Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2020, 18:13   #211
Lua Nova
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

Sale treningowe w segmencie wojskowym nie zmieniły się zbytnio, choć Ramirez miał wrażenie, że od ostatniego sparingu z Ahalionem minęły lata. Zdjął z siebie szatę ceremonialną i pozostał w czerwonym bezrękawniku. Mechadendryty zwinęły się przylegając ciasno do ciała.

Ramirez odłożył pod ścianę spory futerał, po czym ruszył na środek sporego okręgu pełniącego rolę ringu. Techkapłan był zaskoczony, że Amelii jeszcze nie ma. Ahalion przyzwyczaił go do tego, że zawsze czekał. Ale teraz misjonarz czekał w komorze kriogenicznej.

Usłyszał rytmiczne kroki chodu wojskowego i w drzwiach sali stanęła de Vries. Była ubrana w mundur, ale szybko zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na wieszaku przy wejściu. pozostając tylko w spodniach i czarnym podkoszulku.
- Wybacz techminencjo moje spóźnienie. - Skłoniła się przed Ramirezem w geście powitania. - Przyznam, że twoja prośba o sparing mnie zaskoczyła. Ale jestem do twojej dyspozycji panie Ramirez.

Wizjoner Silnika wstał z klęczek. Mechadendryty ruszyły w taniec.
- Dotychczas regularnie trenowałem z Ahalionem. On niestety jest… niedysponowany. Pomyślałem, że najlepszym zastępstwem dla misjonarza będzie dowódczyni osobistej gwardii lady Corax. Nie wiadomo co nas spotka tam dokąd lecimy. Powinniśmy być gotowi na wszystko. Tymczasem moje ciało wydaje się być zastane.

Ramirez wygiął się, rozciągając, a w powietrzu rozległ się zgrzyt podobny do tego, jakie przechodziły przez ściany Błysku Cienia gdy okręt wykonywał nagły zwrot, a kilka tysięcy ton stali kompensowało wewnętrzne naprężenia.

Amelia skinęła głową.
- Zawsze dobrze jest dbać o formę i być gotowym na każdą ewentualność. - Zgodziła się z techkapłanem. Przyjrzała się uważnie Ramirezowi, analizując i oceniając jego siły. Nigdy nie mierzyła się z techkapłanem, nie wiedziała czego się spodziewać. Nie miała za dużo okazji widzieć go walczącego. Może być ciężko, przyznała w duchu. Ale lubiła wyzwania. - Pięści, kije czy ćwiczebne miecze? A może preferuje techminęcja inną broń? - Spytała spokojnie.

- Dostosuje się. Nie jest ważne jak zaczynamy, tylko jak kończymy. Nie chcemy zadać sobie ciężkich obrażeń prawda? Nie chciałbym, żeby załoga zobaczyła niedysponowaną pierwszą. - Powiedział Ramirez owijając dłonie bandażami.

- Wobec tego pięści będą najodpowiedniejsze. - Pierwsza również obwiązała swoje bandażem i stanęła w postawie bojowej, zastawiając się i uginając kolana.

- No to zaczynamy - powiedział techkapłan, a jego mechadendryty falowały nad jego ramionami złowieszczo niczym ogony skorpiona.

Arcymilitantka nie czekając na reakcję przeciwnika rzuciła się szarżą do przodu. Dosięgnęła Ramireza i chwyciła mocno za ramiona, krępując mu ruchy i doprowadzając do zwarcia. Techkapłan próbował uniknąć jej ataku, ale była znacznie szybsza. Jej mięśnie napięły się zatrzymując oponenta w szachu.


Techkapłan spodziewał się właśnie szarży. Niczym go nie zaskoczyła, Ahalion zrobiłby to samo. Uniósł ręce do gardy i…

Jednak go zaskoczyła. Nie wiedział jak zrobiła to tak szybko. Momentalnie złożyła mu dźwignię. Wojskowe wyszkolenie dawało o sobie znać. Nie miała czasu na pojedynek bokserski. Chciała doprowadzić sprawę do końca. Ramirez jednak szarpnął się i odepchnął ją wyrywając się z chwytu.

