Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2020, 18:13   #211
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

Sale treningowe w segmencie wojskowym nie zmieniły się zbytnio, choć Ramirez miał wrażenie, że od ostatniego sparingu z Ahalionem minęły lata. Zdjął z siebie szatę ceremonialną i pozostał w czerwonym bezrękawniku. Mechadendryty zwinęły się przylegając ciasno do ciała.

Ramirez odłożył pod ścianę spory futerał, po czym ruszył na środek sporego okręgu pełniącego rolę ringu. Techkapłan był zaskoczony, że Amelii jeszcze nie ma. Ahalion przyzwyczaił go do tego, że zawsze czekał. Ale teraz misjonarz czekał w komorze kriogenicznej.

Usłyszał rytmiczne kroki chodu wojskowego i w drzwiach sali stanęła de Vries. Była ubrana w mundur, ale szybko zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na wieszaku przy wejściu. pozostając tylko w spodniach i czarnym podkoszulku.
- Wybacz techminencjo moje spóźnienie. - Skłoniła się przed Ramirezem w geście powitania. - Przyznam, że twoja prośba o sparing mnie zaskoczyła. Ale jestem do twojej dyspozycji panie Ramirez.

Wizjoner Silnika wstał z klęczek. Mechadendryty ruszyły w taniec.
- Dotychczas regularnie trenowałem z Ahalionem. On niestety jest… niedysponowany. Pomyślałem, że najlepszym zastępstwem dla misjonarza będzie dowódczyni osobistej gwardii lady Corax. Nie wiadomo co nas spotka tam dokąd lecimy. Powinniśmy być gotowi na wszystko. Tymczasem moje ciało wydaje się być zastane.

Ramirez wygiął się, rozciągając, a w powietrzu rozległ się zgrzyt podobny do tego, jakie przechodziły przez ściany Błysku Cienia gdy okręt wykonywał nagły zwrot, a kilka tysięcy ton stali kompensowało wewnętrzne naprężenia.

Amelia skinęła głową.
- Zawsze dobrze jest dbać o formę i być gotowym na każdą ewentualność. - Zgodziła się z techkapłanem. Przyjrzała się uważnie Ramirezowi, analizując i oceniając jego siły. Nigdy nie mierzyła się z techkapłanem, nie wiedziała czego się spodziewać. Nie miała za dużo okazji widzieć go walczącego. Może być ciężko, przyznała w duchu. Ale lubiła wyzwania. - Pięści, kije czy ćwiczebne miecze? A może preferuje techminęcja inną broń? - Spytała spokojnie.

- Dostosuje się. Nie jest ważne jak zaczynamy, tylko jak kończymy. Nie chcemy zadać sobie ciężkich obrażeń prawda? Nie chciałbym, żeby załoga zobaczyła niedysponowaną pierwszą. - Powiedział Ramirez owijając dłonie bandażami.

- Wobec tego pięści będą najodpowiedniejsze. - Pierwsza również obwiązała swoje bandażem i stanęła w postawie bojowej, zastawiając się i uginając kolana.

- No to zaczynamy - powiedział techkapłan, a jego mechadendryty falowały nad jego ramionami złowieszczo niczym ogony skorpiona.

Arcymilitantka nie czekając na reakcję przeciwnika rzuciła się szarżą do przodu. Dosięgnęła Ramireza i chwyciła mocno za ramiona, krępując mu ruchy i doprowadzając do zwarcia. Techkapłan próbował uniknąć jej ataku, ale była znacznie szybsza. Jej mięśnie napięły się zatrzymując oponenta w szachu.


Techkapłan spodziewał się właśnie szarży. Niczym go nie zaskoczyła, Ahalion zrobiłby to samo. Uniósł ręce do gardy i…

Jednak go zaskoczyła. Nie wiedział jak zrobiła to tak szybko. Momentalnie złożyła mu dźwignię. Wojskowe wyszkolenie dawało o sobie znać. Nie miała czasu na pojedynek bokserski. Chciała doprowadzić sprawę do końca. Ramirez jednak szarpnął się i odepchnął ją wyrywając się z chwytu.

Wygiał szyję z kolejnym metalicznym zgrzytnięciem.
- Zaskakujące. Wiesz, że jestem od ciebie cięższy o co najmniej kilkadziesiąt kilogramów? - ocenił ją, choć kwestia gęsto upakowanych mięśni w jej ciele nie dawała mu spokoju.

Pierwsza mogła polegać tylko na swoim doświadczeniu i ocenie sytuacji. Nie znała przeciwnika. Zdążyła już zarejestrować, że choć jest szybsza i bardziej wyszkolona, to będzie miała spory problem z ruszeniem dużo cięższego mężczyzny z całym jego żelastwem.
- Możliwe, że trochę przeliczyłam swoje siły. Rzuciła do Ramireza z uśmiechem. jeszcze jedna próba, czuła podniecenie wynikającej z wymagającej walki.

Gdy atakowała kolejny raz, aktywował implant. Do jego umysły dotarły kalkulacje. Tory natarcia. Statystyki. Wykresy. I już miał wyprowadzić cios. Już prawie.

Tym razem Amelia założyła dźwignię na drugiej ręce wybijając tech kapłana z równowagi. I na tyle przydały mu się wykresy na wyświetlaczu siatkówkowym. Zacisnął zęby i znów spróbował się wyrwać.

Kiedy Ramirez znów wyrwał się z jej chwytu. Aż zagwizdała z uznaniem. Będzie musiała spróbować czegoś innego. Tym razem próbowała fortelu. Zamarkowała cios pięścią, a jednocześnie kopnęła Admecha w prawą nogę. Ramirez jednak nie dał się nabrać, ale była szybsza i cios osiągnął swój cel. Nie wyrządzając jednak tak dużych szkód jak się spodziewała.
- Twardy jesteś. Co to? - Spytała zaciekawiona.

- Mięso jest słabe - powiedział z tonem fanatyka w głosie, po czym natychmiast wyprowadził cios z dołu w brzuch kobiety. Poczuł jak jego pięść natrafia na sploty mięśni o zwiększonej gęstości. - Nie tylko ja tu jestem twardy - dodał.

Arcymilitantka wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Warto było ćwiczyć wciąganie brzucha.

Ramirez zamrugał, jakby dotarła do niego świadomość, że powinien zrozumieć jakiś przekaz, który pozostał dla niego niezrozumiały.

Amelia zamachnęła się pięścią przed techkapłanem, ale tym razem cios nie był nawet bliski celu.
- Wygląda na to, że za dużo sobie ostatnio pofolgowałam i muszę potrenować.

- Trzeba być zawsze gotowym do walki.
Ramirez wyprowadził serię prostych ciosów. Również w tej kwestii był jak maszyna. Zdawał się nie odczuwać kolejnych uderzeń, choć nie miał nadludzkiej siły.

Tym razem de Vries była przygotowana. Wyskoczyła do góry unikając ciosów i kiedy jej głowa znalazła się nad jego głową, uderzyła mocno czołem w czoło Ramireza.

Trzask łamanej kości na moment zaskoczył Ramireza. Odskoczył pochylając głowę. Splunął i powiedział:
- Muszę zaimplementować wzmocnienia czaszki. - Przetarł czarną maź jaka zalała jego szczękę. - No dobra, koniec rozgrzewki.- Ramirez ruszył z kolejną serią ciosów.

Okładali się tak bez widocznego efektu jeszcze jakiś czas. W końcu zdyszani i lekko poobijani zatrzymali się naprzeciwko siebie, mierząc wzrokiem.

Amelia dysząc ciężko spojrzała na Ramireza.
- Może na dziś wystarczy? Przyznam, że chciałam cię jeszcze o coś zapytać

Ramirez poruszył ramionami jakby sprawdzał czy nadal funkcjonują, a potem opadł tak jak stał siadając ze skrzyżowanymi nogami na środku areny.
- Dlaczego wyjawiłaś swoje pochodzenie akurat teraz. Czego się boisz? - Wypalił bez ogródek zamykając oczy. Czarna maź na jego twarzy zaczęła się poruszać. Najpierw delikatnie drżeć, tak jak drży woda gdy obok ktoś gra na bębnach.

Pierwsza sięgnęła do swojej torby po apteczkę i usiadła obok Ramireza także krzyżując nogi.
- Pozwolisz mi opatrzyć to? - Spytała spokojnie. - Po śmierci ojca, żyłam w ciągłym napięciu i stresie. Musiałyśmy z Winter uciekać ze Scintilli w pośpiechu, ratując życie. Jej życie. Przez ostatnie miesiące stres i napięcie się pogłębiały, w końcu zawiodłam, nie uratowałam jej, nie obroniłam. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Dopiero rozmowy z Bel, pomogły mi się pogodzić z sytuacja. Cały czas miałam z tyłu głowy, że Ród potrzebuje kapitana, dziedzica. Mówiła o tym Bel, mówił Barca, i Tytus. Nie wiedziałam co zrobić, więc postanowiłam, że z wami porozmawiam, że może razem znajdziemy jakieś rozwiązanie. Gdybym nie próbowała tego ukrywać od początku, nie bylibyśmy teraz w trudnej sytuacji. Zdaje sobie sprawę, że moment nie jest najlepszy na takie wyznania, ale nie dałam rady dłużej tego w sobie dusić Każdego dnia przychodzę do Winter, jej stan się pogarsza. Powoli tracę nadzieję, że uda się ją przywrócić do zdrowia. Bardzo mocno liczę, że znajdziemy coś na Grace, jej pomoże się obudzić. - Zrobiła krótką pauzę. - Czego się boję? Boję się, że przez mój strach i obawy Ród Corax zostanie zniszczony.

Ramirez powstrzymał dłoń z opatrunkami, którą kierowała w jego stronę Pierwsza.
- Zapominasz, że jestem głównym medykiem na tym okręcie? - Medyczny mechadendryt zaczął pracować przy twarzy Ramireza. Czarna wydzielina również się przemieściła.
- Wiesz, że twoje wyznania mogły zostać poczytane jako słabość? Dodatkowo wprowadziły sporą dozę chaosu. Są to punkty odchyleń poza odchyleniami standardowymi. Utrudniają ekstrapolację prognoz. Nie dostrzegam pozytywów aktualnej sytuacji.

Widząc to, Amelia wycofała rękę. i schowała opatrunki do apteczki.
- Powiedziałam wam, bo uznałam, że jesteście sobie w stanie poradzić z tą wiedzą. Teraz macie pełny obraz sytuacji, czy przekładając na pański język więcej danych. Pańskie prognozy mogą być teraz dokładniejsze. Moim nadrzędnym celem jest obudzić Winter. Wtedy moje pochodzenie nie będzie miało znaczenia. Jednakże jeżeli się to nie uda, Coraxowie będą potrzebować nowego dziedzica, inaczej glejt przepadnie, a razem z nim wszystko to, na co pracował ojciec, Lord Gunar - Poprawiła się. - i Winter.

Ramirez pokiwał twierdząco głową. Jego twarz po chwili nie miała śladów po starciu.
- Czarna krew, którą widziałaś to owoc rytuału autosanguinacji. Jako wojskowa wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski. Czy złamany nos, czy seria z boltera, bez różnicy.
Ramirez wstał rozciągając się, a plastalowe elementy jego ciała zastukały z brzdękiem.
- Dziesięć do dwudziestu minut potrzeba mi na powrót do walki - po tych słowach wyprowadził w powietrze kilka prostych ciosów na przemian obiema pięściami. W ślad za nimi równie szybko powietrze przecinały dwa mechadendryty, jeden z ostrzem, drugi z piłoskalpelem. Gdy w końcu opuścił gardę mechadendryty spłynęły za jego plecy układając się niczym płaszcz.
- Amelio jednej rzeczy nie rozumiem. Kogo Gunnar przygotowywał do przejęcia schedy po sobie? Winter otrzymała wykształcenie oparte na etykiecie. Od dziecka szkolono ją w tym jak ma się zachowywać na dworach znanych rodów. Ona nie miała być Wolnym Handlarzem. Nie miała dzierżyć glejtu. Była hodowana jako dobra partia dla umocnienia sojuszu. Co planował wasz ojciec?
Ramirez usilnie pomijał zwroty grzecznościowe. Jakby uznał, że powrót do formalnych tytułów po przełamaniu pierwszych lodów i nosa mijał się z celem.

Amelii nie przeszkadzało to, że przeszli na ty. Wręcz przeciwnie. Choć postawny, wyższy od niej o prawie trzydzieści centymetrów, techkapłan nadal trochę ją onieśmielał.
- Kiedy miałam szesnaście lat, ojciec zabrał mnie na Błysk Cieni. Przez cztery kolejne lata uczył mnie, szkolił na swoją następczynię. Byłam bardzo młoda i wpatrzona w niego jak w obrazek. Był moim bohaterem. Ale potem, cztery lata później zginęła moja matka, Maria de Vries. Została otruta, ale to nie ona była celem, to Winter miała zginąć. Wtedy podjęłam decyzję, że chcę zostać żołnierzem, by chronić swoją siostrę. Odrzuciłam ofertę ojca, by go w przyszłości zastąpić i wróciłam na Scintillię. Nie wiem czy pojęcie miłości jest ci znajome Ramirezie. Ale popycha ona ludzi często do bardzo pochopnych decyzji. Zwłaszcza gdy są bardzo młodzi. Ojciec w końcu mi uległ. Był twardym człowiekiem, ale ja byłam zawsze jego słabością. Słabością, dzięki której manipulowała nim matka. Wiem, że liczył na to, że mnie w końcu przekona. Nie zdążył. - Spojrzała smutno na swoje dłonie, leżące na kolanach. - Na pewno ustalał z panem Barcą szczegóły sukcesji Winter. Powinieneś zapytać o to pana Christo. Ja zawsze uważałam, że mimo braku odpowiedniego przeszkolenia, Winter sobie poradzi. Jest twarda, pojętna i szybko się uczy. Jeżeli tylko udałoby nam się ją obudzić. - Spojrzała na Ramireza poważnym wzrokiem. W jej oczach była determinacja. - Jeżeli jednak to się nie uda. To zrobię wszystko co w mojej mocy by chronić Ród Corax i Błysk Cieni oraz jego załogę. Jeżeli to na mnie spadnie obowiązek dzierżenia glejtu, to wypełnię go najlepiej jak umiem.

