|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-10-2020, 17:02 | #81 |
Reputacja: 1 | Cała ta “rozmowa” z drużyną uświadomiła wojowniczce spore różnice między nią a resztą załogi. Na razie więc udała się na targ nie obciążona towarami. Których zresztą i tak było za wiele na jej niewieści grzbiet. Bądź co bądź nie zaszkodzi rozpoznać terenu przed samymi targami. |
25-10-2020, 20:47 | #82 |
Administrator Reputacja: 1 | Nazwa karczmy, w której mieli szukać przewodnika, sugerowała, iż nie zbiera się tam towarzystwo z tak zwanej najwyższej półki. Dlatego też Harran, profilaktycznie, najpierw rzucił na siebie zbroję maga, a dopiero później zostawił pracującego kowala i przyglądającego mu się Wędrowca. |
26-10-2020, 18:34 | #83 |
Moderator Reputacja: 1 | Śmierdziało dymem, szczynami i kwaśnym piwem. Było głośno i ciasno. Było… znajomo. Tego typu tawerny znajdowały się wszędzie, gdzie była cywilizacja. Niewiele światła wpadającego przez zabrudzone okienka nie pozwalały niziołkowi dobrze przyjrzeć się bywalcom, ale pomijając rogi, ogony, kolce… okazjonalne skrzydła… nie różnili się niczym od najemników jakich niziołek widział w swoim życiu. Zbroje składane ze zdobyczy. Broń może i niekoniecznie magiczna, ale z pewnością wiele razy umoczona we krwi. Blizny na twarzach.. dziewki wszeteczne na kolanach. Kvaser wchodząc do środka poczuł się niemal jak w domu. Od razu zauważył że kto w tej karczmie rozdaje karty. Było to trzech liderów. Bugbear w czarnej płytowej zbroi z dużym mieczem. Kolczasty półnagi typek który właśnie w bolesnym siłowaniu się na rękę pokonał szaroskórego orka. No i krasnoludzki karczmarz… oczywiście. - Mamy piwo… płaci się z góry. Trzy miedziaki za kufel. - rzekł wprost do wchodzącego niziołka nie bawiąc się w uprzejmości. - Niech i będzie to - rzekł Kvaser wskazując energicznie na stołek przy barze, po chwili kładąc grosiwo na blacie - jakieś ciekawe mordy było tu widać? Rzucił jednym ciągiem, dynamicznie, bez szczególnego zaciekawienia tak naprawdę, ot aby podtrzymać wymianę zdań z krasnoludem. - To zależy czy roboty szukasz, czy w mordę… czy może bractwa do którego chcesz dołączyć. - odparł krasnolud zabierając w pośpiechu monety. - Rozrywki… czyli w zasadzie albo pracy albo w mordę - stwierdził rozbawiony. - Tu jej nie znajdziesz… pracy przynajmniej. Tej trzeba szukać w siedzibach Bractw. Zawsze mają jakieś delikatne zadania, które cóż… nie mogą powierzyć członkom z różnych powodów.- krasnolud spojrzał na tautaże.- A coś mi mówi, że w mordę potrafisz zebrać i bez moich sugestii. Następnie zerknął na zgromadzonych tu ludzi i nieludzi. - Zacznij psioczyć na Pięści Hextora lub Pułk Przeznaczonych…. to możesz mieć pewny łomot od jednych i… może pomoc od drugich. - Co za różnica skurwysyn zwykły - Kvaser pociągnął spory łyk piwa, smakowało dokładnie tak jak spodziewał się, szczyny przyprawione chmielem dla niepoznaki. Pijał lepsze, pijał gorsze, chociaż w żadnym nie gustował - albo skurwysyn herbowy. Ale jakoś nie po drodze mi teraz nagła potrzeba bitki - uśmiechnął się wilczo - prędzej czy później tutaj i tak czekają kłopoty. Właśnie, co do kłopotów - tym razem niziołek ledwo zamoczył usta - jakieś niepospolite mordy z innego typu pracą były? Nie po drodze mi z organizacjami. - Herbowy?- zaśmiał się chrapliwie barman.- Tu nie ma takich… chyba że mówisz o herbach które sobie sami namalują na tarczach. - Jak prawdziwa szlachta - Kvaser wzruszył ramionami energicznie - pradziad namalował sobie herb na tarczy, a prawnuk szczyci się tradycją od pokoleń. - U nas to akurat tak nie jest. - stwierdził krasnolud unosząc się rasową dumą. Po czym przesunął paluchami po brodzie i wzruszył ramionami dodając. - To jest Rigus, to jest Zewnętrze. Niepospolite gęby są tu normalnością. - Wasz lud - zwrócił się do krasnoluda w liczbie mnogiej - to inna rzecz - Kvaser stwierdził naturalnie, nie przypochlebiając się, po prostu wyrażając opinię - inny kręgosłup. Zresztą - Kvaser upił piwa, po tym starł kilka kropli trunku które padły na szkła nowo nabytych gogli, wiszących teraz na szyi, po krótkiej rozmowie z Wędrowcem na temat użyteczności przypadły ostatecznie zdolnemu wejść do małych i ciemnych miejsc niziołkowi. - Właśnie widzę - stwierdził nie kończąc poprzedniej myśli, ale uśmiechając się z jakimś dziwnym, groźnym grymasie, może po prostu szalonym - dużo się będzie działo. - Może tak, może nie… na razie mają rozejm. Dopóki ich generałowie siedzą na szczycie Rigus, nie powinni rzucić się sobie do gardła. - wyjaśnił krasnolud. - Przynajmniej nie bez dobrego powodu. - Albo dobrej prowokacji - Kvaser rzucił pod nosem od niechcenia znowu upijając trochę piwa, bez grymaszenia. - Dobra prowokacja, to też dobry powód.