Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2020, 19:41   #46
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Clapham oddychała powoli, starając się uspokoić po walce. W dłoni nadal ściskała rapier. Czym były te istoty… dlaczego do nich przyszły? Rozejrzała się po pobojowisku i swoich towarzyszach. NIektórzy byli ranni ale inni już im pomagali, więc…. Chyba skończyło się dobrze. Przetarła rękawem spocone czoło i uśmiechnęła się do Enoli, z którą przyszło jej walczyć w flance i wycofała się z pomiędzy zwłok spoglądając na las. Chciała bardzo opuścić to miejsce. Jak najszybciej. Wiedziała jednak, że nie ma co pozostawiać za sobą krwawych tropów dla zwierzyny więc spoglądając między drzewa zaczekała na pozostałych.

Gdy ruszyli wysłuchała w milczeniu opowieści barda. Była… bardzo nieprawdopodobna, choć i do niej docierały legendy o niesamowitych właściwościach smoczej krwi… smoczych zębów, jaj… czegokolwiek. Odnosiła wrażenie, że cokolwiek pochodzi ze smoka jest cenne, ale nadal jakoś nie ciągnęło ją do tego by na jakiegoś zapolować. Do tego ten cały wampiryzm… Wzdrygnęła się na samą myśl i owinęła szczelnie płaszczem ukrywając pod nim i kuszę, i rapier. Wycie wilków niepokoiło ją. Do tego te trupy… jaka była szansa, że zaraz się podniosą?


Fragment tworzony z shewa92

Obawy sprawiły, że Jane przybliżyła się do Nicodemusa. To ostatnie starcie wywołało w niej wiele nieprzyjemnych dreszczy. Opuściła cięciwę kuszy nie chcąc by uszkodziłą się od panującej w lesie wilgoci. Kołczan z bełtami pozostał jednak otwarty i oczekiwał momentu, gdy dogonią ich wilki.
- Jak coś takiego może w ogóle chodzić? - Mruknęła ni to do siebie ni do idącego obok blondyna.
- To najwstrętniejszy rodzaj magii. - Nicodemus zdecydował się odpowiedzieć - Swoją drogą nie zdążyłem jeszcze pogratulować perfekcyjnego strzału. Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby ktoś jednym pociskiem powalił taką maszkarę.
- Cóż… miałam nadzieję, że bełt w głowę powali dowolną istotę.
- Jane zastukała palcami w otwarty kołczan jak to miała w zwyczaju robić podczas zamyślenia. - Nie znam się na takich stworach.. Na tych umarlakach, wampirach.. Czy innych. Dotychczas głównym problemem moich karawan była albo zwierzyna… albo ludzie.. W sensie człekokształtni.
- Ja za to miałem do czynienia głównie z takimi stworami. Głównie szkielety i Zombie, raz wampir i trochę martwi mnie ten znaleziony list.
- Paladyn wydawał się być strapiony. - Tamten nie był jednak aż tak stary.
- Współczuję potwornie to śmierdzi.
- Jane uśmiechnęła się do idącego obok mężczyzny. - Stary.. W sensie ich wiek ma znaczenie?
- I tak i nie. Stary wampir to taki, który potrafił przetrwać, więc siłą rzeczy jest albo potężny, albo bardzo sprytny. Nie wierzę, że nikt nie próbował go do tej pory zniszczyć, a skoro nikomu się nie udało przez 400 lat…
- Nie kończył. Wnioski zdawały się być dosyć oczywiste.
- I jak myślisz, na niego bełt w głowę też pomoże? - Jane rzuciła owo stwierdzenie żartobliwie nie licząc nawet na to, że ma rację. Jakby nie patrzeć z tym zombie.. Może to i było jej doświadczenie, ale także życzliwy uśmiech Pani fortuny.
- Wampiry są strasznie wytrzymałe, zwłaszcza, że regenerują większość zadanych obrażeń. Bełt mógłby być skuteczny, pod warunkiem, że ze srebra i więcej niż jeden. Dla bezpieczeństwa dobrze byłoby poprawić kołkiem w serce. - rzeczowo wytłumaczył - Osobiście wolałbym nie mierzyć się z takim przeciwnikiem bez solidnego przygotowania.
- A ja obawiam sie, ze raczej takie przygotowanie może nam nie być dane, a wątpię by Rita odpuściła jakiemuś umarłemu.
