Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2020, 17:02   #81
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Cała ta “rozmowa” z drużyną uświadomiła wojowniczce spore różnice między nią a resztą załogi. Na razie więc udała się na targ nie obciążona towarami. Których zresztą i tak było za wiele na jej niewieści grzbiet. Bądź co bądź nie zaszkodzi rozpoznać terenu przed samymi targami.
Plac targowy był umieszczony na dużym i kwadratowym rynku, który Imrze kojarzył się z ...placem do musztry. I pewnie tym tak naprawdę był, bowiem nie można było tu znaleźć żadnego stałego przybytku. Tylko namioty. Pośród tych namiotów kręcili się różnego rodzaju najemnicy. Każdy w pancerzu (często lichym), każdy z bronią. Wiele reas, w tym tak egzotyczne jak maugi które Tanegris zwolniła ze służby.
Największy namiot stał pośrodku placu i zajmował go czerwonoskóry gigant o głowie ozdobionej różkami.

Którego ciało gdzieniegdzie spowijały płomienie. Usługiwała mu piękna niewolnica przykuta do jego palca za pomocą łańcucha który kończył się obrożą na jej szyi. Karmiła go soczystymi owocami ze srebrnej tacy, którą trzymała. Jego bezpieczeństwa zaś pilnował ognisty gigant w płytowej (zapewne magicznej zbroi). Jego wielki miecz z pewnością zdołałby rozciąć Imrę na pół… pod warunkiem, że by jej dosięgnął. Obecnie rogaty olbrzym rozłożył się wygodnie na poduszkach rozmawiając z istotą, którą Imra rozpoznać potrafiła. Czarnoskrzydła erynia w skąpej zbroi wykutej z czarnego metalu . Ta akurat nie była Imrze znana, ale ten rodzaj diabłów potrafiła akurat rozpoznać. Oprócz tej egzotycznej grupki, były kolczaste typy które już widziała. Hobgobliny po stronie kupujących i szaroskóre krasnoludy po stronie sprzedających. Paru ciemnoskórych gigantów przysiadło się z boku przy kilku klatkach wypełnionych zalęknionymi humanoidami obu płci. Handlarze niewolników… tych łatwo było rozpoznać. Zarówno sprzedawali jak i kupowali, bowiem hobgobliny przyciągnęły paru mężczyzn do nich… zapewne byli to jeńcy zdobyci w jakiejś bitwie.
- Rozglądasz się pani? Niepotrzebnie. Ze stroju jak i respektu jaki cię otacza wnioskuję żeś nie jest byle awanturniczką. Tyyy… szukasz czegoś wyjątkowego i ja… - bełkotliwy głos przyciągnął jej uwagę do masywnej acz niegroźnej sylwetki opasłego humanoida o niebieskiej skórze. -... ja… być może mam to czego szukasz.
Przesunął łakomym spojrzeniem po zbroi i orężu Imry. - Zapraszam do mego skromnego namiotu.
Półelfka spojrzała na dziwną istotę z pewną dozą niechęci. Od razu przypisała jej charakter szarlatana i była gotowa przywalić za oderwanie od oceny niewolników jacy byli na sprzedaż. Powstrzymała się jednak. Odrobina szacunku od kogokolwiek wydawała się wystarczająco po tym jak jej splunięto pod nogi.
- Zobaczny w takim razie czy masz mnie czym zainteresować i czy słusznie sądzisz. Prowadźcie - powiedziała podążając za niebieską istotą. - A i powiedzcie, czym też jesteście? Bo nie przypominam sobie, abym kiedyś kogoś z waszego rodzaju spotkała.
- Albo nie wiedziałaś, że spotkałaś jednego z nas. Na planach materialnych wolimy okrywać się płaszczem dyskrecji.- humanoid ruszył przodem do jednego z namiotów. - A twoja rasa nazywa nas merkantami.
Odchylił połę namiotu odsłaniając całkiem spore wnętrze znajdujące się w środku. Znacznie większe niżby sugerowała wielkość namiotu. W środku był stolik, na nim świecznik, butelka wina i dwa kielichy. Wszystko to otaczały dziesiątki poduszek, wygodnych i miękkich. A potem krąg kufrów, a pod ścianami… dwaj [url=https://i.pinimg.com/originals/60/a9/26/60a9267c48d0829a09e9294e8b4f7217.png] nieruchomi mechaniczni strażnicy z halabardami. Merkant podszedł do jednego z kufrów i wyjął z niego duży miecz o ostrzu otoczonym czarnymi płomieniami negatywnej energii. Po czym podszedł do stolika i położył broń na nim. Nalał wina do kielichów i usiadł na poduszkach dodając.
- Obejrzyj go proszę. Z pewnością przekona ciebie iż nie jest byle handlarzem magicznego złomu.
Uśmiechnął się przy tym przyglądając Imrze.
Imra uniosła białą brew do góry. Zaiste ten cały merkant musiał mieć bardzo dobre przeczucia, bo półelfce aż błysnęło w oku kiedy spoglądała na ostrze. Bardzo ostrożnie przesunęła dłonią ponad ostrzem czując jak jej palce mrowią. Zatrzymała się dopiero przy rękojeści. Zawahała się przenosząc spojrzenie na kupca. O ile w ogóle nim był.
- Ty z tych co za dotykanie każą płacić? - zapytała przezornie nim mogłaby dać się wykorzystać.
- Nie… dotykanie akurat jest darmowe. Obejrzenie też . Ten miecz jest przykładem tego co mnie interesuje. Przedmioty wyjątkowe, a nie masowo produkowany magiczny złom.- odparł z uśmiechem merkant zerkając na wojowniczkę. - I przypuszczam, że mam do czynienia z wyjątkową osobą. A nie jednym z tych awanturników co to liznęli nieco wojaczki na rodzimym planie i przybyli do Rigus wierząc, że kilka ubitych bandytów czyni ich bohaterami.
- Śmiem uważać, że w istocie tak nie jest - Imra mruknęła pochłonięta oglądaniem ostrza. Podniosła je i oddalając się o dwa kroki sprawdziła jak leży w ręku i jak się nim wymachuje. Spojrzała na upiornie wyglądające oko przyglądając się mu przez chwilę, szukając w nim czegokolwiek co mogłoby przykuć jej uwagę. Z ostrożnością odłożyła ostrze z powrotem na blat.
- Aczkolwiek w tym momencie wątpię abym posiadała odpowiednie fundusze w złocie. Czy handel wymienny by cię zainteresował?
- Naturalnie. Szczególnie handel wymienny. - odparł z uśmiechem merkant. - Wspomniałaś że czegoś szukasz… wśród niewolników może? Patrzyłaś w tamtym kierunku.
- Nie wspo… - Imra zmrużyła tylko oczy i westchnęła - Dobrzy niewolnicy zawsze są w cenie. Szczególnie jak ich odpowiednio ukształtować i poprowadzić.
- Jestem kupcem… wyłapywanie szczegółów to część mojej pracy.- zaśmiał się merkant i sięgnął po kielich z winem.- Dao… z pewnością odpowiednio ich ułożą do górniczej roboty.
- Ach górniczej. Póki co tacy mi nie są potrzebni. Zainteresować się na pewno zainteresuje w odpowiednim czasie. Powiedz mi jednak ile u ciebie kosztuje zindentyfikowanie magicznego przedmiotu? Bo od tego bym zaczęła - mimo słów spojrzenie Imry zjechało ciekawie ponownie na zionący mroczną mocą miecz. Musiała odrzucić na moment tę pokusę, nawet jakby sprzedała i przygarnęłą sobie wszystkie łupy jakie zdobyli pewnie wciąż by było poza jej zasięgiem.
- Cóż… - zamyślił się merkant.- … jeśli ów przedmiot okaże się być niczym niezwykłym to sto sztuk złota warta by była moja inspekcja. Ale jeśli dysponujesz czymś intrygującym, to kto wie? Wtedy moja ekspertyza będzie za darmo.
Po czym dodał z uśmiechem. - A co niewolników, to cóż… Dao potrzebują darmowej siły roboczej, więc … nieważne czy przedtem byli oni artystami, wojownikami czy rzemieślnikami. Teraz będą kopać. Do tego trzeba silnego grzbietu i wytrzymałości… nie talentu.
- Kto wie, może nie będą chcieli za dużo za tych mniej dostosowanych do roboty… - Imra mruknęła na głos po czym wyrwała się z chwilowego zamyślenia.
- No to mam takie dwa przedmioty. - Mówiąc to sięgnęła do magicznej torby i tylko na moment się zawahała. Wyciągnęła zarówno maskę jak i zniszczoną księgę kładąc je na blacie. Bardzo uważnie obserwowała reakcję merkanta.
Ten się przyjrzał im obu, zamyślił, wykonał kilka gestów ręką. Szepnął pod nosem i zawyrokował.
- Pewnie już to słyszałaś, co? Te przedmioty nie są magiczne.
- A jednak jeden z nich zesłał mi sen… a przynajmniej zakładam, że to była jego sprawka - kobieta wskazała na maskę - a inna osoba twierdziła, że do niej szeptał. Czy też raczej poprzez niego ktoś szeptał.
Imra westchnęła.
- Przetłumacz mi chociaż to co na stronicach jest zapisane.
- Niech będzie… - stwierdził merkant przyglądając się tekstowi.-... a więc…
Zaczął czytać coś co było znajome Imrze. Bądź co bądź kierowała się wskazówkami zawartymi w tej księdze, bo tych wskazówek Therion się trzymał i tę filozofię jej przekazał. Tłumaczenie merkanta nie różniło się niczym od tego, czego by Imra o księdze nie wiedziała. Therion co prawda twierdził, że pomiędzy wierszami jest coś więcej ukryte, ale jej tłumacz nie potrafił tego znaleźć… no i.. księga była niekompletna.
Kobieta mruknęła coś pod nosem w niezadowoleniu. Sięgnęła po raz kolejny do torby i wyciągnęła znaleziony pośród trupów topór
- Zainteresowałby cię?
- Intrygujący… to drugi egzemplarz jaki miałem okazję zobaczyć z tym motywem.- zaintrygował się merkant przesuwając palcami po ostrzu i rękojeści.- Co prawda ten nie wydaje się wyjątkowy pod względem mocy, ale… kultura która go stworzyła jest już wyjątkowa.
Imra zamilkła na moment a w jej umyśle zaczęły pracować zębatki.
- Widziałeś już mówisz? A można wiedzieć kiedy i gdzie?
- W rękach piratów githyanki. Udało im się znaleźć świat który nazwali pobojowiskiem bogów i tytanów… choć miejscowi pewnie nazywają go inaczej. Wpadli tam astralną karaką by zdobyć łupy i niewolników. Zdobyli i jedno i drugie… zapłacili połową załogi. Starli się z krasnoludami którzy posługiwali się mroczną sztuką nekromancji. Coś rzadko spotykane u tej rasy. - wyjaśnił merkant. Następnie zamyślił się. - Arazeg… tak miał na imię kapitan tej karaki. Nie dogadaliśmy się w sprawie sprzedaży broni i prawie mnie usiekł.
- Uff. Szkoda, ten znale...azłam pośród trupów jakie były na statku, którym przyleciałam. Już myślałam, że może widziałeś kogoś kto mógłby mieć podobny. Byłbyś nim zainteresowany?
- Kto był w posiadaniu tego topora? Githyanki może? Nie zmartwiłbym się, gdyby Arazegowi ktoś uciął głowę.- mruknął merkant i spojrzał na topór.- Nie wymienię nic za niego… ale mogę kupić.
- Jak najbardziej. Ile za niego weźmiesz?
- Hmmm… broń jest ciekawa… ale bardziej jako ozdoba. Nie każdy może jej używać.- zaczął marudzić merkant, zapewne po to by “zmiękczyć” ją i uczynić bardziej podatną na jego propozycję. - Tak… z cztery i pół tysiąca złotych monet?
Imra mlasnęła z niezadowoleniem.
- No nie wiem, nie wiem. Brzmi to trochę jakbyś mnie chciał oskubać. Nie każdy może jej używać, ale też nie każdy może używać tego miecza, który mi pokazałeś, co nie? A ty z tak dobrym okiem do klientów bez problemu przecież znajdziesz kupca. Tak z dziewięć tysięcy za sam fakt, że jest magiczny.
- Tak się akurat składa, że każdy może używać owego miecza. Tyle że jest on nieszkodliwy względem nieumarłych. Nic w tym zresztą dziwnego, władał nim osobisty ochroniarz pewno lisza. - wyjaśnił merkant i zamyślił się przyglądając toporowi. - Hmm… pięć i pół może? To dobra cena za taki topór.
- No niby, racja, ale wciąż myślę, że siedem tysięcy pięćset jest bardziej wiarygodne. Wciąż te umagicznienia można przenieść na inną broń więc bez problemu możesz znaleźć kupca choćby na takie zastosowanie - Imra przypomniała sobie co robił Therion ten jeden raz kiedy pozwoli jej się przyglądać swojej pracy.
- Niemniej… wtedy to ma wartość ozdoby nad kominek.- mruknął merkant drapiąc się po obwisłym lekko podbródku.- Eeeech.. niech będzie… pięć?
- Uuu przed chwilą było pięć i pół… - Imra nie dała się zmylić… tym razem. - Siedem tysięcy.
-Nieeech będzie sześć? - zaproponował w końcu merkant uśmiechając się i dodał.- Możliwość o której wspomniałaś wcale nie czyni topora bardziej wartościowym.
Imra się wyprostowała.
- No nie wiem. Zaczynam myśleć, że nie opłaca mi się jednak go tu sprzedawać. Może poszukam innego kupca? Jakiegoś, który nie będzie tak kręcił nosem. Bo jestem pewna, że się tutaj znajdzie jakiś chętny. To w końcu, nawet jak egzotyczna, to wciąż dobrej roboty broń.
- Sześć ...sześćset… moja ostatnia oferta. - odparł po krótkim namyśle merkant.
Imra zaczęła się poważnie zastanawiać czy chce jej się targać za sobą tę broń aż znajdzie kogoś lepszego do kupna tej broni, czy może woli się już jej pozbyć za możliwie bardzo nieatrakcyjną cenę.
- To może tak, albo siedem tysięcy, albo sześć tysięcy sześćset i może jakąś drobnostkę byś dorzucił?
- Hmm… jakiego rodzaju drobnostkę? Zwój ? Eliksir? - zadumał się merkant.
- Eliksir.
- Sześć czterysta i eliksir… może być? - zaproponował merkant.
- Sześć, sześćset i eliksir. Pytanie tylko jaki?
- To zależy co cenisz… użyteczność, wzmocnienie potencjału bojowego, czy leczenie?- zapytał kupiec.
- Niech będzie wzmocnienie potencjału bojowego.
- Eliksir powiększenia osoby mogę więc dorzucić. - odparł merkant po namyśle.
Imra znów namyśliła się chwilę. Żałowałą, że nie ma przy sobie kogoś lepiej znającego się na targowaniu.
- Sześć tysięcy sześćset i ta mikstura za topór. Dobijamy targu.
- Zgoda…- uśmiechnął się merkant i podszedł do jednego z kufrów. Wyjął stamtąd fiolkę z miksturą. Postawił na stoliku. Następnie podszedł do innego i zaczął wyjmować nieduże złote sztabki. Zebrawszy odpowiednią ilość, zaczął układać je na stole… wszystkie sześćdziesiąt sześć. Nie dziwiło to Imry… przy dużych transakcjach przeliczanie monet byłoby męczące. Kupieckie sztabki, choć różniły się one wyglądem, były standardem w wielu miejscach. Każda z nich była warta sto monet.
W podobnym geście Imra położyła topór przed kupcem podsuwając go w jego stronę i zaczęła zbierać do sakiewki sztabki próbując sobie ich ciężar w ręku. Jak już skończyła wyciągnęła rękę do kupca.
Ten uścisnął ją dodając.
- Jeślibyś jakimś cudem szukała roboty, to dobry ochroniarz mi się przyda. Choć… wątpię by cię to interesowało. Nie wyglądasz na kogoś takiego. Przypuszczam, że w Rigus czeka cię kariera wojskowa.
- Cóż jestem w zapotrzebowaniu dużo większej gotówki i raczej tej nie zdobędę siedząc w miejscu. Także Rigus pewnie też sobie odpuszczę… ale Sigil brzmi jak ciekawe miejsce dla kogoś takiego jak ja.
- Z pewnością jest ciekawym miejscem. - przyznał merkant i podrapał się po głowie. - Ale jeśli chcesz dużo zarobić, to są miejsca lepsze od Sigil w tej kwestii. Najważniejsze to podczepić się pod hojnego i możnego pracodawcę. Pałace dżinów bywają pod tym względem idealne.
Imra zaczęła chować maskę i kartki z księgi.
- Hm, dziękuję, może skorzystam. Do zobaczenia, być może.
Kobieta pożegnała się i wybyła z namiotu merkanta. Całe te targowanie ją zmęczyło.
Rozejrzawszy się po placu targowym zauważyła niewiele zmian. Ot zrobiło się tłoczniej, a erynia rozmawiająca z czerwonym gigantem już gdzieś zniknęła.
Imra przechodząc od targowiska do targowiska szybko pożegnała się z nadzieją zamiany diademu… Nikt nie był w stanie zaoferować jej skarbów nawet zbliżonych wartością do tego co nosiła, nie wspominając o duplikacie. Szansy na to nie było. Może u ifiryta Safid Usrhamona, bo tym był rogaty olbrzym pośrodku. Kupcem z rasy Ifrirytów handlującym bronią, niewolnikami i przede wszystkim… przyprawami i narkotykami. Oraz magią w ograniczonym stopniu. Bardzo bogaty i bardzo potężny (jak to ifiryt).
Tymczasem rozmyślania Imry przerwał odgłos bójki…
Jeden z niewolników wyrwał się nadzorcom i kilkoma ciosami znokautował dwóch z nich.