- odparł krasnolud.- Następne? - Za chwilę - Kvaser spojrzał jeszcze w męty na dnie kufla lekko mieszając zawartość - piwo trzeba szanować - mruknął. “Popijawa” trwała dalej i Kvaser mógł posłuchać marudzenia barmana na skąpych najemników i opowiedzieć o swoich doświadczeniach… aż do czasu, gdy ktoś wkroczył do karczmy. Ktoś znajomy… Imra wraz z półnagim mięśniakiem z kajdanami na rękach wkraczając do przybytku przyciągnęła zaciekawione spojrzenia obu stron. Co Kvasera nie dziwiło, Imra umiała robić wrażenie… dobre czy złe, to już była oddzielna kwestia. - Imra - Kvaser odwrócił się bardziej w stronę wejścia głośno witając towarzyszkę z kuflem w dłoni - znalazłaś sobie kolejnego kochanka? Imra wyłowiła w końcu kto do niej się odezwał. Zrobiła kwaśną minę. - Kvaser - westchnęła i podeszłą do niego. - Mówisz jakbym jakiegoś zdążyła mieć odkąd się poznaliśmy… Już ci przeszła ochota pluć mi pod nogi? - Pamiętliwa bestia - niziołek mruknął rozbawiony najpierw do nieznajomego mężczyzny, chwilo ignorując wojowniczkę - uważaj na to… - upił trochę piwa, dosłownie kilka mililitrów, mocząc usta i język, zwracając się do Imry - ...a co do nas, wyraziłem dezaprobatę. Po przyjacielsku, bo zwykle robię to trochę inaczej - stwierdził wesoło i energicznie. Widać w naturze niziołka nie było długie trwanie w urazie… Albo zręcznie chowanie przemyśleń na później. “Niewolnik” zaś ignorując oboje próbował namówić na migi krasnoluda, co by mu nalał kufel piwa, czasami pomagając sobie frazami których Kvaser nie rozumiał, a Imra już nie rozumiała. - Kto za niego płaci?- spytał się barman nie przejmując się łańcuchami na jego nadgarstkach. - Pewnie kochanka - stwierdził niziołek pewnie w kierunku Imry. Ta wywróciła oczami. - Nie - mruknęła i pociągnęła mężczyznę tak aby go odciągnąć od lady i szarpała się z nim siłując z niewolnikiem (choć trzeba przyznać że skutecznie). - Jemu się na razie nic nie należy. A wracając do właściwego tematu, tyle gadania o zaufaniu a kiedy reszta poszła coś robić ty chlasz w karczmie? - zapytała unosząc jedną brew w dezaprobacie. - Nie chleję - Kvaser sprostował - nie mam przyjemności w zalewaniu się w trupa - a ty bratku chyba będziesz musiał zapracować - stwierdził do niewolnika rozbawiony szarpaniną z Imrą - zaufanie to nie to samo co odpowiedzialność… A i warto poznawać nowe miejsca. Otwiera to horyzonty - Kvaser dodał tonem który kompletnie nie pasował ani do jego aparycji, ani miejsca w którym byli, ani też do sytuacji. - On cię nie zrozumie. Zna tylko język istot latających - kobieta pokręciłą głową. - Zapytałabym ciebie dlaczego taki jesteś, ale już mi to opowiedziałeś, a i tak dalej jest to dla mnie nie do pojęcia. Macie coś mocniejszego karczmarzu? - Tylko jeśli orczy bimber nie wykręci buźki panience.- odparł krasnolud. - Albo nosa nie urwie. Bo śmierdzi to cholerstwo jak mocz chorego osła. - Orczy? Ciekawe czy… dajcie go. Barman wzruszył ramionami i sięgnął pod ladę. Wyjął zielonkawą i mocno zakorkowaną butelkę spod lady. Otworzył i smród uderzył w nozdrza całej trójki. - Jeszcze panienka może się wycofać.- stwierdził krasnolud. - Na piekła, to pachnie jak to świństwo które miałam okazję spróbować jak byłam w delegacji u orków kiedyś. Nalewajcie, ciekawe czy jest równie obrzydliwe i wykręca mordę na druga stronę - Imra zdawała się podekscytowana. Niziołek kilka razy cyknął ustami w żartobliwej, przerysowanej dezaprobacie. - Przypadkowi mężczyźni, mocne używki, co będzie dalej - zaśmiał się w głos swoim zwyczajem, wydobywając krótki, lecz intensywnie niosący się w okolicy śmiech. Poprawił usadowienie na stołku, znowu swoim zwyczajem wiercąc się. Krasnolud nalał, Imra wypiła i… o tak… wspomnienia wróciły. Wraz ze smakiem gnojówki w ustach, ogniu w żołądku i mocnym uderzeniu alkoholu w czaszkę. Ale wytrzymała, mimo że całe ciało chciało zwrócić strzemiennego wprost na blat. - Ugh… tak samo obrzydliwe. Ach ten stracony rok - pokręciła głową odstawiając kufel na ladę. Po chwili refleksji spojrzałą na Kvasera a potem na Cromharga i podsunęła obojgu pod nos z pytającym spojrzeniem, czy któryś się nie skusi. Niziołek podziękował, po prostu dopijając resztki ze swego kufla. Nie był fanem alkoholu, chyba, że mowa o rumowych słodyczach. Niewolnik zaś przyglądał się w poirytowaniu obojgu, sam oblizując wargi podczas gdy karczmarz cieszył się tym, że Imra nie zabrudziła mu kontuaru. Nie widząc zainteresowania Imra dopiła do końca obrzydliwy alkohol i odstawiła kieliszek. - Nie wiem czy tutejszy targ nadaje się na sprzedaż magicznych przedmiotów. Jestem pewna, że ten