- Na chwile Jane zawiesiła się spoglądając na idącego obok mężczyznę. - W sumie… to wy jesteście jakby podobni, prawda? Coś w rodzaju paladynów?
- Są pewne podobieństwa, ale Rita jest raczej… kapłanką.
- Nicodemus nie do końca wiedział jak wyjaśnić różnicę. - Nie należę do kleru i bliżej mi do osoby świeckiej. Jestem gdzieś w połowie drogi. - Uśmiechnął się. - Chociaż Lathander też oczekuje ode mnie niszczenia nieumarłych, nigdy nie dał mi znać, że powinienem robić to niezwłocznie. Czasem lepiej poczekać i przygotować się, żeby mieć szansę na sukces niż zginąć, postępując pochopnie. Gdybym poległ, to nie miałby już ze mnie pożytku, więc chyba rozumie moją ostrożność, a przynajmniej nigdy się nie skarżył. - Zaśmiał się. Znowu był pogodny. Nieprzyjemne myśli, związane z potencjalnym niebezpieczeństwem nadal zaprzątały jego głowę, ale najwyraźniej przeszedł nad tym jakoś do porządku.
- Pytanie na ile będzie nam dane poczynić przygotowania w tym miejscu. WIesz.. Jak dla mnie jest tu dziwnie. To co jest za murami.. To jak dla mnie może być ruina, a srebra przy sobie nie mam. - Jane wzruszyła ramionami. - I twój bóg też ocenia ludzi z góry? Bo już wiem, że oceniła mnie każąca pięść boga Rity.
- Nigdy nie miałem okazji go o to zapytać, ale na ile mi wiadomo, dla Lathandera ważniejsze jest, żeby być dobrym i szanować życie bardziej niż prawo. Myślę, że przymyka oczy na drobne występki, jeśli cel jest słuszny.
- Wziął głębszy oddech. - Rita jest bardzo porządną osobą, która szanuje prawo i bezwzględnie go przestrzega, a że sama dąży do perfekcji to wydaje się tej samej perfekcji oczekiwać od innych. Jest cennym sojusznikiem i mimo, że czasem wydaje się być bardzo... zatwardziała w swoich sądach to nie spodziewałbym się po niej niczego złego. Wiesz w ogóle, czemu zostałaś “osądzona”? - zapytał. Nie śledził wszystkich rozmów między towarzyszami, a odkąd dowiedział się, że mają do czynienia z wampirem, był nieco rozkojarzony.
- Ja nie jestem na tyle blisko bogów by kogokolwiek oceniać. - Clapham uśmiechnęła się do blondyna i ponownie zastukała palcami w kołczan. - Ludzie to ludzie… każdy ma swój interes. Czasem są po naszej stronie czasem po przeciwnej. A Rita.. no na pewno jest po stronie swojego Boga, ale wiesz… dla mnie jak kapłan jest w drużynie to dobrze. Nie mam jednak pojęcia czemu mi coś takiego powiedziała. - Dziewczyna spojrzała przed siebie. - Myślę, że moja osoba może jej nie odpowiadać.. Czy zna mnie ze starych czasów… czy po prostu coś wyczuwa.. Nie wiem.
- Ja nie wyczuwam w Tobie zła, więc na pewno jakoś się dogadacie. Uważam, że nawet nie mamy innego wyboru, bo utknęliśmy w tym wszystkim razem. Mam jednak inne pytanie.
- Spojrzał badawczo na Jane. - Jakie masz umiejętności? Poza oczywiście mistrzowskim strzelaniem. - znowu lekko się uśmiechnął.
- Cienie mnie lubią. - Clapham zaśmiała się. - A ja lubię je. Nie lubią mnie też ci, którzy zamykają drzwi, bo ja lubię je otwierać.
- Rozumiem i chyba rozumiem, co wyczuła Rita. Mnie to nie przeszkadza. Nawet uważam, że może nam się to bardzo przydać.
- A co według ciebie wyczuła?
- Jane przyjrzała się swojemu rozmówcy z zainteresowaniem. Fascynowało ją jak bardzo różni potrafili być słudzy bogów. Choć tu trafiła ewidentnie na bardzo przyjazny egzemplarz.
- Wzmianka o otwieraniu drzwi mogła mnie zmylić i nie chciałbym Cię urazić, ale nie jest czasem tak, że czasem znajdujesz rzeczy, zanim jeszcze właściciel zdąży je zgubić? - mimo wszystko starał się obrócić sytuację w żart.