Patrząc spode łba obserwował pozostałą dwójkę nadzorców celujących w jego tors włóczniami w nadziei zapędzenia go w kozi róg. Ludzkich nadzorców. Dao górujący nad nimi przyglądali się temu z rozbawionymi minami, pewni że zdołają okiełznać “dzikiego” gdy najdzie ich taka ochota. Na razie dawali się wykazać dwójce zdenerwowanych nadzorców… przerażonych bardziej tym, że zawiodą swoich panów, niż wojownikiem który im się wyrwał spod kontroli.
Półelfkę zaintrygowała scena. Gołymi pięściami zdolny powalić uzbrojonych? Zdecydowanie. Uśmiechnęła się do siebie, to była świetna okazja.
- Hej Dao! Narowisty wam się trafił! Jestem pewna, że mogę zmusić go do klęknięcia bez dotykania go i przed waszymi strażnikami. Ale wtedy jest mój!
- I bez użycia magii… - odparł jeden z nich, a drugi dodał.- … a co, jeśli ci się nie uda kobieto?
- To go po prostu wam złapię.
- Nie… to wtedy do niego dołączysz. Sami możemy go złapać w każdej chwili.- rzekł jeden z Dao.
- Zgoda - na twarzy Imry pojawił się bardziej bezlitosny uśmiech. Ruszyła w stronę walczących, a kiedy szła na jej skórze pojawiły się wyładowania, a z jej gardła wyrwał się warkot. Kiedy była bliżej walczących wyrwałą ze swych płuc ryk nie licząc się ze strażnikami.
- KLĘKNIJ!
Krzyk rozniósł się po placu wprawiając w panikę strażników i niewolnika. Ci pierwsi klękli… niewolnik jednak cofnął się do tyłu przerażony i zakłopotany mamrocząc coś głośno w języku którego Imra nie znała. I to wywołało szyderczy chichot obu Dao.
A więc nie rozumiał. No to można było jakoś obejść. Kobieta podeszła bliżej, ale nie na tyle by przez przypadek go dotknąć. Wskazała na strażników, wskazała na niewolnika i wskazałą na ziemię. Każdy gest był dosadnie nacechowany rozkazem, na tyle na ile to było możliwe. Do tego Imra znów rozjarzyła się elektrycznością wyglądając niemal jak upiór ze swoim pustym spojrzeniem, blizną i niebieskimi łuskami. Ziemia, tam miał znaleźć się niewolnik.
Gdzieś tam w oczach mężczyzny dostrzegła błyski oporu, próbował wyrwać się spod jej wpływu… uciec… wzbudzić gniew. Niemniej Imra zatriumfowała ostatecznie, ku rozczarowaniu obu dżinów ziemi.
- Zabieraj swojego “psa” i zejdź nam z oczu. - rzekł jeden z Dao.
Triumfalny uśmiech zawitał na twarzy Imry.
- Nie będę nadużywać waszej cierpliwości - powiedziała z przekąsem i podniosła gwałtownie mężczyznę za ramię zabierając go ze sobą i wychodząc z targu. Już poza wzrokiem Dao wyciągnęła z torby miksturę języków. Westchnęła kręcąc głową naprawdę wolałaby jej teraz nie zużywać. Mimo to ją wypiła sprawiając że magia pozwoliła zrozumieć jej język w jakim porozumiewał się mężczyzna.
- Teraz należysz do mnie. Wiesz już, że nawet nie muszę ciebie dotknąć aby zmusić cię do posłuszeństwa. Nie próbuj więc sprawdzać jak to będzie kiedy postanowię użyć swojej siły - powiedziała twardo przenosząc chłodne spojrzenie na człowieka.
- Skoro mamy to wyjaśnione mów skąd pochodzisz i jak trafiłeś do niewoli.
Mężczyzna spojrzał na swoją “panią” z ironicznym uśmiechem i powątpiewającym spojrzeniem.
- Raz ci się udało… przyznaję. A nazywam się Cromharg… mój lud żyje wśród i pustyń Karakhu, gdzie uciekli z innego świata pod wodzą Al-Hadjara i jego szlachetnych dżinów, wiele zachodów przed moim narodzeniem. To odległy i trudno dostępny ląd, ale czasem…- zacisnął zęby w gniewie.-... czasem komuś się udaje przedrzeć. I tak było w moim przypadku. Napadli na wioski, my napadliśmy na nich, ale… udało się im paru z nas pojmać w ogniu bitwy i uciec z łupami przez portale. W tym i ze mną.
Imra nawet uniosłą brwi w podziwie.
- No, no, brzmi interesująco. Chcesz się zemścić?
- Jest z tym problem. Psy które widziałem z oblicza, już zarżnąłem. Ci którzy mnie później zniewolili… eeech…- zadumał się Cromharg.- … zemścić się bym chciał. Ale nie ma twarzy, ni imienia na którym mógłbym skupić swój gniew. W mroku nocy, przy szalejącej burzy piasku trudno było zapamiętać takie szczegóły.
- A więc trzymasz gniew nie wiedząc na kogo - drobna rozmowa pozwalała dowiedzieć się czegoś o niewolniku. To było coś co mogła użyć aby ewentualnie go do siebie przywiązać czymś więcej niż siłą… albo ostatecznie zniszczyć gdyby przyszła taka potrzeba.
- Jako, że nie znam języka jakim się posługujesz to czy ty umiałbyś rozpoznać ten którym się posługiwali najeźdźcy?
- Niewiele słyszałem, zresztą czy to ważne… każdy łowca niewolników może ponieść śmierć z mojej ręki. - uśmiechnął się drapieżnie Cromharg. - A twoje imię i cel? Po co się trudziłaś by mnie zdobyć?
- Rozbawiła mnie twoja próba ucieczki - Imra przyznała z podłym uśmiechem na twarzy - a do tego nie musiałam za ciebie płacić. Zobaczę do czego się nadajesz i zdecyduję co z tobą zrobić.
- Tylko tyle? - mężczyzna napiął mięśnie i spojrzał w oczy Imry. - Myślę że masz inne ku temu powody.
Uśmiechnął się przy tym bezczelnie.
- I myślisz, że je wyznam swojemu niewolnikowi? Nie pozwalaj sobie - mruknęła szarpiąc go za kajdany przyciągając tak, aby zmierzyli się spojrzeniem.
- W takim razie pewnie winnaś kupić sobie już jakiegoś dobrze obitego przez sługi dżinów… co by ci potakiwał przy każdym słowie. - odparł Cromharg spoglądając w oczy kobiety z hardością i dumą.
Imra zamruczała, a ten pomruk zamienił się w śmiech.
- Zobaczymy. Z przyjemnością sprawdzę twoje granice.
- Nie wątpię… wszak nie kupuje się czerwonego skorpiona, by go wpuścić do zagrody z kozami. - odparł filozoficznie mężczyzna.
Imra zamyśliła się na moment.
- Posiadasz jakąkolwiek głębszą wiedzę na jakiś temat? Natura, magia, plany… Cokolwiek?
- Znam język powietrznych istot, bo w nim się właśnie porozumiewamy. I umiem przeżyć na pustyni. Czy ja wyglądam ci na chuderlawego szamana opijającego się sokiem z niebiańskiego kaktusa? Nie? Bo na… magii nie znam. - odparł niewolnik napinając mięśnie.- No i umiem się bić. Daj mi miecz, a sama zobaczysz.
- Nie prężyj się tak bo ci żyłka pęknie. Broń dostaniesz, jak uznam, że zasłużyłeś. Bez niej też sobie dobrze radziłeś.
- Nie jestem głupi… wiem że dobrze sobie radziłem, ale też oboje wiemy, że długo to by nie trwało. W końcu by mnie powalili, albo zakłuli dzidami. - westchnął Cromharg i dodał.- Nadal nie powiedziałaś mi jak masz na imię.
- Dla ciebie będzie Pani Imra. Możesz używać samego Pani, ale nie samo imię. Zrozumiano? - półelfka zmierzyła wzrokiem mężczyznę ciekawa ile razy przyjdzie mu go karać za łamanie zasad.
Mężczyzna starał się nie zaśmiać słysząc te słowa, ale ostatecznie wzruszył ramionami.
- Niech ci będzie Pani Imro.
Cromharg został trzepnięty po głowie.
- "Tak jest Pani". Powtórz.
Oblicze Cromharga wykrzywiło się wściekle, łańcuchy zabrzęczały, gdy je próbował odruchowo rozerwać. Spojrzał na wojowniczkę. Zemlął w ustach przekleństwo na temat babskich kaprysów i wydusił w końcu. - Tak jest Pani Imro.
 