Wygiał szyję z kolejnym metalicznym zgrzytnięciem.
- Zaskakujące. Wiesz, że jestem od ciebie cięższy o co najmniej kilkadziesiąt kilogramów? - ocenił ją, choć kwestia gęsto upakowanych mięśni w jej ciele nie dawała mu spokoju.

Pierwsza mogła polegać tylko na swoim doświadczeniu i ocenie sytuacji. Nie znała przeciwnika. Zdążyła już zarejestrować, że choć jest szybsza i bardziej wyszkolona, to będzie miała spory problem z ruszeniem dużo cięższego mężczyzny z całym jego żelastwem.
- Możliwe, że trochę przeliczyłam swoje siły. Rzuciła do Ramireza z uśmiechem. jeszcze jedna próba, czuła podniecenie wynikającej z wymagającej walki.

Gdy atakowała kolejny raz, aktywował implant. Do jego umysły dotarły kalkulacje. Tory natarcia. Statystyki. Wykresy. I już miał wyprowadzić cios. Już prawie.

Tym razem Amelia założyła dźwignię na drugiej ręce wybijając tech kapłana z równowagi. I na tyle przydały mu się wykresy na wyświetlaczu siatkówkowym. Zacisnął zęby i znów spróbował się wyrwać.

Kiedy Ramirez znów wyrwał się z jej chwytu. Aż zagwizdała z uznaniem. Będzie musiała spróbować czegoś innego. Tym razem próbowała fortelu. Zamarkowała cios pięścią, a jednocześnie kopnęła Admecha w prawą nogę. Ramirez jednak nie dał się nabrać, ale była szybsza i cios osiągnął swój cel. Nie wyrządzając jednak tak dużych szkód jak się spodziewała.
- Twardy jesteś. Co to? - Spytała zaciekawiona.

- Mięso jest słabe - powiedział z tonem fanatyka w głosie, po czym natychmiast wyprowadził cios z dołu w brzuch kobiety. Poczuł jak jego pięść natrafia na sploty mięśni o zwiększonej gęstości. - Nie tylko ja tu jestem twardy - dodał.

Arcymilitantka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Warto było ćwiczyć wciąganie brzucha.

Ramirez zamrugał, jakby dotarła do niego świadomość, że powinien zrozumieć jakiś przekaz, który pozostał dla niego niezrozumiały.

Amelia zamachnęła się pięścią przed techkapłanem, ale tym razem cios nie był nawet bliski celu.
- Wygląda na to, że za dużo sobie ostatnio pofolgowałam i muszę potrenować.

- Trzeba być zawsze gotowym do walki.
Ramirez wyprowadził serię prostych ciosów. Również w tej kwestii był jak maszyna. Zdawał się nie odczuwać kolejnych uderzeń, choć nie miał nadludzkiej siły.

Tym razem de Vries była przygotowana. Wyskoczyła do góry unikając ciosów i kiedy jej głowa znalazła się nad jego głową, uderzyła mocno czołem w czoło Ramireza.

Trzask łamanej kości na moment zaskoczył Ramireza. Odskoczył pochylając głowę. Splunął i powiedział:
- Muszę zaimplementować wzmocnienia czaszki. - Przetarł czarną maź jaka zalała jego szczękę. - No dobra, koniec rozgrzewki.- Ramirez ruszył z kolejną serią ciosów.

Okładali się tak bez widocznego efektu jeszcze jakiś czas. W końcu zdyszani i lekko poobijani zatrzymali się naprzeciwko siebie, mierząc wzrokiem.

Amelia dysząc ciężko spojrzała na Ramireza.
- Może na dziś wystarczy? Przyznam, że chciałam cię jeszcze o coś zapytać

Ramirez poruszył ramionami jakby sprawdzał czy nadal funkcjonują, a potem opadł tak jak stał siadając ze skrzyżowanymi nogami na środku areny.
- Dlaczego wyjawiłaś swoje pochodzenie akurat teraz. Czego się boisz? - Wypalił bez ogródek zamykając oczy. Czarna maź na jego twarzy zaczęła się poruszać. Najpierw delikatnie drżeć, tak jak drży woda gdy obok ktoś gra na bębnach.