- Od dawna nie… z resztą wpakowałam się przez to w spore kłopoty. - Jane zaśmiała się szczerze. - Nie martw się, mnie nie boli to określenie. Byłam złodziejką.
Nicodemus był przez chwilę zaskoczony tak bezpośrednią odpowiedzią, ale dzięki niej, Jane zyskała w jego oczach dodatkowy szacunek.
- Cieszę się, że Cię nie uraziłem. Jednakże, nie spodziewałem się tak szczerej odpowiedzi. Jeśli chcesz wiedzieć to w ogóle mi to nie przeszkadza. - Po raz kolejny uśmiechnął się do rozmówczyni.- Podtrzymuję poprzednią opinię. Nie dysponuję takimi zdolnościami i uważam, że Twoje doświadczenie, choć zapewne nieprzyjemne, może być dla nas bardzo cenne.
- Szlaki nauczyły mnie, że kradzież ma krótkie nogi i raczej można ją uprawiać tylko będąc skazanym na banicję. Wieści niosą się szybko między karawanami. A umiejętności z mojej przeszłości.. Cóż część osób zatrudnia mnie własnie dlatego. Bo nikt lepiej nie upilnuje twoich rzeczy niż inny złodziej.
- Mówiąc to zerknęła chyłkiem na Ritę. - No ale… zobaczymy na czym polega ten osąd i czy dane mi będzie wam pomóc.
- Nie martw się Ritą. Mogę z nią porozmawiać, jeśli poczujesz się dzięki temu swobodniej, ale nie sądzę, że może okazać wrogie zamiary.
- zaproponował.
Jane machnęła ręką. Rozmowa wyraźnie poprawiła jej nastrój bo teraz spod kaptura wyraźnie wystawał drobny podbródek i znajdujące się tuż powyżej uśmiechnięte usta.
- Nie trzeba… nie od takich rzeczy uciekałam. - Wzruszyła ramionami. - I też nie tylko po takich lasach przyszło mi błądzić.
- Ja za to nie bardzo miałem okazję błądzić po lasach. Okolicę nazwałbym dość… nieprzyjemną.
- przystał na zmianę tematu.
- Tak… jest tu wybitnie paskudnie. - Jane rozejrzała się. - Do tego ta mgła, jakby cały świat chciał ukryć coś, co tu się kryje.
- Myślę, że najwięcej dowiemy się u burmistrza. Nigdy nie słyszałem o Barovi i obawiam, się że ktoś nas tu ściągnął celowo, być może, żebyśmy za niego rozwiązali tutejsze problemy. Jakby nie można było zwyczajnie poprosić…
- westchnął.
- A nie niepokoi cię, że jeśli ktoś tu nas rzeczywiście sprowadził, to musiał być bardzo potężny, czyż nie? - Jane opuściła wzrok na swoją kuszę. - A jeśli to był ten wampir?
- To możliwe, tylko czego może od nas chcieć taki wampir?
- zapytał. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć.
- A czego wampiry potrzebują od żywych? - Jane odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Krwi oczywiście. Wbrew pozorom w bajkach i legendach można znaleźć sporo prawdy. Ot, chociażby to. Faktem jest, że wampir nie może wejść do cudzego domu bez zaproszenia. - ochoczo podzielił się wiedzą - Niektórzy uważają, że głód krwi to nie tyle potrzeba przeżycia, a swego rodzaju uzależnienie, ale ja osobiście w to nie wierzę.
- No to może miasto jest martwe i potrzebował jedzenia?
- Jane spoważniała mówiąc te słowa. Czuła niepokój i nie ukrywała tego. Tak jak i faktu, że to miejsce się jej nie podobało. - Nie ważne… trzeba być dobrej myśli. - Uśmiechnęła się ponownie do Nicodemusa.
- To raczej nie to. Poprzedni, którego spotkałem, zabijał jedną, góra dwie osoby na miesiąc. Nie wiem jak duża jest Barovia, ale pewnie nie byłby w stanie wybić wszystkich. Po czterystu latach pewnie wie, jak zarządzać swoim inwentarzem... - Nicodemus znów zmarkotniał.
Jane zakołysała się i szturchnęła ramieniem w bok rycerza. Szybko pożałowała.
- Aj… wy i te wasze pancerze. - Rozmasowała obolały bark. - Nie martw się przez tę płyty się do ciebie nie dobierze.