Asderuki jest offline  
Stary 25-10-2020, 20:47   #82
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nazwa karczmy, w której mieli szukać przewodnika, sugerowała, iż nie zbiera się tam towarzystwo z tak zwanej najwyższej półki. Dlatego też Harran, profilaktycznie, najpierw rzucił na siebie zbroję maga, a dopiero później zostawił pracującego kowala i przyglądającego mu się Wędrowca.
Przemierzywszy szybko uliczkę mag i rogata bardka skręcili zgodnie ze wskazówkami kowala i natrafili na rząd kilku szyldów. Jeden gorszy od drugiego. Każdy zniszczony i brudny, tak jak drzwi nad którymi wisiały. Miejsca których Harran nie chciał odwiedzać, a które niewątpliwie pasowały by ich niziołkowi. Tyle że szansa na to, że spotkają Kvasera była tu mała.
- To chyba ten.- Tanegris pierwsza wypatrzyła szyld do “Moczymordy”.
- Panowie przodem?- popchnęła Harran ku drzwiom, a gdy przeszedł weszła za nim.
Mag wywołał ciszę na przed chwilą głośnej sali. Był bowiem taki… czysty i ładniutki. Tutejsi tacy nie byli, większość była zarośnięta… brudna (nawet niewiasty), w postrzępionych łatanych skórzniach, zbrojach poskładanych z byle czego i zadbanym orężu schowanym w zużyte pochwy. Nawet siedzący przy jednym ze stoliku czarodziej w szpiczastej czapce wyglądał jak przeczołgał się przez błoto. I miał topór przy pasie.
Barman przy kontuarze był masywnym czarnoskóry diablęciem o jednym rogu na łysej głowie. Lewym. Prawy został kiedyś gdzieś odłamany i pozostał po nim jedynie mały kawałek.
Tanegris spojrzała przez ramię uśmiechając się łobuzersko do klienteli i szepnęła cicho młodzianowi do ucha.
- Tyyy… załatw sprawę przewodnika, ja tymczasem ich zajmę.-
Po czym wyszła zza maga, skłoniła się i dodała wesoło.
- Panowie i panie… pozwólcie, że jedyna i wyjątkowa Tanegris Marai ukoi wasze smutki i rozweseli dusze pieśnią.- sięgnęła po swoje banjo i bujając biodrami oraz rozdając uśmiechy na prawo i lewo zaczęła grać.
Harran stwierdził, nie na głos, oczywiście, że to Wędrowiec powinien pojawić się w tym miejscu i że ich kapitan wybrał sobie z pewnością mniej interesujące, ale za to bezpieczniejsze zajęcie.
Podszedł do stojącego za kontuarem diablęcia.
- Szukam Skirgleta - powiedział. - I piwo poproszę - dodał.
- To ten jednooki przy tamtym stoliku… ten obok czarnego jaszczura.- rzekł barman nalewając trunku podczas gdy grająca diabliczka ściągała spojrzenia, uszy, jak i dłonie próbujące klepnąć ją po zadku. Tym ostatnim uciekała z gracją i nawykami doświadczonego artysty.
Skirglet okazał się być jednookim niedogolonym niziołkiem o prezencji przydrożnego bandyty. Obok niego leżał spory dwunożny drapieżny dinozaur. Niziołek grał w kości w towarzystwie hobgoblina i dwóch koboldów.
Harran położył na ladzie sztukę srebra, zabrał piwo i ruszył we wskazanym kierunku.
- Skirglet? - upewnił się, zatrzymawszy się obok niziołka. - Hjalvdor mówił mi, że jesteś najlepszy. Jest interes do zrobienia.
- To lubię... od razu do rzeczy.- niziołek uśmiechnął drapieżnie nie przerywając gry. Syknął do jednego z koboldów. - Jeszcze raz podmienić spróbujesz kości to zrobię sobie naszyjnik z twoich palców.
Na co tamte dwa odpowiedziały obelgami w smoczym.
A następnie zwrócił się do maga.
- Więc… jaki interes i za ile?
- Zapłata do uzgodnienia, ale więcej, niż wygrasz tu w kości - odparł Harran. - A szczegóły... wolałbym omówić na osobności, by jacyś zawistnicy się nie wtrącili. Ogólnie biorąc, chodzi o małą wycieczkę statkiem.
- Pięćdziesiąt złotych monet.- stwierdził Skirglet po namyśle.- Zapłata za tą prywatną rozmowę i dowód, że masz coś więcej niż obietnice.
- No to zapraszam na zewnątrz, gdzie zaczniemy od dowodu - zaproponował zaklinacz.
- Tu… - wskazał palcem Skirglet na stół.- … jeśli boisz się położyć monety tutaj, to już będzie dla mnie dowód, że nie masz kolejnych monet do wydania. Skoro chcesz mi zapłacić o wiele więcej tooo… chyba się nie przejmiesz stratą paru teraz?
- Cóż za brak wiary... - Harran położył na stół garść złota. - Idziesz, czy nie jesteś tak dobry, jak mówiono?
- Idę idę…- niziołek zabrał monety i ruszył przodem. Jaszczur wstał i syknąwszy złowieszczo w kierunku Harrana ruszył za nim. Był duży, czarny i o złowieszczych szponach. A gdy oboje opuścili już karczmę i Harran się zjawił, niziołek spytał wprost.
- To o co chodzi? Jaka to robota?
- Widziałeś już nasz statek? - Zaklinacz wskazał w kierunku unoszącej się w powietrzu Destiny. - Mamy do załatwienia interes z Pozyskiwaczami, a że oni nie przybyli do miasta, musimy się wybrać do nich. Ty, jak słyszałem, jesteś przewodnikiem, więc znasz drogę. No a dzięki statkowi możemy się tam znaleźć w miarę szybko i zdecydowanie bezpieczniej, niż gdybyśmy skakali z sześcianu na sześcian.
- Nie… nie widziałem waszego statku. - niziołek zerknął w górę dodając sarkastycznie.
- Życie nie kręci się wokół latających okrętów.
Następnie wyjął fajkę, nabił ją tanim tytoniem milcząc. Po chwili starannego nabijania, zapalił go i dodał.
- Więc… taaa… mogę was doprowadzić do sześcianu Pozyskiwaczy, czemu nie? Nie wiem czy was do niego wpuszczą. Bo mnie by nie wpuścili, ale zakładam że to wasz problem... nie mój. Tak więc… hmm… tysiąc złotych monet i dziesiąta część tego co ewentualnie znajdziemy i zdobędziemy po drodze. I gwarantujecie mi bezpieczny powrót do Rigus po wszystkim.
- Negocjacje dokończymy na pokładzie - powiedział Harran, po czym, nie oglądając się na niziołka, ruszył w stronę statku.
- W takim razie… za dwie godziny. - Skirglet zwrócił się do pleców oddalającego się maga.
- Będziemy czekać - odparł Harran, przez ramię spoglądając na niziołka.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-10-2020, 18:34   #83
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Śmierdziało dymem, szczynami i kwaśnym piwem. Było głośno i ciasno. Było… znajomo.
Tego typu tawerny znajdowały się wszędzie, gdzie była cywilizacja. Niewiele światła wpadającego przez zabrudzone okienka nie pozwalały niziołkowi dobrze przyjrzeć się bywalcom, ale pomijając rogi, ogony, kolce… okazjonalne skrzydła… nie różnili się niczym od najemników jakich niziołek widział w swoim życiu. Zbroje składane ze zdobyczy. Broń może i niekoniecznie magiczna, ale z pewnością wiele razy umoczona we krwi. Blizny na twarzach.. dziewki wszeteczne na kolanach. Kvaser wchodząc do środka poczuł się niemal jak w domu. Od razu zauważył że kto w tej karczmie rozdaje karty. Było to trzech liderów.
Bugbear w czarnej płytowej zbroi z dużym mieczem. Kolczasty półnagi typek który właśnie w bolesnym siłowaniu się na rękę pokonał szaroskórego orka. No i krasnoludzki karczmarz… oczywiście.
- Mamy piwo… płaci się z góry. Trzy miedziaki za kufel. - rzekł wprost do wchodzącego niziołka nie bawiąc się w uprzejmości.
- Niech i będzie to - rzekł Kvaser wskazując energicznie na stołek przy barze, po chwili kładąc grosiwo na blacie - jakieś ciekawe mordy było tu widać?
Rzucił jednym ciągiem, dynamicznie, bez szczególnego zaciekawienia tak naprawdę, ot aby podtrzymać wymianę zdań z krasnoludem.
- To zależy czy roboty szukasz, czy w mordę… czy może bractwa do którego chcesz dołączyć. - odparł krasnolud zabierając w pośpiechu monety.
- Rozrywki… czyli w zasadzie albo pracy albo w mordę - stwierdził rozbawiony.
- Tu jej nie znajdziesz… pracy przynajmniej. Tej trzeba szukać w siedzibach Bractw. Zawsze mają jakieś delikatne zadania, które cóż… nie mogą powierzyć członkom z różnych powodów.- krasnolud spojrzał na tautaże.- A coś mi mówi, że w mordę potrafisz zebrać i bez moich sugestii.
Następnie zerknął na zgromadzonych tu ludzi i nieludzi.
- Zacznij psioczyć na Pięści Hextora lub Pułk Przeznaczonych…. to możesz mieć pewny łomot od jednych i… może pomoc od drugich.
- Co za różnica skurwysyn zwykły - Kvaser pociągnął spory łyk piwa, smakowało dokładnie tak jak spodziewał się, szczyny przyprawione chmielem dla niepoznaki. Pijał lepsze, pijał gorsze, chociaż w żadnym nie gustował - albo skurwysyn herbowy. Ale jakoś nie po drodze mi teraz nagła potrzeba bitki - uśmiechnął się wilczo - prędzej czy później tutaj i tak czekają kłopoty. Właśnie, co do kłopotów - tym razem niziołek ledwo zamoczył usta - jakieś niepospolite mordy z innego typu pracą były? Nie po drodze mi z organizacjami.
- Herbowy?- zaśmiał się chrapliwie barman.- Tu nie ma takich… chyba że mówisz o herbach które sobie sami namalują na tarczach.
- Jak prawdziwa szlachta - Kvaser wzruszył ramionami energicznie - pradziad namalował sobie herb na tarczy, a prawnuk szczyci się tradycją od pokoleń.
- U nas to akurat tak nie jest. - stwierdził krasnolud unosząc się rasową dumą. Po czym przesunął paluchami po brodzie i wzruszył ramionami dodając.
- To jest Rigus, to jest Zewnętrze. Niepospolite gęby są tu normalnością.
- Wasz lud - zwrócił się do krasnoluda w liczbie mnogiej - to inna rzecz - Kvaser stwierdził naturalnie, nie przypochlebiając się, po prostu wyrażając opinię - inny kręgosłup. Zresztą - Kvaser upił piwa, po tym starł kilka kropli trunku które padły na szkła nowo nabytych gogli, wiszących teraz na szyi, po krótkiej rozmowie z Wędrowcem na temat użyteczności przypadły ostatecznie zdolnemu wejść do małych i ciemnych miejsc niziołkowi.
- Właśnie widzę - stwierdził nie kończąc poprzedniej myśli, ale uśmiechając się z jakimś dziwnym, groźnym grymasie, może po prostu szalonym - dużo się będzie działo.
- Może tak, może nie… na razie mają rozejm. Dopóki ich generałowie siedzą na szczycie Rigus, nie powinni rzucić się sobie do gardła. - wyjaśnił krasnolud. - Przynajmniej nie bez dobrego powodu.
- Albo dobrej prowokacji - Kvaser rzucił pod nosem od niechcenia znowu upijając trochę piwa, bez grymaszenia.
- Dobra prowokacja, to też dobry powód.- odparł krasnolud.- Następne?
- Za chwilę - Kvaser spojrzał jeszcze w męty na dnie kufla lekko mieszając zawartość - piwo trzeba szanować - mruknął.
“Popijawa” trwała dalej i Kvaser mógł posłuchać marudzenia barmana na skąpych najemników i opowiedzieć o swoich doświadczeniach… aż do czasu, gdy ktoś wkroczył do karczmy. Ktoś znajomy… Imra wraz z półnagim mięśniakiem z kajdanami na rękach wkraczając do przybytku przyciągnęła zaciekawione spojrzenia obu stron. Co Kvasera nie dziwiło, Imra umiała robić wrażenie… dobre czy złe, to już była oddzielna kwestia.
- Imra - Kvaser odwrócił się bardziej w stronę wejścia głośno witając towarzyszkę z kuflem w dłoni - znalazłaś sobie kolejnego kochanka?
Imra wyłowiła w końcu kto do niej się odezwał. Zrobiła kwaśną minę.
- Kvaser - westchnęła i podeszłą do niego. - Mówisz jakbym jakiegoś zdążyła mieć odkąd się poznaliśmy… Już ci przeszła ochota pluć mi pod nogi?
- Pamiętliwa bestia - niziołek mruknął rozbawiony najpierw do nieznajomego mężczyzny, chwilo ignorując wojowniczkę - uważaj na to… - upił trochę piwa, dosłownie kilka mililitrów, mocząc usta i język, zwracając się do Imry - ...a co do nas, wyraziłem dezaprobatę. Po przyjacielsku, bo zwykle robię to trochę inaczej - stwierdził wesoło i energicznie. Widać w naturze niziołka nie było długie trwanie w urazie… Albo zręcznie chowanie przemyśleń na później.
“Niewolnik” zaś ignorując oboje próbował namówić na migi krasnoluda, co by mu nalał kufel piwa, czasami pomagając sobie frazami których Kvaser nie rozumiał, a Imra już nie rozumiała.
- Kto za niego płaci?- spytał się barman nie przejmując się łańcuchami na jego nadgarstkach.
- Pewnie kochanka - stwierdził niziołek pewnie w kierunku Imry. Ta wywróciła oczami.
- Nie - mruknęła i pociągnęła mężczyznę tak aby go odciągnąć od lady i szarpała się z nim siłując z niewolnikiem (choć trzeba przyznać że skutecznie). - Jemu się na razie nic nie należy. A wracając do właściwego tematu, tyle gadania o zaufaniu a kiedy reszta poszła coś robić ty chlasz w karczmie? - zapytała unosząc jedną brew w dezaprobacie.
- Nie chleję - Kvaser sprostował - nie mam przyjemności w zalewaniu się w trupa - a ty bratku chyba będziesz musiał zapracować - stwierdził do niewolnika rozbawiony szarpaniną z Imrą - zaufanie to nie to samo co odpowiedzialność… A i warto poznawać nowe miejsca. Otwiera to horyzonty - Kvaser dodał tonem który kompletnie nie pasował ani do jego aparycji, ani miejsca w którym byli, ani też do sytuacji.
- On cię nie zrozumie. Zna tylko język istot latających - kobieta pokręciłą głową. - Zapytałabym ciebie dlaczego taki jesteś, ale już mi to opowiedziałeś, a i tak dalej jest to dla mnie nie do pojęcia. Macie coś mocniejszego karczmarzu?
- Tylko jeśli orczy bimber nie wykręci buźki panience.- odparł krasnolud. - Albo nosa nie urwie. Bo śmierdzi to cholerstwo jak mocz chorego osła.
- Orczy? Ciekawe czy… dajcie go.
Barman wzruszył ramionami i sięgnął pod ladę. Wyjął zielonkawą i mocno zakorkowaną butelkę spod lady. Otworzył i smród uderzył w nozdrza całej trójki.
- Jeszcze panienka może się wycofać.- stwierdził krasnolud.
- Na piekła, to pachnie jak to świństwo które miałam okazję spróbować jak byłam w delegacji u orków kiedyś. Nalewajcie, ciekawe czy jest równie obrzydliwe i wykręca mordę na druga stronę - Imra zdawała się podekscytowana.
Niziołek kilka razy cyknął ustami w żartobliwej, przerysowanej dezaprobacie.
- Przypadkowi mężczyźni, mocne używki, co będzie dalej - zaśmiał się w głos swoim zwyczajem, wydobywając krótki, lecz intensywnie niosący się w okolicy śmiech. Poprawił usadowienie na stołku, znowu swoim zwyczajem wiercąc się.
Krasnolud nalał, Imra wypiła i… o tak… wspomnienia wróciły. Wraz ze smakiem gnojówki w ustach, ogniu w żołądku i mocnym uderzeniu alkoholu w czaszkę. Ale wytrzymała, mimo że całe ciało chciało zwrócić strzemiennego wprost na blat.
- Ugh… tak samo obrzydliwe. Ach ten stracony rok - pokręciła głową odstawiając kufel na ladę. Po chwili refleksji spojrzałą na Kvasera a potem na Cromharga i podsunęła obojgu pod nos z pytającym spojrzeniem, czy któryś się nie skusi.
Niziołek podziękował, po prostu dopijając resztki ze swego kufla. Nie był fanem alkoholu, chyba, że mowa o rumowych słodyczach.
Niewolnik zaś przyglądał się w poirytowaniu obojgu, sam oblizując wargi podczas gdy karczmarz cieszył się tym, że Imra nie zabrudziła mu kontuaru.
Nie widząc zainteresowania Imra dopiła do końca obrzydliwy alkohol i odstawiła kieliszek.
- Nie wiem czy tutejszy targ nadaje się na sprzedaż magicznych przedmiotów. Jestem pewna, że ten merkant mnie oskubał równo… może te zwykłe bronie, ale tu bardziej w niewolnikach gustują.
- Taka rola handlarzy - Kvaser stwierdził naturalnie - w karczmie też nowi płacą trochę więcej, taka kolej rzeczy, swojacy mają lepiej.
- Przyznaj się denerwujesz się tylko jeśli ktoś powie, że chce sobie zagarnąć więcej pieniędzy i nie walczy. Całą reszta świata jest dla ciebie obojętna - półelfka westchnęła.
- Po prostu nie mam zdolności dziwienia się światu właściwej dzieciom i wiejskim mądralom - Kvaser stwierdził żartobliwie - ale - zwrócił się do karczmarza - znacie jakieś dobre miejsce na upchnięcie szmelcu? Głównie mniej magiczne przedmioty. Któreś z Bractw daje dobre ceny przy zakupie bezpośrednim?
- Nie… w zasadzie to nie. Bractwa w większości nie zaopatrują swoich członków w magię. Jeno w zwykłą broń i pancerze. Niektóre skupują eliksiry, ale nic poza tym…- przyznał karczmarz.- Jeśli chodzi o magię, to każdy członek załatwia swoje potrzeby sam… najczęściej zdzierając ją z pokonanych.
- Czyli dupa z dobrą ceną - Kvaser stwierdził z lekką irytacją w głosie, chociaż nie wyglądał na szczególnie przejętego akurat tym faktem. Był raczej poirytowany ogólnie, jak to zwykle.
- Zawsze możemy zobaczyć jak jest w Sigil i tam to sprzedać. Z resztą martwienie się tym zostawiam pozostałym. Targowanie się nadwyręża moją cierpliwość - półelfka zerknęłą na niewolnika.
- A dajcie mu piwa. Niech mu będzie.
- Nie wiedziałem, że lubisz kajdanki - niziołek rzucił do Imry - mogę wam coś pożyczyć z mojej kajuty.
Krasnolud tymczasem nalał piwa i postawił przed niewolnikiem. Ten od razu wychylił kufel pijąc zachłannie.
Wojowniczka zmierzyła niejako smutnym spojrzeniem Kvasera.
- Po kimś kto chce zamachnąć się na bóstwo spodziewałam się odrobinę więcej idealizmu, a mniej przyziemności. Srodzę się zawiodłam.
- Nie wiem czemu dla ciebie te dwie postawy są sprzeczne - Kvaser odparł energicznie i szybko - każdy myśliciel to patałach i każdy pragmatyk to półgłówek? Cóż - Kvaser zamówił trzecie, ostatnie dziś piwo - to bardzo niebezpieczne kategorie. Ale - wyszczerzył się wilczo - bardzo wygodne gdy chce się kogoś wkurwić. Niestety, wkurw trzymam jak zrobi się gorąco z innych okazji.
- Nie, zupełnie nie o to mi chodziło - Imra pokręciła głową z dezaprobatą. - Po latach spędzonych pośród tych, którzy zostali okrzyknięci złem lub innym podobnym określeniem i walki z tymi, którzy według siebie stawali po słusznej stronie świata trafiam do nieznanego mi miejsca z nieznaną grupką ludzi. Słyszę jakie to niektórzy mają plany, jak mówią o słuszności postępowań… ale nie widzę różnicy w stosunku do tych z którymi pracowałam. Złość kiedy ktoś choćby pomyśli o ruszeniu ich dóbr materialnych i pewna obojętność względem losu innych istot. Spodziewałam się zmiany ale jestem dokładnie tam gdzie byłam.
- Chcąc dostrzegać gówno, będziesz je widzieć nawet na łące - Kvaser stwierdził dosadnie, mową ciała wyrażając emocje - biadolisz jak baba.
- Och, więc w końcu zauważyłeś, że mam cycki? Bystry jesteś.
Kvaser zaśmiał się, po czym śmiało przechylił kufel i wychłeptał połowę zwartości. Na koniec otarł brodę ręka szerokim, zamaszystym gestem.
- Ten półnagi facet mi przypomniał o tym - stwierdził serdecznie - walczysz jak mężczyzna, zachowujesz się jak mężczyzna, grozisz jak mężczyzna. To komplementy - dodał znowu dopijając, tradycyjnie, maleńki łyk piwa.
- Ależ dziękuję, czuję się prawdziwie zaszczycona - odpowiedź półelfki nasączona była sarkazmem - Jak już skończyłeś, wracamy na statek? Czy zamierzasz szukać guza?
- Mówisz tak jakbym zwykle szukał guza - niziołek wyszczerzył się szeroko - możemy iść.
- Twoje rozbiegane spojrzenie daje takie wrażenie - wojowniczka powiedziała zabierając niewolnika i siebie na zewnątrz.
Kvaser dopił resztę piwa i wyszedł za nimi szybkim, pełnym energii krokiem. Gdy znaleźli się na zewnątrz, niziołek podjął wątek.
- Całkiem możliwe, że w mieście będzie niebawem dość gorąco. Taka cisza przed burzą, generałowie obradują i jakaś iskra, prowokacja lub decyzja polityczne i będzie buuum - niziołek żywiołowo gestykulował rękami szeroko jo rozpościerając na znak wybuchu - trzeba w takim układzie nam dość szybko spieprzać. Po to chodzi się do karczm, Imra - wyszczerzył się i zaśmiał.
- Och oczywiście. Rigus jest tak przyjemnym miejscem, że na pewno reszta planowała tu zostać na dłużej i zrobić sobie wakacje - Imra zaczęła używać więcej sarkazmu widząc, że niziołek lepiej na niego reaguje. - Wędrowiec chce naprawić statek. To pewnie zajmie. Ja zaś dowiedziałam się, że topór podobny do tego co znaleźliśmy przy trupie miała jakiś githyanki? Głowę mu ucięli. Nie wiem co to. Ale ponoć jakaś konkretna odmiana krasnoludów te topory tworzy i używa. Tacy co się posługują nekromancją.
- W zasadzie całkiem tu przytulnie - Kvaser stwierdził bez poważnie - gdybym miał gdzieś zimować, tutaj nie jest źle. Jest robota, jest gdzie spać, łatwo odbić w inne miejsce podróży - wzruszył ramionami - ale proponuję się śpieszyć bardziej niż zwykle.
Imra kiwnęła głową. Akurat dla niej konflikt wojskowych oznaczał świetną okazję do wypracowania własnego miejsca w mieście.
- Zobaczmy co reszta na to powie. Wolę nie zakładać już żadnych reakcji, bo ewidentnie nie do końca mi to wychodzi.
Kvaser zaśmiał się na ten komentarz lekko i wesoło.
- A tego w łańcuchach to jak poznałaś?
- Wygrałam zakład z Dao. Uciekł im i go zmusiłam do poddania się. Nie byli specjalnie zadowoleni, ale teraz należy do mnie.
- Ciekawe jak masz zamiar go trzymać… i jak długo.
- To się zobaczy. Może nadarzy się inna okazja dzięki której go sprzedam. A to jak mam zamiar go trzymać… Ciekawi mnie czy Vaala będzie chciała się wprowadzić do pokoju po kózce, jak nie, to mam idealne miejsce dla niego. Jak tak, to znajdę jakieś inne na statku. Tak aby wam nie przeszkadzał.
- I aby nie narobił szkody - Kvaser stwierdził rzeczowo - niewolników trzyma się jak ma się obstawę albo prawo jest po twojej stronie i po ucieczce nic dobrego ich nie czeka. W innym przypadku może być różnie - niziołek chwilę pauzował aby nagle, dodać kolejne słowa szybszym tempem - a gdyby mnie poprosił rozerwać łańcuch to nawet bym się zastanowił. Niewola powstaje w głowie.
- Czy ty mnie naprawdę pouczasz jak sobie radzić z niewolnikami? - Imra spojrzała na Kvasera z czystym zaskoczeniem.
- Ostrzegam - głos niziołka był nieco bardziej ponury niż zamierzał - przebyłem podobną drogą. Całkiem możliwe też, że trochę więcej podróżowałem - stwierdził bez jakiejś pychy - samotnie lub w małych, niezdyscyplinowanych grupach. Wątpię aby ktokolwiek na statku chciałby go pilnować, a niektórzy to mogą się oburzyć.
- Znaczy byłeś niewolnikiem, czy posiadałeś niewolników? Czy oba? - wojowniczka dopytywała się dalej.
- Nie mniej wezmę pod uwagę twoje… ostrzeżenia.
Niziołek powoli, niby poprawiając fryzurę wskazał paluchem swój znak na czole.
- Wybraniec i niewolnik. Jednocześnie - wyjaśnił.
- Ach, to - Imra chwilę się zamyśliła. W jakimś niewyjaśnionym poczuciu obowiązku dodała jeszcze jedno - Cóż, to nie to samo, ale ta moja delegacia u orczych klanów nie wyszła najlepiej. Rok u nich przesiedziałam.
- Kiedyś tak mnie wziął jeden szlachciur do zamku - Kvaser zaśmiał się - honorowo, nie do lochu, ot na zamek do wyjaśnienia pewnych spraw. Jako, że sprawy wyjaśniały się długo, a nie chciałem psuć sobie opinii… Powiedzmy, że piłem, żarłem i ruchałem za dziesięciu, aż stwierdził, że mniejszą szkodą będzie jak najszybsze pchnięcie spraw ku wyjaśnieniu. Po wszystkim przytyłem, że bliżej było mi do krasnoluda - niziołek parsknął śmiechem do dobrych wspomnień.
Imra się uśmiechnęła na tę opowieść.
- Cóż ja poznałam Glazgora na tej delegacji. Małe, brzydkie i zielone, ale cholera tęsknię za nim.
- Goblin?
- Owszem. Trochę inny niż reszta jego rodzaju, ale tak bystrego spojrzenia to nawet pośród domniemanie inteligentniejszych ras nie widziałam.
- Psy też mądrze patrzą - Kvaser stwierdził bardziej do siebie, bez złych emocji w tonie głosu.
Na tę uwagę Imra wywróciła oczami.
- No już już. Nie bądź taki zazdrosny, bo jeszcze zacznę coś podejrzewać - powiedziała z przekąsem.
Niziołek zaśmiał się lekko, przyspieszając kroku. Jak kobieta zdążyła się zorientować, droga z Kvaserem nie była przyjemna ze względu na ciągłe zmiany tempa narzucane przez małego wojownika.
- Zazdrosny to mogę być o dobry miecz - stwierdził z szerokim uśmiechem - właśnie, widziałas jakiś ciekawyh kowali czy sami partacze?
- Nie rozglądałam się nawet za takimi rzeczami. Może ten, którego Wędrowiec poszedł odwiedzić będzie coś potrafił. Skoro kuzka go tak polecała.
- No trudno - niziołek stwierdził bez żalu.
- Ale jest jeden kupiec, który lubuje się w niezwykłych magicznych przedmiotach. Jest nawet chętny się nimi wymieniać więc jeśli by zainteresowało go coś co masz, to może udałoby ci się go namówić na wymianę.
- Teraz raczej nic takiego - niziołek stwierdził po chwili namysłu - nic za co dostałbym cokolwiek ciekawego. Zresztą - machnął ręką - lubię sam kunszt i ciekawy surowiec.
Imra spojrzała do góry jakby chcąc rozejrzeć się po mieście i być może zobaczyć cokolwiek za domami i murami kolejnych kręgów.
- Myślę, że w innym mieście znajdziesz lepszych kowali. Jeśli idzie o kunszt. Dla wojska raczej robi się na ilość. A może po prostu chcesz mieć dla siebie kowadło i piec hutniczy?
- Ten etap życia jest już za mną - Kvaser stwierdził naturalnie - ale zdziwiłabyś się ilu wojskowych klepaczy pancerzy potrafi być doskonałymi mistrzami swojej sztuki. Oczywiście, nigdy nie zdobędą sławy, ich dzieło jest brzydkie, pracują z nie najlepszym materiałem, naprawiają zużyty sprzęt… Ale gdy mistrz z gildii rozkłada ręce na podziurawionym pancerzem, kowal z obozu jeszcze coś na tygodnie czy miesiące wyciągnie z tego zbitka blachy - twarz niziołka, pod warstwą gniewnego grymasu i tatuaży zawierała jakieś zamyślenie, może wspomnienia pod wpływem których nagle urwał dalszą wypowiedź.
- Coś osobistego? Zechcesz powiedzieć więcej?
- Nic ciekawego, po prostu byłem kiedyś kowalem - niziołek wyjaśnił rzeczowo - aktualnie brakuje mi cierpliwości i skupienia aby wykonywać jakiekolwiek rzemiosło.
- Mhm. Nęcisz ciekawostką, a potem nie chcesz wejść w szczegóły. Dobrze zachowaj swoje sekrety dla siebie - Imra się uśmiechnęła się zdawkowo.
- Potem byłoby nudno - niziołek stwierdził tonem jakby ogłaszał, że słońce świeci - jeśli mamy w podróży spędzić dłuższy czas, a na to się zanosi.
- O ile mimo wszystko Harran nie podtrzyma swojego zdania. Byliście chętni się mnie pozbyć za same intencje, więc nie mam pojęcia co zamierzacie dalej - zauważyła ponuro Imra.
- Cóż - Kvaser wyszczerzył się - jeśli dalej będziesz się panoszyć z zamiarem okradania załogi, do tego w ewidentnie złe dla nas sytuacji, to ktoś ci po prostu odrąbie głowę. Zresztą - machnął ręką - to było kretyńskie. Jak potrzebujesz pieniędzy, to naprawdę statku i ogarnięcie załogi traktuj jak inwestycje. Łakomienie się na ochłapy nie patrząc, iż pozostawienie ich w dłuższej perspektywie jest czystym zyskiem, to jest skrajna głupota - fuknął poirytowany.
- Mam ograniczony czas na zebranie dość dużej ilości pieniędzy… poza tym gdybym naprawdę chciała wam zabrać te pieniądze to bym chyba nie powiedziała co planuję hm?
- No nie wiem - niziołek odparł zwalniając kroku - masz dar budzenia posłuchu. Możesz być równie dobrze przyzwyczajona, iż to co powiesz staje się rzeczywistością. Z tego co zrozumiałem, brałaś udział też w strukturach wojskowych, jako ktoś wyżej. To buduje pewne przyzwyczajenia.
Imra zwolniła i zatrzymała się. Ewidentnie nad czymś się zastanawiała. W końcu westchnęła.
- Ech, może i masz rację - widać było, że kbieta mało chętnie się do tego przyznaje. - Ale też nie widzę aby z drugiej strony to lepiej wyglądało. W pierwszej kolejności sięgneliście po groźby i obrazy, a potem od razu chcieliście się pozbyć. Jeśli ja mam jakoś się do was dostosować takie zachowanie temu nie pomoże.
- Jak widać nie wszyscy mają mentalność nieboszczyka mnicha - Kvaser popisał się czarnym humorem - może gdyby miał więcej wrzącej krwii, nie umarłby tak marnie.
- Nie mają. Mogę jednak liczyć, że jak znów zrobię coś co będzie nie po twojej myśli to najpierw spróbujesz mi to na spokojnie powiedzieć nim sięgniesz po miecz?
- Gdybym planował użyć miecza, wyglądałoby to inaczej od początku - niziołek stwierdził z dziwnym jak na siebie spokojem w głosie.
- Dobrze - Imra skapitulowała.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 28-10-2020, 19:07   #84
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Mmho na pokładzie