merkant mnie oskubał równo… może te zwykłe bronie, ale tu bardziej w niewolnikach gustują. - Taka rola handlarzy - Kvaser stwierdził naturalnie - w karczmie też nowi płacą trochę więcej, taka kolej rzeczy, swojacy mają lepiej. - Przyznaj się denerwujesz się tylko jeśli ktoś powie, że chce sobie zagarnąć więcej pieniędzy i nie walczy. Całą reszta świata jest dla ciebie obojętna - półelfka westchnęła. - Po prostu nie mam zdolności dziwienia się światu właściwej dzieciom i wiejskim mądralom - Kvaser stwierdził żartobliwie - ale - zwrócił się do karczmarza - znacie jakieś dobre miejsce na upchnięcie szmelcu? Głównie mniej magiczne przedmioty. Któreś z Bractw daje dobre ceny przy zakupie bezpośrednim? - Nie… w zasadzie to nie. Bractwa w większości nie zaopatrują swoich członków w magię. Jeno w zwykłą broń i pancerze. Niektóre skupują eliksiry, ale nic poza tym…- przyznał karczmarz.- Jeśli chodzi o magię, to każdy członek załatwia swoje potrzeby sam… najczęściej zdzierając ją z pokonanych. - Czyli dupa z dobrą ceną - Kvaser stwierdził z lekką irytacją w głosie, chociaż nie wyglądał na szczególnie przejętego akurat tym faktem. Był raczej poirytowany ogólnie, jak to zwykle. - Zawsze możemy zobaczyć jak jest w Sigil i tam to sprzedać. Z resztą martwienie się tym zostawiam pozostałym. Targowanie się nadwyręża moją cierpliwość - półelfka zerknęłą na niewolnika. - A dajcie mu piwa. Niech mu będzie. - Nie wiedziałem, że lubisz kajdanki - niziołek rzucił do Imry - mogę wam coś pożyczyć z mojej kajuty. Krasnolud tymczasem nalał piwa i postawił przed niewolnikiem. Ten od razu wychylił kufel pijąc zachłannie. Wojowniczka zmierzyła niejako smutnym spojrzeniem Kvasera. - Po kimś kto chce zamachnąć się na bóstwo spodziewałam się odrobinę więcej idealizmu, a mniej przyziemności. Srodzę się zawiodłam. - Nie wiem czemu dla ciebie te dwie postawy są sprzeczne - Kvaser odparł energicznie i szybko - każdy myśliciel to patałach i każdy pragmatyk to półgłówek? Cóż - Kvaser zamówił trzecie, ostatnie dziś piwo - to bardzo niebezpieczne kategorie. Ale - wyszczerzył się wilczo - bardzo wygodne gdy chce się kogoś wkurwić. Niestety, wkurw trzymam jak zrobi się gorąco z innych okazji. - Nie, zupełnie nie o to mi chodziło - Imra pokręciła głową z dezaprobatą. - Po latach spędzonych pośród tych, którzy zostali okrzyknięci złem lub innym podobnym określeniem i walki z tymi, którzy według siebie stawali po słusznej stronie świata trafiam do nieznanego mi miejsca z nieznaną grupką ludzi. Słyszę jakie to niektórzy mają plany, jak mówią o słuszności postępowań… ale nie widzę różnicy w stosunku do tych z którymi pracowałam. Złość kiedy ktoś choćby pomyśli o ruszeniu ich dóbr materialnych i pewna obojętność względem losu innych istot. Spodziewałam się zmiany ale jestem dokładnie tam gdzie byłam. - Chcąc dostrzegać gówno, będziesz je widzieć nawet na łące - Kvaser stwierdził dosadnie, mową ciała wyrażając emocje - biadolisz jak baba. - Och, więc w końcu zauważyłeś, że mam cycki? Bystry jesteś. Kvaser zaśmiał się, po czym śmiało przechylił kufel i wychłeptał połowę zwartości. Na koniec otarł brodę ręka szerokim, zamaszystym gestem. - Ten półnagi facet mi przypomniał o tym - stwierdził serdecznie - walczysz jak mężczyzna, zachowujesz się jak mężczyzna, grozisz jak mężczyzna. To komplementy - dodał znowu dopijając, tradycyjnie, maleńki łyk piwa. - Ależ dziękuję, czuję się prawdziwie zaszczycona - odpowiedź półelfki nasączona była sarkazmem - Jak już skończyłeś, wracamy na statek? Czy zamierzasz szukać guza? - Mówisz tak jakbym zwykle szukał guza - niziołek wyszczerzył się szeroko - możemy iść. - Twoje rozbiegane spojrzenie daje takie wrażenie - wojowniczka powiedziała zabierając niewolnika i siebie na zewnątrz. Kvaser dopił resztę piwa i wyszedł za nimi szybkim, pełnym energii krokiem. Gdy znaleźli się na zewnątrz, niziołek podjął wątek. - Całkiem możliwe, że w mieście będzie niebawem dość gorąco. Taka cisza przed burzą, generałowie obradują i jakaś iskra, prowokacja lub decyzja polityczne i będzie buuum - niziołek żywiołowo gestykulował rękami szeroko jo rozpościerając na znak wybuchu - trzeba w takim układzie nam dość szybko spieprzać. Po to chodzi się do karczm, Imra - wyszczerzył się i zaśmiał. - Och oczywiście. Rigus jest tak przyjemnym miejscem, że na pewno reszta planowała tu zostać na dłużej i zrobić sobie wakacje - Imra zaczęła używać więcej sarkazmu widząc, że niziołek lepiej na niego reaguje. - Wędrowiec chce naprawić statek. To pewnie zajmie. Ja zaś dowiedziałam się, że topór podobny do tego co znaleźliśmy przy trupie miała jakiś githyanki? Głowę mu ucięli. Nie wiem co