Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 08:01   #102
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Dana, Dana. - brunetka pomyślała kierując się ku stolikowi gajowej - Może odpowiesz mi na kilka ciekawych pytań? - szła pewnie przez izbę w której ku jej zdziwieniu nie było aż tylu gości. Zaś ci którzy akurat zasiadali przy jednym ze stolików, zaciekawieni obrzucali ją niezbyt odważnym spojrzeniem. Jej to jednak nie przeszkadzało. Przywykła.

- Darz bór. Niech Taal ma cię w swojej opiece. - przywitała się raczej zachowawczo z siedzącą samotnie kobietą lasu - Zwą mnie Ida. Ty zapewne jesteś Dana. Mogę się dosiąść czy czekasz na kogoś? Miałabym do ciebie pewna niecierpiącą zwłoki sprawę. - uśmiechnęła się serdecznie. Chciała ujść za uprzejmą ale i nieco zakłopotaną damę w opałach.

- Witaj. - kobieta w pod futrem miała kolejne warstwy zimowego ubioru i obrzuciła rudowłosą kurtyzanę uważnym spojrzeniem jakby nie wiedziała czego się jeszcze po niej spodziewać. A z bliska jej twarz nadal wyglądała całkiem interesująco.

- Sprawy więc mają się następująco. - dosiadła się nie czekając na zaproszenie - Pewien młodziak zadurzył się we mnie bez pamięci. Nie to, że nie był przystojny czy sympatyczny. No ale wiesz. Miłość nie idzie w parze z zawodem, który wykonuje. Ja zaś nie miałam zamiaru łamać mu serca. Dawałam więc mu jasne sygnały, że nic z tego nie będzie, żeby znalazł sobie jakąś rówieśniczkę z okolicy, że ja nie jestem materiałem na żonę. On jednak z uporem maniaka parł do przodu i nie chciał odpuścić. - mówiła jak najęta - Pewnego więc wieczoru wpadłam na genialny pomysł. Powiedziałam mu, że jeżeli naprawde tak bardzo mnie kocha to niech przyniesie mi coś z tej łodzi Norsmanów, która to rozbiła się za miastem. Myślałam, że może oczy mu zaszły pizdą ale na tak duży akt desperacji się nie zdecyduje. Ten wariat jednak tam poszedł. Nic nie powiedział ani rodzinie ani nikomu. Mnie zaś poinformował o tym jeden ze strażników, który akurat tam go widział. No i wiesz. Normalnie nic bym sobie z tego nie zrobiła. On jednak naprawdę miał coś w sobie i teraz mi go szkoda. - chwilę zadumała patrząc błagalnie na kobietę odziana w skóry - Jednak gdy ujrzałam ciebie jakby mi się horyzont rozjaśnił. Ty zapewne byłaś w tamtych okolicach. Co za tym idzie możliwe że widziałaś tego biednego fircyka. Taki szczupły, niewysoki blondynek z haczykowatym nosem i piegami. Akcja z tą łodzią to dość świeży temat. Całe miasto o tym huczy. Ja zaś piekielnie się boje o tego głupka. Ci Norsmani są tam nadal?

- Nie spotkałam nikogo takiego. - odparła Dana. Przez chwilę jeszcze uważnie obserwowała twarz i widoczną sylwetkę tej nowej ale w końcu dała sobie spokój i wzruszyła ramionami. - Nie widziałam nikogo przy wraku łodzi. Ani naszych ani tych z łodzi. Śnieg zamiótł i zakrył ślady. - kobieta z dziczy odpowiedziała spokojnie niezbyt się wzruszając tematem.

- Wiadomo ci może co się z tymi barbarzyńcami stało? - starała się oscylować wokół tematu fikcyjnego amanta - Oby tylko nie porwali Hansa. Taki młody i jurny. Szkoda by go było, oj szkoda. Dokąd ta rzeka w ogóle prowadzi? Co ich tu przywiało na bogów? - Biedny Hans, biedny. - gdyby tylko Kamila widziała to przedstawienie w wykonaniu Versany… tfu… Idy. Grała tak realistycznie, że nie jeden profesjonalny aktor mógłby się od niej uczyć.