Mmho nie miała okazji widzieć miast w takiej perspektywie, mimo że zdobywała ich wiele. Z góry wyglądały jak olbrzymie mrowiska pełne różnokolorowych mrówek. A każdej gdzie się sie szyło. Półorczyca oceniła, że porównaniu z innymi mrowiskami Rigus byłoby trudne do zdobycia. Karne oddziały i liczne mury zapowiadały potencjalnie długie i krwawe oblężenie… no chyba żeby dało się je wziąć głodem. Samo miasto znajdowało się krawędzi dysku, za któym to była niezbadana pustka. A w centrum tego dysku była gigantyczna iglica zakończona lewitującym nad nią pierścieniem. Nigdy nie widziała tak dziwnej góry… sięgającej tak wysoko i wyglądającej jak kamienna igła. Swoją drogą… nigdy też nie widziała unoszących się w przestrzeni sześcianów. Zaprawdę… mało widziała w swoim życiu, patrząc z perspektywy Tanegris.
- Czy coś cię boli… czy jesteś osłabiona… czy też może zostałaś bo zagraża tobie lub mnie jakiś wróg?- zapytał tymczasem Destiny uprzejmym tonem.
- Ke? - pół-orczyca raz, że zdziwiła się pytaniem statku, dwa, że została wyrwana z zamyślenia. - Nie. Nic mnie nie boli, nie czuje się źle. Nic mi też nie wiadomo o wrogach. Nie mam czego tam szukać, na tej obcej, dziwnej ziemi. Wolę najpierw przyjrzeć się temu miejscu z daleka. Swoją drogą, dziwna ta góra. Nie wygląda naturalnie - powiedziała Mmho.
- Ta informacja jest obecnie niedostępna… niemniej zapisane we mnie księgi sugerują, że ten obiekt istnieje tak długo jak unoszące się nad nim miasto. Czyli prawdopodobnie od czasu powstania tego światu… więc opierając się na definicji badaczy natury planów… ta góra jest naturalna, choć jej pochodzenie nie jest znane. - wyjaśnił Statek.
- Naturalna, choć jej pochodzenie nie jest znane - powtórzyła w zamyśleniu Mmho. - Jakie rasy żyją w tym miejscu? - zapytała.
- Nie ma rasy którą można by było nazwać autochtonami… czyli rdzennymi mieszkańcami tych ziem. Przeważają ludzie i półrkwi ludzie, krasnoludy, hobgobliny, trochę orków. Możliwe że oni wszyscy są autochtonami bo miasto istnieje od zawsze. Niemniej większość z nich przybyła tutaj, lub ich przodkowie… to miasto wiecznych imigrantów, miasto żołnierzy i obozów wojskowych.- wyjaśnił okręt.
- Mmhm - odparła Mmho, po czym pochłonęła się w dalszej obserwacji otoczenia.

W końcu na pokładzie pojawił się Wędrowiec z Kowalem. Mmho świerzbiło, żeby się do nich dołączyć, zwłaszcza, że kawałek rozmowy który usłyszała, był w znanych jej tematach. Przypomniała sobie jednak, że ostatnio kiedy próbowała wtrącić się w temat naprawy statku została zbyta.

Zmieniła więc jedynie miejsce z którego można było obserwować to co dzieje się za burtą, by doznać innej perspektywy.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 30-10-2020, 07:58   #85
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Dużą część podróży na Rigus Wędrowiec spędzał w swojej kajucie, rozmawiając ze statkiem, starając się dowiedzieć jak najwięcej o jego funkcjach i możliwościach, a także uprawnieniach i obowiązkach kapitana. Okazało się, że krótki pobyt w Zilargo wiele lat wcześniej nieoczekiwanie przyniósł mu więcej niż tylko pogłębiona paranoja i nieufność w stosunku do gnomów - możliwość konwersacji z Destiny w mowie jego twórcy była dla niego pewnego rodzaju hołdem dla genialnego konstruktora. Statek znał też większość innych języków, zarówno cywilizowanych ras, jak i planarnych, ale ten wydawał się Wędrowcowi najbardziej właściwy.
Wizyta u Harrana pozwoliła mu trochę lepiej poznać Gnościka, ale wciąż miał nadzieję, że z czasem odkryje więcej informacji na temat poprzedniej załogi i samego statku.

***

Automaton musiał wykazać się sporą cierpliwością, bowiem Hjalvdor skupił się na swojej robocie zupełnie zapominając o jego obecności. Wykuwał powoli i bez pośpiechu. Nie była to wyrafinowana robota, choć kowal wydawał się być solidny i dokładny w niej. Ostrze było hartowane raz po raz, kute i sprawdzane. W końcu, po ponad półgodzinnej pracy Hjalvdor spojrzał na niedokończone ostrze i rzekł.
- Na razie wystarczy…. trzeba dać metalowi odpocząć.- spojrzał na Bezimiennego.- Too… prowadź.
Automaton poruszył się, w zasadzie pierwszy raz odkąd Harran i Marai sobie poszli.
- Oczywiście - powiedział i ruszył w stronę statku.