to. Ale ponoć jakaś konkretna odmiana krasnoludów te topory tworzy i używa. Tacy co się posługują nekromancją. - W zasadzie całkiem tu przytulnie - Kvaser stwierdził bez poważnie - gdybym miał gdzieś zimować, tutaj nie jest źle. Jest robota, jest gdzie spać, łatwo odbić w inne miejsce podróży - wzruszył ramionami - ale proponuję się śpieszyć bardziej niż zwykle. Imra kiwnęła głową. Akurat dla niej konflikt wojskowych oznaczał świetną okazję do wypracowania własnego miejsca w mieście. - Zobaczmy co reszta na to powie. Wolę nie zakładać już żadnych reakcji, bo ewidentnie nie do końca mi to wychodzi. Kvaser zaśmiał się na ten komentarz lekko i wesoło. - A tego w łańcuchach to jak poznałaś? - Wygrałam zakład z Dao. Uciekł im i go zmusiłam do poddania się. Nie byli specjalnie zadowoleni, ale teraz należy do mnie. - Ciekawe jak masz zamiar go trzymać… i jak długo. - To się zobaczy. Może nadarzy się inna okazja dzięki której go sprzedam. A to jak mam zamiar go trzymać… Ciekawi mnie czy Vaala będzie chciała się wprowadzić do pokoju po kózce, jak nie, to mam idealne miejsce dla niego. Jak tak, to znajdę jakieś inne na statku. Tak aby wam nie przeszkadzał. - I aby nie narobił szkody - Kvaser stwierdził rzeczowo - niewolników trzyma się jak ma się obstawę albo prawo jest po twojej stronie i po ucieczce nic dobrego ich nie czeka. W innym przypadku może być różnie - niziołek chwilę pauzował aby nagle, dodać kolejne słowa szybszym tempem - a gdyby mnie poprosił rozerwać łańcuch to nawet bym się zastanowił. Niewola powstaje w głowie. - Czy ty mnie naprawdę pouczasz jak sobie radzić z niewolnikami? - Imra spojrzała na Kvasera z czystym zaskoczeniem. - Ostrzegam - głos niziołka był nieco bardziej ponury niż zamierzał - przebyłem podobną drogą. Całkiem możliwe też, że trochę więcej podróżowałem - stwierdził bez jakiejś pychy - samotnie lub w małych, niezdyscyplinowanych grupach. Wątpię aby ktokolwiek na statku chciałby go pilnować, a niektórzy to mogą się oburzyć. - Znaczy byłeś niewolnikiem, czy posiadałeś niewolników? Czy oba? - wojowniczka dopytywała się dalej. - Nie mniej wezmę pod uwagę twoje… ostrzeżenia. Niziołek powoli, niby poprawiając fryzurę wskazał paluchem swój znak na czole. - Wybraniec i niewolnik. Jednocześnie - wyjaśnił. - Ach, to - Imra chwilę się zamyśliła. W jakimś niewyjaśnionym poczuciu obowiązku dodała jeszcze jedno - Cóż, to nie to samo, ale ta moja delegacia u orczych klanów nie wyszła najlepiej. Rok u nich przesiedziałam. - Kiedyś tak mnie wziął jeden szlachciur do zamku - Kvaser zaśmiał się - honorowo, nie do lochu, ot na zamek do wyjaśnienia pewnych spraw. Jako, że sprawy wyjaśniały się długo, a nie chciałem psuć sobie opinii… Powiedzmy, że piłem, żarłem i ruchałem za dziesięciu, aż stwierdził, że mniejszą szkodą będzie jak najszybsze pchnięcie spraw ku wyjaśnieniu. Po wszystkim przytyłem, że bliżej było mi do krasnoluda - niziołek parsknął śmiechem do dobrych wspomnień. Imra się uśmiechnęła na tę opowieść. - Cóż ja poznałam Glazgora na tej delegacji. Małe, brzydkie i zielone, ale cholera tęsknię za nim. - Goblin? - Owszem. Trochę inny niż reszta jego rodzaju, ale tak bystrego spojrzenia to nawet pośród domniemanie inteligentniejszych ras nie widziałam. - Psy też mądrze patrzą - Kvaser stwierdził bardziej do siebie, bez złych emocji w tonie głosu. Na tę uwagę Imra wywróciła oczami. - No już już. Nie bądź taki zazdrosny, bo jeszcze zacznę coś podejrzewać - powiedziała z przekąsem. Niziołek zaśmiał się lekko, przyspieszając kroku. Jak kobieta zdążyła się zorientować, droga z Kvaserem nie była przyjemna ze względu na ciągłe zmiany tempa narzucane przez małego wojownika. - Zazdrosny to mogę być o dobry miecz - stwierdził z szerokim uśmiechem - właśnie, widziałas jakiś ciekawyh kowali czy sami partacze? - Nie rozglądałam się nawet za takimi rzeczami. Może ten, którego Wędrowiec poszedł odwiedzić będzie coś potrafił. Skoro kuzka go tak polecała. - No trudno - niziołek stwierdził bez żalu. - Ale jest jeden kupiec, który lubuje się w niezwykłych magicznych przedmiotach. Jest nawet chętny się nimi wymieniać więc jeśli by zainteresowało go coś co masz, to może udałoby ci się go namówić na wymianę. - Teraz raczej nic takiego - niziołek stwierdził po chwili namysłu - nic za co dostałbym cokolwiek ciekawego. Zresztą - machnął ręką - lubię sam kunszt i ciekawy surowiec. Imra spojrzała do góry jakby chcąc rozejrzeć się po mieście i być może zobaczyć cokolwiek za domami i murami kolejnych kręgów. - Myślę, że w innym mieście znajdziesz lepszych kowali. Jeśli idzie o kunszt. Dla wojska raczej robi się na ilość. A może po prostu chcesz mieć dla siebie