Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2020, 10:19   #213
Lua Nova
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
Post stworzony wspólnie z Joerem

Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni

- Nie, nie przekonasz mnie. - głos dziewczyny był stanowczy i donośny. Czuć było jej wściekłość.
- Nie bądź taka, patrz jakie materiały załatwiłem. - Tytus był znacznie bardziej dyskretny, gestami próbując uspokoić podwładną.
Marika Degauss nie była tak wściekła jak prezentowała. Wypchana paczka, pełna tkanin i przyborów, rzeczywiście pozwalała jej rozwinąć skrzydła. Nie wiedziała jak Garlik to zdobył. Jednak od razu wiedziała, że jest to zwykły podstęp. Zwłaszcza, że niósł także jej torbę ze wszystkimi utensyliami, nawet maszyną do szycia. To nie tylko było naruszenie jej prywatności, ale też jawnie sugerowało co chciał osiągnąć.
- Nie będę marnowała moich projektów, byś miał łatwiej z jakąś kolejną. - warknęła.
- Mówiłem ci, że to zupełnie nie tak....
Tytus przeskoczył przez grodzie i rozejrzał po korytarzu. Na szczęście nie było nikogo, przestrzenie na poziomie kwater oficerskich nie były tak ruchliwe, jak na niższych poziomach.
- Nie będę robić fatałaszków dla jakiejś twojej lafiryndy. - wykrzyczała, sama nie wiedząc dlaczego ją to tak denerwuje.
Tytus przystanął z wyrazem zrezygnowania. Rozłożył dłonie gestem poddania.
- Dobrze, dobrze. Powiesz jej to chociaż? - spytał smutno.
- Oczywiście, prosto w twarz! - zaperzyła się adiutantka.
Nagle nadsternik kompletnie zmienił postawę, wyprostował się i uśmiechnął się podstępnie. Palcem zadzwonił dzwonkiem drzwi, przy których stali. Marika była całkowicie zaskoczona.
- To załatwmy to szybko. - powiedział cicho głosem na skraju śmiechu.

Chwilę potem drzwi otworzyły się z sykiem. Stała w nich panna de Vries. Powitała swoich gości ciepłym uśmiechem i gestem dłoni zaprosiła do środka. Ubrana była w idealnie wyprasowany mundur i miała nienagannie zaczesane włosy do tyłu i upięte w koka, za wyjątkiem jak zwykle zbuntowanej, niesfornej grzywki.
- Dzień dobry panno Degauss, panie Garlik, wejdźcie proszę, czekałam na was.

Marika stała osłupiona ściskając swoją paczuszkę. Nim zebrała się w sobie, by jakkolwiek zareagować Tytus przepchnął ją delikatnie do środka przez drzwi i szybko położył na lewo wewnątrz torbę, którą trzymał w ręce. Zaraz po tym usłyszała jego wciąż rozbawiony głos za plecami.
- Bardzo chętnie bym wpadł, ale jego ekscelencja Vissher oczekuje mojej obecności na mostku. - mężczyzna skinął głową na pożegnanie pierwszej oficer i z satysfakcją w głosie dodał - Komandor de Vries.
Nim Marika zdołała zareagować na tą wciąż eskalującą sytuację, jej szalony przełożony nacisnął przycisk zamykania drzwi, które szybko zasunęły się przed nim zostawiając ją samą.
Dziewczyna przez chwilę mierzyła się z gwałtownym sztormem wypełniającym jej umysł, który nie pozwalał jej myślom nijak się uporządkować. W końcu jedna struga przebiła się przez tę plątaninę.
- Chwała Imperatorowi! - powiedziała znacznie głośniej, niż chciała. Wyprostowała się także i wykonała poprawny znak Aquilla, cała blada na twarzy.
Pech jednak chciał, że torba, która była jej pocieszeniem te chwile temu, teraz okazała się zgubą. Wysuwając się z jej objęć uderzyła ze straszliwym, w mniemaniu dziewczyny, łoskotem, a grupa niesfornych guzików przetoczyła się po podłodzę, jeden uderzając w perfekcyjnie wypastowany but kobiety przed nią. Marika zrobiła się tak czerwona ze wstydu, że widziała jak w ścianach odbija się jej poświata bijąca z jej twarzy. Starała się stać nieruchomo jednak, nie pogarszając już bardziej tej sytuacji.

