Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2020, 09:20   #88
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Spotkanie z trupim lordem

Mroczny orszak dotarł pod okręt, nieumarli rycerze w czarnych zbrojach pod wodzą czarnego rycerza o obliczu ukrytym czaszką. Dotarli śledzeni przez druidkę, której albo nie zauważyli, albo ją zignorowali. Orszak zatrzymał się na gest rycerza i… stali pod Destiny w bezruchu. Najwyraźniej czekali aż ktoś raczy się z nimi skontaktować. To był dobry znak, bo oznaczał że nie byli otwarcie agresywni.
Wędrowiec podszedł do burty i oparł sìę o nią, oglądając grupę nieumarłych, a następnie skupiając spojrzenie na ich dowódcy. Kvaser zaciekawiony całym wydarzeniem, podszedł za wędrowcem i wskoczył na burtę, zwinnie przechodząc do siedzenia na niej, z nogami zwisającymi w powietrzu.
- A tych pojebało, że wystroili się jak kostucha na wspominki?
Mmho która cały czas nie opuszczała pokładu też wychyliła się za burtę by lepiej się przyjrzeć gościom.
- Może chcą pobrać cło - zasugerował Harran. - Albo zaprosić naszego kapitana do pałacu. Z honorową eskortą - dodał z wyraźną kpiną.
Imra pokręciła głową patrząc na reakcje pozostałych.
- Pozwólcie, że do nich przemówię, czy zamierzamy tak sobie stać i czekać aż piorun walnie w którąś ze stron?
- Chyba oni powinni wyjść do nas ze sprawą, kto to słyszał abyśmy się tłumaczyli - Kvaser stwierdził patrzą na oddział z lekką nutą irytacji.
- Trzeba ich zaprosić aby weszli. Tak samo jak podjeżdżasz armią pod zamek to najpierw zaczynasz od parle, a nie wywalasz z katapult… Aczkolwiek mogliby się odezwać gdyby faktycznie chcieli czegoś od nas - Imra poinformowała wszystkich używając dość pouczającego tonu.
- Dobre obyczaje nie pozwalają pytać gościa, po co przychodzi - poinformował ją Harran. - To on powinien w końcu z siebie wydusić, czego sobie życzy.
- Zależy z jakiego świata to obyczaje - zauważyła Mmho.
- To po prostu obyczaje, nawet nie dobre - skomentował niziołek - chyba, że komuś słoma z butów wystaje lub chce swoją obecnością grozić i wychodzi z pozycji siły. Nie abym was podpuszczał, ale jeśli da się zająć pozycję w innym punkcie miasta, to jak się nie odzywają, to niech sobie pobiegają - niziołek zaśmiał się.
- Harran ma rację - stwierdził tylko Wędrowiec, nie spuszczając wzroku z dowódcy oddziału.
- Nigdy nikt was nie zapytał z czym przychodzicie, co? Ani do miasta na zmierzch nie przyjeźdzaliście? Żaden strażnik was nie zawołał ze strażnicy, ani odźwierny - Imra kontynuowała.
- Tak... jak zastukałem w drzwi - odparł Harran.
Przywódca nieumarłych sięgnął po fiolkę przy pasie i wypił ją. Powoli oderwał się od ziemi i lewitując uniósł w górę ku statkowi. Niespiesznie i z gracją podleciał zatrzymując się blisko burty.
- Gościnność… nie jest wam… znana.- rzekł głośnym acz dudniącym głosem. - Nieważne to jednak. Macie zadanie do wykonania. Musicie przewieźć mnie i moich podwładnych do pewnego miejsca.
Automaton zerknął jeszcze raz na oddział truposzy.
- Tylko kupczyk ściąga do sklepu przechodnia z ulicy. Ale skoro już znam twój cel, to jakie to miejsce i co oferujesz za tą usługę?
Spod maski w kształcie czaszki wydobył się głuchy śmiech. - A mówisz jak kupczyk. Mogę oferować coś w przyszłości… coś więcej wartego niż materialne rzeczy, ale widzę że ciebie… że was interesuje zysk od razu - znów sięgnął do pasa i zabrawszy sakiewkę otworzył ją. Było tu sporo klejnotów. A trzy z nich wyróżniały się szczególnie wielkością i pięknem. Diamenty… warte więcej niż to ile by za nie dano.