kowadło i piec hutniczy? - Ten etap życia jest już za mną - Kvaser stwierdził naturalnie - ale zdziwiłabyś się ilu wojskowych klepaczy pancerzy potrafi być doskonałymi mistrzami swojej sztuki. Oczywiście, nigdy nie zdobędą sławy, ich dzieło jest brzydkie, pracują z nie najlepszym materiałem, naprawiają zużyty sprzęt… Ale gdy mistrz z gildii rozkłada ręce na podziurawionym pancerzem, kowal z obozu jeszcze coś na tygodnie czy miesiące wyciągnie z tego zbitka blachy - twarz niziołka, pod warstwą gniewnego grymasu i tatuaży zawierała jakieś zamyślenie, może wspomnienia pod wpływem których nagle urwał dalszą wypowiedź. - Coś osobistego? Zechcesz powiedzieć więcej? - Nic ciekawego, po prostu byłem kiedyś kowalem - niziołek wyjaśnił rzeczowo - aktualnie brakuje mi cierpliwości i skupienia aby wykonywać jakiekolwiek rzemiosło. - Mhm. Nęcisz ciekawostką, a potem nie chcesz wejść w szczegóły. Dobrze zachowaj swoje sekrety dla siebie - Imra się uśmiechnęła się zdawkowo. - Potem byłoby nudno - niziołek stwierdził tonem jakby ogłaszał, że słońce świeci - jeśli mamy w podróży spędzić dłuższy czas, a na to się zanosi. - O ile mimo wszystko Harran nie podtrzyma swojego zdania. Byliście chętni się mnie pozbyć za same intencje, więc nie mam pojęcia co zamierzacie dalej - zauważyła ponuro Imra. - Cóż - Kvaser wyszczerzył się - jeśli dalej będziesz się panoszyć z zamiarem okradania załogi, do tego w ewidentnie złe dla nas sytuacji, to ktoś ci po prostu odrąbie głowę. Zresztą - machnął ręką - to było kretyńskie. Jak potrzebujesz pieniędzy, to naprawdę statku i ogarnięcie załogi traktuj jak inwestycje. Łakomienie się na ochłapy nie patrząc, iż pozostawienie ich w dłuższej perspektywie jest czystym zyskiem, to jest skrajna głupota - fuknął poirytowany. - Mam ograniczony czas na zebranie dość dużej ilości pieniędzy… poza tym gdybym naprawdę chciała wam zabrać te pieniądze to bym chyba nie powiedziała co planuję hm? - No nie wiem - niziołek odparł zwalniając kroku - masz dar budzenia posłuchu. Możesz być równie dobrze przyzwyczajona, iż to co powiesz staje się rzeczywistością. Z tego co zrozumiałem, brałaś udział też w strukturach wojskowych, jako ktoś wyżej. To buduje pewne przyzwyczajenia. Imra zwolniła i zatrzymała się. Ewidentnie nad czymś się zastanawiała. W końcu westchnęła. - Ech, może i masz rację - widać było, że kbieta mało chętnie się do tego przyznaje. - Ale też nie widzę aby z drugiej strony to lepiej wyglądało. W pierwszej kolejności sięgneliście po groźby i obrazy, a potem od razu chcieliście się pozbyć. Jeśli ja mam jakoś się do was dostosować takie zachowanie temu nie pomoże. - Jak widać nie wszyscy mają mentalność nieboszczyka mnicha - Kvaser popisał się czarnym humorem - może gdyby miał więcej wrzącej krwii, nie umarłby tak marnie. - Nie mają. Mogę jednak liczyć, że jak znów zrobię coś co będzie nie po twojej myśli to najpierw spróbujesz mi to na spokojnie powiedzieć nim sięgniesz po miecz? - Gdybym planował użyć miecza, wyglądałoby to inaczej od początku - niziołek stwierdził z dziwnym jak na siebie spokojem w głosie. - Dobrze - Imra skapitulowała.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
28-10-2020, 19:07 | #84 |
Reputacja: 1 | Mmho na pokładzie Mmho nie miała okazji widzieć miast w takiej perspektywie, mimo że zdobywała ich wiele. Z góry wyglądały jak olbrzymie mrowiska pełne różnokolorowych mrówek. A każdej gdzie się sie szyło. Półorczyca oceniła, że porównaniu z innymi mrowiskami Rigus byłoby trudne do zdobycia. Karne oddziały i liczne mury zapowiadały potencjalnie długie i krwawe oblężenie… no chyba żeby dało się je wziąć głodem. Samo miasto znajdowało się krawędzi dysku, za któym to była niezbadana pustka. A w centrum tego dysku była gigantyczna iglica zakończona lewitującym nad nią pierścieniem. Nigdy nie widziała tak dziwnej góry… sięgającej tak wysoko i wyglądającej jak kamienna igła. Swoją drogą… nigdy też nie widziała unoszących się w przestrzeni sześcianów. Zaprawdę… mało widziała w swoim życiu, patrząc z perspektywy Tanegris. - Czy coś cię boli… czy jesteś osłabiona… czy też może zostałaś bo zagraża tobie lub mnie jakiś wróg?