- Nie wiem. Jak widziałam łódź to poza śniegiem i wiatrem nikogo tam już nie było. - kobieta pokręciła głową i upiła łyk ze swojego kufla. - A Saltz prowadzi w głąb lądu. Do Saltzburga i dalej. Tych piratów to pewnie załatwili. Nigdzie już nie odpłynął bo bez łodzi nie mają jak. - młoda kobieta mówiła jakby w jej ocenie ta łódź z północy już się do niczego nie nadawała.

- A jakbys odbić od rzeki w las. W głąb lądu to co tam można spotkać poza wygłodniałymi wilkami? Chłopak może się przestraszył. Wbiegł w dzicz i nie potrafi znaleźć drogi powrotnej? - troska o życie młodziaka była doskonała przykrywką i pretekstem do prowadzenia dalszej rozmowy.

- No to by głupio zrobił jakby odszedł od rzeki. - łowczyni odpowiedziała gdy chwilę zastanowiła się nad takim rozwiązaniem. - Jak się idzie wzdłuż rzeki to raczej nie da się zgubić. Czy od czy do miasta. Nawet komuś z miasta. - spojrzała na rozmówczynię jakby nie miała zbyt dobrego zdania o miastowych co próbują swych sił w dziczy. I rudowłosą właśnie pewnie zaliczyła w myślach do tej kategorii.

- Jak odejść od rzeki no to w końcu by się doszło do drogi. A drogą do miasta albo wioski w końcu się dojdzie. Ale to trochę jest do przejścia. Przez śnieg i zaspy. Jak ktoś zdrowy i ciepło ubrany to mógłby dać radę. Najgorzej jakby pójść na południe. W dzicz. Tam ciężko kogoś spotkać. - kobieta pokręciła głową jakby uważała, że ta południowa opcja nie daje zbyt wiele szans ratunku dla kogoś z miasta.

- Ale jak nie dotrze do ciepła do północy, góra do rana to ma kiepskie szanse przeżyć noc. Chyba, że umie rozpalić ogień w śniegu. No to ma szansę. - dość chłodno oceniała szanse i możliwości.

- No i jakby nie spotkał rogaczy. Sporo się kręcą ostatnio. Goblinów też sporo. Ale i wilki jak głodne stado się trafi i ktoś jest bez ognia to kiepsko. - dodała, że nie tylko śnieg i zima mogą być teraz w lesie zabójcze.

- A może te dzikusy przypłynęły szukać czego w tej dziczy? Nie ma tam żadnych ruin czy czegoś takiego? Oni w różne podejrzane rzeczy wierzą. bez powodu przez miasto by nie przepływali. To za duże ryzyko. - nagle niemal pobladła - Na bogów. On biedny więc może przed nimi zwiewał w las a oni tam właśnie zamierzali.

- Kto ich tam wie. - odparła po chwili zastanowienia nad motywami piratów z północy. Bawiła się machinalnie kubkiem nim dopowiedziała resztę. - Może na Staverńskich Wzgórzach coś. Ale to trzeba by dopłynąć dalej. Do Stavern właśnie. Tam się zaczynają te wzgórza. Podobno są nawiedzone. Ale kto ich tam wie. Na piechotę i to w zimie to kawał drogi. Wzgórza też się ciągnął dobry kawał. - powiedziała jakby mimo wszystko zastanawiała się nad takim pomysłem ale jakoś nie wzbudzał jej zainteresowania. Podniosła nagle głowę za siedzącą rozmóczynię i ta wyczuła, że ktoś do niej podchodzi. Jak odwróciła głowę właśnie się stanęła przy niej uśmiechnięta Łasica.