- Każda emocja jest złym doradcą. Skutki gniewu niosą za sobą dużo większe zniszczenia niż jego przyczyna. Uleganie uczuciom jest słabością typową dla ludzi. W kwestiach okrętu, floty oraz wielu innych zmiennych Gunnar nie miał przede mną tajemnic. Wiem nie tylko o naszym Xenotechu, ale też o wielu innych rozwiązaniach stosowanych na innych statkach czy też w stacjach kosmicznych należących do rodziny. Mógłbym spędzić wiele godzin na torturach Inkwizycji, a opowieści nie byłoby końca. Żeby daleko nie szukać Vindex niesie ze sobą swoją historię, która wielu mogłaby zaskoczyć. Ahalion zaś był jego spowiednikiem. Gunnar był człowiekiem przede wszystkim skutecznym. O niezachwianej wierze w Imperatora. To co Inkwizycja poczytała mu za zdradę Imperium on sam wykorzystywał, żeby rozwijać jego wpływy. Barca mógłby wiele o tym powiedzieć. A Ahalion jeszcze więcej. Był nie tylko jego spowiednikiem. Był przyjacielem. Wszyscy w jakimś stopniu byliśmy, jeśli przyjmiesz paradygmat przyjaźni miarą algorytmu wymiany poufnych informacji. Podobnie jak niedługo sprawa kapsuł uczyni nas przyjaciółmi.

Ramirez wstał. Obszedł ring i stanął przy swoich rzeczach

Amelia skinęła Ramirezowi głową.
- Nie mogę się z tym nie zgodzić. - Odpowiedziała krótko, nie wyjaśniając z czym dokładnie. Również podeszła do swojej torby i podniosła kurtkę od munduru. Podniosła ponownie wzrok na techkapłana i zapytała spokojnie. - Czy masz już wyniki moich badań?

- Tak - odpowiedział spokojnie. Sięgnął po sporej wielkości walizkę.
- Mam coś dla ciebie. Przyznam, że liczyłem na pojedynek na miecze, ale jak widać muszę zadowolić się tylko tym. Proszę.

Pierwsza uśmiechnęła się do Ramireza delikatnie.
- Chętnie zmierzę się z tobą na miecze następnym razem. Jeżeli znajdziesz dla mnie czas. Przydałby mi się stały sparingpartner. Żeby poprawić swoje umiejętności, muszę mieć wyzwania.

Spojrzałą zaskoczona na walizkę techkapłana.
- Co to?

- Marcus. Wedle projektu z kuźni Marsa. Z czasów tuż po zakończeniu krucjaty Angaviańskiej. Marcus musi regularnie przelewać krew. - Ramirez otworzył futerał ukazując stary i w kilku miejscach wyszczerbiony miecz łańcuchowy. Broń była bardzo zadbana.
- Szacowny Karrambol pomógł związać iskrę w tym duchu maszyny. Jednak nawet to nie pomogło Ahalionowi w trakcie ataku na Winter. Myślę, że do czasu aż uda nam się go wybudzić, to ty będziesz najlepszą osobą, która będzie dzierżyć to ostrze.

Amelia sięgnęła po ostrze i uniosła je w górę, oglądając z uwagą i niekłamanym podziwem.
- Przyznaję, że mnie zaskoczyłeś. Jest wspaniały, ale jesteś pewien, że to ja powinnam go dzierżyć, dopóki nie będzie można go oddać Ahalionowi? - Potrząsnęła głową, sama sobie odpowiadając. - Głupie pytanie. Nie przyniósłbyś go, gdybyś nie był pewien. Cóż… jestem zaszczycona Ramirezie. Obawiam się tylko, że z tym regularnym przelewaniem krwi może być problem. nie mieliśmy ostatnio ku temu okazji. Chyba, że na Grace wynikną jakieś problemy.

- Gdyby Grace miała być bezproblemowa, to Chorda dawno leciałaby tam sama posprzątać swój bałagan. Marcus dostanie swoją krew szybciej niż byśmy chcieli.

Ramirez zarzucił na siebie swoją czerwoną szatę. Nic nie wskazywało na to, że ten uczony kapłan brał udział w jakimkolwiek treningu.
- Dokonało się co miało się dokonać i powiedziano co miało być powiedziane. Nie będę zabierać więcej czasu. - Ramirez pokłonił się i ruszył do wyjścia.

Kobieta zatrzymała rozmówcę jeszcze na chwilę.
- Często tu trenuję, jeżeli będziesz chciał zmierzyć się na miecze, daj mi znać. - Po chwili dodała jeszcze pytanie. - Czy następnym razem opowiesz mi historię Vindexa?

Ramirez pokiwał głową. Brakowało mu treningów.
- Najpierw to on musi mi opowiedzieć swoją historię do końca.

- Zatem będę czekała. - Znów uśmiechnęła się do niego łagodnie. - Dziękuję Ramirezie i do zobaczenia wkrótce.

Mężczyzna skinął tylko głową na pożegnanie i opuścił nieśpiesznie sale treningowe. Amelia natomiast uniosła Marcusa i stanęła w szermierczej pozycji, doskonale wyćwiczonej przez lata. Jeszcze przez długi czas ćwiczyła pchnięcia i finty, aż oczyszczające zmęczenie przyniosło jej ukojenie.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 05-11-2020 o 16:18.
Lua Nova jest offline  
Stary 02-11-2020, 12:58   #212
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, pokład Błysku Cieni

Dziewczyna poprawiła mundur raz jeszcze. Była z niego bardzo dumna, zwłaszcza z tego co reprezentował. Pół roku temu nawet nie przypuszczałaby, że będzie kiedykolwiek jeszcze nosić czyste ubrania, nie mówiąc o godności jaką reprezentują.

Godność… to prawda, że może nie było to coś co sobie wyobrażała, gdy usłyszała ofertę swojego przełożonego, ale nadal było to dalece lepsze od prania ubrań szlachty, wysłuchiwania ich lubieżnych uwag, czy znoszenia szykan i obelg. Pierwszy raz w życiu widziała dla siebie jakąś szansę. I nie miała zamiaru jej pozwolić się zmarnować.

Marika Degauss, przyboczna Nadsternika Garlika, poprawiła wieszak trzymany w rękach oraz torbę i westchnęła. Stała przed kwaterą swojego szefa, wiedząc co ją czeka. Zastanie go wyciągniętego na kanapie, pijanego jak bela i pełnego pretensji do jej obecności. Zapewne zupełnie niezainteresowanego faktem, że niedługo będzie potrzebny na mostku. Dlatego przybyła wiele godzin wcześniej i gotowa na to wszystko.

Drzwi rozsunęły się przed nią z zaskoczeniem, a przez nie wyszedł Akid Boyko, zaskakując dziewczynę, która odsunęła się odruchowo ustępując mu drogi.
- ...trzymam za słowo! - skończył zdanie przez drzwi i przechodząc obok niej skinął głową i dodał - Panno Degauss.
Udał się się korytarzem odprowadzany zdziwionym spojrzeniem adiutant. Nim odwróciła się z powrotem do kajuty, drzwi zamknęły się jej przed nosem.

Otworzyła je przyciskiem wparowując do środka i rozglądając się badawczo. Kajuta wyglądała zadziwiająco porządnie, wciąż oczywiście rzeczy były porozrzucane po sprzętach, ale nic nie leżało na podłodze. Oświetlenie było włączone, a sam gospodarz siedział przy terminalu przyglądając się z uwagą pojawiającym się ciągom znaków. Ubrany był w biały podkoszulek oraz proste spodnie. Bose stopy raz po raz wybijały jakiś, mu tylko znany, rytm na podłodze. W dłoni obracał szklankę, w której płyn i kostka lodu tańcowały, raz po raz dzwoniąc delikatnie o jej ściankę. Obok niego stała jedna otwarta, w połowie opróżniona butelka, lecz ku zdziwieniu Mariki nigdzie nie leżały kolejne.

- Zapomniałeś czegoś? - odezwał się zamyślony Tytus, nie odwracając wzroku od terminala.
- Porucznik Boyko oddalił się już, sir - odpowiedziała surowym tonem dziewczyna. Przyglądała się z uwagą Garlikowi spodziewając się najgorszego.
- Marika? - pilot odwrócił się na chwilę - Nie spodziewałem się ciebie tutaj tak szybko.
- Przyszłam zrobić ostatnie poprawki do munduru. - na poły skłamała i pokazała wieszak oraz torbę trzymaną w rękach. Przeszła na środek pokoju i wskazała zapraszającym gestem na podłogę przed nią.
- Dobrze, niezależnie jak tego nie lubię to jednak muszę mieć co ubrać jak przylecimy do układu Grace - nadsternik mówiąc to wstał i stanął przy dziewczynie. Znał procedurę więc nałożył jeszcze niedopasowany mundur z wieszaka i rozstawił ręce. - Jakieś sugestie tym razem?
- Może szanowałbyś bardziej swoje rzeczy? Dwa podarte i podpalone. Jeden … zaginiony. Miałeś go odebrać. - córka Degaussa zaczęła sprawdzać gdzie odpowiednio poszerzyć i zwęzić marynarkę. Robiła to z uwagą, sprawnie manipulując miarką.
- Nie było jeszcze okazji.

Dziewczyna zdjęła z niego marynarkę i przysiadła na kanapie otwierając swoją torbę. Takie poprawki potrafiła zrobić na miejscu. Z fachem zaczęła rozpruwać nitkę. Była w tym dobra i sprawiało jej to przyjemność. Mundur nie był dla niej wymagający, nawet jeśli jej klient zachowywał się jak rozwydrzony bachor i trzeba było naprawdę dobrze dopasować się do niego, by cokolwiek dał na siebie włożyć. W torbie miała jednak szkice swoich ambitniejszych pomysłów. Marzeń, które być może kiedyś będzie miała okazję zrealizować jeśli się naprawdę postara.

Tytus w tym czasie przysiadł z powrotem do terminala podnosząc szklankę. Widząc to Marika zwęziła oczy i syknęła.
- Chyba nie zamierzasz teraz zacząć pić?
- Nie… masz rację, to i tak miało być tylko na rozbudzenie. - odpowiedział spokojnie Garlik, odkładając szklankę i korkując butelkę. Przeszedł się do szafki, odkładając, ku zdziwieniu rozmówczyni, butelkę i szklankę na miejsce.
- Masz 14 pilnych wiadomości. - powiedziała już spokojniej.
- A ile z nich mogę zostawić tobie? - uśmiech zagoscił na twarzy mężczyzny.
- Wszystkie… - westchnęła dziewczyna - wyślę ci podsumowanie po tym jak się z tym uporam.
- Co ja bym bez ciebie zrobił?

Marika ukłuła się w palec tak zaskoczona tym stwierdzeniem. Odwróciła się w stronę pilota będąc pewna, że dopadła go choroba osnowy, jednak nie rozumiejąc jak niebezpieczna. Garlik w tym czasie podszedł do drzwi łazienki i wyskoczył chwytając się poprzeczki w niej zamontowanej. Dziewczyna ponownie dźgnęła się w palec, choć teraz nawet tego nie zauważyła.
- Co… co to jest?
- Drążek.
- Po co ci drążek?
- Przydałoby się bym o siebie trochę zadbał, nie sądzisz?
- Tak - potwierdziła dziewczyna, w jej ton zaczęła wdzierać się irytacja - ale ty tak nie uważasz, nigdy tak nie uważałeś.
- Oh - Tytus zeskoczył na ziemię i przewrócił oczami - no dobrze. Jest po prostu ktoś komu muszę spuścić lanie, zadowolona?
Dziewczyna przewróciła oczami naśladując gest swojego mocodawcy sprzed chwili i prychnęła. Czemu ona nie może mieć normalnego szefa?

 

Ostatnio edytowane przez Joer : 05-11-2020 o 10:30.
Joer jest offline  
Stary 05-11-2020, 10:19   #213
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Post stworzony wspólnie z Joerem

Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

- Nie, nie przekonasz mnie. - głos dziewczyny był stanowczy i donośny. Czuć było jej wściekłość.
- Nie bądź taka, patrz jakie materiały załatwiłem. - Tytus był znacznie bardziej dyskretny, gestami próbując uspokoić podwładną.
Marika Degauss nie była tak wściekła jak prezentowała. Wypchana paczka, pełna tkanin i przyborów, rzeczywiście pozwalała jej rozwinąć skrzydła. Nie wiedziała jak Garlik to zdobył. Jednak od razu wiedziała, że jest to zwykły podstęp. Zwłaszcza, że niósł także jej torbę ze wszystkimi utensyliami, nawet maszyną do szycia. To nie tylko było naruszenie jej prywatności, ale też jawnie sugerowało co chciał osiągnąć.
- Nie będę marnowała moich projektów, byś miał łatwiej z jakąś kolejną. - warknęła.
- Mówiłem ci, że to zupełnie nie tak....
Tytus przeskoczył przez grodzie i rozejrzał po korytarzu. Na szczęście nie było nikogo, przestrzenie na poziomie kwater oficerskich nie były tak ruchliwe, jak na niższych poziomach.
- Nie będę robić fatałaszków dla jakiejś twojej lafiryndy. - wykrzyczała, sama nie wiedząc dlaczego ją to tak denerwuje.
Tytus przystanął z wyrazem zrezygnowania. Rozłożył dłonie gestem poddania.
- Dobrze, dobrze. Powiesz jej to chociaż? - spytał smutno.
- Oczywiście, prosto w twarz! - zaperzyła się adiutantka.
Nagle nadsternik kompletnie zmienił postawę, wyprostował się i uśmiechnął się podstępnie. Palcem zadzwonił dzwonkiem drzwi, przy których stali. Marika była całkowicie zaskoczona.
- To załatwmy to szybko. - powiedział cicho głosem na skraju śmiechu.

Chwilę potem drzwi otworzyły się z sykiem. Stała w nich panna de Vries. Powitała swoich gości ciepłym uśmiechem i gestem dłoni zaprosiła do środka. Ubrana była w idealnie wyprasowany mundur i miała nienagannie zaczesane włosy do tyłu i upięte w koka, za wyjątkiem jak zwykle zbuntowanej, niesfornej grzywki.
- Dzień dobry panno Degauss, panie Garlik, wejdźcie proszę, czekałam na was.