- zapytał tymczasem Destiny uprzejmym tonem. - Ke? - pół-orczyca raz, że zdziwiła się pytaniem statku, dwa, że została wyrwana z zamyślenia. - Nie. Nic mnie nie boli, nie czuje się źle. Nic mi też nie wiadomo o wrogach. Nie mam czego tam szukać, na tej obcej, dziwnej ziemi. Wolę najpierw przyjrzeć się temu miejscu z daleka. Swoją drogą, dziwna ta góra. Nie wygląda naturalnie - powiedziała Mmho. - Ta informacja jest obecnie niedostępna… niemniej zapisane we mnie księgi sugerują, że ten obiekt istnieje tak długo jak unoszące się nad nim miasto. Czyli prawdopodobnie od czasu powstania tego światu… więc opierając się na definicji badaczy natury planów… ta góra jest naturalna, choć jej pochodzenie nie jest znane. - wyjaśnił Statek. - Naturalna, choć jej pochodzenie nie jest znane - powtórzyła w zamyśleniu Mmho. - Jakie rasy żyją w tym miejscu? - zapytała. - Nie ma rasy którą można by było nazwać autochtonami… czyli rdzennymi mieszkańcami tych ziem. Przeważają ludzie i półrkwi ludzie, krasnoludy, hobgobliny, trochę orków. Możliwe że oni wszyscy są autochtonami bo miasto istnieje od zawsze. Niemniej większość z nich przybyła tutaj, lub ich przodkowie… to miasto wiecznych imigrantów, miasto żołnierzy i obozów wojskowych.- wyjaśnił okręt. - Mmhm - odparła Mmho, po czym pochłonęła się w dalszej obserwacji otoczenia. W końcu na pokładzie pojawił się Wędrowiec z Kowalem. Mmho świerzbiło, żeby się do nich dołączyć, zwłaszcza, że kawałek rozmowy który usłyszała, był w znanych jej tematach. Przypomniała sobie jednak, że ostatnio kiedy próbowała wtrącić się w temat naprawy statku została zbyta. Zmieniła więc jedynie miejsce z którego można było obserwować to co dzieje się za burtą, by doznać innej perspektywy.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
30-10-2020, 07:58 | #85 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
02-11-2020, 22:01 | #86 |
Reputacja: 1 | Mmho na pokładzie & Harran wraca Czatująca na pokładzie statku Mmho, z entuzjazmem przyjęła widok powracającego Harrana. Chciał czy nie chciał, próbowała pomóc mu przy pokonaniu barierki by z drabinki mógł dostać się na pokład. - I jak tam? - zapytała ogólnikowo. Harran machnął ręką. - Zdecydowanie miejsce nie dla mnie - powiedział. - Karczmy kiepskie, ceny usług wysokie, wprost złodziejskie, a mieszkańcy... wyglądają na same podejrzane typy - uśmiechnął lekko. - Przynajmniej tu, w okolicy - dodał. - Podejrzane typy? Ciekawe. Opowiesz mi, co robiłeś? - zapytała pół-orczyca w między czasie uśmiechając się do smoczycy na ramieniu Harrana. Smoczyca wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. - Znaleźliśmy kowala, który ma nam naprawić statek - powiedział zaklinacz. - Wędrowiec z nim został. Czeka, aż tamten będzie mógł przyjść i obejrzeć dziurę w burcie. A ja się wybrałem na poszukiwania przewodnika, który pokaże nam drogę do wioski Pozyskiwaczy. Tylko oni mogą nam dostarczyć drewno, a jakiś czas temu przestali odwiedzać Rigus. - Siedział w jakiejś podłej spelunie... a za swe przewodnictwo zażyczył sobie tysiąca sztuk złota i, drobnostka, dziesiątą część tego, co zdobędziemy. Pogłaskał Afreetę po łebku. - Kowal już przybył wraz z Wędrowcem - wyjaśniła Mmho - zeszli pod pokład. To dużo czy mało? - Za tysiąc sztuk złota można kupić jakiś magiczny drobiazg - odparł. - Ale dziesięć procent od zdobyczy to sporo dla kogoś, kto nie musi zejść z pokładu i brudzić sobie rąk pracą. - O ile coś zdobędziemy - zauważyła Mmho. - Ciekawe czy długo tu zabawimy - ni to zapytała, ni stwierdziła swoją ciekawość Mmho, zerkając przy tym na krajobraz poza statkiem. - Mało ciekawe miejsce - stwierdził Harran - więc im szybciej ruszymy, tym lepiej. Przewodnik ma przyjść za dwie godziny, więc tyle mamy czasu. Co najmniej. Mmho pokiwała głową, że przyjęła. - Będę tu czekać i wypatrywać pozostałych - oznajmiła. - To ja zejdę na dół i zobaczę, co się dzieje ciekawego - odparł zaklinacz. - A w razie czego wezwij nas przez Destiny. - Oczywiście - powiedziała Mmho.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
03-11-2020, 22:01 | #87 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Asderuki : 08-11-2020 o 18:42. |
04-11-2020, 09:20 | #88 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
08-11-2020, 18:46 | #89 |
Moderator Reputacja: 1 | Gdy tylko Imra i Wędrowiec wyszli, Harran rzucił wykrycie magii na czaszkę. Wykrył niezbyt silną magię wieszczenia i przemian. Coś co miało sens, przy pełnionej przez przedmiot funkcji. - Po co wam ta czacha? - spytał. - Pewnie zrobili nas na cenie jak dzieci - Kvaser stwierdził, o dziwo, bez irytacji - ale sprzedawca mówił, że ta cała rogata bardka poleciła nam to zaoferować. Czacha pamięta podstawowe informacje o planach, pukasz, pytasz ją i odpowiada, nie wszyscy studiowali wiedzę tajemną w takim zakresie, a też nie zawsze będzie czas zapytać się innych czy sposobność. Sam planuję z tą czachą spędzić miłe popołudnie i zobaczyć jaki zakres obejmuje - Kvaser stwierdził zadowolony na myśl o tym. - Nie każdy też powie prawdę - stwierdził Harran - a jest cień szansy, że ta czaszka odpowie szybciej, za darmo i, być może, nie okłamie właściciela. Gdyby kłamała, to wieść by się rozniosła i nikt by takich nie kupował. - Wygląda na to, że czaszka jest tylko tym, czym podobno jest - dodał. - Magia jest dość słaba. Jak będziesz z nią rozmawiać to spróbuj ją wypytać o coś, czego jesteś pewien. - Wstępnie ją tak testowaliśmy… Nie grzeszy precyzją - niziołek głęboko westchnął - nie mam zamiaru być bezkrytyczny. Lubię po prostu zabawki - dodał z uśmiechem. - W takim razie przyjemnej zabawy - powiedział zaklinacz. - Mam nadzieję, że nie należysz do tych, co lubią sprawdzać, co zabawka ma w środku... - zażartował. - Szanuję dobre rzemiosło - niziołek stwierdził z uśmiechem - a tym bardziej gdy kosztuje.