Wkrótce dotarli na miejsce, z którego Bezimienny i kowal weszli na pokład statku wspinając się po zrzuconych drabinkach. Kowal zaklął coś pod nosem.
Poł-orczyca, która nie opuszczała pokładu zlustrowała przybysza krótko wzrokiem. Po czym pytająco spojrzała na Wędrowca. Zastanawiało ją, kogo tu przyprowadził, jednak głęboko zakorzenione zwyczaje kulturowe sprawiły, że nie odezwała się by o to zapytać.
- Nie przepadam za wysokościami.- wyjaśnił po chwili. Rozejrzał się po pokładzie.- Nie wygląda to źle, ale pewnie w środku jest gorzej. No to prowadź i tłumacz czego oczekujesz.
- Mmho, Destiny, to Hjalvdor - Wędrowiec przedstawił kowala - Marai poleciła go jako najlepszego rzemieślnika w Rigus - po tych słowach automaton zwrócił się do gościa - Możemy zmniejszyć pułap, jeżeli wolisz, chociaż pod pokładem nie dostrzeżesz różnicy. Zapraszam - ruszył w stronę wyrwy pozostawionej przez wielkiego skarabeusza - To najpoważniejsze uszkodzenie poszycia, zapewne znajdzie się parę innych uszkodzeń, przy których twoja pomoc może okazać się nieoceniona. Destiny, proszę podaj mi listę sekcji i elementów, którym potrzebna będzie naprawa - ostatnie słowa rzucił w przestrzeń.
- Witam panienkę.- skinął głową rudy półolbrzym ku półorczycy, a Statek zaś odpowiedział.- Ta opcja nie jest obecnie w całości dostępna… mogę podać listę uszkodzeń. Niestety potrzebne do ich naprawy materiały i elementy nie są mi znane. Zwykle takie sprawy załatwia główny mechanik statku, którym był Gnościk. On miał odpowiednią wiedzę i mapy.
Zaś sam Hjalvdor podążył za automatonem mówiąc.- Nie trzeba obniżać pułapu, co do łatania poszycia, to nie powinno być problemu. Belkowanie macie chyba robione podobnie jak w wieżach oblężniczych?
- Nie do końca, mamy tu do czynienia z innym przeznaczeniem konstrukcji, nastawionej na inny rozkład obciążeń przez dłuższy czas, ale przy samych naprawach to wystarczające podobieństwo - stwierdził Wędrowiec, po czym zwrócił się do statku - Destiny, wystarczy lista uszkodzeń, ustalimy, w których Hjalvdor będzie mógł nam pomóc.
- Cóż… szkutnikiem nie jestem. - zaśmiał się rubasznie kowal i dodał.- Ale nie znajdziesz nikogo bardziej obeznanego z pracą nad drewnianymi konstrukcjami w Rigus. I… jeśli chcesz, to nie mam nic przeciwko nadzorowaniu mojej pracy tutaj. W końcu to twoje monety i masz prawo decydować jak je wydawać.
- Specjalistów nie trzeba nadzorować, ale mogę służyć pomocą - odpowiedział automaton - Destiny, co z tą listą?
Statek zgodnie z życzeniem kapitana zaczął podawać listę uszkodzeń swojego “ciała”. Pomijając nadwyrężenie stępki, dziury w burcie oraz uszkodzeń poszycia statku… reszta obrażeń nie była poważna. Ot drobne uszczerbki drewna tu i tam,”do zaleczenia” wedle statku. Problemem do nie przeskoczenia były braki w “systemie nerwowym” Destiny. Kryształowe żyły które zostały uszkodzone nie odrastały. Co prawda główne zgromadzenie kryształów kryło się w sercu i tam też kryła się świadomość okrętu… to jednak tam gdzie brakowało przecinających drewno żył Destiny był głuchy i ślepy. Niemniej ten problem należało odłożyć na później. Tym bardziej że same kryształy były specyficzne, a i kowal nie miał pojęcia skąd je wziąć. Na razie drewno…
Obaj zeszli na dół, by obejrzeć prowizorkę, którą to przygotował Wędrowiec.
Kowal poklepał dłonią metalową płytę.
- Nieźle.- po tym słowie dodał.- A więc chcesz to miejsce załatać skamieniałym drewnem tak?
Wyjął sznur z węzełkami z kieszeni i zaczął odmierzał wymiary.
- Jak szybko chcesz to załatać?
- Dokładnie to miejsce, i jak najszybciej. Rozumiem, że to będzie więcej kosztowało?
- Cóż… tak… dużo.- przyznał kowal.- Bądź co bądź płacisz nie tylko za naprawę. Także opłacasz przywilej zignorowania przez nas pozostałych zamówień. Bądź co bądź, chyba nie sądzisz, że brakuje nam roboty? Na moje oko to będzie od 350 doooo… 500 sztabek kupieckich. Tak myślę że około czterystu, bo nie zrobimy tego dopóki nie dostarczysz materiałów, więc mam czas na zwerbowanie ekipy i zaplanowanie całej naprawy.
- Rozumiem, że w tą kwotę wliczasz też cenę materiałów, tak? Skoro masz czas na przygotowanie się, a zapewne zdobycie drewna trochę potrwa, to chyba nie ingerujemy w obecne zamówienia, prawda? I jak długo potrwa taka naprawa? - Wędrowca zaskoczyła cena, będąca przynajmniej połową wartości nowego statku powietrznego z jego świata, ale wolał się upewnić, za co kowal sobie tyle liczy.
- Hmm… dzień, tak sądzę.- ocenił kowal dodając, gdy przyglądał się zaczopowanej dziurze. - Materiał też jest wliczony, choć robocizna będzie tutaj wysoka. Skamieniałe belki są niewdzięczne w obróbce i pracochłonne. Dlatego w zasadzie ich się nie używa.
- A odliczając materiał? Sami go przecież dostarczamy, a nadmiar będziesz mógł zachować dla siebie jako część zapłaty. I dzień pracy nad statkiem nie sprawi, że będziesz ignorował inne zlecenia, prawda? Nie wierzę, że ktoś miałby mistrzowi w fachu za złe dzień opóźnienia.
- Dla nas materiał jest niewiele wart. Pozyskiwacze pewnie policzą sobie tylko koszta uzyskania. Widziałeś kiedyś coś zrobionego ze skamieniałego drewna? Nie… bo się nie opłaca. Tak jak złota zbroja. Niby da się, ale nie warto. - zapytał kowal i podrapał się po brodzie. - 250 do 400… pewnie z 300 do zapłaty. Jak już wspomniałem, robotę akurat mamy i to łatwiejszą niż to… ja lubię wyzwania. Ale nawet ja nie zrobię tego sam. Pomocnicy których zatrudnię, będą narzekać na wymagania.
Przesunął dłonią po burcie statku.
- To jest dzieło sztuki…. prawdziwy biały kruk. Nie można go uzupełniać byle czym i byle jak prawda, prawda?
Po czym spojrzał na automatona. - Nie macie tyle, co?
- Nie w gotówce, ale mogę spieniężyć część dobytku, fundusze nie są tu problemem. Jednak trzysta sztabek wydaje się być zdecydowanie zbyt dużą kwotą. Mówisz, że materiał nie jest wiele wart, a jednak cena spada o dziesięć tysięcy złociszy. Ilu będziesz potrzebował pomocników i jakie wymagania masz na myśli?
- Koszty uzyskania materiału to są… a nie jego wartość. Niemniej to załatwiasz sam.- odparł kowal i znów pogłaskał statek. - Spieniężenie dobytku brzmi desperacko…
Zamyślił się i rzekł.- Pomocnicy to mój problem, tak jak narzędzia i reszta. Wiesz co ? Lubię wyzwania, a ciągłe kucie mieczy, toporów i pancerzy nim nie jest. Proponuję więc coś takiego… wy wyruszycie załatwić materiały u Pozyskiwaczy, a ja… poruszę moje kontakty. Myślę że znalazłbym robotę dla was po powrocie… pewnie ciężką i niebezpieczną, ale na pierwszego lepszego awanturnika ani ty, ani twoi ludzie nie wyglądacie. Oczywiście ciężka i niebezpieczna robota, to też robota dobrze płatna i pewnie starczy na sfinansowanie przynajmniej większości kosztów naprawy… a może będzie nawiązka?
- Ofertą pracy chętnie się zainteresujemy, a może do tego czasu i twoje usługi nie będą już potrzebne, Destiny poradzi sobie sam - Wędrowiec odwrócił wzrok od kowala i spojrzał na uszkodzony fragment poszycia, który odrastał w ledwie dostrzegalnym tempie.
- Cóż… jeśli będą, to chętnie podejmę się wyzwania.- odparł Hjalvdor wyciągając dłoń na przypieczętowanie umowy. - Więc… wy ruszacie po materiał, a ja przygotuję resztę?
Wędrowiec patrzył na dłoń o sekundę dłużej niż było to naturalne, po czym ją uścisnął.
- Cenę przedyskutujemy po powrocie. Z każdą godziną ilość pracy do wykonania się zmniejsza, więc oczekuję, że czas pracy i koszta także.
- Czas pracy raczej za bardzo nie… bo jestem solidnym rzemieślnikiem. Ale doba to chyba ne aż tak dużo, co?- zaśmiał się kowal i dodał.- A co do ceny… cóż… podałem ci tylko moją wycenę roboty, a nie już ostateczną sumę. Więc tak… cena jest do negocjacji.
- Te zostawimy sobie na później - stwierdził automaton.
- To chyba więc tyle na razie. Muszę wracać do roboty.- Hjalvdor spojrzał w kierunku schodów. - Powodzenia ze zbieraniem materiałów.
Wędrowiec kiwnął tylko głową, bez słowa odprowadzając kowala na zewnątrz.
 
Sindarin jest offline  
Stary 02-11-2020, 22:01   #86
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Mmho na pokładzie & Harran wraca

Czatująca na pokładzie statku Mmho, z entuzjazmem przyjęła widok powracającego Harrana. Chciał czy nie chciał, próbowała pomóc mu przy pokonaniu barierki by z drabinki mógł dostać się na pokład.
- I jak tam? - zapytała ogólnikowo.
Harran machnął ręką.
- Zdecydowanie miejsce nie dla mnie - powiedział. - Karczmy kiepskie, ceny usług wysokie, wprost złodziejskie, a mieszkańcy... wyglądają na same podejrzane typy - uśmiechnął lekko. - Przynajmniej tu, w okolicy - dodał.
- Podejrzane typy? Ciekawe. Opowiesz mi, co robiłeś? - zapytała pół-orczyca w między czasie uśmiechając się do smoczycy na ramieniu Harrana.
Smoczyca wyszczerzyła ząbki w uśmiechu.
- Znaleźliśmy kowala, który ma nam naprawić statek - powiedział zaklinacz. - Wędrowiec z nim został. Czeka, aż tamten będzie mógł przyjść i obejrzeć dziurę w burcie. A ja się wybrałem na poszukiwania przewodnika, który pokaże nam drogę do wioski Pozyskiwaczy. Tylko oni mogą nam dostarczyć drewno, a jakiś czas temu przestali odwiedzać Rigus.
- Siedział w jakiejś podłej spelunie... a za swe przewodnictwo zażyczył sobie tysiąca sztuk złota i, drobnostka, dziesiątą część tego, co zdobędziemy.
Pogłaskał Afreetę po łebku.
- Kowal już przybył wraz z Wędrowcem - wyjaśniła Mmho - zeszli pod pokład. To dużo czy mało?
- Za tysiąc sztuk złota można kupić jakiś magiczny drobiazg - odparł. - Ale dziesięć procent od zdobyczy to sporo dla kogoś, kto nie musi zejść z pokładu i brudzić sobie rąk pracą.
- O ile coś zdobędziemy - zauważyła Mmho. - Ciekawe czy długo tu zabawimy - ni to zapytała, ni stwierdziła swoją ciekawość Mmho, zerkając przy tym na krajobraz poza statkiem.
- Mało ciekawe miejsce - stwierdził Harran - więc im szybciej ruszymy, tym lepiej. Przewodnik ma przyjść za dwie godziny, więc tyle mamy czasu. Co najmniej.
Mmho pokiwała głową, że przyjęła.
- Będę tu czekać i wypatrywać pozostałych - oznajmiła.
- To ja zejdę na dół i zobaczę, co się dzieje ciekawego - odparł zaklinacz. - A w razie czego wezwij nas przez Destiny.
- Oczywiście - powiedziała Mmho.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 03-11-2020, 22:01   #87
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kvaser i Imra