- Nie obrażaj tego, od któregoś coś chcesz ...przynajmniej dopóki tego nie otrzymasz - zacytował Wędrowiec - Co innego oferujesz? Potrzebuję też szczegółów odnośnie zlecenia.
- Łaskę Nerulla… a co do reszty… zawieziecie nas do grobowca na Acheronie. Wysadzicie przed nim. I tyle…- odparł rycerz.
Kvaser spojrzał na szkieleta, bardzo przenikliwym spojrzeniem i wydał z siebie przeciągły warkot.
Wędrowiec zareagował na zachowanie niziołka jedynie nieznacznym kiwnięciem głową.
- Co to za grobowiec? Acheron to dość duże miejsce, grobów w nim niemało.
- To nie ma znaczenia. My wiemy gdzie on jest. Pokażę wam drogę.- rzekł rycerz po czym spojrzał na niziołka. - Nie musisz nas lubić dziki wojowniku, ale nie szukaj w nas wrogów. Ścieżka którą sobie wyznaczyłeś nie łączy się z drogami mego pana, o ile… sam ku niemu nie podążysz.
Kvaser uśmiechnął się w stronę nieumarłego wilczo.
- Nie szukam wrogów. Po prostu nie lubię tych, którzy robią rzeczy pochwalane przez waszego pana. Nie przez fakt, że mu służą, tylko przez to co czynią - stwierdził cierpko.
Imra uniosła brwi widząc kamień. W jej oczach zabłysła chęć zysku.
- Myślę, że powinniśmy się zgodzić - skierowała słowa najpierw do pozostałych. - Wszak i tak trzeba czasu aż się statek zagoi, a podwiezie to nie jest chyba aż tak duży problem?
- Imra Orirel, z kim w ogóle mamy przyjemność? - przeniosła spojrzenie na rycerza wystawiając też do niego dłoń.
- Za życia byłem znany jako Lord Arismon… i tak możecie się do mnie zwracać. - uścisnął jej dłoń mocno. Znów spojrzał na niziołka, ale najwyraźniej nie widział potrzeby dyskusji na temat rozbieżności poglądów.
- Właśnie ze względu na regenerację nie mam zamiaru lecieć w ciemno, nie znając wcześniej lokalizacji docelowej - odpowiedział Imrze automaton.
- Milordzie? Czy zechcecie się podzielić chociaż przybliżoną droga do celu? Jak widzicie moi towarzysze nie podzielają mojej chęci pomocy i ewidentnie potrzebują więcej zapewnień, że nasz statek nie zostanie narażony na kolejne uszkodzenia - ton Imry był zupełnie inny niż jak się odzywała do reszty grupy. Bardziej oficjalny.
- Powiedziałem… grobowiec na Acheronie. Znasz wszystkie sześciany, które tam się unoszą? Ja nie… ale wyczuwam w którym kierunku trzeba się udać. I gdzie się zatrzymać…. nazwy… są nieistotne.- dodał grobowym głosem rycerz.
- Dobra - Kvaser westchnął ciężko - myślę, że zejdziemy na bok i porozmawiamy w gronie załogi, a za chwilę wrócimy do was - zwrócił się do nieumarłego, lecz spoglądał na Wędrowca. Ten pokręcił głową.
- Na to przyjdzie czas, kiedy tylko dowiem się więcej o zleceniu. W tym momencie brzmi ono "Zapłacę wam obietnicą lub skromną kwotą, żeby lecieć nie wiadomo jak długo w zupełnie obce miejsce, którego lokalizację znam lub nie znam". Jeśli mamy się tego podjąć, potrzebuję więcej informacji - i nie ma wiedzy, która jest nieistotna.
Imra przetarła oczy czując frustrację. Wędrowiec skutecznie odpędzi dobrych zleceniodawców.
- O istoto małej wiary…- zaśmiał się rycerz dudniącym głosem. - Dowiedziałeś się tyle ile mogłeś się dowiedzieć. Mogę cię jedynie przestrzec, że jeśli podejmiecie błędną decyzję, to będziecie żałować… nie dziś, nie jutro… ale gdzieś w przyszłości. Czekam na waszą decyzję na dole.