Pierwsza sięgnęła do swojej torby po apteczkę i usiadła obok Ramireza także krzyżując nogi.
- Pozwolisz mi opatrzyć to? - Spytała spokojnie. - Po śmierci ojca, żyłam w ciągłym napięciu i stresie. Musiałyśmy z Winter uciekać ze Scintilli w pośpiechu, ratując życie. Jej życie. Przez ostatnie miesiące stres i napięcie się pogłębiały, w końcu zawiodłam, nie uratowałam jej, nie obroniłam. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Dopiero rozmowy z Bel, pomogły mi się pogodzić z sytuacja. Cały czas miałam z tyłu głowy, że Ród potrzebuje kapitana, dziedzica. Mówiła o tym Bel, mówił Barca, i Tytus. Nie wiedziałam co zrobić, więc postanowiłam, że z wami porozmawiam, że może razem znajdziemy jakieś rozwiązanie. Gdybym nie próbowała tego ukrywać od początku, nie bylibyśmy teraz w trudnej sytuacji. Zdaje sobie sprawę, że moment nie jest najlepszy na takie wyznania, ale nie dałam rady dłużej tego w sobie dusić Każdego dnia przychodzę do Winter, jej stan się pogarsza. Powoli tracę nadzieję, że uda się ją przywrócić do zdrowia. Bardzo mocno liczę, że znajdziemy coś na Grace, jej pomoże się obudzić. - Zrobiła krótką pauzę. - Czego się boję? Boję się, że przez mój strach i obawy Ród Corax zostanie zniszczony.

Ramirez powstrzymał dłoń z opatrunkami, którą kierowała w jego stronę Pierwsza.
- Zapominasz, że jestem głównym medykiem na tym okręcie? - Medyczny mechadendryt zaczął pracować przy twarzy Ramireza. Czarna wydzielina również się przemieściła.
- Wiesz, że twoje wyznania mogły zostać poczytane jako słabość? Dodatkowo wprowadziły sporą dozę chaosu. Są to punkty odchyleń poza odchyleniami standardowymi. Utrudniają ekstrapolację prognoz. Nie dostrzegam pozytywów aktualnej sytuacji.

Widząc to, Amelia wycofała rękę. i schowała opatrunki do apteczki.
- Powiedziałam wam, bo uznałam, że jesteście sobie w stanie poradzić z tą wiedzą. Teraz macie pełny obraz sytuacji, czy przekładając na pański język więcej danych. Pańskie prognozy mogą być teraz dokładniejsze. Moim nadrzędnym celem jest obudzić Winter. Wtedy moje pochodzenie nie będzie miało znaczenia. Jednakże jeżeli się to nie uda, Coraxowie będą potrzebować nowego dziedzica, inaczej glejt przepadnie, a razem z nim wszystko to, na co pracował ojciec, Lord Gunar - Poprawiła się. - i Winter.

Ramirez pokiwał twierdząco głową. Jego twarz po chwili nie miała śladów po starciu.
- Czarna krew, którą widziałaś to owoc rytuału autosanguinacji. Jako wojskowa wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski. Czy złamany nos, czy seria z boltera, bez różnicy.
Ramirez wstał rozciągając się, a plastalowe elementy jego ciała zastukały z brzdękiem.
- Dziesięć do dwudziestu minut potrzeba mi na powrót do walki - po tych słowach wyprowadził w powietrze kilka prostych ciosów na przemian obiema pięściami. W ślad za nimi równie szybko powietrze przecinały dwa mechadendryty, jeden z ostrzem, drugi z piłoskalpelem. Gdy w końcu opuścił gardę mechadendryty spłynęły za jego plecy układając się niczym płaszcz.
- Amelio jednej rzeczy nie rozumiem. Kogo Gunnar przygotowywał do przejęcia schedy po sobie? Winter otrzymała wykształcenie oparte na etykiecie. Od dziecka szkolono ją w tym jak ma się zachowywać na dworach znanych rodów. Ona nie miała być Wolnym Handlarzem. Nie miała dzierżyć glejtu. Była hodowana jako dobra partia dla umocnienia sojuszu. Co planował wasz ojciec?
Ramirez usilnie pomijał zwroty grzecznościowe. Jakby uznał, że powrót do formalnych tytułów po przełamaniu pierwszych lodów i nosa mijał się z celem.