Gdy cała trójka przybyła pod unoszący okręt, ktoś ruszył w ich kierunku. Mężczyzna, rasy ludzkiej… ubrany w strój typowy dla tej mieściny. Tylko w piaskowych barwach, oblicze jego było przeciętne. Lekko zarośnięte, nos prosty, spojrzenie niebieskich oczu świdrowało całą trójkę. Włosy ni to długie ni to krótkie, były szarobrązowe. Cały osobnik był taki jakiś.. przeciętny i bezbarwny. Nie było w nic ciekawego, nic niezwykłego. Nie był ani szczególnie szpetny, ani piękny… był nijaki.
- Jesteście częścią załogi statku, prawda?- zapytał zerkając to na niziołka, to na barbarzyńcę, to na kobietę. - Nazywam się Scoffy, dla przyjaciół Scoff… eee.. to znaczy gdybym miał jakichś przyjaciół. Tak czy siak, zaczepiła mnie Tanegris całkiem niedawno i wspomniała, że moglibyście być zainteresowani nabyciem mimira.
Imra zamrugała kilkakrotnie.
- Mimira? Co to jest?
- No tak… z pewnością nie wicie - stwierdził Scoff i sięgnął pod płaszcz wyjmując metalową czaszkę kota pokrytą glifami. - To jest mimir… właściwie jeden z wielu rodzajów. Mogą różnie wyglądać. Mimir jest…-
Unoszącą się metalową czaszką bo ta zaczęła lewitować.
- ...skarbnicą wiedzy. Zadajesz mu pytanie i jeśli zawarto w nim odpowiedź na nie, mimir odpowiada. Większość z nich zna podstawowe informacje na temat Zewnętrza i Wielkiego Koła Planów. W tym i ten. - wyjaśnił tymczasem Scoff.
- Popracuj nad wiarygodnością przyjacielu - Kvaser stwierdził z lekką irytacją, lecz po chwili dodał - chociaż, z drugiej strony sprawiasz wrażenie naprawdę poczciwej mordy, może to metoda. Tanegris coś konkretnego polecała?
- Sprzedaję mimiry, najczęściej takim jak wy… - odparł Scoff niezrażony słowami niziołka.- … świeżakom co wypadli z pierwszej materialnej i nie znają okolicy. Do tego służą mimiry, do porad. Nie interesuje was to? To nie ma problemu… narzucać się nie zamierzam.
- Momencik… a może prezentacja? Oraz ile za takie coś? - Imra gestem powstrzymała mężczyznę od odejścia.
- Dwa tysiące… cena nie do negocjacji, ale wezmę magiczne przedmioty jako zapłatę mniej warte właśnie tyle. Mogą być nawet przeklęte.- zaczął mówić Scoff, po czym stuknął lewitującą czaszkę. -Hej… opowiedz o Rigus.
- Rigus miasto murami podzielone. Siedziba wielu gildii i bractw żołnierskich, zawsze gootowych do wynajęcia swoich mieczy. Miasto portalowe, które kryje pod sobą przejście do Acheronu, w postaci łuku z kości czaszek więziący kocie oko. Należy tu odebrać łupkowe płytki oznaczające status przybysza, gdyż prawo w Rigus jest bezlitosne.- odezwał się mimir elfim głosem, acz z nutką wilczej drapieżności.
- Dobra, ja jeszcze sprawdzę - Kvaser stwierdził poważnie i nie czekając na zgodę handlarza, po prostu zwinnie stuknął czaszkę.
- Opowiedz o władzy Sigil.
- Sigil miasto tysiąca portali, zwane także Klatką. To tu krzyżują się setki szlaków i to pełno jest istot z każdego zakątka świata. Sigil jest obręczą unoszącą się nad szczytem… zbudowanym po wewnętrznej jego stronie. Włada nim Pani Bólu, głównie poprzez swoje Dabusy… zabraniając wszelkim Mocom wstępu do Miasta Drzwi i budowy wszelkich świątyń, acz kapłani nadal mogą błagać swoje moce o czary. - odezwał się mimir tym samym głosem. - W Sigil należy uważać na to gdzie się idzie i co się robi, by nie wpaść w przypadkowy portal lub nie wejść tam gdzie się nie powinno.
- Precyzją to on nie grzeszy - niziołek odpowiedział trzeźwo - przynajmniej na tyle aby podjąć, mimo wszystko, negocjacje - wyszczerzył zęby wilczo.
- To przewodnik. Udziela tylko podstawowych informacji… takich które wystarczą, by nie skończyć od razu z kosą między żebrami.- wtrącił Scoff.
- Skoro mamy się dzielić łupem, to i kosztownościami? - Imra spojrzała na Kvasera sięgając do sakiewki. Bardzo powoli.
- Sądzę, że tak, potem się rozliczymy z resztą - odpowiedział do Imry, nie będąc szczególnie zaaferowany kosztami. Chyba dbał o drużynę, ale nie był materialistą - wiesz co Scoff, powkurzałbym się, rzuciłbym tysiąc, ty byś stwierdził, że to nie, przeszlibyśmy wyżej, trochę by to trwało. Fajna zabawka, ale za cenę kufli mam podobne wieści w karczmie i trochę rozrywki na horyzoncie. Tysiąc osiemset według mnie jest dobrą ceną, a i myślimy o kupnie dwóch - spojrzał na Imrę pytająco.
- Przykro mi… ale nie ja ustalam zasady. Cena nie podlega negocjacji. Takie mam polecenie z góry. Bo chyba nie sądzisz, że ja je robię ?- wzruszył ramionami Scoff.
- Sądzę, że masz prowizję - Kvaser bardziej stwierdził, niż zapytał - cena za dwa też nie podlega negocjacji?
- Mam też geas na sobie…- westchnął Scoff i pokręcił głową.- Dwa tysiące… jeno zapłata może być także w towarze. Jak wspomniałem… polecenie z góry. I przez polecenie… mam na myśli klątwę.
Niziołek uśmiechnął się… jakoś tak trochę smętnie.
- Moja strata Scoff - stwierdził patrząc gdzieś wokół, lecz nie na sprzedawcę - moja strata, ale nawet ci wierzę. Zresztą, wiesz, obowiązkiem kupującego jest próbować się targować, inaczej wyszedłbym na niezłego ciula - odparł z szerokim uśmiechem zdradzającym dystans do sprawy - a jakby ci się kiedyś bycie ofiarą klątw znudzio, to da się załatwić, mamy dość preferencyjne stawki. Imra, co to, kupujemy? I ile?
- To nie jest taka zła fucha… zarobek stały, szef nie pyta na co wydaję swoją działkę i dostarcza towar. Odbiera zapłatę i tyle. Geas był częścią umowy.- wzruszył ramionami Scoff. - Wiedziałem na co się piszę.
- Może i tak… W razie czego wiesz pewnie jak nas znaleźć. A może przydałby się majtek - mruknął bardziej w ramach żartu.
- On znajduje mnie… w końcu to czarodziej.- odparł Scoff wzruszając ramionami.
- No to jeśli by cię znalazł jakbyśmy się jeszcze kręcili w okolicy to zapytaj go czy przypadkiem nie byłby zainteresowany piekielnymi larwami - Imra z niechęcią sięgnęłą do swojej sakiewki i zaczęła odliczać odpowiednią sumę. Przychodziło jej to z ciężkim sercem. W końcu niedawno je zyskała.
- Po co nam aż dwie?
- Zastanawiałem się jak często będziemy się rozdzielać - Kvaser stwierdził naturalnie - pojęcia nie mam czy dwa będą potrzebne, temu pytałem. Dobra - niziołek wyjął sakiewkę i odliczając zwrócił się do Scoffa - my też mamy magów, a i za długo na tym planie nie będziemy. Tylko musiałbyś przestać ćpać - stwierdził pod nosem bez jakiegoś wyrzutu.
Scoff zaśmiał się ironicznie i dodał. - Co kto lubi, prawda?
- Nie wiem - niziołek wzruszył ramionami żywiołowo - nigdy nie rozumiałem radości z używek.
- Co kto lubi.- zebrał monety i przeliczył i spojrzał na mimira.- Ten jest wasz… wystarczy go wziąć w dłoń i schować do sakwy. Wypuścić jak będzie potrzebna jego pomoc. I schować po wykorzystaniu. Co prawda może lewitować podążając za właścicielem. Ale nie kusić niepotrzebnie losu… złodzieje są wszędzie.
- Oczywiście… czy da się dodawać swoje, eee nagrania? - Imra się zainteresowała.
- Jeśli można to ja nie wiem jak. - przyznał Scoff chowając monety do kieszeni. - Chyba nie… ale jeśli chcesz coś zachować dla siebie, jakąś wiedzę i wspomnienia… to w Sigil szukaj Przybytku Zaspokajania Żądz Intelektualnych. Tam są kamienie doznań, tam można zapisać swoje wspomnienia.
- Zapamiętam - mruknęła kobieta zabierając czaszkę i chowając ją.
- Tak pewnie nasz ogoliłeś - Kvaser stwierdził bez wyrzutu - a Twój szef to kto? Daje dobre ceny na towar?
- Nie wiem… nie pamiętam nawet twarzy. Jedynie głos. I to inny niż ten u mimira.- wzruszył ramionami Scoff.
- Takie buty - niziołek stwierdził z miną wyrażającą zadumę pomieszaną z irytacją.
- Chodźmy, chodźmy. Nie ma co się denerwować - Imra poklepałą (z pewną trudnością) Kvasera po plecach aby go zabrać od irytującego go kupca.
- Dobra - Kvaser wzdychnął ciężko i żwawo obracają się na pięcie ruszył w dalszą drogę. Gdy oddali się od kupca, podjął temat.
- Trzeba sprawdzić czy to coś nie może nas szpiegować, może Harran albo Wędrowiec coś więcej powiedzą.
- Być może, wchodźmy na statek muszę się jeszcze przekonać jak pozostała dwójka zareaguje na moją twarz…
- A co z nią nie tak - niziołek zaśmiał się głośno.
- To się okaże, na pewno jest ładniejsza od twojej - Imra uśmiechnęła się na jedną stronę.
Niewolnik nie rozumiejąc ni słowa przyglądał się temu wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Na powodzenie nie narzekałem w moim świecie - Kvaser stwierdził lekko - urok drapieżnika - zaśmiał się w ironii.
Imra spojrzała na niziołka jakby czegoś szukałą.
- Wygadany na pewno, ale drapieżnik? No nie wiem.
- Zwą mnie też Wściekły Borsuk - niziołek stwierdził od niechcenia - to moje imię plemienne.
- To dobre imię. Destiny drabina! - Imra krzyknęła i statek ją rozwinął. Pociągnęła niewolnika i wskazałą mu drabinkę aby się zaczął wspinać. Potem sama za nim podążyła.
Kvaser ruszył za nimi po drabinie, chwilę klnąć pod nosem na swoją gapowatość, iż zapomniał przygotować o wiele lepszej liny do wchodzenia na pokład.
- Wędrowiec wrócił z Kowalem, są na statku, a Harran wrócił sam, ale podobno załatwił nam przewodnika do wioski Pozyskiwaczy, skąd możemy wziąć drewno na naprawę statku - Mmho na wstępie poinformowała co i jak Imrę i Kvasera, gdy tylko pojawili się na statku. - A jak u Was?
Poza półelfką i niziołkiem na statek wszedł też nieco zdezorientowany półnagi ludzki mężczyzna. Był zakuty w kajdany na nadgarstkach i jakoś nie wydawał się szczególnie przejmować tym faktem.
- Kupcy magicznymi przedmiotami to zdziercy, ale ci od niewolników umiejąc dotrzymać słowa - Imra zostawiła resztę Kvaserowi.
- Za to miasto wrze - niziołek stwierdził niechętnie - im szybciej się zabierzemy z tego miejsca, tym mniejsza szansa, że złapie nas konflikt który niechybnie się zacznie. Jak będzie okazja, to poznałbym tego całego kowala - Kvaser rzucił zmieniając szybkoś wypowiedzi na wyraźnie żwawszą.
- A ty Mmho? Wydawałaś się wycofana przed tym jak się wszyscy rozeszli - Imra spojrzała ciekawie na kobietę.
Pół-orczyca chwilę zwlekała z odpowiedzią.
- Mmho nie lubi takich dużych nowych miast - powiedziała - ich zgiełek jest jak latająca przy uchu mucha, której nie można się pozbyć. Zresztą, to chyba dobrze, że ktoś został na pokładzie. Będę tu czekać na ostatnią osobę. Nie ma jeszcze Vaali.
Imra kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- W takim razie idę odstawić go do kajuty - z tymi słowami kobieta odeszła. Wróciła kilka chwil później.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 08-11-2020 o 18:42.
Asderuki jest offline  
Stary 04-11-2020, 09:20   #88
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Spotkanie z trupim lordem

Mroczny orszak dotarł pod okręt, nieumarli rycerze w czarnych zbrojach pod wodzą czarnego rycerza o obliczu ukrytym czaszką. Dotarli śledzeni przez druidkę, której albo nie zauważyli, albo ją zignorowali. Orszak zatrzymał się na gest rycerza i… stali pod Destiny w bezruchu. Najwyraźniej czekali aż ktoś raczy się z nimi skontaktować. To był dobry znak, bo oznaczał że nie byli otwarcie agresywni.
Wędrowiec podszedł do burty i oparł sìę o nią, oglądając grupę nieumarłych, a następnie skupiając spojrzenie na ich dowódcy. Kvaser zaciekawiony całym wydarzeniem, podszedł za wędrowcem i wskoczył na burtę, zwinnie przechodząc do siedzenia na niej, z nogami zwisającymi w powietrzu.
- A tych pojebało, że wystroili się jak kostucha na wspominki?
Mmho która cały czas nie opuszczała pokładu też wychyliła się za burtę by lepiej się przyjrzeć gościom.
- Może chcą pobrać cło - zasugerował Harran. - Albo zaprosić naszego kapitana do pałacu. Z honorową eskortą - dodał z wyraźną kpiną.
Imra pokręciła głową patrząc na reakcje pozostałych.
- Pozwólcie, że do nich przemówię, czy zamierzamy tak sobie stać i czekać aż piorun walnie w którąś ze stron?
- Chyba oni powinni wyjść do nas ze sprawą, kto to słyszał abyśmy się tłumaczyli - Kvaser stwierdził patrzą na oddział z lekką nutą irytacji.
- Trzeba ich zaprosić aby weszli. Tak samo jak podjeżdżasz armią pod zamek to najpierw zaczynasz od parle, a nie wywalasz z katapult… Aczkolwiek mogliby się odezwać gdyby faktycznie chcieli czegoś od nas - Imra poinformowała wszystkich używając dość pouczającego tonu.
- Dobre obyczaje nie pozwalają pytać gościa, po co przychodzi - poinformował ją Harran. - To on powinien w końcu z siebie wydusić, czego sobie życzy.
- Zależy z jakiego świata to obyczaje - zauważyła Mmho.
- To po prostu obyczaje, nawet nie dobre - skomentował niziołek - chyba, że komuś słoma z butów wystaje lub chce swoją obecnością grozić i wychodzi z pozycji siły. Nie abym was podpuszczał, ale jeśli da się zająć pozycję w innym punkcie miasta, to jak się nie odzywają, to niech sobie pobiegają - niziołek zaśmiał się.
- Harran ma rację - stwierdził tylko Wędrowiec, nie spuszczając wzroku z dowódcy oddziału.
- Nigdy nikt was nie zapytał z czym przychodzicie, co? Ani do miasta na zmierzch nie przyjeźdzaliście? Żaden strażnik was nie zawołał ze strażnicy, ani odźwierny - Imra kontynuowała.
- Tak... jak zastukałem w drzwi - odparł Harran.
Przywódca nieumarłych sięgnął po fiolkę przy pasie i wypił ją. Powoli oderwał się od ziemi i lewitując uniósł w górę ku statkowi. Niespiesznie i z gracją podleciał zatrzymując się blisko burty.
- Gościnność… nie jest wam… znana.- rzekł głośnym acz dudniącym głosem. - Nieważne to jednak. Macie zadanie do wykonania. Musicie przewieźć mnie i moich podwładnych do pewnego miejsca.
Automaton zerknął jeszcze raz na oddział truposzy.
- Tylko kupczyk ściąga do sklepu przechodnia z ulicy. Ale skoro już znam twój cel, to jakie to miejsce i co oferujesz za tą usługę?
Spod maski w kształcie czaszki wydobył się głuchy śmiech. - A mówisz jak kupczyk. Mogę oferować coś w przyszłości… coś więcej wartego niż materialne rzeczy, ale widzę że ciebie… że was interesuje zysk od razu - znów sięgnął do pasa i zabrawszy sakiewkę otworzył ją. Było tu sporo klejnotów. A trzy z nich wyróżniały się szczególnie wielkością i pięknem. Diamenty… warte więcej niż to ile by za nie dano.
- Nie obrażaj tego, od któregoś coś chcesz ...przynajmniej dopóki tego nie otrzymasz - zacytował Wędrowiec - Co innego oferujesz? Potrzebuję też szczegółów odnośnie zlecenia.
- Łaskę Nerulla… a co do reszty… zawieziecie nas do grobowca na Acheronie. Wysadzicie przed nim. I tyle…- odparł rycerz.
Kvaser spojrzał na szkieleta, bardzo przenikliwym spojrzeniem i wydał z siebie przeciągły warkot.
Wędrowiec zareagował na zachowanie niziołka jedynie nieznacznym kiwnięciem głową.
- Co to za grobowiec? Acheron to dość duże miejsce, grobów w nim niemało.
- To nie ma znaczenia. My wiemy gdzie on jest. Pokażę wam drogę.- rzekł rycerz po czym spojrzał na niziołka. - Nie musisz nas lubić dziki wojowniku, ale nie szukaj w nas wrogów. Ścieżka którą sobie wyznaczyłeś nie łączy się z drogami mego pana, o ile… sam ku niemu nie podążysz.
Kvaser uśmiechnął się w stronę nieumarłego wilczo.
- Nie szukam wrogów. Po prostu nie lubię tych, którzy robią rzeczy pochwalane przez waszego pana. Nie przez fakt, że mu służą, tylko przez to co czynią - stwierdził cierpko.
Imra uniosła brwi widząc kamień. W jej oczach zabłysła chęć zysku.
- Myślę, że powinniśmy się zgodzić - skierowała słowa najpierw do pozostałych. - Wszak i tak trzeba czasu aż się statek zagoi, a podwiezie to nie jest chyba aż tak duży problem?
- Imra Orirel, z kim w ogóle mamy przyjemność? - przeniosła spojrzenie na rycerza wystawiając też do niego dłoń.
- Za życia byłem znany jako Lord Arismon… i tak możecie się do mnie zwracać. - uścisnął jej dłoń mocno. Znów spojrzał na niziołka, ale najwyraźniej nie widział potrzeby dyskusji na temat rozbieżności poglądów.
- Właśnie ze względu na regenerację nie mam zamiaru lecieć w ciemno, nie znając wcześniej lokalizacji docelowej - odpowiedział Imrze automaton.
- Milordzie? Czy zechcecie się podzielić chociaż przybliżoną droga do celu? Jak widzicie moi towarzysze nie podzielają mojej chęci pomocy i ewidentnie potrzebują więcej zapewnień, że nasz statek nie zostanie narażony na kolejne uszkodzenia - ton Imry był zupełnie inny niż jak się odzywała do reszty grupy. Bardziej oficjalny.
- Powiedziałem… grobowiec na Acheronie. Znasz wszystkie sześciany, które tam się unoszą? Ja nie… ale wyczuwam w którym kierunku trzeba się udać. I gdzie się zatrzymać…. nazwy… są nieistotne.- dodał grobowym głosem rycerz.
- Dobra - Kvaser westchnął ciężko - myślę, że zejdziemy na bok i porozmawiamy w gronie załogi, a za chwilę wrócimy do was - zwrócił się do nieumarłego, lecz spoglądał na Wędrowca. Ten pokręcił głową.
- Na to przyjdzie czas, kiedy tylko dowiem się więcej o zleceniu. W tym momencie brzmi ono "Zapłacę wam obietnicą lub skromną kwotą, żeby lecieć nie wiadomo jak długo w zupełnie obce miejsce, którego lokalizację znam lub nie znam". Jeśli mamy się tego podjąć, potrzebuję więcej informacji - i nie ma wiedzy, która jest nieistotna.
Imra przetarła oczy czując frustrację. Wędrowiec skutecznie odpędzi dobrych zleceniodawców.
- O istoto małej wiary…- zaśmiał się rycerz dudniącym głosem. - Dowiedziałeś się tyle ile mogłeś się dowiedzieć. Mogę cię jedynie przestrzec, że jeśli podejmiecie błędną decyzję, to będziecie żałować… nie dziś, nie jutro… ale gdzieś w przyszłości. Czekam na waszą decyzję na dole.
Po tych słowach zaczął opadać w dół, do swoich… “ludzi”. Imra powiodła za nimi spojrzeniem patrząc co robią. Wędrowiec bez słowa ruszył do sali narad. Kvaser wykonał pół obrotu na tyłku w stronę wnętrza statku, zeskoczył z barierki i ruszył żwawo za Wędrowcem, w międzyczasie rzucając pod nosem kilka komentarzy o “zimnych sukinsynach” oraz ich podejściu do interesów, żywych i tego co zazwyczaj lubią robić.
- Kvaser - automaton zaczął, gdy wszyscy byli już wewnątrz - wydajesz się znać Nerulla. To bóstwo śmierci, którego jedynym celem jest zabijanie żywych istot, dobrze pamiętam? I czy ktoś widział Vaalę?
- Ująłeś to bardzo delikatnie - Kvaser stwierdził z lekkim uśmiechem - gdyby było dokładnie jak mówisz, to równie dobrze pasowałoby do niego bycie całkiem sympatyczną kostuchą z którą każdy spotka się u końca swych dni. Trafniej byłoby go opisać jako pojebanego, seryjnego mordercę. Nie na polu bitwy, ale też nie pogardzi. I takie typki wchodzą w skład jego wyznania, mordercy, psychole, ostatni zwyrole, ludobójcy. A w świątyniach lubią sobie okazjonalnie zaszlachtować kilku złapanych kmiotów, taka rozrywka - niziołek mówił szybko, pełen emocji - jeśli są wiernymi uczniami swego pana, nie dałbym im zapewnieniom pół monety. Potrafią być podstępni, jak podstępny jest morderca, też nie wiązałbym szczególnego przywiązania do zasad z nimi.
- To równie dobrze mogą zechcieć i nas dołączyć do grona ofiar, ku czci swego boga - stwierdził Harran. - A jeśli któremuś bóg we śnie wyda rozkaz, to bez wahania i nie zważając na obietnice i przysięgi rzucą się nam do gardeł.
- Vaala stała gdzieś niedaleko nich - dodał.
Imra, która również podążyła za pozostałymi do sali narad westchnęła ciężko.
- To tylko znaczy, że powinniśmy być bardziej uważni w ich obecności, a nie od razu odrzucać ich propozycję. Oni potrzebują podwózki, którą my możemy im zapewnić. Mogliby próbować przejąć statek siłą, a póki co tego nie zrobili. Jeśli nas zaatakują, to ich można zniszczyć i zabrać kosztowności. Dobrze mi się wydaje, że póki co statek odpowiada na twoje rozkazy i to można im bardzo wyraźnie zaznaczyć. Bez twojego słowa statek się nigdzie nie ruszy, więc musieliby się do tego dostosować i mieć to na uwadze, że jakakolwiek próba zaatakowania skończy się ich eksmisją. Ja mogę dodatkowo ich pilnować jeśli by to was zachęciło. Moja zbroja pozwala mi wyspać się w ciągu dwóch godzin, resztę mogę poświęcić na czuwanie przy naszych przyszłych gościach. Dają niezłą cenę, a zawsze możemy się z nimi potargować gdyby ich podróż by spowodowała zagrożenie dla statku i jego załogi. Szkoda odrzucić taką prostą robotę za takie wynagrodzenie - kobieta gestykulowała żywo rysując palcem po blacie jakby rozrysowywała plany bitwy i przesuwała pionki na mapie. Przy okazji patrzyła po kolei na każdego obecnego w sali narad poświęcając im po równo uwagi.
- W karczmie słyszałem, że generałowie obradują w mieście i w zasadzie na włosku jest konflikt w mieście. Myślałem, że to znak aby się śpieszyć - Kvaser znowu wiercił się na krześle - ale też trzeba wziąć pod uwagę, że ta zimna zgraja może zamieszać nas w politykę tutejszą w sposób, którego nie chcemy. To byłoby nawet trochę w stylu ich pana, być iskrą zapalną.
- Tylko, że oni chcą wylecieć z miasta - Imra nie dawała za wygraną. - A nawet jeśli by nas wplątali w tutejszą politykę, to zawsze możemy to obrócić na naszą korzyść. Już myślę, że stanowimy enigmę i mogą pewne grupy chcieć skorzystać z naszej obecności… o ile uczynimy ją wartościową.
Wędrowiec milczał przez dłuższą chwilę, w końcu zwrócił się do Harrana.
- Jesteś w stanie wysłać jej wiadomość, by wracała na pokład? Jej zdanie też ma znaczenie - a następnie spojrzał na Imrę i Kvasera - Rozumiem potrzebę zysku, jeden taki diament pozwoli wskrzesić nawet kogoś od lat martwego. Ale to, że nasz potencjalny klient planuje coś złego, jest niemal pewne - elitarny oddział martwiaków, ukrywanie celu podróży, zawoalowane groźby. Nie interesuje mnie, czy grozi nam, czy komukolwiek innemu, z tego, co mówi Kvaser, wyznawcy Nerulla samym swoim istnieniem stanowią niebezpieczeństwo dla wszystkiego, co żywe. Dlatego uważam, że powinniśmy przyjąć zlecenie - jeśli nie my, znajdzie kogoś innego. Oczywiście, przy wejściu na pokład będzie musiał zdać wszelką broń, a ze względu na niewielką powierzchnię użytkową Destiny, jego orszak pozostanie w ładowni na czas podróży - automaton miał nadzieję, że pozostali podążą za jego tokiem myślenia i nie będzie musiał wszystkiego tłumaczyć.
- Masz bardzo fatalistyczne podejście - Kvaser stwierdził żywo - wydaje się im, że prowadzi ich sam bóg. U siebie może i by mnie znał, ale tutaj bez wieszczenia - pokręcił głową - jeśli te zapewniania o łasce jego pana to na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony może być to ponure, z drugiej, ten sztywniak nie wyglądał na głupiego, a tylko wypranego z humoru. Równie dobrze może być to rezygnacja z czyjegoś życia, tymczasowa - niziołek westchnął.
- Mmho nie lubi nieumarłych, nie rozumie czemu w ogóle myślicie o wpuszczeniu ich tu. Poprzednią załogę wybił ktoś, kto parał się nekromancją - Mmho wyraziła swoją opinię o sytuacji.