Amelia uśmiechnęła się do niej uprzejmie i przykucnęła na podłodze, zaczynając zbierać rozsypane guziki. Mówiła też przy tym spokojnie do Mariki.
- Nic się nie stało. - Zapewniła ją łagodnym głosem. - Może pozbierajmy tych uciekinierów i napijmy się herbaty. Co pani na to, panno Degauss? Będziemy mogły spokojnie porozmawiać. - Przyjazny uśmiech nie schodził z jej ust.

Marika przykucnęła i pośpiesznie zaczęła zbierać rozsypaną zawartość. Wciąż czerwona, oddychała głęboko, by się uspokoić.
- Tak, już przygotuję, jak sobie Pani Komandor życzy. - odpowiedziała całkiem, ku swojej dumie, spokojniejszym głosem.

Kiedy pozbierały wszystko, Pierwsza wyprostowała się i wskazała Marice szafkę obok stołu, gdzie mogłaby położyć swoje rzeczy.
- To ja jestem gospodynią, zajmę się herbatą, a tymczasem niech się pani rozgości. - Zaproponowała dziewczynie krzesło przy stole.

Kwatery arcymilitanki były czyste i uporządkowane, wszystko miało swoje miejsce. Amelia lubiła porządek, teraz z zadowoleniem rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok padł na marynarkę Tytusa, którą tutaj zostawił podczas pamiętnego obiadu. Zupełnie o niej zapomniała.

Dziewczyna, nie wiedząc jak powinna zareagować, odłożyła pakunek. Zrobiła to powoli, ze skupieniem godnym chirurga, pilnując, by żadna część niesfornej zawartości nie powtórzyła poprzedniej katastrofy.
Stanęła wyprostowana obok krzesła, nie śmiąc siadać. Choć starała się stać sztywno jak posąg, ciekawość zwyciężyła i jej oczy pląsały coraz odważniej po pomieszczeniu. Była zachwycona. Wszystko, od posegregowanych naczyń, po nieliczne, acz w pełni użyteczne wyposażenie, emanowało dostojnością i profesjonalizmem jaki sobie wyobrażała. W przeciwieństwie do barłogu jej przełożonego, to były kwatery prawdziwego oficera, elity elit rodu Corax, legendarnej Amelii de Vries.
Wtedy jej wzrok padł na marynarkę Tytusa burzącą cały ten ład. Nawet tutaj, w tej świątyni, nie opuści on okazji, by się na niej poznęcać. Gdyby wzrok mógł palić tkaninę, mundur nadsternika zmieniłby się w kupkę popiołu.

W czasie, kiedy adiutantka nadsternika podziwiała jej kwatery, gospodyni przygotowała herbatę i upieczone wcześniej przez Linusa ciasteczka. Zaniosłą tacę do pokoju i postawiła na blacie stołu.
- Usiądź proszę. - Wskazała gościowi krzesło. Następnie podniosła delikatnie marynarkę pilota i podeszła do szafy. Wyciągnęła wieszak, zawiesiła na nim górną część munduru Garlika i odwiesiła do szafy, patrząc na Marikę przepraszająco. - Zupełnie o niej zapomniałam. Pan Garlik zostawił ją u mnie podczas naszego poprzedniego spotkania. Będę musiała mu o niej przypomnieć. - Wyjaśniła. Następnie wróciła do stolika, czekając aż panna Degauss usiądzie.

- Na niego nic i tak nie działa. - odpowiedziała zapominając się dziewczyna. Ponownie lekko czerwieniąc się usiadła. - Przepraszam, Pani Komandor. Ja mogę ją zabrać dla Nadsternika.

- Nie przejmuj się tym zupełnie. Sam ją odbierze, w swoim czasie. - Pierwsza starała się dodać odwagi swojemu gościowi ciepłym uśmiechem. - Chciałam z panią porozmawiać i skorzystać z pani usług. Pan Garlik mówił, że jest pani niezrównaną krawcową. Ze względów bezpieczeństwa, opuszczałam Scintille w pośpiechu i nie zabrałam większości swoich rzeczy. Potrzebuję uzupełnić garderobę. Jako pierwszy oficer muszę godnie reprezentować Ród Corax i moją panią. Czy zechciałaby mi pani w tym pomóc?