Marika stała osłupiona ściskając swoją paczuszkę. Nim zebrała się w sobie, by jakkolwiek zareagować Tytus przepchnął ją delikatnie do środka przez drzwi i szybko położył na lewo wewnątrz torbę, którą trzymał w ręce. Zaraz po tym usłyszała jego wciąż rozbawiony głos za plecami.
- Bardzo chętnie bym wpadł, ale jego ekscelencja Vissher oczekuje mojej obecności na mostku. - mężczyzna skinął głową na pożegnanie pierwszej oficer i z satysfakcją w głosie dodał - Komandor de Vries.
Nim Marika zdołała zareagować na tą wciąż eskalującą sytuację, jej szalony przełożony nacisnął przycisk zamykania drzwi, które szybko zasunęły się przed nim zostawiając ją samą.
Dziewczyna przez chwilę mierzyła się z gwałtownym sztormem wypełniającym jej umysł, który nie pozwalał jej myślom nijak się uporządkować. W końcu jedna struga przebiła się przez tę plątaninę.
- Chwała Imperatorowi! - powiedziała znacznie głośniej, niż chciała. Wyprostowała się także i wykonała poprawny znak Aquilla, cała blada na twarzy.
Pech jednak chciał, że torba, która była jej pocieszeniem te chwile temu, teraz okazała się zgubą. Wysuwając się z jej objęć uderzyła ze straszliwym, w mniemaniu dziewczyny, łoskotem, a grupa niesfornych guzików przetoczyła się po podłodzę, jeden uderzając w perfekcyjnie wypastowany but kobiety przed nią. Marika zrobiła się tak czerwona ze wstydu, że widziała jak w ścianach odbija się jej poświata bijąca z jej twarzy. Starała się stać nieruchomo jednak, nie pogarszając już bardziej tej sytuacji.

Amelia uśmiechnęła się do niej uprzejmie i przykucnęła na podłodze, zaczynając zbierać rozsypane guziki. Mówiła też przy tym spokojnie do Mariki.
- Nic się nie stało. - Zapewniła ją łagodnym głosem. - Może pozbierajmy tych uciekinierów i napijmy się herbaty. Co pani na to, panno Degauss? Będziemy mogły spokojnie porozmawiać. - Przyjazny uśmiech nie schodził z jej ust.

Marika przykucnęła i pośpiesznie zaczęła zbierać rozsypaną zawartość. Wciąż czerwona, oddychała głęboko, by się uspokoić.
- Tak, już przygotuję, jak sobie Pani Komandor życzy. - odpowiedziała całkiem, ku swojej dumie, spokojniejszym głosem.

Kiedy pozbierały wszystko, Pierwsza wyprostowała się i wskazała Marice szafkę obok stołu, gdzie mogłaby położyć swoje rzeczy.
- To ja jestem gospodynią, zajmę się herbatą, a tymczasem niech się pani rozgości. - Zaproponowała dziewczynie krzesło przy stole.

Kwatery arcymilitanki były czyste i uporządkowane, wszystko miało swoje miejsce. Amelia lubiła porządek, teraz z zadowoleniem rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok padł na marynarkę Tytusa, którą tutaj zostawił podczas pamiętnego obiadu. Zupełnie o niej zapomniała.

Dziewczyna, nie wiedząc jak powinna zareagować, odłożyła pakunek. Zrobiła to powoli, ze skupieniem godnym chirurga, pilnując, by żadna część niesfornej zawartości nie powtórzyła poprzedniej katastrofy.
Stanęła wyprostowana obok krzesła, nie śmiąc siadać. Choć starała się stać sztywno jak posąg, ciekawość zwyciężyła i jej oczy pląsały coraz odważniej po pomieszczeniu. Była zachwycona. Wszystko, od posegregowanych naczyń, po nieliczne, acz w pełni użyteczne wyposażenie, emanowało dostojnością i profesjonalizmem jaki sobie wyobrażała. W przeciwieństwie do barłogu jej przełożonego, to były kwatery prawdziwego oficera, elity elit rodu Corax, legendarnej Amelii de Vries.
Wtedy jej wzrok padł na marynarkę Tytusa burzącą cały ten ład. Nawet tutaj, w tej świątyni, nie opuści on okazji, by się na niej poznęcać. Gdyby wzrok mógł palić tkaninę, mundur nadsternika zmieniłby się w kupkę popiołu.

W czasie, kiedy adiutantka nadsternika podziwiała jej kwatery, gospodyni przygotowała herbatę i upieczone wcześniej przez Linusa ciasteczka. Zaniosłą tacę do pokoju i postawiła na blacie stołu.
- Usiądź proszę. - Wskazała gościowi krzesło. Następnie podniosła delikatnie marynarkę pilota i podeszła do szafy. Wyciągnęła wieszak, zawiesiła na nim górną część munduru Garlika i odwiesiła do szafy, patrząc na Marikę przepraszająco. - Zupełnie o niej zapomniałam. Pan Garlik zostawił ją u mnie podczas naszego poprzedniego spotkania. Będę musiała mu o niej przypomnieć. - Wyjaśniła. Następnie wróciła do stolika, czekając aż panna Degauss usiądzie.

- Na niego nic i tak nie działa. - odpowiedziała zapominając się dziewczyna. Ponownie lekko czerwieniąc się usiadła. - Przepraszam, Pani Komandor. Ja mogę ją zabrać dla Nadsternika.

- Nie przejmuj się tym zupełnie. Sam ją odbierze, w swoim czasie. - Pierwsza starała się dodać odwagi swojemu gościowi ciepłym uśmiechem. - Chciałam z panią porozmawiać i skorzystać z pani usług. Pan Garlik mówił, że jest pani niezrównaną krawcową. Ze względów bezpieczeństwa, opuszczałam Scintille w pośpiechu i nie zabrałam większości swoich rzeczy. Potrzebuję uzupełnić garderobę. Jako pierwszy oficer muszę godnie reprezentować Ród Corax i moją panią. Czy zechciałaby mi pani w tym pomóc?

- Pan Nadsternik przecenił moje zdolności. - odpowiedziała cicho. Jednak mimo spuszczonego wzroku z onieśmielenia, że komandor de Vries wie o jej istnieniu, na jej ustach pojawił się odruchowo śladowy uśmiech. Możliwość bycia użytecznym dla kogoś tak dystyngowanego, stworzenie ubioru dla tak szlachetnej sylwetki zaparła w niej dech i bała się go wypuścić.

- Pozwól moja droga, że sama to ocenię. Czy Pan nadsternik mówił coś o celu tej wizyty?

- Nie, Pan Nadsternik nie wspominał. - wspomnienie wrednego uśmiechu Garlika pozwoliło jej odzyskać równowagę.

Pierwsza wskazała ręką paczuszkę Mariki, którą ze sobą przyniosła.
- Widzę, że Pan Garlik dotrzymał słowa i zorganizował jakieś materiały. Natomiast mam obawy, czy kolor czarny się wśród nich znajduje. Jestem w żałobie i staram się nosić na czarno, w ostateczności jakiś ciemny granat, albo szary. Myślałam o garniturze albo dwóch i sukni wizytowej. Na początek. Jeżeli wrócimy do Przyczółka, może uda mi się zakupić więcej tkanin. Na co dzień i tak chodzę w mundurze, ale potrzebuje czegoś bardziej reprezentacyjnego. Lubię prostą elegancję, ale posłucham pani sugestii. Czy ma pani jakieś swoje własne projekty, które mogłabym obejrzeć?

Radość raz po raz wzbierała w Marice. Była to scena tak z fantazji, że odczuwała konieczność uszczypnięcia się dyskretnie. Zamiast tego wykorzystała te uczucia, by zebrać odwagę i podejść do swojej torby. Z niej wyciągnęła swój szkicownik. Powoli, już go przeglądając, wróciła na miejsce.
- Mam parę projektów, choć nie wiem czy są godne Pani Komandor…-mówiła z zapałem, zapominając o etykiecie - o, ten będzie najle…
Marika zamilkła. Zeszyt zawierał różne stroje, na każdą okazję, niektóre bardziej śmiałe niż inne, jednak strona na której się zatrzymała zawierała bardzo ładną, zarazem dającą poczucie prostoty suknię. Widać było w szkicu talent artystki bowiem rysunek był bardzo żywy i realistyczny. Amelia, z pozycji w jakiej siedziała, mogła jednak dojrzeć, że oprócz niesamowitej dbałości formy o samą suknię, nie poskąpiono jej dla samej modelki.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem wpatrzona w dyskretnie uśmiechniętą postać Amelii de Vries w trakcie tańca.
- Może lepiej jeśli zrobię coś nowego. - ledwo wydusiła z siebie.

Pani Komandor nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. Spokojnie wyciągnęła rękę po szkicownik.
- Jesteś bardzo utalentowana, to piękny rysunek, aż mi teraz żal, że nie umiem tak tańczyć. Pochlebia mi, że wybrałaś mnie na modelkę, chociaż nie jestem przekonana, czy z moimi gabarytami bym się do tego nadawała.- Dodała z uśmiechem. - Mogłabym obejrzeć szkice? - Spytała łagodnie.

Marika przełknęła ślinę. Zamykając oczy podała szkicownik w stronę rozmówczyni.

Amelia wzięła do ręki szkicownik adiutantki Garlika i zaczęła go powoli przeglądać, kartka po kartce, uważnie przyglądając się jego zawartości.

Najnowszy rysunek, ten, który Pierwsza dostrzegła wcześniej pokazywał ją samą w aksamitnej, czerwonej sukni, zadziwiająco prostej, jednak jednocześnie bardzo zmysłowej, w trakcie tańca. Nie było widać partnera czy otoczenia, ale po samym zamaszystym obrocie można było wywnioskować, że nie była to jedna z sal balowych szlachty. Kolejna strona zawierała już znacznie bardziej stonowaną suknię, pasującą do szlacheckiego balu, noszoną przez tą samą modelkę. Jednak Amelia nie była jedyną przedstawioną na kartach. Choć dziedziczka de Vries dominowała w przypadku strojów balowych, wieczorowych czy wyjściowy, chyba najbardziej tajemniczym przykładem było przedstawienie jej w czarnej sukni podobnej do tej w której przedstawiona na portretach jest lady Winter, nawet z tym samym wyrazem twarzy, to inne typy strojów, zwłaszcza tych bardziej wyzywających dzierżyły inne modelki. Były one różnorakie, tak samo jak ich stroje. Większość z nich była dosyć swobodna, niektóre zadziwiająco wyzywające, z misterną plątaniną wstążek i pasków w odpowiednich miejscach. Było też parę strojów kąpielowych, bardzo misternych i zarazem strategicznie przyciągających męskie oko.
Jednak nie to było najdziwniejsze dla szlachcianki. Każda z tych kobiecych modelek, nadal bardzo dobrze odwzorowanych, niektóre nawet ze znajomymi twarzami, miały dorysowane różne karykaturalne deformacje. Jedna posiadała wielki, włochaty pieprzyk pod ustami, inna długie spiczaste uszy obrośnięte jakąś plątaniną futra, aż jedna postać, w wyzywającym dwuczęściowym kostiumie, uśmiechając się zalotnie, miała narysowaną pętle szubienicy na szyi.
W końcu Amelia natrafiła na pojedynczy projekt, przy którym się zatrzymała na chwilę. Projekt przedstawiał samą Marikę, w mundurze identycznym jaki nosiła teraz. Jednak rysunek ten nie oddawał rzeczywistości tak jak wszystkie poprzednie. Dziewczyna na nim miała inną sylwetkę, przypominającą wręcz chłopięcą, także twarz wyglądała brzydko i niezdrowo.
Kolejne kartki, bliżej początku początku szkicownika przedstawiały już jedną i tą samą kobietę. Była to kobieta średniego wieku, brunetka o delikatnym pogodnym uśmiechu, takim samym na każdym obrazku. Była przebrana w różnego rodzaju suknie i sukienki. Tych obrazków było najwięcej i pozwalały obserwować postęp umiejętności rysowniczki. Najpóźniejsze były perfekcyjne, lecz im bliżej początku coraz mocniej było widać niedociągnięcia. Ostatecznie jednak, choć przedostatni obrazek wydawał się ledwo rozpoznawalną ludzką sylwetką to pierwszy znów był zaskoczeniem. Była na nim mała dziewczynka, przypominająca Marikę, uśmiechnięta prosto na obserwatora, pośród łąki wypełnionej przepięknymi barwnymi kwiatami. Rysunek ten był wykonany z taką dokładnością, że miało się złudzenie, że jest to fotografia i tylko pewne uproszczenia artysty pozwalały rozpoznać różnice.
- Jeśli nic się nie podoba, to mogę narysować coś nowego, to nie problem, idzie mi to bardzo szybko. - odezwała się po dłuższej chwili adiutantka Garlika.
Pierwsza oglądała z zachwytem w oczach kreacje stworzone ręką adiutantki Tytusa. Choć z największą uwagą oglądała autoportret Mariki i te najwcześniejsze obrazki. Przy ostatnim portrecie zawiesiła oko na dłużej
Kiedy doszła do karykaturalnie oszpeconych modelek, uniosła brew.
- Widzę, że ma pani dość nietuzinkowe podejście do niektórych modelek. Zgaduję, że te biedne dziewczęta naraziły się pani znajomością z pani przełożonym. - Spytała łagodnie i z nutką rozbawienia w głosie.

Dziewczyna zarumieniła się mocniej niż myślała, że potrafiła. Mętlik w głowie nie pozwalał jej wymyślić odpowiedniej odpowiedzi.
- To, tylko taka zabawa. - wybąkała cicho.