W tym czasie Harran skorzystał z dość prostego sposobu przekazania informacji - napisał prośbę Wędrowca na kawałku papieru i wysłał smoczka do druidki.

"Te truposze chcą wynająć Destiny. Wracaj na pokład, bo potrzebna jest twoja opinia."

Vaala wpatrywała się w kawałek papieru, z siedząca na ramieniu Afretą… i nawet kilka razy owy papier sobie obróciła, żeby w końcu literki były jak trzeba. No i się zaczęło:
- Te… tru...trupo...sze… Te truposze. Chc...ą. Te truposze chcą. Wyna… wynaj...ąć… - No i tak przez dobre pięć minut, aż w końcu Druidka wydukała co stało na papierze, a i w końcu zrozumiała o co chodziło.
Zmarszczyła brewki, spojrzała na owe umarlaki, spojrzała na unoszący się w górze sta-tek.
- Po moim trupie - Warknęła, po czym zgniotła wiadomość, i podsunęła malutkiej smoczycy pod nos.
- Zjesz, albo spalisz? - Spytała ją. No a po chwili, Vaala ruszyła do reszty na sta-tek.

Po chwili, gdy już była gdzie trzeba, odszukała resztę…
- Co jest? - Spytała wielce genialnie.
- Jest i nasza zguba - Imra podniosła spojrzenie na Vaalę. - Nie wiem ile ci przekazał Harran, ale wygląda na to, że będziemy mieć gości na statku przez krótki czas.
- Po co nam tu te truposze?? - Fuknęła od razu drobna dziewczyna.
- Ach no tak - Imra mruknęła po chwili uświadamiając coś sobie. - Dobrze płacą, a chcemy załatać statek i jeśli dobrze zrozumiałam trochę nas to będzie kosztować. Zadbam o to aby nie przeszkadzali żadnemu z was.
Vaala… warknęła.
- Ja mogę zadbać, by z nich same kawałki zostały - W końcu odpowiedziała.
- Wygląda na to, że mają dość dobry kontakt ze swoim bogiem… lub chociaż tak uważają - Kvaser skomentował - ogólnie niemiła ferajna.
- Zanim jeszcze padną dalsze decyzję, tak zauważę, że mało kto tu będzie “miły”. Jeśli dobrze zrozumiałam jesteśmy na planie na którym dzieje się wieczna wojna. Do tego jest on nacechowany prawem i czymś pomiędzy złem, a neutralnością? To jest niemal pewne, że ktoś będzie próbował nas wykorzystać do swoich celów. Nie dość, że nie mamy tu żadnych wpływowych kontaktów, to dodatkowo stanowimy enigmę dla sił, które tutaj rozporządzają. Na moje albo zaakceptujemy to i wykorzystamy do naszych celów nie zważając na to co jest po drodze, ale w ogóle wynosimy się stąd i szukamy szczęścia z naprawą gdzie indziej - półelfka powiedziała rzeczowo jakby to dla niej była codzienność.
- Imra… - Kvaser zaczął śmiać się - wszyscy dobrze widzieli jak świecą ci się oczy na widok tych diamentów. Nikt nie lubi wciska się mu kity, pogadajmy szczerze, rozumiem, że ci na tym zależy i to akceptuję, ale takie udawanie “ukrywając” - przy ostatnim słowie niziołek zrobił kwaśną minę - intencji mnie wkurwia i chyba nie tylko mnie.
- A coś cię nie wkurwia? - Imra uśmiechnęła się na jedną stronę. - Jestem zainteresowana zyskiem, ale widzę też jakie są wśród was nastroje.
- Ciasto - niziołek odpowiedział uśmiechem.
- Vaala na pewno ci jeszcze jakieś zrobi. Wracając, tylko stwierdzam, coś co jest dla mnie oczywiste. Albo działamy tutaj i lawirujemy w tym co spotkaliśmy, albo szukamy szczęścia na innym planie z, byś może, lepszymi dla większości warunkami.
- Imra, czy bardziej zależy ci na pomocy im, czy na zapłacie za zlecenie? - zapytał Wędrowiec po dłuższej chwili milczenia.
- Nie mam żadnych spowinowaceń z nimi. Ale też widok tego kryształu przypomniał mi, że taki może być potrzebny do rytuału wskrzeszenia - mruknęła półelfka.
- Oni mogą o tym wiedzieć - niziołek stwierdził poważnie, dziwnie jak na siebie - kojarzyli trochę mnie, mimo, że raczej nie powinni mnie znać, to nie mój świat. Przynajmniej w pewnym sensie.
- Wiem o krysztale. Jego słowa o desperackiej sytuacji też wydają się podejrzane. W takim razie mogę rozumieć, że jedynym argumentem za przyjęciem zlecenia jest zapłata, tak? - automaton spojrzał na załogę - Jeśli tak, to możemy je przyjąć. To niebezpieczna sfera, jak Imra zauważyła, pełna istot o niespecjalnie dobrych intencjach. Łatwo tu o zdradę lub wypadek.
Imra się zaśmiałą pod nosem.
- Diabeł z ciebie wychodzi Wędrowcze. Podoba mi się.
- Na razie jeszcze nie widzę sposobu zabezpieczenia przed naszymi potencjalnymi pasażerami - stwierdził zaklinacz. - Poprzednia załoga Destiny kiepsko skończyła - dodał. - Wolałbym nie iść w ich ślady.
- Ty i tak nie masz grzbietu - Powiedziała niespodziewanie do niego Vaala, po czym wyszczerzyła ząbki.
- Sposób jest prosty, będą musieli zdać broń przy wejściu na pokład, a szkielety zostaną w ładowni. Jeśli będą kręcić się po pokładzie, będzie zbyt tłoczno - odpowiedział automaton - To jemu zależy na podróży, więc powinien dostosować się do wymogów przewoźnika.
Harran najpierw spojrzał na Vaalę, która ni z gruszki ni z pietruszki rzuciła stwierdzeniem niezwiązanym z tematem.
- Głupoty opowiadasz - stwierdził.
Potem przeniósł wzrok na Wędrowca.
- Może być i tak - powiedział. - Destiny, zapewne, może ich kontrolować na bieżąco.
Druidka spojrzała na Zaklinacza, po czym parsknęła.
- Zrobicie jak będzie konieczne - Wzruszyła ramionkami - Ale jak mi któryś wejdzie w drogę, to rozerwę na strzępy - Dodała opuszczając już owe obrady.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Harran zmienił temat. - Przewodnik zażyczył sobie tysiąc sztuk złota i dziesięć procent od tego, co tam zdobędziemy. Zjawi się za jakieś dwie godziny, to będzie można przedyskutować wysokość tej zapłaty.
Druidka zatrzymała się w progu.
- Jeszcze jeden obcy na sta-tek? - Powiedziała.
- W zasadzie dwóch. Jakoś tak wyszło, że jestem w posiadaniu niewolnika. Może być przydatny przy okazji "jakiegoś wypadku", ale jest jeden problem. Zna tylko język istot powietrza więc komunikacja z nim może być utrudniona - półelfka uznała, że należy wspomnieć o tym drobnym fakcie.
- Ta... niewolnik zdobyty przez przypadek... - Harran lekko się uśmiechnął. - Bez przewodnika trudniej będzie trafić do wioski Pozyskiwaczy - wyjaśnił Vaali.
- Mamy jeszcze jeden fant - Kvaser wtrącił - jak będziesz miał chwilę Harranie, mógłbyś przebadać ten przedmiot? Imra go ma - spojrzał na wojowniczkę - nie jest to szczególnie pilne, ale też odwlekać nie powinniśmy.
- A tak - Imra wyjęła z torby czaszkę. - Ponoć diabliczka poleciła aby nam to sprzedać. Ma zapisaną wiedzę o różnych planach.
- Rozumiem, że sprawę zlecenia mamy już ustaloną i możemy poinformować potencjalnego klienta, tak? - zapytał Wędrowiec, chcąc się upewnić, skoro reszta zaczęła rzucać inne tematy.
- Jeśl nie chcemy kłopotów, lepiej aby to nie my byliśmy stroną posądzoną o zdradzę, tak mi podpowiada węch - niziołek skomentował przyglądając się sufitowi sali.
- Jak najbardziej mamy ustalone. Pójdę do nich, bo jak ty zaczniesz rzucać żądaniami to jeszcze ciebie zaatakują. Wybacz, ale nie masz za bardzo drygu do tego - Imra spięła się już gotowa do wyjścia, ale spojrzała jeszcze na Kvasera.
- A ciebie to mogą kojarzyć, bo masz wymalowany na czole znak swojego boga. Mało subtelnie jeśli idzie o bycie rozpoznanym… - powiedziała uśmiechając się wrednie i dopiero wtedy wyszła.
Niziołek poderwał się z miejsca jak strzała i kierując palec wskazujący w stronę Imry, zastąpił jej drogę.
- Nigdy… nie… mojego - warknął patrząc wściekle kilka chwil, po czym odstąpił z gniewem w oczach.
- Dobrze. Nie twojego. Mogę przejść?
Niziołek ustąpił miejsca powoli, niechętnie, czyniąc jeszcze szersze przejście. Po chwili wskoczył na krzesło ponownie, kilka razy zmieniając pozycje siedzenia na wygodną.
- Idę z Tobą - stwierdził automaton - Muszę mieć pewność, że przystaną na oba wymogi. Później dogadamy resztę spraw o których mówiliście. Wylot nie wcześniej niż za trzy godziny.