- Dobry wieczór! Można? - łotrzyca jak rzadko kiedy była w spódnicy do samej ziemi. Takiej ciężkiej i zimowej zamiast w swoich charakterystycznych, czarnych, skórzanych spodniach. Popatrzyła z góry na siedzącą koleżankę i Danę jaka była po drugiej stronie stołu.

- Witaj. Nawet trzeba. - odparła dość naturalnie do przyjaciółki - Poznajcie się. Dana, Nadia, Nadia, Dana. Właśnie rozmawiamy o tych rozbitkach zza miasta. Kupiłabyś kochana dla nas po kuflu gorącego grzańca? - zapytała siostrę chcąc w dość naturalny sposób wmieszać ją w towarzystwo.

- Wracając zaś do tematu. Czemu są nawiedzone? Związana jest z nimi jakaś legenda? - temat wyraźnie zainteresował zrozpaczoną Ide.

Obie panie skinęły sobie na przywitanie. Łasica obdarzyła Danę promiennym i ciepłym uśmiechem a ta zrewanżowała się bardziej stonowanym uśmiechem i równie oszczędniejszym skinieniem głowy. Po czym kobieta o granatowych włosach poszła w stronę baru i Vlada aby zrealizować zamówienie.

- Po prostu są nawiedzone. Przeklęte. - Dana prezentowała typową dla soli tej ziemi mieszaninę obawy i czci wobec czegoś niezrozumiałego. Wydawało się, że dalej nie pociągnie tego tematu. Zwłóczyła na tyle długo, że Łasica zdążyła wrócić z trzema kuflami i postawić po jednym przed każdą z nich a ostatni przed sobą po czym usiadła obok swojej siostry.

- O czym tak gadacie? - zapytała Nadja jak to zwykle ci nowi w dyskusji mieli w zwyczaju gdy dołączali w trakcie.

- Pamiętasz kochanie tego młodego fircyka, który tak za mną ganiał? - liczyła iż nie świadoma Łasica podłapie temat nie dając przy okazji gafy - To ten młokos ponoć zebrał się w akcie głupoty na odwagę i poszedł w kierunku tej rozbitej za miastem łodzi by przynieść mi z niej jakiś fant czy tam trofeum. Tyle, że nie wraca a ja się zaczęłam martwić.

- Skoro są przeklęte to lepiej zostawić je same sobie. - podsumowała niejako wypowiedź gajowej - Mam jednak do ciebie jeszcze jedną, naprawdę wielką prośbę. Posiadasz może jakąś mapę okolicy. Najlepiej sięgającą aż po te wspomniane nawiedzone wzgórza. Chociaż tak mogłabym przyczynić się do odnalezienia chłopaka i przekazać ją jego zmartwionej matce i ojcu. - odpowiednie pytanie postawione odpowiedniej osobie. Szanse były spore. Mapa zaś zdecydowanie ułatwiłaby dalszą eksplorację terenu w poszukiwaniu czy to towarzyszy Normy czy wspomnianych wyżyn.

- Nawiedzone wzgórza? - Łasica była na tyle ogarnięta, że kiwaniem głowy potwierdziła wersję koleżanki i na razie nie ingerowała w ten wątek. - Tam podobno straszy. I w ogóle lepiej nie chodzić. Tak słyszałam. Ale nigdy tam nie byłam to nie wiem. - koleżanka Versany usadowiła się wygodniej i na ławie i w dyskusji grzejąc dłonie od ciepła kufla grzańca.

- A ja byłam. - odpowiedziała niespodziewanie Dana. Tak nagle i krótko, że Nadja aż podniosła na nią głowę. A potem na Versanę. Jakby sprawdzała czy ta trzecia naprawdę coś powiedziała.

- Byłaś na Nawiedzonych Wzgórzach? - Łasica wydawała się naprawdę zdziwiona. Łowczyni po chwili milczenia pokiwała twierdząco głową.