Amelia wyrozumiale skinęła głową.
- Jak widać każdy potrzebuje jakiejś odskoczni, sposobu na radzenie sobie ze stresem. - Na jej ustach pojawił się znów ciepły uśmiech. - Nie ma w tym nic złego. - Po chwili namysłu dodała łagodnie. - Przyznaję, że sposoby pana Garlika mogą być kontrowersyjne, ale nie jest to niezgodne z regulaminem i dopóki nie rzutuje negatywnie na jego pracę, nie ma się co czepiać. Każdego dnia mierzymy się z niebezpieczeństwami i ogromnym ryzykiem, to normalne, że ludzie szukają pocieszenia, odskoczni. Zbyt mocno napięta nić pęka, tak samo jest z ludźmi. Czasem trzeba poluzować inaczej pękną.

- Przydałoby się, by był mniej rozluźniony. - prychnęła Marika. Wspomnienie jej szefa przekierowywało jej myśli i była znacznie swobodniejsza. - I tak żadnej z nich nie chce. To ja muszę potem świecić za niego oczami.

- W takim razie muszę mu pogratulować, że ma asystentkę, która tak dobrze ogarnia jego sprawy. Ma bardzo dużo szczęścia. - W oczach pani oficer zatańczyły figlarne ogniki. - Ja bardzo cenię pana Garlika. Jest świetnym pilotem, kompetentnym oficerem. Owszem z dyscypliną ma trochę nie po drodze, ale nawet on wie kiedy należy zachować powagę. Jego odwaga i poświęcenie przy ratowaniu załogantów podczas poprzedniej podróży przez osnową, bardzo mi zaimponowała.

Marika spojrzała z niedowierzaniem na Amelię.
- Jest arogancki, nadęty i porywczy. Co gdyby coś mu się stało i statek straciłby sternika? Zawsze działa, nim pomyśli. Ani trochę nie dbał o siebie do niedawna, nawet nie dał się opatrzeć po tych swoich eskapadach. Wszystko trzyma w sobie i nigdy nie pozwala sobie pomóc.
Po chwili jednak zrobiła zamyśloną minę.
- To prawda, ma swoje dobre strony, ojciec mi opowiadał. Nigdy nikogo nie zostawił w potrzebie. Na swój sposób także wypełnia swoje obowiązki. Tata też mówił, że jest bardzo dobrym pilotem.

- Pan nadsternik wygląda na osobę, która wiele w życiu przeszła. Przeczytanie jego dossier i kilka opowieści, którymi się ze mną podzielił, tylko to potwierdzają. Być może uciekanie w używki i przelotne romanse pozwala mu o czymś zapomnieć. Podejrzewam, też że przy pani pozwala sobie na dużo więcej, niż przy mnie. - Oddała szkicownik adiutantce. - Pani szkice i projekty niezmiernie mi się podobają. jestem pewna, że uszyje mi pani odpowiednie stroje i choć planowałam tylko dwa proste garnitury i czarną wizytową suknię, chciałabym też prosić o uszycie tej, przepięknej czerwonej sukni. Jest zachwycająca i nie potrafię się jej oprzeć.

Marika odebrała z wdzięcznością zeszyt. Była rozpromieniona perspektywą bycia użyteczną dla Amelii de Vries, ale starała się po sobie tego nie poznać.
- Oczywiście, zabiorę się za to jak najszybciej. - po chwili jednak namysłu zrobiła zdziwioną minę i dodała - Opowieści? Nadsternik nigdy mi nic nie mówi. Wszystko co o nim wiem przeczytałam w listach ojca. Choć przyznam, że dzięki temu wiem już bardzo dużo.

- Rozmawialiśmy raz czy dwa. Jako pierwszy oficer powinnam znać pozostałych członków kadry oficerskiej. - Posłała Marice kolejny ciepły uśmiech. - Przyznam, że mnie zaciekawiłaś. Pan Garlik miło wspominał pani ojca, zdaje się, że byli dobrymi przyjaciółmi. Chętnie posłuchałbym jeszcze jakiś opowieści o panu nadsterniku. - Dolała dziewczynie herbaty i podsunęła półmisek z ciasteczkami.

- Jest ich dużo. - Marika uśmiechnęła się, nieśmiało biorąc ciasteczko - Pewnie opowiadał takie by się nimi chełpić, ale ja czytałam też inne. - dziewczyna uśmiechnęła się podstępnie, zadziwiająco podobnie do miny jaką Garlik przyjmował w takich momentach - Na pewno nie opowiadał o swoich problemach z drobiem.

Amelia uśmiechnęła się delikatnie, powstrzymująć się od chichotu.
- Tą akurat opowiadał.

- Naprawdę? - Marika otworzyła oczy ze zdumienia, niemalże krztusząc się ciasteczkiem - Opowiadał jak przez niego zrobili abordaż na swój własny okręt, zwolniono kapitana, a on sam niemalże trafił na stół admirała jako główne danie?

- Zgadza się. - Amelia z trudem zachowywała powagę. - Wspominał też coś o kapitanie Lausek, czy pani ojciec pisał o tym? Chętnie posłuchałabym tej historii.

- Źle go oceniłam… - Marika stwierdziła ze zdumieniem i dodała już cicho pod nosem - Wyglądał prześmiesznie bez brwi i włosów…
- Kapitan Lausek? To był ich przełożony na Nieustającym? Chodzi o opuszczenie kaliarczyków?

- Chyba tak. Nie znam szczegółów, wspominał tylko o kapitanie przy okazji opowieści o drobiu. Z tego co mówił, to się musiał poróżnić z kapitanem mocno i pani ojciec mu to wyrzucał. To zdaje się był powód opuszczenia statku przez oddział pana Garlika i pani ojca. Chciałabym poznać tą historię. Czy zrobi mi pani tą przyjemność?

- Sama nie wiem czy znam ją dość. - Marika zafrasowała się - W jednym liście ojciec pisał, że jest dumny, pan Tytus opuścił kaliarską, jednostkę w której służyli, i za zasługi został adiutantem samego kapitana Lauseka. We flocie był on dowódcą Nieustającego. W kolejnym liście było napisane, że Tytus ich wszystkich wkopał, ledwo co go ojciec przed sądem polowym uratował oraz, że zostali przeniesieni na Aksamitnego Spowiednika. Napisał też o całym zamieszaniu na pokładzie, o tym jak myślał, że Tytus zdezerterował i jak się odnalazł w kuchni na Karmazynowym Mścicielu. Ojciec pisał, że gdyby nie był on ledwo żywy to sam, by go utłukł, a trzeba wiedzieć, że tata był bardzo łagodnym człowiekiem. To wszystko co wiem niestety.

- Rozumiem, w takim razie będę musiała zapytać u źródła. Pierwsza zamyśliła się na chwilę, ale potem dalej kontynuowała. - Ale odbiegamy od sedna sprawy. - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Będzie pani potrzebowała wziąć miarę, prawda?

- Tak, oczywiście. - rozbudziła się Marika. Wstała i wyjęła z torby tradycyjną, ręczną miarkę. Zapytała wstydliwie - Mogę prosić, panią Komandor?

Amelia wstała od stołu kiwając potakująco głową.
- Ależ oczywiście. Bez dokładnych pomiarów ubrania nie będą dobrze leżeć. Mam bardzo niestandardową figurę. - Podeszła na środek pomieszczenia, żeby miały wystarczająco miejsca. Następnie zdjęła marynarkę od munduru, potem spodnie i podkoszulek. Stanęła przed krawcową w samej bieliźnie, wyprostowana i gotowa na mierzenie. Miała dobre proporcje ciała, bardzo wydatną klatkę piersiową i szerokie biodra, razem z wyraźnie węższą talią tworzyły kształt klepsydry. Cała sylwetka była atletyczna i można by ją nazwać nawet zgrabną. Jedynie syntetyczne mięśnie zaburzały trochę te proporcje, zwłaszcza na udach i przedramionach. - Jak pani widzi, mam rozbudowane mięśnie, głównie za sprawą syntetycznych wszczepów. Chciałabym to zamaskować choć trochę w sukniach.

Marika skinęła głową zabierając się do mierzenia. Jej pomiary jak zawsze były bardzo szczegółowe. Raz po raz prosiła, by kobieta wykonała jakiś ruch by zmierzyć sylwetkę pod innym kątem.
-To nie będzie ani trochę problem, to kwestia lekkiego zmodyfikowania linii… wg mnie nie ma niczego do maskowania jednak. - powiedziała zamyślona. Nie mogła pomóc na to, by nie podziwiać tak doskonałej formy jak ta pierwszej oficer. Wyglądała dla niej jak żywy posąg, niczym siostra wojny, jednocześnie będąc bardzo kobieca. Spojrzała na siebie z rozczarowaniem, gdy mierzyła klatkę piersiową. Dzieliło je wszystko, równie dobrze mogłyby pochodzić z różnych gatunków.

Kiedy Pierwsza obracała się i zmieniała pozycję, by pannie Degauss było wygodne i mierzyć jej proporcje, przyglądała się z uwagą dziewczynie.
- Jest pani bardzo skupiona przy tym co robi, musi pani bardzo lubić szyć, mam rację? A to co zobaczyłam w pani szkicowniku upewnia mnie, że ma pani prawdziwy talent i wyobraźnię, panno Degauss. Na końcu szkicownika był portret dziewczynki. Czy to pani znajduje się na tym portrecie? I kto go wykonał. Widać rękę prawdziwego mistrza albo mistrzyni.

Marika ukryła emocje w skupieniu nad swoją pracą jednak jej głos brzmiał trochę smutno.
- Tak, to ja. Podobno w czymś co nazywa się ogrodem. Narysowała go moja matka, bym miała od czego zacząć. Miała prawdziwy... - głos dziewczyny stracił przez chwilę całkiem moc - talent.

- Na pewno byłaby z ciebie dumna, z tego jak rozwinęłaś swój talent i na jaką wspaniałą kobietę wyrosłaś. - Głos de Vries był miękki i łagodny. - Ja straciłam ojczyma, kiedy miałam dziesięć lat. Nie był moim biologicznym ojcem, ale wtedy innego nie znałam. Zawsze go podziwiałam, był szefem ochrony Lorda Gunara, a potem ja zostałam szefem ochrony Lady Winter. - Uśmiechnęła się do Mariki. - Bądź dumna z tego co osiągnęłaś, moja droga. Jesteś silną i inteligentną kobietą o wielu talentach. Jestem pewna, że daleko zajdziesz. Z przyjemnością będę obserwować jak się rozwijasz.

Dziewczyna była zaskoczona takimi słowami. Wzruszenie wypełniło jej pierś i ledwo powstrzymała wilgotne oczy. Miała problem z powiedzeniem czegokolwiek.
- Dziękuje, pani Komandor. - zabrała miarkę biorąc głęboki oddech - Mam wszystko czego mi potrzeba.

Arcymilitantka sięgnęła po swoje spodnie i zaczęła się ubierać. Zrobiła to szybko i sprawnie i gotowa stanęła przed swoim gościem.
- Dobrze, będę czekała na efekty pani pracy. Dawno już nie czułam ekscytacji w oczekiwaniu na nową kreację. - Uśmiechnęła się do dziewczyny serdecznie i pogłaskała ją czule po głowie, niczym starsza siostra. - Dziękuje, że poświęciła mi pani swój czas. Może pani już spakować swój ekwipunek. Odprowadzę panią do kwatery i pomogę nieść te rzeczy, wyglądają na ciężkie. Z drugiej strony, okazały się niepotrzebne, skoro skończyło się tylko na mierzeniu. - Roześmiała się, zapinając marynarkę.

Kiedy Marika zbierała swoje rzeczy, Pierwsza zebrała naczynia ze stołu i udała się do części kuchennej. Zostawiła je w zlewie a następnie dyskretnie włożyła do swojej torby starannie zapakowaną paczuszkę i butelkę, które schowane były w jednej z szafek. Torbę przerzuciła przez ramię i ponownie stanęła przy adiutantce nadsternika.
- Jestem gotowa, możemy iść.

Marika skinęła głową, stanęła przy drzwiach i wybąkała.
- Dziękuję.

Wyszły obie na korytarz i nieśpiesznie przeszły do windy, a następnie zjechały na poziom niżej, gdzie znajdowały się kwatery Mariki i innych niżej postawionych oficerów. Amelia odprowadziła dziewczynę pod same drzwi i postawiła ciężki bagaż w otwartych drzwiach do jej pokoju. Starała się nie rozglądać po pomieszczeniu wścibsko. Nie chciała bardziej zawstydzać adiutantki Tytusa. Podziękowała jeszcze raz za wizytę i pożegnała się uprzejmie z dziewczyną.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 09-11-2020 o 13:59.
Lua Nova jest offline  
Stary 05-11-2020, 10:34   #214
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni


Kiedy Marika zniknęła w swojej kwaterze i drzwi się za nią zasunęły, Amelia odwróciła się i wróciła na poziom należący do koterii. Zamiast jednak wrócić do siebie,zatrzymała się przed kwaterą nadsternika i zapukała, mając nadzieje, że uwaga o pilnym wezwaniu na mostek była tylko wymówką.

Drzwi po paru chwilach otworzyły się i stanął w nich uśmiechający się triumfalnie Tytus. Miał na sobie czarny bezrękawnik i dresowe spodnie. Miał przyspieszony oddech, a na jego czole widać było kropelki potu.
Gdy spostrzegł Amelię zdumiał się i zakłopotał.
- Witaj, nie spodziewałem się…- przerwał i dodał zaciekawionym tonem - Czyżby moja podwładna coś przeskrobała?

Archmilitantka uśmiechnęła się figlarnie widząc zdumione spojrzenie pilota.
- Chyba nie do końca wpisuje się w definicję lafiryndy, ale może dasz się przekupić butelką amasecu i ciasteczkami od Linusa, i wpuścisz mnie do środka?

Tytus otworzył szerzej oczy. Już stanął z boku zapraszającym gestem ustępując drogi oficer, gdy zreflektował się.
- Jedną chwilę. - powiedział z zakłopotaniem i zasunął drzwi.
Po pewnym czasie ponownie otworzył drzwi, ubrany już w koszulkę, wpuszczając Amelię do środka.
Pomieszczenie nie było duże choć brak sprzętów optycznie je powiększał. Jedną ścianę stanowiła zamaskowana w ścianie szafa, całkiem dobrze zamaskowana, choć obecnie wystająca przez szparę skarpetka i kawałek rękawa zdradzała ją wyraźnie. Na środku, na miękkim dywanie stała całkiem szykowna kanapa, wraz ze stolikiem, przy którym stał wygodny fotel i pufa. W rogu było standardowe biurko z terminalem i oprócz tego. Przy drzwiach stał pojedynczy wieszak, wraz ze stojakiem na mundur. W kolejnym rogu pomieszczenia stała mała mata, na której spoczywały dwa hantle. Nie było jednak w tym pokoju niczego co by świadczyło kto tutaj mieszka. Nie znajdowały się tu, poza skarpetką, żadne przedmioty osobiste.
- Zapraszam...proszę jej nie mieć tego za złe, trochę ją zmyliłem.