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
08-11-2020, 18:52 | #90 |
Administrator Reputacja: 1 | - Hej!!! Jest tam kto?! Ile mam czekać?! - jeśli ów niziołek słyszał kiedyś o robieniu pierwszego wrażenia to Skirglet musiał tą lekcję przespać. Stał pod statkiem ze swoim dinozaurem i wydzierał się tak się głośno jak był w stanie. Jego czarny jaszczur, był osiodłany i kąsał pyskiem strzemię niezbyt zainteresowany hałasem jaki ich pan wywołał. Niziołek był trochę spóźniony. Do tego czasu Statek wylądował by załadować “bagaż” i uniósł się w górę. Nieumarli stali w ładowni nieruchomo niczym jakaś “armia” pilnująca grobowca cesarza. A ich lider siedział na dziobie pogrążony w… rozmyślaniach, a może modlitwie. Przyjął do wiadomości, że muszą jeszcze poczekać na przewodnika i zaproponował, by najpierw polecieć tam gdzie jest bliżej. Imra która skończyłą zajmowanie się swoim niewolnikiem usłyszała czyjeś wrzaski i wyszła na pokład aby zobaczyć niziołka. - O wspaniale, kolejny kurdupel - mruknęła - Ty jesteś przewodnikiem?! - Taaak… najlepszym najwspanialszym przewodnikiem! O ile dobijemy targu! - wrzasnął w odpowiedzi niziołek. - Długo tu mam jeszcze stać?! - Drugi kurdupel - Kvaser udał zdziwienie - Vaala przecież nie jest taka niska. Druidka siedziała na dachu sterówki, obserwując truposza przebywającego na dziobie statku. Nie podobało jej się to wszystko, nie podobało… na krzyki skrzywiła się, i westchnęła. - Taaa, stój se aż korzenie zapuścisz - Mruknęła pod nosem, i krótko zaśmiała z własnych słów. Po chwili jednak usłyszała coś innego… i spojrzała na Kvasera. Bez złości na twarzy, czy czegoś podobnego, ot po prostu spojrzała. Niziołek pomachał Vali z szerokim uśmiechem. - Wchodź. Destiny, drabinka - Imra westchnęła tylko na komentarz niziołka i miała nadzieję, że drugi nie będzie gorszy, która osunęła się w dół. Skirglet zaczął pospiesznie wdrapywać się na górę przeklinając każdy stopień drabinki. A gdy znalazł się na górze spojrzał na Imrę i rzekł. - Dzięki laleczko, dobra… to kto tu jest gotów mi zaoferować angaż? Na sposób zwracania się nowoprzybyłego Kvaser zareagował tylko uśmiechem w kąciku ust gdy jak zwykle, chodził od jednego punktu do drugiego, zamiast stać w punkcie. - Destiny, poproś kapitana - powiedział Harran, który właśnie pojawił się na pokładzie. Imra spojrzała najpierw na przewodnika, a potem na Harrana. - Wędrowiec zarządza statkiem, ale nie jest kapitanem - powiedziała po czym skierowała spojrzenie na przewodnika wskazując palcem na dziób - My ciebie chcemy ciebie wynająć. Minus rycerz, on też jest naszym gościem. - Wasza sprawa… komu wynajmujecie łajbę, póki ja dostaję swój udział. - wzruszył ramionami Skirglet podążając za palcem.- Trzeba mojego dinusia zabrać i...eee… wiecie jak przenieść tą łódeczkę na Acheron, bo do podziemi w których jest portal się nie wciśnie. - Dostroiłem się już do niego. Przeniesienie się tam nie będzie problemem.- odparł Statek po powiadomieniu Bezimiennego o gościu. Wędrowiec dotarł do pozostałych po tym, jak już upewnił się, że banda szkieletów została pozbawiona oręża i zamknięta w ładowni. - Witam na pokładzie - skinął głową niziołkowi - Rozumiem, że wolisz nie rozstawać się ze swoim towarzyszem - jest wyszkolony na tyle, by poruszać się po statku, czy potrzebuje zamkniętego pomieszczenia? - zapytał od razu. - A kupska po nim ty będziesz sprzątał, nie? - Dodała Vaala z dachu sterówki. - Nie będzie jadł, nie będzie wydalał - Kvaser stwierdził jakby to była oczywistość - gady to nie krówki, po dobrym posiłku długo odmawiają żarcia. Ten jest inny? - Jest inny… Umie srać poza burtę… - odparł niziołek wyciągając pergamin zza pazuchy i trzymając go zwrócił się do konstrukta. - Modniś przekazał moja warunki? Postawisz parafkę na umowie najmu? Automaton przyjął dokument bez słowa i zaczął go czytać. - Wszystkie takie, hmm... - niziołek zastanowił się i powolnym, luźnym krokiem, niemal wyluzowanym krokiem podszedł do przewodnika - ta bestia odgryza od razu ręce czy można ją gdzieś drapać? I co z żarciem dla niego? - Ręce głowę… lubi jądra… i jeśli masz szczęście odgryzie po przegryzieniu szyi. Jeśli nie… to przed.