Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2020, 18:13   #45
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
z Umbree, dzięki za rozmowę :)


Muzyka
Cytat:
„Stąpam po ścieżce Prawości. I chociaż usłana jest potłuczonym szkłem, kroczę po niej boso. I chociaż wiedzie przez potoki żywego ognia, przejdę ponad nimi. I chociaż rozwidla się kręto, światło Stwórcy prowadzi me nogi.”
– fragment kazania Matki Przełożonej Isandry Elander wygłoszonego w 1346 Rachuby Dolin
„...Dusza moja omdlewa tęskniąc
wciąż do wyroków Twoich.
Zgromiłeś pyszałków;
przeklęci odstępujący od Twych przykazań!...”


Wybrzmiał donośnie fragment trzeciej strofy „Psalmu 36” w ustach Rity, gdy jej ostatni tytaniczny cios spadł na przeciwnika niczym górska lawina, rozcinając go diagonalnie od lewej łopatki niemal po prawe biodro. Choć o mało nie podzielił on zombie na dwoje, to nieumarły wciąż napierał z nadludzkim wigorem na zaskoczoną niespodziewanym pokazem żywotności wojenną kapłankę. Postępując krok do tyłu i wyszarpując gwałtownie ostrze z cuchnącego cielska kobieta zadumała się przelotnie nad nieczystą mocą, która tak kurczowo trzymała tę umęczoną powłokę przy iluzji życia. W sukurs rozterkom białowłosej przyszedł szybko Samwise, który to pędząc niesłychanie wraził swój miecz w czaszkę żywego trupa, zwalając go tym samym z nóg. Cios ten widocznie przekroczył magicznie narzucony limit wytrzymałości wroga, bowiem padł on nieruchomo i nie zamierzał powstać. Widząc to bard uśmiechnął się do Marvelli, na co ta skinęła mu formalnie głową. Zaraz też zauważyła, że wrzawa bitwy ucichła za jej plecami. Zaś odwróciwszy się, nie miała już wątpliwości, że walka została pomyślnie zakończona. Wszakże nie obyło się bez ran, ale wszyscy żyli. Grupa poradziła sobie całkiem sprawnie z przeważającym liczebnie wrogiem. Bitewną zakonnicę cieszyło, że zdołała związać trzech nieumarłych walką, przez co pozostała piątka kompanów miała o wiele łatwiejsze zadanie.
— Rozprawa zamknięta — skomentowała koniec starcia, ścierając pancerną rękawicą krew spod nosa.


Wkrótce potem Nicodemus zaczął leczyć rannych towarzyszy paladyńskim nakładaniem dłoni, w zamian za co Rita zaoferowała użycie błogosławionej mocy prawa by zasklepić jego skaleczenie. Mora jednak stanowczo odmówił, co zdziwiło kobietę. Nie miała jednak autorytetu by wymusić na nim zgodę, zaś zrobienie tego wbrew jego woli byłoby pogwałceniem prawa tegoż mężczyzny do stanowienia o sobie. A na to święta justycjariuszka nigdy by sobie nie pozwoliła, więc podziękowała mu tylko za ofiarność, upominając jednak, że bardziej przydatny drużynie byłby w pełni sił. Potem dokonała zasklepienia własnych ran, bowiem Couryn poradził sobie świetnie bez jej pomocy, a innych potrzebujących nie było. Dokonawszy zabiegu Rita zajęła się przetrząsaniem ciał przeciwników.
— Zgodnie z prawem zwycięzcy, dobra pokonanych podlegają legalnej konfiskacie — rzekła podczas dokonywania tejże czynności. Nie znalazła jednak niczego o jakiejkolwiek wartości czy przydatności.
