Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2020, 10:34   #214
Joer
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
Aprius 816.M41, Pokład Błysku Cieni


Kiedy Marika zniknęła w swojej kwaterze i drzwi się za nią zasunęły, Amelia odwróciła się i wróciła na poziom należący do koterii. Zamiast jednak wrócić do siebie,zatrzymała się przed kwaterą nadsternika i zapukała, mając nadzieje, że uwaga o pilnym wezwaniu na mostek była tylko wymówką.

Drzwi po paru chwilach otworzyły się i stanął w nich uśmiechający się triumfalnie Tytus. Miał na sobie czarny bezrękawnik i dresowe spodnie. Miał przyspieszony oddech, a na jego czole widać było kropelki potu.
Gdy spostrzegł Amelię zdumiał się i zakłopotał.
- Witaj, nie spodziewałem się…- przerwał i dodał zaciekawionym tonem - Czyżby moja podwładna coś przeskrobała?

Archmilitantka uśmiechnęła się figlarnie widząc zdumione spojrzenie pilota.
- Chyba nie do końca wpisuje się w definicję lafiryndy, ale może dasz się przekupić butelką amasecu i ciasteczkami od Linusa, i wpuścisz mnie do środka?

Tytus otworzył szerzej oczy. Już stanął z boku zapraszającym gestem ustępując drogi oficer, gdy zreflektował się.
- Jedną chwilę. - powiedział z zakłopotaniem i zasunął drzwi.
Po pewnym czasie ponownie otworzył drzwi, ubrany już w koszulkę, wpuszczając Amelię do środka.
Pomieszczenie nie było duże choć brak sprzętów optycznie je powiększał. Jedną ścianę stanowiła zamaskowana w ścianie szafa, całkiem dobrze zamaskowana, choć obecnie wystająca przez szparę skarpetka i kawałek rękawa zdradzała ją wyraźnie. Na środku, na miękkim dywanie stała całkiem szykowna kanapa, wraz ze stolikiem, przy którym stał wygodny fotel i pufa. W rogu było standardowe biurko z terminalem i oprócz tego. Przy drzwiach stał pojedynczy wieszak, wraz ze stojakiem na mundur. W kolejnym rogu pomieszczenia stała mała mata, na której spoczywały dwa hantle. Nie było jednak w tym pokoju niczego co by świadczyło kto tutaj mieszka. Nie znajdowały się tu, poza skarpetką, żadne przedmioty osobiste.
- Zapraszam...proszę jej nie mieć tego za złe, trochę ją zmyliłem.

Amelia uśmiechnęła się pod nosem widząc osieroconą skarpetkę na podłodze.
- Przepraszam, powinnam uprzedzić, że przyjdę, a nie wpadać z nienacka. Miałbyś czas na spokojne ogarnięcie pokoju, wskazała oczami skarpetkową zgubę, pilotowi. Chyba, że gdzieś tu ukryłeś jedną ze swoich przyjaciółek i biedna siedzi w szafie. - Puściła oko do nadsternika. - Nie gniewam się na Marikę, to wyłącznie twoja wina, bo ją podpuściłeś. - Pogroziła mu palcem z żartobliwym uśmiechem.

Tytus szybko zgarnął zgubę i wcisnął do dobrze wkomponowanej w ścianę szuflady. Odwrócił się z uśmiechem.
- Winny. Przyznam, że chciałem jej utrzeć nosa, bo trochę się rozwydrzyła ostatnio. Choć mam nadzieję, że wizyta nie była zbyt dla niej stresująca.

- Mam nadzieję, że nie. Była spięta na początku, ale potem wydawała się być bardziej rozluźniona. Ja oceniam to spotkanie na bardzo udane. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że ja się też troszkę rozluźnię? - Podeszła do stolika i położyła swoją torbę na fotelu. Następnie rozpięła marynarkę od munduru i zdjąwszy ją przewiesiła przez oparcie mebla. Poluzowała kołnierzyk i podwinęła rękawy od koszuli. - Od razu lepiej. - Powiedziała z widoczną ulgą. - Podeszła znów do torby i wyciągnęła z niej pakunek wraz z butelką amasecu. - Masz kieliszki?

Tytus skinął potwierdzająco głową spoglądając pogodnie. Podszedł do ściany, na którą nacisnął otwierając barek. Sprawnym ruchem wyciągnął dwa kieliszki, podszedł do stołu i rozlał wino do obu. Usiadł na kanapie wskazując gestem na fotel rozmówczyni.
- Cieszę się więc, że mogłem stać się przyczyną nowej znajomości. Możesz się nie martwić. Marika jest naprawdę dobra w tym co robi. Pewnie w lepszych okolicznościach zdobyłaby małą fortunę projektując dla znamienitych rodów.