Amelia uśmiechnęła się pod nosem widząc osieroconą skarpetkę na podłodze.
- Przepraszam, powinnam uprzedzić, że przyjdę, a nie wpadać z nienacka. Miałbyś czas na spokojne ogarnięcie pokoju, wskazała oczami skarpetkową zgubę, pilotowi. Chyba, że gdzieś tu ukryłeś jedną ze swoich przyjaciółek i biedna siedzi w szafie. - Puściła oko do nadsternika. - Nie gniewam się na Marikę, to wyłącznie twoja wina, bo ją podpuściłeś. - Pogroziła mu palcem z żartobliwym uśmiechem.

Tytus szybko zgarnął zgubę i wcisnął do dobrze wkomponowanej w ścianę szuflady. Odwrócił się z uśmiechem.
- Winny. Przyznam, że chciałem jej utrzeć nosa, bo trochę się rozwydrzyła ostatnio. Choć mam nadzieję, że wizyta nie była zbyt dla niej stresująca.

- Mam nadzieję, że nie. Była spięta na początku, ale potem wydawała się być bardziej rozluźniona. Ja oceniam to spotkanie na bardzo udane. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że ja się też troszkę rozluźnię? - Podeszła do stolika i położyła swoją torbę na fotelu. Następnie rozpięła marynarkę od munduru i zdjąwszy ją przewiesiła przez oparcie mebla. Poluzowała kołnierzyk i podwinęła rękawy od koszuli. - Od razu lepiej. - Powiedziała z widoczną ulgą. - Podeszła znów do torby i wyciągnęła z niej pakunek wraz z butelką amasecu. - Masz kieliszki?

Tytus skinął potwierdzająco głową spoglądając pogodnie. Podszedł do ściany, na którą nacisnął otwierając barek. Sprawnym ruchem wyciągnął dwa kieliszki, podszedł do stołu i rozlał wino do obu. Usiadł na kanapie wskazując gestem na fotel rozmówczyni.
- Cieszę się więc, że mogłem stać się przyczyną nowej znajomości. Możesz się nie martwić. Marika jest naprawdę dobra w tym co robi. Pewnie w lepszych okolicznościach zdobyłaby małą fortunę projektując dla znamienitych rodów.

- Nie wątpię w to. - Przytaknęła Pierwsza. Zanim usiadła wygodnie w fotelu, wręczyła Tytusowi pakuneczek. - Mam nadzieję, że będą ci smakować. Miałam nadzieję dać ci je, kiedy przyszedłeś z Mariką, ale tak szybko uciekłeś, że nie zdążyłam. - Usiadłszy, poprawiła się na siedzisku i spojrzała na nadsternika. - Widziałeś jej szkicownik? Byłam zaskoczona, ale też pełna podziwu dla jej talentu.

Garlik wyłożył ciastka na talerzyk i położył na stoliku, częstując się jednocześnie.
- Widziałem kiedyś, dawno temu, odziedziczyła talent po matce. To ją rysuje w nim cały czas.


- Nie tylko ją. - Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie pozostałych modelek panny Mariki. - Znałeś ją? Matkę Mariki? Ile twoja adiutantka miała lat, kiedy jej mama zmarła? - Dodała już poważnym tonem.

- Nie poznałem jej nigdy osobiście. - Tytus zamyślił się - Ale sporo o niej słyszałem od jej męża. Była krawcową na dworze pewnego arystokraty. Zmarła… no powinienem był powiedzieć zaginęła rok temu. Marika miała wtedy 17 lat.

- Zaginęła? Co masz na myśli. - Pani Komandor zmarszczyła brwi.

- To przygnębiające, ale nie tak rzadkie niestety. - Tytus zmarszczył brwi - Została wezwana do swojego pana. Nigdy nie wróciła. - wypowiedź Garlika była z premedytacją lakoniczna, a ton jego głosu wyrażał cień złości.

Amelia słysząc to, zadrżała i objeła się ramionami. Zrobiła się blada jak płótno i przez chwilę na jej twarzy pojawił się cień strachu. W tym momencie wydawała się krucha i bezbronna.

Garlik poczuł się nieswojo i wypomniał sobie swoje niedelikatne podejście. Napił się z kieliszka zachęcając do tego też rozmówczynię.
- Wybacz, to… niezbyt przyjemna historia. Mogłem być … ostrożniejszy.

Kobieta również pociągnęła solidny łyk wina i jej policzki od razu nabrały kolorów. Choć nadal lekko drżała, powoli odzyskiwała równowagę. Pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się blado do nadsternika.
- To nie twoja wina, mój drogi. Ja… powiedzmy, że też mam złe doświadczenia z arystokracją.

Tytus uniósł brwi zdziwiony.
- Ale chyba nie…? - szybko skarcił się w myślach za to pytanie - Przepraszam, nie powinienem był.

- Nie...na szczęście, nie. - odpowiedziała cicho. Znów objęła się ramionami. - Ojciec… - Głos jej drżał. - go zastrzelił. Krew była wszędzie… Zanim umarł, złapał się mojej spódnicy i spojrzał mi błagalnie w oczy… - Nie patrzyła na Tytusa. Jej wzrok był pusty, a głos jej drżał.

Może nie rozumiał przez co przechodziła, ale wiedział, że coś powinien zrobić. Żadne słowo nie przyszło mu do głowy, więc wykonał drugą rzecz w kolejności. Mężczyzna odłożył kieliszek na stolik i wstał gwałtownie. Jednym krokiem stanął przy fotelu. Miał dosyć zaciętą i poważną minę. Delikatnie, jednak stanowczo podniósł kobietę i objął ją. Jego oddech był miarowy i głęboki. Starał się nie zrobić jej krzywdy jednak jednocześnie być mocnym oparciem.

Amelia nie protestowała, całkowicie poddała się Garlikowi. Pusty kieliszek, który trzymała w rękach upadł cicho na miękki dywan. Nawet nie zwróciła na to uwagi. Pozwoliła by ją schował w swoich ramionach i położyła głowę na jego piersi, zamykając oczy. Rytm jego serca powoli ją uspokajał.

Trwali tak dłuższą chwilę w ciszy. Oddech Pierwszej zrównał się z oddechem Tytusa. Kobieta uspokoiła się i uniosła twarz w górę, patrząc w oczy nadsternikowi. Wydawała się jeszcze bardziej krucha i delikatna, niż chwilę temu.

Powoli uniosła dłoń i delikatnie pogładziła pilota po policzku.
- Dziękuję, ja… nikt nigdy… to znaczy… - Wyszeptała cicho z lekkim zawstydzeniem. Na jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Uniosła się lekko na palcach w górę i musnęła usta Tytusa w nieśmiałym pocałunku.

Mężczyzna na pewno powinien być zaskoczony, wszakże zupełnie się nie spodziewał takiego obrotu, dodatkowo w pełni rozumiał, że ich zwykła zabawa, regularne droczenie się było stosunkowo niewinne. Było to sportowe, każde z nich rozumiało swoje granice, przypominało to bardziej przyjacielski sparring na szpady.
Lecz Tytus nie był człowiekiem, u którego chłodna analiza oraz skrupulatne rozsądzanie było wskazane. Był pilotem, większość decyzji musiał podejmować nim jego zmysły w pełni zarejestrowały zjawisko, które ich wymagało. Nie był to odruch, bo na taki nie można sobie jednak pozwolić w tak skomplikowanym środowisku. Dobrego pilota cechowało działanie instynktowne.
Usta sternika zachłannie wpiły się w usta kobiety, jednocześnie zacisnął uścisk mocniej. Był to czysty instynkt.

Początkowo zaskoczona gwałtownością nadsternika, Amelia poddała się jego pocałunkom. Przez głowę przeszła jej szybka myśl, że igra z ogniem. Zignorowała jednak ostrzeżenie podświadomości i pozwoliła by instynkt pokierował jej ruchami. Jej ręce objęły mocno plecy pilota, a usta odwzajemniły pocałunki z żarliwością, która nawet ją zaskoczyła.

Tytus wrócił do świadomości i kontroli. Z wyrazem zaskoczenia odsunął kobietę od siebie. Odwrócił się i przykucnął, by podnieść kieliszek po czym ruszył do barku by wziąć nowy. Potrzebował tego czasu, bycia odwróconym i skrytym przed nią, by zrozumieć co się stało. Wiedział, że było to niemożliwe, ufał temu bardziej niż swoim zmysłom, które go teraz zawiodły. Nie było łatwe dojść do ładu z faktami, postanowił, więc kupić sobie nieco czasu.
Odwrócił się już do Amelii z typowym dla siebie uśmiechem i nowym kieliszkiem w dłoni. Podszedł do stolika i nalał do obu wina. Rozbawionym głosem zagaił.
- No, nie wiem czy alkohol będzie dostateczną wymówką… trzeba chyba do tego dodać ogólny stres podróży oraz długą rozłąkę… nie sądzisz?

Amelia przez chwile stała jak uderzona obuchem. Podczas kiedy Garlik był od niej odwrócony, próbowała pozbierać myśli. Co się właściwie właśnie stało? Nie rozumiała tych wszystkich uczuć, które teraz się w niej kotłowały. Nadal czuła gorąco pocałunków nadsternika, próbowała uspokoić oddech. Kiedy Tytus odwrócił się do niej, spuściła wzrok i zarumieniła się. Powoli docierał do niej sens jego słów.
- Długą rozłąkę? - Powtórzyła głucho za mężczyzną. - O czym ty mówisz?

Garlik rozsiadł się wygodnie na kanapie i wzruszył ramionami. Upił trochę ze swojego kieliszka.
- Wiesz, chodzi o naturalnie nadchodzący zestaw. “To było nieodpowiedzialne, przecież tak się zwykle nie zachowuję, to nie przystoi, pochodzimy z zupełnie różnych światów, łączą nas tylko relacje zawodowe, to była tylko zabawa…” no i ostatecznie pewne uzasadnienie, coś co pozwala zbagatelizować to wszystko. “To było całe to napięcie podróży, samotność przez tyle miesięcy, rozłąka, niepewność jutra, za dużo alkoholu…”. - Garlik musiał przyznać, że pod koniec tej wypowiedzi udało mu się siebie całkowicie przekonać - Proszę się nie martwić, ja wiem, że postąpiłem niewłaściwie, wykorzystałem sytuację i głęboko przepraszam. To w pełni moja wina. Bardzo szanuje Maurice’a. Jestem gotowy ponieść dowolną karę po powrocie do portu Wander.

Pani komandor spojrzała na Garlika nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Próbowała znaleźć sens w plątaninie słów, które z siebie wyrzucał. W końcu jej wzrok padł na kieliszek na stole. Wzięła go do ręki i zupełnie nie po szlachecku wychyliła jednym chaustem, zupełnie jakby to była setka wódki. Usiadła na fotelu. Czuła jak wino szumi jej w głowie.
- Nie zamierzam uciekać się do takich tanich wymówek Tytusie. - Jej głos był poważny i spokojny, jakby w kontraście do wesołego tonu nadsternika. - To jak się zwykle zachowuję nie ma nic do rzeczy. Nigdy nie dbałam o to co przystoi, a co nie, nie muszę się nikomu tłumaczyć, a regulamin nie zabrania kontaktów członkom załogi. Nie jesteśmy nawet w tej samej sekcji. I co ma do tego wszystkiego Mauricio? - Przez chwilę zastanowiła się nad ostatnim zdaniem Garlika i po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Spojrzała Tytusowi prosto w oczy. - Mauricio jest dla mnie jak brat i zawsze traktował mnie jak siostrę. Nigdy żadne z nas nie czuło do siebie romantycznych uczuć, nie łączyły nas i nie łączą także żadne tego typu relacje. Nie mam zobowiązań wobec żadnego mężczyzny. - Poprawiła się w fotelu i sięgnęła po butelkę, ponownie napełniając swój kieliszek. Tym razem upiła tylko jeden łyk i kontynuowała. - Nie mam też prawa obwiniać cię o to co się stało. Jestem dorosła i nie boję się brać odpowiedzialności za swoje czyny. Już wcześniej dawałam ci sygnały swojego zainteresowania i teraz także nie pozostałam bierna. - Dodała już łagodniej. - Nie gniewam się na ciebie, po prostu czuję się teraz trochę niezręcznie i nie wiem jak powinnam się zachować.

Garlik wysłuchał w skupieniu. Jego wzrok zdradzał, że próbował ocenić słowa rozmówczyni.
- Rozumiem. - odezwał się zamyślony - Myślę, że będzie dla wszystkich najlepiej, jeśli uznamy, że ten incydent się nie wydarzył? To był zbieg wielu różnych czynników. Wygodniej będzie to zignorować i obiecać sobie poprawę.
Rozluźnił się na kanapie siadając wygodniej i skinął głową przybierając podstępny uśmiech.
- I nie masz powodu czuć się niezręcznie. Bardzo dobrze całujesz. Jest przestrzeń na poprawę, ale solidne 4 z plusem. - zaśmiał się.

Panna de Vries poprawiła się w fotelu i słuchała nadsternika z uwagą. Na jej ustach mimo woli pojawił się wyzywający półuśmiech.
- Pamiętaj, że wisisz mi zaległe korepetycje. Może powinnam się o nie upomnieć?

Garlik uniósł brwi i roześmiał się.
- Obawiam się, że stworzyłbym potwora. Już i tak niełatwo było się oderwać. - mrugnął.