Z powrotem na zewnątrz

Nieumarli i ich wódz stali nieruchomo, od czasu jego powrotu na ziemię. Możliwe że ich przywódca także nie kroczył wśród żywych, bo również się nie poruszył. Oddział Nerulla budził respekt swoja nieruchomą obecnością, bowiem miejscowi obchodzili ich możliwie szerokim łukiem. Wędrowiec stanął przy burcie i spojrzał na wojowniczkę, czekając aż ta zacznie.
Imra wywróciła ponownie oczami na zachowanie Wędrowca.
- Destiny drabinka - powiedziała i złapała się krawędzi zsuwając się na dół.
- Milordzie z przyjemnością oświadczam, że z chęcią was ulokujemy na naszym statku. Mamy jednak pewne warunki, jeśli jesteście gotowi się ich podjąć, to mamy umowę. Mianowicie prosilibyśmy o zdanie broni i zachowanie swojej obecności do jednego pomieszczenia specjalnie dla was przygotowanego. Oczywiście broń zostanie wam oddana przy opuszczeniu pokładu. Zgodzicie się na takie warunki?
- Nie ufacie mi.- stwierdził lord krótko, po czym dodał.- Więc powinnyście rozumieć, że ja też nie muszę wam ufać. Jakie mam gwarancje z waszej strony że dotrzymacie umowy? Że dowieziecie nas i oddacie oręż na miejscu?
- Gwarancji nie macie żadnej póki nie zawrzemy umowy. Statek należy do nas i takie zasady na nim panują. Myślę, że jesteśmy gotowi na pewne negocjacje - mówiąc to Imra stanęła w lekkim rozkroku z mocno wyprostowanymi plecami zakładając ręce za plecami.
- Zakładam że ty cenisz swój honor, a twój metalowy towarzysz? - zapytał lord Arsimon zerkając na Wędrowca.
- Możecie go sami zapytać milordzie - Imra odstąpiła wskazując nieumarłemu drabinkę. - Nie jestem jego przedstawicielem, tak samo jak i pozostałych. O nich już się nie martwicie?
- To pytanie, które mógłbym też tobie zadać - odparował automaton - Jaką mam gwarancję, że nie spróbujesz działać na naszą niekorzyść? Nie wspominając o tym, że dwudziestu wojowników kręcących się po pokładzie wygeneruje niepotrzebny tłok, oraz nie mamy nawet możliwości przewidzenia, co nas czeka po drodze, bo nie wiemy, gdzie lecimy. Redukuję zmienne w zleceniu.
- Mogę przysiąc na mego pana, Nerulla Żniwiarza Ciał iż nie zamierzam krzywdzić załogi twojego statku. Plany mojego Pana są ważniejsze od waszej egzystencji i nie narażę ich tylko po to, by skrócić żywota kilku przypadkowych istnień. Może wam się to wydać dziwne, ale świat nie kręci się wokół was.- odparł ironicznie rycerz i dodał.- Moi podwładni nie będą się “kręcić”... wystarczy im ta ładownia by mogli tam stać do czasu, aż przyjdzie im ją opuścić. Nieśmierć pozwala na luksus cierpliwości zarówno wobec czasu jak i żywych.
- Jak możesz, to przyrzeknij, a ja tobie też wtedy przyrzeknę, że póki nie skrzywdzisz nikogo z załogi nie podniosę na ciebie oręża - dodała wojowniczka.
- Przyrzekam na gniew Nerulla iż ni ja, ni moi słudzy nie skrzywdzą nikogo na statku nie atakowani. Co innego w samoobronie. - odparł rycerz unosząc dłoń w pancernej rękawicy.
- Przyrzekam, że póki nie skrzywdzicie nikogo z załogi, nie podniosę na was oręża - Imra uścisnęła opancerzoną dłoń.
Czarny rycerz spojrzał teraz na Bezimiennego czekając na… jego przysięgę.
- Bezpieczeństwo załogi jest dla mnie priorytetem, i będę go bronił. Przyrzekam, że o ile ktoś nie będzie jej zagrażał, nie musi obawiać się ataku z mojej strony - automaton niechętnie złożył obietnicę.
- Pamiętajcie o swoich słowach. Nerull będzie pamiętał, a nie żywi on miłości dla żywych, a tym bardziej którzy łamią swoje obietnice względem jego wybranych sług. - odparł rycerz i dodał. - Myślę, że mogę przyjąć wasze warunki.
- Wspaniale. W takim razie zapraszamy na statek - Imra ponownie wskazała drabinkę.
Rycerz skinął głową i ruszył przodem kierując się ku niej. Wędrowiec wrócił do sterówki i przekazał ustalenia reszcie załogi.
- Przyjmiemy to zlecenie, zapłata powinna wystarczyć do pełnej naprawy statku. Obstawa Arsimona zostanie zamknięta w ładowni. Ja i Imra obiecaliśmy, że nasza dwójka nie zaatakuje go, o ile on sam z nikim nie będzie walczył - powiedział, patrząc na Kvasera, jakby zachęcająco?
 
Sindarin jest offline  
Stary 08-11-2020, 18:46   #89
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Imra i Wędrowiec wyszli, Harran rzucił wykrycie magii na czaszkę. Wykrył niezbyt silną magię wieszczenia i przemian. Coś co miało sens, przy pełnionej przez przedmiot funkcji.
- Po co wam ta czacha? - spytał.
- Pewnie zrobili nas na cenie jak dzieci - Kvaser stwierdził, o dziwo, bez irytacji - ale sprzedawca mówił, że ta cała rogata bardka poleciła nam to zaoferować. Czacha pamięta podstawowe informacje o planach, pukasz, pytasz ją i odpowiada, nie wszyscy studiowali wiedzę tajemną w takim zakresie, a też nie zawsze będzie czas zapytać się innych czy sposobność. Sam planuję z tą czachą spędzić miłe popołudnie i zobaczyć jaki zakres obejmuje - Kvaser stwierdził zadowolony na myśl o tym.
- Nie każdy też powie prawdę - stwierdził Harran - a jest cień szansy, że ta czaszka odpowie szybciej, za darmo i, być może, nie okłamie właściciela. Gdyby kłamała, to wieść by się rozniosła i nikt by takich nie kupował.
- Wygląda na to, że czaszka jest tylko tym, czym podobno jest - dodał. - Magia jest dość słaba. Jak będziesz z nią rozmawiać to spróbuj ją wypytać o coś, czego jesteś pewien.
- Wstępnie ją tak testowaliśmy… Nie grzeszy precyzją - niziołek głęboko westchnął - nie mam zamiaru być bezkrytyczny. Lubię po prostu zabawki - dodał z uśmiechem.
- W takim razie przyjemnej zabawy - powiedział zaklinacz. - Mam nadzieję, że nie należysz do tych, co lubią sprawdzać, co zabawka ma w środku... - zażartował.
- Szanuję dobre rzemiosło - niziołek stwierdził z uśmiechem - a tym bardziej gdy kosztuje.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 08-11-2020, 18:52   #90
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Hej!!! Jest tam kto?! Ile mam czekać?! - jeśli ów niziołek słyszał kiedyś o robieniu pierwszego wrażenia to Skirglet musiał tą lekcję przespać. Stał pod statkiem ze swoim dinozaurem i wydzierał się tak się głośno jak był w stanie. Jego czarny jaszczur, był osiodłany i kąsał pyskiem strzemię niezbyt zainteresowany hałasem jaki ich pan wywołał. Niziołek był trochę spóźniony. Do tego czasu Statek wylądował by załadować “bagaż” i uniósł się w górę. Nieumarli stali w ładowni nieruchomo niczym jakaś “armia” pilnująca grobowca cesarza. A ich lider siedział na dziobie pogrążony w… rozmyślaniach, a może modlitwie. Przyjął do wiadomości, że muszą jeszcze poczekać na przewodnika i zaproponował, by najpierw polecieć tam gdzie jest bliżej.
Imra która skończyłą zajmowanie się swoim niewolnikiem usłyszała czyjeś wrzaski i wyszła na pokład aby zobaczyć niziołka.
- O wspaniale, kolejny kurdupel - mruknęła - Ty jesteś przewodnikiem?!
- Taaak… najlepszym najwspanialszym przewodnikiem! O ile dobijemy targu! - wrzasnął w odpowiedzi niziołek. - Długo tu mam jeszcze stać?!
- Drugi kurdupel - Kvaser udał zdziwienie - Vaala przecież nie jest taka niska.

Druidka siedziała na dachu sterówki, obserwując truposza przebywającego na dziobie statku. Nie podobało jej się to wszystko, nie podobało… na krzyki skrzywiła się, i westchnęła.
- Taaa, stój se aż korzenie zapuścisz - Mruknęła pod nosem, i krótko zaśmiała z własnych słów. Po chwili jednak usłyszała coś innego… i spojrzała na Kvasera. Bez złości na twarzy, czy czegoś podobnego, ot po prostu spojrzała.
Niziołek pomachał Vali z szerokim uśmiechem.
- Wchodź. Destiny, drabinka - Imra westchnęła tylko na komentarz niziołka i miała nadzieję, że drugi nie będzie gorszy, która osunęła się w dół.
Skirglet zaczął pospiesznie wdrapywać się na górę przeklinając każdy stopień drabinki. A gdy znalazł się na górze spojrzał na Imrę i rzekł.
- Dzięki laleczko, dobra… to kto tu jest gotów mi zaoferować angaż?
Na sposób zwracania się nowoprzybyłego Kvaser zareagował tylko uśmiechem w kąciku ust gdy jak zwykle, chodził od jednego punktu do drugiego, zamiast stać w punkcie.
- Destiny, poproś kapitana - powiedział Harran, który właśnie pojawił się na pokładzie.
Imra spojrzała najpierw na przewodnika, a potem na Harrana.
- Wędrowiec zarządza statkiem, ale nie jest kapitanem - powiedziała po czym skierowała spojrzenie na przewodnika wskazując palcem na dziób - My ciebie chcemy ciebie wynająć. Minus rycerz, on też jest naszym gościem.
- Wasza sprawa… komu wynajmujecie łajbę, póki ja dostaję swój udział. - wzruszył ramionami Skirglet podążając za palcem.- Trzeba mojego dinusia zabrać i...eee… wiecie jak przenieść tą łódeczkę na Acheron, bo do podziemi w których jest portal się nie wciśnie.
- Dostroiłem się już do niego. Przeniesienie się tam nie będzie problemem.- odparł Statek po powiadomieniu Bezimiennego o gościu.
Wędrowiec dotarł do pozostałych po tym, jak już upewnił się, że banda szkieletów została pozbawiona oręża i zamknięta w ładowni.
- Witam na pokładzie - skinął głową niziołkowi - Rozumiem, że wolisz nie rozstawać się ze swoim towarzyszem - jest wyszkolony na tyle, by poruszać się po statku, czy potrzebuje zamkniętego pomieszczenia? - zapytał od razu.
- A kupska po nim ty będziesz sprzątał, nie? - Dodała Vaala z dachu sterówki.
- Nie będzie jadł, nie będzie wydalał - Kvaser stwierdził jakby to była oczywistość - gady to nie krówki, po dobrym posiłku długo odmawiają żarcia. Ten jest inny?
- Jest inny… Umie srać poza burtę… - odparł niziołek wyciągając pergamin zza pazuchy i trzymając go zwrócił się do konstrukta. - Modniś przekazał moja warunki? Postawisz parafkę na umowie najmu?
Automaton przyjął dokument bez słowa i zaczął go czytać.
- Wszystkie takie, hmm... - niziołek zastanowił się i powolnym, luźnym krokiem, niemal wyluzowanym krokiem podszedł do przewodnika - ta bestia odgryza od razu ręce czy można ją gdzieś drapać? I co z żarciem dla niego?
- Ręce głowę… lubi jądra… i jeśli masz szczęście odgryzie po przegryzieniu szyi. Jeśli nie… to przed.- odparł Skirglet wzruszając ramionami.- To żaden pieszczoch do głaskania, tylko moja bestyja… nie jest tu by się zaprzyjaźniać.
- Szkoda - Kvaser machnął ręką zamaszyście - liczyłem na jakieś romantyczne pod prawą łuską z lewej strony - wyszczerzył się rozbawiony - a żreć to co masz? Bo my nie mamy dla niego posiłków.
- Je mięso…. każde. Chyba nie jesteście tymi no… zielskożercami, co to mięsa nie tykają?- zapytał zdziwiony niziołek.
- Po prostu nie mamy mięsa na tyle aby żywić wierzchowce - Kvaser wzruszył ramionami - przystanki na polowanie kosztują czas. A jeśli jaszczur żre tyle, na ile wygląda po tej szerokiej gębie, to definitywnie zwiększa koszta zatrudnienia ciebie - stwierdził przechadzając się wzdłuż buty i oglądając bestię.
- Nie będziemy tam lecieć tygodniami… - odparł Skirglet wzruszając ramionami.
- A ile?
- Krócej… odpadnie skakanie po sześcianach od portalu do portalu. Polecimy na przełaj… bo chyba to ten statek potrafi?- spytał retorycznie jednooki nizioł.
- Czyli żarełko odpada dla bestii - Kvaser zamyślił się - lubię szybkie podróże. Co trzeba zrobić aby takiego ułożyć - wskazał paluchem na dinozaura.
- To to nawet ja ci mogę powiedzieć. Bestie najlepiej się trenuje poprzez zachętę i jedzenie - Imra się wtrąciła. - Potrafi zacisnąć szczęki na zawołanie? To mógłby się drabinki złapać.
- Ach i Wędrowcze, przeczytaj to uważnie - Imra wymownie spojrzała na umowę od przewodnika. Kapitan spojrzał na kobietę, pokręcił głową i wrócił do czytania.
Kvaser powoli powiódł wzrok w stronę Imry z wyraźną irytacją.
- Do czarta, masz mnie za kretyna? Nie miałem kontaktu z dużymi zimnokrwistymi, a jednak nawet pies inaczej reaguje od niedźwiedzia, co dopiero gad - stwierdził nie kryjąc złości.
- Różnica nie jest wcale taka duża. Trening zawsze wymaga czasu i cierpliwości - Imra uśmiechnęłą się pobłażliwie.
- Niezbyt odkrywcze spostrzeżenie - mruknął Wędrowiec, nie odrywając już wzroku od kontraktu.
- Ale prawdziwe. Kvaser dzisiaj mnie też zaszczycił oczywistościami. Może ich sam teraz posłuchać. Nie rozpraszaj się - nuta złośliwości wkradła się do głosu półelfki, ale sprawę z kontraktem traktowała poważnie.
Niziołek machnął ręką w kierunku Imry.
- Baby zawsze małostkowe…
- A dla ciebie wszystko oczywista oczywistość… - Mruknęła z przekąsem ze swojego miejsca Vaala. Po chwili zeskoczyła na pokład, i dał się słyszeć specyficzny odgłos bosych stóp.
- Te, przewodnik, ile nam zajmie ta podróż? - Spytała "nowego" Niziołka Druidka.
- Osiem dni... wliczając dwa przystanki w celu uzupełnienia zapasów.- odparł Skirglet wzruszając ramionami.- Tyle że… pieszo… szlakami karawan i rebeliantów przemierzających sześciany. Nigdy tam nie leciałem.
- Aha… to ten… sta-tek, ile zajmie ci latanie, jak piechotą to osiem dni? - Spytała głośno Vaala "Destiny".
- Ta informacja jest obecnie niedostępna… problem z Acheronem polega na tym, że nie jest typowy świat składający się z płaskiej powierzchni, a plan wypełniony poruszającymi się obiektami. Szacowanie odległości i czasu na jej przebycie jest… niemożliwe bez większej ilości informacji. Można jednak założyć, że potrwa to krócej niż osiem dni i nie będzie wymagało przystanków po drodze.- wyjaśnił latający okręt.
- Te - Kvaser spojrzał na przewodnika trochę nieprzychylnym wzrokiem, przestając obserwować dinozaura - ale jak lecieć to wiesz, nie?
- Wiem jakie sześciany trzeba przemierzyć i wiem gdzie się znajdują wobec siebie nawzajem. To jak poruszanie się szlakiem z okruszków… bez łażenia po powierzchni samych “okruszków”. - odparł Skirglet wzruszając ramionami. - Możesz mi zaufać, znam dobrze tę warstwę Acheronu.
- Zaufać - Kvaser dokładnie, powoli powtórzył słowo patrząc na przewodnika niekomfortowo długo, prawie przy tym nie mrugając.
- Durny kloc… - Mruknęła pod nosem Vaala, po czym odezwała się do wszystkich - Jak nie chcecie głodować, trzeba uzupełnić zapasy. Ja mogę iść w miasto, ale ktoś mi powinien towarzyszyć, i potrzebne te...no… piniondze.
- Mogę iść z tobą - powiedział zaklinacz. - Pieniądze to nie problem.
Vaala przez dłuższą chwilę przyglądała się Harranowi, ale nic nie powiedziała. Zwróciła za to spojrzenie na tego ich całego przewodnika.
- A ty swoje żarcie masz? Bo w tych waszych papierach chyba nic o tym nie ma? - Uśmiechnęła się odrobinę wrednie.
- Wyżywienie wy zapewniacie. Jeśli nie… będziemy musieli przerywać podróż na uzupełnienie moich zapasów. Jak wam wygodniej laleczko.- odpowiedział z wrednym uśmieszkiem Skirglet.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172