Po tych słowach zaczął opadać w dół, do swoich… “ludzi”. Imra powiodła za nimi spojrzeniem patrząc co robią. Wędrowiec bez słowa ruszył do sali narad. Kvaser wykonał pół obrotu na tyłku w stronę wnętrza statku, zeskoczył z barierki i ruszył żwawo za Wędrowcem, w międzyczasie rzucając pod nosem kilka komentarzy o “zimnych sukinsynach” oraz ich podejściu do interesów, żywych i tego co zazwyczaj lubią robić.
- Kvaser - automaton zaczął, gdy wszyscy byli już wewnątrz - wydajesz się znać Nerulla. To bóstwo śmierci, którego jedynym celem jest zabijanie żywych istot, dobrze pamiętam? I czy ktoś widział Vaalę?
- Ująłeś to bardzo delikatnie - Kvaser stwierdził z lekkim uśmiechem - gdyby było dokładnie jak mówisz, to równie dobrze pasowałoby do niego bycie całkiem sympatyczną kostuchą z którą każdy spotka się u końca swych dni. Trafniej byłoby go opisać jako pojebanego, seryjnego mordercę. Nie na polu bitwy, ale też nie pogardzi. I takie typki wchodzą w skład jego wyznania, mordercy, psychole, ostatni zwyrole, ludobójcy. A w świątyniach lubią sobie okazjonalnie zaszlachtować kilku złapanych kmiotów, taka rozrywka - niziołek mówił szybko, pełen emocji - jeśli są wiernymi uczniami swego pana, nie dałbym im zapewnieniom pół monety. Potrafią być podstępni, jak podstępny jest morderca, też nie wiązałbym szczególnego przywiązania do zasad z nimi.
- To równie dobrze mogą zechcieć i nas dołączyć do grona ofiar, ku czci swego boga - stwierdził Harran. - A jeśli któremuś bóg we śnie wyda rozkaz, to bez wahania i nie zważając na obietnice i przysięgi rzucą się nam do gardeł.
- Vaala stała gdzieś niedaleko nich - dodał.
Imra, która również podążyła za pozostałymi do sali narad westchnęła ciężko.
- To tylko znaczy, że powinniśmy być bardziej uważni w ich obecności, a nie od razu odrzucać ich propozycję. Oni potrzebują podwózki, którą my możemy im zapewnić. Mogliby próbować przejąć statek siłą, a póki co tego nie zrobili. Jeśli nas zaatakują, to ich można zniszczyć i zabrać kosztowności. Dobrze mi się wydaje, że póki co statek odpowiada na twoje rozkazy i to można im bardzo wyraźnie zaznaczyć. Bez twojego słowa statek się nigdzie nie ruszy, więc musieliby się do tego dostosować i mieć to na uwadze, że jakakolwiek próba zaatakowania skończy się ich eksmisją. Ja mogę dodatkowo ich pilnować jeśli by to was zachęciło. Moja zbroja pozwala mi wyspać się w ciągu dwóch godzin, resztę mogę poświęcić na czuwanie przy naszych przyszłych gościach. Dają niezłą cenę, a zawsze możemy się z nimi potargować gdyby ich podróż by spowodowała zagrożenie dla statku i jego załogi. Szkoda odrzucić taką prostą robotę za takie wynagrodzenie - kobieta gestykulowała żywo rysując palcem po blacie jakby rozrysowywała plany bitwy i przesuwała pionki na mapie. Przy okazji patrzyła po kolei na każdego obecnego w sali narad poświęcając im po równo uwagi.
- W karczmie słyszałem, że generałowie obradują w mieście i w zasadzie na włosku jest konflikt w mieście. Myślałem, że to znak aby się śpieszyć - Kvaser znowu wiercił się na krześle - ale też trzeba wziąć pod uwagę, że ta zimna zgraja może zamieszać nas w politykę tutejszą w sposób, którego nie chcemy. To byłoby nawet trochę w stylu ich pana, być iskrą zapalną.
- Tylko, że oni chcą wylecieć z miasta - Imra nie dawała za wygraną. - A nawet jeśli by nas wplątali w tutejszą politykę, to zawsze możemy to obrócić na naszą korzyść. Już myślę, że stanowimy enigmę i mogą pewne grupy chcieć skorzystać z naszej obecności… o ile uczynimy ją wartościową.
Wędrowiec milczał przez dłuższą chwilę, w końcu zwrócił się do Harrana.
- Jesteś w stanie wysłać jej wiadomość, by wracała na pokład? Jej zdanie też ma znaczenie - a następnie spojrzał na Imrę i Kvasera - Rozumiem potrzebę zysku, jeden taki diament pozwoli wskrzesić nawet kogoś od lat martwego. Ale to, że nasz potencjalny klient planuje coś złego, jest niemal pewne - elitarny oddział martwiaków, ukrywanie celu podróży, zawoalowane groźby. Nie interesuje mnie, czy grozi nam, czy komukolwiek innemu, z tego, co mówi Kvaser, wyznawcy Nerulla samym swoim istnieniem stanowią niebezpieczeństwo dla wszystkiego, co żywe. Dlatego uważam, że powinniśmy przyjąć zlecenie - jeśli nie my, znajdzie kogoś innego. Oczywiście, przy wejściu na pokład będzie musiał zdać wszelką broń, a ze względu na niewielką powierzchnię użytkową Destiny, jego orszak pozostanie w ładowni na czas podróży - automaton miał nadzieję, że pozostali podążą za jego tokiem myślenia i nie będzie musiał wszystkiego tłumaczyć.
- Masz bardzo fatalistyczne podejście - Kvaser stwierdził żywo - wydaje się im, że prowadzi ich sam bóg. U siebie może i by mnie znał, ale tutaj bez wieszczenia - pokręcił głową - jeśli te zapewniania o łasce jego pana to na dwoje babka wróżyła. Z jednej strony może być to ponure, z drugiej, ten sztywniak nie wyglądał na głupiego, a tylko wypranego z humoru. Równie dobrze może być to rezygnacja z czyjegoś życia, tymczasowa - niziołek westchnął.
- Mmho nie lubi nieumarłych, nie rozumie czemu w ogóle myślicie o wpuszczeniu ich tu. Poprzednią załogę wybił ktoś, kto parał się nekromancją - Mmho wyraziła swoją opinię o sytuacji.

W tym czasie Harran skorzystał z dość prostego sposobu przekazania informacji - napisał prośbę Wędrowca na kawałku papieru i wysłał smoczka do druidki.

"Te truposze chcą wynająć Destiny. Wracaj na pokład, bo potrzebna jest twoja opinia."

Vaala wpatrywała się w kawałek papieru, z siedząca na ramieniu Afretą… i nawet kilka razy owy papier sobie obróciła, żeby w końcu literki były jak trzeba. No i się zaczęło:
- Te… tru...trupo...sze… Te truposze. Chc...ą. Te truposze chcą. Wyna… wynaj...ąć… - No i tak przez dobre pięć minut, aż w końcu Druidka wydukała co stało na papierze, a i w końcu zrozumiała o co chodziło.
Zmarszczyła brewki, spojrzała na owe umarlaki, spojrzała na unoszący się w górze sta-tek.
- Po moim trupie - Warknęła, po czym zgniotła wiadomość, i podsunęła malutkiej smoczycy pod nos.
- Zjesz, albo spalisz? - Spytała ją. No a po chwili, Vaala ruszyła do reszty na sta-tek.

Po chwili, gdy już była gdzie trzeba, odszukała resztę…
- Co jest? - Spytała wielce genialnie.
- Jest i nasza zguba - Imra podniosła spojrzenie na Vaalę. - Nie wiem ile ci przekazał Harran, ale wygląda na to, że będziemy mieć gości na statku przez krótki czas.
- Po co nam tu te truposze?? - Fuknęła od razu drobna dziewczyna.
- Ach no tak - Imra mruknęła po chwili uświadamiając coś sobie. - Dobrze płacą, a chcemy załatać statek i jeśli dobrze zrozumiałam trochę nas to będzie kosztować. Zadbam o to aby nie przeszkadzali żadnemu z was.
Vaala… warknęła.
- Ja mogę zadbać, by z nich same kawałki zostały - W końcu odpowiedziała.
- Wygląda na to, że mają dość dobry kontakt ze swoim bogiem… lub chociaż tak uważają - Kvaser skomentował - ogólnie niemiła ferajna.
- Zanim jeszcze padną dalsze decyzję, tak zauważę, że mało kto tu będzie “miły”. Jeśli dobrze zrozumiałam jesteśmy na planie na którym dzieje się wieczna wojna. Do tego jest on nacechowany prawem i czymś pomiędzy złem, a neutralnością? To jest niemal pewne, że ktoś będzie próbował nas wykorzystać do swoich celów. Nie dość, że nie mamy tu żadnych wpływowych kontaktów, to dodatkowo stanowimy enigmę dla sił, które tutaj rozporządzają. Na moje albo zaakceptujemy to i wykorzystamy do naszych celów nie zważając na to co jest po drodze, ale w ogóle wynosimy się stąd i szukamy szczęścia z naprawą gdzie indziej - półelfka powiedziała rzeczowo jakby to dla niej była codzienność.
- Imra… - Kvaser zaczął śmiać się - wszyscy dobrze widzieli jak świecą ci się oczy na widok tych diamentów. Nikt nie lubi wciska się mu kity, pogadajmy szczerze, rozumiem, że ci na tym zależy i to akceptuję, ale takie udawanie “ukrywając” - przy ostatnim słowie niziołek zrobił kwaśną minę - intencji mnie wkurwia i chyba nie tylko mnie.
- A coś cię nie wkurwia? - Imra uśmiechnęła się na jedną stronę. - Jestem zainteresowana zyskiem, ale widzę też jakie są wśród was nastroje.
- Ciasto - niziołek odpowiedział uśmiechem.
- Vaala na pewno ci jeszcze jakieś zrobi. Wracając, tylko stwierdzam, coś co jest dla mnie oczywiste. Albo działamy tutaj i lawirujemy w tym co spotkaliśmy, albo szukamy szczęścia na innym planie z, byś może, lepszymi dla większości warunkami.
- Imra, czy bardziej zależy ci na pomocy im, czy na zapłacie za zlecenie? - zapytał Wędrowiec po dłuższej chwili milczenia.
- Nie mam żadnych spowinowaceń z nimi. Ale też widok tego kryształu przypomniał mi, że taki może być potrzebny do rytuału wskrzeszenia - mruknęła półelfka.
- Oni mogą o tym wiedzieć - niziołek stwierdził poważnie, dziwnie jak na siebie - kojarzyli trochę mnie, mimo, że raczej nie powinni mnie znać, to nie mój świat. Przynajmniej w pewnym sensie.
- Wiem o krysztale. Jego słowa o desperackiej sytuacji też wydają się podejrzane. W takim razie mogę rozumieć, że jedynym argumentem za przyjęciem zlecenia jest zapłata, tak? - automaton spojrzał na załogę - Jeśli tak, to możemy je przyjąć. To niebezpieczna sfera, jak Imra zauważyła, pełna istot o niespecjalnie dobrych intencjach. Łatwo tu o zdradę lub wypadek.
Imra się zaśmiałą pod nosem.
- Diabeł z ciebie wychodzi Wędrowcze. Podoba mi się.
- Na razie jeszcze nie widzę sposobu zabezpieczenia przed naszymi potencjalnymi pasażerami - stwierdził zaklinacz. - Poprzednia załoga Destiny kiepsko skończyła - dodał. - Wolałbym nie iść w ich ślady.
- Ty i tak nie masz grzbietu - Powiedziała niespodziewanie do niego Vaala, po czym wyszczerzyła ząbki.
- Sposób jest prosty, będą musieli zdać broń przy wejściu na pokład, a szkielety zostaną w ładowni. Jeśli będą kręcić się po pokładzie, będzie zbyt tłoczno - odpowiedział automaton - To jemu zależy na podróży, więc powinien dostosować się do wymogów przewoźnika.
Harran najpierw spojrzał na Vaalę, która ni z gruszki ni z pietruszki rzuciła stwierdzeniem niezwiązanym z tematem.
- Głupoty opowiadasz - stwierdził.
Potem przeniósł wzrok na Wędrowca.
- Może być i tak - powiedział. - Destiny, zapewne, może ich kontrolować na bieżąco.
Druidka spojrzała na Zaklinacza, po czym parsknęła.
- Zrobicie jak będzie konieczne - Wzruszyła ramionkami - Ale jak mi któryś wejdzie w drogę, to rozerwę na strzępy - Dodała opuszczając już owe obrady.
- Jest jeszcze jedna sprawa. - Harran zmienił temat. - Przewodnik zażyczył sobie tysiąc sztuk złota i dziesięć procent od tego, co tam zdobędziemy. Zjawi się za jakieś dwie godziny, to będzie można przedyskutować wysokość tej zapłaty.
Druidka zatrzymała się w progu.
- Jeszcze jeden obcy na sta-tek? - Powiedziała.
- W zasadzie dwóch. Jakoś tak wyszło, że jestem w posiadaniu niewolnika. Może być przydatny przy okazji "jakiegoś wypadku", ale jest jeden problem. Zna tylko język istot powietrza więc komunikacja z nim może być utrudniona - półelfka uznała, że należy wspomnieć o tym drobnym fakcie.
- Ta... niewolnik zdobyty przez przypadek... - Harran lekko się uśmiechnął. - Bez przewodnika trudniej będzie trafić do wioski Pozyskiwaczy - wyjaśnił Vaali.
- Mamy jeszcze jeden fant - Kvaser wtrącił - jak będziesz miał chwilę Harranie, mógłbyś przebadać ten przedmiot? Imra go ma - spojrzał na wojowniczkę - nie jest to szczególnie pilne, ale też odwlekać nie powinniśmy.
- A tak - Imra wyjęła z torby czaszkę. - Ponoć diabliczka poleciła aby nam to sprzedać. Ma zapisaną wiedzę o różnych planach.
- Rozumiem, że sprawę zlecenia mamy już ustaloną i możemy poinformować potencjalnego klienta, tak? - zapytał Wędrowiec, chcąc się upewnić, skoro reszta zaczęła rzucać inne tematy.
- Jeśl nie chcemy kłopotów, lepiej aby to nie my byliśmy stroną posądzoną o zdradzę, tak mi podpowiada węch - niziołek skomentował przyglądając się sufitowi sali.
- Jak najbardziej mamy ustalone. Pójdę do nich, bo jak ty zaczniesz rzucać żądaniami to jeszcze ciebie zaatakują. Wybacz, ale nie masz za bardzo drygu do tego - Imra spięła się już gotowa do wyjścia, ale spojrzała jeszcze na Kvasera.
- A ciebie to mogą kojarzyć, bo masz wymalowany na czole znak swojego boga. Mało subtelnie jeśli idzie o bycie rozpoznanym… - powiedziała uśmiechając się wrednie i dopiero wtedy wyszła.
Niziołek poderwał się z miejsca jak strzała i kierując palec wskazujący w stronę Imry, zastąpił jej drogę.
- Nigdy… nie… mojego - warknął patrząc wściekle kilka chwil, po czym odstąpił z gniewem w oczach.
- Dobrze. Nie twojego. Mogę przejść?
Niziołek ustąpił miejsca powoli, niechętnie, czyniąc jeszcze szersze przejście. Po chwili wskoczył na krzesło ponownie, kilka razy zmieniając pozycje siedzenia na wygodną.
- Idę z Tobą - stwierdził automaton - Muszę mieć pewność, że przystaną na oba wymogi. Później dogadamy resztę spraw o których mówiliście. Wylot nie wcześniej niż za trzy godziny.

Z powrotem na zewnątrz

Nieumarli i ich wódz stali nieruchomo, od czasu jego powrotu na ziemię. Możliwe że ich przywódca także nie kroczył wśród żywych, bo również się nie poruszył. Oddział Nerulla budził respekt swoja nieruchomą obecnością, bowiem miejscowi obchodzili ich możliwie szerokim łukiem. Wędrowiec stanął przy burcie i spojrzał na wojowniczkę, czekając aż ta zacznie.
Imra wywróciła ponownie oczami na zachowanie Wędrowca.
- Destiny drabinka - powiedziała i złapała się krawędzi zsuwając się na dół.
- Milordzie z przyjemnością oświadczam, że z chęcią was ulokujemy na naszym statku. Mamy jednak pewne warunki, jeśli jesteście gotowi się ich podjąć, to mamy umowę. Mianowicie prosilibyśmy o zdanie broni i zachowanie swojej obecności do jednego pomieszczenia specjalnie dla was przygotowanego. Oczywiście broń zostanie wam oddana przy opuszczeniu pokładu. Zgodzicie się na takie warunki?
- Nie ufacie mi.- stwierdził lord krótko, po czym dodał.- Więc powinnyście rozumieć, że ja też nie muszę wam ufać. Jakie mam gwarancje z waszej strony że dotrzymacie umowy? Że dowieziecie nas i oddacie oręż na miejscu?
- Gwarancji nie macie żadnej póki nie zawrzemy umowy. Statek należy do nas i takie zasady na nim panują. Myślę, że jesteśmy gotowi na pewne negocjacje - mówiąc to Imra stanęła w lekkim rozkroku z mocno wyprostowanymi plecami zakładając ręce za plecami.
- Zakładam że ty cenisz swój honor, a twój metalowy towarzysz? - zapytał lord Arsimon zerkając na Wędrowca.
- Możecie go sami zapytać milordzie - Imra odstąpiła wskazując nieumarłemu drabinkę. - Nie jestem jego przedstawicielem, tak samo jak i pozostałych. O nich już się nie martwicie?
- To pytanie, które mógłbym też tobie zadać - odparował automaton - Jaką mam gwarancję, że nie spróbujesz działać na naszą niekorzyść? Nie wspominając o tym, że dwudziestu wojowników kręcących się po pokładzie wygeneruje niepotrzebny tłok, oraz nie mamy nawet możliwości przewidzenia, co nas czeka po drodze, bo nie wiemy, gdzie lecimy. Redukuję zmienne w zleceniu.
- Mogę przysiąc na mego pana, Nerulla Żniwiarza Ciał iż nie zamierzam krzywdzić załogi twojego statku. Plany mojego Pana są ważniejsze od waszej egzystencji i nie narażę ich tylko po to, by skrócić żywota kilku przypadkowych istnień. Może wam się to wydać dziwne, ale świat nie kręci się wokół was.- odparł ironicznie rycerz i dodał.- Moi podwładni nie będą się “kręcić”... wystarczy im ta ładownia by mogli tam stać do czasu, aż przyjdzie im ją opuścić. Nieśmierć pozwala na luksus cierpliwości zarówno wobec czasu jak i żywych.
- Jak możesz, to przyrzeknij, a ja tobie też wtedy przyrzeknę, że póki nie skrzywdzisz nikogo z załogi nie podniosę na ciebie oręża - dodała wojowniczka.
- Przyrzekam na gniew Nerulla iż ni ja, ni moi słudzy nie skrzywdzą nikogo na statku nie atakowani. Co innego w samoobronie. - odparł rycerz unosząc dłoń w pancernej rękawicy.
- Przyrzekam, że póki nie skrzywdzicie nikogo z załogi, nie podniosę na was oręża - Imra uścisnęła opancerzoną dłoń.
Czarny rycerz spojrzał teraz na Bezimiennego czekając na… jego przysięgę.
- Bezpieczeństwo załogi jest dla mnie priorytetem, i będę go bronił. Przyrzekam, że o ile ktoś nie będzie jej zagrażał, nie musi obawiać się ataku z mojej strony - automaton niechętnie złożył obietnicę.
- Pamiętajcie o swoich słowach. Nerull będzie pamiętał, a nie żywi on miłości dla żywych, a tym bardziej którzy łamią swoje obietnice względem jego wybranych sług. - odparł rycerz i dodał. - Myślę, że mogę przyjąć wasze warunki.
- Wspaniale. W takim razie zapraszamy na statek - Imra ponownie wskazała drabinkę.
Rycerz skinął głową i ruszył przodem kierując się ku niej. Wędrowiec wrócił do sterówki i przekazał ustalenia reszcie załogi.
- Przyjmiemy to zlecenie, zapłata powinna wystarczyć do pełnej naprawy statku. Obstawa Arsimona zostanie zamknięta w ładowni. Ja i Imra obiecaliśmy, że nasza dwójka nie zaatakuje go, o ile on sam z nikim nie będzie walczył - powiedział, patrząc na Kvasera, jakby zachęcająco?
 
Sindarin jest offline