Amelia teatralnie wzruszyła ramionami, choć w kącikach jej ust czaił się chytry uśmiech. Podniosła na niego szare oczy, w których czaiły się figlarne iskierki.
- Nieładnie panie nadsterniku. - Pogroziła mu żartobliwie palcem. - Najpierw rozpalasz w kobiecie żar, a potem zostawiasz ją po przystawkach. Obawiam się, że będę zmuszona odrzucić pańską propozycję o traktowanie incydentu za niebyły. Nie jestem już w stanie zapomnieć smaku pańskich ust.

Każda jota rozsądku mężczyzny rozkazywała mu się wycofać, nie brnąć dalej. Nie było ani jednego scenariusza, gdzie mogło to się skończyć dobrze. Wstał z kanapy ponieważ czuł potrzebę zmiany pozycji, pauzy na rozpatrzenie sytuacji. Pozwalało to też mu patrzeć z góry na oponentkę.
Nie potrafił jednak się wycofać, więc spojrzał podejrzliwe w stronę Amelii. Tytus Garlik nigdy nie przegrywa, nigdy się nie wycofuje. Ta ich gra go pożerała. Zamieszał w dłoni kieliszkiem patrząc z pewnym siebie uśmieszkiem na kobietę.
- Myślę, że mylisz to ze smakiem wina. - Tytus nadpił trochę - Ma bardzo zaskakujący bukiet. Mnie wydawało się takie surowe i skupione na początku, ewidentnie z wyższej półki. Jednak po czasie zaczęło uwalniać intrygujące aromaty. Przyznam, że nawet z moim długoletnim doświadczeniem nie mogę poradzić nic na to, że jestem zaintrygowany każdym łykiem. - wypił resztę napoju z kieliszka.
Podszedł do stolika z którego szybkim gestem chwycił butelkę nalewając do naczynia zawartość.
- Jednak jeśli nie będę się pilnował wypiję całe niestety. - popił z kieliszka raz jeszcze - Jestem pewien, że to kwestia tego wina.

Pani oficer powoli wstała z fotela, spojrzała tajemniczo na Tytusa, a na jej ustach czaił się drapieżny uśmieszek. Amelia była łowcą, łowcą który zwietrzył ofiarę i już jej nie wypuści z rąk. Powoli podeszła do nadsternika, nie odrywając od niego oczu. uniosła wyzywająco twarz ku niemu i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Hmm, być może masz rację mój drogi, powinnam to sprawdzić. Próbując obu rzeczy jeszcze raz i porównując. - Wymuruczała aksamitnym głosem. A następnie upiła łyk z kieliszka Garlika, wspieła się ponownie na palce i pocałowała pilota. I tym razem nie był to nieśmiały pocałunek.

Tytus odwzajemnił go delektując się smakiem. Upuścił kieliszek, który fortunnie upadł na stół nie wylewając nadto zawartości. Ramiona mężczyzny łapczywie obejmowały Amelię. Oderwał usta na zaledwie parę milimetrów spoglądając kobiecie głęboko w oczy.
- Jestem człowiekiem o określonej reputacji, Panno de Vries, jest panienka pewna, że chce igrać z ogniem?

Uśmiechnęła się do niego, skradając mu z ust krótkie pocałunki.
- Myślę, że nagroda jest warta ryzyka. - Pocałowała go raz jeszcze, tym razem bardzo namiętnie, a potem wyślizgnęła się zręcznie z jego objęć. - Muszę już iść, mam dzisiaj zajęcia z dziećmi. - Odsunęła się powoli od niego, patrząc mu figlarnie w oczy. Podniosła swoją torbę i ruszyła do drzwi. Zanim jednak je otworzyła, odwróciła się jeszcze raz do pilota. - Twoja marynarka nadal u mnie czeka. - Puściła do niego oko i wyszła na korytarz.

Kiedy Tytus został sam, jego wzrok padł na fotel, na którym jeszcze chwilę temu siedziała Amelia. Na oparciu przewieszona była jej marynarka od munduru.

Tytus na początku sięgnął po zgubę, lecz rozmyślił się. Zakorkował z wprawą resztę wina w butelce i usiadł ciężko na kanapie. Jego myśli były dosyć jasne. Całość tej znajomości już wcześniej była zbędnym ryzykiem, teraz stała się jednak absolutnym błędem. Nie oszukiwał się nawet przez chwilę. Zarówno Ramirez, mający dostęp do wszystkich systemów na statku, jak i Barca, specjalizujący się w tych rzeczach musieli, pewnie prędzej niż później zauważyć te ich schadzki. W obliczu obecnych zawirowań kreowanie jakichkolwiek podejrzeń było strzelaniem sobie w stopę. Całość jego persony składała się na to, że nie zwracał na siebie uwagi. Równie dobrze, mógłby narysować sobie cel na plecach.
Spojrzał na marynarkę lustrując ją szczegółowo. Racjonalnie było założyć, że Amelia zamierza go do czegoś wykorzystać. Nie tak, że zamierzał stawać na drodzę komukolwiek. Nie była rodzajem kobiety, które wybierał. Zawsze to on rozgrywał karty, zawsze to on miał inicjatywę. Nie była ani trochę w jego typie.
Spostrzegł swój pozostawiony kieliszek na stoliku. Podniósł go i uważnie przyjrzał się jego zawartości. Wino dalej roztaczało przyjemną woń, kusiło intensywną barwą. Wiedział doskonale, że wystarczy mu na dzisiaj i lepiej będzie je wylać.
Tytus Garlik z zachłannością wychylił cały kieliszek nie pozwalając ani kropli zostać na ściankach.

Pierwsza w milczeniu wróciła do swoich kwater. Zablokowała drzwi i rzuciła torbę na krzesło. Miała jeszcze trochę czasu przed zajęciami, zdąży wziąć prysznic. Zsunęła buty, powoli rozpięła koszulę i rzuciła ją na kanapę, w ślad za koszulą poleciały spodnie. Podeszła do lustra, przyglądając się swojej twarzy, nadal miała lekko zaróżowione policzki, a idealnie ułożone wcześniej włosy, były teraz w nieładzie. Podniosła ręce i wyciągała wsuwki, przytrzymujące koka. Włosy rozsypały jej się na ramiona. Powoli przyłożyła czoło do chłodnej tafli lustra i zamknęła oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Joer : 09-11-2020 o 14:12.
Joer jest offline  
Stary 06-11-2020, 07:29   #215
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzony z MiRaaz

Tuż przed wyjściem z Osnowy, Błysk Cieni, Warsztat


Astropatka nie była pewna ile to wszystko już trwało. Zdążyła się przyzwyczaić do posiłków z kroplówki, choć jej masa wyraźnie na tym ucierpiała. I jak Bel zawsze uchodziła za szczupłą, teraz wydawała się być chuda. Nie pomagały też cienie pod oczami, efekt ciągłych bólów głowy, do których także zdążyła przywyknąć.
Było jednak coś co niepokoiło ją bardziej. Ilekroć podczas wróżby pojawiała się karta odkrywcy,ona myślała o Ramirezie i swej dawnej przepowiedni. Jaki świat odkryje dla nich techkapłan… czy odkryje go dla nich, czy tylko dla siebie. Niepewność przygnała ją do wrót jego pracowni i zachęciła by mimo słabości odnaleźć mężczyznę w jego sanktuarium.

Ramirez się zaszył. Jeden z techkapłanów wskazał w świątyni Omnisjasza jaką była maszynownia drogę do jednego z bocznych pomieszczeń. Gdy tylko Astropatka przekroczyła próg tegoż segmentu maszynowni zasunęły się za nią drzwi. Zapach przepracowanego oleju był przytłaczający, ale nie miał nic wspólnego z zapachem jedzenia.

W pomieszczeniu panował mrok. Jedynie na podłodze paliły się lampy sygnalizacyjne trasę przejścia.

Na końcu trasy znajdowała się kotłowanina kabli różnego rodzaju. W pierwszej chwili, w półmroku panującym wokól dwa mechacendryty wyglądały niemal identycznie jak plątanina przewodów.

Głównym źródłem światła była serwoczaszka, która w szeroko rozwartej szczęce unosiła świetlista kulę.

- Czymże sobie zasłużyłem?

Bel przyjrzała się z zainteresowaniem serwoczaszcze. Świetlista kula raziła ją, przypominała o bólu głowy. Nie unikała jej jednak.

- Ciszą? - Odpowiedziała nieco niepewnie. - Karty wskazały, że będziesz.. istotny… a mnie zaniepokoiło iż ostatnio tak często pojawiasz się na różnorakich spotkaniach w swym pancerzu. Czyżby coś się działo?

- I maszyna będzie przedłużeniem twej woli. Twym ciałem. Gdyż mięso jest słabe. Wers czterdziesty czwarty psalmu Maszyny.

Ramirez wychynął gdzieś spomiędzy przewodów. Tym razem nie miał zbroi. Miał na sobie czarny skórzany fartuch, który na klatce miał wymalowany czerwoną farbą cog mechabicum.

Sam kapłan był wysmarowany olejem i innymi “sokami z wnętrza statku”. Na twarzy miał okulary ochronne, które nie pozwalały zobaczyć jego oczy.

- Osnowa może doprowadzić do pewnych… komplikacji. Lepiej być gotowym. Ty wiesz najlepiej. Ciebie nie dzieli od niej blacha Błysku Cienia, prawda? Nie tak jak mnie.

- Tak… bliskość osnowy mocno na mnie oddziałuje… na wszystkich astropatów. - Bel przyjrzała się tech kapłanowi. Przyjrzała się mężczyźnie jako, że przy ostatnich spotkaniach mogła co najwyżej przejrzeć się w co bardziej błyszczących fragmentach jego zbroi.
W półmroku zwracały uwagę jego tatuaże, które były dziwnym połączeniem plemeinnych malunków z zaawansowanymi schematami układów scalonych. Wszystkie wykonane lustrzaną farbą, przez co teraz w półmroku odbijały na przemian jasne światło serwoczaszki z czerwoną poświatą oświetlenia ewakuacyjnego. Ramirez stojący bokiem do Belitty miał szereg implantów na plecach. W zasadzie całe jego plecy zdawały się maszyną. Obrastały mięśniami i skórą do pewnego miejsca, skąd dalej niemal płynnie przechodziły w plątaninę plastali i tworzyw sztucznych.

- Tu jednak… czuję się lepiej. - Astropatka rozejrzała się po warsztacie nim przeniosła wzrok z powrotem na techkapłana. - Jakich komplikacji się spodziewasz?

- Statek poradzi sobie ze wszyskim. On będzie przemierzać osnowę na długo po zakończeniu życia wszystkich załogantów. Tak jak przemierzał ją na długo przed naszymi narodzinami. Jednak w tej chwili blisko dwadzieścia procent załogantów to serwitoy.

Ramirez zawahał się na moment, jakby dając czas na przemyślenie Belicie.

- Najgorsze co może nas spotkać to szaleństwo i mutacje osnowy. O tyle o ile n to drugie serwitory pozostaną niewzruszone, o tyle szaleństwo może dotknąć je w podobnym stopniu co nas. A nawet większym, bo one nie mają swej własnej siły woli.

Ramirez wyszedł z plątaniny kabli i zbliżył się do Belitty. Była wysoka. Teraz stojąc naprzeciw niej nie miał już na sobie zbroi, która dodawała mu kilkanaście centymetrów. Stał naprzeciw niej w swoich ochronnych okularach, a jeden z mechadendrytów zakończony podłużnym ostrzem o szerokości dwóch palców wił się na wysokości głowy astropatki.

- Staram się minimalizować ryzyko ich szaleństwa.

- Obawiam się, że jeśli nie będzie tu choćby jednego sługi Imperatora, będzie to jedynie statek widmo. - Bel przyglądała się z zainteresowaniem przedmiotowi znajdującemu się niepokojąco blisko jej twarzy. - Do czego używasz tego ostrza? - Na chwilę zamyśliła się i jakby coś do niej dotarło. - Czyli… twoje serwitora mogłyby samodzielnie sterować statkiem?

- Nie - Ramirez zignorował pytanie o ostrze, ale mechadendryt zwinął je wysuwając w jego miejsce końcówkę podobną do śrubokręta. - Statek nie potrzebuje nikogo, żeby latać. Jego Duch go prowadzi. My jesteśmy tu tylko gośćmi. Pomyśl tylko… teraz jeden Nawigator wie co dzieje się wokół. I musimy na nim polegać. Tymczasem Błysk ma świadomość wszystkiego.

Ramirez stał moment w zamyśleniu.
- Cóż cię sprowadza? Bo chyba nie dyskusja o serwitorach, prawda?

- Ilekroć sięgam do kart pojawia się w nich odkrywca… karta, która kiedyś wskazała mi na ciebie, jakby przypominając, że masz tu istotny cel. A mi… że powinnam strzec by został wypełniony. - Bel podeszła do elementu nad którym pracował dotychczas techkapłan. - Zaniepokoiło mnie iż pojawiłeś się na naradzie w pancerzu… czy coś wzbudziło twoje obawy?

Ramirez wzdrygnął się na moment.
- Pancerz… on ma wiele zastosowań. Można prowadzić diagnostykę w obszarach pozbawionych powietrza.

- Nie przypominam sobie by na naradę odcięto powietrze. - Bel przechyliła głowę obserwując techkapłana swymi pustymi oczami.

- Eee. Ja…. wracałem z przeglądu po trafieniu w burzę.

- Och… duże mieliśmy uszkodzenia? - Wzrok Bel przesuwał się po sylwetce Ramireza. - To nie kłopot, że musisz wykonywać naprawy w osłonie?

- Straciliśmy możliwość kontroli silników manewrowych. Co stanowi dyskomfort dla ludzi Tytusa na mostku. Póki co nie możemy nic z tym zrobić. Ale to wiem teraz, wtedy byliśmy w trakcie wstępnej oceny sytuacji. Nawet gdybyśmy wykorzystali do tego serwitory, to potrzebowalibyśmy kilku techzorcystów do ich oczyszczenia. Będzie to też problem w przypadku ewentualnej walki po wyjściu z osnowy.

Jakby słysząc go statek zatrzeszczał swoją stalową konstrukcją. Bel rozejrzała się po warsztacie.