- Co cię tam zawiało kobieto? Zmysły postradałaś? Czy za mało niebezpieczeństw dla ciebie kryje las? - takiego obrotu spraw nie spodziewała się tak samo bardzo jak jej kochanka. Był to jednak punkt zaczepienia. Coś co trzeba było wykorzystać.

Dana miała minę jakby żałowała, że się wygadała. Chwilę milczała bawiąc się kuflem, upiła z niego łyk gorącego naparu przyprawiony miodem i ziołami. Po czym go odstawiła i chwilę wpatrywała się w jego wnętrze tam szukając natchnienia i podpowiedzi.

- Sprawę miałam. I musiałam przejść przez te wzgórza. - burknęła w końcu łowczyni skubiąc kawałek kufla krótko przyciętym paznokciem.

- I co? - Łasica widocznie łyknęła przynętę po całości i miała ochotę na coś więcej. Widać było, że zżera ją ciekawość.

- I nic. Na szczęście. Tylko mgła. Ale zła mgła. Nie chcę tam wracać. - powiedziała w końcu kobieta z dziczy i temat zdawał się być jej niemiły.

- Dawno temu to było? Tylko mgłę, żeś dostrzegła? Żadnych odgłosów? Nic? Nic? - Versana dociekała nie chciała być jednak zbyt nachalna - Masz kobito jaja. Oby jednak mój Hans nie zapędził się aż tak daleko. Z dwojga złego tu już chyba lepiej tych piratów spotkać - mimo wszystko mówiła raczej cicho. Tak by nikt nieproszony nie usłyszał o czym to rozmawiają.

- Masz więc może jakąś mapę? Wiesz. Ty pomożesz nam a my tobie. Ponoć do miasta zaglądasz tylko wtedy gdy masz coś ważnego do załatwienia. - żyłki do handlu nie można było jej odmówić. Nie ważne czy w grę wchodziło złoto czy zwykły barter.

- Jak ten twój dzisiaj poszedł to na pewno nie doszedł do wzgórz. Nawet w lecie by nie dało się stąd dojść. - Dana machnęła ręką na znak, że akurat tego nie trzeba się obawiać i owe nawiedzone miejsce jest daleko dalej poza zasięgiem jednego dnia marszu. A teraz jeszcze panowała zima, śnieg a częste były i zamiecie i opady śniegu. Albo marznącego deszczu jak tego wieczoru.

- Nie mam mapy. Żadnej mapy. Ani żadnego papieru. Nie są mi potrzebne. - łowczyni zbyła temat map. Bardzo możliwe, że jak wielu zwykłych ludzi nie posługiwała się słowem pisanym co było domeną kapłanów, uczonych, kupców i szlachetnie urodzonych. Zwykłym ludziom do niczego to zwykle nie było potrzebne.

- I mam coś ważnego w mieście do załatwienia. - przyznała po chwili naburmuszonego milczenia. Łasica dała znak gestem, że może im powiedzieć i Dana po chwili zwłoki streściła co ją przywiodło do miasta w środku zimy. Była łowczynią. Nałapała skórek. Ładne, zimowe bo letnie futro to kiepskie są. Zimowe tylko warto zbierać. I dostarczyła dla lokalnego kupca Herberta. Już w zeszłym sezonie robiła tak interesy to nie spodziewała się kłopotów. Powiedział, że potrzebuje czasu by dobrze sprzedać takie ładne skórki. Więc gdy przyjdzie z następną partią to zapłaci jej za te poprzednie. Zgodziła się bo w zeszłym roku też tak robili i było dobrze. Więc przyszła teraz, zostawiła mu kolejną porcję futer i chciała zapłatę za poprzednią. A ten niespodziewanie coś zaczął kręcić. Że następnym razem bo teraz to najwyżej część. Potrzebuje więcej czasu.

- No i nie wiem co teraz. Nie mam ani skór ani karlików. Co prawda w lesie mi do niczego ani jedno ani drugie nie potrzebne. Ale boję się, że jak przyjdę następnym razem to znów coś będzie nie tak. A to już razem ma dwie moje dostawy. A ja nie mam nic. - powiedziała prostymi słowami czemu nie bardzo ma humor tego wieczoru i co ją trapi. Wydawała się nie być pewna co do intencji tego Herberta i co teraz powinna z tym zrobić.

- A to ci szuja. Tym kupcom nigdy nie można ufać. - ta ironia losu wydała się być nieco zabawna. Ida nie dała po sobie jednak tego poznać. Zaniepokojona sytuacją nowo poznanej koleżanki chciała nieco więcej dowiedzieć się o tym delikwencie.

- Ile ci jest krewny? Nie orientuje się zbyt dobrze w cenach takich towarów. Handluje czym innym. - zaśmiała się nieco rubasznie nawet. Kawał był jednak dość prosty i zrozumiały dla większości mieszkańców Starego Świata. Chociaż pewnie nie tylko dla nich.

- Powiedz w ogóle coś o tej gnidzie. - tutaj wygrała już raczej ciekawość Versany. Warto było wiedzieć z kim nie robić interesów.

Kobieta z dziczy zrobiła się trochę bardziej rozmowna chociaż pewną trudność stanowiło to, że nie znała za dobrze miasta. Więc choćby wyjaśnienie o którego Huberta chodzi zajęło jej trochę czasu i wysiłku. I wynik był niepewny bo Dana nie kojarzyła nawet jak się nazywa ulica na jakiej on ma swój zakład i sklep. Po prostu tam chodziła. Wydawało się, że to gdzieś na ulicy szewców i farbiarzy ale gdzie dokładnie to nie było pewne. Ale za to łowczyni dość dobrze go opisała. Szeroki pas na kislevską modłę i bujne boobrody. Włosy zaczesane do czaszki aby przykryć początki łysiny. W średnim wieku. Robi interesy z garbarzami i farbiarzami. Dlatego skupuje skóry i futra. Do tej pory ten układ działał dość dobrze. Znaczy zeszłej zimy. W tej dopiero raz oddała mu pierwszą porcję futer więc też było jak poprzednio. Teraz była drugi raz z drugą porcją. No i wyszła ta heca. Sumka jaką oczekiwała za te skórki też może nie powalała dla kogoś o pozycji Versany. Ale jednak dla ludzi pracy to jednak było by pewnie z kilka tygodniówek.

Opis aż zbyt dobrze pasował do Grubsona. Ida wolała jednak upewnić się czy opisywany przez Danę mężczyzna jest tym samym, którego opędzlowanie zlecił kultystce Peter.

- Czyżby nie mawiali na tego tłuściocha czasem Grubson? - zapytała z zaciekawieniem. Czerwoniwłosa dziwka w kilku oszczędnych słowach przybliżyła sylwetkę i adres człowieka, którego miała na myśli.

- I ma się tu dzisiaj zjawić? - możliwość upieczenia dwóch pieczeni na jednym ruszcie było aż nad wyraz szczęśliwym uśmiechem losu a może to sam Tzeentch okazał swoją łaskę. Tego już podstępna intrygatka nie mogła wiedzieć.

- Tak, Grubson. Znacie go? - dziewczyna pokiwała głową chyba ucieszona, że nowe koleżanki chyba znają tego Huberta z jakim załatwiała interesy. - Ale nie, nie umawiałam się z nim. Zastanawiałam się czy nie pójść do niego jutro. Ale nie wiem co powiedzieć. - westchnęła kobieta z trzewi lasu.

- Co nieco o nim słyszałyśmy. Nie ma zbyt dobrej opinii skubaniec. - odpowiedziała raczej chłodnym tonem - Ponoć podpadł nieodpowiednim ludziom i ma teraz nie lada kłopoty. - miała nadzieję pocieszyć strapioną kobietę - Przyszła kryska na matyska. - podśmiechnęła się - Niewarto robić z nim interesów. Mogę ci jednak w tym pomóc. - Ida była cwańsza niż wyższa i w pomocy którą zaoferowała nowo poznanej koleżance widziała interes i korzyść płynącą zarówno dla niej jak i dla Versany - Zainteresowana?