- Głupie Zombie dało radę to taki wampir też sobie poradzi, ale to nie zmartwienie na teraz. Teraz bardziej martwią mnie wilki. Wiedziałaś, że Wampiry potrafią z nimi rozmawiać?
- zapytał.
- Ja na oczy wampira jeszcze nie widziałam. - Jane zamyśliła się. - Kiedyś.. Jakiś bard opowiadał o wilkołakach... one chyba takie coś potrafiły.
- Owszem. One też to potrafią, ale chyba nadal wolałbym spotkać wilkołaka niż wampira, nie będąc odpowiednio przygotowanym. No cóż… Czas pokaże.
- Wzruszył ramionami i znów się uśmiechnął. - Teraz marzę o ciepłym posiłku. Zgłodniałem jak… wilk. - cicho zarechotał pod nosem.
- Ja też. - Jane zaśmiała się cicho. - To pospieszny się, zanim sami zostaniemy posiłkiem.
- Coś w tym jest. Chociaż pewnie już dawno by zaatakowały, gdyby miały taką ochotę. Jakby nas prowadziły.
- Nicodemus podzielił się przemyśleniami.
- Zaganiały? - Clapham spojrzała na idącego obok mężczyznę z zainteresowaniem, co zmusiło ja do uniesienia i ostatecznie zadarcia głowy. - Wybacz.. Słyszałam, że pasterze na polach mają psy, które zaganiają trzodę… owce.. I chyba krowy też.
- No w sumie chyba można nas porównać do zagubionych owieczek. Beee!
- ostatni dźwięk wydał nieco głośniej, po czy, wybuchł śmiechem - Wybacz. Musiałem nieco odreagować. - wyjaśnił.
- Nie ma tu czego wybaczać.
- Jane zaśmiała się ponownie i po raz pierwszy od dawna zsunęła z głowy kaptur, odsłaniając długie, czerwone włosy splecione w warkoczyki. Poczuła jak mgła oblepia je i przykleja do szyi, ale teraz przynajmniej nie musiała tak wysoko zadzierać głowy by spojrzeć na swojego rozmówcę. - Ja przyznaję się do nieodpartej chęci wypicia dużej ilości alkoholu, ale oceniając nastroje… chyba dobrze będzie nie tracić czujności.
- Czujność i ostrożność zarówno w czynach jak i w słowie. Taką chyba powinniśmy przyjąć dewizę.
- Paladyn spoważniał, ale kąciki ust nadal lekko unosiły się do góry, a w oczach tańczyły wesołe iskierki.
- No to chyba przepadłam z tym przyznawaniem się do bycia złodziejem? - Jane mrugnęła do Nicodemusa.
- Teraz chyba będę musiał mieć Cię non stop na oku. - również odpowiedział mrugnięciem.
- Hm… - Jane udała zamyślenie spoglądając to na mężczyznę to na drogę przed nimi. - Coś mi podpowiada, że mogę nie mieć nic przeciwko temu.
- To zapewne tak właśnie zrobię.
- Mora starał się ukryć wesołość, ale nie bardzo mu to wychodziło. - Nie odmówię też sobie szklaneczki wina na koniec tego dnia. Chyba nam się należy.
- Należy to nam się cała beczka.
- Jane zaśmiała się zakrywając usta. Obawiała się, że jej pozytywny nastrój nazbyt nie przystaje do sytuacji, w której się znaleźli. Ale czy miała też teraz płakać? - Ale tak.. Myślę że szklanka wina to coś na co na spokojnie możemy sobie pozwolić.
- Definitywnie. Mam nadzieję, że ta droga w końcu nas gdzieś zaprowadzi. Tęsknię za odrobiną cywilizacji. Nie chcę narzekać, ale… W mieście czuję się swobodniej.
- Starał się, żeby nie brzmiało to jak narzekanie. Chociaż nieźle radził sobie na szlaku to lubił wygodę i komfort, jaki dawało własne łóżko.
- Ja… bardzo polubiłam gościńce. - Jane zawahała się. - Choć wychowałam się w mieści i to tam… jakby to powiedzieć… czuje się jak ryba w wodzie.
- Ja pochodzę z niewielkiego miasteczka, a przynajmniej niewielkiego w porównaniu do Waterdeep, w którym spędziłem najwięcej czasu, od opuszczenia domu.