Amelii nie przeszkadzało to, że przeszli na ty. Wręcz przeciwnie. Choć postawny, wyższy od niej o prawie trzydzieści centymetrów, techkapłan nadal trochę ją onieśmielał.
- Kiedy miałam szesnaście lat, ojciec zabrał mnie na Błysk Cieni. Przez cztery kolejne lata uczył mnie, szkolił na swoją następczynię. Byłam bardzo młoda i wpatrzona w niego jak w obrazek. Był moim bohaterem. Ale potem, cztery lata później zginęła moja matka, Maria de Vries. Została otruta, ale to nie ona była celem, to Winter miała zginąć. Wtedy podjęłam decyzję, że chcę zostać żołnierzem, by chronić swoją siostrę. Odrzuciłam ofertę ojca, by go w przyszłości zastąpić i wróciłam na Scintillię. Nie wiem czy pojęcie miłości jest ci znajome Ramirezie. Ale popycha ona ludzi często do bardzo pochopnych decyzji. Zwłaszcza gdy są bardzo młodzi. Ojciec w końcu mi uległ. Był twardym człowiekiem, ale ja byłam zawsze jego słabością. Słabością, dzięki której manipulowała nim matka. Wiem, że liczył na to, że mnie w końcu przekona. Nie zdążył. - Spojrzała smutno na swoje dłonie, leżące na kolanach. - Na pewno ustalał z panem Barcą szczegóły sukcesji Winter. Powinieneś zapytać o to pana Christo. Ja zawsze uważałam, że mimo braku odpowiedniego przeszkolenia, Winter sobie poradzi. Jest twarda, pojętna i szybko się uczy. Jeżeli tylko udałoby nam się ją obudzić. - Spojrzała na Ramireza poważnym wzrokiem. W jej oczach była determinacja. - Jeżeli jednak to się nie uda. To zrobię wszystko co w mojej mocy by chronić Ród Corax i Błysk Cieni oraz jego załogę. Jeżeli to na mnie spadnie obowiązek dzierżenia glejtu, to wypełnię go najlepiej jak umiem.

- Każda emocja jest złym doradcą. Skutki gniewu niosą za sobą dużo większe zniszczenia niż jego przyczyna. Uleganie uczuciom jest słabością typową dla ludzi. W kwestiach okrętu, floty oraz wielu innych zmiennych Gunnar nie miał przede mną tajemnic. Wiem nie tylko o naszym Xenotechu, ale też o wielu innych rozwiązaniach stosowanych na innych statkach czy też w stacjach kosmicznych należących do rodziny. Mógłbym spędzić wiele godzin na torturach Inkwizycji, a opowieści nie byłoby końca. Żeby daleko nie szukać Vindex niesie ze sobą swoją historię, która wielu mogłaby zaskoczyć. Ahalion zaś był jego spowiednikiem. Gunnar był człowiekiem przede wszystkim skutecznym. O niezachwianej wierze w Imperatora. To co Inkwizycja poczytała mu za zdradę Imperium on sam wykorzystywał, żeby rozwijać jego wpływy. Barca mógłby wiele o tym powiedzieć. A Ahalion jeszcze więcej. Był nie tylko jego spowiednikiem. Był przyjacielem. Wszyscy w jakimś stopniu byliśmy, jeśli przyjmiesz paradygmat przyjaźni miarą algorytmu wymiany poufnych informacji. Podobnie jak niedługo sprawa kapsuł uczyni nas przyjaciółmi.