- Nie wątpię w to. - Przytaknęła Pierwsza. Zanim usiadła wygodnie w fotelu, wręczyła Tytusowi pakuneczek. - Mam nadzieję, że będą ci smakować. Miałam nadzieję dać ci je, kiedy przyszedłeś z Mariką, ale tak szybko uciekłeś, że nie zdążyłam. - Usiadłszy, poprawiła się na siedzisku i spojrzała na nadsternika. - Widziałeś jej szkicownik? Byłam zaskoczona, ale też pełna podziwu dla jej talentu.

Garlik wyłożył ciastka na talerzyk i położył na stoliku, częstując się jednocześnie.
- Widziałem kiedyś, dawno temu, odziedziczyła talent po matce. To ją rysuje w nim cały czas.


- Nie tylko ją. - Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie pozostałych modelek panny Mariki. - Znałeś ją? Matkę Mariki? Ile twoja adiutantka miała lat, kiedy jej mama zmarła? - Dodała już poważnym tonem.

- Nie poznałem jej nigdy osobiście. - Tytus zamyślił się - Ale sporo o niej słyszałem od jej męża. Była krawcową na dworze pewnego arystokraty. Zmarła… no powinienem był powiedzieć zaginęła rok temu. Marika miała wtedy 17 lat.

- Zaginęła? Co masz na myśli. - Pani Komandor zmarszczyła brwi.

- To przygnębiające, ale nie tak rzadkie niestety. - Tytus zmarszczył brwi - Została wezwana do swojego pana. Nigdy nie wróciła. - wypowiedź Garlika była z premedytacją lakoniczna, a ton jego głosu wyrażał cień złości.

Amelia słysząc to, zadrżała i objeła się ramionami. Zrobiła się blada jak płótno i przez chwilę na jej twarzy pojawił się cień strachu. W tym momencie wydawała się krucha i bezbronna.

Garlik poczuł się nieswojo i wypomniał sobie swoje niedelikatne podejście. Napił się z kieliszka zachęcając do tego też rozmówczynię.
- Wybacz, to… niezbyt przyjemna historia. Mogłem być … ostrożniejszy.

Kobieta również pociągnęła solidny łyk wina i jej policzki od razu nabrały kolorów. Choć nadal lekko drżała, powoli odzyskiwała równowagę. Pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się blado do nadsternika.
- To nie twoja wina, mój drogi. Ja… powiedzmy, że też mam złe doświadczenia z arystokracją.

Tytus uniósł brwi zdziwiony.
- Ale chyba nie…? - szybko skarcił się w myślach za to pytanie - Przepraszam, nie powinienem był.

- Nie...na szczęście, nie. - odpowiedziała cicho. Znów objęła się ramionami. - Ojciec… - Głos jej drżał. - go zastrzelił. Krew była wszędzie… Zanim umarł, złapał się mojej spódnicy i spojrzał mi błagalnie w oczy… - Nie patrzyła na Tytusa. Jej wzrok był pusty, a głos jej drżał.

Może nie rozumiał przez co przechodziła, ale wiedział, że coś powinien zrobić. Żadne słowo nie przyszło mu do głowy, więc wykonał drugą rzecz w kolejności. Mężczyzna odłożył kieliszek na stolik i wstał gwałtownie. Jednym krokiem stanął przy fotelu. Miał dosyć zaciętą i poważną minę. Delikatnie, jednak stanowczo podniósł kobietę i objął ją. Jego oddech był miarowy i głęboki. Starał się nie zrobić jej krzywdy jednak jednocześnie być mocnym oparciem.

Amelia nie protestowała, całkowicie poddała się Garlikowi. Pusty kieliszek, który trzymała w rękach upadł cicho na miękki dywan. Nawet nie zwróciła na to uwagi. Pozwoliła by ją schował w swoich ramionach i położyła głowę na jego piersi, zamykając oczy. Rytm jego serca powoli ją uspokajał.

Trwali tak dłuższą chwilę w ciszy. Oddech Pierwszej zrównał się z oddechem Tytusa. Kobieta uspokoiła się i uniosła twarz w górę, patrząc w oczy nadsternikowi. Wydawała się jeszcze bardziej krucha i delikatna, niż chwilę temu.

