Welltag, 17 Powiedźmia roku sigmaryckiego 2519
Blisko magazynów w dzielnicy portowej
-
Dobry Pan sypnąć brzdękiem głodnemu!
-
Nie daję jałmużny! Chcesz zarobić, tam są worki do załadowania na wóz. Jak się uwiniesz może coś Ci skapnie - kupiec wskazał szopę z zadaszeniem obok której stał wóz, jeszcze bez zaprzęgu.
-
Strupas nie lubi pracować, o nie - machnął garbus ręką ale złapał się za brzuch -
ale głodny nie lubi być bardziej. Załaduje wóz. - Całkiem jesteś wiarygodny Strupasku, wiesz? Nie chcesz zająć się żebraniem zawodowo? - sarkastycznie spytała Śmierdzistopa
Gdy Strupas wynosił powoli i niezdarnie worki Karlik - bo on był owym kupcem - wślizgnął się do szopy od tyłu. Mogli spokojnie porozmawiać.
-
Starszy mówił mi co nieco, ty zresztą też. Zorganizowałem co nieco, ale lekko Ci nie będzie. Dobrze by było jakbyś miał pomoc. I Sanie. To drugie to nie problem, już zorganizowałem, ale wątpię byś chciał by ktoś więcej znał drogę.
- Tak - krótko sapnął Strupas bo akurat podnosił worek -
Ale nie tylko z tym przyszłem.
Chwilkę go nie było, po czym znów wszedł do szopy po kolejny worek.
-
Od powrotu od naszych przyjaciół myślę o jednym - kontynuował garbus -
skoro omeny o których wiemy nie ograniczają się do miasta, ale mają szerszy zasięg, można je oznaczyć. I wykoncypować skąd jest źródło. Chwilę...
Kolejny worek wyniesiony na zewnątrz. Strupas wrócił i kontynuował.
-
Potrzeba nam tylko zmyślnego scholara z mapą, cyrklami i innymi takimi... - To Stary Szkorbut wymyślił! Ty to byś cyrkla nie poznał nawet jakby Ci go w dupę wbić!
- Wiemy to, Szkorbut!
- I zero wdzięczności, arrrr. Za moich czasów...
-
...to plus informacji o fenomenach. Masz kontakty w okolicy, wiesz sporo. Na pewno ktoś ze zboru jest biegły w naukach i to dało by się zrobić. Ja udaję się z powrotem, do czasu gdy wrócę możesz pomyśleć. Trzeba mieć zapasowy plan w razie jakby ktoś w kazamatach nam dziewuszkę zaciukał. Zapasy dla mnie gotowe?
-
Tak. Dorzuciłem ci do żarcia słodkie ciastka, podróż i tak gówniana więc niech będzie lżej. Do sań przytroczyłem siekierę, opał i kilka kocy. Dziwnie byś wyglądał paradując tu z saniami, więc mój człowiek zostawi je poza miastem i ukryje, nie martw się, nie spotkacie się. Kilka worków z zapasami weźmiesz ze sobą, tyle co na sanie wejdzie, ale trzeba wymyślić trasę przerzutową na więcej. Zobaczymy jak pójdzie korespondencja.
Strupas zarzucił worek na plecy i wyszedł na dwór. Karlik tymczasem wymknął się tyłem i pojawił przy wozie.
-
Ja skończył! Dać brzdęku!
- Widzisz, nawet takiego lenia i obiboka można pracy nauczyć, wystarczy jak głód w kiszki zajrzy. Masz, znaj Pańską Łaskę! - Karlik rzucił w śnieg drobną monetę, która mogła wystarczyć najwyżej na suchara lub rybią głowę -
I poszedł stąd, bo psami poszczuję! - Nie rozumiem, jak możesz się na to godzić Strupasie - z pobłażaniem zauważyła Krwawa.
-
Tak bezpieczniej. A w oczach Jego i tak wszyscy są równi - mruknął pod nosem Garbaty.
- To Podagra musi być jakimś Jego bękartem, bo tylko możnych łapie
Strupas podniósł brew zaciekawiony
- Opowiesz mi po drodze.