Ramirez wstał. Obszedł ring i stanął przy swoich rzeczach

Amelia skinęła Ramirezowi głową.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić. - Odpowiedziała krótko, nie wyjaśniając z czym dokładnie. Również podeszła do swojej torby i podniosła kurtkę od munduru. Podniosła ponownie wzrok na techkapłana i zapytała spokojnie. - Czy masz już wyniki moich badań?

- Tak - odpowiedział spokojnie. Sięgnął po sporej wielkości walizkę.
- Mam coś dla ciebie. Przyznam, że liczyłem na pojedynek na miecze, ale jak widać muszę zadowolić się tylko tym. Proszę.

Pierwsza uśmiechnęła się do Ramireza delikatnie.
- Chętnie zmierzę się z tobą na miecze następnym razem. Jeżeli znajdziesz dla mnie czas. Przydałby mi się stały sparingpartner. Żeby poprawić swoje umiejętności, muszę mieć wyzwania.

Spojrzałą zaskoczona na walizkę techkapłana.
- Co to?

- Marcus. Wedle projektu z kuźni Marsa. Z czasów tuż po zakończeniu krucjaty Angaviańskiej. Marcus musi regularnie przelewać krew. - Ramirez otworzył futerał ukazując stary i w kilku miejscach wyszczerbiony miecz łańcuchowy. Broń była bardzo zadbana.
- Szacowny Karrambol pomógł związać iskrę w tym duchu maszyny. Jednak nawet to nie pomogło Ahalionowi w trakcie ataku na Winter. Myślę, że do czasu aż uda nam się go wybudzić, to ty będziesz najlepszą osobą, która będzie dzierżyć to ostrze.

Amelia sięgnęła po ostrze i uniosła je w górę, oglądając z uwagą i niekłamanym podziwem.
- Przyznaję, że mnie zaskoczyłeś. Jest wspaniały, ale jesteś pewien, że to ja powinnam go dzierżyć, dopóki nie będzie można go oddać Ahalionowi? - Potrząsnęła głową, sama sobie odpowiadając. - Głupie pytanie. Nie przyniósłbyś go, gdybyś nie był pewien. Cóż… jestem zaszczycona Ramirezie. Obawiam się tylko, że z tym regularnym przelewaniem krwi może być problem. nie mieliśmy ostatnio ku temu okazji. Chyba, że na Grace wynikną jakieś problemy.

- Gdyby Grace miała być bezproblemowa, to Chorda dawno leciałaby tam sama posprzątać swój bałagan. Marcus dostanie swoją krew szybciej niż byśmy chcieli.

Ramirez zarzucił na siebie swoją czerwoną szatę. Nic nie wskazywało na to, że ten uczony kapłan brał udział w jakimkolwiek treningu.
- Dokonało się co miało się dokonać i powiedziano co miało być powiedziane. Nie będę zabierać więcej czasu. - Ramirez pokłonił się i ruszył do wyjścia.

Kobieta zatrzymała rozmówcę jeszcze na chwilę.
- Często tu trenuję, jeżeli będziesz chciał zmierzyć się na miecze, daj mi znać. - Po chwili dodała jeszcze pytanie. - Czy następnym razem opowiesz mi historię Vindexa?

Ramirez pokiwał głową. Brakowało mu treningów.
- Najpierw to on musi mi opowiedzieć swoją historię do końca.

- Zatem będę czekała. - Znów uśmiechnęła się do niego łagodnie. - Dziękuję Ramirezie i do zobaczenia wkrótce.

Mężczyzna skinął tylko głową na pożegnanie i opuścił nieśpiesznie sale treningowe. Amelia natomiast uniosła Marcusa i stanęła w szermierczej pozycji, doskonale wyćwiczonej przez lata. Jeszcze przez długi czas ćwiczyła pchnięcia i finty, aż oczyszczające zmęczenie przyniosło jej ukojenie.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 05-11-2020 o 16:18.
Lua Nova jest offline