- Według przepowiedni… niezależnie czy postanowimy się dogadać z naszą konkurencją, czy z nią walczyć… efekt będzie ten sam. Statek nie nadaje się do walki. - Astropatka wyrzuciła z siebie pytania. Po czym zreflektowała się. - Wybacz… przeszkadzam ci. Jeśli nie chcesz odpowiadać… czy mogłabym tu chwilę zostać?

- Możesz zostać. I statek nadaje się do walki. Zawsze i wszędzie.

Astropatka przysiadła na jednej ze skrzyń.
- Mówiłeś jednak, że będzie problem jeśli dojdzie do walki po wyjściu z osnowy.

- Problemem będzie manewrowość. A to miała być nasza główna przewaga. Ale tak czy inaczej nie wiemy co czeka nas na miejscu.

Ramirez wrócił do plątaniny kabli i zaczął je przerzucać w zdałoby się losowy sposób pomiędzy mechadendrytem a dłońmi. Serwoczaszka również zmieniła pozycję zarzucajać go snopem światła.

- Do czego służą urządzenia na twoich plecach? - Bel wpatrywała się w pochylonego mężczyznę, rozważając w głowie zarówno to co pokazały jej karty jak i słowa Amelii.

Medyczny mechadendryt wystrzelił w jej stronę. Miał dwa metry długości i najwyraźniej zaczął skanować od góry do dołu ciało Astropatki.

- Jakie urządzenia?

Astropatka zawahała się, wstała jednak z miejsca na którym siedziała i podeszła do tech kapłana.

- Na przykład to. - Powiedziała cicho dotykając niepewnie jednego z implantów.

Serwoczaszka obleciała dookoła Astropatkę uważnie obserwując.

- Po trzydziestu latach nauki każdy z nas przyjmuje święcenia. W ramach święceń otrzymujemy błogosławione implanty. Ten na plecach to cyberpłaszcz. Jest połączony bezpośredniio z kręgosłupem, bo to tam są nerwy dzięki, którym ludzie poruszają kończynami. Dlatego dzięki niemu mogę poruszać każdym z mechadendrytów z taką łatwością, z jaką ty ruszasz dłonią czy nogą. To część mnie. Nie urządzenie. Żaden z nich nie jest urządzeniem. Ten oświetlony delikatnym błękitem implant na wysokości łopatki to cewka potencji. System pozwalający zasilać inne implanty. Jest rezerwą energii. W razie konieczności można nim zasilać małe urządzenia. Elektroinduktory to też implanty. Choć wyglądają jak tatuaże. Służą do przewodzenia Świętej Iskry. Pamiętasz Magosa Karambola? Jego krąg kapłański cały swój kult opierają wokół rozwoju zdolności ich elektroinduktorów.
Ramirez dał chwilę na przetrawienie informacji Belicie podczas gdy jeden z mechadendrytów ją najwyraźniej skanował.
Dłoń astropatka przesunęła się najpierw na błyszczący na niebiesko implant, a potem po tatuażu. Nie wydawał się być czymś niezwykłym.
- Niesamowite… mogłabym powiedzieć, że są podobne do moich tatuaży. - Powoli oderwała palce od ciała techkapłana. - A tym…- Wskazała na mechadendryt. - Sterujesz ty?

- Tak. Mechadendryty są oznaką statusu. I umiejętności. Ten świadczy o mojej znajomości w zakresie medicae.

- Czyli jakby sprawdzasz… moje zdrowie? - Bel przyjrzała się z zainteresowaniem urządzeniu. - Ja na znak statusu mam wytatuowaną głowę… większość astropatów traci włosy i normalny wzrok gdy dotyka ich Imperator.

Dłoń astropatka powróciła na plecy techkapłana i dotknęła kolejnego implantu.
- A ten?

Pod jej dotykiem kolejne dwumetrowe ramie z gracja węża odwróciło się iruszyło jej na spotkanie. To już znała. To tutaj było zamontowane ostrze, które ją powitało.

- Uświęcony mechadendryt narzędziowy. Świadectwo osiągnięcia mistrzowstwa w ścieżce Silnikowidza. Używany głównie w ceremoniach. A co do badania, to przede wszystkim opiera się na badaniu różnych spektrów fal. Ale pozwala też prowadzić proste analizy.
Końcówka medycznego mechadendrytu zabłysnęła igłą.

Astropatka nagle zdała sobie sprawę, że poza plątaniną kabli dwa plastalowe węże zdawały się ją otaczać.

- Moje wyniki.. mogę teraz nie być miarodajne. Osnowa mocno na mnie wpływa.. zaburza moje funkcjonowanie. - Jej palce powędrowały wzdłuż tatuażu docierając do kolejnego implantu. - A ten? Och.. i wrócił mechadendryt z ostrzem… - Bel zastanawiała się czy powinna czuć niepokój, ale… nie… jednak Imperator naznaczył Ramireza i cokolwiek uczyni… najwyraźniej ma to na celu osiągniecie wybranego dla niego celu. - … Czy przeszkadza ci to co robię?

- Ja… - techkapłan zawahał się. - Nie przywykłem. Tam, na cyberpłaszczu są jeszcze trzy sloty gotowe do instalacji nowych mechadendrytów. Nagrody za zdobycie nowych światów. Nagrody za starcie na proch naszych wrogów.

Odwrócił się twarzą do Astropatki. Czarne jak noc szkła okularów ochronnych skrywały jego oczy, ale patrzył na nią uważnie.

- Dlaczego tu jesteś?

- Dlaczego przyszłam.. już ci powiedziałam. - Palec Bel powędrował dalej natrafiając na kolejny implant. Obserwowała je z fascynacja,w ogóle nie zwracając uwagi na spojrzenie techkapłana. Tak dziwne twory mogły służyć Imperatorowi… tak złożone i absolutnie dla niej niezrozumiałe. - Jeśli pytasz czemu tu zostałam…. osnowa zawsze na mnie oddziałuje. Zazwyczaj to jedynie ból głowy.. teraz jednak czuję potworne mdłości. Tutaj zniknęły.. zapewne dzięki zapachowi maszyn.. smarów.

Uniosła wzrok rozglądając się przez chwilę po warsztacie i panującym w nim nieładzie… a może raczej ładzie, którego nie była w stanie pojąć?

- Ciekawi mnie czemu Imperator wskazał na ciebie… - Opuściła wzrok spoglądając bezpośrednio w okulary Ramireza. - Chcę to zrozumieć, a wszystko w tobie stwarza tylko kolejne pytania… Mogę jednak przestać.

- Nie czuję się narzędziem w rękach Imperatora. W każdym razie nie w tej chwili.
Odpowiedział Ramirez. Był wyraźnie zmieszany jej bliskością, albo czymś innym.

- Nie musisz się nim czuć.. dla każdego z nas naszykowano plan, dla innych bardziej, dla innych mniej znaczący. - Bel odsunęła dłoń spoglądając na plecy techkapłana. Była ciekawa pozostałych, znajdujących się na nich urządzeń.

Sięgnął dłonią w stronę swojej szyi. W tym miejscu pod skórą znikały przewody częsci implantów podłączonych do mózgu.

- I czegóż może chcieć? Cóż znaczącego miałbym wykonać ja?

- Według mnie… to dzięki tobie ród corax odzyska to co stracił. Ale ja tylko interpretuję karty. - Bel uśmiechnęła się spoglądając na znikające pod skórą przewody.

Gdy Ramirez znów odwrócił głowę to wyraźnie widziała jak stalowy oplot współgra z ruchami jego mięśni.
- Zobaczymy cóż uda nam się osiągnąć na Grace. Barca pokłada wielkie nadzieje w tamtejszej placówce medycznej. Amelia zdaje się również.

- Ja.. i inni również, bo inaczej nie postulowalibyśmy za podjęciem tego zadania, a ty? - Bel kusiło by sięgnąć do dziwnych splotów, sprawdzić czy są prawdziwe, ale powstrzymała się, zaciskając dłonie.

- Ja nadal zbieram dane - odpowiedział techkapłan

- A jakie rozważasz opcje? - Astropatka uśmiechnęła się. - Jestem też ciekawa.. nie przywykłeś.. a jednak ktoś wykonał ten tatuaż.. ktoś zamocował te implanty czyż nie? Chociaż.. czy wykonałeś je sam?

- Większość z nich powstała w kuźniach Marsa. Kilka w systemach Lathe w sektorze Calixis. Wykonywanie takich implantów to tygodnie pracy. Nie wspominając już o konieczności posiadania odpowiedniego schematu. Zazwyczaj te implanty montują inni kapłani.

- Więc czemu mój dotyk cię niepokoi? - Bel przyglądała się mężczyźnie z zaciekawieniem.

- Czy czujesz we mnie Pustkę? - wypalił w końcu.

Bel spojrzała na niego zaskoczona, po czym ponownie przyłożyła dłoń do pleców techkapłana. Chwilę zastanawiała się nad tym pytaniem, czując pod palcami skórę.. jakiś implant.. ciepło.
- Nie… uwielbiam pustkę.. ciszę… twoje ciało jest jednak pełne. - Powiedziała tak spokojnie jakby pytanie było zupełnie normalne.

Odwrócił się do niej. Zrobił to tak szybko, że część kabli oplotła astropatkę.
- Mówię o tym - szybkim ruchem zdjął okulary ukazując… zupełnie normalne oczy.

- Pozwól. - Bel sięgnęła dłońmi do twarzy techkapłana i ułożyła dłonie na powiekach mężczyzny. Czyżby i jemu doskwierała osnowa? Próbowała wyczuć czy coś jest nie tak.. obawiała sie, że jego odczucia są takie jak jej w ostatnim czasie w związku z zapachem jedzenia. Na ile wrażliwi byli techkapłani na to co się działo na zewnątrz? Jeśli doświadczał tego po raz pierwszy.. mogło być to przerażające. - Wszystko jest dobrze… Spójrz na mnie.. na moje oczy… One są puste… nie twoje. Cokolwiek czujesz… to osnowa.. to duchy, które plączą twoje myśli.. nie pozwól im na to.

W jej dotyku było coś, co uspokajało Techkapłana. Coś tak zupełnie innego od tego co ostatnio przeżywał. Pozwolił jej pozostawić dłonie na miejscu, nie wiedząc czego spodziewać się dalej.

Bel zsunęła dłonie z powiek techkapłana na jego policzki i uśmiechnęła się.
- Spójrz na mnie… wszystko naprawdę jest dobrze. Ja mam mdłości czując zapach świeżego jedzenia i tak jak twoje odczucia te nie są normalne.

Ramirez mrugał wpatrując się w oczodoły Belitty.
- Nie widzisz tego, ale moje oczy są kompletnie czarne. Powinienem je usunąć.

- Mimo tego jak wyglądają moje oczy, widzę bardzo dobrze. Imperator daje nam możliwość widzenia tego jak spłata się rzeczywistość. - Astropatka delikatnie sięgnęła do powiek techkapłana i przesunęła palcami po nich. - Czujesz je prawda? To że ich nie widzisz nie może zaburzyć odczuwania… czemu chciałbyś je usunąć?

- Bo są czarne jak obsydian? Zmutowane…

- Nie są… pytanie czy ufasz mi na tyle by uwierzyć że to złudzenie? - Astropatka przyglądała mu się uważnie. Czy to w tym mu przerwała? Czy po to było to ostrze? Nie chciała by uczynił sobie krzywdę ale nie była dobra w uspokajaniu ludzi. Powoli zaczęła masować jego skronie, jak czyniła dla siebie gdy bolała ją głową. - To tylko podszepty osnowy… czy gdyby twoje oczy były dziwne… czy moja reakcja powinna być taka?

- Nie. Chyba nie. - Belitta wyraźnie trafiła odwołując się do logiki kapłana.
- I chyba nie miałabyś interesu w okłamywaniu mnie.

- Absolutnie nie czuję takiej potrzeby. Od kłamstw jest na tym statku Christo… ale to jego gry. - Bel kontynuowała powolny masaż wpatrując się w twarz techkapłana. - Staraj się nie myśleć o tym… skup na czymś innym.

- Dziś mieliśmy wyjść z Osnowy. Dlaczego tyle to trwa? - powiedział Wizjoner silnika, a jego ciało zamarło kompletnie.

- Jeśli pytasz o lot… myślę, że wiesz na ten temat więcej niż ja. - Bel wodziła niespiesznie palcami po skroniach Ramireza. - Jeśli pytasz o to co czynię… mogę przestać. Mi to pomaga uspokoić myśli… pomyślałam, że i może tobie pomoże. Jeśli zaś pytasz o te swoje odczucia… to są one prawdopodobnie powiązane z pobytem osnowie… ale zdarza się że pozostają i po wyjściu z niej.

- Zawierzę twemu świadectwu. Nie pozbędę się tych oczu. Jeszcze. Ale jeżeli często masz te bóle głowy, to może usunąć ci część ciała migdałowatego z czaszki? Moglibyśmy zrobić obejście ze slotem pamięci. Choć nie wiem czy operacja mózgu nie zakłóci nadnaturalnej percepcji. - Obserwował reakcję astropatki.

- Obawiam się, że moje zdolności są jednak potrzebne i nie mogę ryzykować ich utraty. - Bel po raz pierwszy od dawna zaśmiała się. Cicho, ale jednak. - To tylko ból głowy… to tylko… niedogodność. Niewielka cena jaką przychodzi mi płacić za wielki dar.

Ramiez skinał głową. Jego świat stawał na głowie. Nie mógł ufać własnym zmysłom, miał zaufać komuś innemu. Ale wszystko wskazywało, że jednak z pomieszczenia wyjdzie z oczami na miejscu, a nie upchanymi w kieszeń kombinezona.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-11-2020, 11:35   #216
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Alarmowe klaksony nie cichły na dłużej jak kilkanaście minut, swymi zmiennymi tonami infomując załogę o kolejnych fazach procesu opuszczania Osnowy. Ukryci głęboko pod grubą skorupą pancerza, członkowie załogi nie mieli pojęcia o tym, co działo się na sąsiednich podpokładach, o sytuacji na zewnątrz okrętu już nawet nie wspominając. Większość pogrążona była w żarliwych modlitwach, wyraźnie niż jeszcze dzień wcześniej odczuwając nandanturalny ucisk w skroniach i zmącone myśli. Drapieżcy Osnowy wiedzieli, że ich ofiara zaczyna się wymykać, toteż atakowali migotliwe Pole Gellara ze zdwojoną zajadłością. Jęki wyginanych wręg mieszały się ze skrobotem i nieludzkimi piskami dobiegającymi zza ochronnego kokonu, budzącymi trwogę sparaliżowanych własną bezradnością załogantów.

