Wątek: Pandemia Z
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 16:29   #17
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 07 - 2021.08.02; pn; ok 19:00

Czas: 2021.08.02; pn; ok 20:00
Miejsce: Oregon; Portland; Ross Island; obóz
Warunki: jasno, cicho, chłodno, zachmurzenie, sła.wiatr
Głód: -0,5 lekki głód (następny mod o -0,1 o 22:00)



Silvia, Aaron, Jesper, Tammy, Lisa, Tracy



- Ojej, zobaczcie jakie dziwne chmury. - Tracy ze zdziwieniem wskazała gdzieś w przestrzeń. Pozostali odruchowo spojrzeli w tamtą stronę. No i nad tymi drzewami i hałdami piachu jakie dominowały na wyspie rzeczywiście chmury na niebie przybrały niecodzienny, falisty kształt.





Faktycznie wbrew wszystkim i wszystkiemu wybrali się dzisiaj na tamten brzeg. Ten na jakim były 20-ki. I wrócili z niego w komplecie. A nawet z fantami! Był więc powód do radości a nawet jakby małego świętowania. Tracy nie miała najmniejszych oporów by przywitać powracających jak bohaterów i dzielnych łowców. Co prawda tylko Lisa dostała na przywitanie przytulasa i całusa no ale i tak aż się ciepło i przyjemnie mogło człowiekowi zrobić jak ktoś tak na niego czekał i witał po powrocie. No gorzej było z Jesperem. Ten zachował większą powściągliwość. Nie krzyczał. Nie przeklinał. Nie robił wyrzutów. Ale biła od niego chłód rezerwy na tyle, że nawet Aaron się stropił i nie bardzo chyba wiedział jak do niego zagadać. W końcu obaj załatwili to po męsku, jak na prawdziwych mężczyzn przystało. Czyli żaden nie powiedział do siebie nic.

Ale potem chyba wszyscy ulegli magii noszenia i oglądania łupów z łodzi do ich bazy w roboczej i mieszkalnej części obozu. Zwłaszcza paczki makaronu które dziewczyny z takim trudem zdobyły wydawały się wszystkich cieszyć. Można go było trzymać i zagotować gdy była potrzeba. I to ile tych paczek! Było z czego gotować. No i właśnie po tych przenosinach zaczęło się gotowanie. W kuchni głównie zarządzała Tracy jakby chciała wynagrodzić myśliwym to, że im nie towarzyszyła i się odwdzięczyć przygotowaniem ciepłego posiłku. Chociaż chyba każdy przewinął się przez kuchnię dokładając swoją mniejszą czy większą cegiełkę a wytatuowana brunetka dla każdego miała ciepły uśmiech i łagodne słowo. Nawet Jesper w końcu jakby zaczął się mniej boczyć. Albo po prostu zgłodniał. Wszyscy zgłodnieli. A apetyczne zapachy przez nozdrza dodatkowo podrażniały puste żołądki. No ale jeszcze trochę. Więc powoli obsiadali stół, ten sam drewniany, mocno zużyty stół co rano przy śniadaniu. Na zewnątrz zrobiło się co prawda nieco chłodniej ale jak się siedziało w bluzie i długich spodniach to było w sam raz. I najpierw czekając aż się ta obiadokolacja zrobi a potem wreszcie nosząc ją na stół i nakładając na talerz można było sobie pogadać.

- To byliście na przystani? Tej co wzięłyśmy z Lisą naszą łódkę? - Tracy gdy się dosiadła do stołu mogła wreszcie sobie pogadać o tym jak to było na tej dziennej wyprawie po zapasy. Wcześniej słyszała to i tamto ale dopiero teraz mogła nasycić ciekawość.

- A wy? Nie pozabijaliście się? Macie już romans? - w pewnym momencie pozwoliła sobie nieco zażartować. Tym swoim spokojnym tonem przez co w pierwszej chwili mogło się wydawać, że pyta na poważnie. Sądząc po zaskoczonym spojrzeniu Aarona, Jespera i Tracy chyba zaskoczyło ich to kompletnie. Lisa też zbystrzała. Spojrzała szybko na Tracy a potem na Jespera dokładnie tak samo jak Aaron. Tylko on zastosował dokładnie odwrotną kolejność.