Powoli uniosła dłoń i delikatnie pogładziła pilota po policzku.
- Dziękuję, ja… nikt nigdy… to znaczy… - Wyszeptała cicho z lekkim zawstydzeniem. Na jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Uniosła się lekko na palcach w górę i musnęła usta Tytusa w nieśmiałym pocałunku.

Mężczyzna na pewno powinien być zaskoczony, wszakże zupełnie się nie spodziewał takiego obrotu, dodatkowo w pełni rozumiał, że ich zwykła zabawa, regularne droczenie się było stosunkowo niewinne. Było to sportowe, każde z nich rozumiało swoje granice, przypominało to bardziej przyjacielski sparring na szpady.
Lecz Tytus nie był człowiekiem, u którego chłodna analiza oraz skrupulatne rozsądzanie było wskazane. Był pilotem, większość decyzji musiał podejmować nim jego zmysły w pełni zarejestrowały zjawisko, które ich wymagało. Nie był to odruch, bo na taki nie można sobie jednak pozwolić w tak skomplikowanym środowisku. Dobrego pilota cechowało działanie instynktowne.
Usta sternika zachłannie wpiły się w usta kobiety, jednocześnie zacisnął uścisk mocniej. Był to czysty instynkt.

Początkowo zaskoczona gwałtownością nadsternika, Amelia poddała się jego pocałunkom. Przez głowę przeszła jej szybka myśl, że igra z ogniem. Zignorowała jednak ostrzeżenie podświadomości i pozwoliła by instynkt pokierował jej ruchami. Jej ręce objęły mocno plecy pilota, a usta odwzajemniły pocałunki z żarliwością, która nawet ją zaskoczyła.

Tytus wrócił do świadomości i kontroli. Z wyrazem zaskoczenia odsunął kobietę od siebie. Odwrócił się i przykucnął, by podnieść kieliszek po czym ruszył do barku by wziąć nowy. Potrzebował tego czasu, bycia odwróconym i skrytym przed nią, by zrozumieć co się stało. Wiedział, że było to niemożliwe, ufał temu bardziej niż swoim zmysłom, które go teraz zawiodły. Nie było łatwe dojść do ładu z faktami, postanowił, więc kupić sobie nieco czasu.
Odwrócił się już do Amelii z typowym dla siebie uśmiechem i nowym kieliszkiem w dłoni. Podszedł do stolika i nalał do obu wina. Rozbawionym głosem zagaił.
- No, nie wiem czy alkohol będzie dostateczną wymówką… trzeba chyba do tego dodać ogólny stres podróży oraz długą rozłąkę… nie sądzisz?

Amelia przez chwile stała jak uderzona obuchem. Podczas kiedy Garlik był od niej odwrócony, próbowała pozbierać myśli. Co się właściwie właśnie stało? Nie rozumiała tych wszystkich uczuć, które teraz się w niej kotłowały. Nadal czuła gorąco pocałunków nadsternika, próbowała uspokoić oddech. Kiedy Tytus odwrócił się do niej, spuściła wzrok i zarumieniła się. Powoli docierał do niej sens jego słów.
- Długą rozłąkę? - Powtórzyła głucho za mężczyzną. - O czym ty mówisz?

Garlik rozsiadł się wygodnie na kanapie i wzruszył ramionami. Upił trochę ze swojego kieliszka.
- Wiesz, chodzi o naturalnie nadchodzący zestaw. “To było nieodpowiedzialne, przecież tak się zwykle nie zachowuję, to nie przystoi, pochodzimy z zupełnie różnych światów, łączą nas tylko relacje zawodowe, to była tylko zabawa…” no i ostatecznie pewne uzasadnienie, coś co pozwala zbagatelizować to wszystko. “To było całe to napięcie podróży, samotność przez tyle miesięcy, rozłąka, niepewność jutra, za dużo alkoholu…”. - Garlik musiał przyznać, że pod koniec tej wypowiedzi udało mu się siebie całkowicie przekonać - Proszę się nie martwić, ja wiem, że postąpiłem niewłaściwie, wykorzystałem sytuację i głęboko przepraszam. To w pełni moja wina. Bardzo szanuje Maurice’a. Jestem gotowy ponieść dowolną karę po powrocie do portu Wander.

