„Sok klonowy? O co tutaj chodzi” – pomyślał – „Oni są szurnięci czy jak… tak, tak wiem.. też bym przylał temu blondasowi gulaszem w łeb”. Berthold szybko skierował swój wzrok na karczmarza, który ruszył by spełnić żądanie nadobnej Isadory
- E.. karczmarz – powiedział niedbale, gdy ten się obrócił, Berthold pokazał mu jeden tylko znak, znany chyba w całym Imperium jak i po za nim. Kiedyś uważano, że znak ten zna każda istota ludzka nawet z odległych krain, może wyssaliśmy go z mlekiem matki, albo raczej z piwem naszych ojców. W każdym bądź razie Berthold liczył na to, że karczmarz przyniesie mu upragniony bimber, a raczej sok klonowy pana Bruna – tak jak go wcześniej nazwał.
Trochę się uspokoił myślą, że w końcu się napije – widać to było po jego zachowaniu. Rozbiegany wzrok ustał, również i głos zamarł. Znowu to był stary dobry Mordragon, który siedział przy stoliku nie wadząc nikomu… cóż „Szkoda gulaszu” – pomyślał.
Nie miał zamiaru nikomu przeszkadzać dzisiejszej nocy ani w nic się mieszać: „W sumie to nie moja sprawa. Nie mam dzieci… tak, tak macie racje one są złe, cały chaos się z nich wywodzi… zresztą są jeszcze dobrzy ludzie” – spojrzał na zainteresowanych sprawą, po czym skupił swój mętny wzrok na karczmarzu – „naiwni acz dobrzy, chodź może stuknięci.. wierzą w jakieś Pani Jeziora czy co to jest?.. dobra koniec, żadna Pani Jeziora mnie w nocy nie.. CISZA” – Berthold się nagle jakby ocknął, udał się od tego całego zgiełku bliżej lady w oczekiwaniu na dobroć i zrozumienie karczmarza.
__________________ Gdybym nie odpisywał przez 2 dni.. plsss PW:)
-"Na horyzoncie widzisz szyb kopalni"
-"Co to za rasa szybko-palni?"
Czego pragnie eMdżej?! |