Na sam koniec zaś zrzuciła pospiesznie resztki przeciwników na jedną zwałę, obłożyła sporadycznie leżącym w okolicy suchym drewnem, przełożyła 7 pochodniami i polała wszystko olejem uzyskanym od Enoli. Potem odmówiła nad ciałami błyskawiczną modlitwę do Wszystkowidzącego Oka Sprawiedliwości zawczasu poprosiwszy Couryna i Jane, by któreś z nich zaprószyło pod nimi ogień. Była to stara kapłańska procedura, zapobiegająca ich kolejnemu powstaniu. Alternatywnie mogła opryskać je świętą wodą, nie miała jednak dość sił, by poprosić Stwórcę o poświęcenie płynu, a skromny zapas, który posiadał na stanie Samwise'a wolała, by drużyna zachowała na czarną godzinę.


— Smutna to była opowieść bardzie — rzekło dziecię Boskiego Arbitra i Wcielenia Doskonałości patrząc z zadumą jak ogień z wolna ogarnia zebrane przez nią trupie ciała. — Oby Stwórca nie doświadczył mnie tak jak Jerolda. Choć jego postępowania nie pochwalam. Gdy pierwszy raz poczuł zew obłędu winien rzucić się na swój miecz. A może nawet wcześniej, od razu gdy dokonał swej powinności zapewniając towarzyszom broni właściwy spoczynek. Nie postątpił tak jednakoż, zaakceptował swą zbrodnię i wynikające zeń spaczenie, tako również transformację w stworzenie chaosu. Egoizm, zbudowany na ckliwych złudzeniach, przeważył. Córy Najwyższej Prawdy uczone są czego zgoła innego. Nasze żywota są prochem, niczem, jeśli nie służą Prawu. My istniejemy dla Prawa, nie ono dla nas. Serce musi zamilknąć, gdy trzeba dopełnić wyroku. O ile legenda głosi prawdę, to gdyby Jerold był równie honorowy, wolni bylibyśmy od plagi wampiryzmu. Tako właśnie kończy się podważanie porządku z racji emocji, niespełnionych czczych pragnień. Nieprawością i większym cierpieniem. Emocje... Prawo powinno ich zabronić.

Gdy zakończyła mowę zwłoki objął już szczelnie całun płomieni. Przeto obrończyni prawa, nieco umorusana internaliami oponentów, czym prędzej ruszyła w dalszą drogę z drużyną. Po półgodzinie żwawego marszu świętej wojowniczce i jej kompanom ukazała się spora dolina. Płynęła przez nią mętna rzeka, widać było też zarys jakiejś osady w oddali, do której prowadziła ciągnąca w dół leśna dróżka, którą siostra zakonna podążała dotychczas z towarzyszami. Na wioskę ze wzniesienia spozierało ponure zamczysko, tak intensywnie ciemne i okazałe, jakby wykuto je z olbrzymiej bryły bazaltu. Ponad nim widniało poszarzałe od gęstych chmur niebo, poniżej zaś wciąż zalegała wszechobecna mgła, która od rana nie zrzedła ani odrobinę. Ponaglające wycie wilczej sfory zachęciło grupę do udania się z biegiem skromnego gościńca. Podczas drogi Rita zagadnęła Enolę.
— Chciałam ci podziękować za ofiarowanie karafki oleju, którą nasączyłam pokonane przez nas ożywione zwłoki — powiedziała z wdzięcznością. — Oddałaś tym samym przysługę Stwórcy, który znany ci jest pewnie pod imieniem Helm. Wszak nie godzi się, by umarli wstawali z grobów, to wbrew prawu natury. Nie mówiąc już o bezprawnym pogwałceniu godności i woli nieboszczyka, jakim jest czyn nekromancki. Ale nie tylko dlatego chciałam się z tobą rozmówić. Znamy się niespełna tydzień, a nie zamieniliśmy jeszcze słowa na dłużej, zaś wielce ciekawi mnie to, czym się trudnisz. Wszystko wskazuje na to, że przynależysz do profesji, która zowie się śledczy. Słyszałam, iż wspomagacie straż miejską w dochodzeniach. Czy to znaczy, że pomagasz zaprowadzać prawo?
