Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 13:37   #54
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Na wzmiankę o artefaktach eldarskich Scythii Fernicus coś zaświeciło w oku. Był to błysk... niebezpieczny. A może tak się Akolitom tylko zdawało? Podobne spojrzenie posłała w stronę Higashi, kiedy ta próbowała coś wskórać swoją telepatią. Czyżby arystokratka była świadoma tej próby? Jedyne, co astropatka mogła stwierdzić, to to, że Scythia miała bardzo silną wolę i nieprzeciętną odporność na sondowanie.

Tak czy inaczej, zaczęli dogrywać szczegóły. W związku z ograniczoną podażą xenoartefaktów eldarskich bądź mrocznoeldarskich, Fernicus potrzebowała czasu, aby zrealizować tak duże zamówienie. Pierwszą partię - w zasadzie raptem próbkę - mogła ściągnąć na za dwa tygodnie, a główną partię towaru dopiero za półtora miesiąca (czyli miesiąc od daty przyszłego spotkania). Na pytanie o dyskretnym miejscu wskazała jeden z najdalej położonych od Krakex kopców satelitarnych - częściowo niedokończoną strukturę, a w zasadzie jej zewnętrzny sektor przy autostradach. Miejsce znane popularnie jako "Sypkie" albo "Sypki". Podobno od ilości piachu przewiewanego z pustyni przez na wpół opuszczone i na wpół dokończone szkielety zabudowań. Szczegóły miały być dostarczone poprzez gońca na dniach. Już teraz jednak było czuć powagę sytuacji i bajońskie sumy. Natomiast próba subtelnego nakierowania jej na Cai E się nie powiodła - Scipio był niechętny do użycia tego imienia, a ona nie połknęła haczyka (bądź w ogóle nie była z gościem powiązana, ciężko powiedzieć). Co do oględzin artefaktów, to Vir nie mógł powiedzieć o nich zbyt wiele - jego systemy nie były w stanie zsynchronizować się na szybko z tymi od serwoczaszki za pomocą prostego pilota czy komend głosowych w niskim gotyku. Musiał ufać jej odczytom i więcej się nic nie dowiedział. Jayden natomiast w minimalny sposób chyba przeniknął maskę Fernicus, dostrzegając jej mikrogesty. Nie mógł rozczytać jej wzorca postępowania, była niezła w te klocki - wiedział jednak, że gra w coś. Pytanie w co...

Negocjacje się zakończyły, służba odprowadziła gości do jednej z sal gościnnych, gdzie poczekali na rozpoczęcie wernisażu. Wprowadzono ich potem okrężną drogą jako jednych z gości gdzieś w środku listy, dla niepoznaki. Pełna dyskrecja.

Sam wernisaż nie był niczym szczególnym w porównaniu do prywatnego pokazu jaki im zafundowano wcześniej. Kilkanaście sal wypełnionych prominentami delektującymi się tym, co można było uznać za stereotyp: plotkami, konwenansami, mezaliansami, skandalami, intrygami, rzadziej poczęstunkiem czy zebranymi dziełami sztuki. A te były wszelakie: od dziwactw, poprzez jadące po bandzie narzędzia szoku, aż po wyroby mistrzów. Głównie rzeźba, metalwork i pochodne, ale również obraz czy grająca w bocznych salach muzyka bądź bardziej egzotyczne wymysły jak lumeno- czy aroma-sztuka.

Spędzili stosowną ilość godzin na tym spektaklu, po czym wymówili się obowiązkami wobec rodu Scipio i opuścili rezydencję - w samą porę nim ktoś ich wplątał w swoje intrygi. Podróż powrotna była bliźniaczo podobna: taksówka do turbowind, szybki zjazd (z podobnymi efektami już na dole), zaszycie się gdzieś na boku aby zmienić ciuchy i powrót do meliny w Starych Budach aby resztę dnia i wieczoru odchorować przeciążenia oraz uporządkować zebrane informacje.

Następne dni minęły na planowaniu, czujności, odpoczynku i przygotowaniach do spotkania w lowhive. Venris opracował optymalny, acz prosty plan wstępny. Magnus bezskutecznie próbował zbadać klucz podarowany mu w katedrze - albo był to jakiś niebywały artefakt z subtelnym maskowaniem... albo zwyczajny stalowy klucz o trudnym do określenia wieku, miejscu produkcji czy śladowych domieszkach do stopu. Jayden i Yoshiko przez ten czas prześwietlili restaurację. Telepatia Higashi i tym razem zawiodła, nie dając konkretnych rezultatów. Szpiegowi poszło nieco lepiej: był w stanie wykluczyć samochody, właścicieli mieszkań naprzeciwko, obserwatorów z zewnątrz czy większość metod zdalnego "opluskwienia" lokalu. Pozostawały więc dwie możliwości: albo ktoś ze świty Loeba, albo ktoś z pracowników lokalu.