- Pomóc? Jak? - łowczyni spojrzała na rozmówczynię niepewna czego się spodziewać. Te jej wieści o Hubercie chyba nie nastrajały jej zbyt optymistycznie do odzyskania pieniędzy albo chociaż futer.

- Po pierwsze podam ci namiary na pewna urocza handlarkę. To dobra kobieta. - pierwsza część planu zakładała przejęcie części interesu Huberta przez Versanę - Może nie da ci tak zadowalającej ceny jak ten grubas. Jest ona za to rzetelna i wypłacalna a to chyba najważniejsze. - spojrzała wystrychniętą na dudka gajową - Brzmi obiecująco?

- Jeżeli zaś chodzi i odzyskanie twojej zapłaty. To zawsze możesz czekać iż może ci odda bądź go o to prosić ale na to bym nie liczyła. - kontynuowała temat związany z nadętym grubasem - Lepiej uciec się do podstępu a tu z jednej strony możesz go postraszyć. No wiesz, że przysyła cię ten, z którym ma on na pieńku. Jest to jednak mocno ryzykowny ruch, bo albo nie uwierzy albo co gorsza napytasz sobie biedy u tego drugiego. - w jej głowie kreowało się kilka różnych scenariuszów - Mogę również użyć swojego wrodzonego uroku osobistego, by przekonać go do wywiązania się z umowy. Decyzja jednak należy do ciebie.

Dana nie należała do najrozmowniejszych osób z jakimi Versana miała do czynienia. Wydawało się, że gdy się dało to ograniczała się do kiwania lub kręcenia głową oszczędzając głos. Tak właśnie po chwili zastanowienia pokiwała głową na znak, że nie ma nic przeciwko poznaniu kogoś innego niż Herbert Grubson u kogo mogłaby wymieniać futra na karliki.

- Vlad mi poradził bym poszła do straży miejskiej. To poszłam. Ale oni pytają mnie czy mam jakiś dowód na to, że oddałam mu futra te a nie inne. A nie mam. On coś zapisywał w swojej książce jak mu oddawałam futra. Ale to on ma tą książkę a nie ja. Ja nie mam nic by pokazać, że oddałam mu te futra. Wcześniej nie było to potrzebne. - łowczyni westchnęła na znak swojego zmartwienia. A dla przedstawicieli prawa słowo kogoś obcego nie wsparte żadnym innym dowodem to rzeczywiście mogło być zbyt mało. W końcu na krzywy ryj to taki łowca mógł sobie przyjść i powiedzieć, że dowolny kupiec czy zakład oszukał go na całą górę futer.

- Zapisywał to w księdze powiadasz? - był to bardzo ważny detal - I jakbyś tą księgę dostała to byś sobie dalej już poradziła? - to znacznie ułatwiłoby pracę Idzie. W gruncie rzeczy i tak miała coś stamtąd sobie wziąć. Taki uklad zdecydowanie jej odpowiadał.

- Nie znam się na księgach. Nie wiem co on tam zapisywał. Będę mogła rozpoznać swoje futra jak je zobaczę. - Dana wzruszyła ramionami zdradzając, że pewnie sztuka słowa pisanego jest jej obca więc nawet mając księgę przed oczami nie mogłaby z niej skorzystać.

- Rozumiem. Zobaczymy więc co da się wymyśleć. - odparła - Wróćmy jednak do tematu za kilka dni. Wpierw udaj się jednak do Versany. Ona przyjmie cię z otwartymi rękoma. My zaś spotkajmy się… Hmmm… - zastanowiła się chwilę - w najbliższy Koninstag? Powiedz mi tylko gdzie ten grubas lubi przesiadywać w wolnej chwili. Hmmm.. - zadumała ponownie - Albo ty tu sobie posiedź i postaraj sobie przypomnieć wszystko co o tym buraku pamiętasz. Zaś my z Nadią pójdziemy zarobić dniówkę zanim jedyni potencjalni klienci dadzą stąd dyla. - szyderczy uśmieszek ujawnił śnieżnobiałe ząbki prostytutki - Nie powinno z resztą zając to nam zbyt dużo czasu. Patrząc na nich to więcej pewnie gadają niż potrafią zdziałać.

