29-10-2020, 16:42
|
#28 |
| Zmiany w decyzjach odnośnie lokalu wskazywały że nie da się chyba dogodzić jego towarzystwu pod względem wygody czy czegoś innego. Kriksos nie był z tego powodu zadowolony, ale póki co dostosowywał się do sytuacji. Jak zdążył się zorientować to dziewczyny zdążyły już się nieźle dogadać, biorąc pod uwagę gdzie co rusz znikały a potem wielce zadowolone wracały. Nie miał pojęcia co dokładnie robiły, ale skoro nikt ich nie ścigał to nie musiał się póki co martwić. - Nie wiem co tam knujecie we dwie, ale jakby wam nie wyszło to zawsze możecie liczyć na moją pomoc. Oczywiście z odpowiednią zapłatą jak nakopie waszemu oprawcy. - mruknął do nich, gdy znów skądś wróciły. Mieli dość czasu dla siebie zatem należało go dobrze wykorzystać. Ktoś inny z paczki przejął teraz na siebie pilnowanie paczki zatem Dwight ruszył w miasto, na poszukiwania. Długo też one nie trwały i w mniej niż godzinę dotarł do lokalnej areny. Bez problemu przepchnął się przez tłum gapiów by obserwować rozgrywkę. A ta nie była normalną walką. Przeciw sobie walczyły dwie grupy, zaś gdzieś pomiędzy nimi wśród ziemi leżała czaszka. Z boku gość raz po raz rzucał kamykiem o blaszaną płytę. Dwight uśmiechnął się - Juggersi. - Kto walczy? - szturchnął najbliższego miejscowego, który też obserwował arenę. Ten ubrany w pozszywaną koszulę oraz krótkie spodnie spojrzał na niego i cofnął się pół kroku odruchowo. Widząc jednak że chyba nic mu nie grozi odezwał się - Nasza ekipa CrocEaters walczy z przyjezdnymi. Jacyś Galvatroni czy Goonies. 35 kamieni i kiepsko im idzie. - wskazał ręką pobojowisko, gdzie właśnie jeden z walczących zaliczywszy wyjątkowo paskudny cios łańcuchem, po którym runął na ziemię, tworząc wyrwę w szyku. Dwight oceniając całość widział braki w wyszkoleniu tych nowych, gdy brak jednego elementu nagle sypie całość. Czaszkę schwytał Quick i osłaniany przez swoich dobiegł do palika by nabić nań swą zdobycz. - 73 kamienie. Wygrywają CroccEatersi! - odezwał się okrzyk sędziego przy ogólnej wrzawie. Gamble przechodziły z rąk do rąk a Dwight odczekał chwilę by się trochę rozluźniło. Wtedy podszedł do lidera przegranych. - Brak wam rozgrywającego. Z chęcią uzupełnię te braki. - odezwał się do osobnika dowodzącego juggersami. Ten uniósł głowę i zmierzył Dwighta wzrokiem ściągając z siebie kolejne elementy zbroi. - A tobie skąd się wydaje że potrzebujemy wsparcia? - choć nie był wyższy od gladiatora to dorównywał mu muskulaturą. - Widziałem rozgrywkę. Wasz skrzydłowy to cienias z Vegas, od łańcucha boi się grać agresywnie jakby nie potrafił walczyć swoją bronią. Przydałby się wam ktoś lepszy jeśli chcecie wygrywać. - wspomniana dwójka choć obita wstał z miejsc i ruszyła w kierunku Dwighta, który tylko uśmiechnął się zachęcająco. - Klaus, ty pokaż naszemu gościowi czemu się myli. - rzekł lider do "skrzydłowego", który zamierzył się na gladiatora swoją gazrurką. Dwight nie czekał i sam wyprowadził cios pałką, po którym tamten zwinął się nagle z bólu oberwawszy w żebra. - Dość. Widzę już żeś gladiator. Ale czy potrafisz współpracować w taktyce? - lider juggersów dość szybko zareagował. Może zbyt szybko - Jutro przyjdź tutaj, sprawdzimy jak będziesz działał w drużynie. Dwight skinął głową. Miał szansę i musiał ją wykorzystać. ----------- Gladiator spojrzał na meksykanów. Szukali okazji do zabawy a i on miał ochotę pokazać tutejszym co potrafi. - Jasne, możemy się siłować. Ale co z tego będę miał? - odezwał się zachęcająco. Wyciągnął z zasobnika kulkę tornado. - Wygrasz i zyskasz to. Jeśli ja wygram, to chcę ją na noc. - tutaj wskazał na jedną z dziewczyn, najbardziej urodziwą. - Co ty na to? Siłowanie się to jedno, ale zakład to już podniosło jeszcze bardziej atmosferę i zainteresowanie. Chyba na równi z wyścigiem na zewnątrz. Tamto jednak Dwighta nie interesowało, skoro tutaj miał rozgrywkę.
__________________ "Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć." |
| |