- Pan Nadsternik przecenił moje zdolności. - odpowiedziała cicho. Jednak mimo spuszczonego wzroku z onieśmielenia, że komandor de Vries wie o jej istnieniu, na jej ustach pojawił się odruchowo śladowy uśmiech. Możliwość bycia użytecznym dla kogoś tak dystyngowanego, stworzenie ubioru dla tak szlachetnej sylwetki zaparła w niej dech i bała się go wypuścić.

- Pozwól moja droga, że sama to ocenię. Czy Pan nadsternik mówił coś o celu tej wizyty?

- Nie, Pan Nadsternik nie wspominał. - wspomnienie wrednego uśmiechu Garlika pozwoliło jej odzyskać równowagę.

Pierwsza wskazała ręką paczuszkę Mariki, którą ze sobą przyniosła.
- Widzę, że Pan Garlik dotrzymał słowa i zorganizował jakieś materiały. Natomiast mam obawy, czy kolor czarny się wśród nich znajduje. Jestem w żałobie i staram się nosić na czarno, w ostateczności jakiś ciemny granat, albo szary. Myślałam o garniturze albo dwóch i sukni wizytowej. Na początek. Jeżeli wrócimy do Przyczółka, może uda mi się zakupić więcej tkanin. Na co dzień i tak chodzę w mundurze, ale potrzebuje czegoś bardziej reprezentacyjnego. Lubię prostą elegancję, ale posłucham pani sugestii. Czy ma pani jakieś swoje własne projekty, które mogłabym obejrzeć?

Radość raz po raz wzbierała w Marice. Była to scena tak z fantazji, że odczuwała konieczność uszczypnięcia się dyskretnie. Zamiast tego wykorzystała te uczucia, by zebrać odwagę i podejść do swojej torby. Z niej wyciągnęła swój szkicownik. Powoli, już go przeglądając, wróciła na miejsce.
- Mam parę projektów, choć nie wiem czy są godne Pani Komandor…-mówiła z zapałem, zapominając o etykiecie - o, ten będzie najle…
Marika zamilkła. Zeszyt zawierał różne stroje, na każdą okazję, niektóre bardziej śmiałe niż inne, jednak strona na której się zatrzymała zawierała bardzo ładną, zarazem dającą poczucie prostoty suknię. Widać było w szkicu talent artystki bowiem rysunek był bardzo żywy i realistyczny. Amelia, z pozycji w jakiej siedziała, mogła jednak dojrzeć, że oprócz niesamowitej dbałości formy o samą suknię, nie poskąpiono jej dla samej modelki.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem wpatrzona w dyskretnie uśmiechniętą postać Amelii de Vries w trakcie tańca.
- Może lepiej jeśli zrobię coś nowego. - ledwo wydusiła z siebie.

Pani Komandor nie dała po sobie poznać, że jest zaskoczona. Spokojnie wyciągnęła rękę po szkicownik.
- Jesteś bardzo utalentowana, to piękny rysunek, aż mi teraz żal, że nie umiem tak tańczyć. Pochlebia mi, że wybrałaś mnie na modelkę, chociaż nie jestem przekonana, czy z moimi gabarytami bym się do tego nadawała.- Dodała z uśmiechem. - Mogłabym obejrzeć szkice? - Spytała łagodnie.

Marika przełknęła ślinę. Zamykając oczy podała szkicownik w stronę rozmówczyni.

Amelia wzięła do ręki szkicownik adiutantki Garlika i zaczęła go powoli przeglądać, kartka po kartce, uważnie przyglądając się jego zawartości.