Enola wysłuchała, co Rita ma jej do powiedzenia. Już wcześniej zauważyła, że kobieta rozmawia w dość osobliwy sposób i było to mimo wszystko całkiem ciekawe. Miała swój cel i swoją sprawę. Zupełnie, jak Enola.
Nie musisz mi dziękować, zrobiłaś to, co było trzeba zrobić — odpowiedziała półelfka. — Nie wiemy, czy te zwłoki za jakiś czas znowu nie powstałyby ze zmarłych, a i też nie wiemy, gdzie jesteśmy i co tu się w ogóle dzieje. Dlatego uważam, że dobrze postąpiłaś, paląc je. I, tak, jestem śledczą. Zajmowałam się wieloma sprawami przed naszym spotkaniem. Zwykłymi i niezwykłymi. Dlatego ożywione zwłoki nie robią na mnie większego wrażenia, ale nie chcę się do nich dotykać. Nie wiem, czy miałaś do czynienia z ciałem opętanym przez złego ducha, ale ja miałam. I to nie był ciekawy widok. Na szczęście dzięki ludziom, którzy parali się podobnym do twojego zawodem, udało nam się ocalić dusze tych nieszczęśników.
Zakończyła, zerkając na kapłankę. Była bardzo ciekawa jej odpowiedzi.
Uprzejma i wyrozumiała responsa Enoli oraz jej zasługi w ściganiu przestępców niemal sprawiły, że Rita zapomniała, iż ma do czynienia z mieszańcem. Niehomogenicznym owocem dekadenckiej i nieuporządkowanej relacji między osobnikami dwóch odrębnych ras.
— Jeno raz. Ale wiem dobrze jak sobie w takowej sytuacji radzić — odparła bez ogródek śledczej. — Zdolnam nie tylko wypędzić, ale i zgładzić złego ducha
— Jeśli chcesz znać szczegóły całego zajścia, to ci je opowiem. Choć w zasadzie nie było to nic poważnego. Niedaleko od Beregostu pewne pacholę oddaliło się zbyt daleko od rodzinnego sioła. Zaszło w swych wędrówkach do Czerwonych Kanionów, gdzie trafiło na stary kamienny krąg. W danym miejscu ongiś skonał niebezpieczny i skrajnie obłąkany kapłan Cyrika – Bassilus, zwany Mordercą. Tenże, będący również sługą Twierdzy Zhentil, dokonał tam wielu plugawych czynów, między innymi przywoływał do życia umarłych. Jak się wkrótce okazało, jeden z wezwanych przezeń duchów nadal był uwięziony pośród wiekowych kamieni. By móc wreszcie opuścić miejsce swej niewoli opętał on ów przypadkowo zabłąkane dziecię. Gdy je odnaleziono i zorientowano się w całej sprawie miano posłać po kapłana Lathandera ze Świątyni Pieśni Poranka. Jednak wyrokiem Stwórcy to ja, pielgrzymując po Wybrzeżu Mieczy, trafiłam na ich domostwo i sama pomogłam dziecku. Nie było to trudne, bowiem przywołany ponad wiek wcześniej duch był już bardzo słabo przywiązany do świata materialnego. Ledwo zdołał przejąć kontrolę nad chmyzem.
Wojenna kapłanka przerwała na chwilę, by dokładniej zerknąć na drogę przed sobą. Jeszcze spory kawałek dzielił ich od pobliskiej osady. Mogła więc spokojnie poruszyć kolejną kwestię.