Pani komandor spojrzała na Garlika nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Próbowała znaleźć sens w plątaninie słów, które z siebie wyrzucał. W końcu jej wzrok padł na kieliszek na stole. Wzięła go do ręki i zupełnie nie po szlachecku wychyliła jednym chaustem, zupełnie jakby to była setka wódki. Usiadła na fotelu. Czuła jak wino szumi jej w głowie.
- Nie zamierzam uciekać się do takich tanich wymówek Tytusie. - Jej głos był poważny i spokojny, jakby w kontraście do wesołego tonu nadsternika. - To jak się zwykle zachowuję nie ma nic do rzeczy. Nigdy nie dbałam o to co przystoi, a co nie, nie muszę się nikomu tłumaczyć, a regulamin nie zabrania kontaktów członkom załogi. Nie jesteśmy nawet w tej samej sekcji. I co ma do tego wszystkiego Mauricio? - Przez chwilę zastanowiła się nad ostatnim zdaniem Garlika i po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Spojrzała Tytusowi prosto w oczy. - Mauricio jest dla mnie jak brat i zawsze traktował mnie jak siostrę. Nigdy żadne z nas nie czuło do siebie romantycznych uczuć, nie łączyły nas i nie łączą także żadne tego typu relacje. Nie mam zobowiązań wobec żadnego mężczyzny. - Poprawiła się w fotelu i sięgnęła po butelkę, ponownie napełniając swój kieliszek. Tym razem upiła tylko jeden łyk i kontynuowała. - Nie mam też prawa obwiniać cię o to co się stało. Jestem dorosła i nie boję się brać odpowiedzialności za swoje czyny. Już wcześniej dawałam ci sygnały swojego zainteresowania i teraz także nie pozostałam bierna. - Dodała już łagodniej. - Nie gniewam się na ciebie, po prostu czuję się teraz trochę niezręcznie i nie wiem jak powinnam się zachować.

Garlik wysłuchał w skupieniu. Jego wzrok zdradzał, że próbował ocenić słowa rozmówczyni.
- Rozumiem. - odezwał się zamyślony - Myślę, że będzie dla wszystkich najlepiej, jeśli uznamy, że ten incydent się nie wydarzył? To był zbieg wielu różnych czynników. Wygodniej będzie to zignorować i obiecać sobie poprawę.
Rozluźnił się na kanapie siadając wygodniej i skinął głową przybierając podstępny uśmiech.
- I nie masz powodu czuć się niezręcznie. Bardzo dobrze całujesz. Jest przestrzeń na poprawę, ale solidne 4 z plusem. - zaśmiał się.

Panna de Vries poprawiła się w fotelu i słuchała nadsternika z uwagą. Na jej ustach mimo woli pojawił się wyzywający półuśmiech.
- Pamiętaj, że wisisz mi zaległe korepetycje. Może powinnam się o nie upomnieć?

Garlik uniósł brwi i roześmiał się.
- Obawiam się, że stworzyłbym potwora. Już i tak niełatwo było się oderwać. - mrugnął.

Amelia teatralnie wzruszyła ramionami, choć w kącikach jej ust czaił się chytry uśmiech. Podniosła na niego szare oczy, w których czaiły się figlarne iskierki.
- Nieładnie panie nadsterniku. - Pogroziła mu żartobliwie palcem. - Najpierw rozpalasz w kobiecie żar, a potem zostawiasz ją po przystawkach. Obawiam się, że będę zmuszona odrzucić pańską propozycję o traktowanie incydentu za niebyły. Nie jestem już w stanie zapomnieć smaku pańskich ust.

Każda jota rozsądku mężczyzny rozkazywała mu się wycofać, nie brnąć dalej. Nie było ani jednego scenariusza, gdzie mogło to się skończyć dobrze. Wstał z kanapy ponieważ czuł potrzebę zmiany pozycji, pauzy na rozpatrzenie sytuacji. Pozwalało to też mu patrzeć z góry na oponentkę.
Nie potrafił jednak się wycofać, więc spojrzał podejrzliwe w stronę Amelii. Tytus Garlik nigdy nie przegrywa, nigdy się nie wycofuje. Ta ich gra go pożerała. Zamieszał w dłoni kieliszkiem patrząc z pewnym siebie uśmieszkiem na kobietę.
- Myślę, że mylisz to ze smakiem wina. - Tytus nadpił trochę - Ma bardzo zaskakujący bukiet. Mnie wydawało się takie surowe i skupione na początku, ewidentnie z wyższej półki. Jednak po czasie zaczęło uwalniać intrygujące aromaty. Przyznam, że nawet z moim długoletnim doświadczeniem nie mogę poradzić nic na to, że jestem zaintrygowany każdym łykiem. - wypił resztę napoju z kieliszka.
Podszedł do stolika z którego szybkim gestem chwycił butelkę nalewając do naczynia zawartość.
- Jednak jeśli nie będę się pilnował wypiję całe niestety. - popił z kieliszka raz jeszcze - Jestem pewien, że to kwestia tego wina.