Najnowszy rysunek, ten, który Pierwsza dostrzegła wcześniej pokazywał ją samą w aksamitnej, czerwonej sukni, zadziwiająco prostej, jednak jednocześnie bardzo zmysłowej, w trakcie tańca. Nie było widać partnera czy otoczenia, ale po samym zamaszystym obrocie można było wywnioskować, że nie była to jedna z sal balowych szlachty. Kolejna strona zawierała już znacznie bardziej stonowaną suknię, pasującą do szlacheckiego balu, noszoną przez tą samą modelkę. Jednak Amelia nie była jedyną przedstawioną na kartach. Choć dziedziczka de Vries dominowała w przypadku strojów balowych, wieczorowych czy wyjściowy, chyba najbardziej tajemniczym przykładem było przedstawienie jej w czarnej sukni podobnej do tej w której przedstawiona na portretach jest lady Winter, nawet z tym samym wyrazem twarzy, to inne typy strojów, zwłaszcza tych bardziej wyzywających dzierżyły inne modelki. Były one różnorakie, tak samo jak ich stroje. Większość z nich była dosyć swobodna, niektóre zadziwiająco wyzywające, z misterną plątaniną wstążek i pasków w odpowiednich miejscach. Było też parę strojów kąpielowych, bardzo misternych i zarazem strategicznie przyciągających męskie oko.
Jednak nie to było najdziwniejsze dla szlachcianki. Każda z tych kobiecych modelek, nadal bardzo dobrze odwzorowanych, niektóre nawet ze znajomymi twarzami, miały dorysowane różne karykaturalne deformacje. Jedna posiadała wielki, włochaty pieprzyk pod ustami, inna długie spiczaste uszy obrośnięte jakąś plątaniną futra, aż jedna postać, w wyzywającym dwuczęściowym kostiumie, uśmiechając się zalotnie, miała narysowaną pętle szubienicy na szyi.
W końcu Amelia natrafiła na pojedynczy projekt, przy którym się zatrzymała na chwilę. Projekt przedstawiał samą Marikę, w mundurze identycznym jaki nosiła teraz. Jednak rysunek ten nie oddawał rzeczywistości tak jak wszystkie poprzednie. Dziewczyna na nim miała inną sylwetkę, przypominającą wręcz chłopięcą, także twarz wyglądała brzydko i niezdrowo.
Kolejne kartki, bliżej początku początku szkicownika przedstawiały już jedną i tą samą kobietę. Była to kobieta średniego wieku, brunetka o delikatnym pogodnym uśmiechu, takim samym na każdym obrazku. Była przebrana w różnego rodzaju suknie i sukienki. Tych obrazków było najwięcej i pozwalały obserwować postęp umiejętności rysowniczki. Najpóźniejsze były perfekcyjne, lecz im bliżej początku coraz mocniej było widać niedociągnięcia. Ostatecznie jednak, choć przedostatni obrazek wydawał się ledwo rozpoznawalną ludzką sylwetką to pierwszy znów był zaskoczeniem. Była na nim mała dziewczynka, przypominająca Marikę, uśmiechnięta prosto na obserwatora, pośród łąki wypełnionej przepięknymi barwnymi kwiatami. Rysunek ten był wykonany z taką dokładnością, że miało się złudzenie, że jest to fotografia i tylko pewne uproszczenia artysty pozwalały rozpoznać różnice.
- Jeśli nic się nie podoba, to mogę narysować coś nowego, to nie problem, idzie mi to bardzo szybko. - odezwała się po dłuższej chwili adiutantka Garlika.
Pierwsza oglądała z zachwytem w oczach kreacje stworzone ręką adiutantki Tytusa. Choć z największą uwagą oglądała autoportret Mariki i te najwcześniejsze obrazki. Przy ostatnim portrecie zawiesiła oko na dłużej
Kiedy doszła do karykaturalnie oszpeconych modelek, uniosła brew.
- Widzę, że ma pani dość nietuzinkowe podejście do niektórych modelek. Zgaduję, że te biedne dziewczęta naraziły się pani znajomością z pani przełożonym. - Spytała łagodnie i z nutką rozbawienia w głosie.

Dziewczyna zarumieniła się mocniej niż myślała, że potrafiła. Mętlik w głowie nie pozwalał jej wymyślić odpowiedniej odpowiedzi.
- To, tylko taka zabawa. - wybąkała cicho.

Amelia wyrozumiale skinęła głową.
- Jak widać każdy potrzebuje jakiejś odskoczni, sposobu na radzenie sobie ze stresem. - Na jej ustach pojawił się znów ciepły uśmiech. - Nie ma w tym nic złego. - Po chwili namysłu dodała łagodnie. - Przyznaję, że sposoby pana Garlika mogą być kontrowersyjne, ale nie jest to niezgodne z regulaminem i dopóki nie rzutuje negatywnie na jego pracę, nie ma się co czepiać. Każdego dnia mierzymy się z niebezpieczeństwami i ogromnym ryzykiem, to normalne, że ludzie szukają pocieszenia, odskoczni. Zbyt mocno napięta nić pęka, tak samo jest z ludźmi. Czasem trzeba poluzować inaczej pękną.

- Przydałoby się, by był mniej rozluźniony. - prychnęła Marika. Wspomnienie jej szefa przekierowywało jej myśli i była znacznie swobodniejsza. - I tak żadnej z nich nie chce. To ja muszę potem świecić za niego oczami.

- W takim razie muszę mu pogratulować, że ma asystentkę, która tak dobrze ogarnia jego sprawy. Ma bardzo dużo szczęścia. - W oczach pani oficer zatańczyły figlarne ogniki. - Ja bardzo cenię pana Garlika. Jest świetnym pilotem, kompetentnym oficerem. Owszem z dyscypliną ma trochę nie po drodze, ale nawet on wie kiedy należy zachować powagę. Jego odwaga i poświęcenie przy ratowaniu załogantów podczas poprzedniej podróży przez osnową, bardzo mi zaimponowała.

Marika spojrzała z niedowierzaniem na Amelię.
- Jest arogancki, nadęty i porywczy. Co gdyby coś mu się stało i statek straciłby sternika? Zawsze działa, nim pomyśli. Ani trochę nie dbał o siebie do niedawna, nawet nie dał się opatrzeć po tych swoich eskapadach. Wszystko trzyma w sobie i nigdy nie pozwala sobie pomóc.
Po chwili jednak zrobiła zamyśloną minę.
- To prawda, ma swoje dobre strony, ojciec mi opowiadał. Nigdy nikogo nie zostawił w potrzebie. Na swój sposób także wypełnia swoje obowiązki. Tata też mówił, że jest bardzo dobrym pilotem.

- Pan nadsternik wygląda na osobę, która wiele w życiu przeszła. Przeczytanie jego dossier i kilka opowieści, którymi się ze mną podzielił, tylko to potwierdzają. Być może uciekanie w używki i przelotne romanse pozwala mu o czymś zapomnieć. Podejrzewam, też że przy pani pozwala sobie na dużo więcej, niż przy mnie. - Oddała szkicownik adiutantce. - Pani szkice i projekty niezmiernie mi się podobają. jestem pewna, że uszyje mi pani odpowiednie stroje i choć planowałam tylko dwa proste garnitury i czarną wizytową suknię, chciałabym też prosić o uszycie tej, przepięknej czerwonej sukni. Jest zachwycająca i nie potrafię się jej oprzeć.

Marika odebrała z wdzięcznością zeszyt. Była rozpromieniona perspektywą bycia użyteczną dla Amelii de Vries, ale starała się po sobie tego nie poznać.
- Oczywiście, zabiorę się za to jak najszybciej. - po chwili jednak namysłu zrobiła zdziwioną minę i dodała - Opowieści? Nadsternik nigdy mi nic nie mówi. Wszystko co o nim wiem przeczytałam w listach ojca. Choć przyznam, że dzięki temu wiem już bardzo dużo.

- Rozmawialiśmy raz czy dwa. Jako pierwszy oficer powinnam znać pozostałych członków kadry oficerskiej. - Posłała Marice kolejny ciepły uśmiech. - Przyznam, że mnie zaciekawiłaś. Pan Garlik miło wspominał pani ojca, zdaje się, że byli dobrymi przyjaciółmi. Chętnie posłuchałbym jeszcze jakiś opowieści o panu nadsterniku. - Dolała dziewczynie herbaty i podsunęła półmisek z ciasteczkami.

- Jest ich dużo. - Marika uśmiechnęła się, nieśmiało biorąc ciasteczko - Pewnie opowiadał takie by się nimi chełpić, ale ja czytałam też inne. - dziewczyna uśmiechnęła się podstępnie, zadziwiająco podobnie do miny jaką Garlik przyjmował w takich momentach - Na pewno nie opowiadał o swoich problemach z drobiem.

Amelia uśmiechnęła się delikatnie, powstrzymująć się od chichotu.
- Tą akurat opowiadał.

- Naprawdę? - Marika otworzyła oczy ze zdumienia, niemalże krztusząc się ciasteczkiem - Opowiadał jak przez niego zrobili abordaż na swój własny okręt, zwolniono kapitana, a on sam niemalże trafił na stół admirała jako główne danie?

- Zgadza się. - Amelia z trudem zachowywała powagę. - Wspominał też coś o kapitanie Lausek, czy pani ojciec pisał o tym? Chętnie posłuchałabym tej historii.

- Źle go oceniłam… - Marika stwierdziła ze zdumieniem i dodała już cicho pod nosem - Wyglądał prześmiesznie bez brwi i włosów…
- Kapitan Lausek? To był ich przełożony na Nieustającym? Chodzi o opuszczenie kaliarczyków?

- Chyba tak. Nie znam szczegółów, wspominał tylko o kapitanie przy okazji opowieści o drobiu. Z tego co mówił, to się musiał poróżnić z kapitanem mocno i pani ojciec mu to wyrzucał. To zdaje się był powód opuszczenia statku przez oddział pana Garlika i pani ojca. Chciałabym poznać tą historię. Czy zrobi mi pani tą przyjemność?

- Sama nie wiem czy znam ją dość. - Marika zafrasowała się - W jednym liście ojciec pisał, że jest dumny, pan Tytus opuścił kaliarską, jednostkę w której służyli, i za zasługi został adiutantem samego kapitana Lauseka. We flocie był on dowódcą Nieustającego. W kolejnym liście było napisane, że Tytus ich wszystkich wkopał, ledwo co go ojciec przed sądem polowym uratował oraz, że zostali przeniesieni na Aksamitnego Spowiednika. Napisał też o całym zamieszaniu na pokładzie, o tym jak myślał, że Tytus zdezerterował i jak się odnalazł w kuchni na Karmazynowym Mścicielu. Ojciec pisał, że gdyby nie był on ledwo żywy to sam, by go utłukł, a trzeba wiedzieć, że tata był bardzo łagodnym człowiekiem. To wszystko co wiem niestety.

- Rozumiem, w takim razie będę musiała zapytać u źródła. Pierwsza zamyśliła się na chwilę, ale potem dalej kontynuowała. - Ale odbiegamy od sedna sprawy. - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Będzie pani potrzebowała wziąć miarę, prawda?

- Tak, oczywiście. - rozbudziła się Marika. Wstała i wyjęła z torby tradycyjną, ręczną miarkę. Zapytała wstydliwie - Mogę prosić, panią Komandor?

Amelia wstała od stołu kiwając potakująco głową.
- Ależ oczywiście. Bez dokładnych pomiarów ubrania nie będą dobrze leżeć. Mam bardzo niestandardową figurę. - Podeszła na środek pomieszczenia, żeby miały wystarczająco miejsca. Następnie zdjęła marynarkę od munduru, potem spodnie i podkoszulek. Stanęła przed krawcową w samej bieliźnie, wyprostowana i gotowa na mierzenie. Miała dobre proporcje ciała, bardzo wydatną klatkę piersiową i szerokie biodra, razem z wyraźnie węższą talią tworzyły kształt klepsydry. Cała sylwetka była atletyczna i można by ją nazwać nawet zgrabną. Jedynie syntetyczne mięśnie zaburzały trochę te proporcje, zwłaszcza na udach i przedramionach. - Jak pani widzi, mam rozbudowane mięśnie, głównie za sprawą syntetycznych wszczepów. Chciałabym to zamaskować choć trochę w sukniach.

Marika skinęła głową zabierając się do mierzenia. Jej pomiary jak zawsze były bardzo szczegółowe. Raz po raz prosiła, by kobieta wykonała jakiś ruch by zmierzyć sylwetkę pod innym kątem.
-To nie będzie ani trochę problem, to kwestia lekkiego zmodyfikowania linii… wg mnie nie ma niczego do maskowania jednak. - powiedziała zamyślona. Nie mogła pomóc na to, by nie podziwiać tak doskonałej formy jak ta pierwszej oficer. Wyglądała dla niej jak żywy posąg, niczym siostra wojny, jednocześnie będąc bardzo kobieca. Spojrzała na siebie z rozczarowaniem, gdy mierzyła klatkę piersiową. Dzieliło je wszystko, równie dobrze mogłyby pochodzić z różnych gatunków.