- odparł Skirglet wzruszając ramionami.- To żaden pieszczoch do głaskania, tylko moja bestyja… nie jest tu by się zaprzyjaźniać. - Szkoda - Kvaser machnął ręką zamaszyście - liczyłem na jakieś romantyczne pod prawą łuską z lewej strony - wyszczerzył się rozbawiony - a żreć to co masz? Bo my nie mamy dla niego posiłków. - Je mięso…. każde. Chyba nie jesteście tymi no… zielskożercami, co to mięsa nie tykają?- zapytał zdziwiony niziołek. - Po prostu nie mamy mięsa na tyle aby żywić wierzchowce - Kvaser wzruszył ramionami - przystanki na polowanie kosztują czas. A jeśli jaszczur żre tyle, na ile wygląda po tej szerokiej gębie, to definitywnie zwiększa koszta zatrudnienia ciebie - stwierdził przechadzając się wzdłuż buty i oglądając bestię. - Nie będziemy tam lecieć tygodniami… - odparł Skirglet wzruszając ramionami. - A ile? - Krócej… odpadnie skakanie po sześcianach od portalu do portalu. Polecimy na przełaj… bo chyba to ten statek potrafi?- spytał retorycznie jednooki nizioł. - Czyli żarełko odpada dla bestii - Kvaser zamyślił się - lubię szybkie podróże. Co trzeba zrobić aby takiego ułożyć - wskazał paluchem na dinozaura. - To to nawet ja ci mogę powiedzieć. Bestie najlepiej się trenuje poprzez zachętę i jedzenie - Imra się wtrąciła. - Potrafi zacisnąć szczęki na zawołanie? To mógłby się drabinki złapać. - Ach i Wędrowcze, przeczytaj to uważnie - Imra wymownie spojrzała na umowę od przewodnika. Kapitan spojrzał na kobietę, pokręcił głową i wrócił do czytania. Kvaser powoli powiódł wzrok w stronę Imry z wyraźną irytacją. - Do czarta, masz mnie za kretyna? Nie miałem kontaktu z dużymi zimnokrwistymi, a jednak nawet pies inaczej reaguje od niedźwiedzia, co dopiero gad - stwierdził nie kryjąc złości. - Różnica nie jest wcale taka duża. Trening zawsze wymaga czasu i cierpliwości - Imra uśmiechnęłą się pobłażliwie. - Niezbyt odkrywcze spostrzeżenie - mruknął Wędrowiec, nie odrywając już wzroku od kontraktu. - Ale prawdziwe. Kvaser dzisiaj mnie też zaszczycił oczywistościami. Może ich sam teraz posłuchać. Nie rozpraszaj się - nuta złośliwości wkradła się do głosu półelfki, ale sprawę z kontraktem traktowała poważnie. Niziołek machnął ręką w kierunku Imry. - Baby zawsze małostkowe… - A dla ciebie wszystko oczywista oczywistość… - Mruknęła z przekąsem ze swojego miejsca Vaala. Po chwili zeskoczyła na pokład, i dał się słyszeć specyficzny odgłos bosych stóp. - Te, przewodnik, ile nam zajmie ta podróż? - Spytała "nowego" Niziołka Druidka. - Osiem dni... wliczając dwa przystanki w celu uzupełnienia zapasów.- odparł Skirglet wzruszając ramionami.- Tyle że… pieszo… szlakami karawan i rebeliantów przemierzających sześciany. Nigdy tam nie leciałem. - Aha… to ten… sta-tek, ile zajmie ci latanie, jak piechotą to osiem dni? - Spytała głośno Vaala "Destiny". - Ta informacja jest obecnie niedostępna… problem z Acheronem polega na tym, że nie jest typowy świat składający się z płaskiej powierzchni, a plan wypełniony poruszającymi się obiektami. Szacowanie odległości i czasu na jej przebycie jest… niemożliwe bez większej ilości informacji. Można jednak założyć, że potrwa to krócej niż osiem dni i nie będzie wymagało przystanków po drodze.- wyjaśnił latający okręt. - Te - Kvaser spojrzał na przewodnika trochę nieprzychylnym wzrokiem, przestając obserwować dinozaura - ale jak lecieć to wiesz, nie? - Wiem jakie sześciany trzeba przemierzyć i wiem gdzie się znajdują wobec siebie nawzajem. To jak poruszanie się szlakiem z okruszków… bez łażenia po powierzchni samych “okruszków”. - odparł Skirglet wzruszając ramionami. - Możesz mi zaufać, znam dobrze tę warstwę Acheronu. - Zaufać - Kvaser dokładnie, powoli powtórzył słowo patrząc na przewodnika niekomfortowo długo, prawie przy tym nie mrugając. - Durny kloc… - Mruknęła pod nosem Vaala, po czym odezwała się do wszystkich - Jak nie chcecie głodować, trzeba uzupełnić zapasy. Ja mogę iść w miasto, ale ktoś mi powinien towarzyszyć, i potrzebne te...no… piniondze. - Mogę iść z tobą - powiedział zaklinacz. - Pieniądze to nie problem. Vaala przez dłuższą chwilę przyglądała się Harranowi, ale nic nie powiedziała. Zwróciła za to spojrzenie na tego ich całego przewodnika. - A ty swoje żarcie masz? Bo w tych waszych papierach chyba nic o tym nie ma? - Uśmiechnęła się odrobinę wrednie. - Wyżywienie wy zapewniacie. Jeśli nie… będziemy musieli przerywać podróż na uzupełnienie moich zapasów. Jak wam wygodniej laleczko.- odpowiedział z wrednym uśmieszkiem Skirglet. |