- Konigtag? Nie, nie, nie. Nie mogę siedzieć tu tak długo. Chcę wracać do siebie. Nie mam zresztą pieniędzy by siedzieć tu tak długo. - Dana wydawała się zgodna na tą propozycję poza tym czekaniem cały tydzień aż do Konigtag. Jeśli nie dostała obiecanych pieniędzy to rzeczywiście jej sakiewka mogła nie zdzieżyć tak długiego pobytu w mieście.

- Dobrze. - odparła. Była to pewna niedogodność ograniczająca mocno czas na działanie. Nie czyniło to go jednak niemożliwym.

- Skoro więc nigdzie się nie wybierasz. Pozwól, że wrócimy do rozmowy później. - dodała - Obowiązki wzywają. - uśmiechnęła się delikatnie po czym spojrzała na przyjaciółke.

- Przejdziesz się ze mną do wychodka skarbie? - zapytała siostrę. Od zarania dziejów kobiety upodobały sobie chodzenie za potrzebą właśnie parami bądź niekiedy nawet w większym gronie. Ewenement ten nie był nigdy rozwikłany i wyjaśniony przez żadnego mężczyznę na tym dziwacznym świecie. Najtęższe umysły w historii globu starały się dociec przyczyny tego zjawiska. Zostało ono jednak do tej pory niewyjaśnione. Ojcowie pytani przez swoich synów czemu tak się dzieje najczęściej w odpowiedzi słyszeli: "Tak już jest". Synowie zaś informacje tą przekazywali swoim potomkom i tak dalej, i tak dalej od niepamiętnych czasów. Zamykało to temat i usta zarówno tym szarym jak i tym najpotężniejszym.

- Chyba pora wziąć na ruszt tych dwóch co ciągle ględzą kilka stolików od nas. - stwierdziła sprawdzając uprzednio czy nikogo prócz nich nie ma w tym dość nietypowym miejscu obrad - Ten ciemny to Greg. O drugim jednak za wiele nie wiem. Najprawdopodobniej gadają o jakimś szemranym interesie. To też trop, który warto zbadać. - powiedziała tyle co udało się jej dowiedzieć - To gotowa do działania?

- Co zamierzasz? I jakich dwóch? - Łasica też zostawiła przy stole Danę a sama poszła do wychodka razem ze swoją siostrą. Teraz widocznie jednak nie do końca wiedziała o który stół i gości przy nim siedzących chodzi no i co zamierza Versana.

Kultystka opisała więc wygląd obydwu oraz miejsce, w którym stał ich stolik. Nie było to zbyt ciężkie gdyż mężczyźni wyróżniali się spośród pozostałych karczemnych gości.

- Naciągniemy ich na parę kolejek a potem zaciągniemy jednego we dwie albo każda po jednym na górę. - opisała w skrócie dość prosty w konstrukcji plan - Karczmarz chce dziesięć procent od każdego naszego zarobku. Warto więc mu dole odpalić, bo z karczmarzem trzeba żyć za pan brat. - dodała ten istotny element. - Ruszamy? Czy chcesz wiedzieć coś jeszcze?

- To się zwykle płaci po numerku. - dodała dziewczyna z granatowymi włosami ale więcej uwag czy zastrzeżeń chyba nie miała. - To nie wracamy do Dany? Zresztą jak chcesz to wrócę do niej i powiem, że musimy spróbować zarobić nieco grosza. - Łasica zapytała o ich nową znajomą której przecież dały znać, że wychodzą tylko za potrzebą.