Kiedy Pierwsza obracała się i zmieniała pozycję, by pannie Degauss było wygodne i mierzyć jej proporcje, przyglądała się z uwagą dziewczynie.
- Jest pani bardzo skupiona przy tym co robi, musi pani bardzo lubić szyć, mam rację? A to co zobaczyłam w pani szkicowniku upewnia mnie, że ma pani prawdziwy talent i wyobraźnię, panno Degauss. Na końcu szkicownika był portret dziewczynki. Czy to pani znajduje się na tym portrecie? I kto go wykonał. Widać rękę prawdziwego mistrza albo mistrzyni.

Marika ukryła emocje w skupieniu nad swoją pracą jednak jej głos brzmiał trochę smutno.
- Tak, to ja. Podobno w czymś co nazywa się ogrodem. Narysowała go moja matka, bym miała od czego zacząć. Miała prawdziwy... - głos dziewczyny stracił przez chwilę całkiem moc - talent.

- Na pewno byłaby z ciebie dumna, z tego jak rozwinęłaś swój talent i na jaką wspaniałą kobietę wyrosłaś. - Głos de Vries był miękki i łagodny. - Ja straciłam ojczyma, kiedy miałam dziesięć lat. Nie był moim biologicznym ojcem, ale wtedy innego nie znałam. Zawsze go podziwiałam, był szefem ochrony Lorda Gunara, a potem ja zostałam szefem ochrony Lady Winter. - Uśmiechnęła się do Mariki. - Bądź dumna z tego co osiągnęłaś, moja droga. Jesteś silną i inteligentną kobietą o wielu talentach. Jestem pewna, że daleko zajdziesz. Z przyjemnością będę obserwować jak się rozwijasz.

Dziewczyna była zaskoczona takimi słowami. Wzruszenie wypełniło jej pierś i ledwo powstrzymała wilgotne oczy. Miała problem z powiedzeniem czegokolwiek.
- Dziękuje, pani Komandor. - zabrała miarkę biorąc głęboki oddech - Mam wszystko czego mi potrzeba.

Arcymilitantka sięgnęła po swoje spodnie i zaczęła się ubierać. Zrobiła to szybko i sprawnie i gotowa stanęła przed swoim gościem.
- Dobrze, będę czekała na efekty pani pracy. Dawno już nie czułam ekscytacji w oczekiwaniu na nową kreację. - Uśmiechnęła się do dziewczyny serdecznie i pogłaskała ją czule po głowie, niczym starsza siostra. - Dziękuje, że poświęciła mi pani swój czas. Może pani już spakować swój ekwipunek. Odprowadzę panią do kwatery i pomogę nieść te rzeczy, wyglądają na ciężkie. Z drugiej strony, okazały się niepotrzebne, skoro skończyło się tylko na mierzeniu. - Roześmiała się, zapinając marynarkę.

Kiedy Marika zbierała swoje rzeczy, Pierwsza zebrała naczynia ze stołu i udała się do części kuchennej. Zostawiła je w zlewie a następnie dyskretnie włożyła do swojej torby starannie zapakowaną paczuszkę i butelkę, które schowane były w jednej z szafek. Torbę przerzuciła przez ramię i ponownie stanęła przy adiutantce nadsternika.
- Jestem gotowa, możemy iść.

Marika skinęła głową, stanęła przy drzwiach i wybąkała.
- Dziękuję.

Wyszły obie na korytarz i nieśpiesznie przeszły do windy, a następnie zjechały na poziom niżej, gdzie znajdowały się kwatery Mariki i innych niżej postawionych oficerów. Amelia odprowadziła dziewczynę pod same drzwi i postawiła ciężki bagaż w otwartych drzwiach do jej pokoju. Starała się nie rozglądać po pomieszczeniu wścibsko. Nie chciała bardziej zawstydzać adiutantki Tytusa. Podziękowała jeszcze raz za wizytę i pożegnała się uprzejmie z dziewczyną.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...

Ostatnio edytowane przez Lua Nova : 09-11-2020 o 13:59.
Lua Nova jest offline