Pani oficer powoli wstała z fotela, spojrzała tajemniczo na Tytusa, a na jej ustach czaił się drapieżny uśmieszek. Amelia była łowcą, łowcą który zwietrzył ofiarę i już jej nie wypuści z rąk. Powoli podeszła do nadsternika, nie odrywając od niego oczu. uniosła wyzywająco twarz ku niemu i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Hmm, być może masz rację mój drogi, powinnam to sprawdzić. Próbując obu rzeczy jeszcze raz i porównując. - Wymuruczała aksamitnym głosem. A następnie upiła łyk z kieliszka Garlika, wspieła się ponownie na palce i pocałowała pilota. I tym razem nie był to nieśmiały pocałunek.

Tytus odwzajemnił go delektując się smakiem. Upuścił kieliszek, który fortunnie upadł na stół nie wylewając nadto zawartości. Ramiona mężczyzny łapczywie obejmowały Amelię. Oderwał usta na zaledwie parę milimetrów spoglądając kobiecie głęboko w oczy.
- Jestem człowiekiem o określonej reputacji, Panno de Vries, jest panienka pewna, że chce igrać z ogniem?

Uśmiechnęła się do niego, skradając mu z ust krótkie pocałunki.
- Myślę, że nagroda jest warta ryzyka. - Pocałowała go raz jeszcze, tym razem bardzo namiętnie, a potem wyślizgnęła się zręcznie z jego objęć. - Muszę już iść, mam dzisiaj zajęcia z dziećmi. - Odsunęła się powoli od niego, patrząc mu figlarnie w oczy. Podniosła swoją torbę i ruszyła do drzwi. Zanim jednak je otworzyła, odwróciła się jeszcze raz do pilota. - Twoja marynarka nadal u mnie czeka. - Puściła do niego oko i wyszła na korytarz.

Kiedy Tytus został sam, jego wzrok padł na fotel, na którym jeszcze chwilę temu siedziała Amelia. Na oparciu przewieszona była jej marynarka od munduru.

Tytus na początku sięgnął po zgubę, lecz rozmyślił się. Zakorkował z wprawą resztę wina w butelce i usiadł ciężko na kanapie. Jego myśli były dosyć jasne. Całość tej znajomości już wcześniej była zbędnym ryzykiem, teraz stała się jednak absolutnym błędem. Nie oszukiwał się nawet przez chwilę. Zarówno Ramirez, mający dostęp do wszystkich systemów na statku, jak i Barca, specjalizujący się w tych rzeczach musieli, pewnie prędzej niż później zauważyć te ich schadzki. W obliczu obecnych zawirowań kreowanie jakichkolwiek podejrzeń było strzelaniem sobie w stopę. Całość jego persony składała się na to, że nie zwracał na siebie uwagi. Równie dobrze, mógłby narysować sobie cel na plecach.
Spojrzał na marynarkę lustrując ją szczegółowo. Racjonalnie było założyć, że Amelia zamierza go do czegoś wykorzystać. Nie tak, że zamierzał stawać na drodzę komukolwiek. Nie była rodzajem kobiety, które wybierał. Zawsze to on rozgrywał karty, zawsze to on miał inicjatywę. Nie była ani trochę w jego typie.
Spostrzegł swój pozostawiony kieliszek na stoliku. Podniósł go i uważnie przyjrzał się jego zawartości. Wino dalej roztaczało przyjemną woń, kusiło intensywną barwą. Wiedział doskonale, że wystarczy mu na dzisiaj i lepiej będzie je wylać.
Tytus Garlik z zachłannością wychylił cały kieliszek nie pozwalając ani kropli zostać na ściankach.

Pierwsza w milczeniu wróciła do swoich kwater. Zablokowała drzwi i rzuciła torbę na krzesło. Miała jeszcze trochę czasu przed zajęciami, zdąży wziąć prysznic. Zsunęła buty, powoli rozpięła koszulę i rzuciła ją na kanapę, w ślad za koszulą poleciały spodnie. Podeszła do lustra, przyglądając się swojej twarzy, nadal miała lekko zaróżowione policzki, a idealnie ułożone wcześniej włosy, były teraz w nieładzie. Podniosła ręce i wyciągała wsuwki, przytrzymujące koka. Włosy rozsypały jej się na ramiona. Powoli przyłożyła czoło do chłodnej tafli lustra i zamknęła oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Joer : 09-11-2020 o 14:12.
Joer jest offline