- Przez chwilę zastanawiał się, po czym dodał. - To chyba też nie jest najlepsze z miast. Nawet nie zdążyłem go dobrze poznać bo uganiałem się po kryptach zamożnych rodzin, rozwiązując problemy z nazbyt ruchliwymi przodkami.
Jane parsknęła ponownie zasłaniając dłonią usta.
- Ja jestem z Wrót Baldura… i spędziłam tam co nieco mojego żywota… ale raczej bliżej mi było do krypt niż do zamożnych. - Odetchnęła i uśmiechnęła się. - Ale… to dawne czasy.
- Mówisz, jakbyś miała więcej lat niż wyglądasz. Długo już na szlaku?
- zapytał, wiedziony ciekawością. Jane okazała się być dużo bardziej interesująca, niż wydawało się na pierwszy rzut oka.
- A na ile wyglądam? - Dziewczyna spojrzała zadziornie na Nico. - Po prostu dosyć wcześnie musiałam zw…. Opuścić miasto. A ile lat temu… - Zamyśliła się na dłuższą chwilę. - To już z dekada. A ciebie pchnęło do biegania po kryptach… i to akurat zamożnych ludzi?
- Biedni raczej nie miewają własnych krypt. Co mnie pchnęło? Głównie tym się zajmuję. Niszczę nieumarłych. Tego wymaga ode mnie mój bóg, a że przy okazji możni chętnie płacą, za takie usługi, to pozwalało mi się to jakoś utrzymać w mieście.
- wesoło wytłumaczył.
- Wybacz… przywykłam że mnie raczej możni trzymają z dala od swych własności… w tym też krypt. - Jane patrzyła przed siebie, była ciekawa ile takich istot kręciło się po Waterdeep i Wrotach Baldura. - Ja… nie byłam zbyt długo w Waterdeep.
- Spędziłem tam trochę czasu. Miasto jak miasto. Na pewno są gdzieś lepsze, ale podejrzewam, że są też gorsze.
- Mi się tam podobało… dużo bardziej niż w tych wszystkich małych miasteczkach. Człowiekowi dużo łatwiej tam zniknąć.
- To na pewno. Zwłaszcza pod stołem w karczmie.
- zaśmiał się - Nie żebym znał z doświadczenia własnego. Wyłącznie z obserwacji.
- Przyznaję, że pod stołem także nigdy nie dane mi się było ukrywać.
- Jane przyłączyła się do śmiechu. - Lecz w podcieniach… bramach… wolę to niż gąszcz lasu.
- Ja też. Mam nadzieję, że już niedaleko do cywilizacji.
- Ja też. Acz przyznaję, że ten spacer stał się bardzo przyjemny.
- Ciężko się nie zgodzić.



Dzięki rozmowie z Nicodemusem czuął się dużo lepiej. Jakby tak trochę… bardziej zaakceptowana? Jakby rzeczywiście stawała się członkiem grupy, choć gdy tylko mignęła jej w kącie oka Rita traciła tą pewność. Najważniejsze, że teraz czułą się lepiej, to ułatwiało jej skupienie się na okolicy. A ta… zaskoczyła ją. Nie przypominała sobie by kiedykolwiek widziała miasto takie jak te… no może jakieś zniszczone po najeździe wioski, w których niedobitki, kryły się w domach. To miasto jednak nie wyglądało jakby przeżyło najazd, a jednak czuło się, że ludzie się czego boją.

Skoro mógł tu być ten bardzo stary wampir… to nawet się im nie dziwiła. Z tego co mówił Nico to oni mogli sobie z nim nie poradzić, a co dopiero jakiś miejski szaraczek. Z zamyślenia wyrwały ją dziwne odgłosy. Zobaczyła jak część osób rusza w ich stronę i już była gotowa podążyć za nimi gdy zobaczyła jak Samwise rusza w innym kierunku. Nikt… nie powinien zostawać sam. Zerknęła na Nicodemusa, którego od momentu rozmowy się trzymała.
- Pójdę za bardem… nie wypij całego wina. - Uśmiechnęła się, nasunęła na głowę kaptur, po czym ruszyła szybkim krokiem za rudym mężczyzną. Gdy zrównała się z nim odezwała się cicho.

- Nie dobrze chodzić w pojedynkę… potowarzyszę ci. - Uśmiechnęła się do Samwisa i pod płaszczem, ułożyła dłoń na kuszy. Spodziewała się raczej, że ludzie będą się ich tutaj bać, jednak lepiej było mieć broń na podorędziu.
 
Aiko jest offline