Obsada mostka tkwiła w komplecie na swoich stanowiskach, razem z niepodpiętymi jeszcze do terminali serwitorami. Moment przejścia pomiędzy wymiarami bywał bardzo niebezpieczny, bo ledwie sekunda przyśpieszenia procesu przeskoku między napędami mogła wystawić okręt na ułamek chwili bez ochrony Pola Gellara – a ten jeden ułamek chwili mógł przesądzić o losie trzydziestu tysięcy ludzi. Większość serwitorów na mostku fregaty przypominała maszyny, wszystkie łączył jednak wspólny mianownik: organiczny mózg. Podobnie jak ludzie, hybrydy były bezbronne wobec demonicznej inkursji, a podpięte w momencie opętania do Ducha Machiny okrętu, mogły poczynić nieopisywalne szkody.

Seneszal Barca stał w rozkroku po prawicy kapitańskiego tronu, dzieląc swoją uwagę pomiędzy zasiadającą na nim Amelię de Vries, pochylonego nad konsoletą Garlika Tytusa i krążącą dostojnie pomiędzy kogitatorami postać czcigodnego prezbitera. Instytuacja Adeptus Mechanicus reprezentowana była na mostku przez spory kontyngent wysokich rangą magosów, monitorujących wszystkie procesy życiowe budzącej się z letargu aparatury, emitujących przez swe wokodery cyfrowe modlitwy, roztaczających wokół charakterystyczny zapach kadzidła i smarów.

- Wyjście za trzy... dwa... jeden... przeskok – z głośników zawieszonych po bokach tronu dobiegał silnie zniekształcony głos anonimowego służbity Domu Visscherów, pozostającego w ustawicznym kontakcie z pogrążonym w transie Nawigatorem. Nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni w swym życiu Christo poczuł przypływ szacunku dla siły woli i wytrzymałości psionika wiodącego okręt przez prawie dwa miesiące niewyobrażalnego wręcz wysiłku, bez chwili przerwy, bez odrobiny odpoczynku, zdanego wyłącznie na złożony system podtrzymywania życia pompujący w krwioobieg Nawigatora morderczy koktajl chemikaliów i środków odżywczych.

Seneszal wyprostował się czując nagłe drgnięcie kadłuba, po którym kakofonia charakterystycznych dla tranzytu dźwięków w jednej chwili ustała. Odcięta od świata zewnętrznego aparatura mostka wciąż jeszcze pozostawała ślepa, ale Christo już wiedział, że transfer dobiegł końca. Zdradzał to niechybnie pomruk konwencjonalnego napędu rozbrzmiewający w przewodach energetycznych oplatających mostek, ale znacznie bardziej odczuwalne było zniknięcie wrażenia czyjejś ciągłej obecności w myślach, poczucia bycia obserwowanym w każdej sekudzie lotu. Ucichły ledwie rejestrowane na skraju percepcji szepty, zniknęły cienie dostrzegane w zakamarkach okrętu jedynie wtedy, kiedy spoglądało się na nie kątem oka.

Błysk Cieni znalazł się z powrotem w wymiarze materialnym, przywiedziony do celu półtoramiesięcznej podróży przez trwającego wciąż w stanie pogotowia Bartholema Visschera. Nawigator ciągle jeszcze pozostawał w transie, nikt nie mógł bowiem wykluczyć ryzyka natychmiastowego awaryjnego skoku w Osnowę, gdyby na miejscu dolotu objawiło się nieoczekiwane zagrożenie.

- Rozruch funkcji złożonych Ducha Machiny – rozkazał wyprostowany Nadsternik – W imię Boga-Imperatora i dynastii Coraxów, chcę kompletne skany systemowe i chcę je w ciągu następnych piętnastu minut.

Odpowiedziało mu kilkadziesiąt przepełnionych podnieceniem głosów. Wpięci do sieci serwitorzy jęli uruchamiać protokoły rozruchu skanerów, radionamierników, sensorów wszalekiego typu i rodzaju. Ożyły wyłączone na czas tranzytu terminale zewnętrznych kaner, zapłonęła niebieska poświata resetowanego głównego holoprojektora.

Oficerowie z obsady mostka starali się ukrywać swe ożywienie, ale nie było chyba w pomieszczeniu nikogo, kto nie myślałby o tym, co lada chwila miało się pojawić na ekranach kogitatorów.


Fregata opuściła Morze Dusz i znalazła się z powrotem w wymiarze rzeczywistym. Następuje reset i rozruch wszelkiej aparatury pomiarowej (wyłączonej na czas przelotu przez Osnowę, by nie skaziła umysłów załogi przekazami demonicznych manifestacji). Poproszę teraz Joera o kilka zdań opisu na temat pracującego nad holoprojektorem Garlika oraz – co najważniejsze – rzut na k100 w teście pierwszego skanowania systemu.


 
Ketharian jest teraz online  
Stary 10-11-2020, 13:49   #217
 
Joer's Avatar
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Maius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Tytus Garlik momentalnie zaczął sprawdzać wszystkie systemy diagnostyczne. Trochę irytowało go wyczekiwanie, aż wszystko zacznie działać i dane spłyną do jego terminala. Żółte znaczniki potencjalnych błędów, wedle spodziewań, powoli zmieniały barwy. Większość szybko przekuwała się na zielono, jednak czerwone światła w okolicach kontroli silników wprawiły nadsternika w podły nastrój.

Na środku mostka pojawiła się jaskrawa wizualizacja systemu, wyraźnie dla tych, którzy nie mieli dostępu do systemu w sposób bezpośredni tak jak Techeminencja. Garlik nałożył na razie historyczny zapis układu, przygaszony na szaro. W miarę jak radary i skanery penetrowały tajemnice systemu, a duch maszyny przeprocesowywał dane dając interpretację dla prostych ludzkich umysłów obraz ten nabierał kolorów oraz zmieniał się by oddać rzeczywistość.

Skupiony pilot postanowił nie czekać na Theodora Styrre, mistrza Etherium, i sam zaczął analizować dane i interpretować odczyty starając się jak najszybciej zapełnić wizualizację systemu. Jeśli było jakiekolwiek niebezpieczeństwo to każda sekunda opóźnienia mogła przesądzić o ich losie.


Rzut na percepcję. Garlik ma jej niestety tylko 43. Dla bezpieczeństwa rzucam dwa razy licząc potencjalny przerzut w przypadku niepowodzenia(jeśli pierwszy rzut się powiedzie, drugi należy zignorować). Z tego co widzę nasz okręt ma detection +10, ale reszty mechaniki nie do końca rozumiem.


 
Joer jest offline  
Stary 10-11-2020, 15:03   #218
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Dane płynęły coraz szerszym strumieniem na mostek fregaty, pobierane dalekosiężnymi czujnikami pracującymi na wielu odmiennych pasmach. Na holoprojekcji wyświetlanej pomiędzy kapitańskim tronem i konsoletą Nadsternika pojawił się niewielki niebieski punkt symbolizujący Grace, po chwili dołączyły do niego dwie dużo mniejsze ikony księżyców. W górnej części projekcji zalśniła sfera systemowego słońca, starego niebieskiego olbrzyma o monstrualnych rozmiarach.

- Brak anomalii w bezpośrednim otoczeniu!

- Przeszukiwanie standardowych częstotliwości radiowych! Silne zakłócenia elektromagnetyczne!

- Aktywacja tarcz zakończona!

Zasilane punktowo generatorami mocy wbudowanymi w zewnętrzny pancerz Błysku, projekcje tarcz energetycznych opatuliły kadłub Tempesta ochronnym kokonem gotowym wchłonąć energię potencjalnego ostrzału. Garlik nie odmówił sobie tego oczywistego zabezpieczenia, ale z każdą kolejną minutą pewien był, że w bezpośrednim sąsiedztwie okrętu nie było żadnego źródła zagrożenia.

- Odwołuję alarm bojowy, przechodzimy do stanu podwyższonego pogotowia – rzucił następną komendę – Pozycja astrokartograficzna?

- System Grace z dokładnością do dziewięćdziesięciu ośmiu procent – przekazał operator sekcji astrografii – Odległość do planety 27,7 miliona kilometrów. Skany dalekiego zasięgu nie wykazują żadnej aktywności okołoorbitalnej.

Tytus zdawał sobie sprawę, że przy tak dalekim dystansie mniejsze okręty kosmiczne mogły ukryć się poza skalą pomiaru skanerów, ale duże stacje orbitalne bądź jednostki klasy liniowej powinny były zapalić się na projektorze przynajmniej malutką pulsującą plamką.. o ile nie przebywały w trybie dryfu oczekując na wchodzące w zasadzkę ofiary. Takie z kolei ryzyko, chociaż istniało zawsze, było minimalne, nikt bowiem nie powinien był spodziewać się przylotu Błysku do Grace, a niewiarygodnym wydało się Nadsternikowi, aby ktoś czaił się w ukryciu być może nawet miesiącami licząc na łut szczęścia i przybycie jakiegoś tłustego kąska.

- Analiza upływu czasu sugeruje aktualizację daty rzeczywistej na dwudziesty drugi maius – padł kolejny raport – Poprawność szacunków mieści się w widełkach prawdopodobieństwa.

- Uwaga, wszystkie sekcje! Aktualizacja czasu okrętowego na dwudziesty drugi maius, godzinę dwudziestą pierwszą jedenaście. Wykonać. Przechodzimy w tryb tranzytu systemowego, pełna moc. Całodobowe pomiary na wszystkich pasmach. Korte, przekazanie sterów.

- Aye, Nadsterniku. Przekazano.

Garlik oparł się dłonią o podłokietnik fotela, podniósł się z niego zamierzając przejść do obudowy holoprojektora, aby omówić pierwsze odczyty skanerów razem z pozostałymi członkami koterii. Jego spojrzenie pobiegło poza wstającą z tronu Amelię i zatrzymało się na postaci rozmawiającego z kimś przez mikromoduł łączności seneszala. Christo tkwił w bezruchu z dociśniętym do ucha palcem, a coś dziwnego w wyrazie jego twarzy przywołało w myślach Nadsternika cień złego przeczucia.

Barca skończył rozmawiać, skrzyżował z Garlikiem spojrzenie, po czym leciutkim gestem dłoni wskazał mu drzwi miniaturowej sali odpraw umieszczonej w tylnej części mostka, odgrodzonej od wścibskich uszu pancerną śluzą. Pracujący w swoich sekcjach oficerowie Coraxów nawet nie zauważyli wyjścia Amelii, Tytusa, Ramireza i Bellity, całkowicie pochłonięty realizacją swoich obowiązków.

Przechodząc do bezpiecznego pomieszczenia jako ostatni, Barca zamknął za sobą dźwiękoszczelną śluzę i skrzyżował na piersiach ramiona obdarzając towarzyszy wstrząśniętym spojrzeniem.

- Chociaż do końca łudziłem się nadzieją na to, że dotrzemy na Grace bez szwanku, Bóg-Imperator postanowił nas swej niezgłębionej mądrości doświadczyć poczuciem głębokiej straty – oznajmił seneszal dociskając zaciśniętą w pięść dłoń do serca – Muszę się podzielić z wami smutną wieścią, dla mnie samego ogromnie osobistą, ale szokującą bez wątpienia dla nas wszystkich.
 
Ketharian jest teraz online  
Stary 10-11-2020, 17:26   #219
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Amelia skamieniała słysząc kolejne słowa posępnego seneszala.
- Ale jak to, czcigodny Ahallion zmarł? - wyrzuciła z siebie, kiedy dotarło już do niej znaczenie wypowiedzianych właśnie przez Barcę słów.

Wiadomość uderzyła w Amelię jak obuch. Cała pobladła i zrobiło jej się słabo. Odruchowo spojrzała na Ramireza, byli przecież przyjaciółmi. Nie była blisko z misjonarzem, ale wystarczyło jej, że Winter była. Jego już nie ma. A jej siostra leżała w zimnej kapsule nie zdając sobie nawet sprawy, że on odszedł. Poczuła uścisk w sercu.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Lua Nova jest offline  
Stary 10-11-2020, 18:22   #220
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
22 Maius 816.M41, sala rozmów za mostkiem Błysku

Christo pozwolił, by echo słów Amelii przetoczyło się przez ciasną przestrzeń pomieszczenia, po czym uniósł w górę dłoń dając tym gestem do zrozumienia, że prosi o jeszcze chwilę ciszy.

- Niestety, to potwierdzona informacja – oznajmił Barca – Do zgonu doszło w trakcie przygotowań do wyjścia z Osnowy. Moi zaufani medyceusze podjęli wszelkie próby reanimacji i przywrócenia funkcji życiowych świątobliwego arcykapłana, ale spełzły one na niczym. Bóg-Imperator powołał go do siebie, aby zasiadał u jego boku oczekując na nasze przybycie.

Barca złożył obie dłoń w znak Orła oddając hołd zmarłemu, po czym wsunął je za plecy.

- Oczywiście musimy jak najszybciej pomyśleć o tym, w jaki sposób przekażemy tę tragiczną wieść całej załodze – dodał – Opracować odpowiednią ceremonię, dokonać pochówku. I wyznaczyć następcę czcigodnego Ahalliona. W kwestii technicznej, jego ciało zostało już przeniesione do mojej prywatnej chłodni, z zachowaniem wszelkiej dyskrecji, aby nie wzbudzić niepotrzebnego przedwczesnego poruszenia wśród załogi. Po skomunikowaniu się z hierarchami kultu oddamy zwłoki w ich ręce, aby rozpoczęli praktyki żałobne. Zwolnioną kapsułą już się zająłem, na pewno się przyda. W tej chwili powinniśmy się skupić na opracowaniu planu, który zażegna efekty uboczne wstrząsu jakim będzie dla całej załogi tak znacząca wiadomość.
 
Ketharian jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172