Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2020, 08:42   #105
Vantablack
 
Vantablack's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputacjęVantablack ma wspaniałą reputację
Spity rauszem bojowego rankoru, z rwącym się z głębi trzewi wrzaskiem, Anton uderzył prosto na bestię unoszącą swój łeb spod zgliszczy. Uderzył głupio, ryzykancko, lekkomyślnie. Uderzył straszliwie i z wprawą, pozwalającą mu ustać i zdzierżyć rodzącą się pod smoczymi skrzydłami wichurę, którą powalił innych szarżujących ku niemu ochotników. Załopotawszy płaszczem, zdołał uchylić się przed wściekłym i ślepym uderzeniem pazurzastej łapy i zripostował sztychem w wypadzie, wrażonym bestii prosto pod kałdun. Ostrze weszło głęboko, nieomal na dwie trzecie, aż po dwa żelazne zęby wieńczące ricasso brzeszczota. Gad dopomógł wyrwać mu broń z łuskowatego podbrzusza, kiedy wzbił się do lotu w ucieczce. Anton nie zdążył poprawić, smok był już w powietrzu, wyrywając się śmierci pisanej mu z rąk wojownika.

- Strzelać, kurwa! - zawrzasnął wściekle, nienasycony zwycięstwa i chciwy smoczej krwi. Ktoś podał mu naładowaną kuszę - wyrwał ją, waląc za pierzchającym gadem niemal bez przymierzenia. Posyłane w ślad za monstrum pociski nie czyniły mu jednak większej szkody niż deszcz sosnowych igieł.

Wtedy właśnie stał się świadkiem cudu. Jak gdyby jego pragnienie skrzepiło się właśnie w trzaskający promień rażący oddalającą się z jego zasięgu bestię, która zaraz stanęła w płomieniach, wydając z siebie ostatni ogłuszający zaśpiew będący, pomimo kaleczenia uszu, cudowną muzyką.

Patrzył jak smok okręcając się wokół własnej osi, wlokąc za sobą pożerające go języki ognia i tuman dymu, upada, by zorać pas ziemi i skosić sosenki za zieleńcem.

Kalev odrzucił głowę do tyłu, zaśmiał się dziko, błyskając zębami.

- Mór na was, czarownicy – wysapał, wspierając się na unurzanym w gadziej krwi mieczu. - Ale niech mnie szlag, jeśli się dzisiaj nie spisaliście.

Ciemnowłosy przywódca wioskowego ruszenia, rozejrzał się po tych słowach, patrząc od elfki do albinosa, mniemając, że to jedno z nich było fundatorem ostatnich chwil białego żmija. Miast tego, jego wzrok natrafił na krzyczącą obok rudowłosą metyskę.

Pokrzywił się nieco na tę jej „Tymorę”, a było w tym skrzywieniu nieco z uśmiechu do własnych myśli i wspomnień i kapelana jego dawnego oddziału. „Więcej niż dolewka elfiej krwi, a przecież baba na schwał” myślał, przyglądając się jej nienatrętnie. Jednakże tym, co pozwoliło mu z miejsca poznać się na kobiecie, była jej broń.

- Widzę, siostra, że taka heca ci nie pierwszyzną – zagadnął wśród rodzących się wkoło okrzyków zwycięstwa. - Ale na przyszłe polecałbym ci przyskakiwać do obalonego ze sztychem. Jeśli nie ma gdzie uskoczyć, nawet smok nie wydoli umknąć przed takim pchnięciem.

Zostawiając na chwilę kobietę, odwrócił się ku spontanicznej wioskowej milicji, prezentując się tak jak chcą tego legendy od bohaterów - całkiem niedraśnięty, za to ze skrwawionym orężem w garści – świadectwem jego męstwa w boju.

- Nie wystawać, chłopy! Zbierać rannych - rzucił do zwycięskich obrońców, zaraz wskazując na połamane drzewa za wzgórzem. - A reszta do truchła, przynieść no tu jego głowę, jeśli zostało z niej coś poza żużlem! Nie zwlekać, nie trząść portkami! Po czymś takim na pewno nie powstanie!

- Coście za jedni? – ozwał się ciszej, poważniejąc i powracając do stojącej obok rudowłosej, skinieniem i szeroką szczęką wskazując na gramolącego się obok krasnoluda, który sprowadził gada na ziemię popisowym ciernistym biczem. - I skąd?
 
Vantablack jest offline