- Nie no coś ty! - wydziarana techniczka w swoim charakterystycznym, błękitnym berecie zarumieniła się ale i roześmiała gdy poznała się na żarcie. Pomysł, że ona i Kanadyjczyk mieliby coś ze sobą tentegować jak zostali sami na wyspie niby nie był niemożliwy. Ale rzeczywiście wydawał się bardzo zaskakujący. Zwłaszcza, że ciepła brunetka wydawała się dobrana jak dla kontrastu do stonowanego, wręcz chłodnego Kanadyjczyka. Jesper był też jednym z tych co najspokojniej pryzjęli żarcik Tammy. Po prostu uniósł brew i lekko przechylił głowę posyłając jej takie spojrzenie by dało się poznać, że nie musi dodawać nic na głos o tym jaki to nonsensnowy pomysł.

- Ale Jesper mi pomógł przy praniu. Porozwieszać wszystko i w ogóle. Był bardzo kochany. - Tracy po przyjacielsku położyła dłoń na ramieniu Jespera i dość niecodziennie było tak słuchać jak ktoś tak miło i ciepło mówi o tym ponuraku. Zwłaszcza jak ktoś go znał nie od wczoraj. Jak Aaron.

- Rozwieszałeś pranie? - Latynos nie mógł pohamować zdziwienia gdy przełknął na szybko porcję makaronu i spojrzał ze zdziwieniem na medyka i spryciarza w ich organizacji. Jakoś chyba mu nie pasował do obrazka faceta rozwieszającego pranie. Raczej prędzej podejrzewał, że musi być w tym jakieś ukryte dno.

- Oczywiście. Każdy prawdziwy mężczyzna umie rozwieszać pranie. Kobiety lecą na mężczyzn którzy radzą sobie z robieniem prania. Będziesz starszy to zrozumiesz. - Jesper odpowiedział tak poważnie jakby zdradzał młodzikowi jakąś tajną prawdę objawioną dostępną z wiekiem i doświadczeniem. A dziewczyny przy stole tylko dodatkowo zmieszały tego młodszego bo się roześmiały jak jeden mąż i zaczeły coś paplać wesoło. W końcu więc kierowca spojrzał na ostatnie dostępne źródło do weryfikacji tej kwestii czyli na siedzącą obok Sil.

- Pranie? Nie no kurwa bez jaj… - mruknął Aaron chyba już bardziej woląc by ta wersja z romansem okazała się prawdziwa niż te głupoty z robieniem prania przez mężczyzn.

I przy kolacji trochę dzięki Tracy co się dopytywała jak było a trochę planując jutrzejszy dzień niejako wróciły różne detale z dzisiejszej wyprawy. Po odbiciu od chyba już przez kogoś szabrowanego jachtu Lisa zdecydowała, że bez sensu wracać tą samą drogą. I lepiej już opłynąć wyspę od południa. Więc niejako mieli okazję zwiedzić tą część rzeki co jeszcze nie mieli okazji. Opłynęli jakąś małą wysepkę na środku nurtu co wydawała się jakąś piaszczystą łachą ledwo przykrytą krzakiem czy dwoma. A gdy odbijali od głównego nurtu by wpłynąć pod prąd zachodniej odnogi mijali dość charakterystyczny rząd budynków.





Były różne. Ale łączyło je to, że zbudowano je na platformach na wodzie. Więc w pewnym sensie były to domy zbudowane na pomostach tuż nad wodą. Cały szereg. Potem Aaron musiał się nieco bardziej wysilić jak wiosłował pod prąd ale dawał radę bez problemu. Wreszcie trafili na to już trochę znajome przewężenie do zatoki jaka zajmowała wnętrze wyspy. I tam już opłynęli tą zatopioną machinerię wpływajac do wewnętrznej zatoki. I cumując i tą oryginalną łódź i tą co odwiązali z pomostu. Na dobre czy na złe mieli teraz dwie łodzie do dyspozycji. A gdy zaczęli hałasować, brać te torby, rowery, śpiwory, paczki jakie udało im się zdobyć na tamtym brzegu przybiegła zwabiona hałasami Tracy witając ich z otwartymi ramionami i ciepłym uśmiechem. No i bardziej stateczny i opanowany Jesper co też pewnie przyszedł sprawdzić co się dzieje i w jakim są stanie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline