go dotknąć. Wskazała na strażników, wskazała na niewolnika i wskazałą na ziemię. Każdy gest był dosadnie nacechowany rozkazem, na tyle na ile to było możliwe. Do tego Imra znów rozjarzyła się elektrycznością wyglądając niemal jak upiór ze swoim pustym spojrzeniem, blizną i niebieskimi łuskami. Ziemia, tam miał znaleźć się niewolnik.
Gdzieś tam w oczach mężczyzny dostrzegła błyski oporu, próbował wyrwać się spod jej wpływu… uciec… wzbudzić gniew. Niemniej Imra zatriumfowała ostatecznie, ku rozczarowaniu obu dżinów ziemi.
- Zabieraj swojego “psa” i zejdź nam z oczu. - rzekł jeden z Dao.
Triumfalny uśmiech zawitał na twarzy Imry.
- Nie będę nadużywać waszej cierpliwości - powiedziała z przekąsem i podniosła gwałtownie mężczyznę za ramię zabierając go ze sobą i wychodząc z targu. Już poza wzrokiem Dao wyciągnęła z torby miksturę języków. Westchnęła kręcąc głową naprawdę wolałaby jej teraz nie zużywać. Mimo to ją wypiła sprawiając że magia pozwoliła zrozumieć jej język w jakim porozumiewał się mężczyzna.
- Teraz należysz do mnie. Wiesz już, że nawet nie muszę ciebie dotknąć aby zmusić cię do posłuszeństwa. Nie próbuj więc sprawdzać jak to będzie kiedy postanowię użyć swojej siły - powiedziała twardo przenosząc chłodne spojrzenie na człowieka.
- Skoro mamy to wyjaśnione mów skąd pochodzisz i jak trafiłeś do niewoli.
Mężczyzna spojrzał na swoją “panią” z ironicznym uśmiechem i powątpiewającym spojrzeniem.
- Raz ci się udało… przyznaję. A nazywam się Cromharg… mój lud żyje wśród i pustyń Karakhu, gdzie uciekli z innego świata pod wodzą Al-Hadjara i jego szlachetnych dżinów, wiele zachodów przed moim narodzeniem. To odległy i trudno dostępny ląd, ale czasem…- zacisnął zęby w gniewie.-... czasem komuś się udaje przedrzeć. I tak było w moim przypadku. Napadli na wioski, my napadliśmy na nich, ale… udało się im paru z nas pojmać w ogniu bitwy i uciec z łupami przez portale. W tym i ze mną.
Imra nawet uniosłą brwi w podziwie.
- No, no, brzmi interesująco. Chcesz się zemścić?
- Jest z tym problem. Psy które widziałem z oblicza, już zarżnąłem. Ci którzy mnie później zniewolili… eeech…- zadumał się Cromharg.- … zemścić się bym chciał. Ale nie ma twarzy, ni imienia na którym mógłbym skupić swój gniew. W mroku nocy, przy szalejącej burzy piasku trudno było zapamiętać takie szczegóły.
- A więc trzymasz gniew nie wiedząc na kogo - drobna rozmowa pozwalała dowiedzieć się czegoś o niewolniku. To było coś co mogła użyć aby ewentualnie go do siebie przywiązać czymś więcej niż siłą… albo ostatecznie zniszczyć gdyby przyszła taka potrzeba.
- Jako, że nie znam języka jakim się posługujesz to czy ty umiałbyś rozpoznać ten którym się posługiwali najeźdźcy?
- Niewiele słyszałem, zresztą czy to ważne… każdy łowca niewolników może ponieść śmierć z mojej ręki. - uśmiechnął się drapieżnie Cromharg. - A twoje imię i cel? Po co się trudziłaś by mnie zdobyć?
- Rozbawiła mnie twoja próba ucieczki - Imra przyznała z podłym uśmiechem na twarzy - a do tego nie musiałam za ciebie płacić. Zobaczę do czego się nadajesz i zdecyduję co z tobą zrobić.
- Tylko tyle? - mężczyzna napiął mięśnie i spojrzał w oczy Imry. - Myślę że masz inne ku temu powody.
Uśmiechnął się przy tym bezczelnie.
- I myślisz, że je wyznam swojemu niewolnikowi? Nie pozwalaj sobie - mruknęła szarpiąc go za kajdany przyciągając tak, aby zmierzyli się spojrzeniem.
- W takim razie pewnie winnaś kupić sobie już jakiegoś dobrze obitego przez sługi dżinów… co by ci potakiwał przy każdym słowie. - odparł Cromharg spoglądając w oczy kobiety z hardością i dumą.
Imra zamruczała, a ten pomruk zamienił się w śmiech.
- Zobaczymy. Z przyjemnością sprawdzę twoje granice.
- Nie wątpię… wszak nie kupuje się czerwonego skorpiona, by go wpuścić do zagrody z kozami. - odparł filozoficznie mężczyzna.
Imra zamyśliła się na moment.
- Posiadasz jakąkolwiek głębszą wiedzę na jakiś temat? Natura, magia, plany… Cokolwiek?
- Znam język powietrznych istot, bo w nim się właśnie porozumiewamy. I umiem przeżyć na pustyni. Czy ja wyglądam ci na chuderlawego szamana opijającego się sokiem z niebiańskiego kaktusa? Nie? Bo na… magii nie znam. - odparł niewolnik napinając mięśnie.- No i umiem się bić. Daj mi miecz, a sama zobaczysz.
- Nie prężyj się tak bo ci żyłka pęknie. Broń dostaniesz, jak uznam, że zasłużyłeś. Bez niej też sobie dobrze radziłeś.
- Nie jestem głupi… wiem że dobrze sobie radziłem, ale też oboje wiemy, że długo to by nie trwało. W końcu by mnie powalili, albo zakłuli dzidami. - westchnął Cromharg i dodał.- Nadal nie powiedziałaś mi jak masz na imię.
- Dla ciebie będzie Pani Imra. Możesz używać samego Pani, ale nie samo imię. Zrozumiano? - półelfka zmierzyła wzrokiem mężczyznę ciekawa ile razy przyjdzie mu go karać za łamanie zasad.
Mężczyzna starał się nie zaśmiać słysząc te słowa, ale ostatecznie wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie Pani Imro.
Cromharg został trzepnięty po głowie.
- "Tak jest Pani". Powtórz.
Oblicze Cromharga wykrzywiło się wściekle, łańcuchy zabrzęczały, gdy je próbował odruchowo rozerwać. Spojrzał na wojowniczkę. Zemlął w ustach przekleństwo na temat babskich kaprysów i wydusił w końcu. - Tak jest Pani Imro.
 
Asderuki jest offline