— Raduje mnie nie tylko to, że wspierasz sługi prawa, ale także to, iż parasz się akurat alchemią — rzekła do Dickens. — A nie jakąś kuglarską i chaotyczną magią. Alchemia bowiem jest jedną z tych nauk, w których objawia się esencjonalne piękno stworzenia, doskonałość cudu kreacji Stwórcy. I to nie tylko z punktu widzenia pragmatycznego, ale i filozoficznego. To ona uczy nas, że dawka czyni truciznę, zatem w życiu ważna jest równowaga i umiar. Z kolei wymóg sprawiający, że wyłącznie ściśle dobrane ingrediencje w dokładnych proporcjach i adekwatnie przetworzone dają nam właściwy końcowy produkt, demonstruje, że u podstawy skomplikowanego świata mimo wszystko stoi perfekcyjny porządek. I jedynie ścisłe trzymanie się zasad może przyczynić się do stworzenia czegoś idealnego i skutecznego. Alchemia to rzemiosło, które hołduje praworządności, za to ją cenię. Nie bazuje na brutalnej sile umysłu i intuicji, jak sztuczki czarodziejów. Jest wyważona i perfekcyjna. Tak jak nasz świat... A tak przy okazji, uważasz się za człowieka pobożnego, Enolo?
Półelfka wysłuchała długiego wywodu kapłanki, nie przerywając jej w żadnym miejscu. Przyznała jednocześnie przed sobą, że jej rozmówczyni z pełnym zaangażowaniem poświęca się swojej sprawie. Wręcz fanatycznie. A stąd bardzo blisko było do pewnych niebezpiecznych granic.
Zgadza się, alchemia to wspaniała nauka. Pozwala tworzyć coś z niczego, a czasami efektem zaskakuje nawet samego tworzącego. Łączy ze sobą wiele elementów medycyny, astrologii, metalurgii, a nawet mistycyzmu.
Spojrzała na Ritę, uśmiechając się lekko.
Mój ojciec wykłada alchemię na uniwersytecie w Neverwinter, więc param się nią, właściwie odkąd byłam w stanie utrzymać probówkę i obsłużyć krystalizator. Jak sama widzisz, jestem obwieszona dziełami moich rąk i umysłu — klepnęła flakony wypełnione różnokolorowymi cieczami spoczywające w dwóch bandolierach. Przeszła też do odpowiedzi na zadane przez Ritę pytanie. — Nie uważam się za bardzo pobożną, ale wierzę, że bogowie mają wpływ na ten świat i szanuję poglądy innych na ten temat, jeśli za wszelką cenę nie chcą mi udowodnić, że się mylę w tej kwestii. Czasami zdarza mi się myśleć, że Deneir poprowadzi kiedyś moje dłonie i umysł ku alchemicznemu odkryciu, które będzie czymś wyjątkowym. Wiem jednak, że to wiedza będzie napędzała mój rozwój, dlatego staram się cały czas uczyć czegoś nowego. A czy ty… od dziecka byłaś przymierzana do roli kapłanki, czy coś w twoim życiu sprawiło, że poszłaś tą drogą?
Rita została sumiennie wyedukowana w kwestiach religijnych, wojskowych i prawnych podczas swego wieloletniego pobytu w Zakonie Płomiennego Serca Stwórcy, dlatego też orientowała się w pewnym stopniu w teologii Zapomnianych Krain. Jednak nie była to wiedza precyzyjna, bowiem według nauk jej organizacji pozostali bogowie byli zaledwie drobnymi aspektami Stwórcy, lub odrębnymi, acz w porównaniu do niego, pomniejszymi bytami. Biorąc pod uwagę symbolikę Deneira, zawierającą przedstawienia oka i trójkąta, strażniczka prawa uznała, mógł on być tym pierwszym. Zdawał się to potwierdzać fakt, że większość kleru tej religii podług jej wiedzy była ściśle hierarchiczna i sztywno wypełniała swe obowiązki, choć jednocześnie bóstwo obdarzało swą łaską również mniej zasadniczych i bardziej frywolnych wyznawców. Co oznaczało dla kobiety, że aspekt ów musiał ulec z czasem pewnemu wypaczeniu.


Wszystkie zebrane jak dotąd informacje wskazywały białowłosej, że choć Enola oddaliła się od Stwórcy, to nadal pozostawała w zasięgu jego blasku. Zatem mogła się jeszcze nawrócić i zyskać jego łaskę. Mimo że był to bóg srogi i wymagający, nawet dla kogoś o tak poślednim pochodzeniu istniała jakaś szansa. Kobieta odnotowała to w pamięci, zanim udzieliła odpowiedzi na postawione przezeń pytanie.