Wreszcie nadszedł wyczekiwany dzień spotkania z Darekiem i Cai w połowie trzeciego tygodnia pobytu akolitów na Hulee V. Zapakowali się do furgonu i zaczęli się przemieszczać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2p1oJATu0ms[/MEDIA]

Radio grało szybką, uliczną muzykę bez wokalu. Byli przygotowani. Gnaty, brzytwy, opancerzenie, szpej. To był kluczowy moment. Tak przeczuwali. Może Darek połknął haczyk jako ta gruba ryba, którą był, ale Cai E był cwańszy. Musiał być, skoro był szefem Czarnego Kartelu w całym subsektorze Thule, skoro siedział pod miotłą Imperial Navy w Port Lokhart, skoro był dostawcą układu Hulee. Loeb Darek przy takim kryminaliście był ledwo tępym bojówkarzem.

Podróż trwała dość długo, pomimo użycia tuneli szybkiego ruchu. Odległość była znaczna i pełna zakrętów. Zjechali kawał drogi serpentyną ze śródkopca do dzielnicy przemysłowej u podnóża superstruktury - a potem ulicami pośród na wpół opustoszałych wieczornymi godzinami zabudowań manufaktur, magazynów i innych industrialnych budowli. Wreszcie, dotarli do celu. Magazyn C-418. Zatrzymali się i schowali wóz w bocznej alejce nieco przed celem, resztę drogi pokonując piechotą. Po drodze spotkali Loeba Dareka, szczerzącego się jak rekin, i kordialnego niczym stary przyjaciel. Obok jego limuzyna, "świta"... oraz furgony z wysypującymi się z nich gangsterami. Rozchodzili się, robiąc wrażenie i 'sprawdzając teren'. Widzieli, że po drugiej stronie magazynu było podobne, nieco mniejsze zgrupowanie. Interlokutorzy nadchodzącej dyskusji.

Weszli do środka. Lampy sodowe biły ostrym, acz punktowym światłem. Na środku hali rozstawiono poobijane, metalowe stoły i krzesła. Wewnątrz magazynu była już obstawa - od Dareka, i od Cai E. Uliczne zabijaki, kryminaliści, najemni siepacze. Siedzieli na widoku bądź "ukryci" na kładkach, w kanciapach i między starymi skrzyniami. Akolici, Darek, jego księgowy, Bosese i pozostali dwaj goryle podeszli do stołu od jednej strony. Od drugiej szła grupa czterech najmitów w pancerzach Flak oraz dwie osoby. Pierwszą musiał być Cai E - niski, żylasty człowiek o ciemnożółtej karnacji i czarnych włosach, w półpłaszczu spod którego mignęły olstra i jakiś pancerz. Obok niego jakaś kobieta, straszliwie oszpecona, podobnego wzrostu i postury.

Powietrze było tak gęste i naelektryzowane, że można było je nożem ciąć i spodziewać się wyładowań. E miał spokojny wyraz twarzy z uprzejmym uśmiechem, ale to była raptem poza - wystarczył moment, by rzucił się na bok i zaczął strzelać. Jego ochroniarze wyglądali na najemnych weteranów, być może eks-żołnierzy. Mordy mieli obliźnione, a wzrok groźny. Standard. Ale ta kobieta... otwarcie nosząca pancerz xeno-splotowy, a na biodrze szybką kaburę z jakimś paskudnym xenotechnicznym pistoletem. Była niepokojąca. Wlepiała intensywny, pełen ledwo skrywanego gniewu wzrok w akolitkę Higashi. Nie bez powodu. Nie trzeba było specjalnie wysilać nadnaturalnych zmysłów aby pojąć, że naprzeciw astropatki stanęła... renegacka psykerka. Psykerka, która doskonale wiedziała, kim... a raczej czym była Yoshiko. Diederik widział, że jej postawa zaalarmowała Cai E - ale na razie nic się nie działo.

Loeb chyba też wyczuł atmosferę, bo chrząknął i kordialnie zaprosił do stołu, oferując gorzałę i głośno komentując, że nierzadko mieli się okazję widzieć z E i robić tak obiecujące interesy. Desperacko starał się zachować spokój.

Sytuacja była rozwojowa. I pytanie jak miała się rozwinąć...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 31-10-2020 o 13:43. Powód: korekta
Micas jest offline