- Dobrze. - zaakceptowała taki obrót spraw - Ja więc idę do naszych kochasiów. Dołącz do mnie jak najszybciej możesz - jak postanowiły tak zrobiły. Obaj klawisze wciąż siedzieli przy tym samym stoliku obradując nad czymś. Ida więc ruszyła w ich kierunku stawiając nogę przed nogę i mocno kręcąc biodrami. Przykuwała uwagę większości mężczyzn. Większości z nich nie było jednak stać na jej usługi.

- Panowie tu tak sami? Bez żon i kochanek? - zagaiła opierając się rękoma o blat i mocno eksponując swoje uwydatnione piersi - Postawicie mi może piwo? A może przechylimy jakąś flaszkę? W tym lokalu same gołodupce. Wy jednak wyglądacie mi na ludzi interesu. - zachichotała uroczo niczym dziewica słysząca sprośny dowcip.

- No i właśnie załatwiamy interesy. - odparł ten z kolczykiem który miał się nazywać Greg. Odparł tonem i miną wyraźnie sugerującą, że mają sprawy do załatwienia i nagabująca ich panienka tylko im przeszkadza.

- Właściwie to już chyba załatwiliśmy. - odparł ten drugi trochę jakby sam chciał przekonać swojego towarzysza, że chyba więcej nie chce albo nie widzi sensu ciągnąć ten wątek o jakim mówili. Greg spojrzał na niego i zastanowił się chwilę ważąc jego słowa.

- No może. - zgodził się w końcu mężczyzna z kolczykiem w uchu wracając spojrzeniem do wyeksponowanych wdzięków kurtyzany. Chociaż jakoś nie widać było po jego spojrzeniu ekscytacji.

- A ile bierzesz za numerek? - ten drugi wydawał się być dla odmiany zainteresowany rudowłosą nieznajomą co oferowała swoje wdzięki.

- A to we dwóch chceta mnie brać? - zaśmiała się uwodzicielsko - Zaraz tu jeszcze moja koleżanka przyjdzie to będziecie się mogli podzielić. - dorzucila w równie żartobliwym tonie - Ile bierzemy? To zależy jak wam interes się kręci. - roześmiała się ponownie.

- Jaka koleżanka? - Greg nie wydawał się jakoś rozbawiony rozmową czy sytuacją. On i kolega rozejrzeli się po sali pewnie próbując zlokalizować tą drugą. Ale akurat ta druga przyszła co znacznie uprościło sytuację.

- Już jestem. Przepraszam za tą drobną zwłokę musiałam pożegnać się z koleżanką. Ale już jestem do waszej dyspozycji. - kobieta o granatowych włosach i ciężkiej, zimowej spódnicy zaszczebiotała słodko do całej trójki przy okazji poufale biorąc Idę za kibić i przyciągając do siebie jakby podkreślić, że są w zestawie łączonym.

- To którą bierzesz Greg? - ten drugi zapytał kolegi zdradzając więcej ochoty na zaznajomienie się z dwoma nieznajomymi ślicznotkami.

- To zależy za ile. - mężczyzna z kolczykiem w uchu może nie zdradzał się takim zainteresowaniem jak kolega z pracy ale ostatecznie chyba mógł skorzystać z niespodziewanej oferty o ile by była po umiarkowanej cenie.

Ida złapała przyjaciółkę za pośladek, puściła jej oczko i odparła dwóm przyszłym klientom ile sobie życzą. Cena była raczej umiarkowana. Klientela nie śmierdziała groszem one zaś niechciały zrazić do siebie potencjalnych reflektantów. Z resztą to nie na zarobku zależało im najbardziej. Radośnie i frywolnie więc poszły za prowadzącymi ich klawiszami. Wpierw do baru aby zakupić u karczmarza coś mocniejszego a następnie na górę. Każda ze swoim kochasiem i każda do innego pomieszczenia. Miało to jednak swoje plusy. Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami pozostaje za nimi.
 
Pieczar jest offline