— Nie pamiętam nic więcej prócz wiary i służby — powiedziała szczerze, przerywając chwilowe milczenie. — Zatem tak, można powiedzieć, że od dziecka przymierzano mnie do tej roli. Wręcz od kołyski, nie przebierając w środkach, dokładano najwyższych starań, by uczynić ze mnie idealną Czempionkę Wiary. Już poza murami klasztoru, na początku swej krucjato-pielgrzymki, zauważyłam, że inne dzieci, obojga płci, pozostają pod swobodną opieką rodziców i mają nawet czas na swawole. Zdziwiło mnie to wielce, dalece bowiem odbiegało od tego, czego ja zaznałam. Me dzieciństwo i dorastanie stało monastyczną ascezą w odizolowanym kobiecym zgromadzeniu. Nie znałam też rozrywek, tylko obowiązki. A na nie składała się pilna praca, nauka, modlitwa i rygorystyczne wojenne przysposobienie. Wydumałam jednak szybko, że spokój żywota zapewnia prostym ludziom nie tylko samo prawo, ale i istnienie takich osób jak ja. Ofiara jednych gwarantuje dostatek innych. Taki musi być zamysł Stwórcy. Doskonały strażnik porządku i obrońca wiary musi być zatem wolny od ziemskich przywiązań i skłonny do wielkich wyrzeczeń. Zaprawdę nieskończona jest mądrość Wszechwidzącego Oka.
Twarz kobiety przyjęła wyraz głębokiej bojaźni bożej, a jej źrenice zalśniły przelotnie.
— Chciałam też zaznaczyć, że nie uważam, by słowo „kapłanka” było w stosunku do mnie adekwatne — dodała po swej odpowiedzi. — Niby utarło się „wojenna kapłanka”, zaiste brzmi to nieco lepiej i może niejako zdać egzamin. Jednak moce me są jedynie objawem silnej wiary, nie pełnię żadnej duchowej posługi. Gdybym była kaznodziejką, goszczącą się pośród świątynnych murów, to być może. Tak jednak nie jest. Nie odebrałam też żadnych święceń, ani najwyższych sakramentów. Złożyłam tylko zakonne śluby, nie należę więc oficjalnie do kleru. Mój tryb życia jest monastyczny, a moim rzemiosłem jest wojaczka. Zabijam przestępców i sługi bogów chaosu, wrogów Stwórcy, pilnując, by boski porządek został zachowany. Dalekie to od wizji typowego kapłaństwa. Zatem czym jestem? Można rzec: krzyżowcem, strażnikiem prawa, wędrownym sędzią... W najprostszym ujęciu czymś między mnichem a paladynem. Same określamy się jako bitewne zakonnice… Ale dość już tej rozprawy. Zwłaszcza że naszła mnie myśl iż mogłabym zapytać cię przy okazji o coś bardziej zasadnego w naszym obecnym położeniu. A mianowicie: czy lękasz się śmierci?
Enola dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy na temat Rity, uważała jednak, że przesadna wiara lub wręcz fanatyzm religijny nie są niczym dobrym. Nie zamierzała jednak wchodzić z kobietą w takie dysputy, gdyż wiedziała, że Rita i tak nie zaakceptuje jej argumentów. A półelfka nie chciała też jej do niczego przekonywać. Skoro jej samej było ze swoją wiarą i oddaniem „Stwórcy” dobrze, to Dickens nie miała z tym problemu.
Nigdy o tym wcześniej nie myślałam - odpowiedziała na jej pytanie po chwili. — Miałam i mam tak zaangażowane życie, że nie rozmyślam nad śmiercią. Biorąc pod uwagę aspekt praktyczny, zostanie po nas gnijące ciało pozbawione świadomości swego istnienia. W kwestii duchowej się nie wypowiadam, bo nie wiem, czy czeka nas spotkanie z siłami wyższymi, czy tylko wieczna nicość. A dlaczego pytasz?
Spojrzała na Ritę z ukosa.
— Myślę, że ze względu na nasze położenie warto wykonać rachunek sumienia i oswoić się z taką ewentualnością. Nigdy nie wiadomo jaki los wyznaczyli nam bogowie — odpowiedziała jej bitewna zakonnica. — Podstawa to zmierzyć się z ostatecznym bez lęku i nie pozostawić żadnych niezałatwionych spraw. Bo wtedy nasz duch przywiąże się tego świata, zakłócając jego mir, a może nawet zostanie zniewolony i posłuży wrogom naturalnego porządku, nekromantom. Zaprawdę, są rzeczy gorsze od śmierci...

Cytat:
„Nie ma ciemności ni mroku, gdzie by się schował przed okiem Stwórcy nieprawy.”
– ustęp z Błogosławionej Księgi Wszechwidzącego Oka.
Gdy białowłosa dotarła do posępnej wioski, zauważyła rzecz pozornie wielce osobliwą. Otóż był to środek dnia, a na zewnątrz nie było żywej duszy. Czempionka wiary czuła jednak na sobie wzrok gapiów, wyzierający spomiędzy przymkniętych okiennic. Przybysze byli czujnie obserwowani, lecz nie niepokojeni. Szafirowooka wkroczyła razem z grupą w głąb osady i wkrótce dotarła do sporego budynku, niewątpliwie będącego według szyldu i zapachów dochodzących z wewnątrz tutejszą karczmą. Jednak Couryn szybko upewnił się, że była ona zamknięta na cztery spusty. Jakieś życie tętniło w wiosce, to nie ulegało wątpliwości, chociaż mieszkańcy odizolowali się od świata zewnętrznego, znajdując pozorny azyl pośród czterech ścian. Nie zdziwiło to zbytnio żeńskiego sędziego-krzyżowca. Ów miejsce i zachowanie tutejszej ludności odpowiadały jej przypuszczeniom. Zwłaszcza w kontekście tego co dotychczas widziała i co zapisano w liście który miał martwy posłaniec. Couryn za to nie dawał za wygraną i próbował przekonać ludzi w środku gospody do otwarcia drzwi.

Tymczasem z przeciwnej strony karczmy, zza miejsca, gdzie stał spory dom oznaczony szyldem sklepu wielobranżowego niejakiego Bildratha, wydobyło się nagle wysokie łkanie, przepełnione dojmującą sromotą. Co wrażliwszych mogłoby ująć za serce swą emocjonalnością, jednak w zdyscyplinowanej i pozbawionej większej empatii Ricie wzbudziło wyłącznie podejrzliwość.
— Baczcie! To może być zasadzka — zawyrokowała. — Nie trzeba elfich oczu, by zauważyć, że nikt roztropny nie opuszcza domostwa w tej okolicy, nawet o tej porze. Ludność żyje w trwodze, truchlejąc przed nieumarłymi. Możemy jednak sprawdzić, cóż to spowodowało. Bo co, jeśli naprawdę doszło tam do jakiegoś naruszenia prawa i to ofiara przestępstwa szlocha? A jeśli nie, to może to być jakieś licho, które bezprawnie niepokoi tutejszych. Tudzież tym wypadałoby się zająć.
Choć było to ryzykowne, prawie cała grupa wyrażała gotowość, by zbadać źródło dźwięku. Służka prawa w razie czego godziła się iść na przedzie. Jej uwadze nie umknął jednak Samwise, który z kolei postanowił szukać burmistrza. Według niej była to roztropna decyzja, z pewnością kolejna, jaką sama postanowi podjąć, po wyjaśnieniu kwestii źródła podejrzanych hałasów. Liczyła również, że nie będzie konieczności toczenia boju, bowiem pieśń minstrela świetnie zagrzewała do gromienia pomiotów chaosu. A podejmując własne kroki, mógł nie zdążyć im z odsieczą.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 20-05-2023 o 10:35.
Alex Tyler jest offline